Walt Disney. Wizjoner z Hollywood (1901-1966) - dr Piotr Napierała - ebook

Walt Disney. Wizjoner z Hollywood (1901-1966) ebook

dr Piotr Napierała

5,0
54,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

“Śmiech jest ponadczasowy. Wyobraźnia nie starzeje się. A marzenia są wieczne. Nie tworzymy filmów dla pieniędzy; zarabiamy pieniądze, by tworzyć filmy.” Walt Disney

Obdarzona złotym sercem Myszka Miki. Porywczy Kaczor Donald. Któż nie zna tych postaci i nazwiska stojącego za nimi geniusza? Jeden z najbardziej wpływowych artystów i przedsiębiorców dwudziestego wieku, animator i producent, a pod koniec życia także deweloper, który stworzył park rozrywki rodem z krainy snów. To właśnie dzięki niemu filmy animowane zyskały status sztuki. W 1937 roku Disney zaszokował świat stworzeniem pierwszego pełnometrażowego filmu animowanego w historii i choć większość ekspertów nie wierzyło w jego powodzenie, to obraz  “Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków” podbił serca Amerykanów i był  najczęściej oglądanym filmem roku.

Walt Disney to niejednoznaczna postać. Zarazem niezrównany showman i nieśmiały introwertyk; empatyczny kreator marzeń i perfekcjonistyczny tyran; obrońca tradycyjnych wartości i opisujących je opowieści, a przy tym wizjoner wpatrzony w pełną ambitnych planów przyszłość. Disney, to jedna  z tych charyzmatycznych postaci, które podobnie jak Nikola Tesla, Steve Jobs,  Henry Ford czy Elon Musk okazali się dość szaleni by wierzyć, że mogą zmienić świat… i rzeczywiście mu się udało!

Jego życie to ucieleśnienie amerykańskiego snu. Chłopak  z prowincji pokonał trudności i zrealizował  śmiałe marzenia. Zaczynał nie mając nic poza gotowością do ciężkiej pracy, ambicją i niezwykłą wyobraźnią. Choć nie zależało mu na majątku został jednym z najbogatszych ludzi epoki i pozostawił po sobie firmę, która pół wieku po jego śmierci nadal będzie czerpać z jego dorobku. Do fortuny doszedł niejako przy okazji, realizując swe pomysły artystyczne i budowlane, na których najbardziej mu zależało. Jego życie stanowi dowód na to, że pojedynczy człowiek jest w stanie zmieniać bieg historii i sprawić by otaczający nas świat stał się ciekawszym, piękniejszym, a przede wszystkim bardziej zabawnym.

Z tomu  pierwszego naszej książki  dowiecie się Państwo między innymi:
- w jaki sposób  Walt Disney czerpał radość ze swego dzieciństwa, mimo cienia, jakim kładł się na nim brutalny i surowy ojciec;
- jak kultura i krajobrazy  amerykańskiej prowincji  ukształtowała wyobraźnię twórcy;
- w jaki sposób Disney rewolucjonizował kolejnymi produkcjami świat  animacji, choć część współpracowników uważała, iż jest  marnym reżyserem i kiepskim rysownikiem;
- jak powstały nieśmiertelne  postacie disneyowskiego uniwersum  takie jak Goofy, Myszka Miki i Kaczor Donald;
- jakimi zasadami kierował się jako przedsiębiorca i artysta;
- jak stworzył firmę wycenianą obecnie  na ponad 240 miliardów  dolarów i jakim był typem przywódcy;
- na czym polegał wkład Disney'a w wysiłek wojenny Stanów  Zjednoczonych podczas II wojny światowej;  
- z jakimi wyzwaniami musieli mierzyć się budowniczowie Disneylandu?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 260

Oceny
5,0 (3 oceny)
3
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
aga4343

Nie oderwiesz się od lektury

Wciągnęła mnie ta historia. Dużo o samym Disneyu i równie bogato o jego produkcjach, do których wracam z sentymentem. Trochę to taka podróż do dzieciństwa, a do tego dodatek historyczny.
10
PawelAR

Nie oderwiesz się od lektury

Super.
00
modernhippie

Nie oderwiesz się od lektury

Książka bardzo wciągająca.
00



Łukasz Tomys Publishing oraz Studio Presto prezentuje: 

Walt Disney. Wizjoner z Hollywood (1901-1966). Wydanie drugie, rozszerzone

Autor: dr Piotr Napierała 

Spis treści 

1. Wstęp2. Rozdział 13. Rozdział 24. Rozdział 35. Rozdział 46. Rozdział 57. Rozdział 68. Rozdział 79. Bibliografia

WSTĘP

Śmiech jest ponadczasowy. Wyobraźnia nie starzeje się. A marzenia są wieczne. Nie tworzymy filmów dla pieniędzy; zarabiamy pieniądze, by tworzyć filmy.

– Walt Disney 

Obdarzona złotym sercem Myszka Miki. Porywczy Kaczor Donald. Któż nie zna tych postaci i nazwiska stojącego za nimi geniusza? Jeden z najbardziej wpływowych artystów i przedsiębiorców dwudziestego wieku, animator i producent, a pod koniec życia także deweloper, który stworzył park rozrywki rodem z krainy snów. To właśnie dzięki niemu filmy animowane zyskały status sztuki. W 1937 roku Disney zaszokował świat stworzeniem pierwszego pełnometrażowego filmu animowanego w historii i choć większość ekspertów nie wierzyła w jego powodzenie to obraz „Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków” podbił serca Amerykanów i był najczęściej oglądanym filmem roku. „Śnieżka” przyniosła też producentowi Oscara. Ogółem Disney zdobędzie ich w ciągu życia aż 22 oraz 4 honorowe. Będzie nominowany do złotej statuetki aż 59 razy. Choć nikt nie został tak hojnie obsypany nagrodami przez Amerykańską Akademię Filmową, to nie brakowało głosów krytyki. Wieloletni pracownik Disneya twierdził, że był on marnym rysownikiem, ale znał się na montażu. Inny zaś anonimowo dodaje, że jego osobiste osiągnięcie od czasu powstania Myszki Mickey ograniczają się głównie do biznesu, reklamy i reżyserii. 

