Uzdrowienie Boża Miłość nie ma granic - Healy Mary - ebook

Uzdrowienie Boża Miłość nie ma granic ebook

Healy Mary

5,0

Opis

Nigdy nie zasłużysz na uzdrowienie, przyjmij je za darmo

Książka ta leczy głęboką ranę braku obecności Boga. Uzdrowienie przekonuje nawet najbardziej zatwardziałe serca o tym, że Bóg nas nie pozostawił, ale jest obecny i bogaty w miłosierdzie. W ten sposób uzdrowienia stanowią część Bożej odpowiedzi na duchową ciemność naszych dni. Autorka objawia nam wiele nie tylko słowem, ale i samą sobą - własnym świadectwem. Andrzej Sionek, dyrektor Misji EnChristo

Książka Mary Healy pomaga nam zrozumieć, jak istotne miejsce w Bożym sercu zajmuje kwestia uzdrowienia.
Krzysztof Demczuk, lider wspólnoty Metanoia

Ta książka pomoże ci uwierzyć, że Bóg nadal uzdrawia i chce, by to, co ponadnaturalne, było dla chrześcijan naturalne. Marcin Zieliński, lider wspólnoty Głos Pana

Autorka książki nie teoretyzuje, ale pokazuje Boga, którego zna osobiście - Boga, który dzisiaj uzdrawia. 
Remigiusz Recław SJ, duszpasterz wspólnoty Mocni w Duchu

Kościół katolicki jako Klinika Ducha wezwany jest do wypełnienia Jezusowego nakazu: "uzdrawiajcie chorych". Lektura tej książki zapewne dopomoże w zrozumieniu tej misji. o. Bogdan Kocańda OFMConv, kustosz sanktuarium maryjnego w Rychwałdzie

Jestem przekonany, że ta książka pozwoli nam dostrzec potężną moc Ewangelii i na nowo zachwycić się Bogiem, dla którego niemożliwe po prostu nie istnieje. Karol Sobczyk, lider Wspólnoty Głos na Pustyni

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 276

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (4 oceny)
4
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł oryginału

Healing. Bringing the Gift of God’s Mercy to the World

© 2015 Healing: Bringing the Gift of God’s Mercy to the World by Mary Healy Published by Our Sunday Visitor Publishing Division

Our Sunday Visitor, Inc. All rights reserved

© Wydawnictwo WAM, 2016

Opieka redakcyjna: Bartłomiej Sury

Redakcja: Elżbieta Kot

Korekta: Katarzyna Onderka

Projekt okładki: Agata Hanuszkiewicz

Skład: Lucyna Sterczewska

NIHIL OBSTAT

Prowincja Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego

ks. Jakub Kołacz SJ, prowincjał

Kraków, 6 maja 2016 r., l.dz.56/2016

Książka została wydana z inicjatywy Misji EnChristo – katolicy w służbie ewangelizacji,odnowy życia i jedności chrześcijan

WYDAWNICTWO WAM

ul. Kopernika 26 • 31-501 Kraków

tel. 12 62 93 200 • faks 12 42 95 003

e-mail: [email protected]

www.wydawnictwowam.pl

DZIAŁ HANDLOWY

tel. 12 62 93 254-256 • faks 12 62 93 496

e-mail: [email protected]

KSIĘGARNIA WYSYŁKOWA

tel. 12 62 93 260, 12 62 93 446-447

faks 12 62 93 261

e.wydawnictwowam.pl

Przygotowanie wydania elektronicznego

Magdalena Wojtas / 88em.eu

ROZDZIAŁ PIERWSZYTsunami Ducha Świętego

Idźcie i głoście: Bliskie już jest królestwo niebieskie. Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy!

(Mt 10, 7–8)1.

Nie w słowie, lecz w mocy przejawia się królestwo Boże

(1 Kor 4, 20).

Było piękne popołudnie na południowym wybrzeżu Kalifornii. Dwudziestodwuletni Andrew Laubacher skończył właśnie surfować i maszerując w piankowym kombinezonie wzdłuż promenady, kierował się z powrotem do samochodu. Na plaży zauważył nagle młodą dziewczynę siedzącą na wózku inwalidzkim. Wiedział, że powinien się za nią pomodlić.

Andrew pod wieloma względami nie różnił się od innych katolickich dwudziestolatków: kochał surfing, muzykę i spotkania z przyjaciółmi. Jako nastolatek przechodził okres buntu i miewał na pieńku z prawem. Został ateistą. Na konferencji młodych w Steubenville2 doświadczył jednak potężnego nawrócenia, w efekcie którego, jako uczeń Chrystusa, zaczął wzrastać w głoszeniu Dobrej Nowiny w mocy Ducha Świętego. Szybko stał się świadkiem cudownych uzdrowień. Kiedy więc nad oceanem ujrzał nastoletnią Hiszpankę na wózku, poczuł podszept Ducha Świętego, aby przystanąć i pomodlić się za nią. To, co wydarzyło się później, tak opisuje sam Andrew:

„Wyskoczyłem z kombinezonu, wysuszyłem się i podszedłem do dziewczyny. Była z rodzicami, którzy nie mówili po angielsku, ona jednak tak. Spytałem, jak się miewa i czy potrzebuje modlitwy w jakiejś sprawie.

Poczułem bardzo wyraźny strach przed odrzuceniem i silną obawę, że gdy pomodlę się za nią, nic się nie stanie. Nie wycofałem się jednak. Dopytywałem, dlaczego znalazła się na wózku, a dziewczyna opowiedziała mi szokującą historię swojego życia, wylewając swój żal. Opuściła właśnie szpital po drugiej próbie samobójczej. Zmagając się z depresją i ciągłym niepokojem, sięgała po narkotyki, w tym metamfetaminę. Od dziecka cierpiała na porażenie mózgowe i miała trudności z poruszaniem się.

Jej opowieść bardzo mnie poruszyła, wzbudziła współczucie, a także przekonanie, że Bóg pragnie się z nią spotkać. Ustąpił wszelki strach, że nie jestem wystarczająco dobry, aby modlić się za nią, napełniła mnie odwaga. Pomodliłem się o uzdrowienie, o pokój i wypełnienie jej ciała mocą Ducha Świętego. Po modlitwie poprosiłem, aby wstała i się przeszła. Zrobiła kilka kroków. Poruszała się z mniejszym bólem i była w stanie bardziej się wyprostować. Następnie pomodliłem się za jej kolana, które były krzywe i wystające. Całkowicie się wyprostowały. Gdy rodzice zobaczyli, że dziewczyna sprawniej chodzi i to z prostymi kolanami, byli w szoku.

Po tym wszystkim zapytałem, co przeżywała w czasie modlitwy. Odpowiedziała, że jej kolana zrobiły się gorące, w ciele czuła mrowienie, a ból ustąpił. Odpowiedziałem: «To właśnie Jezus!». Okazało się, że była katoliczką, nie żyła jednak swoją wiarą. Poleciłem jej, aby poszła na Mszę oraz do spowiedzi, żeby przyjęła przebaczenie, jakiego Bóg chce jej udzielić.

Nasz kontakt się nie urwał. Napisała mi, że poszła do spowiedzi i na Mszę, że czuje się wolna, lżejsza i że doświadczyła Bożej miłości”.

Zastanawiając się nad tym doświadczeniem, jak i nad wieloma podobnymi, przekonałam się, że – jak mówi Pismo Święte – królestwo Boże to nie kwestia słów, lecz mocy (zob. 1 Kor 4, 20). Jako chrześcijanie, „namaszczeni”, dokądkolwiek pójdziemy, możemy nieść ludziom uzdrowienie i zbawienie w Jezusie. Podejmujemy tak wiele różnych posług i wypraw misyjnych. Czemu nie mielibyśmy każdego dnia w naszych domach modlić się o uzdrowienie zrozpaczonych, chorych, chromych i ślepych? To zmieniłoby wszystko. Objawialibyśmy królestwo, którym jest miłość. Ukazywanie jej jest naszą misją. Mamy wyjść do całego świata i zanieść mu Dobrą Nowinę o uzdrowieniu, łasce, miłosierdziu, a przede wszystkim o bezwarunkowej miłości.

Wiara i odwaga Andrew, aby pójść za podszeptem Ducha Świętego, na zawsze odmieniły życie tej młodej dziewczyny. Gdyby opowiedział jej tylko o Bożej miłości, byłoby to samo w sobie bardzo dobre. Dziewczyna mogłaby jednak pomyśleć: „Oczywiście, wiem o tym, już to przecież słyszałam”. Jednak Andrew zrobił odważny krok, podejmując modlitwę o jej uzdrowienie. Dziewczyna mogła doświadczyć miłości Bożej we własnym ciele. Ta załamana osoba napotkała, w sposób bardzo namacalny, moc i łaskę zmartwychwstałego Pana, przywracającego ją do pełni życia.

