Magowie bogów - Graham Hancock - ebook + książka

Magowie bogów ebook

Hancock Graham

0,0
74,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Kontynuacja sprzedanego w 10 milionach egzemplarzy kultowego dzieła Ślady palców bogów.
Nowe sensacyjne dowody na poparcie rewolucyjnej hipotezy o początkach naszej cywilizacji.
Czy kosmiczny kataklizm zniszczył 12 000 lat temu nieznaną, wysokorozwiniętą cywilizację?

Graham Hancock to jeden z najwybitniejszych i najbardziej kontrowersyjnych badaczy dziejów ludzkości. Autor bestsellerów przetłumaczonych na 27 języków.

Dwadzieścia osiem lat temu Hancock zaszokował świat nauki dziełem Ślady palców bogów. Przedstawił w nim hipotezę istnienia jednej cywilizacji, pramatki wszystkich kultur. To jedno z przełomowych wydarzeń intelektualnych naszych czasów. – pisał „The Times”.

W Magach bogów Graham Hancock kontynuuje naukowe śledztwo. Barwnie i z poczuciem humoru opowiada o swoich najnowszych odkryciach. Dokumentuje je publikowanymi po raz pierwszy zdjęciami i przedstawia nowe dowody, które nie pozostawiają wątpliwości: zaawansowana cywilizacja epoki lodowcowej została zniszczona przez globalny kataklizm między 12 800 a 11 600 lat temu.

W Amerykę Północną i Europę uderzyły szczątki gigantycznej komety, wywołując potop na skalę światową. Przekaz o nim powtarza się w mitach wszystkich kultur. A Platon wskazuje tę datę jako czas zagłady Atlantydy... Z katastrofy ocaleli nieliczni. W późniejszych starożytnych tekstach są nazywani magami, mędrcami, tajemniczymi nauczycielami z nieba. Osiedlali się na terenach dzisiejszej Turcji (Göbekli Tepe), Libanu (Baalbek), Egiptu (Giza), Mezopotamii, Meksyku, Peru, Indonezji, przekazując ludzkości swoją wiedzę i ostrzeżenie na przyszłość.

Fragment komety sprzed 12 000 lat wciąż krąży w kosmosie. Astronomiczna wiadomość zaszyfrowana przez magów bogów w Göbekli Tepe, w Sfinksie czy egipskich piramidach zapowiada, że kometa uderzy w Ziemię za naszych czasów…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 567

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Redaktor serii

Zbigniew Foniok

Projekt okładki

Małgorzata Cebo-Foniok

Zdjęcie na okładce

© givaga/Shutterstock

Tytuł oryginału

Magicians of the Gods

Copyright © Graham Hancock, 2015

All rights reserved.

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Żadna część tej publikacji nie może być reprodukowana

ani przekazywana w jakiejkolwiek formie zapisu

bez zgody właściciela praw autorskich.

For the Polish edition

Copyright © 2023 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.

ISBN 978-83-241-6214-7

Warszawa 2024. Wydanie V

Wydawnictwo AMBER Sp. z o.o.

www.wydawnictwoamber.pl

Dla Santhy, mojej bratniej duszy

Wprowadzenie PIASEK

Dom zbudowany na piasku zawsze będzie groził zawaleniem.

Coraz więcej dowodów wskazuje, że choć sama konstrukcja jest solidna, gmach naszej przeszłości wzniesiony przez archeologów i historyków stoi na wadliwych i niebezpiecznie niestabilnych fundamentach. Katastrofa na skalę globalnej zagłady nawiedziła Ziemię między 12 800 a 11 600 lat temu. Wydarzenie to miało konsekwencje o światowym zasięgu i wywarło potężny wpływ na ludzkość. Ponieważ dowody naukowe na to, że rzeczywiście ono wystąpiło, zostały znalezione dopiero w 2007 roku, i ponieważ jeszcze nie wszyscy historycy i archeolodzy uwzględnili wnioski, jakie z nich wynikają, musimy brać pod uwagę możliwość, że wszystko, czego nas uczono o początkach naszej cywilizacji, jest nieprawdą.

Przede wszystkim musimy przyjąć jako rozsądną hipotezę, że znane na całym świecie mity o złotym wieku zakończonym przez potop i ogień mówią prawdę i że w ciągu tych 1200 tragicznych lat między 12 800 a 11 600 lat temu został wymazany cały rozdział w dziejach ludzkości – rozdział zapisany nie przez prymitywnych łowców i zbieraczy, lecz przez wysoko rozwiniętą cywilizację.

Czy ta cywilizacja – jeżeli rzeczywiście istniała – pozostawiła jakieś ślady, które moglibyśmy dzisiaj zidentyfikować mimo upływu czasu? A jeśli tak, to czy jej zagłada ma dla nas jakiekolwiek znaczenie?

Ta książka stanowi próbę znalezienia odpowiedzi na te pytania.

I. ANOMALIE

Il. 1. Położenie Göbekli Tepe na Bliskim Wschodzie.

1. „TO WSZYSTKO JEST BARDZO TAJEMNICZE…”

Göbekli Tepe jest najstarszym na całym świecie dziełem monumentalnej architektury, jakie zostało dotychczas odkryte, a w każdym razie najstarszym uznanym za takie przez archeologów.

I jest potężne.

Niesamowite, wspaniałe, tajemnicze, oszałamiające – te przymiotniki, niestety, nie wyrażają wszystkiego. Od kilku godzin spacerowałem po tym stanowisku wraz z człowiekiem, który je odkopał – profesorem Klausem Schmidtem – i miałem zamęt głowie.

– Jakie to uczucie – spytałem go – być odkrywcą świątyni, która zmusza do napisania historii od nowa?

Schmidt, rumiany niemiecki archeolog o potężnej piersi i siwej brodzie, nosi wypłowiałe dżinsy, niebieską dżinsową koszulę z plamą od błota na rękawie i stare sandały na bosych, brudnych stopach. Jest wrzesień 2013 roku, trzy miesiące przed jego sześćdziesiątymi urodzinami. Żaden z nas jeszcze o tym nie wie, ale za niecały rok nie będzie go już wśród żywych.

Zastanawiając się nad moim pytaniem, ociera pot z czoła. Jest jeszcze wcześnie, ale tutaj, w południowo-wschodniej Anatolii, na niebie nie ma ani jednej chmury i góry Taurusu, wśród których stoimy, są gorące jak piec. Nie ma wiatru, powietrze jest zupełnie nieruchome i nigdzie nie da się znaleźć cienia. W 2014 roku zostanie zbudowane zadaszenie chroniące stanowisko, ale w 2013 roku były tylko jego fundamenty i stoimy w pełnym słońcu, na prowizorycznym drewnianym chodniku. Pod nami znajduje się seria na wpół podziemnych, mniej więcej kolistych, otoczonych murami struktur i tuzin wielkich, megalitycznych filarów o kształcie litery T, które wydobył na światło dzienne Schmidt i jego koledzy z Niemieckiego Instytutu Archeologicznego. Zanim rozpoczęli prace, to miejsce było niepozornym zaokrąglonym wzgórzem – nazwa Göbekli Tepe znaczy „Wzgórze Pępka”1[1], czasem jest też tłumaczona jako „Brzuchate Wzgórze”2 – ale w wyniku wykopalisk większa część jego oryginalnego profilu została usunięta.

– Oczywiście nie możemy powiedzieć, że Göbekli Tepe to świątynia w ścisłym znaczeniu – odpowiada w końcu Schmidt, starannie dobierając słowa. – Nazwijmy je sanktuarium na pagórku. I nie twierdzę, że wymaga pisania na nowo historii. Powiedziałbym raczej, że dodaje nowy rozdział do już napisanej historii. Sądziliśmy, że przejście od myśliwych i zbieraczy do rolników było powolnym, stopniowym procesem, ale teraz zdaliśmy sobie sprawę, że był to okres, w którym powstawały niesamowite monumenty, jakich się nie spodziewaliśmy3.

Il. 2. Centralna grupa odkrytych okręgów – A, B, C i D – w Göbekli Tepe. Wszystkie filary zostały dla ułatwienia ponumerowane przez zespół Niemieckiego Instytutu Archeologicznego.

– I nie tylko monumenty – podpowiadam. – Początkowo miejscowa ludność zajmowała się łowiectwem i zbieractwem i nie ma żadnych śladów rolnictwa.

– Nie – przyznaje Schmidt. – Żadnych.

Szerokim gestem wskazuje na kręgi filarów.

– Ale ludzie, którzy przybyli do Göbekli Tepe i którzy wykonali całą tę pracę, wynaleźli rolnictwo! A więc istnieje związek między tym, co zdarzyło się tutaj, a późniejszym pojawieniem się neolitycznych społeczności zależnych od rolnictwa.

Zastrzygłem uszami na dźwięk słowa „wynaleźli”. Chciałem mieć pewność, że wszystko prawidłowo zrozumiałem.

– A więc twierdzi pan wręcz, że ludzie, którzy zbudowali Göbekli Tepe, wynaleźli rolnictwo?

– Tak, tak.

– Powie pan coś więcej?

– Ponieważ właśnie w tym regionie znaleziono pierwsze świadectwa udomowienia, zarówno zwierząt, jak i roślin. To stało się w tej okolicy. To byli ci sami ludzie.

– A więc pana zdaniem to były pierwsze, najstarsze uprawy na świecie?

– Pierwsze na świecie. Tak.

Wyczuwam, że Schmidta zaczyna niecierpliwić to, że drążę ten temat, ale ja mam swoje powody. Odkopany do tej pory obszar Göbekli Tepe liczy prawie 12 000 lat, co znaczy, że jest (według ortodoksyjnej chronologii) ponad 6000 lat starszy od innych megalitycznych stanowisk – takich jak Ġgantija i Mnajdra na Malcie, Stonehenge i Avebury w Anglii czy piramidy w Gizie w Egipcie. A jednak wszystkie te stanowiska należą do tej fazy rozwoju ludzkiej cywilizacji, którą archeolodzy nazywają neolitem (epoką kamienia), kiedy rolnictwo i organizacja społeczeństwa według hierarchicznych struktur były już dość zaawansowane, co umożliwiło pojawienie się wykwalifikowanych specjalistów, którzy nie musieli sami produkować żywności, ponieważ mogli się utrzymać z nadwyżek wytwarzanych przez rolników. Göbekli Tepe natomiast należy do schyłku górnego paleolitu, starszej epoki kamienia, kiedy nasi przodkowie byli łowcami i zbieraczami, koczownikami żyjącymi w małych, mobilnych grupach, a wszelkie zadania, wymagające długoterminowego planowania, złożonego podziału pracy i umiejętności zarządzania, były poza ich zasięgiem.

