Nie jesteśmy sami we Wszechświecie. To co się z nami dzieje tu i teraz, jest maleńkim epizodem. Nasze życie jest cząstką wielkiego procesu samodoskonalenia się. Przybraliśmy swoją postać, aby wykonać to zadanie. Nie lękajmy się. Nie jesteśmy zdani tylko sami na siebie. Ktoś czuwa nad nami i pragnie naszych sukcesów. - To główne tezy książki fantastycznej Stana Ancienta. "Primeras" to pierwsza część opowieści o tym, co jest poza światem, w którym żyjemy. Okazuje się, że tam rządzą doskonale nam znane prawa. Otaczane tajemnicą sacrum wprawdzie są niezwykle swojskie i zrozumiałe. Z powieści Stana Ancienta dowiemy się "Skąd przychodzimy i dokąd idziemy". Autor jednak nie powołuje się, jak to obecnie jest w modzie, na  objawienia czy duchowe kontakty z Bogiem. Stan Ancient stworzył powieść fantastyczną, mocno osadzoną w realiach obecnej wiedzy o wszechświecie. Spopularyzował tę wiedzę i wypełnił własną wyobraźnią. Dla trzeźwo stąpających po ziemi, ale myślących Czytelników, książka ta na pewno stanie się ucztą duchową. Przeniesie Was ona w świat fantastyki. Kreuje świat konsekwentnie i obrazowo. Postaci są wyraziste, reprezentują całą gamę charakterów i osobowości. Wiele z nich zdołacie polubić. Książka jest o odwadze, odpowiedzialności, uczciwości. Kanwa opowieści zasadza się na pewnym przesłaniu, podporządkowana jest jego logice i być może, w związku z tym, po przeczytaniu powieści, może najdą Was filozoficzne refleksje. Nie ma ideału absolutnego, możemy się zawieść nawet na tych, których uważamy za "kryształowo" uczciwych. W książce bardzo wiele się dzieje. Bohaterowie różnych cywilizacji, są splątani swymi losami. Nierzadko rozwiązują problemy życia i śmierci, nie tylko jednostek, ale całych cywilizacji. Jest tu też wątek kryminalny.

 

Fragment:

