Minecraft. Wyprawa - Jason Fry - ebook + książka

Minecraft. Wyprawa ebook

Jason Fry

4,8

Opis

Najnowsza oficjalna powieść ze świata Minecrafta! Gdy Stax zostaje porwany przez piratów, musi znaleźć w sobie odwagę, aby podjąć prawdziwą walkę.

Stax Kamieniarz jest sierotą i jedynym dziedzicem fortuny, zbudowanej przez ojca i babkę – właścicieli sieci kopalni w Górnym Świecie. Mieszka w ogromnej willi, a od przygód woli samotną pracę w ogrodzie i zabawy z kotami. Pewnego dnia w jego domu pojawia się tajemniczy mężczyzna, który okazuje się groźnym złoczyńcą. Wraz z bandą piratów rabuje posiadłość i porywa Staxa. Po długiej koszmarnej podróży przez pełne niebezpieczeństw morza bandyci porzucają chłopaka na pustynnym wybrzeżu. Stax nigdy nie musiał walczyć o przetrwanie i jest pewien, że nie przeżyje nocy, ale ku własnemu zdumieniu odnajduje w sobie siłę, która pozwala mu pokonywać przeciwności losu. Stax postanawia odzyskać rodzinny majątek i zemścić się na bandytach. Buduje więc łódź i wyrusza na długą, pełną przygód wyprawę, która na zawsze odmieni jego życie.

Przeczytaj inne książki z serii "Minecraft. Najlepsze przygody". Każdą z nich napisał inny autor i w każdej spotkasz zupełnie nowych bohaterów!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 343

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,8 (63 oceny)
52
7
4
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
monikapobiega

Nie oderwiesz się od lektury

Książka jest pełna zwrotów akcji. Kiedy już wydawało się, że będzie walka, to do niej nie dochodziło. Kiedy Stax już prawie dociera do domu, okazuje się, że wrócił do miejsca, z którego wypłynął. Opis wędrownego kupca i wieśniaków był bardzo śmieszny. Książka trzyma w napięciu. Pod koniec główny bohater przechodzi przemianę – przestaje tylko siedzieć w domu. Przestraszyła mnie walka Staxa i Hejiego z najeźdźcami, którzy napadli na wioskę. Zdziwiłem się, kiedy okazało się, że wróg Staxa nie zostanie zabity, tylko uwięziony w obsydianowym więzieniu.
20
FranekBarry

Nie oderwiesz się od lektury

Fajna książka
10
tymek_smoczek

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo. fajna książka Też mam kota jak Lazuryt też jest Syjamem. .
00
szyszusie

Nie oderwiesz się od lektury

meeeeeeeeeeeeeeeeeeeeegaaaaaaaaaaaaa
01

Popularność




Tytuł oryginału: Minecraft. The Voyage

Projekt okładki i ilustracje: M.S. Corley

Redaktor prowadzący: Ewa Orzeszek-Szmytko

Redakcja: Maria Śleszyńska

Redakcja techniczna: Robert Fritzkowski

Korekta: Katarzyna Szajowska

© 2020 by Mojang AB and Mojang Synergies AB„Minecraft is a trademark or registered trademark of Mojang Synergies AB”.This translation published by arrangement with Del Rey, an imprint of Random House, a division of Penguin Random House LLCAll rights reserved.

© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2020

© for the Polish translation by Ewa Ziembińska

ISBN 978-83-287-1445-8

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

Wydanie I

Warszawa 2020

FRAGMENT

Dla Sama Jonesa, pisarza, myśliciela i gawędziarza, którego warto mieć na oku.

Młody, kiedy już zmienisz świat, mnie będziesz winien dedykację.

ROZDZIAŁ 1

DOM NAD MORZEM

Stax Kamieniarz i jego trzech wiernych towarzyszy

W domu nad brzegiem morza żył sobie młody człowiek.

Za parę minut wam o nim opowiem, wszak jest bohaterem tej historii. Ale najpierw musicie dowiedzieć się czegoś o domu, bo ów dom jest równie ważny dla naszej opowieści.

Nie był to pałac. Pewnie nie nazwalibyście go nawet rezydencją. Ale był duży i większość osób, które go widziały, uważała, że jest piękny. Zbudowano go z diorytu w czarno-białe cętki, różowego granitu i szkła. Dioryt i granit starannie wypolerowano, więc rankiem, w pierwszych promieniach słońca, dom lśnił, jakby coś rozświetlało go od środka.