Schmidt i ja staliśmy w takim miejscu chodnika, z którego widać było okręgi C i D, a z moich wcześniejszych poszukiwań wiedziałem, że właśnie tu na jednym z filarów jest wyrzeźbiony zagadkowy wizerunek. Zamierzałem poprosić archeologa, by pozwolił mi zejść do Okręgu D i obejrzeć dokładniej ten relief, ale najpierw chciałem poznać jego opinię na temat początków rolnictwa i związków z megalityczną architekturą. W Okręgu C, największym z czterech głównych dotychczas odkopanych zagłębień, dominują dwa wielkie centralne filary, oba złamane. Pierwotnie miały ponad 6 metrów wysokości i ważyły około 20 ton. W mur wokół nich wbudowano tuzin kolejnych filarów. Są nieco mniejsze, ale i tak imponujące. To samo dotyczy Okręgu D – również tutaj pierścień mniejszych filarów otacza dwa potężne centralne, w tym przypadku oba nienaruszone. Ich szczyty w kształcie litery T, nieco nachylone do przodu, nie mają żadnej dekoracji, jednak w jakiś niesamowity sposób przypominają gigantyczne ludzkie głowy – to wrażenie pogłębiają delikatne zarysy zgiętych w łokciach rąk wyobrażonych na bokach filarów i zakończonych starannie wyrzeźbionymi ludzkimi dłońmi.

– To wszystko – mówię – megality, ogólna koncepcja i plan stanowiska, szczerze mówiąc, sprawia wrażenie projektu równie wielkiego, jak Stonehenge w Anglii, a jednak Stonehenge jest znacznie młodsze. Więc jak to, co znaleźliście w Göbekli Tepe, pasuje do waszego wyobrażenia społeczności myśliwych i zbieraczy?

– Było znacznie bardziej zorganizowane, niż przypuszczaliśmy – przyznaje Schmidt. – Widzimy tu myśliwych i zbieraczy, którzy najwyraźniej stosowali już podział pracy, ponieważ tworzenie megalitów to specjalistyczna praca, nie dla każdego. Ci ludzie byli w stanie transportować ciężkie kamienne bloki i ustawiać je, co znaczy, że musieli mieć jakąś wiedzę inżynieryjną, jakiej również nie oczekiwaliśmy po myśliwych i zbieraczach. To naprawdę jest pierwsza architektura, i to architektura o monumentalnej skali.

– Więc jeśli dobrze rozumiem, profesorze Schmidt, mówi pan, że stoimy w miejscu, gdzie została wynaleziona i monumentalna architektura, i rolnictwo.

– Tak, to prawda.

– A jednak nie widzi pan w tym nic rewolucyjnego? Uważa pan to za proces, który można wpasować w istniejące ramy historii?

– Tak. W istniejącą historię. Ale ten proces jest znacznie bardziej fascynujący, niż się spodziewaliśmy. Zwłaszcza że to, co mamy w Göbekli Tepe, należy raczej do świata myśliwych i zbieraczy niż do społeczności rolników. To był schyłek okresu łowiecko-zbierackiego, ale jeszcze nie początki neolitu.

– A więc to jest okres przejściowy. Moment zmiany. A może coś więcej? Na podstawie naszej rozmowy i tego, co pokazał mi pan na stanowisku dziś rano, odnoszę wrażenie, że Göbekli Tepe było czymś w rodzaju prehistorycznego think-tanku albo ośrodka innowacji, być może kontrolowanego przez osiadłą tu elitę. Czy zgadza się pan z tym?

– Tak, tak. To było miejsce, gdzie ludzie się spotykali. Tutaj się gromadzili, i to była niewątpliwie platforma służąca rozpowszechnianiu wiedzy i innowacji.

– Włączając w to umiejętność obróbki kamienia na wielką skalę i znajomość rolnictwa. Czy nazwałby pan ludzi, którzy kontrolowali to miejsce i rozpowszechniali idee, kimś w rodzaju kapłanów?

– Kimkolwiek byli, niewątpliwie nie praktykowali prostego szamanizmu. Tworzyli raczej coś jakby instytucję. A więc tak, byli na prostej drodze do stania się kapłanami.

– A skoro Göbekli Tepe było używane nieprzerwanie przez ponad 1000 lat, czy to by oznaczało, że jedna kultura ze swoimi instytucjami, z tymi samymi ideami i warstwą kapłańską zarządzała tym miejscem przez cały ten czas?

– Tak. Ale, co dziwne, z biegiem czasu daje się zauważyć wyraźne oznaki upadku. Naprawdę monumentalne struktury znajdują się w starszych warstwach; w późniejszych konstrukcje są mniejsze i zauważalnie gorszej jakości.

– A więc najstarsze jest najlepsze?

– Tak, najstarsze jest najlepsze.

– I nie uważa pan, że to zastanawiające?

Klaus Schmidt wygląda na niemal skruszonego.

– Cóż, mamy nadzieję, że w końcu odkryjemy jeszcze starsze warstwy i zobaczymy skromne początki, których się spodziewamy, ale jeszcze nie znaleźliśmy. Potem nastąpiła faza monumentalna i w końcu upadek.

Przychodzi mi do głowy, że kluczowym słowem w tym, co powiedział profesor, jest „nadzieja”. Przywykliśmy do tego, że najpierw jest coś prostego i skromnego, co potem się rozwija – ewoluuje – i staje coraz bardziej skomplikowane i wyrafinowane. Dlatego spodziewamy się znajdować świadectwa takiego rozwoju na stanowiskach archeologicznych. Przypadki takie jak Göbekli Tepe, które jest doskonałe na początku, a potem ulega powolnej degeneracji, aż staje się cieniem samego siebie, zaburzają nasze starannie budowane wyobrażenie tego, jak powinny ewoluować, rozwijać się i dojrzewać cywilizacje.

To nawet nie sam proces degeneracji budzi nasz sprzeciw. Wiemy, że cywilizacje przeżywają okresy upadku. Spójrzmy choćby na cesarstwo rzymskie czy imperium brytyjskie.

Nie, problemem w Göbekli Tepe jest nagłe, niespodziewane pojawienie się – niczym Ateny wyskakującej w pełnym rynsztunku z głowy Zeusa – cywilizacji tak zaawansowanej, że już w chwili swoich narodzin „wynajduje” rolnictwo i monumentalną architekturę.

Archeologia nie potrafi tego wyjaśnić, tak samo, jak nie potrafi wyjaśnić, dlaczego najwcześniejsze zabytki, dzieła sztuki, rzeźby, hieroglify, matematyka, medycyna, astronomia i architektura starożytnego Egiptu są doskonałe od samego początku, bez żadnych śladów ewolucji od rzeczy prostych do skomplikowanych. Równie dobrze możemy zapytać o Göbekli Tepe tak, jak mój przyjaciel John Anthony West pytał o starożytny Egipt:

Jak może powstać cywilizacja od razu w pełni rozwinięta? Spójrzmy na samochód z lat pięćdziesiątych i porównajmy go ze współczesnym. Nie sposób nie zauważyć procesu „rozwoju”. Ale w Egipcie nie ma niczego podobnego. Wszystko jest na miejscu od samego początku.

Rozwiązanie tej zagadki jest oczywiste, ale odpychające dla dominującego nurtu współczesnego myślenia, dlatego rzadko brane pod uwagę. Egipska cywilizacja nie była wynikiem rozwoju, lecz spadkiem4.

Czy tak samo mogło być i w Göbekli Tepe? Klaus Schmidt nie ma czasu na myślenie o zaginionej cywilizacji, która była przodkiem wszystkich późniejszych, więc kiedy naciskam, powtarza, że większa część Göbekli Tepe nie jest jeszcze przebadana.

– Jak już powiedziałem – wycedził – przypuszczam, że kiedy dotrzemy do wcześniejszych warstw, znajdziemy świadectwa ewolucji.

Być może ma rację. Jedną z niesamowitych rzeczy w Göbekli Tepe, które było badane nieprzerwanie już od 18 lat, kiedy Klaus Schmidt oprowadzał mnie po stanowisku w 2013 roku, jest to, że tak wiele jest jeszcze pod ziemią.

Ale jak wiele?

– Trudno orzec – mówi Schmidt. – Prowadziliśmy badania geofizyczne, przy użyciu georadaru, i mogliśmy się przekonać, że co najmniej 16 dużych okręgów czeka wciąż na odkopanie.

– Duże okręgi? – pytam. – Takie jak ten? – Wskazuję potężne megality Okręgu D.

– Tak, takie jak ten. I jest ich co najmniej szesnaście. Na niektórych obszarach badania geofizyczne nie dały pewnych wyników i nie widzimy, co jest pod ziemią, ale przypuszczamy, że jest ich znacznie więcej niż 16. Może okaże się, że jest ich dwukrotnie więcej. A może nawet 50.

– Pięćdziesiąt!

– Tak. Pięćdziesiąt dużych okręgów, każdy z 14 lub więcej filarami. Ale nie jest naszym celem odkopanie wszystkiego. Tylko niewielkiej części, bo wykopaliska niszczą. Chcemy zachować większą część stanowiska w stanie nienaruszonym.

Głowa puchnie od rozmyślań o skali przedsięwzięcia, na jakie zdobyli się starożytni w Göbekli Tepe. Już odkopane kręgi megalitycznych filarów są o co najmniej 6000 lat starsze od wszystkich innych znanych megalitycznych struktur na świecie, ale to nie wszystko – teraz uświadamiam sobie, że Göbekli Tepe jest ogromne; zajmuje obszar, który może się okazać nawet trzydziestokrotnie większy niż tak duże stanowisko, jak na przykład Stonehenge.

Innymi słowy, jest to coś niezmiernie, niewytłumaczalnie starego, o ogromnej skali i nieznanym przeznaczeniu – w dodatku z coś, co pojawiło się jakby znikąd, bez żadnych śladów przygotowań i rozwoju, spowite tajemnicą.

Okręgi gigantów

Przywykłem już, że archeolodzy spluwają przez ramię i udają, że mnie nie widzą, kiedy pojawiam się na ich wykopaliskach. Ale profesor Schmidt jest inny, co podnosi na duchu. Choć doskonale wie, kim jestem, pozwolił nam zejść do Okręgu D i dokładnie go obejrzeć. Wszystkie cztery odkopane dotychczas okręgi w Göbekli Tepe są niedostępne dla zwiedzających i pilnowane przez czujnych strażników, ale na jednym z filarów Okręgu D znajduje się wizerunek, który muszę obejrzeć znacznie dokładniej, niż to możliwe z chodnika. Prawdę mówiąc, z chodnika w ogóle go nie widać, więc życzliwość Schmidta będzie bardzo mile widziana.

Il. 3. Układ filarów w Okręgu D Göbekli Tepe. Najbardziej interesujący jest Filar 43.

Schodzimy do okręgu po desce, która prowadzi do nieusuniętej jeszcze, wysokiej na 2 metry ściany z gruzu i ziemi między dwoma centralnymi filarami – wschodnim i zachodnim. Te kolosalne filary – wykute z lokalnego, bardzo twardego krystalicznego wapienia i dokładnie wypolerowane – połyskują złociście w słońcu. Wiem od profesora Schmidta, że mają około 5,5 metra wysokości i każdy z nich waży ponad 15 ton5. Schodząc na dno wykopu, zauważam, że stoją na kamiennych cokołach o wysokości około 20 centymetrów, wykutych wprost w skalnym podłożu. Wzdłuż przedniej krawędzi cokołu pod wschodnim filarem wyrzeźbiono w wypukłym reliefie siedem przykucniętych ptaków wyglądających na nieloty, bez zaznaczonych skrzydeł.