Jestem przekonana, że historia Andrew pokazuje coś niezmiernie ważnego, coś, co Bóg w dzisiejszych czasach czyni w Kościele. Uzdrowienie dziewczyny na plaży, chociaż poruszające, nie jest bowiem odosobnionym przypadkiem. Na całym świecie w ostatnich latach mają miejsce tysiące podobnych uzdrowień, gdyż katolicy i inni chrześcijanie z nową wiarą i gorliwością odpowiadają na wezwanie Pana do ewangelizacji w mocy Ducha Świętego. W wieku, w którym tak wielu odeszło od Boga, ponownie przyobleka On swoich wyznawców mocą z wysoka (zob. Łk 24, 49). Wzywa nas, abyśmy wychodzili i głosili Ewangelię nie tylko słowem, ale także znakami i cudami, potwierdzającymi prawdziwość przekazywanej Nowiny.

Uzdrawianie jest jednym z charyzmatów Ducha Świętego udzielanym wyznawcom Chrystusa, aby wyposażyć ich do misji. Dar uzdrawiania obecny był w Kościele w każdym wieku, jednakże w naszych czasach jest on wylewany w niezwykłej obfitości. Być może dzieje się tak także z powodu ogromu zranień fizycznych, emocjonalnych i duchowych doświadczanych w obecnym postmodernistycznym społeczeństwie. Tym, którzy cierpią, Bóg współczuje bowiem bezgranicznie, manifestując swoją realną, potężną miłość właśnie poprzez uzdrawianie. Mimo to wciąż istnieje wiele nieporozumień dotyczących uzdrowienia. Wielu katolików uznaje, że cudowne uzdrowienia występują jedynie w życiu wielkich świętych lub w świętych miejscach, takich jak Lourdes, i że arogancją jest oczekiwanie przez zwyczajnych ludzi podobnych cudów. Wielu wierzy, że wolą Bożą jest, aby Jego dzieci znosiły chorobę czy niemoc, nie poszukując uzdrowienia. Z kolei inni chcieliby modlić się o uzdrowienie, ale nie wiedzą, jak się do tego zabrać.

Ta książka podejmuje powyższe trudności i odpowiada na następujące pytania:

– Czy Jezus faktycznie nadal uzdrawia ludzi?

– Czy cudowne uzdrowienia są autentyczne? Czy są trwałe?

– Jak poznać, że Bóg pragnie, abyśmy modlili się o uzdrowienie?

– Kto otrzymuje dar uzdrawiania? Czy mogę o niego prosić?

– Jak modlić się o uzdrowienie?

– A co jeśli modlę się o uzdrowienie, a ono nie nadchodzi?

– Jaką rolę w uzdrawianiu pełnią sakramenty? A jaką wstawiennictwo świętych?

– Czy Bóg leczy także „złamane serca”?

Tsunami sekularyzmu

Aby dobrze zrozumieć, co Bóg czyni, uzdrawiając, musimy uświadomić sobie szerszy kontekst tego, co dzieje się w naszych czasach. Do badania znaków czasu i wyjaśniania ich w świetle Ewangelii wezwani są chrześcijanie każdej epoki3, musimy więc regularnie zadawać sobie następujące pytania: jakie wydarzenia i prądy myślowe wpływają aktualnie na ludzkie serca i umysły? Na jakie światowe trendy wystawione będą przyszłe pokolenia? Do czego w odpowiedzi wzywa nas Pan? Co mówi Duch do Kościołów (zob. Ap 2, 7)?

W październiku 2012 roku biskupi z całego świata zjechali się do Rzymu na synod poświęcony nowej ewangelizacji. Przez trzy tygodnie intensywnie dyskutowali o obecnym stanie Kościoła i o mobilizowaniu katolików do szerzenia Ewangelii. Jeden z mówców, waszyngtoński kardynał Donald Wuerl, wypowiedział w czasie swojego wystąpienia uderzające stwierdzenie, że „tsunami sekularyzmu” pokryło cały świat Zachodu4. Zwrotem tym oddał dramatyczną sytuację współczesnego Kościoła. Od kilku pokoleń na niespotykaną dotąd skalę doświadczamy bowiem sekularyzacji życia społecznego i porzucania wiary chrześcijańskiej przez całe rzesze ochrzczonych, przestających praktykować wiarę i tracących więź z Chrystusem i Kościołem. Wielu w praktyce żyje deizmem: uznają, że Bóg może w jakimś sensie istnieje, lecz nie ingeruje w ludzką historię i nie oddziałuje bezpośrednio na nasze życie. Wszechświat stanowi kompletny system, w którym wszystko wyjaśnić można prawami fizyki i biochemii.

Utracie wiary towarzyszy odrzucanie podstawowych prawd moralnych, takich jak nienaruszalna godność życia ludzkiego i świętość małżeństwa. Powstał nowy rodzaj wojującego ateizmu, który nie tylko sprzeciwia się istnieniu Boga, ale też wyśmiewa chrześcijaństwo i potępia wszelkie religie, traktując je jako nieracjonalne lub wręcz niebezpieczne. Papież Benedykt XVI pisał:

„Dzisiaj, gdy na rozległych obszarach Ziemi wierze grozi, że zgaśnie jak płomień, który nie jest już podsycany (…). Prawdziwym problemem w obecnej chwili dziejowej jest to, że Bóg znika z horyzontu ludzi oraz że wraz z gaśnięciem pochodzącego od Boga światła ludzkość traci orientację, a niszczące skutki tego procesu coraz bardziej stają się widoczne”5.

Nieobecność Boga pozostawia w życiu społecznym wewnętrzną pustkę, którą ludzie starają się zapełniać rozmaitymi falsyfikatami. Kwitnie kultura narcystyczna, w której za najwyższe wartości uznaje się samospełnienie, atrakcyjność fizyczną, wolność seksualną i gromadzenie dóbr. Takie wyścigi szczurów powodują załamanie relacji, utratę sensu życia, samotność, uzależnienia i rozmaite rodzaje społecznego zła, określane przez św. Jana Pawła II mianem „kultury śmierci”6.

Głęboką ciemność naszych czasów dobrze ilustruje widoczna niedawno w mediach historia pewnej Belgijki. Nancy Verhelst dorastała przy rodzicach traktujących ją z wyraźną pogardą. „Byłam dziewczynką, która tylko przeszkadzała” – opowiadała dziennikarzowi. „Rodzice wychwalali moich braci i cieszyli się nimi, a ja sypiałam w graciarni nad garażem – taki dostałam pokój. «Gdybyś tylko była chłopcem…» – skarżyła się matka. Tolerowano mnie i nic ponadto”7. Chyba nie będzie więc dużym zaskoczeniem fakt, że gdy Nancy dorosła, usiłowała stać się mężczyzną i zmieniła imię na Nathan. Trudno wyobrazić sobie ból i zamęt, jakich doświadczyła. Bezbożne, zeświecczone społeczeństwo nie dało jej pocieszenia i nadziei – zaoferowało operację zmiany płci. Nancy nie doświadczyła jednak po niej utęsknionego pokoju. To, co ujrzała w lustrze, napawało ją obrzydzeniem. Czuła się jak potwór. Najlepszym, co następnie mogło zaoferować jej bezbożne, zeświecczone społeczeństwo, była propozycja zakończenia jej życia. 30 września 2013 roku Nancy zginęła w wyniku wspomaganego samobójstwa – przez podanie śmiertelnego zastrzyku. W zgodzie z belgijskim prawem regulującym eutanazję.

Zaprawdę, szatan jest tyranem, złodziejem, który „przychodzi tylko po to, aby kraść, zabijać i niszczyć” (J 10, 10). Świat stał się strefą wojenną, w której duchowe rany odnoszą niezliczone zastępy ludzi, pilnie potrzebujących pomocy. O serca i umysły tego pokolenia toczy się zacięta walka, której stawka jest bardzo wysoka. Jak można sprostać tego rodzaju wyzwaniom naszych czasów?

Żadna ludzka strategia czy plan tu nie pomoże. Właściwą odpowiedź posiada jedynie sam Bóg. „Nie siła, nie moc, ale Duch mówi – mówi Pan Zastępów” (Za 4, 6). Odpowiedzią na „tsunami sekularyzmu” nie może być zatem nic innego, jak  t y l k o   t s u n a m i   D u c h a   Ś w i ę t e g o  – głoszenie Ewangelii z nadprzyrodzoną mocą Ducha Świętego, czyli głoszenie, któremu towarzyszyć będą uzdrowienia, znaki i cuda, w sposób namacalny demonstrujące Bożą miłość i przekonujące, że Jezus Chrystus prawdziwie żyje.