Wkomponowano go w zielone, usiane białymi brzozami zbocze pagórka w taki sposób, że stał się częścią krajobrazu, nie sprawiając wrażenia wetkniętego w jego środek sztucznego tworu. Teren wokół domu starannie zagospodarowano, żeby był przyjemny dla oka.

Przybywszy od strony morza, wysiedlibyście z łódki na skraju rozległego zielonego trawnika ze szpalerem brzóz po obu stronach. Z prawej strony zobaczylibyście niski pagórek porośnięty barwnymi kwiatami: różami, peoniami, tulipanami, chabrami i stokrotkami. Po lewej, za kolejnym niskim pagórkiem, ujrzelibyście zagrody dla bydła, świń, kur i owiec, a nad nimi – troskliwie uprawiane poletka: pszenicę, buraki, marchew oraz przysadziste kostki dyń i melonów. Na wprost i trochę wyżej – zobaczylibyście dom. Szlibyście do niego między białymi brzózkami, być może myśląc, że trochę przypominają żołnierzy podczas parady, minęlibyście uroczą fontannę pluszczącą i bulgocącą pośrodku zielonego kwadratu trawnika i weszlibyście po szerokich schodach z polerowanego diorytu do frontowych drzwi.

Młody człowiek, który mieszkał w owym domu, nazywał się Stax Kamieniarz i był trzecim z rodziny Kamieniarzy właścicielem tego miejsca. Babka Staxa, pierwsza znana osoba w ich rodzinie, wiele lat wcześniej zbudowała skromne siedlisko w zboczu pagórka – zaledwie grotę, wydrążoną w skale i ziemi. Jej syn, ojciec Staxa, powiększył dom, zasadził drzewa i kwiaty i zmienił domostwo Kamieniarzy w imponującą posiadłość.

Ojciec i babka Staxa już nie żyli, pogrzebano ich, razem z resztą rodziny, na honorowym miejscu w ogrodzie za domem. Stax mieszkał sam, a właściwie – prawie sam. Mieszkały z nim trzy koty: czarny ze złotymi oczami, szary pręgowany z zielonymi oczami i syjamski z niebieskimi. Stax nazwał je Węgiel, Szmaragd i Lazuryt na cześć skał i minerałów, które od lat wydobywała rodzina Kamieniarzy.

Stax kochał Węgla, Szmaragda i Lazuryta; ich towarzystwo wystarczało mu do szczęścia. Ostatnimi laty zaczął z nimi rozmawiać, chociaż kocie odpowiedzi ograniczały się wyłącznie do machnięć ogonem, mruczenia czy okazjonalnego miauknięcia. Goście przebywający w domu Kamieniarzy przy­wykli do widoku Staxa zajętego sadzeniem kwiatków albo przycinaniem gałęzi drzew i gawędzącego przyjaźnie z jednym lub kilkoma kotami, które zwykle drzemały w słońcu.

Okoliczni mieszkańcy uważali jego zachowanie za nieco dziwne, ale właściwie wszystko, co dotyczyło Staxa, wydawało im się nieco dziwne. Najstarsi sąsiedzi pamiętali babkę Staxa: doświadczoną górniczkę, która bez najmniejszego wahania zapuszczała się w ciemne dziury w ziemi i wracała obładowana bogactwem minerałów i bajecznych skarbów. Młodsi wspominali ojca Staxa: dzielnego poszukiwacza przygód, uśmiechniętego mężczyznę, który uwielbiał podróżować po świecie i poznawać ludzi. Ojciec Staxa kochał opowieści i nieźle potrafił snuć własne, jak również przekonywać nowo poznanych ludzi, że zakup kamienia wykopanego przez Kamieniarzy i pociętego na gładkie bloki ich uszczęśliwi.

Sąsiedzi, niezależnie od wieku, zgadzali się, że Stax w niczym nie przypominał babci ani ojca. Co kilka tygodni zaglądał do biura Kamieniarzy i zajmował się rodzinnym interesem, ale wszyscy dobrze wiedzieli, że nigdy nie wędrował po lasach i równinach, nie wypłynął z przystani Kamieniarzy do krain, o których tak barwnie opowiadał jego ojciec. Wszyscy zgadzali się co do tego, że Stax doskonale potrafi wydobywać i obrabiać kamień, jako że nauczył się rzemiosła od ojca i babci, lecz nigdy nie zdradzał zainteresowania poszukiwaniem nowych kopalni i badaniem ich zasobów. Goście, którzy odwiedzali Staxa w jego wielkim domu nad morzem, mówili, że jest całkiem miły, jeśli rozmawia się z nim o kotach czy kwiatach, ale kiedy rozmowa schodzi na inne tory, Stax zaczyna się wiercić, a jego spojrzenie szybko staje się nieobecne i za parę minut wymawia się czymś – bynajmniej nie zawsze przekonująco – po czym wraca do swoich spraw.