Centralne filary, których lekko nachylone „głowy” podkreślają ich antropomorficzny wygląd, górują nade mną niczym dwójka bliźniaczych gigantów. Wprawdzie nie one są moim głównym celem, ale korzystam z okazji, żeby dokładniej się im przyjrzeć.

Ich frontalne strony, przedstawiające piersi i brzuchy, są dość smukłe – mają zaledwie około 20 centymetrów szerokości, natomiast boki mierzą nieco ponad metr. Obie figury, co zauważyłem już z chodnika, mają na bokach wyrzeźbione we wgłębnym reliefie ręce, zgięte w łokciach i zakończone dłońmi o długich, szczupłych palcach. Palce te zaginają się na front filarów i niemal spotykają na ich „brzuchach”.

Powyżej dłoni znajdują się linie sugerujące rozchylone poły szaty. Tuż poniżej dłoni każda z figur ma szeroki pas – również oddany w reliefie – z ozdobną klamrą. W obu przypadkach z klamry zwiesza się coś, co wygląda jak część zwierzęcej skóry – zdaniem Schmidta tylne łapy i ogon lisa6 – zasłaniająca okolice genitaliów.

Obie figury noszą też naszyjniki. Naszyjnik wschodniej figury jest ozdobiony motywem półksiężyca i dysku, a zachodniej – byczą głową.

Ponadto oba filary zostały umieszczone na piedestałach w dokładnie ten sam dziwny sposób – nie solidnie zamocowane, lecz ustawione chwiejnie w gniazdach o głębokości zaledwie 10 centymetrów. Klaus Schmidt i jego zespół wsparli je drewnianymi podporami, a wyobrażam sobie, że musiały być podobnie podparte w pozycji pionowej również w starożytności – chyba że nad całym okręgiem znajdowała się jakaś rama, w której były umocowane głowy figur. Ponieważ budowniczowie Göbekli Tepe byli najwyraźniej mistrzami w obróbce, transporcie i ustawianiu wielkich megalitów, wydaje się dziwne, że nie wycięli głębszych gniazd, w których filary trzymałyby się pewnie. Musiało to mieć jakiś cel, ale nie umiem go odgadnąć.

Dwa centralne filary łączy wiele podobieństw, ale są też różnice. Na przykład na wschodnim filarze znajduje się niemal naturalnej wielkości wizerunek lisa wyrzeźbiony w wypukłym reliefie na prawym boku, tak że wydaje się on wyskakiwać ze zgięcia łokcia. O ile pas zachodniego filaru nie ma żadnej dekoracji poza klamrą, pas wschodniego jest ozdobiony intrygującym motywem zawierającym między innymi szereg glifów przypominających łacińskie litery C i H. Oglądając je, myślę o tym, że pewnie nigdy nie dowiemy się, co te symbole oznaczały dla ludzi z Göbekli Tepe, od których dzieli nas ogromny dystans ponad 11 000 lat. Nie mamy podstaw przypuszczać, że używali jakiegokolwiek rodzaju pisma – a tym bardziej alfabetu, jaki znamy dzisiaj. A jednak wygląd i układ tych piktogramów ma w sobie coś dziwnie nowoczesnego i celowego; odnoszę nieodparte wrażenie, że są czymś więcej niż tylko dekoracją. Nie znamy z czasów górnego paleolitu niczego podobnego do nich, podobnie jak figur zwierząt i ptaków. W tak wczesnej epoce połączenie megalitów i wyrafinowanych rzeźb jest absolutnie unikatowe i bezprecedensowe.

Następnie zabieram się do badania tuzina pozostałych filarów stojących wokół Okręgu D; tworzą one raczej elipsę niż regularne koło, mierzącą 20 metrów w linii wschód–zachód i 14 metrów z północy na południe. Filary na obwodzie są mniej więcej o połowę niższe od centralnych i większość z nich nie stoi samodzielnie, lecz są wbudowane w mur. Większość, choć nie wszystkie, ma kształt litery T i jest bogato dekorowana wizerunkami ptaków, owadów i zwierząt, jakby ładunek arki Noego został utrwalony w kamieniu: lisy, gazele, dziki, wiele gatunków ptaków, wśród nich kilka żurawi z wężami przy stopach, węże pojedynczo i w grupach, pająk, dziki osioł, dzikie bydło, lew z ogonem zagiętym nad grzbietem i wiele innych.

Aby jak najlepiej wykorzystać zezwolenie, które dostałem, nie spieszyłem się, lecz w końcu, w północno-zachodniej części okręgu doszedłem do filaru, który szczególnie chciałem zobaczyć. Schmidt i jego ludzie dla ułatwienia ponumerowali wszystkie filary w Göbekli Tepe i ten filar otrzymał numer 43. Z moich wcześniejszych badań wiedziałem, że jego bazę zdobi duży wizerunek skorpiona; niektórzy sugerowali, że może to być przedstawienie zodiakalnej konstelacji, którą dzisiaj nazywamy Skorpionem7. Jednak ku mojemu rozczarowaniu wizerunek ten nie był już widoczny. Archeolodzy przysypali go, jak twierdzi Schmidt – dla ochrony przed uszkodzeniem. Powiedziałem mu, że interesują mnie możliwe astronomiczne konotacje tego przedstawienia, ale Schmidt fuknął lekceważąco:

– Tu nie ma żadnych astronomicznych przedstawień; konstelacje zodiaku nie były znane aż do czasów babilońskich, 9000 lat po Göbekli Tepe.

I kategorycznie zabronił mi usunięcia zasypu.

Już miałem wdać się z nim w dyskusję – mamy przekonujące dowody na to, że zodiak został skodyfikowany na długo przed Göbekli Tepe8 – kiedy zauważyłem na tym samym filarze grupę innych figur, które nie zostały przysypane. Wśród nich rzucało się w oczy wyobrażenie sępa z rozłożonymi na podobieństwo ludzkich ramion skrzydłami; nad jednym ze skrzydeł znajduje się wypukły dysk, jakby podtrzymywany lub unoszony przez sępa. Inną ludzką cechą, zupełnie nieprzypominającą żadnego innego okazu tego ptaka, jaki miałem okazję widzieć, jest to, że ma zgięte do przodu kolana i dziwnie wydłużone, płaskie stopy – trochę jak wizerunki Pingwina ze starych komiksów o Batmanie. Innymi słowy, jest to teriantrop (od greckiego therion, co znaczy „zwierzę” i anthropos, czyli „człowiek”), hybrydowe stworzenie – po części człowiek, po części sęp9.

Il. 4. Filar 43 w Okręgu D. Dolna część filaru była przysypana w czasie mojej wizyty, tutaj jej dekoracja została odtworzona na podstawie wcześniejszych fotografii (por. pierwsza wkładka z kolorowymi zdjęciami).

Powyżej znajdują się kolejne piktogramy przypominające literę H, ustawione w rzędzie pomiędzy seriami symboli o kształcie litery V, na przemian prostymi i odwróconymi. Również to sprawia wrażenie jakiegoś przesłania, jakiegoś komunikatu, którego znaczenia nie potrafimy zinterpretować. I wreszcie na szczycie filaru widać coś, co wygląda jak trzy wielkie torby na zakupy – a w każdym razie prostokątne pojemniki z półokrągłymi uchwytami. Między nimi, przed każdym z uchwytów: wyrzeźbiono trzy figury po lewej stronie ptak z długimi, podobnymi do ludzkich nogami – niemal na pewno kolejny teriantrop, czworonóg z ogonem wygiętym do przodu nad grzbietem i salamandra.

Całe to przedstawienie ma w sobie coś niepokojąco znajomego i jestem pewien, że już to – albo coś uderzająco podobnego – gdzieś wcześniej widziałem. Problem tylko w tym, że nie mogę sobie przypomnieć, gdzie ani co! Poprosiłem Santhę o kilka dokładnych zdjęć filaru, a kiedy skończyła, Schmidt zaproponował, żebyśmy poszli z nim na inną część stanowiska, kilkaset metrów na północny zachód, po drugiej stronie grzbietu, gdzie wraz ze swoją ekipą prowadził intensywne wykopaliska. To tylko jeden z dziesiątków okręgów z wielkimi filarami, które zidentyfikowali, używając georadaru, i pierwszy, jaki badali.

Paradygmaty

Po drodze zapytałem profesora, kiedy i w jakich okolicznościach związał się z Göbekli Tepe. Jak na ironię – biorąc pod uwagę jego zdecydowane poglądy na temat ewolucji architektury – okazało się, że przyczyną było to, że inni archeolodzy również mieli zdecydowane poglądy na ten sam temat! W 1964 roku połączona ekipa uniwersytetów w Chicago i Stambule odwiedziła tę okolicę w poszukiwaniu stanowisk z epoki kamienia. Kiedy jednak zobaczyli wystający z ziemi szczyt filaru o kształcie litery T i fragmenty innych wapiennych filarów znajdowane przez miejscowych rolników, doszli do wniosku, że Göbekli Tepe nie mieści się w sferze ich zainteresowań i przenieśli się w inne miejsce.

Dlaczego?

Amerykańsko-turecki zespół uznał, że filary są zbyt dobrze wykonane, zbyt wyrafinowane, by mogły być dziełem myśliwych i zbieraczy z epoki kamienia. Ich zdaniem, mimo znajdowanych wraz z wapiennymi fragmentami krzemiennych narzędzi, Göbekli Tepe było tylko średniowiecznym cmentarzem, bez żadnego znaczenie dla prehistorii.

Ich pech okazał się szczęściem Schmidta. Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych był on zaangażowany w inny projekt w Turcji – wykopaliska na wczesnoneolitycznym stanowisku Nevalı Çori, które wkrótce miało zostać zalane przez wody Zapory Atatürka. Wraz z ekipą archeologów z Uniwersytetu w Heidelbergu odkrył i uratował przed zatopieniem starannie wykonane wapienne filary o kształcie litery T, których wiek oceniono na 8000 do 10 000 lat. Niektóre miały wyrzeźbione na bokach ramiona i dłonie. „Zorientowaliśmy się, że ten region ma w sobie coś, co odróżnia go od innych stanowisk z tamtych czasów. W Nevalı Çori znaleźliśmy pierwsze świadectwa istnienia dużych wapiennych rzeźb w okresie przejściowym między społeczeństwami łowiecko-zbierackimi a pierwszymi osiadłymi społecznościami rolników”.

Nieco później, w 1994 roku, Schmidt natknął się na raport z turecko-amerykańskich badań przeprowadzonych 30 lat wcześniej i zwrócił uwagę na jeden akapit wspominający o znalezieniu opracowanych krzemieni obok fragmentów wapiennych filarów leżących na powierzchni ziemi w Göbekli Tepe.

