Stres. Ogarnij go - Hanley-Dafoe Robyne - ebook + audiobook

Stres. Ogarnij go ebook i audiobook

Hanley-Dafoe Robyne

0,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Stres nie musi być twoim wrogiem. Spraw, by był twoim sprzymierzeńcem.

Tempo życia dramatycznie wzrosło, a a my desperacko próbujemy nadążyć, co przypłacamy ogromnym stresem. Nie da się przed nim uciec, ale możemy nauczyć się wykorzystywać go na naszą korzyść.

Korzystając z badań, osobistych doświadczeń i swojej niesamowitej umiejętności przedstawiania nauki w sposób przystępny i przystępny, dr Robyne Hanley-Dafoe przygląda się poszczególnym elementom układanki dobrego samopoczucia i temu, jak je wpasować w szaleńczy rytm naszego codziennego życia.

Życie jest jednocześnie radosne, skomplikowane, chaotyczne i czasami po prostu trudne. Ale jesteś w stanie sobie z tym wszystkim poradzić. Ta książka pozwoli Ci opanować stres i wieść zdrowsze, pełne sensu i celu życie.

Postaw swoje dobre samopoczucie na pierwszym miejscu!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 300

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 24 min

Lektor: Monika Chrzanowska
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




W drodze do dobrego samopoczucia

Byłam zupeł­nie nie­przy­go­to­wana na ponad połowę zda­rzeń w moim życiu. Mogę mieć tylko nadzieję, że gdy­bym wie­działa o tym, co mnie jesz­cze czeka, mia­ła­bym odwagę, aby zro­bić pierw­szy krok. Uczy się nas, że życie jest pełne nie­skoń­czo­nych moż­li­wo­ści i obiet­nic. Momen­tów, które po pro­stu zapie­rają nam dech. Doświad­czeń, które pozwolą okre­ślić nasz praw­dziwy cel ist­nie­nia. Prze­my­śleń, które nie­od­wra­cal­nie zmie­nią postrze­ga­nie przez nas świata. Miło­ści, która nas odmieni. Jeżeli będziemy na to pra­co­wać i prze­strze­gać tych zło­tych zasad, czeka nas nagroda w postaci dobrego życia. Nie­stety, w obiet­nicach tych zabra­kło infor­ma­cji o tym, że w naszej pogoni za szczę­śli­wym bytem doświad­czymy chwil, które powalą nas na kolana. Jak w ogóle można zacząć dążyć do dobrego życia, gdy świat dookoła nas nie­ustan­nie się zmie­nia? I co to w ogóle obec­nie zna­czy: dobre życie? Sta­ro­żytni filo­zo­fo­wie mieli na ten temat swoje teo­rie. Uprasz­cza­jąc: Pla­ton twier­dził, że szczę­ście to zna­le­zie­nie swo­jej roli czy celu życia na ziemi. Sokra­tes z kolei wie­rzył, że ozna­cza to roz­my­śla­nie nad życiem wewnętrz­nym z otwar­tym umy­słem. Święta księga Bha­ga­wad­gita odnosi się do dharmy. Bud­dyzm naucza o Ośmio­ra­kiej Ścieżce. Biblia nato­miast obie­cuje dobre życie w nie­bie, przy czym, jeżeli chcemy się tam dostać, musimy postę­po­wać spra­wie­dli­wie, wyba­czać innym i zacho­wać pokorę. Gdy jed­nak pró­bu­jemy zorien­to­wać się w tych wszyst­kich filo­zo­ficz­nych i ducho­wych ele­men­tach pod­czas poszu­ki­wań dobrego życia, gdzie zostaje miej­sce na pro­wa­dze­nie schlud­nego domu, pamię­ta­nie o kwia­tach dla nauczy­cieli na zakoń­cze­nie roku szkol­nego, pracę pod zwierzch­nic­twem bez­na­dziej­nego szefa, który ma wygó­ro­wane ocze­ki­wa­nia, czy roz­miar naszych dżin­sów? Wyobraź­cie sobie to pełne kon­ti­nuum „dobrego życia”, obej­mu­jące wszyst­kie aspekty waszego zdro­wia i szczę­śli­wo­ści, gdzie na jed­nym końcu pozo­sta­je­cie w jedni z Bogiem, a na dru­gim jeste­ście wiecz­nie mło­dzi. Tak naprawdę jed­nak życie jest cho­ler­nie cięż­kie, a zara­zem wypeł­nione rado­ścią, skom­pli­ko­wane, sprzeczne i nie­upo­rząd­ko­wane. Pomy­śl­cie sobie: ten sam mózg i to samo ciało mają być „wszyst­kim” dla każ­dego, zawsze, a my musimy być jed­no­cze­śnie ego­cen­tryczni i altru­istyczni. W ciągu tych samych dwu­dzie­stu czte­rech godzin musimy zna­leźć wyż­szy cel byto­wa­nia, medy­to­wać i oka­zy­wać altru­izm, jed­no­cze­śnie wypeł­nia­jąc różne for­mu­la­rze i pró­bu­jąc dopa­so­wać skar­petki. A rze­czy­wi­stość dla wielu osób jest jesz­cze dużo gor­sza. Nie­któ­rzy ludzie pró­bują to wszystko pogo­dzić, wal­cząc jed­no­cze­śnie z dys­kry­mi­na­cją, prze­mocą czy gło­dem. Do tego ocze­kuje się od nas, że musimy to robić z dużą łatwo­ścią! Moi dro­dzy, tak oto doszli­śmy do pierw­szego aspektu odpusz­cze­nia, o któ­rych piszę w mojej książce. Otóż nie musi­cie wcale uda­wać, że wasze życie jest łatwe.

Weź­cie głę­boki oddech.

Jeżeli czu­je­cie się uwię­zieni w sieci żądań, wymo­gów, pra­gnień, marzeń, obo­wiąz­ków, ocen, ocze­ki­wań i obiet­nic, pamię­taj­cie, że inni też tak się czują. Jeżeli przez cały czas sły­szy­cie „musisz” czy „masz obo­wią­zek”, nie jeste­ście w tym sami.

Tempo życia wzro­sło tak dra­stycz­nie, że nasze orga­ni­zmy nie dają rady nadą­żyć. Naj­więk­szy pro­blem tkwi w tym, że ewo­lu­cja czło­wieka to pro­ces dużo wol­niej­szy niż roz­wój tech­no­lo­giczny. Nasze ja nie daje sobie rady z cze­ka­ją­cymi nas zada­niami, a poprzeczka cały czas się pod­nosi. Wiele osób przez cały czas pró­buje zorien­to­wać się w sytu­acji i nadą­żać. Przez cały czas bez­sku­tecz­nie pró­bujemy osią­gnąć to nie­uchwytne „dość”. I ten nie­koń­czący się pro­ces dąże­nia do cze­goś i żon­glo­wa­nia, sto­jąc na chwiej­nej poprzeczce, spra­wia, że wielu z nas stwier­dza, iż pro­blem leży w nas samych. Potwier­dza to świet­nie dzia­ła­jąca branża samo­po­mocy. Po pro­stu nie radzimy sobie z naszym wła­snym życiem. Jak do tego dopu­ści­li­śmy?

Zatrzy­majmy się na chwilę i pomyślmy: pro­blem nie leży w nas samych. Kiedy spoj­rzymy na wszyst­kie prio­ry­tety, któ­rych wyzna­cze­nia sobie ocze­kuje od nas spo­łe­czeń­stwo, oka­zuje się, że wybra­li­śmy się na walkę na noże z bato­ni­kiem owo­co­wym w ręku. Jeste­śmy nie­przy­go­to­wani i nie zro­zu­mie­li­śmy, czego od nas ocze­ki­wano.

Na szczę­ście potra­fimy zdać sobie sprawę z naszej sytu­acji. Dzięki temu możemy doko­ny­wać wybo­rów. Nie­któ­rzy wybiorą inną broń – na przy­kład tym razem świetna okaże się dieta keto – a inni po pro­stu odwrócą się i odejdą, zaś ja im będę towa­rzy­szyć. Spró­bujmy razem wyzna­czyć nowy kurs. Wszyst­kie spo­łecz­no­ści – ludzie zmie­nia­jący swój, a następ­nie cały świat – zaczy­nały się od jed­nej osoby, która marzyła o zmia­nie.