Wezwanie do nowej ewangelizacji

Jako że współczesne społeczeństwo Zachodu pogrążyło się w duchowej i moralnej ciemności, Kościół zaczął trąbić na alarm, aby światło wyznawców Chrystusa zajaśniało jeszcze wyraźniej. Papieże od przeszło trzydziestu lat biją w dzwony, wzywając wiernych do zaangażowania się w nową ewangelizację – w głoszenie Dobrej Nowiny Chrystusa do ludzi naszych czasów w nowy sposób. Stwierdzili wyraźnie, że ewangelizacji potrzebują już nie tylko odległe, trudno dostępne ludy, lecz także, a nawet przede wszystkim, ludzie z naszego, postchrześcijańskiego społeczeństwa, którzy przestali wierzyć lub praktykować swoją wiarę.

Bicie w dzwony rozpoczęło się w istocie już na Soborze Watykańskim II, gdy biskupi i teologowie podjęli głęboką refleksję nad ewangelizacyjną misją Kościoła. W ciągu wieków katolicy przyzwyczaili się myśleć o ewangelizacji jako o specjalistycznym zadaniu wykonywanym jedynie przez kapłanów i zakonników, wzywanych do wyjazdu na zagraniczne misje. Sobór stwierdził jednak, że ewangelizacja jest obowiązkiem każdego chrześcijanina8. Idąc za jego wskazaniem, bł. Paweł VI napisał adhortację, potwierdzając w niej, że „obowiązek ewangelizacji należy uważać za łaskę i właściwe powołanie Kościoła; wyraża on najprawdziwszą jego właściwość. Kościół jest dla ewangelizacji”9.

Termin „nowa ewangelizacja” ukuł natomiast Jan Paweł II, wyjaśniając, że jej nowość nie sprowadza się do treści – chodzi o tę samą Ewangelię, głoszoną od dwóch tysięcy lat – lecz do „zapału, metod i środków wyrazu”10. Ewangelizacja nowa pod względem  z a p a ł u  polega na roznieceniu na nowo we wszystkich katolikach ognia gorliwości, aby głosili innym Chrystusa, zarówno słowem, jak i czynem. Nowa pod względem  m e t o d y  oznacza, że powinniśmy w niej korzystać z metod odpowiednich dla naszych czasów, nie wyłączając nowych, kreatywnych sposobów docierania do ludzi i pożytkowania w tym celu nowych technologii. Nowa w  ś r o d k a c h   w y r a z u  zaś, że nie możemy po prostu powtarzać wzorców z przeszłości, lecz głosić w sposób, który dotykać będzie serc i umysłów tego pokolenia.

Pilność tego zadania tak wyraził w 2001 roku Jan Paweł II:

„Wielokrotnie w minionych latach przypominałem wezwanie do nowej ewangelizacji. Ponawiam je i teraz, pragnąc przede wszystkim wskazać, że musimy na nowo rozniecić w sobie pierwotną gorliwość i pozwolić, aby udzielił się nam zapał apostolskiego przepowiadania, jakie wzięło początek z Pięćdziesiątnicy. Powinniśmy wzbudzić w sobie płomiennego ducha św. Pawła, który wołał: «Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii» (1 Kor 9, 16)”11.

Papież Benedykt XVI, objąwszy urząd w 2005 roku, dołożył skutecznych starań, aby nowa ewangelizacja pozostała dla Kościoła długoterminowym priorytetem. Powołał nową watykańską dykasterię – Papieską Radę do spraw Nowej Ewangelizacji, a następnie, w roku 2012, uczynił nową ewangelizację tematem synodu, na który zaprosił biskupów z całego świata.

Papież Franciszek wezwanie do nowej ewangelizacji uczynił jeszcze bardziej naglącym. W adhortacji apostolskiej Evangelii gaudium, będącej owocem synodu z 2012 roku, pisał, że nowa ewangelizacja:

„przybiera formę apelu skierowanego do każdego chrześcijanina, by nikt nie wyrzekł się swojego udziału w ewangelizacji. Jeśli ktoś rzeczywiście doświadczył miłości Boga, który go zbawia, nie potrzebuje wiele czasu, by zacząć Go głosić i nie może oczekiwać, aby udzielono mu wielu lekcji lub długich pouczeń. Każdy chrześcijanin jest misjonarzem w takiej mierze, w jakiej spotkał się z miłością Boga w Chrystusie Jezusie. Nie mówmy już więcej, że jesteśmy «uczniami» i «misjonarzami», ale zawsze, że jesteśmy «uczniami-misjonarzami»”12.

Papież Franciszek podkreśla, że wezwanie do nowej ewangelizacji wymaga nowego spojrzenia na funkcje parafii i innych instytucji Kościoła oraz całkowitej wymiany stosowanych przez nie narzędzi. Wszystkie instytucje Kościoła mają być nastawione misyjnie. „Poprzez całą swoją działalność parafia pobudza i formuje swych członków, aby byli ludźmi ewangelizującymi”13.

Odtąd „nie możemy dłużej pozostawać w spokoju, w biernym oczekiwaniu, w naszych kościołach”, musimy przejść „od duszpasterstwa zwykłego zachowywania stanu rzeczy do duszpasterstwa zdecydowanie misyjnego14”.

Trudno wyobrazić sobie mocniejsze wołanie ze strony pasterzy Kościoła, dostrzegających fakt, że liczba praktykujących katolików w świecie zachodnim systematycznie spada. Trzeba jednak przyznać, że nowa ewangelizacja nie zakorzeniła się jeszcze mocno w Kościele. Chociaż wiele parafii i diecezji dokłada starań, aby odpowiadać na te wezwania, często ich wysiłki przynoszą skromne owoce. W niektórych miejscach wierni nie znają jeszcze terminu „nowa ewangelizacja”, a w innych nie rozumieją go właściwie, traktując jako slogan, który znaczy po prostu „wszystko, co już robimy”. Sprowadzają tym samym papieskie wezwania do robienia „więcej tego samego”.

Niewątpliwie czegoś tu brakuje. Czegoś, co obudziłoby Kościół katolicki. Co może rozpalić ogień ewangelizacji w sercach i umysłach katolików? Co uzdolni ich teraz, w XXI wieku, do głoszenia Dobrej Nowiny w sposób przekonujący?

Pierwsza ewangelizacja

Na to pytanie można udzielić adekwatnej odpowiedzi, tylko przyglądając się  p i e r w s z e j  ewangelizacji – eksplozji chrześcijaństwa, która dokonała się w starożytności. Dowiemy się dzięki temu, jak to się stało, że niewielka grupka chrześcijan dla Chrystusa „wywróciła świat do góry nogami” (tak w Dziejach Apostolskich 17, 6 literalnie o nich napisano). Jak to się stało, że ta wspólnota składająca się z byłych rybaków, poborców podatkowych, prostytutek, niewolników oraz niczym nie wyróżniających się ludzi, pomimo wymierzanych w nią brutalnych fal prześladowań tak skutecznie przekonywała świat o prawdziwości Ewangelii, że nim wyznawanie chrześcijaństwa stało się legalne, a tym samym bezpieczne (na początku IV wieku), prawie co czwarty mieszkaniec Imperium Rzymskiego był już chrześcijaninem15.

Początki pierwszej ewangelizacji opisano w Nowym Testamencie, zwłaszcza w Ewangeliach i Dziejach Apostolskich. Księgi te, spisane pod natchnieniem Bożego Ducha, ukazują, jak powinna wyglądać misja Kościoła. Nowy Testament jest więc nie tylko źródłem doktryny i ważnych faktów historycznych z początków chrześcijaństwa, ale też planem życia i misji Kościoła, także na dziś. Można powiedzieć, że w Kościele czasów apostołów zapisane zostało DNA modelowe dla Kościoła w każdym innym wieku. Przebudzenie katolików do misji ewangelizacyjnej we współczesnym świecie oznacza zatem bliższe przyjrzenie się temu, co Pismo Święte objawia na temat pierwszej ewangelizacji.

Kościół apostolski zasługuje na większą uwagę także dlatego, że znajdujemy się dziś w sytuacji kulturowej pod wieloma względami bliskiej tej z czasów apostołów – żaden z wcześniejszych okresów w historii nie przypominał jej tak bardzo. Współcześnie mamy bowiem do czynienia z wzrastającą wrogością wobec chrześcijaństwa i z mocną presją społeczną, aby zachowywać swoją wiarę dla siebie, trzymając ją z dala od wszelkich placów i rynków. Ogrom ludzi prowadzi hedonistyczny, właściwie pogański styl życia. Wielu pozostaje zupełnie nieświadomymi Dobrej Nowiny. Doświadczyła tego moja znajoma siostra zakonna, wchodząc pewnego dnia do drogerii. Zwróciwszy uwagę na krzyż wiszący na jej szyi, młoda sprzedawczyni spytała ją niewinnie: „Och, a kim jest człowiek wiszący na belce? Moja babcia miała coś takiego”.