"Na miejscu katastrofy zaczęły pojawiać się ciemne nie oznakowane ambulanse. Podjeżdżały dyskretnie, ustępując zawsze z drogi karetkom, pojazdom dowódczym straży pożarnej i radiowozom policyjnym. Przepuszczane były jednak na wjeździe, przez zasieki, bez oporu. Wychodziło z nich po dwóch, trzech mężczyzn, krótko rozmawiali z kierującymi zespołami ratowników lekarzami, brali jakieś od ręki wypisywane formularze i kierowali się do odkładanych na ubocze ciał spowitych czarnymi workami. Sprawdzali przywieszki przyczepione do zamknięć tych worków, a następnie ładowali po trzy, cztery ciała do każdego ambulansu. Młody Człowiek naliczył już kilkanaście takich ciał. Właśnie ładowano jedno z nich. Widocznie mężczyzna w ciemnym garniturze miał jakieś wątpliwości, porównując przywieszkę z trzymanym w dłoni formularzem, bo rozsunął suwak błyskawiczny i odsłonił twarz ofiary. Młody Człowiek ze zdziwieniem rozpoznał siebie. "Jak to, to ja jestem martwy?" - Przebiegła mu myśl jak błyskawica. Ku jego zdziwieniu nie wywołało w nim to przerażenia. Było mu całkiem dobrze. Mało tego, napawał się nowymi możliwościami, jakie teraz posiadł. Spojrzał przez ramię pracownika zakładu pogrzebowego. Pracownik trzymał jakiś papier. To był formularz  identyfikacyjny. Przyjrzał się dokumentowi uważniej. Nic się nie zgadzało, to nie były jego dane, ale ciało było jego! Usiłował krzyczeć - "To nie jest moja kartoteka, pochowacie mnie jako kogoś innego!". Widział jednak, że jego krzyk do nikogo nie dociera. Mężczyzna porównał jeszcze numer wpisany do formularza z przywieszką na worku - "Hm, wiek chyba się zgadza, mocno pokiereszowany, ale to jest młody mężczyzna. To pewnie ten z kartoteki, bierzemy!" Młody Człowiek odczuł ze zdziwieniem, że w sumie ta pomyłka nie za bardzo go obchodzi. Zdziwił się swojej obojętności. Spostrzegł natomiast, że mimo tego, że jego ciało było w worku, bardzo wyraźnie widzi paskudne obrażenia których doznały jego doczesne szczątki i nawet poczuł pewien niesmak i niechęć do tego "poszlachtowanego mięsa". Akcja ratownicza przebiegała bardzo sprawnie. Z autobusu nie wyjmowano już żadnych ciał. W jednym z radiowozów trwało przesłuchanie kierowcy ciężarówki. Mężczyzna w średnim wieku trząsł się cały i widać było stróżki potu spływającego po jego skroniach, szyi i plecach. Koszula była przemoczona pod pachami i widniały tam ogromne ciemne plamy. Młody Człowiek widział wyraźnie, że kierowca ten jechał silnie skacowany i nie wyspany po libacji z dnia poprzedniego. Kilkakrotnie przed wypadkiem złapał się na tym, że nie bardzo kontroluje pojazd, ale postanowił nie przerywać pracy, aby nie narazić się przełożonym. "Ciekawe, skąd ja to wszystko wiem?" - przebiegło przez myśl Młodego Człowieka, ale przysłuchiwał się z zaciekawieniem pytaniom policjanta i odpowiedziom kierowcy. Spocony mężczyzna nie przyznawał się do swojej niedyspozycji. Wskazania alkomatu tylko nieznacznie przekraczały dopuszczalną normę i to pozwalało kierowcy "iść w zaparte". Mówił właśnie, że jak wjechał na główną ulicę, to autobus jechał lewym pasem i on nie wie, dlaczego nagle zjechał. Kierowcy autobusu nie było wśród żywych by móc zaprzeczyć tym oskarżeniom. "Jechał strasznie szybko i nie dał mi szans na unik" - kłamał faktyczny sprawca wypadku. Młody Człowiek wyraźnie widział, że kierowca ciężarówki nie zauważył czerwonego światła na skrzyżowaniu, a samo skrzyżowanie zobaczył dopiero w ostatniej chwili. Wtedy było jednak już za późno. Odbił gwałtownie w prawo, taranując przód autobusu a potem rozrywając cały jego prawy bok, miażdżąc przy tym wszystkich siedzących po tej stronie pasażerów. Było kilkanaście minut po czternastej, panował szczyt. Autobus miał komplet pasażerów. Ciężarówka była przeładowana, tak że gruz kilkakrotnie zsunął się za burty aż jej kierowca, gdy zobaczył to w lusterku, wystraszył się, że zbije komuś szybę. Miał jednak przed sobą jeszcze jeden kurs i chciał jak najszybciej obrócić. Młody Człowiek chciał powiedzieć to śledczemu. Próbował powiedzieć na głos: "On kłamie!" Ale policjant w ogóle go nie słyszał. Było tak samo jak z mężczyzną z zakładu pogrzebowego. Dał więc sobie spokój. Pomału zaczął tracić zainteresowanie wypadkiem. "Może by popatrzeć gdzie zawiozą moje ciało?".  Poczuł, że tak naprawdę jednak mało go to interesuje. Zaczęła natomiast wzbierać w nim ciekawość, co czeka go dalej. Wiedział, że im szybciej przestanie interesować się wypadkiem, tym szybciej zaczną się dla niego dziać nowe fascynujące rzeczy. Chciał już stać się ich uczestnikiem. Czuł, że będą to dobre rzeczy. * * * Uwolnienie Młodego Człowieka z ciała, natychmiast zostało zauważone jeszcze gdzieś indziej. Zupełnie nie będąc tego świadomym, Młody Człowiek, a raczej jego mózg, wysłał bardzo przenikliwy sygnał, który potrafił dotrzeć nawet na najdalsze obrzeża Wszechświata."