Życzliwi sąsiedzi współczuli Staxowi, który został sierotą jako nastolatek, i pytali, co jest złego w byciu domatorem, bardziej zainteresowanym kotami i kwiatami niż kopalniami, które – co od razu przyznają sami górnicy – są zawsze mroczne, często cuchnące, a czasami niebezpieczne. Lecz mniej życzliwi sąsiedzi mawiali, że Stax to szczęściarz: pozostali członkowie jego rodziny harowali przez długie lata, żeby on wcale nie musiał ciężko pracować. A w miarę upływu czasu i dorastania Staxa liczba mniej życzliwych sąsiadów przewyższyła tych życzliwych.

Cóż, nie mam pojęcia, ile macie lat. Może osiem, może osiemnaście albo osiemdziesiąt osiem, a może nawet osiemset osiemdziesiąt osiem. (No dobra, raczej nie macie ośmiuset osiemdziesięciu ośmiu lat). Ale niezależnie od tego, jak brzmi odpowiedź – wiecie, że łatwiej być nieżyczliwym w sprawach, o których nie ma się pojęcia. Posłuchajcie zatem mojej opowieści o jednym dniu z życia Staxa Kamieniarza: tym, który uznał za ostatni dzień normalności, ponieważ nazajutrz wszystko zaczęło się sypać. Może jeśli dowiecie się wszystkiego o owym dniu i jego następstwach, sami zdecydujecie, co o tym sądzić.

ROZDZIAŁ 2

OSTATNI ZWYCZAJNY DZIEŃ

Śniadanie z kotkami * Nieproszony gość * Obowiązki domowe * Zadanie dla siekiery * Wszystko się układa, lecz nie na długo

Ten konkretny dzień rozpoczął się słonecznym porankiem. Stax obudził się późno w należącej niegdyś do ojca sypialni na piętrze, tej, w której zajmujące całą ścianę okna osłaniał od porannego słońca masyw pagórka za ogrodem. Stax potarł zaspane oczy i ostrożnie podniósł Węgla śpiącego mu na piersi, a następnie Szmaragda rozciągniętego na jego kolanach. Oba koty spały dalej, gdy delikatnie odłożył je na zmiętą pościel, choć Szmaragd ziewnął szeroko i wyprężył się w długi, zadowolony futrzany łuk. Stax rozejrzał się za Lazurytem i zobaczył, że syjam już nie śpi: siedział przy łóżku Staxa i się mył.

– Dzień dobry, kociaki – przywitał je Stax radośnie, co zostało nagrodzone mruczeniem Lazuryta i drgnięciem ucha Węgla. Wciąż zaspany Stax włożył szlafrok i przeciągnął się, mierzwiąc sobie ręką potargane włosy.

Z sypialni na górze można było zejść po drabinie na główne piętro domu, drzwi zaś prowadziły na balkon wychodzący na ogród. Zanim Stax otworzył drzwi balkonowe, wyjrzał przez okno, na wypadek gdyby w pobliżu czaił się zombi lub pająk. Ale nie przejmował się nimi zbytnio. Od świtu upłynęło trochę czasu – na tyle dużo, żeby groźne nocne stwory zdążyły spłonąć albo schować się przed słońcem. Poza tym posiadłość Kamieniarzy usiana była starannie rozmieszczonymi kolumnami z diorytu, na których tkwiły latarnie, odstraszające złowrogie istoty.

Pewnego ranka nad balkonem naprawdę czaił się pająk, jeden z tych wielkich, z gronami czerwonych ślepi, cały porośnięty czarną szczeciną. Jego widok porządnie Staxa wystraszył i przez większą część tygodnia czuł się nieswojo. Kiedy to było? Zeszłego lata, pomyślał Stax, chociaż nie był całkowicie pewien, czy przypadkiem nie zdarzyło się to dwa lata temu.