Walt Disney to niejednoznaczna postać. Zarazem niezrównany showman i nieśmiały introwertyk; empatyczny kreator marzeń i perfekcjonistyczny tyran; obrońca tradycyjnych wartości i opisujących je opowieści, a przy tym wizjoner wpatrzony w pełną ambitnych planów przyszłość. Disney to jedna z tych charyzmatycznych postaci, które podobnie jak Nikola Tesla, Steve Jobs, Henry Ford czy Elon Musk okazali się dość szaleni, by wierzyć, że mogą zmienić świat… i rzeczywiście im się udało! 

Jego życie to ucieleśnienie amerykańskiego snu. Chłopak z prowincji pokonał trudności i zrealizował śmiałe marzenia. Zaczynał nie mając nic poza gotowością do ciężkiej pracy, ambicją i niezwykłą wyobraźnią. Choć nie zależało mu na majątku, został jednym z najbogatszych ludzi epoki i pozostawił po sobie firmę, która pół wieku po jego śmierci nadal będzie czerpać z jego dorobku. Do fortuny doszedł niejako przy okazji, realizując swe pomysły artystyczne i budowlane, na których najbardziej mu zależało. Jego życie stanowi dowód na to, że pojedynczy człowiek jest w stanie zmieniać bieg historii i sprawić by otaczający nas świat stał się ciekawszym, piękniejszym, a przede wszystkim bardziej zabawnym. 

Z naszej książki dowiecie się Państwo między innymi:

•w jaki sposób Walt Disney czerpał radość ze swego dzieciństwa, mimo cienia, jakim kładł się na nim brutalny i surowy ojciec;

•jak kultura i krajobrazy amerykańskiej prowincji ukształtowały wyobraźnię twórcy;

•w jaki sposób Disney rewolucjonizował kolejnymi produkcjami świat animacji, choć część współpracowników uważała, iż jest marnym reżyserem i kiepskim rysownikiem; 

•jak stworzył firmę wycenianą obecnie na ponad 240 miliardów dolarów i jakim był typem przywódcy; 

•w jaki sposób Steve Jobs stał się znaczącym akcjonariuszem Walt Disney Company;

•jak powstały nieśmiertelne postacie disnejowskiego uniwersum takie jak Goofy, Myszka Miki i Kaczor Donald; 

•jakimi zasadami kierował się jako przedsiębiorca i artysta;

•na czym polegał wkład Disneya w wysiłek wojenny Stanów Zjednoczonych podczas II wojny światowej;

•dlaczego większość tytułowych bohaterów pełnometrażowych filmów Disneya to sieroty lub półsieroty, 

•jak narodziła się idea Disneylandu i z jakimi wyzwaniami musieli się zmierzyć budowniczowie tego gigantycznego parku rozrywki;

•dlaczego na początku lat 60. Disney zdecydował się na współpracę z byłym członkiem SS i autorem nazistowskiego programu rakietowego Wehrnerem von Braunem;

•jak zapamiętali Walta najbliżsi – czy także na polu rodzinnym odniósł sukces? 

Walt Disney był człowiekiem wyprzedzającym swoje czasy. Wprowadził do animacji pełne ścieżki dźwiękowe oraz plan wielopoziomowy, a w mimikę i ruchy swoich postaci tchnął życie. Blisko pół wieku temu był producentem zapierających dech w piersi filmów przyrodniczych, których w XXI wieku, w dobie nowoczesnych technologii, nie powstydziłoby się National Geographic i BBC. Prawie zawsze miał dobre wyczucie nowinek technicznych, choć na przykład do telewizji musiał się przekonać. Nawet jeśli złośliwi biografowie, tacy jak Marc Eliot, twierdzą, że Mickey to dzieło raczej Uba Iwerksa, głównego rysownika w disnejowskim warsztacie, to nikt nie może odmówić Disneyowi iskry geniuszu.

Był to z pewnością człowiek z wielką pasją; perfekcjonista w każdym calu, co przyniosło mu opinię szefa-tyrana. Kim właściwie był, jakie tryby napędzały jego pełną sprzeczności duszę, a w końcu: czy zwyczajnie dało się go lubić? Aby odpowiedzieć na te pytania, prześledzimy dokładnie drogę, jaką przebył z niezamożnej młodości na prowincji Missouri, przez pierwsze pionierskie kroki w branży animacji, aż do blasku jupiterów gal oscarowych i gabinetów największych polityków świata. 

Rozdział 1. 

POCHODZENIE, DZIECIŃSTWO I MŁODOŚĆ

Dzieci to ludzie i powinni być w stanie dowiedzieć się więcej o świecie, zrozumieć to, co muszą zrozumieć. I tak jak dorośli, by dojrzeć, muszą przejść podróż. Swoich filmów nie tworzę dla dzieci jako takich, lecz dla dziecka w każdym z nas, niezależnie od tego, czy ma ono sześć, czy sześćdziesiąt lat. Dziecko to niewinność.