– Byłem wtedy młody archeologiem – opowiadał – i myślałem o jakimś własnym projekcie; natychmiast zdałem sobie sprawę, że to może być coś ważnego, może nawet stanowisko tak znaczące jak Nevalı Çori.

– Które pańskim poprzednikom umknęło, ponieważ w umysłach archeologów krzemienie i architektura zwykle nie łączą się ze sobą?

Miałem nadzieję, że zwróci uwagę na moją delikatną sugestię, że jemu także mogło coś umknąć w Göbekli Tepe z powodu utrwalonego paradygmatu, ale nie zauważył tego i odparł tylko:

– Tak, dokładnie.

Spojrzałem przed siebie. Szliśmy pogrążeni w rozmowie i nie zauważyłem, że zbliżamy się do miejsca, gdzie trwają intensywne prace. Nie było tego widać z czterech głównych okręgów, ponieważ widok zasłaniał szczyt wzniesienia, ale teraz już go minęliśmy i schodziliśmy w dół zbocza do nowego stanowiska, jakie Schmidt otworzył w Göbekli Tepe, nazwanego Okręgiem H10. Pięciu lub sześciu niemieckich archeologów krzątało się na wykopie; niektórzy usuwali szpachelkami warstwy osadów lub przesiewali wiadra ziemi przez sita, inni kierowali pracą 30 tureckich robotników. Wszystkie prace koncentrowały się wokół dużego, prostokątnego zagłębienia. Wykop, wielkości mniej więcej połowy boiska futbolowego, był podzielony sięgającymi kolan ściankami z ziemi na jakiś tuzin mniejszych części. W kilku punktach z dna wykopu wystawały potężne wapienne filary. Większość z nich miała kształt litery T, ale moją uwagę przyciągnął taki, który miał gładko zaokrąglony szczyt, z niewielkim tylko ubytkiem, i wyrzeźbiony wyjątkowo piękny wizerunek lwa. Podobnie jak u lwów w Okręgu D, jego długi ogon zawija się do przodu ponad grzbietem; jakość wykonania znacznie przewyższała wszystko, co dotąd tutaj widziałem.

– To bardzo ważny filar – zwróciłem się do Schmidta. – Możemy mu się dokładniej przyjrzeć?

Zgodził się, więc szliśmy przez teren wykopalisk, aż stanęliśmy kilka metrów od filaru z lwem. Spoczywał ukośnie, oparty na pozostałościach zasypu z ziemi i otoczaków, który najwyraźniej wypełniał cały okręg, zanim zaczęli tu pracować archeolodzy. Przy brzegu tej części wykopu widać było górną część następnego filaru, zaś przez środek segmentu wykopano głębszy rów, odsłaniając, jak przypuszczałem, szczyt kolejnego. Rów został wykopany w takim samym zasypie z ziemi i otoczaków.

Zapytałem o to Schmidta.

– Wszystkie te otoczaki… Jak się tutaj znalazły? Nie wyglądają na naturalny osad.

– Nie wyglądają – odparł. Sprawiał wrażenie zadowolonego z siebie. – Zostały tu umieszczone celowo.

– Celowo?

– Tak, przez twórców Göbekli Tepe. Po tym, jak megality zostały ustawione na swoim miejscu i były przez jakiś czas użytkowane, każdy z okręgów celowo i pospiesznie zasypano. Na przykład Okręg C jest najstarszym, jaki odkryliśmy do tej pory. Wygląda na to, że został zamknięty i wypełniony od dołu po szczyt, tak że filary były całkowicie zasłonięte, zanim powstał następny, Okręg D. Taka praktyka celowego zasypywania jest bardzo korzystna dla archeologii, ponieważ każdy okręg został jakby zapieczętowany i nie mógł się w nim znaleźć żaden późniejszy materiał organiczny. To daje nam absolutną pewność co do datowania.

Słuchając Schmidta, myślę intensywnie. To, co powiedział o datowaniu, jest ważne z co najmniej trzech powodów.

Po pierwsze, można wnioskować, że dla megalitów w innych częściach świata, gdzie nie stosowano takiego procesu „pieczętowania”, daty uzyskane przez archeologów mogą być błędne z powodu zanieczyszczenia późniejszym materiałem organicznym (swoją drogą, to jedyny materiał, jaki można datować metodą radiowęglową, która nie ma zastosowania w przypadku materiałów nieorganicznych, takich jak kamień). Teoretycznie może to oznaczać, że słynne stanowiska megalityczne, które nie zostały celowo zasypane przez budowniczych (na przykład świątynie na Malcie czy taulas na Minorce albo kamienne kręgi w Avebury i Stonehenge w Anglii), mogą być znacznie starsze, niż się nam dzisiaj mówi.

Po drugie, jeśli daty dla Göbekli Tepe zostały uzyskane z materiału organicznego zawartego w zasypie – a tak właśnie było, co później sprawdziłem w opublikowanych artykułach Schmidta11 – to dotyczą one tylko wieku zasypu; same megalityczne filary muszą być co najmniej tak samo stare, ale równie dobrze mogą być starsze, ponieważ przed zasypaniem stały w tym miejscu „przez nieokreślony czas”.

Po trzecie – i być może najważniejsze – dlaczego to miejsce zostało zasypane? Po co ktoś zadał sobie tyle trudu i stworzył wiele spektakularnych megalitycznych konstrukcji, by na koniec zakopać je tak dokładnie i skutecznie, że minęło ponad 10 000 lat, nim zostały odnalezione?

Pierwsze, co przychodzi do głowy, to… kapsuła czasu. Może Göbekli Tepe powstało, aby przekazać jakąś wiadomość przyszłym pokoleniom, i zostało zasypane, żeby ta wiadomość mogła przetrwać nienaruszona przez tysiące lat. Od tamtej pory ta myśl nie dawała mi spokoju, kiedy kontynuowałem badania, ale dopiero rok później przybrała konkretny kształt, o czym opowiem w następnych rozdziałach. Tymczasem, kiedy zadałem to pytanie Klausowi Schmidtowi, on przedstawił zupełnie inne wyjaśnienie celowego zakopania kręgów kamiennych filarów.

– Moim zdaniem taki był ich program. Zbudowali te okręgi po to, żeby je zakopać.

– Żeby je zakopać? – Byłem zaintrygowany. Czekałem, aż doda „jako kapsuła czasu”, ale on odparł:

– Jak, na przykład, megalityczne cmentarzyska w zachodniej Europie: wielkie konstrukcje, a nad nimi pagórek.

– Ale w takim razie były grobowcami. Czy są jakiekolwiek ślady pochowanych tu ciał?

– Jeszcze nie znaleźliśmy pochówków. Mamy w zasypie trochę fragmentów ludzkich kości przemieszanych ze zwierzęcymi, ale na razie żadnych pochówków. Spodziewamy się, że wkrótce je znajdziemy.

– A więc uważa pan, że Göbekli Tepe było nekropolą?

– Jeszcze nie da się tego udowodnić. Ale tak, taka jest moja hipoteza.

– A te fragmenty ludzkich kości, które znaleźliście w zasypie, przemieszane z kośćmi zwierzęcymi? Jak pan je interpretuje? Ofiara? Kanibalizm?

– Nie sądzę. Przypuszczam, że są świadectwem specjalnego postępowania z ludzkimi zwłokami po śmierci, być może celowego oddzielania ciała od kości. Takie rytuały były praktykowane na wielu innych stanowiskach w tym regionie, pochodzących z mniej więcej tego samego okresu. Moim zdaniem obecność ludzkich kości w zasypie przemawia na korzyść hipotezy, że gdzieś w Göbekli Tepe znajdziemy pierwotne pochówki, które po jakimś czasie zostały otwarte dla odprawienia rytuałów związanych ze zmarłymi12.

– Wobec tego jaka była funkcja filarów?

– Filary o kształcie T są niewątpliwie antropomorficzne, a jednak na wielu z nich znajdują się wyobrażenia zwierząt, być może przekazujące jakieś historie dotyczące tych T-kształtnych istot. Oczywiście nie możemy być tego pewni, ale sądzę, że przedstawiają one istoty boskie.

– Nawet kiedy nie mają kształtu litery T? – Wskazuję na filar z lwem. – Jak ten? Na nim też są przedstawione zwierzęta.

Schmidt wzruszył ramionami.

– Nie jesteśmy pewni. Może nigdy się tego nie dowiemy. To wszystko jest bardzo tajemnicze. Możemy tu kopać 50 lat i wciąż nie znaleźć wszystkich odpowiedzi. Jesteśmy na samym początku drogi.

– A jednak kilka odpowiedzi już macie. Macie jakieś pomysły. Weźmy na przykład ten filar z lwem. Potraficie powiedzieć przynajmniej, jaki jest jego wiek?

– Szczerze mówiąc, nie wiemy. Mamy nadzieję, że wykopaliska poniżej jego poziomu dostarczą nam materiału organicznego, który będzie można datować metodą radiowęglową. Ale do tego czasu nie możemy być pewni.

– A jakie pan odnosi wrażenie na podstawie stylu?

Schmidt ponownie wzruszył ramionami, a w końcu przyznał, wyraźnie niechętnie:

– Wygląda podobnie do niektórych filarów w Okręgu C.

– Które są najstarsze?

– Tak. Więc jego wiek może być zbliżony.

– To znaczy jaki?

– Dokładnie 9600 p.n.e. To najwcześniejsza skalibrowana data, jaką mamy.

Rozbieżność między datami radiowęglowymi i latami kalendarzowymi zwiększa się tym bardziej, im głębiej w przeszłość sięgamy, ponieważ ilość radioaktywnego izotopu węgla 14C w atmosferze i we wszystkich żywych organizmach była różna w różnych epokach. Na szczęście naukowcy znaleźli sposoby – zbyt skomplikowane, żeby je tutaj omawiać – by korygować różnice wynikające z tych fluktuacji. Proces ten nazywa się kalibracją, więc kiedy Schmidt mówi o „skalibrowanej dacie”, ma na myśli lata kalendarzowe. A zatem „skalibrowane 9600 p.n.e.” oznaczało w 2013 roku, kiedy z nim rozmawiałem, 9600 lat plus 2013 lat, jakie upłynęły od początku ery – czyli 11 613 lat temu. Piszę to zdanie w grudniu 2014 roku, a przeczytacie je być może dopiero w 2016 roku, kiedy data przywołana przez Schmidta będzie oznaczała 11 616 lat temu.

Rozumiecie już, o co mi chodzi.

Innymi słowy – ujmując rzecz najprościej – najstarsze odkopane dotąd części Göbekli Tepe liczą nieco ponad 11 600 lat. I mimo wszystkich jego zastrzeżeń przemyślana i oparta na kryteriach stylistycznych opinia Schmidta jest taka, że filar z lwem, na który patrzyliśmy, jest najprawdopodobniej co najmniej równie stary, jak wszystkie inne obiekty odkopane dotąd w Göbekli Tepe.