W pewnym sensie współczesność stawia nam nawet trudniejsze wyzwania niż te, z którymi zmagali się pierwsi chrześcijanie. Bardzo wielu ludzi bowiem, dowiadując się dziś czegoś o chrześcijaństwie, tak naprawdę uodparnia się na nie. Ulegają przekonaniu, że o Jezusie i Kościele wiedzą już wszystko, co potrzeba. Chodzi o wpływ mediów, które nieustannie bombardują nas treściami wiążącymi chrześcijaństwo z przemocą, kolonializmem, hipokryzją, wrogością wobec nauki i przestępstwami seksualnymi. Niektóre z tych obrazów są zapewne prawdziwe, wiele jednak w nich przesady i fałszu. Jakże rzadko usłyszeć można o ogromie dobra czynionego przez chrześcijan. Znacznie trudniej dotrzeć z Ewangelią do ludzi, których myślenie kształtowane jest w ten sposób, niż do tych, którzy o Jezusie nigdy nie słyszeli.

W biblijnym zapisie pierwszej ewangelizacji jeden czynnik od razu jawi się jako oczywisty. Widoczną, znaczącą rolę odgrywały w niej uzdrowienia i inne cudowne akty Bożego działania. Jezus i Jego pierwsi uczniowie nie oddzielali głoszenia Dobrej Nowiny od czynienia znaków i cudów; w istocie za ich pośrednictwem Bóg sam potwierdzał głoszone przesłanie, przekonując o jego prawdziwości. Autor Listu do Hebrajczyków podaje, że gdy chrześcijanie głosili słowo, „Bóg uwierzytelniał je znakami, cudami, różnorakimi przejawami mocy i udzielaniem Ducha Świętego według swej woli” (Hbr 2, 4). Cuda dokonywane dzięki wierze w imię Jezusa sprawiły, że niezliczone rzesze osobiście doświadczały Jego mocy i przyjmowały wiarę w Niego.

Czy współcześni ludzie, w przeciwieństwie do tych z I wieku, nie mają już potrzeby spotkania z Bogiem? Wydaje się, że uzdrowienia i cuda są dziś jeszcze bardziej potrzebne, aby zademonstrować współczesnemu światu, który utracił poczucie transcendencji, że Bóg jest Bogiem żywym, działającym w historii i w życiu człowieka. Są one dziś balsamem na głęboką duchową ranę współczesnego społeczeństwa: ranę braku Boga. Uzdrowienia przekonują nawet najbardziej zatwardziałe i złamane serca – że Bóg nie pozostawił nas sierotami, że jest obecny, aktywny i bogaty w miłosierdzie, że ma je dla każdego z nas. Uzdrowienia przypominają też wierzącym, że ewangelizacja opiera się nie tyle na ludzkich środkach, ile na Duchu Świętym, będącym jej głównym sprawcą16. Są częścią opatrznościowej odpowiedzi Boga na duchową ciemność naszych czasów.

Modlitwa o uzdrowienie

Większość katolików przywykła do modlitwy za chorych. Robimy tak w czasie liturgii, przy szczególnych wydarzeniach i prywatnie, ilekroć słyszymy, że ktoś zachorował albo doznał urazu.

Modlitwa  z a   k o g o ś  nie jest jednak tym samym co modlitwa  n a d   k i m ś  – bezpośrednio nad chorą osobą, kiedy z mocną wiarą prosimy Pana o jej uzdrowienie i oczekujemy go. Dla wielu katolików nie mieści się to w ramach ich wiary. Wielu nie jest pewnych, czy są do tego upoważnieni. Czyż oczekiwanie, aby Bóg dokonał uzdrowienia na  m o j ą  prośbę, nie jest pychą? Nie jestem godzien, aby Bóg posłużył się mną do uzdrowienia kogoś. Nie modlę się przecież wystarczająco dużo. Nie jestem wystarczająco cnotliwy. Zbyt często zawalam różne sprawy. Ledwo udaje mi się przetrwać dzień, gdzie mi tam do świętości wielkich osób.

Wahanie jest zrozumiałe, jednakże wynika z pewnego błędnego założenia. Prawda jest taka, że Bóg darmo wylewa swoje dary, w tym dar uzdrawiania. Pragnie go rozdawać w tak wielkiej obfitości, że trudno nam sobie to wyobrazić. Nie ograniczają Go nasze słabości, jedynie poziom naszej wiary i brak pragnienia, aby nas „używał”. „Mocą działającą w nas może uczynić nieskończenie więcej niż to, o co my prosimy lub rozumiemy” (Ef 3, 20).

Ja także, jako osoba wychowana po katolicku, przez całe życie modliłam się „za” chorych. Od trzydziestu lat o uzdrowienie modlę się też razem z innymi, niekiedy nakładając na nich ręce. Pewne skromne owoce zobaczyłam dopiero niedawno – ustąpił ból brzucha czy migrena. Od trzech lat jednakże, odkąd obserwuję i uczę się od tych, których wiara w uzdrowienie jest wielka – zwłaszcza od Randy’ego Clarka i Damiana Stayne’a17 – uzdrowienia, niekiedy zdumiewające, obserwuję regularnie. Różnica jest taka, że teraz modlę się z większą wiarą w to, że Pan naprawdę pragnie uzdrowienia, że uwielbia uzdrawiać swoje dzieci, które cierpią i załamują się. Znacznie częściej proponuję teraz innym modlitwę za nich. Przekonałam się też, że cudowne uzdrowienia w życiu Kościoła nie mają być rzadkością, lecz czymś zwyczajnym. Pan nie chce posługiwać się tylko „duchowymi supergwiazdami” posiadającymi szczególne dary, ale, jak mawia Randy Clark, tym „małym, prostym mną”.

W dalszej części książki dzielę się tym, czego się nauczyłam o uzdrowieniu, studiując Pismo Święte, teologię i historię Kościoła. Dzielę się także doświadczeniem własnym i przyjaciół, z którymi współpracuję w winnicy Pana. Mam nadzieję, że także i Ty, drogi czytelniku, nabierzesz odwagi, aby z mocną, oczekującą wiarą modlić się za innych, nawet w najmniej oczekiwanych momentach i miejscach (na przykład na plaży, jak Andrew). Pan pragnie hojnie rozdawać swoim dzieciom dary, aby one z kolei mogły nieść je światu. Dostąpienie tych darów nie jest wcale skomplikowane. „Proście, a będzie wam dane” (Mt 7, 7).

ROZDZIAŁ DRUGIBliskie jest królestwo

Oto on dźwigał nasze chorobyi wziął na siebie nasze cierpienia,a my uznaliśmy go za ukaranego,pobitego i pognębionego przez Boga.Lecz on był zraniony za nasze grzechy,zmiażdżony za nasze winy.Dla naszego zbawienia znosił karcenie,przez jego rany zostaliśmy uzdrowieni

(Iz 53, 4–518).

W starożytności uważano trąd za śmiertelną, odrażającą chorobę. Trędowaci doświadczali nie tylko szpecących ran, jątrzącej się ropy i hańby polegającej na uznawaniu ich za przeklętych przez Boga, ale i wykluczenia społecznego. Prawo Mojżeszowe nakazywało, aby zamieszkiwali w odosobnieniu i rozdzierali szaty, wołając „nieczysty, nieczysty”, dokądkolwiek by się udawali (zob. Kpł 13, 45). Ponieważ mieli status rytualnie nieczystych, nie mogli nawet uczestniczyć w oddawaniu czci Bogu w świątyni jerozolimskiej, co stanowiło centralny wymiar życia Izraelitów.

Taką osobę spotkał Jezus, podróżując po wioskach galilejskich. Zdesperowany trędowaty, usłyszawszy pogłoski o proroku z Nazaretu uzdrawiającym chorych, wykazał się zaskakującą odwagą – nie zważając na dezaprobatę i oburzenie innych, podszedł do Jezusa i upadłszy na kolana, powiedział błagalnie: „Jeśli zechcesz, możesz mnie oczyścić” (Mk 1, 40).

Widząc opłakany stan tego człowieka, Jezus został „zdjęty litością”. Użyte tu w oryginale greckie słowo oznacza dosłownie „nagle poruszony fizycznie” albo „kotłujący się od emocji”. Obserwujemy tu więc głęboko ludzką reakcję Syna Bożego, który nigdy nie odnosił się do cierpiących z obojętnością czy dystansem, lecz z empatią, ludzką kondycję znał przecież od wewnątrz. Łatwo wyobrazić sobie w Jego oczach miłość, z jaką odpowiedział trędowatemu: „Chcę, bądź oczyszczony”. Czy znaczy to, że pragnie On przywracać ludziom ich człowieczeństwo, cofać niszczące skutki ludzkiego upadku? Tak, po to właśnie przyszedł!

Prawo Mojżeszowe uznawało za nieczystego każdego, kto dotknąłby trędowatego. Gdy więc Jezus, świadomie zwróciwszy się ku niemu, dotknął go, zebranemu tłumowi musiało ze zdziwienia zaprzeć dech w piersiach. I stało się: na ich oczach trąd ustąpił. Starotestamentalne zasady rytualnej czystości zostały wywrócone do góry nogami! Nie dość, że czysty nie zaraził się od nieczystego, to jeszcze uwolnił go od trądu. Odwrotnie: to On usunął hańbę i brud z tego, który zwrócił się do Niego z wiarą. Zatriumfowała czystość i nieprzemożna świętość Jezusa, której nic nie jest w stanie zbezcześcić. Czujący się niegodnymi spotkania z Nim mogą z tej historii wyciągnąć znaczącą naukę.