– Walt Disney 

   Disney jest nazwiskiem spotykanym nieczęsto po obu stronach Atlantyku. Nic dziwnego, ma ono bowiem arystokratyczne korzenie francuskie i pierwotnie brzmiało D’Isigny. Zazwyczaj biografowie Disneya podają skrócone wersje historii rodu. Dociekliwy i często złośliwy Marc Elliot wylicza jednak dokładnie, że w 1066 roku mieszkańcy niewielkiej normańskiej wioski na północy Francji przyłączyli się do armii księcia Wilhelma Zdobywcy, który w tymże roku pokonał Anglosasów i stał się królem Anglii. Jednym z owych wieśniaków był Jean-Christophe, który nie miał w zasadzie żadnego nazwiska, jak wszyscy prości ludzie w średniowieczu, więc mawiano na niego Jean-Christophe d’Isigny, czyli Jean-Christophe z Isigny. Wioska, a właściwie miasto, istnieje do dziś i zwie się obecnie Isigny-sur-Mer. Jean-Christophe d’Isigny sprawił się dzielnie w wyprawie na Anglię. Zdobył w nagrodę nieco ziemi niedaleko angielskiego miasta Coventry, na której zbudował dwie wsie: Norton Disney i Disney. Zangielszczył też nazwisko rodowe.

W XVI lub XVII wieku szlachetkowie czy też farmerzy z rodu Disney znani byli z gospodarności i żywego przywiązania do wiary protestanckiej. Dlatego w 1685 roku przyłączyli się do rebelii przeciwko fanatycznemu katolikowi zasiadającemu wówczas na tronie angielskim, Jakubowi II. Niestety dla Disneyów, powstanie upadło, a dobra Disneyów skonfiskowano na rzecz Jakuba II i królestwa, a rodzina musiała poszukać schronienia w hrabstwie Kilkenny w południowo-wschodniej Irlandii. Naciski ze strony katolickiego otoczenia, które oczekiwało, iż uciekinierzy zmienią wyznanie, spowodowało dalszą tułaczkę wielu członków rodu. Niektórzy osiedlili się we Francji, ziemi swych przodków, innych, jak urodzonego w 1801 roku Arundela Eliasa Disneya i jego starszego o 4 lata brata Roberta Disneya, skusiła Ameryka i wielki brytyjski port Liverpool, z którego wówczas do Stanów Zjednoczonych wypływało coraz więcej statków. Jesienią 1834 roku bracia dotarli do Nowego Jorku. Potem jednak rozdzielili się. Robert wyruszył na Dziki Zachód USA, zaś pradziadek Walta Arundel osiedlił się nad Zatoką Hudson w kanadyjskiej prowincji Ontario. Przebywało tam wówczas wielu imigrantów z Irlandii, jak również z Niemiec i Szkocji, zwabionych perspektywą budowy dróg. Arundel jednak wybrał pracę w młynie lub tartaku. 

Jego pierworodnemu synowi Keppelowi, czyli przyszłemu dziadkowi Walta Disneya, nie odpowiadały jednak taka praca ani klimat. Ożeniwszy się z emigrantką z Irlandii, Mary Richardson, stwierdził, że czas przeprowadzić się do USA i w 1878 roku wraz z dwoma najstarszymi synami: Eliasem, czyli ojcem Walta i Robertem osiedlił się w Ellis w stanie Kansas. Nie miał dość pieniędzy, by zbudować dom z drewna, więc wzniósł ziemiankę z darni. 

Niespokojny, żądny przygód duch Disneyów objawił się również u ojca Walta, Eliasa. Ten ostatni podobnie jak niegdyś Keppel, nie mógł usiedzieć w miejscu, a jego życie to nieustanne pasmo przeprowadzek i chwytania się rozmaitych zajęć. Początkowo starał się zarobić na życie jako wędrowny skrzypek. Założył nawet skrzypcowe trio. Niestety, dochody były zbyt małe i niepewne, więc musiał powrócić. W międzyczasie próbował swoich sił także w roli mechanika w warsztacie kolejowym. Warty odnotowania jest fakt, że pracował tam razem z niejakim Walterem Chryslerem. Tak! Chodzi o późniejszego założyciela wielkiego imperium samochodowego pod szyldem Chrysler.

Wracając jednak do ojca Walta, Eliasa, brak pieniędzy nie był jedynym powodem powrotu. Drugim była Flora Call, urodziwa córka sąsiadów Disneyów, również przybyszów z Wielkiej Brytanii. Wiosną 1888 roku Elias i Flora pobrali się. Niedługo potem młody mąż znalazł pracę jako zarządca hotelu na Florydzie, jednak turystyka nie dopisywała i hotel zbankrutował. By utrzymać rodzinę, powiększoną w grudniu 1888 roku o syna Herberta, Elias najpierw założył gaj pomarańczowy i dorabiał jako listonosz, a potem zaciągnął się do rezerwy w oczekiwaniu na wojnę z Hiszpanią. Konflikt jednak miał nastąpić dopiero dekadę później. Znużony wojskową dyscypliną Elias opuścił szeregi, pozorując uraz kolana bądź po prostu dezerterując. Powróciwszy do swego pomarańczowego gaju, stwierdził, iż rekordowy mróz, który przepędził turystów z Florydy, zniszczył także uprawy.

Nie mając po co zostawać na Florydzie, w 1889 roku Elias zabrał rodzinę do Chicago liczącego już wówczas ponad milion mieszkańców. Miasto stanowiło tak jak dziś ważny węzeł kolejowy i transportowy na Zachód i Południe. Elias, któremu nie brakowało zdolności ciesielskich, sam zbudował rodzinie dom w północno-zachodniej części miasta przy Tripp Avenue i pracował jako złota rączka. Pomógł zaprzyjaźnionemu pastorowi Walterowi Parrow w budowie nowego kościoła, a łączyła ich na tyle zażyła relacja, że imieniem duchownego ochrzczone miało być dziecko, jakiego spodziewała się Flora.