Co więcej – wprawdzie nie powiedział tego wprost, gdyż dowodów przemawiających za lub przeciwko jest naprawdę bardzo mało – ale należy brać pod uwagę możliwość, że filar ten jest znacznie starszy. W końcu Schmidt sam przyznał, że najstarsze rzeczy w Göbekli Tepe są najlepiej wykonane. I choć wyraził nadzieję na odkrycie w przyszłości „skromnych początków, których się spodziewamy, ale jeszcze nie znaleźliśmy”, pierwsze, na co natrafił, kontynuując wykopaliska, nie ma nic wspólnego ze „skromnymi początkami”. Wręcz przeciwnie – wykopaliska wydobyły na światło dzienne potężny, wspaniale wykonany megalityczny filar z wyrzeźbionym w wypukłym reliefie pięknym wyobrażeniem lwa, który – pod względem stylistycznym – wydaje się niezmiernie stary.

A co będzie, jeśli, wbrew nadziejom Schmidta, dalsze wykopaliska nie odsłonią żadnych „skromnych początków”, lecz jeszcze więcej obiektów podobnych do dotychczas odkrytych?

– Znamy koniec – powiedział stanowczo profesor. – Najmłodsze warstwy w Göbekli Tepe są datowane na 8200 rok p.n.e. Wtedy to stanowisko zostało na zawsze opuszczone. Ale o początkach jeszcze nic nie wiemy.

– Poza datą 9600 p.n.e, czyli 11 600 lat temu, którą uzyskaliście z Okręgu C. To jest początek; przynajmniej tyle udało się wam na razie ustalić?

– Początek monumentalnej fazy, tak. – W oku profesora pojawił się błysk. – I wie pan, 9600 rok p.n.e. to bardzo ważna data. Nie jakaś przypadkowa liczba. To koniec epoki lodowcowej. Zjawisko o skali światowej. Więc ponieważ to odpowiada…

Data, na którą taki nacisk kładł Schmidt, uruchomiła nagle alarm w mojej głowie, ponieważ skojarzyła mi się z innymi badaniami, jakie prowadziłem. Nie mogłem się powstrzymać i przerwałem mu:

– 9600 p.n.e.! To nie tylko koniec epoki lodowcowej. To także koniec młodszego dryasu, zimnego epizodu, który zaczął się 10 800 lat p.n.e.

– I skończył w 9620 roku p.n.e. – dokończył Schmidt. – Na to wskazują rdzenie lodowe z Grenlandii. A więc czy może być tylko dziełem przypadku, że monumentalna faza w Göbekli Tepe zaczyna się od 9600 roku p.n.e., kiedy klimat na całej Ziemi nagle stał się łagodniejszy i cała natura rozkwitła, zyskując nowe możliwości?

Musiałem przyznać mu rację. To nie mogło być dziełem przypadku. Wręcz przeciwnie, jestem pewien, że musi tu istnieć jakaś zależność. Zajmiemy się tą zależnością – a także tajemniczym, katastroficznym okresem, który geolodzy nazywają młodszym dryasem, i danymi pochodzącymi z rdzeni z Grenlandii – w części drugiej.

Tymczasem w 2013 roku zakończyłem rozmowę z Klausem Schmidtem kilkoma ciepłymi słowami. A teraz, kiedy w grudniu 2014 roku siedzę przy swoim biurku, przeglądając transkrypcję nagrań z Göbekli Tepe i mając świadomość, że Klaus zmarł 20 lipca 2014 roku na rozległy, niespodziewany atak serca, cieszę się, że to zrobiłem.

– Jest pan bardzo skromnym człowiekiem – powiedziałem. – Ale nie mam wątpliwości, że odkrywa pan stanowisko, które zmusza nas wszystkich do zweryfikowania naszych wyobrażeń o przeszłości. To coś wyjątkowego i wierzę, że pańskie nazwisko, obok nazwy Göbekli Tepe, przejdzie do historii.

Krzewiciele cywilizacji

Po opuszczeniu Göbekli Tepe w połowie września 2013 roku przemierzyłem Turcję wzdłuż i wszerz, po czym wróciłem do domu.

Filar z lwem utkwił mi w pamięci, ale szczególnie nie dawała mi spokoju scena na Filarze 43 w Okręgu D – przedstawiająca sępa o ugiętych niby-ludzkich kolanach i skrzydle, tak bardzo podobnym do ludzkiego ramienia, podtrzymującym wypukły dysk.

Miałem w komputerze zdjęcia Santhy i mogłem wrócić do tej sceny. Oprócz dysku jest w niej wiele innych godnych uwagi elementów. Dopiero po powrocie zauważyłem, że przedstawione zostały jego oba skrzydła – drugie miał uniesione za plecami. Na prawo od sępa znajduje się wąż. Ma dużą, trójkątną głowę, jak wszystkie węże przedstawione w Göbekli Tepe, a jego ciało wygina się w łuk, z ogonem skierowanym ku piktogramowi przypominającemu literę H. Obok węża widać drugiego dużego ptaka – nie sępa, lecz raczej podobnego do ibisa, z długim, zakrzywionym dziobem. Pomiędzy nim a sępem jest jeszcze jeden ptak, także z zakrzywionym dziobem, ale mniejszy, przypominający pisklę.

Przyjrzałem się uważniej dyskowi. Nie miałem pojęcia, co o nim sądzić, ale jego kształt sugerował, że najprawdopodobniej przedstawia słońce.

Ale w wizerunkach na tym starożytnym filarze z Göbekli Tepe jest coś jeszcze, co nie daje mi spokoju, choć nie potrafię wskazać dokładnie, co to takiego. Coś bardzo sugestywnego, niepokojąco znajomego. Santha wykonała setki zdjęć, pod każdym możliwym kątem, więc obsesyjnie przeglądałem je wszystkie, w nadziei znalezienia jakiejś wskazówki. Sęp… dysk… a w następnym rejestrze, nad sępem, ten dziwaczny rząd toreb z półokrągłymi uchwytami…

Torby.

Nagle znalazłem. Podszedłem do półki w bibliotece, na której trzymam egzemplarze własnych książek, wyjąłem Ślady palców bogów i zacząłem przeglądać wkładki ze zdjęciami. Pierwsza jest poświęcona Ameryce Południowej i tutaj nie było tego, czego szukałem. Ale druga dotyczy Meksyku i oto, na trzynastej stronie – jest. Fotografia numer 33, z podpisem: Posąg „Człowieka w Wężu” z olmeckiego stanowiska La Venta”. Na zdjęciach Santhy, wykonanych w 1992 lub 1993 roku, widać imponujący relief wyrzeźbiony na granitowej płycie o szerokości 1,2 metra i wysokości 1,5 metra. Relief uważa się za najstarsze wyobrażenie mezoamerykańskiego bóstwa, które Majowie (cywilizacja późniejsza od olmeckiej) nazywali Kukulkan lubGucumatz, a jeszcze później przez Azteków było zwane Quetzalcoatl13. Wszystkie te trzy imiona oznaczają „Pierzastego Węża” (czasami są tłumaczone jako „Upierzony Wąż”) i właśnie takiego węża, z imponującym grzebieniem z piór na głowie, możemy zobaczyć tutaj. Jego potężne ciało wije się wzdłuż krawędzi reliefu, otaczając człowieka, który został przedstawiony w pozycji siedzącej, jakby starał się dosięgnąć nogami pedałów. W prawej ręce trzyma coś, co wtedy opisałem jako „mały obiekt podobny do wiadra14.

Wróciłem do zdjęć Santhy z Okręgu D w Göbekli Tepe i natychmiast udało mi się potwierdzić moje przypuszczenia. Trzy torby na filarze uderzająco przypominają „podobny do wiadra” obiekt z La Venta. Wszystkie mają takie same półkoliste uchwyty, a także podobny kształt – są nieco szersze u dołu niż u góry.

Gdyby nie było nic więcej, zapewne można by to uznać za dzieło przypadku. Archeolodzy uważają, że relief z La Venta powstał między X a VI wiekiem p.n.e.15 – około 9000 lat później niż wizerunki z Göbekli Tepe – a więc co mogą mieć ze sobą wspólnego?

Właśnie wtedy przypomniałem sobie drugi dziwny obrazek, który zamieściłem w Śladach palców bogów. Poszukałem w indeksie imienia Oannesa i otworzyłem rozdział jedenasty, gdzie znalazłem kolejny wizerunek postaci trzymającej torbę lub wiadro. Wcześniej nie widziałem podobieństwa między nią a Człowiekiem w Wężu, ale teraz było ono dla mnie oczywiste. Wprawdzie nie całkiem identyczne, lecz torby miały dokładnie taki sam półkolisty uchwyt, jaki widziałem na reliefach w Göbekli Tepe. Szybko przejrzałem raport, jaki napisałem 20 lat wcześniej. Oannes był przynoszącym cywilizację herosem czczonym przez wszystkie starożytne kultury Mezopotamii. Podobno pojawił się tam w zamierzchłej przeszłości i nauczył mieszkańców:

(…) umiejętności niezbędnych do pisania i liczenia, a także wszelkiego rodzaju wiedzy: jak budować miasta, zakładać świątynie… stanowić prawa… wyznaczać granicę i dzielić ziemię, jak sadzić rośliny, a potem zbierać owoce i warzywa. Mówiąc najkrócej, nauczył ludzi wszystkiego, co jest potrzebne do cywilizowanego życia16.

Najpełniejsza znana relacja o Oannesie znajduje się w zachowanych fragmentach dzieła babilońskiego kapłana imieniem Berossos, który pisał w III wieku p.n.e. Na szczęście miałem w swojej bibliotece zebrane w jednym tomie tłumaczenie wszystkich zachowanych fragmentów dzieła Berossosa, wraz kilkoma innymi źródłami dotyczącymi mitów i tradycji starożytnej Mezopotamii. Szybko sprawdziłem, że Oannes nie działał sam, lecz podobno miał do pomocy grupę istot zwanych Siedmioma Apkallu – Siedmioma Mędrcami – którzy żyli przed potopem (katastroficzna powódź o globalnej skali zajmuje ważne miejsce w wielu mezopotamskich przekazach, między innymi z Sumeru, Akadu, Asyrii i Babilonu). Mędrcy ci zostali, wraz z Oannesem, opisani jako krzewiciele cywilizacji, którzy – w najdawniejszej przeszłości – dali ludziom kodeks moralny, sztukę, rzemiosło i rolnictwo, a także przekazali im wiedzę o budownictwie, architekturze i inżynierii17.

Il. 5. Relief przedstawiający Człowieka w Wężu – najstarsze znane wyobrażenie mezoamerykańskiego bóstwa znanego później jako Quetzalcoatl (fotografia znajduje się wśród zdjęć kolorowych).

Il. 6. Oannes, przedpotopowy heros, krzewiciel cywilizacji czczony przez wszystkie starożytne kultury Mezopotamii. Objaśnienie jego dziwnego stroju – często bywa opisywany jako postać w rybim stroju – znajduje się w rozdziale ósmym.