Oczyszczonego z trądu Jezus poinstruował następnie, aby nikomu o tym nie mówił, aby pokazał się kapłanom i złożył ofiarę przewidzianą przez Prawo Mojżeszowe za oczyszczenie z choroby skórnej. Do obrzędu potrzebne były dwa ptaki – jednego składano w ofierze, drugiego zaś zamaczano we krwi pierwszego, a następnie wypuszczano (zob. Kpł 14, 3–7). Polecenia te miały w perspektywie uświadomić uzdrowionemu, co Jezus w istocie dla niego uczynił. Jedna istota poświęcona, druga wypuszczona wolno – wolność od trądu za cenę krwi Chrystusa, która wkrótce miała zostać przelana na krzyżu.

Uzdrowiony nie potrafił jednak powstrzymać się z radości i szeroko rozpowiadał o tym, co zrobił dla niego Jezus – innymi słowy, rozpoczął ewangelizację. Grecki oryginał dosłownie brzmi w tym miejscu: „Zaczął swobodnie opowiadać o tym, co zaszło, szerząc nowinę” (Mk 1, 45). Użyte w nim słowa jasno nawiązują do zwiastowania Ewangelii dokonującego się po Pięćdziesiątnicy.

Dostąpiwszy niepożądanego rozgłosu, Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, takie otaczały Go tłumy. Pan jakby zamienił się miejscami z trędowatym. Były wygnaniec mógł teraz swobodnie poruszać się w społeczności, podczas gdy Jezus stawał się wyrzutkiem. Ostatecznie znakiem odwrócenia ról będzie też śmierć Jezusa, ukazująca, że dokonane przez Niego uzdrowienia miały swoją cenę. Oczyszczenie trędowatego zapowiada krzyż, w którym one wszystkie mają źródło.

Opisywana historia jest więc swego rodzaju żywą przypowieścią – obrazem tego, co zrobił dla nas Chrystus. Kim jest trędowaty? To ja. To każdy z nas. Wszyscy zostaliśmy oszpeceni i osłabieni katastrofalnymi skutkami grzechu. Dotknięci jesteśmy nimi duchowo, emocjonalnie, a często i fizycznie. Wszyscy w jakiejś mierze doświadczamy hańby mającej swą przyczynę w grzechu, skutkującej oddzieleniem od Boga. Współczuł On nam tak bardzo, że zesłał swego jedynego Syna, aby stał się człowiekiem, aby wziął na siebie cały nasz grzech z jego konsekwencjami i aby we własnym ciele zaniósł go na krzyż.

Ludzie potrzebujący uzdrowienia często zmagają się podskórnie z wątpliwością pod tytułem „nie jestem godzien tego dostąpić”. Ktokolwiek jednak nosi ją w sobie, łatwo może sobie z nią poradzić. W gruncie rzeczy jest ona prawdą: sami z siebie nie jesteśmy godni. „Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod mój dach”, powiedział setnik do Jezusa (Mt 8, 8), wypowiadamy te słowa także i my przed przyjęciem Pana w Eucharystii. Jezus wszakże, przelewając za nas swoją krew,  u c z y n i ł   n a s   g o d n y m i.  Jak pisze autor Listu do Hebrajczyków: „Mamy więc, bracia, pewność (…) przez krew Jezusa”, „przybliżmy się więc z ufnością do tronu łaski, abyśmy doznali miłosierdzia i znaleźli łaskę pomocy w stosownej chwili” (Hbr 10, 19 i 4, 16). Podchodzący do Jezusa trędowaty został hojnie nagrodzony za swoją odwagę. To samo czeka i nas. Jezus pragnie zająć nasze miejsce, biorąc na siebie naszą chorobę, hańbę i grzech. Pragnie przywrócić nam pełnię życia. Jeśli będzie trzeba, stanie się w tym celu wyrzutkiem.

Namaszczeni do uzdrawiania

Oczyszczenie trędowatego, dokonane na początku publicznej działalności Jezusa, zwiastowało poczesną rolę, jaką w jego misji miały odegrać uzdrowienia. Wielu ludzi przypisuje im znaczenie drugorzędne, wskazując, że głównym Jego posłannictwem było zbawienie dusz – nie tak jednakże uczy nas Ewangelia. W biblijnym rozumieniu osoba ludzka stanowi nierozerwalną jedność duszy i ciała. Chrystus przyszedł nie tylko „ratować dusze”, lecz  r a t o w a ć   l u d z k i e   i s t n i e n i a  – aby wzbudzić nas, nasze dusze i ciała, do pełni życia z Bogiem i wszystkimi świętymi. W planie Bożym ciało ma zatem ogromne znaczenie. Nadejdzie dzień, gdy będzie jaśnieć boskim życiem (Zob. 1 Kor 15, 42–49). Dokonywane przez Jezusa uzdrowienia z chorób i słabości są jedynie przedsmakiem tego chwalebnego przeznaczenia ludzkiego ciała.

Dwadzieścia jeden procent ewangelicznych zapisów o publicznej działalności Jezusa poświęconych jest uzdrowieniom fizycznym i egzorcyzmom. To uderzająco wysoki procent, biorąc pod uwagę, że na zapisy te składają się przecież relacje z Jego nauczań i czynienia cudów takich jak rozmnożenie chleba i uciszenie burzy. Nie można więc twierdzić, iżby uzdrowienia w Jego misji były mało istotne czy marginalne.

Ewangelie synoptyczne (Mateusza, Marka i Łukasza), podsumowując publiczną działalność Jezusa, zgodnie wspominają o uzdrowieniach:

„I obchodził Jezus całą Galileę, nauczając w tamtejszych synagogach, głosząc Ewangelię o królestwie i lecząc wszelkie choroby wśród ludu” (Mt 4, 23).

„Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił” (Mk 1, 34).

„Zeszedł z nimi na dół i zatrzymał się na równinie, był tam liczny tłum Jego uczniów i wielkie mnóstwo ludu z całej Judei i z Jeruzalem oraz z nadmorskich okolic Tyru i Sydonu; przyszli oni, aby go słuchać i znaleźć uzdrowienie ze swych chorób. Także i ci, których dręczyły duchy nieczyste, doznawali uzdrowienia. A cały tłum starał się Go dotknąć, ponieważ moc wychodziła od Niego i uzdrawiała wszystkich” (Łk 6, 17–19).

Skąd tak duży akcent położony na uzdrawianie? Wyjaśnienia dostarcza sam Jezus w pierwszym swoim kazaniu, wygłoszonym w rodzinnym Nazarecie tuż po swoim chrzcie (Łk 4, 16–21). Łukasz Ewangelista ukazuje je jako klucz interpretacyjny do całej Jego misji:

„Przyszedł również do Nazaretu, gdzie się wychował. W dzień szabatu udał się swoim zwyczajem do synagogi i powstał, aby czytać. Podano Mu księgę proroka Izajasza. Rozwinąwszy księgę, znalazł miejsce, gdzie było napisane:

Duch Pański spoczywa na Mnie,

ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie,

abym ubogim niósł dobrą nowinę,

więźniom głosił wolność,

a niewidomym przejrzenie;

abym uciśnionych odsyłał wolnymi,

abym obwoływał rok łaski Pana.

Zwinąwszy księgę, oddał słudze i usiadł; a oczy wszystkich w synagodze były w Niego utkwione. Począł więc mówić do nich: «Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli»”.

Znaczenie tej sceny wydaje się oczywiste. Zebrani w synagodze słusznie przewidują, że Jezus zamierza powiedzieć coś niesłychanie ważnego. Czyta On fragment z 61 rozdziału księgi Izajasza zapowiadający Mesjasza – dawno obiecanego i długo oczekiwanego wybawcę Izraela; następnie ogłasza, że obietnica ta spełnia się w Nim19.

Jezus celowo wybrał ten konkretny fragment dla zdefiniowania swojej misji. Słowa „Duch Pański spoczywa na Mnie” nawiązują do opisanego kilka wersetów wcześniej chrztu Jezusa w Jordanie i zstąpienia na Niego Ducha Świętego w postaci gołębicy (Łk 3, 22). „Namaścił Mnie” oznacza, że Ojciec napełnił Go Duchem Świętym, dając moc do pełnienia misji mesjańskiej. Zaszczytny ten tytuł, Mesjasz (po grecku: Chrystus), oznacza „Namaszczonego”, a wziął się z czynności namaszczania dokonywanej przy chrzcie20. „To właśnie namaszczenie nadało imię Panu. Otrzymał on namaszczenie w sposób duchowy, gdyż namaścił Go Bóg Ojciec Duchem Świętym”21 – wyjaśnia Tertulian, ojciec Kościoła z III wieku. Chociaż Duchem Świętym Jezus napełniony był już od poczęcia, to dopiero dzięki namaszczeniu dokonanemu na chrzcie Jego ludzka natura została w pełni wyposażona w moc Bożą potrzebną do mesjańskiej misji.