Tak oto synowi, który przyszedł na świat 5 grudnia 1901 roku nadali imiona Walter Elias. Był przedostatnim dzieckiem Disneyów. W 1903 roku urodzi się jeszcze córka Flora, która dostanie imię po rodzicielce. Mały Walt po ojcu odziedziczył rzymski nos, a po matce łagodny charakter. Na początku 1903 roku Elias i jego powiększona rodzina znów się przeprowadzili i znowu nie do końca wiadomo dlaczego. Niektórzy badacze wskazują na długi karciane i barowe Eliasa jako niespokojnej duszy, ci bliżsi sercem wytwórni Disneya na przestępczość, która szalała już wówczas w mieście.

Po podróżach zapoznawczych po Alabamie i Kolorado Elias zakupił farmę w Marceline w stanie Missouri. Przy Chicago, pięciotysięczne sielskie Marceline wydawało się cudowną krainą, nie wiadomo tylko, czy protestancką, czy socjalistyczną. Elias bowiem na pewno już od czasów chicagowskich popierał socjalistów Eugene Dobbsa, nie wiadomo jednak czy wierzył w Boga. Co ciekawe, Walt będzie miał w przyszłości poglądy antylewicowe, czyżby była to forma buntu przeciw ojcu? Socjalistyczne tyrady Eliasa działały na nerwy bogobojnym sąsiadom, jednak generalnie zaakceptowali go. Nieżyczliwi Waltowi Disneyowi biografowie wytykają Eliasowi antysemityzm; konia z rzędem temu, kto znalazłby w tych czasach znalazł robotnika z Chicago, którego nie można by oskarżyć o to uprzedzenie. Żydzi byli wszak powszechnie postrzegani jako bezduszni wyalienowani kapitaliści. Te same oskarżenia o antysemityzm dotyczyły później także Walta. 

Na farmie Disneyowie uprawiali i marynowali owoce. Ojcu pomagali najstarsi synowie. W 1906 roku zbiory dopisały i Disneyowie kupili lepszą farmę od niejakiego Crane’a. Z pewnością można postrzegać Marceline i w ogóle prowincję stanu Missouri jako kolebkę świata Disnejowskiej wyobraźni. Warto zaznaczyć, że główna ulica miasteczka Marceline będzie potem często pojawiać się w jego dziełach. Zostanie np. odwzorowana na głównej ulicy Disneylandu, czy w takich filmach, jak „So dear to my heart” czy „Pollyanna”. W ten sposób Walt chciał złożyć hołd swojej rodzinnej miejscowości. Marceline było dla niego wzorem tego, jak powinno wyglądać życie. W swoich dziełach Disney chciał odtworzyć poczucie tamtejszego dobrobytu, wolności i wspólnoty. 

Wróćmy jednak do dzieciństwa Disneya w Marceline. Większość miejscowych mieszkała na farmach. W czasie żniw na farmę sprowadzano wielką parową młockarnię. Mężczyźni pracowali w polu, a kobiety gawędziły, przyrządzając kurczęta, piekąc chleb kukurydziany i ciasto czekoladowe. W południe mężczyźni wracali do domu na obiad. Po posiłku ucinali sobie drzemkę w cieniu wierzby, po czym wracali na pole. Mały Walt pomagał przy niektórych pracach, takich jak cięcie łodyg sorgo i przerabianie ich w gniotowniku na melasę, którą potem smarowano chleb lub dodawano do naleśników. Gdy nieco podrósł, zapuszczał się z bratem Royem na dalsze wędrówki. Lasy interioru USA są o wiele potężniejsze i bogatsze niż europejskie. Jak i dziś, tak i wówczas lasy w Missouri pełne były śliw daktylowych, orzechów włoskich i amerykańskich, dzikich winogron i jagód oraz zwierzyny: zajęcy, lisów, wiewiórek, szopów, saren i borsuków. Nic więc dziwnego, że te właśnie zwierzęta widzimy często w filmach Disneya. Bracia godzinami ich wypatrywali i obserwowali je. Niespecjalnie naciskane przez skromną w tym miejscu cywilizację, zwierzęta były ufne i niezbyt płochliwe. 

Według legend rodzinnych Walt złapał raz sowę i niechcący ją zadusił, co bardzo potem przeżywał. Po śmierci ptaka zalał się rzewnymi łzami. Od początku odznaczał się głęboką wrażliwością. Niedaleko farmy Disneyów przebiegała linia kolejowa do Santa Fe w stanie Nowy Meksyk. Walt nasłuchiwał stukotu nadjeżdżających pociągów. Liczył, że jego wujek Mike Martin, maszynista, odwiedzi go, przynosząc jak zwykle torbę cukierków. Lokomotywy staną się później jego wielką pasją. Interesował się też pierwszymi autami przejeżdżającymi przez Marceline. Raz bez zgody rodziców wraz z siostrą Ruth wymknął się, by zobaczyć nowe kino w miasteczku. Można zaryzykować stwierdzenie, że to wtedy w małym Walcie zakwitło zainteresowanie „ruchomymi obrazkami”. W kinie razem z siostrą zobaczył historię ukrzyżowania i wniebowstąpienia Jezusa. Wyświetlana była na płóciennym ekranie, którego jakość dalece odbiegała od dzisiejszych standardów. Gdy dzieci wróciły do domu, już dawno zrobiło się ciemno. Walt i Ruth uniknęli jednak kary – rodzice odchodzili od zmysłów po zniknięciu dzieci. Powrót całych i zdrowych urwisów okazał się ważniejszy niż samowolna wycieczka do kina. 