Tym razem ani żaden pająk, ani inny potwór nie zakłócał spokoju poranka – jasnego blasku słońca i ciepłego wietrzyku. Uspokojony Stax zostawił otwarte drzwi i wychylił się przez poręcz balkonu, żeby zajrzeć do ogrodu na tyłach domu. Pod sobą widział krawędź diorytowego basenu zbudowanego przez jego ojca, częściowo zalanego słońcem, a częściowo schowanego w cieniu ziemno-kamiennego dachu. Woda była kusząco chłodna, więc Stax uznał, że kąpiel w basenie będzie doskonałym zwieńczeniem popołudnia, które, jak przypuszczał, okaże się gorące.

Obok basenu, na skraju soczyście zielonego trawnika znajdowała się drewniana klapa. Kryła wejście do głębokiego centralnego szybu najzasobniejszej kopalni Kamieniarzy. Kawałek dalej, pod najstarszymi brzozami, przy roziskrzonym błękitnym wodospadzie znajdowały się otoczone kwiatami groby jego rodziców i dziadków. Stax podniósł wzrok na podłużne wzniesienie na skraju ogrodu i stojącą na nim kolumnę z diorytu zwieńczoną jasnym światłem latarni. Tam przebiegała granica jego włości; dalej na zachodzie rozlewała się w półksiężyc zatoka obramowana plażą i gęstym zielonym lasem.

Gdyby Stax ruszył brzegiem morza, po jednym dniu marszu minąłby kopalnię Kamieniarzy na pobliskiej wyspie i dotarłby do niewielkiego domku osadzonego w zboczu góry wśród zarośli i drzew akacji – prostego schronienia wzniesionego przez jego ojca i służącego za bazę do hodowli bydła i badania tuneli oraz wydrążonych przez lawę rozpadlin w trzewiach góry. Wyposażono go jedynie w łóżko, piec, skrzynię i stół rzemieślniczy. Stax nie zaglądał tam od dzieciństwa i zastanawiał się, czy domek wciąż stoi. Oczywiście, że tak – dlaczego cokolwiek miałoby się zmienić?

– Ale po co wlec się taki kawał, prawda, Lazuryt? – zapytał Stax, wyciągając rękę, żeby pogłaskać syjama, który ocierał się głową o jego nogę. – Przecież tutaj jest tyle do zrobienia. Począwszy od śniadania dla trzech głodnych kotków!

Ubrał się, zszedł po drabinie i stanął pośrodku głównej kondygnacji domu. Przed nim, za szeroką ścianą ze szklanych bloków, rozciągał się trawnik z fontanną i szeregiem brzóz schodzący w dół do morza. Po lewej stronie mieścił się wysoki pokój z trofeami Kamieniarzy, a zaraz obok – niewielka sypialnia z niskim sufitem i oknami wychodzącymi na trawnik. Za plecami Stax miał drzwi do ogrodu i magazyn połączony z warsztatem, gdzie pod jedną ścianą stały skrzynie, a pod drugą – piece, stoły rzemieślnicze i krosna; była tam również drabina prowadząca na dół, do sali zaklęć, kolejnego magazynu i basenu. Po prawej stronie Staxa, za skupiskiem kanap i krzeseł, były drzwi osadzone w następnej szklanej ścianie prowadzące na południowy trawnik. Stax mógł dostrzec kawałek dachu szopy na łodzie wciśniętej między zbocze pagórka a zagrodę dla owiec.

Gdy szykował śniadanie, z sypialni na piętrze przywędrowały Węgiel, Szmaragd i Lazuryt i zaczęły mu się plątać pod nogami, miaucząc przy tym, jakby groziła im śmierć głodowa. Przygotował im rybę, ukroił dla siebie kawałek chleba, posmarował go miodem i zjadł, przyglądając się uważnie trawnikowi po wschodniej stronie, potem temu od południa, a następnie ogrodowi za domem. Wszystko wyglądało tak, jak powinno, co oznaczało, że wszystko wyglądało tak samo jak dzień wcześniej, tydzień wcześniej i miesiąc wcześniej.

Z jednym wyjątkiem.

– Hmm, coś tu jest nie tak, kotki – zauważył Stax. Odłożył niedojedzony kawałek chleba na stół w przedpokoju stojący pod ramkami mieszczącymi kamienny kilof i miecz, a następnie wspiął się po drabinie do sypialni. Wyszedł na balkon i zapatrzył się na podłużne wzniesienie.

Grzbiet wzniesienia i tarasowe zbocza porastały brzozy rzucające chłodny cień na większą część ogrodu. O to chodziło ojcu Staxa – lubił białe pnie brzóz i ich wąskie, podłużne ciemnozielone listki. Pokazywał Staxowi, że ich poznaczona czarnymi spiralami biała kora przypomina diorytowe ściany domu, dzięki czemu ogród i trawnik stanowiły w pewnym sensie przedłużenie domostwa, a nie osobną przestrzeń.