Omawiany fragment z księgi Izajasza opisuje także samą misję. Jezus został namaszczony, aby „ubogim niósł dobrą nowinę”. Misja polega nie tylko na wypowiadaniu krzepiących słów, ale na  u r z e c z y w i s t n i a n i u  ich treści, jaką są wolność i uzdrowienie. Odbiorcami nowiny są ubodzy zarówno w sensie materialnym, jak i duchowym – wszyscy cierpiący oddzielenie od Boga. Jezus, odnosząc omawiany fragment Pisma do siebie, ogłasza więc, że został namaszczony Duchem Świętym, aby głosić dobrą nowinę o królestwie i w widzialny sposób je uobecniać. Z miejsc głębokiego ludzkiego zniewolenia, ślepoty, choroby czy ucisku ma wyswobadzać ludzi ku wolności. Jego posługa uzdrawiania i uwalniania nie jest zatem dodatkiem, lecz sercem całej misji.

W Dziejach Apostolskich czytamy, że gdy św. Piotr Apostoł kreślił podsumowanie publicznej działalności Jezusa, także i on uzdrawianie i uwalnianie umieścił w jej centrum. Zebranemu w domu Korneliusza tłumowi mówił: „Znacie sprawę Jezusa z Nazaretu, którego Bóg namaścił Duchem Świętym i mocą (…) przeszedł On, dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich, którzy byli pod władzą diabła” (Dz 10, 38).

Pan, twój Lekarz

Więcej o swojej misji Jezus powiedział w reakcji na skargę faryzeuszy, uważających za skandal, że zasiada On do stołu z ludźmi spoza ich świętego grona, czyli z poborcami podatków i grzesznikami. Na ich obiekcję odpowiedział Jezus swoistym przysłowiem: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają” (Łk 5, 31). Utożsamił tym samym siebie samego z lekarzem, a swoją misję z niesieniem uzdrowienia.

Słyszący to przysłowie rozumieli zapewne, że Jezus wskazywał nim swoją Boską tożsamość, Pismo Święte podkreśla bowiem, że lekarzem ludu Bożego jest sam Bóg. Po wyprowadzeniu swego ludu z niewoli i przeprowadzeniu przez Morze Czerwone, objawił On coś nowego o sobie. Imię: „Ja, Pan, twój lekarz” (Wj 15, 26)22. Tytułem tym Bóg pokazuje, że uzdrawianie leży głęboko w Jego naturze i w niej ma swoje źródło. Przywraca On pełnię życia, bo pragnie jej dla swojego ludu.

Uzdrowienia dokonywane przez Jezusa ukazują Go zatem jako Boskiego Lekarza, który przychodzi do swego ludu. Całą Jego misję określić można jako zaplanowane przez Boga dzieło uzdrawiania, przywracania dusz i ciał do pełni życia. W języku angielskim słowa „uzdrowienie” i „zdrowie” mają ten sam rdzeń co „integralny” i „święty”. W najpełniejszym sensie tego słowa uzdrowienie oznacza więc nie tylko pełnię zdrowia, ale i pełnię życia rozumianą jako przywrócenie integralności ducha, duszy i ciała. A ponieważ Bóg stworzył nas dla bycia z Nim, pełnia życia to nic innego jak świętość – zjednoczenie z Najświętszym w miłości.

Uzdrowienie a zbawienie

Swoją misję określił też Jezus w odpowiedzi na inną skargę faryzeuszy, niezadowolonych z jego bratania się z grzesznikami, a zwłaszcza z pewnym poborcą podatkowym – Zacheuszem. Rzekł im wtedy: „Syn Człowieczy przyszedł odszukać i zbawić to, co zginęło” (Łk 19, 10). Słowo „zbawić” pochodzi od greckiego sōzō, używanego często także na określenie dokonywanych przez Jezusa uzdrowień23. Ewangelie nie rozdzielają więc zbawienia duszy od uzdrowienia ciała. Przedstawiając je jako dwa aspekty jednego, zbawczo-uzdrowieńczego działania Jezusa, dalekie są od twierdzenia, iżby w istocie liczył się tylko pierwszy z nich.

„Leczenie stanowi istotny wymiar posłannictwa apostoła i chrześcijańskiej wiary w ogóle” – pisał Benedykt XVI w książce Jezus z Nazaretu. Można powiedzieć, że chrześcijaństwo jest „«religią terapeutyczną» – religią przywracania zdrowia (…). Określenie to pojmowane w należytej głębi mieści w sobie całą treść «odkupienia»”24. Ostatecznie Jezus przyszedł przecież, aby zaleczyć najgłębszą ranę rodzaju ludzkiego: grzech skutkujący oddzieleniem od Boga, zepsuciem duchowym i fizycznym.

W centrum swej zbawczej misji postawił Jezus uzdrowienie także wtedy, gdy przybyli do niego wysłannicy Jana Chrzciciela, dopytując, czy jest On przepowiedzianym Mesjaszem. Jan, pojmany przez Heroda, znajdował się wtedy w więzieniu, gdzie mogły nachodzić go wątpliwości i zniechęcenie. Jezus jako klucz do odpowiedzi wskazał dokonywane uzdrowienia:

„Gdy ludzie ci zjawili się u Jezusa, rzekli: «Jan Chrzciciel przysyła nas do Ciebie z zapytaniem: Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?» W tym właśnie czasie [Jezus] wielu uzdrowił z chorób, dolegliwości i [uwolnił] od złych duchów; także wielu niewidomych obdarzył wzrokiem. Odpowiedział im więc: «Idźcie i donieście Janowi to, coście widzieli i słyszeli: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci zostają oczyszczeni i głusi słyszą; umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię»” (Łk 7, 20–22).

Udzielając tej odpowiedzi, przywołał inny fragment biblijny, wskazujący, że znakiem nadejścia czasu Mesjasza będą liczne uzdrowienia. Prorokował bowiem Izajasz:

„Wtedy przejrzą oczy niewidomych

i uszy głuchych się otworzą.

Wtedy chromy wyskoczy jak jeleń

i język niemych wesoło wykrzyknie”

(Iz 35, 5–6; zob. także Iz 29, 18 i 42, 7).

Na oczach wysłanników Jana Jezus wypełniał te właśnie obietnice. Przywracał wzrok ociemniałym, leczył choroby i wyrzucał złe duchy. Zaprawdę, to Ten, który miał przyjść.

Znaki królestwa

Uzdrowieniom dokonywanym przez Jezusa towarzyszyło głoszenie królestwa Bożego. Jego nadejście ogłosił już na początku publicznej działalności (zob. Mk 1, 15), rychło potem obrazując je uzdrowieniami i cudami. Swoją obecnością, słowami i czynami zainaugurował Boże rządy na ziemi. Panowanie szatana zostało przerwane. Rozpoczęła się odnowa całego stworzenia.

W Ewangelii Jana Jezus powiedział: „Dzieła, które Ojciec dał mi do wypełnienia; dzieła, które czynię, świadczą o Mnie, że Ojciec Mnie posłał” (J 5, 36)25. Nie oznacza to, że Jego dzieła miały jedynie potwierdzać, w zewnętrzny sposób, Jego Boskość. Nie czynił ich tylko w celu przekonywania ludzi, że jest tym, za kogo się podaje, czego najlepiej dowodzi fakt, że zwykle ich efektem było występowanie przeciw Niemu autorytetów religijnych26. Jego cuda uznać należy raczej za  w c i e l e n i e  Dobrej Nowiny – nowiny, że długo oczekiwany Mesjasz nadchodzi, aby rozprawić się ze złem i przywrócić ludziom pełnię życia.

Jan Ewangelista, starając się ukazać głębsze znaczenie dzieł Jezusa, nazywa je nie tyle cudami, co  z n a k a m i.  Każdy cud bowiem, oglądany z wiarą, coś  o z n a c z a,  objawia któryś z aspektów tożsamości i misji Jezusa. Zamiana wody w wino w Kanie Galilejskiej ukazuje Go jako pana młodego mesjańskich zaślubin (zob. J 2, 1–11). Rozmnożenie chleba objawia, że jest chlebem życia (zob. J 6, 35). Przywrócenie wzroku niewidomemu – że jest światłością świata, rozpraszającą duchowe ciemności (zob. J 9, 5). Wskrzeszenie Łazarza – że jest zmartwychwstaniem i życiem (zob. J 11, 25). Leczy i daje życie, ponieważ leży to w Jego Boskiej naturze. Wszystkie Jego dzieła mają ją nam ukazywać oraz odsłaniać tajemnice Jego mesjańskiej misji.