W rodzinie Disneya często powtarzano anegdotę o tym, jak mały Walt po raz pierwszy dał się poznać jako „artysta”. Walt i jego siostra Ruth zostali w domu sami, zaś rodzina wyjechała do miasta. Dzieci znalazły wielką beczkę smoły i postanowiły namalować przy jej pomocy rysunki na ścianie domu. Wyobraźmy sobie, jaki widok prezentowała wielka, biała ściana domu, na której już z daleka widać było dziecięce rysunki, wykonane czarną smołą. Walt narysował szereg domków z kominkami i wylatującym z nich dymem. Natomiast jego siostra Ruth ograniczyła się do zwykłych, dziecięcych zygzaków. Jak można łatwo się domyślić, po powrocie ojciec był wściekły. Ale jego gniew przepełniła beczka wprost ociekająca smołą, która z tego właśnie powodu przykleiła się na dobre do chodnika. Chcąc nie chcąc, ojciec Disneya musiał zostawić ją tam, gdzie stała.

W tym okresie można doszukiwać się także pierwszych, zarobionych przez Walta pieniędzy, które trafiły do niego za sprawą umiejętności rysownika. Pewien ekscentryczny lekarz, nazwiskiem Dok Sherwood zamówił u niego portret. Mężczyzna pozujący do obrazu chlubił się pokaźnymi bokobrodami, stojąc obok swojego utytułowanego konia – Ruperta. Lekarzowi tak spodobał się rysunek Walta, że otrzymał on za niego nowiutką, błyszczącą jeszcze ćwierć-dolarówkę.

 Swoją pierwszą „kreskówkę” – jeśli można ją tak nazwać – Disney stworzył już w wieku 9 lat. Nie była to rzecz jasna jeszcze ani Myszka Miki, ani Kaczor Donald, ale cała masa figurek, które Walt wykonywał dla swojej chorej siostry, Ruth. Narysowane na papierze postacie zdawały się poruszać, gdy odpowiednio zaginało się stronę.

Później zaczął kopiować rysunki, które oglądał w socjalistycznym piśmie, prenumerowanym przez jego ojca. W magazynie „Appeal to Reason” (Wezwanie do rozsądku) podziwiał postacie kapitalistów i wyzyskiwanych przez nich robotników. Przerysowywał tamtejsze karykatury na tyle umiejętnie, że jego rysunkami zainteresował się właściciel lokalnego zakładu fryzjerskiego. To dla niego Walt co tydzień przygotowywał zabawne przedstawienia różnych fryzur. Jego dzieła, odpowiednio oprawione, wisiały na ścianach zakładu, a sam Walt – mógł się tam za darmo strzyc. 

W kontraście do sielanki wiejskiego życia dom Disneyów pod względem relacji rodzinnych nie prezentował się radośnie. Ojciec był człowiekiem surowym i apodyktycznym. Synów regularnie tłukł. Prawdopodobnie nie było to bez wpływu na ucieczkę starszych braci, Herba i Raymond, z farmy w 1909 roku, choć głównym powodem miały być według tradycji rodzinnej spory inwestycyjne. Walt bardzo przeżył to wydarzenie psychicznie i fizycznie. Psychicznie, ponieważ na farmie życie stało się smutniejsze, fizycznie, ponieważ wraz z drugim z młodszych braci, Royem, musiał częściej i więcej pomagać ojcu. Oznaczało to o wiele mniej czasu na radosne wycieczki poza miasteczko i do okolicznych lasów. Bracia w nielicznych wolnych chwilach bawili się jak mogli, np. konkurowali, kto zbierze więcej siana lub dalej rzuci widłami. 

Walt bardzo różnił się od ojca, był wręcz jego przeciwieństwem. Zawsze skory do żartów, był beztroski i uwielbiał się bawić. To – oraz fakt, że zaginął akt jego urodzin, w domu był jedynie akt chrzcin – budziło przekonanie u Walta, że mógł być adoptowany. Poza tym, w całej swojej rodzinie Elias był znany ze swojej przesadnej wręcz oszczędności. To kolejna rzecz, która różniła ojca od syna. Walt mówił, że jego ojciec wszędzie chodził, żeby zaoszczędzić na biletach. Był bardzo szybkim piechurem, więc nie musiał płacić za tramwaj. Zawsze płacił rachunki gotówką i nigdy nie pożyczał nikomu pieniędzy, co chciał też zaszczepić w swoich dzieciach. Walt wyraźnie żałował, że musiał oddawać swoje pieniądze ojcu. Oszczędność, dyscyplina, małomówność i wybuchowa natura zawsze były elementami osobowości jego ojca. Człowiek, który unikał rozrywek, który nigdy nie pił ani nie przeklinał i zawsze odmawiał modlitwę przy stole (mimo że rzadko chodził do kościoła) szczycił się swoją surową moralnością i nigdy nie pozwalał nikomu wątpić, że to on był głową rodziny. Walt uznał go za tak upartego, że prawie z nim nie rozmawiał. Jak zauważył jeden z bliskich znajomych Walta, „cała rodzina Disneya wydawała mi się zdystansowana i nieugięta”.

W 1909 roku Disney Senior ciężko zachorował na tyfus. Ciężar prowadzenia gospodarstwa spadł na szesnastoletniego Roya i okazał się zbyt wielki, więc wiosną 1910 roku Disneyowie porzucili farmę i przeprowadzili się do Kansas City, o którym Elias myślał już od pewnego czasu. Walt będzie tęsknił za Marceline. Cztery dekady później w swojej kalifornijskiej posiadłości dokładnie odtworzy warsztat ojca, jakim go zapamiętał. Marceline ukształtowała wyobraźnię i charakter młodego artysty. Zawsze będzie postrzegał się i przedstawiał jako prostego chłopaka z prowincji stanu Missouri. 