JAK WYGLĄDA OBECNA SYTUACJA

Coraz czę­ściej bory­kamy się z nie­spo­ty­ka­nym dotąd pozio­mem stresu, nie­po­ko­jem i nie­pew­no­ścią, co ma rów­nież wpływ na całe nasze śro­do­wi­sko. Bar­dzo czę­sto ofiarą takiej sytu­acji pada nasze dobre samo­po­czu­cie, rela­cja ze sobą i nasze marze­nia. Ponie­waż pro­wa­dzimy bar­dzo inten­sywne i skom­pli­ko­wane życie, nie jeste­śmy w sta­nie takiego tempa utrzy­mać. Bywały momenty, gdy byłam tak zabie­gana, że wszel­kie nie­prze­wi­dziane zda­rze­nia, jak cho­roba dziecka, nie­po­słuszny pies, zosta­wie­nie w domu stroju na siłow­nię czy pusty bak w samo­cho­dzie, potra­fiły zruj­no­wać cały mój dzień. Mia­łam zapla­no­waną każdą minutę i musia­łam ści­śle trzy­mać się har­mo­no­gramu. Kiedy przez cały czas pędzimy na peł­nych obro­tach, nie ma miej­sca na żadne błędy, nie­spo­dzianki czy poprawki, a co dopiero mówić o nauce, reflek­sjach, relak­sie czy spo­koju. Każ­dego dnia nasze zdro­wie fizyczne, emo­cjo­nalne i psy­chiczne wysta­wiane jest na ciężką próbę. I choć mamy obec­nie nie­spo­ty­kany wcze­śniej i bar­dzo sze­roki dostęp do infor­ma­cji i zaso­bów, które mogą pomóc nam w roz­wią­zy­wa­niu pro­ble­mów, wiele osób czuje się zagu­bio­nych i samot­nych jak ni­gdy dotąd.

Inni z kolei zna­leźli sobie odmienną drogę życiową. I ja też chcę ją poznać! To droga, na któ­rej moja war­tość jako matki nie będzie uza­leż­niona od stopni moich dzieci czy porządku w miesz­ka­niu, a moja war­tość jako czło­wieka nie będzie zale­żeć od rodzaju pracy, zain­te­re­so­wań, spraw­no­ści fizycz­nej czy posłu­szeń­stwa mojego psa.

Praw­do­po­dob­nie wy też zauwa­ży­li­ście, jak prze­cią­żone jest wasze życie. I choć daje­cie sobie z tym radę, pła­ci­cie za to słoną cenę. Wielu moich współ­pra­cow­ni­ków ogar­nia nie­chęć. Mają do tego prawo. Dobre samo­po­czu­cie i dobre życie to cele wręcz nie­uchwytne. Utrzy­ma­nie dobrego samo­po­czu­cia jest tak samo łatwe jak odśnie­ża­nie pod­czas zamieci śnież­nej czy sprzą­ta­nie kuchni, w któ­rej gra­sują dzie­ciaki. Na każ­dym kroku naty­kamy się na sygnały, które prze­ko­nują nas, że jeste­śmy nie­udacz­ni­kami. Zawsze trzeba jesz­cze coś zro­bić. A inni ludzie nas obser­wują, osą­dzają i komen­tują nasz każdy ruch. Media spo­łecz­no­ściowe zbu­do­wane są na teo­rii porów­ny­wa­nia się z innymi pod pozo­rem nawią­zy­wa­nia z nimi kon­tak­tów. Poję­cie „my prze­ciwko innym” staje się coraz bar­dziej powszechne. Powstaje prze­paść pomię­dzy tym, kim jeste­śmy i jak chcemy się czuć, a rze­czy­wi­sto­ścią. Prze­paść ta się pogłę­bia. Cierpi na tym nasze ego. Nasze umy­sły są zatło­czone. W naszych ser­cach budzi się tęsk­nota. Nasze orga­ni­zmy są wyczer­pane. Tego nie można już nazwać zmę­cze­niem. Bolą nas nawet kości. I naprawdę potrze­bu­jemy czasu, aby się ogar­nąć i upo­rząd­ko­wać sobie życie. „Potrze­buję tylko tygo­dnia, aby ogar­nąć moje życie”. Powie­dzia­łam coś podob­nego 5 marca 2020 roku – wystar­czy mi jeden dzień w domu. Może powin­nam była bar­dziej uwa­żać na to, czego pra­gnę…

ZESTRESOWANA W ZESTRESOWANYM ŚWIECIE

W 2021 roku wraz z moim zespo­łem prze­pro­wa­dzi­li­śmy nie­for­malną ankietę, pro­sząc różne osoby na całym tery­to­rium Kanady, aby jed­nym sło­wem okre­śliły, jak się czują tego dnia. W tym cza­sie świat wszedł w drugi rok glo­bal­nej pan­de­mii. Zde­cy­do­wana więk­szość odpo­wie­działa „DOSYĆ”. Ludzie mieli dość. Od marca 2020 roku jako spo­łe­czeń­stwo prze­ży­li­śmy róż­nego rodzaju traumy, od mikro aż po makro. Warunki pan­de­mii COVID-19 spra­wiły, że nasz świat zmie­nił się nie­od­wra­cal­nie. Co wię­cej, wielu ludzi znaj­do­wało się w bar­dzo trud­nej sytu­acji emo­cjo­nal­nej, fizycz­nej, finan­so­wej i psy­chicz­nej, zanim jesz­cze poja­wił się ten śmier­telny wirus.

Prze­cho­dzimy obec­nie naj­więk­szy glo­balny kry­zys zdro­wotny we współ­cze­snej histo­rii, bory­ka­jąc się jed­no­cze­śnie z kon­flik­tami na tle raso­wym. W mię­dzy­cza­sie zaczęły wycho­dzić na jaw zbrod­nie popeł­nione prze­ciwko rdzen­nym miesz­kań­com Kanady i liczne przy­padki nie­spra­wie­dli­wo­ści spo­łecz­nej. Na wła­sne oczy możemy zoba­czyć, jak roz­darte zaczy­nają być spo­łe­czeń­stwa na całym świe­cie: nauczy­ciele, pra­cow­nicy służby zdro­wia, a nawet rodziny. Coraz bar­dziej posze­rza się prze­paść pomię­dzy poglą­dami, prze­ko­na­niami, war­to­ściami i dzia­ła­niami. Jeste­śmy zmę­czeni, nie­sta­bilni i znie­chę­ceni. Do tego mamy do czy­nie­nia z coraz gor­szymi klę­skami eko­lo­gicz­nymi spo­wo­do­wa­nymi zmia­nami kli­matu. Zna­leź­li­śmy się w bar­dzo cięż­kiej sytu­acji, z któ­rej prak­tycz­nie nie ma wyj­ścia, ale na­dal wal­czymy o prze­trwa­nie, bo tego się od nas ocze­kuje. „Nie wiem, ile jesz­cze dam radę znieść – powie­działa mi jedna z czy­tel­ni­czek w roz­mo­wie tele­fo­nicz­nej. – Prze­szłam przez to wszystko i teraz nie potra­fię niczego czuć. Jestem zupeł­nie odrę­twiała”. To cał­ko­wi­cie nor­malna reak­cja w takich nie­nor­mal­nych cza­sach. Dok­tor Char­les Figley nazywa to zmę­czeniem współ­czu­ciem. Czę­sto opi­suje się je jako cenę, którą pła­cimy za oka­zy­wa­nie współ­czu­cia1. Jest to uczu­cie odrę­twie­nia i braku nadziei spo­wo­do­wane bez­po­śred­nim i pośred­nim kon­tak­tem z bólem, cier­pie­niem i nie­pew­no­ścią. Po takich dra­ma­tycz­nych zda­rze­niach ciężko zacho­wać nadzieję. I kiedy mówi się nam, że rezy­lien­cja i samo­opieka pozwolą nam wybrnąć z tej sytu­acji, pogłę­bia to jesz­cze nasze zbio­rowe zmę­cze­nie.

BANDAŻ NA RANĘ OD KULI

Mówić komuś, żeby był odporny i „wyle­czył się” sam – to tak jakby nało­żyć opa­tru­nek na ranę od kuli. Pozwoli to na moment zata­mo­wać krwa­wie­nie, nie­mniej jed­nak potrzebna jest inter­wen­cja chi­rurga. Jako spe­cja­listkę w dzie­dzi­nie rezy­lien­cji i szczę­śli­wo­ści bar­dzo nie­po­koi mnie wyko­rzy­sty­wa­nie tych ter­mi­nów w zupeł­nie nie­wła­ściwy spo­sób. W świe­cie korup­cji i nie­rów­no­ści spo­łecz­nych mówie­nie ludziom, że powinni się bar­dziej „uod­por­nić” czy „zadbać o sie­bie”, jest po pro­stu okru­cień­stwem. Bo tak naprawdę to rządy, orga­ni­za­cje, sys­temy i firmy powinny być odpo­wie­dzialne za speł­nie­nie potrzeb swo­ich pra­cow­ni­ków. Potrzeby te rosną, a nasze zasoby samo­opieki nie są zupeł­nie pro­por­cjo­nalne. Nie­zbędni są do tego spe­cja­li­ści. My do tego pro­cesu wno­simy samo­opiekę, nato­miast orga­ni­za­cje czy spo­łecz­no­ści powinny zapew­nić opiekę spe­cja­li­styczną, która pomoże wyeli­mi­no­wać czyn­niki stre­so­genne.