Lecz teraz Stax widział wyraźnie to, co mignęło mu, kiedy był na dole. Spomiędzy liści brzóz na grzbiecie wzniesienia przebijał się inny odcień zieleni, a pod nim prześwitywało ciemne drewno.

– Jak ja mogłem to przeoczyć? – zapytał sam siebie; najwyraźniej zapomniał, że Węgiel, Szmaragd i Lazuryt wciąż były na dole i entuzjastycznie ogryzały śniadaniową rybę do ości. – Na widoku wyrósł mi dąb. Nie możemy na to pozwolić, prawda? Co by powiedział ojciec?

Stax został przez chwilę na balkonie, najpierw zastanawiając się nad dębem, a potem uważnie przepatrując całe wzniesienie i pagórki wokół ogrodu na wypadek, gdyby jeszcze jakiś intruz umknął jego uwadze. Ale wszystko poza tym było, jak należy.

– Cóż, wygląda na to, że będziemy musieli zmienić plany na dziś – oznajmił Stax.

Ale nie od razu wyszedł zająć się dębem, zrobił to dopiero po upływie kilku godzin. Najpierw pospacerował brzegiem morza na granicy posiadłości, przystanął, żeby popatrzeć na góry lodowe w oddali i usunąć zabłąkane tu i ówdzie kępki długiej trawy. Zastanawiał się, czy kwiaty na niskim pagórku będą się lepiej prezentować, jeśli dosadzi tam dla urozmaicenia więcej bzu. A może powinien całkowicie zmienić kształt pagórka na symetryczny i dodać terasy do sadzenia roślin?

Stax uznał, że przerabianie całego wzgórza to za dużo pracy na jeden dzień, zwłaszcza taki gorący jak ten, ale obiecał sobie, że za kilka tygodni przemyśli to jeszcze raz. Zajrzał do krów i kur, zebrał mleko oraz jajka i zaniósł do spiżarki, a na zakończenie obrządków przeskoczył płot i stanął pośrodku należącego do Kamieniarzy stada owiec, na które składały się zwierzęta o białym runie oraz owce czerwone, żółte, niebieskie i pomarańczowe. Wychodząc z domu, musiał zostawić otwarte drzwi, bo w owczej zagrodzie dołączyły do niego koty, na zmianę mrucząc i miauczeniem domagając się uwagi.

– Chyba potrzebujemy fioletowej owcy – stwierdził Stax, mierząc wzrokiem czerwoną i niebieską owcę skubiące trawę w rogu. – Nie sądzicie, kotki? W końcu w gospodarstwie powinny się znaleźć owce we wszystkich kolorach.

Węgiel wybrał właśnie tę chwilę, żeby miauknąć, a Stax pokręcił głową.

– Ufarbować białą owcę na fioletowo? Cóż, wydaje mi się, że moglibyśmy to zrobić. Nie uważasz jednak, że lepiej trzymać się naturalnych sposobów? Zresztą nie jestem pewien, czy mamy w magazynie fioletową farbę.

Im dłużej Stax rozmyślał, tym bardziej był przekonany, że ma rację i że nie mają fioletowej farby. Wiedział, że może znaleźć przepis na fioletową farbę w jednej z książek ojca, w sali zaklęć przy basenie. To mu przypomniało, że chciał popływać, co wydawało się przyjemnym zajęciem w gorące popołudnie; słońce chyliło się ku zachodowi, lecz powietrze nadal przesycała nieprzyjemna wilgoć, choć nic nie zapowiadało deszczu. A rzut oka na niebo znowu przypomniał Staxowi o dębie, który wyrósł tam, gdzie nie powinien.

Przeskoczył ogrodzenie z powrotem, myśląc, że babcia nie pochwaliłaby go za to, że skraca drogę zamiast wyjść przez furtkę. Tym razem upewnił się, że zamknął za sobą drzwi do domu, chociaż Lazuryt, jak zwykle, musiał się długo zastanawiać, czy chce wejść, czy jednak nie.

W magazynie było przyjemnie chłodno, więc determinacja Staxa trochę się zachwiała, kiedy ocierał pot z czoła.

– Ten dąb będzie jutro tylko odrobinę wyższy – powiedział do Szmaragda, który zwinął się w kłębek na piecu i najwyraźniej był gotów na kolejną drzemkę. Szary pręgowany kot z zadowoleniem zamknął oczy, ziewnął i zaczął wylizywać sobie łapy.