Teraz Walt miał zamieszkać Kansas City, mieście z prawdziwego znaczenia. Ośmioletni Walt był nim zafascynowany, jednak życie było tam dla niego trudne. Jego ojciec wykupił prawa do rozprowadzania kilku gazet w mieście, a ponieważ ciągle nie domagał, ciężar ich roznoszenia spadał na synów. Walt roznosił gazety przez sześć lat właściwie bez przerwy, z wyjątkiem jednego miesiąca choroby. Wyliczył, że miał wolne tylko w trakcie 6 tygodni. Przez dwa borykał się z poważnym przeziębieniem, trzeci tydzień absencji związany był z wizytą u cioci Josie w Hiawahta w stanie Kansas (były to jedne z niewielu wakacji jego rodziców), zanotował jeszcze 2 tygodnie „wolnego” od pracy w 1916 roku – i to było jedno z najgorszych wspomnień jego dzieciństwa. Pewnego razu, roznosząc gazety w trakcie zimy, kopnął w grudę lodu. Miał wtedy na nogach nowe buty, które dostał pod choinkę kilka dni wcześniej. Pech chciał, że noga została zraniona gwoździem, który tkwił w lodzie. Mały Walt wołał o pomoc, ale minęło 20 minut, zanim zatrzymał się dostawca, zabrał go do lekarza. W szpitalu wyciągnięto gwóźdź i dano mu zastrzyk przeciw tężcowi. 

Sam Walt przyznał, że przez wiele, wiele lat dręczył go w nocy koszmar, związany z pracą jako dostarczyciel gazet. W śnie tym był poddawany okrutnym torturom za to, że nie zdołał dostarczyć prasy pod odpowiednie adresy. Z tamtego okresu Walt Disney z rozrzewnieniem wspominał bardzo nieliczne chwile odpoczynku od pracy. Raz przez chwilę mógł się pobawić małym pociągiem, pozostawionym przez jakieś dziecko na ganku domu. Innym razem – znalazł chwilę na grę w odbijanie piłki ze znajomymi. Każda taka przerwa od rutyny była dla chłopca prawdziwym świętem. 

Ojciec pozbawiał synów zarobku, wyznaczając jedynie niewielkie kieszonkowe. Pracowali więc jako niemal zupełnie darmowa siła robocza, by nie powiedzieć niewolnicy. Z zazdrością spoglądali na kolegów, którzy dostawali normalne wynagrodzenie. Starszy brat Walta, Roy, miał tego dość i postanowił w 1911 roku opuścić dom. Zanim to jednak nastąpiło, nauczył Walta bronić się przed ojcowskimi napadami szału. Należało chwycić ojca za przegub surowej ręki i patrzeć mu prosto w oczy. Takie postępowanie wobec agresji ojca po raz pierwszy przyniosło efekt, gdy Walt miał 14 lat. Można to śmiało nazwać jednym z momentów przełomowych życia Disneya. 

Wcześniej, uderzony przez ojca chłopak biegł do matki i czekał, aż ojciec ochłonie. Tym razem, miało być całkiem inaczej. Ojciec zrobił mu awanturę twierdząc, że chłopak był zbyt bezczelny. W ramach kary kazał mu zejść do piwnicy, gdzie Walt spodziewał się kolejnego lania. Jego starszy brat Roy odciągnął go jednak na chwilę i poradził, żeby w końcu postawił się ojcu. Posłuszeństwo wobec rodzica jednak przeważyło i Walt zszedł po schodach na dół. Ojciec szedł za nim krzycząc, a do tego w jego ręce pojawił się młotek, którym chciał uderzyć chłopca. Ale tym razem, 14-latek skorzystał z rady starszego brata, chwycił ojca za przegub i wyciągnął mu z dłoni narzędzie. Ojciec uniósł więc drugą dłoń do ciosu – tę również Walt zatrzymał w powietrzu. Stali tak przez chwilę, aż ojciec zrozumiał, że jego syn jest już od niego silniejszy. Emocje doprowadziły w końcu do tego, że pokonany Elias zaczął płakać. Od tamtego czasu, ojciec nigdy nie podniósł ręki na Walta. 

Rada starszego brata okazała się skuteczna. Elias przestał tłuc syna, mimo iż odejście Roya uczyniło go jeszcze większym furiatem niż dotychczas. Walt też się buntował, ale nie wyjechał z miasta. Zaczął zarabiać jako dostarczyciel recept i miał wreszcie własne pieniądze, ponieważ te z gazet nadal zabierał mu ojciec. 

Walt w szkole radził sobie kiepsko; był zbyt przemęczony pracą. Jednak jego fantazja rozwijała się. Błyszczał w sztuce robienia kawałów, takich jak podkładanie nadmuchiwanych baloników na sznurku pod talerzami i pochłaniał dzieła Dickensa i Twaina. Zaczął grywać w szkolnym teatrzyku, gdzie poznał swego imiennika, Waltera Pfeiffera. Tak zyskał pierwszego przyjaciela – nie licząc swego brata Roya, który tułał się teraz po kraju. Pfeifferowie byli niemieckimi imigrantami. Ojciec kolegi był jowialnym urzędnikiem związku zawodowego pracowników przemysłu skórzanego. Gdy mały Walter Pfeiffer zachorował na świnkę, Walt był jednym z nielicznych kolegów, którzy mogli go odwiedzać, przeszedł już bowiem wcześniej tę chorobę. Dom Pfeifferów był zupełnie inny niż Disneyów, pełen ciepła i niemieckiej przytulności. Córka Pfeifferów, Kitty, znakomicie grała na pianinie, wszyscy śpiewali, opowiadali dowcipy oraz naśladowali ówczesnych kabareciarzy. Pfeifferowie umocnili artystyczne zainteresowania Walta. W szkole chłopiec grywał Abrahama Lincolna, a w amatorskim teatrze Chaplina, którego zawsze będzie podziwiał. Któregoś razu rodzice zabrali córkę do teatru i zaskoczeni, na scenie zobaczyli Walta.