Nie mogłem się pozbyć myśli, że to jest lista wszystkich umiejętności, jakie podobno zostały „wynalezione” w Göbekli Tepe!

Spoglądam na mapę w komputerze i widzę, że południowa Turcja nie tylko sąsiaduje geograficznie z Mezopotamią, ale jest z nią połączona jeszcze bardziej dosłownie. Starożytna Mezopotamia zajmowała obszar zbliżony do dzisiejszego Iraku; jej nazwa oznacza „Międzyrzecze” – krainę położoną między Tygrysem i Eurfatem, rzekami wpadającymi do Zatoki Perskiej, a wypływającymi z gór Taurus w południowo-wschodniej Turcji, gdzie leży Göbekli Tepe.

Od razu poszukałem w Internecie wizerunków Siedmiu Mędrców. Początkowo znajdowałem niewiele, ale kiedy zmieniłem kryteria wyszukiwania na Siedmiu Apkallu, zobaczyłem ogromne archiwum obrazków z najróżniejszych miejsc. Wiele przedstawień było dziełem kultury asyryjskiej, która rozwijała się w Mezopotamii między około 2500 a 600 rokiem p.n.e. Wpisałem jako kryteria wyszukiwania Asyryjscy Apkallu i na ekranie pojawiło się jeszcze więcej obrazków. Wiele z nich przedstawiało brodatych mężczyzn trzymających torby lub wiadra, uderzająco podobne do tych na filarze z Göbekli Tepe i meksykańskiego reliefu Człowieka w Wężu. Nie chodziło tylko o półkoliste uchwyty tych pojemników ani o ich kształt – gdzie podobieństwa są znacznie bliższe niż w przypadku reliefu przedstawiającego Oannesa, który opublikowałem w Śladach palców bogów. Jeszcze bardziej uderzający jest sposób, w jaki postacie z Mezopotamii i Meksyku trzymają te pojemniki – ujmują uchwyt od dołu zgiętymi palcami i przytrzymując od góry kciukiem.

Il. 7. Położenie Göbekli Tepe w stosunku do płynących przez Mezopotamię rzek – Tygrysu i Eufratu.

I jest coś jeszcze. Wiele wizerunków przedstawia nie człowieka, lecz teriantropa – człowieka ptaka o zakrzywionym dziobie, dokładnie takim, jaki ma postać na filarze z Göbekli Tepe. To sprawia, że podobieństwo jest jeszcze bliższe, mezopotamski człowiek ptak trzyma w jednej ręce pojemnik, a w drugiej przedmiot podobny do szyszki. Jego kształt jest nieco inny, ale trudno się oprzeć skojarzeniu go z dyskiem nad ramieniem postaci z Göbekli Tepe.

Jeszcze nie mogłem niczego udowodnić. Oczywiście to wszystko może być czysto przypadkowe albo ja mogłem się dopatrywać związków, których tu wcale nie było. Ale tak podobne pojemniki na różnych kontynentach i w różnych epokach pobudziły moją wyobraźnię, więc zanotowałem sobie serię pytań, które mogły stanowić ogólne ramy dla luźnej hipotezy do zweryfikowania w przyszłości. Na przykład, czy te pojemniki (torby lub wiadra) mogą być oznakami przynależności do jakiegoś inicjacyjnego bractwa, którego korzenie tkwiły w najdawniejszej prehistorii? Mam przeczucie, że taka możliwość, choć na pierwszy rzut oka wydaje się niezwykła, zasługuje na dokładniejsze zbadanie. To wrażenie dodatkowo pogłębiają charakterystyczne gesty dłoni. Czy mogły one pełnić podobną funkcję jak dzisiaj masońskie uściski dłoni – pozwalały natychmiast rozpoznać, kto jest swój, a kto obcy?

I co mogłoby być celem członków bractwa?

Co ciekawe, i w Meksyku, i w Mezopotamii, gdzie przetrwały mity i tradycje związane z takimi wyobrażeniami, nie mamy co do tego najmniejszych wątpliwości. Mówiąc najprościej, ich celem było nauczanie, kierowanie i propagowanie zdobyczy cywilizacji.

Właśnie taka była funkcja Oannesa i mędrców Apkallu, którzy nauczyli mieszkańców Mezopotamii, „jak sadzić rośliny, a potem zbierać ich owoce i warzywa” – innymi słowy rolnictwa, a także architektury i inżynierii, przede wszystkim budowy świątyń. Skoro trzeba ich było tego uczyć, to znaczy, że przed przybyciem mędrców nie posiadali tej wiedzy. A zatem musieli być koczownikami trudniącymi się łowiectwem i zbieractwem, podobnie jak mieszkańcy południowo-wschodniej Turcji, dopóki na scenie – nagle i zaskakująco – nie pojawiło się Göbekli Tepe.

Jak się wydaje, podobnie było z mieszkańcami starożytnego Meksyku przed przybyciem Quetzalcoatla, Pierzastego Węża, który przekazał im umiejętności potrzebne do osiadłego życia, uprawy roli i budowy świątyń. Wprawdzie bóstwo to często przedstawiano jako węża, ale jeszcze częściej w ludzkiej postaci – którego symbolem i alter ego był wąż – i opisywano jako „wysokiego, brodatego białego człowieka”18, „tajemniczą osobę… białego mężczyznę o mocno zbudowanym ciele, szerokim czole, dużych oczach i długiej brodzie”19. Jak podsumował Sylvanus Griswold Morley, nestor studiów nad cywilizacją Majów, atrybuty i życiorys Quetzalcoatla są:

(…) tak ludzkie, że nie można wykluczyć, że był rzeczywistą postacią historyczną… której dobre uczynki pamiętano długo po śmierci i która w końcu została ubóstwiona20.

To samo można powiedzieć o Oannesie – i podobnie jak Oannes stał na czele Apkallu (również wyobrażanych jako brodacze), wydaje się, że Quetzalcoatl podróżował ze swoim bractwem mędrców i magów. Jak się dowiadujemy, przybyli oni do Meksyku „zza morza, w łodzi, która poruszała się sama, bez wioseł”21 i że Quetzalcoatla uważano za „założyciela miast, twórcę prawa i nauczyciela kalendarza”22. Szesnastowieczny hiszpański kronikarz, Bernardino de Sahagun, który płynnie mówił językiem Azteków i bardzo się starał dokładnie opisać ich starożytne tradycje, informuje nas, że:

Quetzalcoatl był wielkim krzewicielem cywilizacji, który przybył do Meksyku na czele grupy obcych. Przyniósł do kraju sztukę i szczególnie rozwijał rolnictwo… budował przestronne i eleganckie domy i zaszczepił religię głoszącą pokój23.

Il. 8. Przedstawienia Oannesa i Apkallu w mezopotamskiej sztuce; często byli oni ukazywani jako hybrydowe postacie ludzi ryb lub ludzi ptaków.

Podsumowując, oprócz złożonego zestawu wspólnych symboli i ikonografii Quetzalcoatl i Oannes mieli taką samą misję cywilizacyjną, którą pełnili w dwóch różnych częściach świata, w epoce zawsze opisywanej jako niezmiernie zamierzchła, przedpotopowa.

Czy mogło to być 9600 lat p.n.e., w czasach Göbekli Tepe, gdzie znajduje się wiele takich samych symboli i gdzie – choć nie przetrwały żadne legendy, które by o tym opowiadały – wyraźnie widać liczne ślady cywilizacyjnej misji w postaci nagłego pojawienia się rolnictwa i monumentalnej architektury?

Gdyby kiedykolwiek udało mi się udowodnić tę hipotezę, jej implikacje byłyby oszałamiające. Oznaczałoby to co najmniej tyle, że gdzieś na świecie jacyś nieznani nam jeszcze ludzie opanowali sztukę i posiedli wszelkie atrybuty zaawansowanej cywilizacji ponad 12 000 lat temu, w mrokach ostatniej epoki lodowcowej, i rozesłali po całym świecie emisariuszy, by rozprzestrzeniali dobrodziejstwa swojej wiedzy. Kim mogli być owi tajemniczy emisariusze, owi mędrcy, ci „Magowie Bogów”, jak już wtedy zacząłem o nich myśleć? I co znaczyło to powracające skojarzenie z datą 9600 lat p.n.e.?

Jak słusznie zauważył Klaus Schmidt, kiedy oprowadzał mnie po Göbekli Tepe w palącym anatolijskim słońcu, 9600 rok p.n.e. to naprawdę ważna data – ważna nie tylko dlatego, że wyznacza koniec epoki lodowcowej, ale i z jeszcze jednej, dość zaskakującej przyczyny.

Grecki prawodawca Solon odwiedził Egipt w 600 roku p.n.e. i tam usłyszał niezwykłą historię, opowiedzianą mu przez kapłanów w Sais, w delcie Nilu. Historia ta później trafiła do jego znacznie sławniejszego potomka Platona, który przekazał ją światu w swoich dialogach Timajos i Kritias.

Oczywiście jest to historia wielkiej zaginionej cywilizacji, Atlantydy, która została pochłonięta przez potop i trzęsienie ziemi w ciągu jednego straszliwego dnia i jednej straszliwej nocy, 9000 lat przed czasami Solona24.

Czyli, według naszego kalendarza, w 9600 roku p.n.e.

2. GÓRA ŚWIATŁA

Wszystko, czego nas uczono o początkach cywilizacji, może być nieprawdą – mówi dr Danny Hilman Natawidjaja, geolog z Centrum Badawczego Geotechnologii w Indonezyjskim Instytucie Nauk. – Wygląda na to, że stare historie o Atlantydzie i innych wielkich, zaginionych prehistorycznych cywilizacjach, od dawna odrzucane przez archeologów jako mity, mogą się okazać prawdziwe.

W grudniu 2013 roku byliśmy w Cianjur Regency, około 900 metrów nad poziomem morza i 70 kilometrów na zachód od miasta Bandung na indonezyjskiej Jawie. Wspinałem się z dr. Natawidjają po stromym zboczu wysokiej na 110 metrów schodkowej piramidy stojącej pośrodku magicznego krajobrazu wulkanów, gór i dżungli, gdzieniegdzie urozmaiconego poletkami ryżu i plantacjami herbaty.

W 1914 roku archeolodzy po raz pierwszy zobaczyli, zbudowane ze słupów bazaltu starożytne struktury, rozproszone wśród gęstych drzew i zarośli, pokrywających wówczas szczyt piramidy. Miejscowa ludność uważała to miejsce za święte i nazywała Gunung Padang; ta nazwa jest używana do dzisiaj, często tłumaczona błędnie, jako „Górskie Pole”, przez ludzi nieświadomych, że językiem używanym w tym regionie jest nie indonezyjski, lecz sundajski, w którym Gunung Padang znaczy „Góra Światła”. Okazało się, że struktury są rozmieszczone na pięciu terasach o łącznej powierzchni 150 metrów na 40 metrów. Archeolodzy dowiedzieli się, że terasy były od niepamiętnych czasów używane jako ustronie i miejsce medytacji – i tak pozostaje do dzisiaj.