Gdy w Piśmie Świętym jest mowa o cudach dokonywanych przez Mojżesza w czasie wyjścia Izraelitów z Egiptu, spotykamy się zwykle z określeniem „znaki i cuda”27. Takiego samego zwrotu użył św. Piotr (zob. Dz 2, 22) na opisanie dzieł Jezusa, wskazując, że dokonał On nowego, znaczniejszego exodusu – wybawienia z niewoli grzechu. Uzdrowienia dokonywane przez Jezusa są  z n a k a m i,  gdyż  o z n a c z a j ą  ostateczne zwycięstwo nad grzechem i wszystkimi jego konsekwencjami, nadejście królestwa Bożego i początek „ostatnich dni” (Dz 2, 17). Są cudami, ponieważ w tych, którzy je oglądają, wzbudzają zdumienie, podziw, wdzięczność i chęć oddania chwały Bogu28.

Uzdrowił wszystkich

Czytając Ewangelie, trudno oprzeć się wrażeniu, że Jezus, uzdrawiając, czynił to ochoczo i bez ograniczeń.

„Przynoszono więc do Niego wszystkich cierpiących, których nękały rozmaite choroby i dolegliwości: opętanych, epileptyków i paralityków. A On ich uzdrawiał” (Mt 4, 24).

„Wszystkich chorych uzdrowił” (Mt 8, 16; zob. także Mk 1, 32).

„Poznawszy Go, posłali po całej tamtejszej okolicy i znieśli do Niego wszystkich chorych, prosząc, żeby ci przynajmniej frędzli Jego płaszcza mogli się dotknąć; a wszyscy, którzy się Go dotknęli, zostali uzdrowieni” (Mt 14, 35,  zob. także Mk 8, 56).

„Wszyscy, którzy mieli cierpiących na rozmaite choroby, przynosili ich do Niego. On zaś na każdego z nich kładł ręce i uzdrawiał ich” (Łk 4, 40).

„A cały tłum starał się Go dotknąć, ponieważ moc wychodziła od Niego i uzdrawiała wszystkich” (Łk 6, 19).

Gdziekolwiek Jezus się udał, oblegali go chorzy i kalecy. Żadnego z nich nie pouczył nigdy, że musi cierpliwie trwać w cierpieniu, które na niego spadło. W Ewangeliach nie ma też żadnej wzmianki, żeby Jezus uświadamiał choremu, że ten prosi o zbyt wiele i że powinien cieszyć się z tego, jak jest, lub zadowolić częściowym uzdrowieniem. Traktuje On choroby nie jako dobro, któremu należy paść w objęcia, lecz jako zło, które trzeba przezwyciężyć29.

Nie zawsze jednak na prośby ludu odpowiadał Jezus natychmiastowo. Zdarzało się, że usuwał się w ustronne miejsca, aby spotkać się z Ojcem na modlitwie, po czym udawał się do kolejnych miejscowości (zob. Mk 1, 35–38; Łk 5, 15–16). Prawdziwy wydaje się też wniosek, że nie wszyscy chorzy znajdujący się w jego zasięgu dostępowali uzdrowienia. Przy sadzawce zwanej Betesda „leżało mnóstwo chorych: niewidomych, chromych, sparaliżowanych” (J 5, 3), lecz Jezus, jak odnotowuje Ewangelista, rozmawiał tylko z jednym chromym i jego tylko uleczył. W Dziejach Apostolskich apostołowie Piotr i Jan u wrót świątynnych uzdrowili innego chromego, znanego żebraka (zob. Dz 3, 1–10). Prawdopodobnie Jezus, udając się do świątyni, wielokrotnie mijał tego człowieka, nie lecząc go – w końcu musiał zostawić apostołom coś do roboty! Jest też kilka sytuacji, w których Jezus początkowo wydawał się odmawiać, ale następnie, w odpowiedzi na niezłomną wiarę proszącego, dokonywał cudu (tak było z Kananejką – zob. Mt 15, 20–28, z prośbą Maryi na weselu w Kanie – zob. J 2, 1–11 oraz z urzędnikiem królewskim mającym chorego syna – zob. J 4, 46–53)30. Przypadki powyższe nie zmieniają faktu, że Jezus nie odmówił żadnemu zwracającemu się do Niego z prośbą o uzdrowienie.

Te świadectwa z Pisma Świętego powinny wystarczyć, aby rzucić wyzwanie naszym utartym przekonaniom co do woli Bożej w kwestii uzdrawiania. Czy nie przyjęliśmy zbyt pochopnie przekonania, że choroby trzeba znosić? Gdy ktoś choruje, czy nie uznajemy, że Bóg dla dobra tej osoby pragnie, aby pozostała w tym stanie? Czy nasze pogodzenie się z chorobą nie maskuje przypadkiem naszej niewiary? Pismo Święte nie twierdzi, że w odpowiedzi na naszą modlitwę Pan zawsze dokona uzdrowienia, jeśli tylko mamy wiarę. Jezus instruuje swoich uczniów, aby nie tylko uzdrawiali chorych, ale też ich „odwiedzali” (Mt 25, 36). Św. Paweł Apostoł w listach wspomina przypadki trwania choroby, przynajmniej przez jakiś czas, mimo posiadania przez niego charyzmatu uzdrawiania (zob. Ga 4, 13; Flp 2, 26–27; 1 Tm 5, 23; 2 Tm 4, 20). Podsumowując, trzeba jednak stwierdzić, że Pan pragnie uzdrawiać znacznie częściej, niż zwykliśmy zakładać.

Uzdrowienia w szabat

Nie jest tajemnicą, że Jezus często uzdrawiał w szabat, co rozwścieczało faryzeuszy i uczonych w Piśmie. Postrzegali oni uzdrawianie jako pracę, a ta nie była dozwolona w ten szczególny dzień tygodnia (zob. Łk 13, 14; J 5, 16). Mniej znany, lecz jakże uderzający jest natomiast fakt, że   w s z y s t k i e   u z d r o w i e n i a   z a i n i c j o w a n e   p r z e z   J e z u s a  dokonywały się właśnie w szabat. W inne dni Jezus leczył chorych w odpowiedzi na prośby ich lub ich rodziców czy przyjaciół. Ilekroć jednak w Ewangeliach jest mowa o uzdrowieniach niezwiązanych z czyjąkolwiek prośbą, mają one miejsce właśnie w szabat. W taki sposób Jezus przywraca do zdrowia mężczyznę z uschłą ręką, prostuje plecy kobiecie pochylonej od osiemnastu lat, leczy chorującego na wodną puchlinę, sprawia, że chromy zaczyna chodzić, przywraca wzrok niewidomemu od urodzenia i uwalnia opętanego od złego ducha31.

Nie był to żaden zbieg okoliczności. Jezus ewidentnie pragnął uzdrawiać w szabat, czyniąc tym znak pozwalający zrozumieć, kim On jest. Znakiem tym były oczywiście już uzdrowienia same w sobie, jednakże dzięki uzdrowieniom w szabat, prowokującym pytania i reakcje żydowskich przywódców, objawiał On o sobie jeszcze więcej: „Syn Człowieczy jest Panem także szabatu” (Mk 2, 28). Tytuł ten nie oznacza tylko, że Jezus może interpretować prawa szabatu – do definiowania, co traktuje się jako pracę, a co nie – lecz nade wszystko, że to On jest Panem, który szabat ustanowił i który realizuje jego najgłębsze znaczenie.

Ustanowienie szabatu zostało odnotowane w Księdze Rodzaju, opisującej go jako dzień odpoczynku (zob. Rdz 2, 2–3), w którym istoty ludzkie zawieszają wszelkie prace, aby cieszyć się niezwykłym przywilejem przebywania z Bogiem. Ponadto szabat to dzień wspominania przez Izraela, że Pan wyzwolił go z niewoli egipskiej (zob. Pwt 5, 15). Nie jest to więc tylko dzień odpoczynku pozwalający odzyskać siły do pracy, lecz także i dzień świętowania naszej największej godności, wolności i radości, które wypływają z przymierza i relacji z Bogiem. Decyzja Jezusa, aby uzdrawiać właśnie w szabat, ukazuje Go jako „Pana szabatu” (Mt 12, 8; Łk 6, 5) w tym również sensie, że przyszedł On, aby odnowić stworzenie, przywracając ludziom pełnię życia od początku zamierzoną przez Boga.

Tę samą prawdę, choć w inny sposób, ukazuje cytowane wcześniej (na stronie 32–33) kazanie inaugurujące misję Jezusa, wygłoszone w synagodze w Nazarecie. Ostatni jego werset wskazuje, że Mesjasz ogłosi  r o k   ł a s k i   P a n a.  Słuchacze dobrze rozumieli, że przytoczone słowa Izajasza odnoszą się do roku jubileuszowego, którego celebrację nakazał Bóg w prawie Mojżeszowym (zob. Kpł 25). Jubileusz taki odbywał się co pięćdziesiąt lat, a jego istotą było darowanie wszelkich długów, wypuszczenie na wolność niewolników oraz zwrot pierwotnym właścicielom ich ojczystej ziemi, sprzedanej z uwagi na długi czy zubożenie. Był czasem radości, wolności i świętowania. Izajasz prorokował natomiast, że wraz z przyjściem Mesjasza rozpocznie się jubileusz ostateczny, nie mający końca. Słowami „Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli” Jezus ogłosił, że jubileusz ten właśnie nadszedł i spełnia się w Nim.

Ewangelie zapraszają nas więc do spojrzenia na uzdrowienia w świetle pierwotnego planu Boga względem ludzi, stworzonych na Jego obraz i podobieństwo. Częścią tego planu nie są w żadnej mierze choroby i kalectwa – to zewnętrzne oznaki zepsucia spowodowanego upadkiem pierwszych ludzi. Zamysłem Boga stwarzającego ludzkie ciało było, aby świeciło ono blaskiem niebiańskiego życia, które w nim złożył. Bóg wyposażył nas bowiem nie tylko w zmysły na poziomie fizycznym, ale i w fenomenalne zdolności duchowe pozwalające Go słyszeć, widzieć i pozostawać z Nim w relacji. Na skutek grzechu pierworodnego nasze ciała stały się podatne na zepsucie, a wewnętrzne zmysły przygasły, praktycznie uniemożliwiając kontakt z Bogiem. Uzdrowienia głuchych, ślepych, chromych i sparaliżowanych czynione przez Jezusa są więc znakiem przywracania utraconego kontaktu, pełni życia ze Stwórcą. Proces odnowy stworzenia dopełni się przy zmartwychwstaniu umarłych (zob. 1 Kor 15, 42–53), jednakże już teraz, dzięki łasce, zdolni jesteśmy usłyszeć w naszych sercach głos Boży, dostrzegać Go oczami wiary i wychwalać, chodzić z Nim w przyjaźni i ogłaszać Jego potężne dzieła.

Jak pisał św. Ireneusz: „Chwałą Boga człowiek żyjący pełnią”32.

Cena uzdrowień

Jezus za dokonywane uzdrowienia i uwolnienia musiał zapłacić niemałą cenę, co sugeruje już opisana historia trędowatego. Leczył bezpłatnie, jednakże uzdrowienia kosztowały Jego samego, a ceną do zapłacenia była ofiara z Jego ciała. Ewangelia Mateusza wyjaśnia, że cena ta stanowiła część boskiego planu, objawionego w Piśmie:

„Z nastaniem wieczora przyprowadzono Mu wielu opętanych. On słowem wypędził [złe] duchy i wszystkich chorych uzdrowił. Tak oto spełniło się słowo proroka Izajasza:

On przyjął nasze słabości

i dźwigał nasze choroby” (Mt 8, 16–17)33.

Mateusz Ewangelista cytuje tu fragment z 53 rozdziału księgi Izajasza, czwartą pieśń o cierpiącym Słudze Pańskim. W słudze, o którym tu mowa, tradycja chrześcijańska bardzo szybko rozpoznała Chrystusa, uznając też cały fragment za najbardziej wyraźne starotestamentowe proroctwo zapowiadające Jego mękę34. Pieśń mówi o słudze dźwigającym nie tylko grzechy Bożego ludu (wersety 5, 6, 10 i 12), ale też słabości i choroby (werset 4)35. Mateusz Ewangelista cytuje więc księgę Izajasza, aby podkreślić, że Jezus, uzdrawiając chorych i wyrzucając złe duchy, wypełnia zapowiedziane proroctwo o chorobach i cierpieniach36. Hebrajskie znaczenie czasowników „przyjąć” i „dźwigać” wskazuje, że w istocie Sługa, usuwając rozmaite schorzenia,  b i e r z e   j e   n a   s i e b i e.  Ewangelista oczywiście nie chce przez to powiedzieć, że w efekcie Jezus zachorował albo przejął złego ducha, lecz że w niepojęty sposób schorzenia te, razem z naszymi grzechami, zaniósł w swoim ciele na krzyż. Jego moc uzdrawiania wypływa właśnie z przyjęcia i doświadczania cierpienia, jakiego podjął się za nas.

Uzdrowienia dokonywane przez Jezusa zapowiadają nie tylko Jego mękę, ale i zmartwychwstanie. Na związek taki wskazują zapisy Ewangelii, ilekroć pojawia się w nich jakaś forma czasowników „podnieść” albo „wstać”. Na przykład, gdy Jezus leczył z gorączki teściową św. Piotra, ujął ją za rękę i „podniósł”, a gorączka ustąpiła (Mk 1, 31). Paralitykowi nakazał: „Wstań, weź swoje łoże i idź do swego domu!” (Mk 2, 11–12). Do zmarłej córki Jaira rzekł: „Dziewczynko, mówię ci, wstań!”, a ona „wstała i chodziła” (Mk 5, 41–42). Dotkniętego epilepsją chłopca „ujął za rękę i podniósł, a on wstał” (Mk 9, 27). Te same czasowniki pojawiające się w innych miejscach Pisma Świętego odnosiły się do zmartwychwstania Jezusa (zob. Mk 16, 6; Mk 16, 9; Mk 16, 14; Mk 16, 9), jak i do zmartwychwstania umarłych w dniu ostatecznym37.

Leczenie przez Jezusa fizycznych schorzeń, choć tak cudowne dla tych, którzy go doświadczyli, stanowi ledwie przedsmak ostatecznego uzdrowienia, jakiego dokona On na końcu czasów, gdy przemieni nasze ciała na podobieństwo Jego uwielbionego ciała, dopełniając tym procesu odnowy stworzenia. Jak pisał św. Paweł: „A kiedy już to, co zniszczalne, przyodzieje się w niezniszczalność, a to, co śmiertelne, przyodzieje się w nieśmiertelność, wtedy sprawdzą się słowa, które zostały napisane: «Zwycięstwo pochłonęło śmierć»” (1 Kor 15, 54). „Niewielkie bowiem utrapienia obecnego czasu gotują bezmiar chwały przyszłego wieku” (2 Kor, 41, 17,  zob. także Rz 8, 18–19).

Zadanie dla uczniów

Gdziekolwiek Jezus się udawał, nauczając, uzdrawiając czy wyrzucając złe duchy, ludzie widzieli na własne oczy, że oto przed nimi spełniają się obietnice dane przez Boga. Na ich oczach, pośród nich, manifestowało się królestwo Boże. Treść Ewangelii nie daje żadnego powodu, aby przypuszczać, iżby znaki nadejścia królestwa ustąpiły po wniebowstąpieniu Jezusa. Wręcz przeciwnie – Jezus zlecił swoim uczniom kontynuowanie Jego zbawczej misji poprzez czynienie tego, co On czynił.

W czasie swojej publicznej działalności Jezus wysłał dwunastu Apostołów na swoistą praktykę misyjną. Nakazał im: „Idźcie i głoście: Bliskie już jest królestwo niebieskie. Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy” (Mt 10, 7–8). Uczniowie nie mieli głosić królestwa tylko słowem, ale też demonstrować je czynami pełnymi mocy. Mogli istotnie powtarzać dzieła dokonywane przez Jezusa – nie dzięki własnym umiejętnościom, lecz dzięki udzielonemu im autorytetowi (zob. Mt 10, 1). Łukasz Ewangelista odnotowuje, że w późniejszym czasie Jezus rozesłał grupę większą niż dwunastu – siedemdziesięciu – dając im to samo zadanie: „Jeśli do jakiegoś miasta wejdziecie i przyjmą was (…) uzdrawiajcie chorych, którzy tam są i mówcie im: Przybliżyło się do was królestwo Boże” (Łk 10, 8–10).

Zadanie to w czasie swego ziemskiego życia Jezus zlecał tylko wybranym, jednakże po zmartwychwstaniu rozciągnął swój autorytet uzdrawiania i wypędzania złych duchów na wszystkich wierzących. Jak mówił, znaki towarzyszące „tym, którzy uwierzą” będą między innymi takie: w imię Jego „złe duchy będą wyrzucać (…) Na chorych ręce kłaść będą, a ci odzyskają zdrowie” (Mk 16, 17–18)38. Do tego „nowymi językami mówić będą; węże brać będą do rąk, i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić” (co oznacza, że doświadczać będą Bożej ochrony przed złem). Odtąd zmartwychwstały Pan wypełnia swoim Duchem i nadprzyrodzoną mocą wszystkich wierzących, uzdalniając ich do realizacji misji niesienia Dobrej Nowiny ubogim (zob. Łk 4, 18).

Te słowa Jezusa pierwsi chrześcijanie traktowali jako kluczowe dla ich życia i posługi. A Pan, jak zobaczymy w kolejnym rozdziale, potwierdzał i utwierdzał ich wiarę, hojnie czyniąc poprzez nich cuda.