Jak już wcześniej wspomnieliśmy, w grudniu 1916 roku Walt musiał przez miesiąc przebywać w łóżku, ponieważ zdarzyło mu się kopnąć bryłę lodu, w której utkwił gwóźdź z podkowy. Uwolniony na chwilę od nieustannej pracy, przerywanej nauką w szkole, mógł wreszcie nieco poczytać i pomyśleć. Bo dłuższej refleksji postanowił związać swoje życie ze sztuką i teatrem. 

Jesienią 1917 roku, Elias zdecydował odsprzedać przedsiębiorstwo kolportażowe, zyskując 16 tysięcy dolarów, co było dość pokaźną wówczas sumą. Zainwestował ją w udziały w fabryce galaretki w Chicago. Flora prosiła, by zaczekał z wyjazdem do tego miasta, aż Walt ukończy szkołę. Ponieważ jednak nie chciał czekać, poprosiła ich najstarszego syna Herberta, który imał się różnych zawodów i krążył po całym kraju, by zamieszkał z Waltem i zaopiekował się nim. Wtedy powrócił także Roy i bracia zamieszkali w trójkę. Herbert miał wówczas lat trzydzieści, Roy – 23, a Walt – 15. Roy namówił Walta, by spróbował pracy na kolei, tak jak on niegdyś na trasie do Santa Fe. Walt posłuchał i już wkrótce zaczął roznosić gazety, słodycze, zimne napoje i owoce w pociągach na linii Kansas City-Jefferson City, a wkrótce także do Downs w stanie Kansas i Pueblo w stanie Kolorado. Podczas długich postojów zwiedzał miasta i miasteczka i zobaczył po raz pierwszy kawałek świata. Pociągi fascynowały go. To zapewne z tamtych czasów pochodzi fascynacja lokomotywami i wagonami pasażerskimi, która każe mu w dojrzałym już życiu budować miniaturowe kolejki. Chociaż nie był najlepszym pracownikiem i mało zarabiał, dobrze wspominał ten „kolejowy rok”. Jesienią 1917 roku chyba dość niechętnie dołączył do rodziców w Chicago.

W chicagowskim liceum, do którego uczęszczał, po raz pierwszy miał okazję zaprezentować swoje rysunki. Zawsze miał talent plastyczny. Jak wiemy, fryzjer Walta w Kansas City ozdabiał jego rysunkami ściany swego gabinetu, by służyły jako reklamy. Teraz w październiku 1917 roku szkolna gazetka The Voice zamieściła serię patriotyczno-wojennych rysunków wykonanych przez Walta. Miał wiele szczęścia, bowiem wśród nauczycieli młodego Disneya był m.in. Carey Orr, rysownik Chicago Tribune, a władze liceum doceniały sztuki plastyczne. Jak sam Walt przyznał po latach, wracając do swoich szkolnych lat – nie przejawiał wtedy niemal żadnego zainteresowania płcią przeciwną. „Dziewczyny mnie nudziły” – mówił – „Nie podzielały moich zainteresowań”. Mimo wszystko, w tamtym czasie zaprzyjaźnił się z niejaką Beatrice Conover, z którą widywał się w szkolę. Trudno jednak tę relację nazwać prawdziwym związkiem, bo jak wyraził się sam Walt, był on „bardziej towarzyski niż romantyczny”. Ot, po prostu dwójka młodych ludzi, opowiadają sobie straszne historie o duchach, czy spacerujących po parku. Można zaryzykować stwierdzenie, że to właśnie Beatrice wpłynęła po części na karierę Walta. Ten, odłożywszy nieco pieniędzy, zapytał ją kiedyś, czy według niej lepiej byłoby kupić kajak (do pływania po rzekach) czy kamerę do kręcenia krótkich filmików. Dziewczyna zasugerowała tę drugą opcję. Jak się jednak okaże po latach, jego przywiązanie do Beatrice wpłynie potem na stosunek do innych kobiet. Ale do tego tematu jeszcze wrócimy.

Wielka wojna w Europie trwała już czwarty rok i USA także zaczynały się zbroić, by dołączyć do niej po stronie Wielkiej Brytanii i Francji. Roy zaciągnął się do marynarki, a szesnastoletni Walt mógł jedynie mu zazdrościć i rysować karykatury dekowników, czyli osób, które stroniły od wyjazdu na wojnę. Ojciec uważał rysunki za stratę czasu, ale zgodził się sponsorować synowi korespondencyjny kurs rysunku, o ile ten będzie się dokładał do rodzinnego budżetu. Walt przystał na tę propozycję, ale uznał, że praca przy słoikach w fabryce, w której udziały miał Elias, jest zbyt nisko płatna i zatrudnił się na poczcie, kłamiąc, że ma osiemnaście lat. 

Rozwożąc listy i paczki, pracował nawet po kilkanaście godzin na dobę. Czasami prowadził ciężarówkę, ale zdecydowanie częściej siedział za lejcami wozu konnego. Na początku tej przygody kierownik poczty poradził mu, żeby zdał się na konia. Zwierzę samo wiedziało, jaką trasę obrać i w których miejscach stawać przy skrzynkach pocztowych. Pewnego dnia Walt myślał, że zgubił konia na ruchliwej ulicy w centrum Chicago. Wychodząc z jednego z hoteli zauważył, że zwierzęcia nigdzie nie ma. Dopiero po dłuższej chwili okazało się, że koń czekał po drugiej stronie pasażu. Zwierzak miał bowiem w zwyczaju oczekiwać na listonosza przy drugim wyjściu z hotelu. Po latach Walt przyznał, że wakacyjne miesiące 1918 roku były dla niego najwspanialszym latem w życiu. Głównie dlatego, że mimo natłoku pracy, większość czasu spędzał poza urzędem pocztowym. Wszystko dzięki temu, że zdecydował się okłamać pracodawcę w kwestii swojego wieku. 