Może znane jest wam stare powie­dze­nie, że spo­kojne morze nie uczyni z cie­bie dobrego żegla­rza. To święta prawda, moi dro­dzy! Nie­mniej jed­nak walka ze sztor­mem, który miota nami na wszyst­kie strony, też nie uczyni z nas dobrych żegla­rzy. Do tego potrzeba wielu róż­nych, wspól­nie wystę­pu­ją­cych czyn­ni­ków. Przy życiu utrzy­mamy się dzięki temu, że będziemy umieli wal­czyć z żywio­łem, wyko­rzy­stu­jąc nasz instynkt, umie­jęt­no­ści, tech­niki i stra­te­gie. Nie wystar­czą nam prze­żyte doświad­cze­nia czy zdo­byta wie­dza. Aby sku­tecz­nie zma­gać się ze sztor­mem, musimy być otwarci i zwinni, musimy popraw­nie oce­niać sytu­ację, kory­go­wać nasze dzia­ła­nia, podej­mo­wać decy­zje i wal­czyć o prze­trwa­nie wśród wzbu­rzo­nych fal. Aby sku­tecz­nie zma­gać się ze sztor­mem, musimy przede wszyst­kim wie­dzieć, że trzeba pły­nąć dzio­bem na fale, bo gdy ude­rzą naszą łódź z burty lub rufy, naj­praw­do­po­dob­niej nas zato­pią.

Tak samo jest ze stre­sem. Sam fakt bycia w trud­nej sytu­acji czy życia w cięż­kich cza­sach nie sprawi, że będziemy lepiej sobie z nim radzić. Liczy się to, co zro­bimy przed takim zda­rze­niem, w jego trak­cie lub póź­niej, bo to wła­śnie czyni nas sil­niej­szymi i bar­dziej odpor­nymi. I o tym wła­śnie piszę w tej książce.

Zgod­nie z przed­sta­wioną tu metodą mądrej walki ze stre­sem powin­ni­śmy przy­jąć do wia­do­mo­ści, że stres jest natu­ral­nym i nie­odzow­nym ele­men­tem naszego życia i musimy umieć sobie z tym pora­dzić. W kolej­nych roz­dzia­łach podzielę się z wami róż­nymi teo­riami na temat stresu, ana­li­zu­jąc to zagad­nie­nie z róż­nych punk­tów widze­nia. Opi­szę i przed­sta­wię poparte naukowo prak­tyki sto­so­wane w ramach ośmiu wymia­rów dobrego samo­po­czu­cia, które mogą pozy­tyw­nie i trwale wpły­nąć na wasze codzienne życie w spo­sób prak­tyczny. Popro­szę was, byście posta­wili sobie wyzwa­nie i wyko­rzy­stali zdo­bytą wie­dzę, a cza­sami nawet odrzu­cili zako­rze­nione od dawna prze­ko­na­nia na temat szczę­śli­wo­ści. Zachęcę was rów­nież, byście prze­my­śleli wszyst­kie wymówki, które kie­dy­kol­wiek sto­so­wa­li­ście, aby uni­kać drogi do dobrego samo­po­czu­cia. Zada­niem niniej­szej książki nie jest napra­wie­nie was ani waszego życia, gdyż ani wy, ani wasze życie nie wyma­gają naprawy. Z całego serca wie­rzę, że każdy z nas daje z sie­bie wszystko, wyko­rzy­stu­jąc zda­rze­nia ze swo­jego życia, wie­dzę i zasoby. Zada­niem tej książki jest nato­miast poka­za­nie wam, że nie jeste­ście sami. Przy­rze­kam, że podzielę się z wami wszyst­kim, co pomoże wam nawi­go­wać po trud­nych nur­tach waszego życia. Zasłu­gu­je­cie na dobre samo­po­czu­cie. Dla­tego, że na­dal żyje­cie, a to ozna­cza, że czeka was jesz­cze wiele dobrych chwil. Wspól­nie sta­niemy się dobrymi żegla­rzami pły­wa­ją­cymi po morzach naszego życia.

ŁĄCZENIE WIEDZY, PRAKTYKI I MĄDROŚCI

Jestem beha­wio­rystką i nie­zmier­nie cenię sobie narzę­dzia i stra­te­gie, które poma­gają innym się przy­sto­so­wać, radzić sobie, uczyć się i roz­wi­jać. Potra­fię rów­nież inter­pre­to­wać uczu­cia innych i wiem, że nie zno­szą, kiedy im się mówi, że muszą coś zro­bić albo zro­bić coś w inny spo­sób. Naj­le­piej przed­sta­wia to popu­larny mem. Ktoś pyta kom­plet­nie wyczer­pa­nego czło­wieka: „Co robisz?”. A on odpo­wiada zde­spe­ro­wa­nym tonem: „Robię, co mogę, to wła­śnie robię. Robię, co mogę”.

I wy też robi­cie, co może­cie. Z całą pew­no­ścią.

Wie­rzę rów­nież, że wielu z nas jest tak zasy­pa­nych dez­in­for­ma­cjami, że nawet już nie wiemy, co robimy i dla­czego. Czę­sto obser­wuję, jak ludzie wresz­cie zwal­niają tempo, a po chwili ude­rza w nich hura­gan emo­cji. Pozo­sta­jemy zajęci, bo nie chcemy doświad­czać tych wszyst­kich uczuć, od któ­rych naj­czę­ściej ucie­kamy. Tym­cza­sem nie­stety fabryka uczuć ni­gdy nie prze­staje pra­co­wać. Dopada nas w końcu, pomimo naszych naj­więk­szych wysił­ków. Nie możemy od tego uciec.

W mojej książce posta­ram się pomóc wam zna­leźć drogę powrotną do dobrego samo­po­czu­cia, nawet gdy wła­śnie jeste­ście w oku cyklonu. Chcę, aby­ście zna­leźli spo­kój, prze­strzeń i tempo życia, które pozwoli wam świa­do­mie reago­wać na ota­cza­jący was świat. Chcę, aby­ście poczuli się bez­piecz­nie, wie­dząc, że może­cie sobie pora­dzić ze stre­sem. Chcę zoba­czyć wasze umie­jęt­no­ści, zdol­no­ści i kom­pe­ten­cje. Chcę, byście poznali i doce­nili swoją war­tość. Chcę, by myśl o zagad­kach waszego wspa­nia­łego życia wywo­łała uśmie­chy na waszych twa­rzach. Chcę, byście zro­zu­mieli, że może­cie robić rze­czy trudne i wspa­niałe. Każdy z roz­dzia­łów zawiera histo­rie, teo­rie, prak­tyczne porady oraz prze­my­śle­nia, które pozwolą wam na wyty­cze­nie nowych kie­run­ków. Będzie­cie mogli pod­wa­żyć i oba­lić zako­rze­nione prze­sądy doty­czące poszcze­gól­nych wymia­rów szczę­śli­wo­ści i dzięki temu wyzwo­lić się z jarzma dez­in­for­ma­cji.

Obie­cuję, że opo­wia­dane przeze mnie histo­rie będą łączyć w sobie wie­dzę, prak­tyczne roz­wią­za­nia i mądrość. Podzielę się z wami prze­my­śle­niami naszego zespołu popar­tymi bada­niami i tym, czego nauczy­li­śmy się od innych bada­czy i naukow­ców. To jest wła­śnie wie­dza. Przed­sta­wię wam rów­nież pomy­sły na to, w jaki spo­sób zbu­do­wać dłu­go­trwałe nawyki i sys­temy zapew­nia­jące szczę­śli­wość. To są wła­śnie prak­tyczne roz­wią­za­nia. Podzielę się rów­nież tym, czego nauczy­łam się od innych ludzi z całego świata, któ­rzy odkryli spo­sób na dobre samo­po­czu­cie nawet w świe­cie peł­nym zamętu. To jest wła­śnie mądrość.

W trak­cie roz­wa­ża­nia alter­na­tyw­nych spo­so­bów pra­wi­dło­wej pracy ze stre­sem posta­raj­cie się trak­to­wać sie­bie samych łagod­nie i ze współ­czu­ciem. Być może będzie­cie musieli „oduczyć się” pew­nych rze­czy, aby móc osią­gnąć dobre życie w spo­sób bar­dziej zrów­no­wa­żony i zorien­to­wany na czyn­nik ludzki. Bądź­cie cier­pliwi. Bądź­cie odważni. Bądź­cie obecni.

Potrak­tuj­cie to jako moje zapro­sze­nie na wspólny spa­cer. Bądź­cie sobą. Jeste­ście tutaj mile widziani. Sami wybie­rze­cie swoje tempo. Sami wybie­rze­cie kolejne kroki. Wspól­nie odkry­jemy sztukę i metody mądrego radze­nia sobie ze stre­sem.

PS Narzę­dzia przed­sta­wione w tej książce zostały zapro­jek­to­wane spe­cjal­nie dla tych, któ­rzy są zmę­czeni sto­so­wa­niem narzę­dzi.

PPS Bar­dzo się cie­szę, że tutaj jeste­ście.

Część I

W TEJ SYTU­ACJI ZNA­LEŹ­LI­ŚMY SIĘ PRZEZ „WSZYSTKO W PORZĄDKU”

– Jak się masz?– Zmę­czony, przy­tło­czony, prze­ra­żony, wście­kły, sfru­stro­wany, pełen nadziei, pod­eks­cy­to­wany, zde­ner­wo­wany, głodny, znu­dzony, zain­spi­ro­wany… Wszystko w porządku.

Rozdział 1

TO KONIEC ŚWIATA, JAKI ZNAMY

„Jak się masz?”

To chyba jedno z naj­bar­dziej popu­lar­nych pytań w codzien­nej komu­ni­ka­cji. A w odpo­wie­dzi rów­nie czę­sto pada: „dobrze”, „OK”, „nie­źle” oraz, szcze­gól­nie ostat­nio, „jestem zajęty” lub „zmę­czony”. Naj­bar­dziej zaś popu­larną i zło­żoną odpo­wie­dzią jest z pew­no­ścią „w porządku”.

Pamię­tam, jak kie­dyś nauczy­ciel spy­tał mnie: „Jak się masz?”. Ledwo trzy­ma­łam się na nogach. Wła­śnie zmie­ni­łam szkołę. Wła­śnie udało mi się wyzwo­lić z tok­sycz­nego związku. Byłam ofiarą drę­cze­nia przez rówie­śni­ków. Mój stan psy­chiczny wymy­kał się spod kon­troli. Coraz czę­ściej podej­mo­wa­łam ryzy­kowne decy­zje. Cier­pia­łam i był to jeden z naj­trud­niej­szych okre­sów w moim życiu. Więc kiedy nauczy­ciel spy­tał: „Jak się masz?”, odpo­wie­dzia­łam: „Boję się, że zaraz osza­leję. Chyba nie prze­trwam kolej­nego dnia. Ta szkoła to istne pie­kło. Nie chcę tutaj być. Nie­na­wi­dzę tak się czuć. Nie wiem, co mam zro­bić”. Po policz­kach zaczęły mi spły­wać łzy. Byłam w tym momen­cie zupeł­nie bez­bronna i szczera aż do bólu, wyja­wi­łam temu nauczy­cielowi swoje naj­głęb­sze tajem­nice, a on sta­nął jak wryty, pokrę­cił głową i powie­dział: „Boże, Robyne, dla­czego tak dra­ma­ty­zu­jesz? Wystar­czyło powie­dzieć: w porządku”.

W mojej pierw­szej książce Calm within the storm. A path­way to eve­ry­day resi­liency otwar­cie podzie­li­łam się z czy­tel­ni­kami moimi pro­ble­mami ze zdro­wiem psy­chicz­nym, trud­no­ściami w ucze­niu się, nało­gami, stratą, żalem i bólem. Napi­sa­łam rów­nież o pro­ce­sie goje­nia, odnowy i podej­mo­wa­nia wła­ści­wych decy­zji. Już od ponad dwu­dzie­stu lat zaj­muję się zawo­dowo bada­niami i naucza­niem w obsza­rze rezy­lien­cji i szczę­śli­wo­ści. W swo­jej pracy łączę prze­my­śle­nia oso­bi­ste i zawo­dowe, a także bada­nia i zasto­so­wa­nie ich w prak­tyce. Chcia­ła­bym pomóc wszyst­kim, któ­rzy prze­cho­dzą trudny etap. Moją pracę mogę pod­su­mo­wać w nastę­pu­jący spo­sób:

Ludzie potra­fią robić rze­czy trudne.

Ludzie potra­fią robić rze­czy wiel­kie.

Kiedy wie­rzymy.

W rze­czy­wi­sto­ści czę­sto nam się nie wie­rzy. Może ina­czej – stra­ci­li­śmy nadzieję, że sprawy mogą mieć się ina­czej. Wielu z nas cierpi w mil­cze­niu. Inni szu­kają pomocy, ale albo się ich potę­pia, albo mydli im się oczy. Gdzieś na naszej ścieżce pod­chwy­ci­li­śmy prze­ko­na­nie, że powin­ni­śmy poka­zy­wać innym, iż nasze życie jest bar­dzo łatwe. Albo że ist­nieje tylko jedna pra­wi­dłowa droga. Pomy­śl­cie teraz, jak czę­sto mówi­cie sobie „muszę to zro­bić”. Muszę w nie­dzielę ugo­to­wać jedze­nie na cały tydzień. Nie powi­nie­nem był ode­zwać się w ten spo­sób do kolegi. Powin­nam lepiej to robić. Powi­nie­nem był odmó­wić. Nie powin­nam się z nim spo­ty­kać. Powi­nie­nem był wie­dzieć lepiej. Te „powin­no­ści” są nie­ustę­pliwe i tak natu­ralne jak oddy­cha­nie.

Nasze życie i ota­cza­jący nas świat nie są wcale łatwe. I robimy niedź­wie­dzią przy­sługę innym za każ­dym razem, gdy twier­dzimy, że tak nie jest. Nie możemy sami udźwi­gnąć cię­żaru naszego oso­bi­stego świata. Być może nie tak miało być. Toniemy w świa­tach, które stwo­rzy­li­śmy. Jeste­śmy zagu­bieni we wła­snym życiu. I więk­szo­ści z nas star­cza ener­gii tylko na to, by na pyta­nie: „Czy dobrze się czu­jesz?”, odpo­wie­dzieć: „W porządku”. „W porządku” to nowa forma prze­kleń­stwa.

Kiedy mówimy „wszystko w porządku”, gdy wcale tak nie jest, podą­żamy drogą, któ­rej wcale a wcale nie wybra­li­śmy.

DWA SPOJRZENIA, JEDNO ŻYCIE

W dzie­ciń­stwie bory­ka­łam się z wie­loma wyzwa­niami. I choć wycho­wy­wa­łam się w dobrej, kocha­ją­cej i głę­boko wie­rzą­cej rodzi­nie, zgu­bi­łam się gdzieś po dro­dze. Mło­dość spę­dzi­łam, bory­ka­jąc się z pro­ble­mami psy­chicz­nymi i emo­cjo­nal­nymi, choć jed­no­cze­śnie cie­szy­łam się wspa­nia­łym dzie­ciń­stwem, prze­peł­nio­nym rado­ścią. Zawsze uwa­ża­łam, że jestem inna niż moja rodzina czy rówie­śnicy. Było we mnie coś, co spra­wiało, że odbie­ra­łam i widzia­łam świat ina­czej. Moje pro­blemy w końcu wzięły nade mną górę i zaczę­łam prze­ja­wiać nie­pra­wi­dłowe zacho­wa­nia, pró­bu­jąc dać sobie jakoś radę ze sobą. Kiedy patrzę wstecz, widzę dokład­nie, jak mała Robyne wal­czyła o życie w zupeł­nie nie­wła­ściwy spo­sób. Za to bar­dzo się sta­ra­jąc.

Moja burz­liwa mło­dość była pełna zabu­rzeń w zacho­wa­niu. Tak bar­dzo chcia­łam się pozbyć z głowy natłoku myśli, które mi mówiły, że jestem bez­na­dziejna, że nikt mnie nie kocha i że tak naprawdę to ja sta­no­wię pro­blem – czarny cha­rak­ter w każ­dej opo­wie­ści. Zaczę­łam postę­po­wać coraz gorzej. Począt­kowo było to tylko dzia­ła­nie pod wpły­wem impulsu, potem bunt prze­ciwko wszel­kim zasa­dom i nor­mom spo­łecz­nym, w końcu wpa­dłam w nałogi, samo­oka­le­cza­łam się, a nawet zaczęły mnie nawie­dzać myśli o samo­bój­stwie. Trudno to wyja­śnić komuś, kto ni­gdy nie doświad­czył wewnętrz­nych pro­blemów, wewnętrz­nej walki, stanu, w któ­rym kur­czowo chwy­tasz się wszyst­kiego, co choć na chwilę przy­nie­sie ci ulgę i spo­kój.

A to tylko jedna strona medalu. Dopiero ostat­nio odkry­łam, co naprawdę się wyda­rzyło w ciągu dwu­dzie­stu pię­ciu lat, od kiedy byłam nasto­latką: choć moje mecha­ni­zmy obronne były nie­pra­wi­dłowe i destruk­cyjne, były też spo­łecz­nie akcep­to­wane, cele­bro­wane, a nawet chwa­lone. Moim życiem tar­gały burze. Z takim samym gorącz­ko­wym zapa­łem rzu­ci­łam nałogi i zosta­łam tera­peutką. Osoba, która nie ukoń­czyła szkoły śred­niej, stała się teraz wykła­dow­czy­nią uni­wer­sy­tecką. Z osoby przy kości sta­łam się zawod­niczką mara­to­nów. Wyszłam też kil­ka­krot­nie za mąż. Z osoby nie­wy­ko­rzy­stu­ją­cej swo­jego poten­cjału prze­kształ­ci­łam się w osobę, która prze­wyż­szyła ocze­ki­wa­nia innych. Tak bar­dzo zaję­łam się swoim „odro­dze­niem”, że w ogóle przesta­łam patrzeć za sie­bie. I ni­gdy nie zwol­ni­łam tempa na tyle, by zauwa­żyć, że po pro­stu zastą­pi­łam stare nałogi nowymi.

Mia­łam bar­dzo dobre prace i uzy­ska­łam wiele tytu­łów nauko­wych. Osią­gnę­łam wysoki sta­tus spo­łeczny. Prze­ży­wa­łam przy­gody i doświad­cze­nia, o któ­rych ludzie mogą tylko marzyć. Byłam na bar­dzo uprzy­wi­le­jo­wa­nej pozy­cji. Nie zro­zum­cie mnie źle: oczy­wi­ście doce­niam życie, które sobie stwo­rzy­łam. Każdą chwilę. Zara­zem jed­nak dobrze wiem, że obecny etap mojego życia, który przy­niósł ze sobą wiele zwy­cięstw i kilka pora­żek, był wyni­kiem obaw, lęków i traumy z dzie­ciń­stwa. W głębi serca na­dal cier­pia­łam. Czu­łam się zła­mana, zagu­biona, nie­godna i prze­ra­żona. Napra­wi­łam swoje spo­łeczne ja, tę część sie­bie samej, którą świat mógł obser­wo­wać i osą­dzać. Ale im wię­cej osią­ga­łam, tym bar­dziej cier­pia­łam w głębi duszy. Nie­które obszary mojego życia na­dal były prze­peł­nione nie­ustan­nymi kon­flik­tami i stre­sem. Znowu czu­łam się tak, jak­bym była swoim naj­gor­szym wro­giem.

Na zewnątrz wszystko wyglą­dało cacy. Nie­mniej jed­nak opa­no­wał mnie nowy strach: że teraz mam życie, które mogłam stra­cić, postę­pu­jąc nie­wła­ści­wie. A co waż­niej­sze, troje dzieci, które są ode mnie cał­ko­wi­cie zależne.

Ciężko pra­co­wa­łam pod­czas tera­pii i na liście osią­gnięć życio­wych odha­czy­łam wszyst­kie okienka. Nauczy­łam się wielu rze­czy i zro­bi­łam karierę, ale przede mną było jesz­cze dużo pracy. Zupeł­nie innego rodzaju. Nad­szedł czas, by zacząć dbać o spo­kój wewnętrzny. Musia­łam upo­rząd­ko­wać swoje wnę­trze. Oprócz zdro­wia psy­chicz­nego i akcep­ta­cji spo­łecz­nej musia­łam teraz zna­leźć spo­sób na szczę­śli­wość. Chcia­łam, aby całe moje jeste­stwo poczuło się dobrze. Chcia­łam osią­gnąć stan wewnętrz­nej jed­no­ści i spój­no­ści. Dąży­łam do osią­gnię­cia tego zagad­ko­wego stanu szczę­śli­wo­ści, który ozna­cza, że kiedy ktoś nam powie „wszystko będzie dobrze”, będziemy w to świę­cie wie­rzyć. „W porządku” już nie było zwro­tem wystar­cza­ją­cym.

A wy, moi dro­dzy przy­ja­ciele, kiedy po raz pierw­szy uży­li­ście zwrotu „w porządku”?

TRZYMAJ SIĘ PLANU, A WSZYSTKO BĘDZIE W PORZĄDKU

Zasta­nów­cie się przez chwilę, jak według was powinno było wyglą­dać wasze życie. Jaki mie­li­ście plan, który stwo­rzy­li­ście w mło­do­ści? Jakie obo­wią­zy­wały normy? Cof­nij­cie się pamię­cią tak daleko, jak może­cie. Uczy się nas, byśmy podą­żali „pra­wi­dłową drogą”. Two­rzy się normy spo­łeczne i przed­sta­wia jako te „wybrane”. A wam co mówiono i obie­cy­wano?

Ja w dzie­ciń­stwie byłam świę­cie prze­ko­nana, że ist­nieje tylko jedna pra­wi­dłowa droga i że obo­wią­zuje jeden i ten sam porzą­dek. Niczym lista kon­tro­lna. Trzeba być dobrym. Trzeba postę­po­wać dobrze. Trzeba cho­dzić do szkoły. Trzeba się dopa­so­wać do innych. Trzeba skoń­czyć szkołę śred­nią. Trzeba stu­dio­wać. Trzeba wybrać przed­miot, po któ­rym dosta­niesz dobrą pracę. Nie spra­wiaj kło­po­tów. Znajdź sobie męża czy żonę. Kup dom. Weź do domu psa. Może być kot. Miej dwoje dzieci. Sta­raj się utrzy­mać pracę przez całe życie. Bierz co roku dwa tygo­dnie urlopu. Odwie­dzaj rodzi­ców. Zesta­rzej się. Jeżeli speł­nisz te wszyst­kie wymogi, wszystko będzie w porządku. W szkole uczono mnie o stwo­rze­niu świata, o męż­czyź­nie o imie­niu Adam i kobie­cie o imie­niu Ewa. No i pro­szę, kobieta postą­piła po swo­jemu i wywo­łała pie­kło na Ziemi.

Wiele osób zaczyna prze­ja­wiać zacho­wa­nia mala­dap­ta­cyjne wła­śnie dla­tego, że mają trud­no­ści z reali­za­cją tego planu. Powo­duje to stres i lęki. Musimy się dopa­so­wać do śro­do­wi­ska. Zro­bimy wszystko, by zdo­być akcep­ta­cję i poczu­cie bez­pie­czeń­stwa. Pro­blemy się nasi­lają. W końcu zaczy­namy się bun­to­wać prze­ciwko tej dro­dze, którą „powin­ni­śmy” kro­czyć. Możemy nawet pró­bo­wać znisz­czyć wszystko dookoła, aby już ni­gdy na tę drogę nie wró­cić.

Naj­waż­niej­szy jest prze­cież instynkt prze­trwa­nia. W dzie­ciń­stwie potrze­bu­jemy opieki i tro­ski. A potem akcep­ta­cji naszych opie­ku­nów, byśmy mogli utrzy­mać więzi spo­łeczne. Nasze prze­trwa­nie zależy od naszych zdol­no­ści utrzy­ma­nia się w gru­pie. Kiedy zda­jemy sobie sprawę, że normy usta­no­wione przez grupę nie­ko­niecz­nie są zgodne z naszymi potrze­bami, ogar­nia nas strach. Zaczy­namy się bać odrzu­ce­nia. Rośnie nasze poczu­cie zagro­że­nia. Mimo wszystko cały czas sta­ramy się czuć „w porządku”. Nie­stety w isto­cie jest dokład­nie na odwrót. Nic nie jest „w porządku”.

STRES, ZAWIŁE PROBLEMY I SZCZĘŚLIWOŚĆ

Bada­nia nad sntre­sem są bar­dzo podobne do badań nad rezy­lien­cją. Jest to dzie­dzina bar­dzo obszerna i nie­upo­rząd­ko­wana; odpo­wiedź zależy od tego, kogo spy­tamy! W trak­cie badań nad rezy­lien­cją dość szybko stwier­dzi­łam, że ist­nieje wiele róż­nych teo­rii na jej temat i bar­dzo dużo zależy od tego, którą z nich wybie­rzemy. Moje teo­rie na temat rezy­lien­cji w naszym życiu oparte zostały na bada­niach empi­rycz­nych, prak­tyce i wła­snych doświad­cze­niach. Pro­ces ten obej­mo­wał gro­ma­dze­nie infor­ma­cji, testy, reflek­sje, ponowne for­mu­ło­wa­nie wnio­sków i, co naj­waż­niej­sze, dzie­le­nie się wyni­kami z innymi. Chcę, aby zdo­byta przeze mnie wie­dza była dostępna dla wszyst­kich, któ­rzy jej potrze­bują. Z dumą obser­wuję, jak moje poparte dowo­dami teo­rie i tech­niki docie­rają do odbior­ców i orga­ni­za­cji na całym świe­cie. Ni­gdy nie spo­dzie­wa­łam się tego, jak przy­chyl­nie zostaną przy­jęte wyniki moich badań nad rezy­lien­cją.

Dla­tego też posta­no­wi­łam zasto­so­wać podobne podej­ście w moich bada­niach nad stre­sem, to zna­czy podej­ście eks­plo­ra­cyjne. Bar­dziej for­mal­nie nazywa się to bada­niem aktyw­nym lub „podej­ściem, w któ­rym badacz [ja] i klient [ludzie, grupy i orga­ni­za­cje, które wspie­ram] wspól­nie pra­cu­jemy nad zdia­gno­zo­wa­niem pro­blemu oraz opra­co­wa­niem roz­wią­za­nia na pod­sta­wie posta­wio­nej dia­gnozy”2. Innymi słowy, ja zapew­niam wie­dzę i infor­ma­cje dla zasto­so­wań lub sytu­acji prak­tycz­nych, współ­pra­cu­jąc jed­no­cze­śnie z inte­re­sa­riu­szami w celu zapla­no­wa­nia, obser­wo­wa­nia i wycią­ga­nia wnio­sków o sku­tecz­no­ści pro­po­no­wa­nego roz­wią­za­nia. Podej­ście do badań i pracy nauko­wej świet­nie się spraw­dza.

Chcia­łam się nauczyć wszyst­kiego o stre­sie i radze­niu sobie z nim. Chcia­łam rów­nież spraw­dzić, czy obec­nie w ogóle moż­liwe jest poko­na­nie stresu. Nie mia­łam jed­nak żad­nej kon­kret­nej kon­cep­cji, którą pró­bo­wa­ła­bym udo­wod­nić czy uza­sad­nić. Bada­nia w tej dzie­dzi­nie roz­po­czę­łam z otwar­tym umy­słem i zra­nio­nym ser­cem, despe­racko szu­ka­jąc wła­ści­wej drogi. Jakie powin­nam zadać pyta­nia? Gdzie szu­kać odpo­wie­dzi? Jakim źró­dłom mogę ufać? I czy jest to zgodne jest z moimi doświad­cze­niami? Czy odpo­wiada to praw­dom, które odkry­łam w życiu wła­snym oraz wspie­ra­nych przeze mnie osób? Szu­ka­łam wąt­ków, które mogła­bym spleść w jeden war­kocz, aby pogłę­bić moje zro­zu­mie­nie zagad­nie­nia stresu z per­spek­tywy zawo­do­wej oraz oso­bi­stej.

Nie­stety, odkry­łam jedy­nie zawiły pro­blem.

W edu­ka­cji sto­su­jemy teo­rię zawi­łych pro­ble­mów, kiedy chcemy opi­sać sytu­ację, w któ­rej roz­wią­za­nie pro­blemu jest bar­dzo zło­żone i wydaje się nie­moż­liwe do osią­gnię­cia. Kon­cep­cję zawi­łego pro­blemu wpro­wa­dzili w 1973 roku Horst Rit­tel i Melvin Web­ber. Zaj­mo­wali się oni teo­rią pla­no­wa­nia i stwier­dzili, że wiele pro­ble­mów zwią­za­nych z pla­no­wa­niem i poli­tyką spo­łeczną nie miało tylko jed­nego roz­wią­za­nia. Pro­blemy zawiłe są trudne, ponie­waż sam pro­blem i jego roz­wią­za­nie są powią­zane. Nie ist­nieją żadne pozba­wione ryzyka próby roz­wią­za­nia pro­blemu, gdyż ma on rze­czy­wi­sty wpływ na życie ludz­kie. Rit­tel i Web­ber zapro­po­no­wali dzie­sięć cech, które świad­czą o tym, że pro­blem jest zawiły3:

1 Nie ma jasnej defi­ni­cji. Nie można go pod­su­mo­wać jako jed­nego pro­blemu, ponie­waż obej­muje tak wiele ele­men­tów, i nie można przy­po­rząd­ko­wać do niego typo­wej for­muły roz­wią­zy­wa­nia pro­ble­mów.

2 Nie można w żaden spo­sób stwier­dzić, kiedy zna­le­zione zostało roz­wią­za­nie.

3 Nie ist­nieją roz­wią­za­nia fał­szywe czy praw­dziwe ani abso­lutne, a raczej roz­wią­za­nia dobre lub złe.

4 Nie ist­nieją żadne spraw­dzone i nad­rzędne roz­wią­za­nia.

5 Pro­po­no­wane roz­wią­za­nia to „jed­no­ra­zowe” dzia­ła­nia, a nie eks­pe­ry­menty.

6 Bra­kuje kry­te­riów, które wska­zy­wa­łyby, że ziden­ty­fi­ko­wano wszyst­kie moż­liwe roz­wią­za­nia.

7 Jest nie­po­wta­rzalny.

8 Może być trak­to­wany jako objaw kolej­nego pro­blemu.

9 Zwią­zane z nim roz­bież­no­ści można wyja­śnić na wiele spo­so­bów.

10 Wymaga dużej odpo­wie­dzial­no­ści od tych, któ­rzy chcą go roz­wią­zać, ponie­waż ma wpływ na rze­czy­wi­stość. Glo­balne ocie­ple­nie, ubó­stwo, nie­rów­no­ści edu­ka­cyjne, kon­flikty na tle reli­gij­nym, wojny, dys­kry­mi­na­cja i nie­rów­no­ści w dostę­pie do opieki zdro­wot­nej to tylko nie­które z pro­ble­mów, z jakimi mamy obec­nie do czy­nie­nia. Jest ich dużo wię­cej.

Na znacz­nie mniej­szą i indy­wi­du­alną skalę nasze prze­peł­nione stre­sem życie rów­nież sta­nowi oso­bi­sty zawiły pro­blem. Kiedy zagłę­bi­łam się w bada­nie zagad­nień stresu, byłam bar­dzo zasko­czona tym, jak wiele jest sprzecz­nych infor­ma­cji. Trudno było nawet jednoznacz­nie zde­fi­nio­wać, czym jest stres, ponie­waż można na to zagad­nie­nie patrzeć przez wiele pry­zma­tów: bio­lo­giczny, psy­cho­lo­giczny, fizjo­lo­giczny, spo­łeczny, filo­zo­ficzny, a nawet duchowy. Od czego tu zacząć? I jak możemy w ogóle mówić o roz­wią­za­niach? Poza tym, szcze­rze mówiąc, poję­cie stresu jest sto­sun­kowo łatwe do zde­fi­nio­wa­nia i zro­zu­miałe w porów­na­niu do roz­wią­zań pro­blemów z nim zwią­za­nych.

Stres to nasz zawiły pro­blem, a szczę­śli­wość to jesz­cze bar­dziej skom­pli­ko­wane roz­wią­za­nie.

Choć ist­nieje mnó­stwo infor­ma­cji i wie­dzy na temat tego, co powin­ni­śmy robić, aby dobrze się czuć, nie ma uni­wer­sal­nego roz­wią­za­nia dla każ­dego. Nawet kon­cep­cja pomiaru szczę­śli­wo­ści jest abs­trak­tem. Jeżeli czu­je­cie się kom­plet­nie przy­tło­czeni i zdez­o­rien­to­wani, chcąc pod­jąć pra­wi­dłową decy­zję doty­czącą stresu i szczę­śli­wo­ści, zapew­niam was, że nie jeste­ście jedyni. I tu wła­śnie na pomoc mogę przyjść ja. Chcia­ła­bym roz­wi­kłać nieco tę kwe­stię, bo od tego zależy nasze życie i jego jakość. A ni­gdy nie należy pró­bo­wać roz­wią­zy­wać trud­nego pro­blemu w poje­dynkę.

ZMIANA PUNKTU WIDZENIA

Ist­nieje chiń­ska przy­po­wieść opi­su­jąca moc powie­dze­nia „zoba­czymy”.

Rol­nik i jego syn mieli uko­cha­nego konia, który poma­gał im w gospo­dar­stwie. Pew­nego dnia koń uciekł. Dostrze­gli to sąsie­dzi i zaczęli krzy­czeć: „Wasz koń uciekł! Co za nie­szczę­ście!”. Rol­nik odpo­wie­dział na to: „Może tak, a może nie. Zoba­czymy”.

Kilka dni póź­niej koń wró­cił do domu na czele stadka dzi­kich kla­czy. Sąsie­dzi zaczęli krzy­czeć: „Wasz koń wró­cił i przy­pro­wa­dził ze sobą inne konie. Co za szczę­ście!”. Rol­nik odpo­wie­dział na to: „Może tak, a może nie. Zoba­czymy”.

Po kilku dniach syn rol­nika pró­bo­wał oswoić jedną z kla­czy. Nie­stety spadł na zie­mię i zła­mał sobie nogę. Miesz­kańcy wio­ski zaczęli krzy­czeć: „Wasz syn zła­mał nogę. Co za straszny pech!”. Rol­nik odpo­wie­dział na to: „Może tak, a może nie. Zoba­czymy”.

Kilka tygo­dni póź­niej przez mia­steczko prze­cho­dzili żoł­nie­rze, rekru­tu­jąc wszyst­kich zdro­wych mło­dzień­ców do woj­ska. Nie zabrali syna rol­nika, któ­rego noga jesz­cze się nie zro­sła. Przy­ja­ciele krzyk­nęli: „Nie wzięli waszego syna. Co za wiel­kie szczę­ście!”. Rol­nik odpo­wie­dział na to: „Może tak, a może nie. Zoba­czymy”.

Stwier­dze­nie „zoba­czymy” suge­ruje bar­dzo dużo siły i moż­li­wo­ści. Jako osoba, która para­dok­sal­nie uwiel­bia porzą­dek i kon­trolę, a zara­zem nie­pew­ność i wol­ność, ostroż­nie, a nawet powol­nie poru­szam się w świe­cie „zoba­czymy” w każ­dym obsza­rze mojego życia, kiedy wydaje mi się, że wymaga on jazdy prób­nej. Jest to dziwne uczu­cie. Czuję się jak obco­kra­jo­wiec. Ale jed­no­cze­śnie jest ono dziw­nie zna­jome. Jak gdy­by­śmy byli do tego stwo­rzeni. Jak gdyby w naszej natu­rze leżało bycie obec­nym.

Kiedy zagłę­bi­łam się w tę kwe­stię, sta­ra­jąc się zacho­wać rów­no­wagę i otwarty umysł, zauwa­ży­łam natu­ralne falo­wa­nie czasu. Minuty, godziny, dni, tygo­dnie, mie­siące, a nawet lata zaczęły przy­po­mi­nać pory roku, prze­peł­nione przy­pły­wami i odpły­wami. Ist­nieje wszech­obecny prąd ener­gii, z któ­rej można czer­pać. To coś jak wiatr dmący w żagle lub fale obi­ja­jące się o skały. Ist­nieje natu­ralny rytm wszyst­kiego na tym świe­cie, co obej­muje nasze życie. „Zoba­czymy” to coś wię­cej niż tylko spo­sób myśle­nia; to mądrość. Zapra­szam was, byście przyj­rzeli się dokład­nie, w jaki spo­sób prak­tyki doty­czące mądrego radze­nia sobie ze stre­sem two­rzą i roz­wi­jają wasze życie. Jestem prze­ko­nana, że naj­waż­niej­szy krok to zacząć przy­glą­dać się życiu z wyż­szego punktu obser­wa­cyj­nego. Świa­do­mość to wspa­niała nauczy­cielka. No a teraz – co dalej? „Zoba­czymy”. Dobrze zna­cie wasz następny krok. Ufaj­cie wła­snej mądro­ści.

OSOBISTA MĄDROŚĆ

Kiedy zaczę­łam zagłę­biać się w naukę i pró­bo­wać zdo­być praw­dziwą wie­dzę, nie trak­tu­jąc szkoły jako czyśćca, szybko się prze­ko­na­łam, że nie mia­łam żad­nych umie­jęt­no­ści ucze­nia się. Moja umie­jęt­ność czy­ta­nia była znacz­nie poni­żej wyma­ga­nego poziomu. Nie wspo­mi­na­jąc już o orto­gra­fii i pisa­niu. Nie umia­łam się uczyć czy pod­cho­dzić do spraw­dzia­nów. W gło­wie kłę­biły mi się głę­bo­kie myśli, ale mia­łam olbrzy­mie trud­no­ści w ubra­niu ich w słowa w spo­sób zgodny z ocze­ki­wa­niami nauczy­cieli i całego sys­temu edu­ka­cyj­nego. Z tru­dem brnę­łam przez pro­blemy w nauce i robi­łam, co mogłam, aby choć tro­chę wypeł­nić luki. W tym cza­sie nauczy­łam się już dawać sobie radę z zespo­łem nad­po­bu­dli­wo­ści psy­cho­ru­cho­wej z defi­cy­tem uwagi (ADHD) i trud­no­ściami w ucze­niu się, choć ni­gdy nie byłam for­mal­nie zdia­gno­zo­wana i nie bra­łam na to żad­nych leków. Z cza­sem posia­dłam nie­zbędne umie­jęt­no­ści i już cał­kiem nie­źle radzi­łam sobie przez ostat­nie seme­stry szkoły śred­niej. Ukoń­czy­łam kursy kore­spon­den­cyjne, uzu­peł­nia­jąc wie­dzę, która mnie omi­nęła, kiedy rzu­ci­łam naukę. Wiele lat póź­niej opo­wie­dzia­łam Jaxso­nowi, mojemu naj­młod­szemu synowi, o tym, jak skoń­czy­łam jede­na­stą klasę kore­spon­den­cyj­nie, a on zapy­tał: „Czy uży­wa­łaś do tego poczty kon­nej?”.

I choć ni­gdy nie czu­łam się szcze­gól­nie inte­li­gentna, nie wia­domo dla­czego mia­łam poczu­cie wła­snej mądro­ści. Czu­łam, że wiem o rze­czach, o któ­rych moi rówie­śnicy a nawet doro­śli nie mieli poję­cia.

– O czym będzie twoja kolejna książka? – spy­tali mnie. – Jak mądrze radzić sobie ze stre­sem – odpo­wie­dzia­łam.

Uśmie­cha­jąc się z powąt­pie­wa­niem, spy­tali: – Czy to w ogóle moż­liwe? – Zoba­czymy – odpo­wie­dzia­łam z uśmie­chem.

Mądrość ozna­czała dla mnie lep­sze zro­zu­mie­nie, w jaki spo­sób działa świat: wszystko, co dobre, złe i brzyd­kie.

Na wła­snej skó­rze doświad­czy­łam, co to: żal, prze­moc, strata, nałogi i powrót do zdro­wia. Zaczę­łam powoli rozu­mieć takie poję­cia jak: spra­wie­dli­wość spo­łeczna, niespra­wie­dli­wość i uprzy­wi­le­jo­wa­nie. Wie­dzia­łam rów­nież, jak ciężko prze­żywa się pro­blemy ze zdro­wiem psy­chicz­nym. Prze­ko­na­łam się też, że ist­nieją doro­śli, któ­rzy nie sto­sują się do reguł, i że inni wyko­rzy­stują swoją pozy­cję, znę­ca­jąc się nad mło­dzieżą. Pamię­tam do dziś słynny cytat: „Gdzie wiele mądro­ści, tam także wiele zgry­zoty, a kto mnoży wie­dzę, mnoży też cier­pie­nie”. Była to święta prawda. Dużo wie­dzia­łam o zgry­zo­cie, a im wię­cej się o niej uczy­łam, tym bar­dziej cier­pia­łam. I dla­tego czu­łam się bar­dzo mądra w tym aspek­cie, choć bra­ko­wało mi wie­dzy aka­de­mic­kiej.

Dogłębna wie­dza na temat ota­cza­ją­cego nas świata jest nie­zbędna, byśmy byli w sta­nie uznać swoją mądrość. Jeste­śmy eks­per­tami od sie­bie. Nikt was nie zna lepiej niż wy sami. W naszym życiu ist­nieją osoby, które były świad­kami naszego roz­woju. W moim przy­padku to był mój ojciec. Jest on jedyną osobą, która w pełni rozu­mie, jaką prze­by­łam drogę. To wspa­niały dar. Mam nadzieję, że w waszym życiu rów­nież jest ktoś, kto był świad­kiem waszych wzlo­tów i upad­ków. Tacy ludzie to jed­nak tylko jeden z ele­men­tów naszego życia. Jako jedyni wiemy, co to zna­czy wieść nasze życie. Jak to jest być nami. Jak się czu­jemy. Jak myślimy. Jak tego wszyst­kiego doświad­czamy. Powin­ni­ście wyko­rzy­stać tę oso­bi­stą mądrość. Należy do was. Liczy się. I należy tylko do was.

ŁĄCZENIE MĄDROŚCI Z INTELIGENCJĄ

Mimo że nie czu­łam się wystar­cza­jąco inte­li­gentna ani bystra, dawa­łam sobie radę cał­kiem nie­źle na uczel­niach wyż­szych. W mojej podróży edu­ka­cyj­nej bar­dzo ważną rolę ode­grał St. Law­rence Col­lege. To tam wła­śnie osta­tecz­nie pozby­łam się ety­kiety „nie­zbyt bystra”. Odkry­łam, że „bystrość” to poję­cie względne! Z umie­jęt­no­ści, które naby­łam, naj­waż­niej­sze oka­zało się myśle­nie kry­tyczne, które pozwo­liło mi zerwać krę­pu­jące mnie więzy. Wspo­mi­nam o tym, ponie­waż myśle­nie kry­tyczne sta­nowi nie­oce­nioną pomoc dla osób uczą­cych się radzić sobie mądrze ze stre­sem.

Może­cie sobie teraz pomy­śleć: co do licha tak naprawdę zna­czy myśle­nie kry­tyczne? Z wła­snego doświad­cze­nia mogę powie­dzieć, że kiedy zaczę­łam myśleć kry­tycz­nie na temat wie­dzy i pró­bo­wa­łam zasto­so­wać takie myśle­nie w prak­tyce, oka­zało się to bar­dzo trudne. Więk­szość z nas uczono od zawsze, że ist­nieje tylko jedno pra­wi­dłowe roz­wią­za­nie dla danego pro­blemu. Ponie­waż kon­cep­cja kry­tycznego myśle­nia koja­rzyła mi się z filo­zo­ficz­nymi roz­wa­ża­niami i pyta­niami reto­rycz­nymi, na które nie było żad­nych kon­kret­nych odpo­wie­dzi, nie byłam zupeł­nie zain­te­re­so­wana tym zagad­nie­niem, nie mówiąc już o sto­so­wa­niu go w prak­tyce. Nie­mniej jed­nak, po jakimś cza­sie dzięki pomocy nauczy­cieli zro­zu­mia­łam, w jaki spo­sób roz­wa­ża­nie naszych pro­ce­sów poznaw­czych, zwane meta­po­zna­niem, umoż­li­wia nam ocenę stanu naszej wie­dzy i zgłę­bia­nie zagad­nień. Umoż­li­wia nam „zro­zu­mie­nie tego, co wiemy” w znacz­nie szer­szym kon­tek­ście. Kiedy już jeste­śmy w sta­nie myśleć kry­tycz­nie na jakiś temat, infor­ma­cje prze­kształ­cają się w wie­dzę, wie­dza ta umoż­li­wia z kolei naby­wa­nie mądro­ści. Dzielę się z wami tymi infor­ma­cjami, ponie­waż chcia­ła­bym, byście myśleli kry­tycz­nie o wszyst­kim, czego się uczy­cie, o czym sły­szy­cie i co czy­ta­cie na temat szczę­śli­wo­ści. Oto przy­kła­dowe pyta­nia, jakie może­cie zadać w odnie­sie­niu do obsza­rów waszego życia:

Co sądzę na ten temat?

Jakie wzbu­dza to we mnie uczu­cia?

Dla­czego tak sądzę/tak się czuję?

Gdzie leży źró­dło tych myśli/uczuć?

Skąd to wiem?

Jakich infor­ma­cji mi bra­kuje?

Jakie jesz­cze mam pyta­nia?

Jakie zagad­nie­nia muszę jesz­cze zgłę­bić?

Dzięki kry­tycz­nemu myśle­niu zaczę­łam ina­czej patrzeć na ota­cza­jący mnie świat. Pobu­dziło to moją wro­dzoną cie­ka­wość i fascy­na­cję. Czu­łam, jak rośnie we mnie siła. Odkry­łam prawdę. Nie chcia­łam uczyć się niczego kon­kret­nego dla samej nauki. Naj­pierw musia­łam zro­zu­mieć, a potem zasto­so­wać zdo­bytą wie­dzę w prak­tyce. Wy powin­ni­ście zro­bić to samo i wie­rzę, że będzie­cie w sta­nie. Zacznij­cie zada­wać pyta­nia i uświa­dom­cie sobie waszą prawdę.

Ist­nieje bar­dzo dużo lek­tur na temat mądrego radze­nia sobie ze stre­sem. Możemy kupo­wać nie­zli­czone książki. Możemy posta­wić sobie szczytne cele i mieć naj­lep­sze inten­cje, ale na­dal nie myślimy kry­tycz­nie o naszej szczę­śli­wo­ści. Bar­dzo pasuje tutaj cytat z wier­sza Cole­ridge’a Pieśń o sta­rym żegla­rzu: „Dookoła woda, wszę­dzie woda / I ani kro­pli do wypi­cia”. Zewsząd ota­czają nas infor­ma­cje, ale co my tak naprawdę wiemy?

Prze­stań­cie zaj­mo­wać się tym wszyst­kim, co powin­ni­ście robić i mogli­by­ście robić, i zamiast tego spo­rządź­cie oso­bi­sty inwen­tarz. Od dziecka uczy się nas, by dzia­łać, i przez to nie mamy czasu, by pomy­śleć, prze­two­rzyć infor­ma­cje czy się zasta­no­wić. A tu wła­śnie zacho­dzą naj­waż­niej­sze rze­czy. Tutaj wła­śnie odkry­wamy prawdę. Otwie­rają się stare rany. Nowe rze­czy zako­rze­niają się w naszej pamięci. Oka­zuje się, że można ina­czej współ­żyć ze świa­tem.

Zatrzy­maj­cie się choć na chwilę. Zanim popę­dzi­cie znowu naprzód, zrób­cie sobie prze­rwę na tyle długą, by zasta­no­wić się dobrze nad sobą. Co przy­wio­dło mnie do tej chwili? Dla­czego wła­śnie ta książka? Dla­czego wła­śnie teraz? Czego pra­gnę się dowie­dzieć? Jeżeli wiemy lub przy­pusz­czamy, co chcemy odkryć, bar­dziej praw­do­po­dobne jest, że to znaj­dziemy!

Choć nasze prze­szłe zacho­wa­nia sta­no­wią naj­lep­szą zapo­wiedź zacho­wań przy­szłych, możemy ten pro­ces zatrzy­mać i wybrać inną drogę. Jeżeli jeste­ście podobni do mnie, to zapewne prze­czy­ta­li­ście już mnó­stwo ksią­żek na temat roz­woju oso­bi­stego w poszu­ki­wa­niu odpo­wie­dzi. Musimy prze­rwać to błędne koło. Jak głosi popu­larne powie­dze­nie, jeżeli zawsze robisz to, co dotych­czas, zawsze dosta­niesz to, co zawsze. Więc wyko­rzy­stajmy naszą umie­jęt­ność kry­tycz­nego myśle­nia dla naszego wła­snego dobra. Zatrzy­majmy się na chwilę. Prze­stań­cie na moment robić cokol­wiek. Roz­luź­nij­cie się. Roz­luź­nij­cie ramiona. Roz­luź­nij­cie całe ciało. Roz­cią­gnij­cie krę­go­słup. Poru­szaj­cie pal­cami u nóg. A teraz zaprzyj­cie się mocno sto­pami o zie­mię. Weź­cie oddech, licząc do czte­rech. Wstrzy­maj­cie oddech, licząc do czte­rech. Zrób­cie wydech, licząc do czte­rech. Nie rób­cie wde­chu, licząc do czte­rech. Znowu zrób­cie wdech.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Char­les Figley, Bur­nout as Sys­te­mic Trau­ma­tic Stress: A Model for Hel­ping Trau­ma­ti­zed Family Mem­bers, w: Bur­nout in Fami­lies: The Sys­te­mic Costs of Caring, red. Char­les Figley, CRC Press, Boca Raton 997, s. 23. [wróć]

2.Action Rese­arch, Busi­ness Rese­arch Metho­do­logy, rese­arch-metho­do­logy.net/rese­arch-methods/action-rese­arch/#_ftni. [wróć]

3. Kathe­rine Cooper, Wic­ked Pro­blems: What Are They, and Why Are They of Inte­rest to nnsi Rese­ar­chers?, Network for Non­pro­fit and Social Impact, Nor­th­we­stern Uni­ver­sity, b.d., nnsi.nor­th­we­stern.edu/wic­ked-pro­blems-what-are-they-and-why-are-they-of-inte­rest-to -nnsi-rese­ar­chers. [wróć]