Il. 9. Artystyczna wizja starożytnego Gunung Padang (dzięki uprzejmości Pona S. Purajatniki).

Jednak ani archeolodzy, ani najwyraźniej tubylcy nie zdawali sobie sprawy, że wzgórze jest piramidą. Uważano je za naturalne, nieco zmodyfikowane przez ludzką działalność, dopóki Natawidjaja i jego ekipa nie przeprowadzili w 2011 roku badań geofizycznych z użyciem georadaru i tomografii sejsmicznej. Wtedy już szczyt był od dawna oczyszczony, a struktury na terasach zidentyfikowane jako megalityczne budowle. Nie wykonano jednak jeszcze datowania analiz radiowęglowych i data powstania stanowiska – ok. 1000 roku p.n.e. – była oparta na domysłach, a nie na wykopaliskach.

Pierwsze naukowe datowanie radiowęglowe zostało przeprowadzone przez samego Natawidjaję; badaniom poddano próbki organiczne pochodzące z gleby pod megalitami znajdującymi się na powierzchni. Uzyskane daty – od 500 do około 1500 roku p.n.e. – były na tyle zbliżone do propozycji archeologów, że nie budziły kontrowersji. Ale zaskoczenie czekało Natawidjaję i jego ekipę, kiedy postanowili użyć świdrów i wydobyć rdzenie ziemi i kamieni ze znacznie głębszych warstw.

Po pierwsze, odwierty zawierały świadectwa – fragmenty opracowanych słupów bazaltowych – wskazujące, że pod powierzchnią znajdują się kolejne megalityczne konstrukcje wzniesione przez człowieka. Po drugie, materiał organiczny pozyskany z odwiertów dostarczał coraz wcześniejszych dat – 3000 do 5000 roku p.n.e., potem 9600 rok p.n.e. z głębszych warstw, później około 11 000 roku p.n.e., 15 000 roku p.n.e. i wreszcie, na głębokości 27,5 m, oszałamiającą sekwencję dat 20 000 do 22 000 roku p.n.e. i jeszcze wcześniejszych.

– Czegoś takiego moi koledzy w świecie archeologii ani się nie spodziewali, ani nie chcieli usłyszeć – mówił Natawidjaja, światowej sławy ekspert w dziedzinie trzęsień ziemi, który uzyskał doktorat w Stanach Zjednoczonych i, jak się okazuje, uważa archeologię za zupełnie nienaukową dyscyplinę.

Naprawdę katastroficzne czasy

Problem polega na tym, że daty sięgające poza 9600 rok p.n.e. cofają nas daleko w głąb epoki lodowcowej, kiedy Indonezja nie składała się z wysp jak dzisiaj, lecz była częścią wielkiego przedpotopowego kontynentu zwanego przez geologów lądem sundajskim.

Il. 10.

Poziom morza był o 122 metry niższy niż dzisiaj. Wielkie czapy lodowe o grubości 3,2 kilometra pokrywały większą część Europy i Ameryki Północnej. Potem pokrywa lodowa zaczęła topnieć; zawarta w niej woda spłynęła do oceanów i poziom morza się podniósł, zatapiając wiele części świata zamieszkanych przez ludzi. W epoce lodowcowej Brytania była połączona z Europą (nie istniał kanał La Manche ani Morze Północne). Podobnie nie było Morza Czerwonego ani Zatoki Perskiej, Sri Lanka łączyła się z południowymi Indiami, Syberia z Alaską, Australia z Nową Gwineą – i tak dalej, i tak dalej. To właśnie w tamtej epoce podnoszenia się poziomu morza – czasem następowało to powoli i stopniowo, czasem gwałtownie – ląd sundajski został zatopiony i tylko Półwysep Malajski oraz wyspy Indonezji, które znamy dzisiaj, leżały dostatecznie wysoko, by pozostać nad wodą.

Il. 11. Zatapienie lądu sundajskiego pod koniec ostatniej epoki lodowcowej.

Jak widzieliśmy w poprzednim rozdziale, według utrwalonej w archeologii wizji stanu ludzkiej cywilizacji, przed końcem ostatniej epoki lodowcowej nasi przodkowie byli prymitywnymi zbieraczami i łowcami, nieznającymi rolnictwa i niezdolnymi do tworzenia jakiejkolwiek architektury bardziej skomplikowanej niż szałasy.

Właśnie dlatego Göbekli Tepe w południowo-wschodniej Turcji jest tak ważnym miejscem – ponieważ przełamuje paradygmat i zmusza nas do poważnego potraktowania możliwości, wcześniej lekceważonej i spychanej na margines, że cywilizacja jest znacznie starsza i bardziej tajemnicza, niż sądziliśmy1. Ponieważ data założenia Göbekli Tepe została ustalona na 9600 rok p.n.e. („dokładnie 9600 p.n.e.”, co wyraźnie podkreślił Klaus Schmidt), każe nam to wrócić do sprawy Atlantydy, którą archeolodzy od dawna wyśmiewają, zasypując kpinami każdego, kto ośmielił się choćby wypowiedzieć zakazane słowo na „A”. Jak wspomniałem pod koniec poprzedniego rozdziału, grecki filozof Platon, którego dialogi Timajos i Kritias zawierają najwcześniejsze zachowane wzmianki o legendarnym zatopionym królestwie, umieszcza katastroficzne powodzie i trzęsienia ziemi, które spowodowały zniszczenie i zatopienie Atlantydy, 9000 lat przed czasami Solona2, czyli dokładnie 9600 lat p.n.e. Grecy nie mogli wiedzieć o istnieniu Göbekli Tepe (ani, tym bardziej, wiedzieć, że zostało tajemniczo założone w tym samym momencie, kiedy podobno nastąpiła zagłada Atlantydy). Co więcej, nie mieli dostępu do odwiertów z Grenlandii datujących koniec epoki lodowcowej na 9620 rok p.n.e., zaledwie 20 lat przed założeniem Göbekli Tepe, ani do współczesnej naukowej wiedzy o podnoszącym się poziomie mórz (czemu często towarzyszyły katastroficzne trzęsienia ziemi, kiedy kontynentalne masy lądów zostały uwolnione od ciężaru topniejącej pokrywy lodowej) właśnie w tym okresie. Jeśli pamiętamy o tym wszystkim, to data, jaką podał Platon, wydaje się – łagodnie rzecz ujmując – przedziwnym zbiegiem okoliczności.

Jednak zdaniem Danny’ego Natawidjai to wcale nie jest zbieg okoliczności. Badania, jakie przeprowadził w Gunung Padang, przekonały go, że Platon miał rację co do istnienia zaawansowanej cywilizacji w mrokach ostatniej epoki lodowcowej – cywilizacji, którą rzeczywiście spotkała niespodziewana zagłada wśród powodzi i trzęsień ziemi w epoce globalnych kataklizmów między 10 800 a 9600 p.n.e.

Ta epoka, którą geolodzy nazywają młodszym dryasem, od dawna jest uważana za tajemniczą i niespokojną. W 10 800 roku p.n.e., kiedy się zaczęła, Ziemia od mniej więcej 10 000 lat wychodziła z epoki lodowcowej; temperatury na całym świecie powoli wzrastały i czapy lodowe topniały. Potem nastąpił nagły powrót chłodniejszego klimatu – niemal tak zimnego, jak w szczytowym okresie epoki lodowcowej 21 000 lat temu. Ten krótki, ostry chłód trwał 1200 lat, do 9600 roku p.n.e., kiedy powróciło ocieplenie, temperatury zaczęły znowu rosnąć, a pozostałe czapy lodowe stopniały bardzo gwałtownie i cała zawarta w nich woda spłynęła do oceanów.

Il. 12. Cała historia ludzkości, jaką się nam dzisiaj przedstawia, następuje po młodszym dryasie, tajemniczym okresie kataklizmów między 10 800 p.n.e. (około 12 800 lat temu) a 9600 p.n.e. (około 11 600 lat temu).

– Trudno sobie wyobrazić – mówił Natawidjaja – jak wyglądało życie na ziemi w młodszym dryasie. To naprawdę był okres kataklizmów, ogromnie niestabilnego klimatu i strasznych, naprawdę przerażających warunków panujących na całej Ziemi. Nic dziwnego, że wiele gatunków dużych zwierząt, takich jak mamuty, wymarło właśnie w tym czasie, co oczywiście miało potężny wpływ na naszych przodków – nie tylko tych prymitywnych myśliwych i zbieraczy, o których opowiadają archeolodzy, ale także – w co głęboko wierzę – na zaawansowaną cywilizację, którą burzliwe wydarzenia młodszego dryasu wymazały z historii.

Kontrowersyjna piramida

Tym, co doprowadziło Natawidjaję do tak radykalnych poglądów, były świadectwa, jakie wraz ze swoim zespołem znalazł w Gunung Padang. Kiedy zaczęli uzyskiwać niespodziewanie wczesne daty dla próbek materiału organicznego pochodzącego z gliny między opracowanymi kamiennymi blokami, włączyli do swoich badań sprzęt geofizyczny – georadar, tomografię sejsmiczną i metodę elektrooporową – aby dostać pełniejszy obraz tego, co jest pod ziemią. Rezultaty były oszałamiające – pokazywały liczne warstwy wielkich konstrukcji z takich samych megalitycznych bazaltowych elementów jak te, które były widoczne na powierzchni, a pod nimi warstwy bazaltowych skał sięgające 30 i więcej metrów poniżej powierzchni ziemi. Analizy radiowęglowe wykazały, że megality na tych głębokościach zostały ułożone ponad 12 000 lat temu, a niektóre z nich 24 000 lat temu.

Słupy bazaltowe powstają w sposób naturalny – jak na przykład słynna Droga Gigantów w Irlandii Północnej – ale w Gunung Padang zostały wykorzystane jako materiał budowlany w formie, jaka nie występuje w naturze.

– Świadectwa geofizyczne są jednoznaczne – mówił Natawidjaja. – Gunung Padang nie jest naturalnym wzgórzem, lecz zbudowaną przez człowieka piramidą, a początki tutejszych konstrukcji sięgają w przeszłość daleko przed koniec ostatniej epoki lodowcowej. Ponieważ konstrukcje są potężne nawet w najgłębszych warstwach i świadczą o zaawansowanych umiejętnościach konstrukcyjnych, porównywalnych z tymi, które zastosowano przy wznoszeniu egipskich piramid albo największych megalitycznych struktur w Europie, nie sposób nie dojść do wniosku, że patrzymy na dzieło jakiejś zaginionej cywilizacji – i to zaawansowanej cywilizacji.

– Archeologom się to nie spodoba – zauważyłem.

– Oczywiście – przyznał Natawidjaja ze smutnym uśmiechem. – Już posypały się na mnie gromy. Moje argumenty są mocne, oparte na solidnych naukowych podstawach, ale nie są łatwe. Występuję przeciwko głęboko zakorzenionym poglądom.