– Och, chyba masz rację – powiedział Stax. – Ciężka praca dzisiaj to odpoczynek jutro. Hmm. Ciekawe, gdzie ja to słyszałem. Z całą pewnością nie brzmi jak powiedzonko ojca albo babci. Ciężka praca dzisiaj, więcej ciężkiej pracy jutro. To bardziej w ich stylu, prawda?

Skrzynka na narzędzia otworzyła się ze zgrzytem zawiasów, odsłaniając starannie poukładaną zawartość: miecze i siekiery, a obok łopaty i motyki. Były tam zbroje, kołczany ze strzałami i zwitki cięciw. Nożyce leżały przy kompasach i deskach z egzotycznego drewna, które ojciec Staxa przywoził ze swoich wypraw.

Stax wybrał diamentową siekierę, sprawdził ostrze i szybko cofnął palec. Przerzucił siekierę przez ramię, potarmosił pieszczotliwie ucho Szmaragda i ruszył do tylnych drzwi. Zastanawiał się, czy nie zgarnąć diamentowego napierśnika albo przynajmniej hełmu ze stojaka na zbroję w pokoju trofeów, ale od razu stwierdził, że nie warto. Od wielu miesięcy nie widywał na wzniesieniu żadnych creeperów, dzień i tak był przeraźliwie gorący, a do obrony przed każdym nieoczekiwanym zagrożeniem na pewno wystarczy siekiera.

– Chociaż siekiera to nieodpowiednie narzędzie do takiej roboty, nie sądzisz? – zapytał Węgla, truchtającego przez trawnik tuż przy nim z zadartym wysoko ogonem. – Babcia dostałaby zawału!

Stax zerknął z miną winowajcy na cienisty zakątek w ogrodzie, gdzie stały nagrobki Kamieniarzy, lecz kilka minut później był już na szczycie wzniesienia i spoglądał na słońce, które zbliżało się właśnie do horyzontu. Miał przed sobą dąb – młode drzewko niedawno wyrosłe z sadzonki, walczące z cieniem brzóz i wyciągające konary do słońca.

– Obawiam się, że to nie miejsce dla ciebie – oznajmił Stax przepraszająco, poklepując delikatnie młode drzewko i rozejrzał się, żeby sprawdzić, czy Węgiel wybrał sobie na drzemkę miejsce w bezpiecznej odległości. Zamachnął się siekierą na pień dębu, głuche, ciężkie łup odbiło się echem od pagórka i białoróżowych ścian domu. Przeciął drzewo kilkoma uderzeniami i mógł zabrać się za konary oraz liście, aż wreszcie stanął spocony na pniaku, w otoczeniu resztek liści i kawałków drewna.

– Napracowałem się dziś – oświadczył Stax Węglowi, który w odpowiedzi tylko rozciągnął się odrobinę mocniej w poszukiwaniu słonecznego ciepła. Stax zeskoczył z pniaka, ściął go i zaczął zbierać porąbane drewno, pogwizdując radośnie, dopóki miejsce po dębie nie zostało starannie oczyszczone. Może mu się tylko zdawało, ale dostrzegał już nawet świeżą trawę zarastającą ogołocony skrawek ziemi.

Słońce dotykało odległych wzgórz na zachodzie, a jego promienie malowały różowe i pomarańczowe cętki na spokojnej powierzchni morza. Cienie pełzły przez ogród w stronę rozświetlonego pogodnie domu.

– Cóż, w takim razie popływamy wieczorem – oznajmił Stax, chowając siekierę.

Zanim poszedł popływać, nakarmił koty, dorzucił dębinę do domowych zapasów drewna i odłożył diamentową siekierę na właściwe miejsce w magazynie. Zastanawiał się, czy zabrać ze sobą do basenu któryś z mieczy ojca, ale nie zrobił tego; ogród za domem był porządnie oświetlony, a w razie (mało prawdopodobnych) kłopotów drzwi do sali zaklęć miał na wyciągnięcie ręki.

Tak więc Stax drzemał leniwie w basenie, z łokciami opartymi na polerowanym diorycie, podczas gdy koty hasały po ogrodzie, a nad jego głową krążyły gwiazdy. I, zgodnie z przewidywaniami, nie dopadły go żadne kłopoty.

To był ostatni wieczór, kiedy mógł tak powiedzieć.

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Dział zamówień: +4822 6286360

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz