W tej chwili mija pięć lat od zakończenia naszej budowy...

Emocje znacznie opadły. Mogę się już zdystansować do całej tej niewiarygodnej historii z budową naszego małego, prostego, drewnianego domku, której chyba sam reżyser Bareja nie byłby w stanie wymyślić. O wielu rzeczach, o których napisałam w tej książce teraz bym już nie pamiętała, gdyby nie moje zapiski i zdjęcia. Może to i byłoby lepiej, a "zdrowiej" na pewno. Ale pomyślałam sobie, że zrobię pamiątkowy Dziennik Budowy, choćby dla rodziny, bo szkoda żeby to wszystko uleciało w niepamięć.

Poza tym pamiętam, że gdy byłam już bardzo załamana kolejnymi porażkami na budowie, jak bardzo potrafiło podnieść mnie na duchu czyjeś opowiadanie czy blog, że im też się nie udawało i coś szło nie tak. Czytałam wtedy mężowi wybrane fragmenty o czyichś niepowodzeniach i naprawdę, robiło się nam raźniej. Wtedy człowiek zdaje sobie sprawę, że nie tylko ON jest jakimś wybitnym wybrańcem losu, żeby mieć aż takiego pecha do wszystkiego, tylko to się po prostu ZDARZA. Nie wiem doprawdy, czy aż w takiej kumulacji jak u nas, ale to już zostawiam do oceny czytelnikom...

Więc jeżeli zamierzacie, albo już jesteście w trakcie i nie ma odwrotu, od dalszego przetrwania etapu budowy, swojego wymarzonego domku, przeczytajcie sobie o naszych perypetiach, związanych z budową. Może wasze ogromne problemy, choć na chwilę się zmniejszą.
I głowa do góry - czas leczy rany :)
Gdy teraz odwiedzają nas znajomi, zwłaszcza latem, gdy jest gorąco, basen pełen chłodnej wody, wokół rozsiewa się woń kwitnących kwiatów, a na grillu skwierczą pyszne mięsiwa, słyszymy:
- Jak tu u was fajnie!
Wiem, że teraz to już chyba tak!

To właśnie o to mi chodziło i dla takich chwil, porwałam się na tę budowę, chociaż nigdy nie zapomnę, jak ciężko było to wszystko wytrzymać…

Dzisiaj mogę powiedzieć, że uwielbiam to miejsce – nasz mały domek z ogródkiem!

Ku pokrzepieniu serc, zaÅ‚amanych inwestorów - Ewa.  Â