Następnym krokiem będą wykopaliska archeologiczne na dużą skalę.

– Musimy przeprowadzić wykopaliska, żeby zweryfikować wyniki badań geofizycznych i sekwencje dat radiowęglowych i albo potwierdzić, albo odrzucić to, co naszym zdaniem znaleźliśmy tutaj – mówił Natawidjaja. – Ale niestety, napotykamy mnóstwo przeszkód.

Kiedy zapytałem, jakie przeszkody ma na myśli, odpowiedział, że kilku wybitnych indonezyjskich archeologów stara się przekonać rząd w Dżakarcie, by zabronił mu prowadzenia jakichkolwiek prac w Gunung Padang, twierdząc, że „wiedzą”, że stanowisko liczy niewiele ponad 3000 lat i nie ma powodu, by je naruszać.

– Nie przeczę, że megality na powierzchni mają nieco ponad 3000 lat – dodał pospiesznie Natawidjaja. – Ale moim zdaniem zostały tu umieszczone, ponieważ Gunung Padang było uważane za święte miejsce od niepamiętnych czasów. To struktury w najgłębszych warstwach, liczące między 12 000 a 20 000 lat, są najważniejsze. Mają potencjalnie rewolucyjne implikacje dla naszego rozumienia historii i myślę, że powinniśmy móc je zbadać jak należy.

Atlantyda

Na szczęście w 2014 roku interweniował prezydent i teraz mogę donieść, że Danny (odtąd będę używał jego imienia, ponieważ zostaliśmy przyjaciółmi) dostał carte blanche na prowadzenie wykopalisk. Razem z ekipą zaczął prace w sierpniu 2014 roku i zakończył krótki sezon wykopalisk w październiku, ale jak pokazuje przykład Göbekli Tepe, badania archeologiczne są powolnym i żmudnym procesem, więc nie należy się spodziewać osiągnięcia najgłębszych warstw przed 2017 lub 2018 rokiem. Jednak pod koniec pierwszego sezonu Danny przysłał mi e-mail z nowinami:

Wykopaliska są bardzo obiecujące. W ostatnich tygodniach odkopaliśmy na szczycie megalitycznego stanowiska jeszcze trzy miejsca, które dostarczyły więcej dowodów i informacji o pogrzebanych strukturach. Odkryliśmy mnóstwo kamiennych artefaktów. Istnienie pod megalitami kamiennej konstrukcji podobnej do piramidy nie ulega już wątpliwości; nawet ktoś, kto nie jest specjalistą, zrozumie to, jeśli przyjedzie i sam zobaczy. Znaleźliśmy rodzaj otwartej hali, pod warstwą ziemi grubą na pięć do siedmiu metrów, chociaż nie dotarliśmy jeszcze do głównej komory. Teraz prowadzimy wiercenia w miejscu, gdzie przypuszczamy, że powinna się ona znajdować (na postawie badań geofizycznych na powierzchni), pośrodku megalitycznego stanowiska3.

Pogrzebane konstrukcje? Komory? A, tak, zapomniałem o nich wspomnieć. Wnioskami, jakie wypływają z tego wszystkiego, zajmiemy się bardziej szczegółowo w następnym rozdziale, ale – mówiąc najkrócej – badania geofizyczne, które Danny i jego zespół przeprowadzili między 2011 i 2013 rokiem, przy użyciu metody elektrooporowej, tomografii sejsmicznej, georadaru i wierceń, nie tylko dostarczyły bardzo wczesnych dat radiowęglowych, ale ujawniły głęboko zakopane potężne konstrukcje oraz trzy nieznane dotąd komory o tak regularnych kształtach, że nie mogą być tworami naturalnymi. Największa z nich leży na głębokości od 21,3 do 27,4 metra i mierzy około 5,5 metra wysokości, 13,7 metra długości i 9,1 metra szerokości.

Czy może to być słynna Sala Zapisów Atlantydy? Stawiając taką kontrowersyjną tezę, Danny rzucił na szalę swoją nieskazitelną naukową reputację. Nie tylko nie wyśmiewa idei Atlantydy, ale napisał też książkę, w której twierdzi, że Indonezja – a właściwie wielkie obszary starożytnego lądu sundajskiego, które zostały zatopione, kiedy podnosił się poziom mórz pod koniec epoki lodowcowej – może być Atlantydą4.

W czerwcu 2014 roku Danny i ja odbyliśmy długą i intensywną podróż po całym indonezyjskim archipelagu poza utartymi szlakami, w poszukiwaniu stanowisk megalitycznych, które nigdy nie zostały zbadane przez archeologów. W rozdziale osiemnastym opiszę dokładniej nasze odkrycia i ich związek z zagadką Gunung Padang, ale tymczasem chciałbym przytoczyć opinię dr. Roberta Schocha, profesora geologii z Uniwersytetu Bostońskiego, który był razem ze mną w grudniu 2013 roku, kiedy po raz pierwszy spotkałem Danny’ego w Gunung Padang5.

Opinia profesora Roberta Schocha

Schoch jest sławną postacią między innymi z powodu swojego stwierdzenia – opartego na mocnych geologicznych świadectwach – że Wielki Sfinks w Gizie nosi wyraźne ślady erozji wywołane przez tysiące lat ulewnych deszczy6. To znaczy, że musiał powstać znacznie wcześniej niż około 2500 roku p.n.e. (data przyjęta przez ortodoksyjną archeologię; w Egipcie padało wtedy nie więcej deszczu niż dzisiaj), pod koniec epoki lodowcowej, kiedy w dolinie Nilu trwał długi okres intensywnych opadów.

Schoch, wysoki, smukły naukowiec z brodą i szopą niesfornych włosów, w Gunung Padang był w swoim żywiole. Uważnie sprawdzał z Dannym wyniki badań geofizycznych, zbierał próbki i dokładnie oglądał stanowisko. Później, gdy wrócił do Stanów Zjednoczonych i miał czas na przeanalizowanie danych, napisał:

Przede wszystkim nasuwa się spostrzeżenie… że Gunung Padang pochodzi z czasów przed końcem epoki lodowcowej, około 9700 lat p.n.e. Na podstawie dostępnych świadectw jestem przekonany, że stanowisko było użytkowane przez człowieka od około 14 700 lat p.n.e. Możliwe, że jego początki sięgają 22 000 lat p.n.e. lub nawet wcześniej.

Moim zdaniem Warstwa Trzecia, około 4 do 10 metrów poniżej powierzchni ziemi, zawiera materiał z samego końca ostatniej epoki lodowcowej, około 10 000 do 9500 p.n.e., kiedy nastąpiły dramatyczne zmiany klimatu, z globalnym ociepleniem, podniesieniem poziomu mórz, ulewnymi deszczami, wzmożoną aktywnością wulkaniczną i trzęsieniami ziemi, wielkimi pożarami… Warstwa Trzecia zawiera ślady konstrukcji, które się zawaliły, być może z powodu panujących wówczas warunków.

Kiedy zwiedzałem Gunung Padang zastanawiając się nad datami i widocznymi tam świadectwami zniszczeń i odbudowy, nie mogłem nie skojarzyć tego z innym ważnym stanowiskiem, również należącym do niezmiernie starożytnej cywilizacji istniejącej u schyłku epoki lodowcowej, a mianowicie Göbekli Tepe w południowo-wschodniej Turcji… Myślałem też o Egipcie i moich badaniach nad datowaniem Wielkiego Sfinksa. Widoczne na proto-Sfinksie (monument ten został wtórnie użyty w epoce dynastycznej, kiedy jego głowę zmodyfikowano) wyraźne ślady bardzo intensywnego wietrzenia i erozji spowodowanej przez ulewne deszcze mogą być skutkiem gwałtownych zmian klimatycznych zachodzących pod koniec ostatniej epoki lodowcowej.

Zestawiając świadectwa z Gunug Padang z danymi z Göbekli Tepe, egipskiego Sfinksa oraz innych stanowisk na całym świecie, jestem przekonany, że coraz bardziej zbliżamy się do zrozumienia katastroficznych czasów i wydarzeń u schyłku epoki lodowcowej. Przed 9700 rokiem p.n.e. istniały zaawansowane cywilizacje, zgładzone przez zjawiska, które zakończyły ostatnią epokę lodowcową7.

W poszukiwaniu dowodu zbrodni…

Starsze o co najmniej 6000 lat megality w Göbekli Tepe, podobnie jak pogrzebane głęboko pod ziemią monumenty w Gunung Padang, wskazują, że wizja historii, jaką od ponad 100 lat przekazuje się nam w szkołach i na uniwersytetach, nie da się dłużej obronić. Wygląda na to, że cywilizacja – jak twierdziłem w moim kontrowersyjnym bestsellerze z 1995 roku Ślady palców bogów – jest naprawdę znacznie starsza i bardziej tajemnicza, niż dotąd sądziliśmy.

Podsumowując, wysunąłem wtedy hipotezę, że zaawansowana cywilizacja została wymazana z kart historii przez globalny kataklizm pod koniec ostatniej epoki lodowcowej. Sugerowałem, że ocaleni z kataklizmu osiedlili się w różnych częściach świata i starali się przekazać swoją wiedzę, obejmującą między innymi rolnictwo i architekturę, żyjącym z łowiectwa i zbieractwa koczownikom, którzy także przeżyli kataklizm. Nawet dzisiaj mamy społeczności myśliwych i zbieraczy, na przykład na pustyni Kalahari czy w amazońskiej dżungli, które współistnieją z naszą zaawansowaną technologiczną cywilizacją – nie powinno więc nas dziwić, że w przeszłości mogły ze sobą współistnieć kultury o tak różnym poziomie cywilizacyjnego rozwoju.

Ale kiedy pisałem Ślady palców bogów, nie mogłem – ponieważ te dane wówczas nie były dostępne – zidentyfikować dokładnie charakteru tego kataklizmu, który zgładził moją hipotetyczną cywilizację. Rozważałem wiele możliwych przyczyn, przede wszystkim radykalną teorię przemieszczenia skorupy ziemskiej wysuniętą przez profesora Charlesa Hapgooda, która – choć była popierana przez Alberta Einsteina8 – spotkała się z niewielkim poparciem wśród geologów. Brak wiarygodnego „dowodu zbrodni” był jednym z licznych aspektów mojej teorii, które zostały ostro skrytykowane przez archeologów. Jednak od 2007 roku światło dzienne ujrzał wielki zespół naukowych świadectw, które pozwoliły mi wskazać ów dowód zbrodni. Są tym bardziej intrygujące, że dostarczyła ich liczna grupa naukowców głównego nurtu, o imponującym dorobku, a ponadto nie wykluczają one – a wręcz pod pewnymi względami wspierają – teorię gwałtownej destabilizacji skorupy ziemskiej, którą przedstawiłem w Śladach palców bogów.

W następnych rozdziałach przyjrzymy się dokładniej tym nowym dowodom i płynącym z nich szokującym wnioskom.