Ten sam manewr w odniesieniu do metryki powtórzył rok później, by zostać kierowcą Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, nadal bowiem zazdrościł bratu munduru i chciał choć odrobinę liznąć chwały wojennej oraz zobaczyć kawałek świata. Podobne marzenia miał jego kolega, Russel Maas. To przy jego udziale powstał plan, by razem uciec do Kanady, która miała niższy minimalny wiek zaciągu, matka kolegi jednak plan odkryła. Do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża mógł zaciągnąć się tylko za zgodą rodziców, miał bowiem 17 lat, a więc o jeden rok za mało. Flora Disney jednak nie chciała, by trzeci z kolei syn poszedł do wojska. Siły zbrojne USA miały już bowiem w swych szeregach Roya i Raymonda. Walt sfałszował jednak ich podpisy i pojechał na szkolenie kierowców. Życie obfituje w zaskakujące zbiegi okoliczności, bowiem innym młodocianym Amerykaninem, który wyprawił się na wojnę i nawet służyć będzie przez pewien czas we Francji obok Disneya był Ray Kroc, późniejszy założyciel koncernu McDonald’s. Jego barwne życie opisujemy w naszej publikacji „Imperium McDonald’s. Od przedstawiciela handlowego do milionera. Ray Kroc „.

Wróćmy jednak do Disneya. Według obrazoburczej biografii pióra Marca Eliota Walt miał przy okazji rekrutacji odkryć pewne nieprawidłowości w swoim akcie urodzenia, co miało wzbudzić w nim podejrzenia, iż może Elias nie jest jego prawdziwym ojcem i tym tłumaczył sobie jego surowość. Planów wyjazdowych omal nie pokrzyżowała epidemia grypy zwanej „hiszpanką”. Pracownicy Czerwonego Krzyża odesłali Walta do domu rodzinnego. Jednak po wyzdrowieniu chłopak znów się wymknął, ponieważ wytypowano go do grupy 50 kierowców, którzy mieli zajmować się rannymi amerykańskiej armii gen. Johna Pershinga, walczącej we Francji przeciwko Niemcom. W listopadzie 1918 ogłoszono rozejm, wojna wkrótce dobiegła końca, ale o rannych nadal trzeba było zadbać, więc 18 listopada 1918 roku grupę Walta zaokrętowano na zardzewiały francuski statek „Vaubin”. 

Nie było już strachu przed U-Bootami, które spokojnie stały w niemieckich portach, jednak wody północno-wschodniego Atlantyku i Morza Północnego były mocno zaminowane, a więc statek musiał być eskortowany ze wszystkich stron przez trałowce, aż do wciąż otoczonego antypodwodniackimi sieciami portu w Cherbourgu. Stamtąd wysłano ich pociągiem do Paryża. Walt i jego koledzy dziwili się francuskim osobliwościom, takim jak uliczne odsłonięte pisuary, z których początkowo krępowali się korzystać. Jego samego zdumiewały niewielkie rozmiary europejskich parowozów w porównaniu z kolosami, na których niegdyś pracował. 

Paryż ciągle wyglądał jak w czasie wojny. Wszędzie aż roiło się od mężczyzn w brązowych mundurach armii brytyjskiej, amerykańskiej i belgijskiej, oraz jeszcze więcej w niebieskich mundurach francuskich. Sporo było także jeńców niemieckich w mundurach khaki, a Łuk Triumfalny zakrywały worki z piaskiem, chroniące go dotąd przed pociskami artylerii niemieckiej. Walta i jego towarzyszy zakwaterowano w siedzibie Amerykańskiego Korpusu Sanitarnego w Saint-Cyr. Warunki były kiepskie. Nieogrzewane pokoje odstręczały zimnem i wilgocią, a do jedzenia przewidziana była tylko wieprzowina z fasolką. Chłopacy musieli spać na podłodze, a jako koców używali starych gazet. 

To tutaj, we Francji, Walt wypalił swojego pierwszego papierosa. Przechodził i inne inicjacje. 5 grudnia 1918 roku koledzy zrobili mu niespodziankę i wyprawili imprezę urodzinową. Zorganizowali mu nawet pierwszą noc z kobietą. I tu powstaje pytanie, czy Walt zdecydował się na „sfinalizowanie” nocy? Bo warto wiedzieć, że cały czas utrzymywał listowny kontakt ze wspomnianą wcześniej koleżanką ze szkoły, Beatrice Conover. Jakkolwiek ta noc nie minęła, odchudziła jego portfel. Niestety za drinki musiał zapłacić sam, a nie były tanie. Mimo takich sytuacji Ray Kroc wspomina, że Disney zdecydowanie różnił się od innych żołnierzy. Pragnął czegoś więcej niż alkohol i damskie wdzięki. Podczas gdy większość żołnierzy wykorzystywała wolny czas, by udać się do miasta i zakosztować życia, introwertyczny Walt poświęcał się swojej pasji i w samotności tworzył niezwykle kreskówki. Disney i Kroc, twórcy dwóch gigantycznych, ponadczasowych korporacji stanowiących ucieleśnienie Ameryki w oczach świata, spotkają się jeszcze wiele lat później na płaszczyźnie biznesowej. Ray będzie nakłaniał Walta, by ten pozwolił na obecność restauracji MacDonald’s na terenie Disneylandu… bezskutecznie. 

W początkach 1919 roku rannych żołnierzy amerykańskich prawie już we Francji nie było, więc kierowców delegowano do innych zadań. Walt podwoził oficerów amerykańskich do rozmaitych kwater, poselstw, szpitali, a jeśli sobie zażyczyli, to i do domów publicznych. W lutym 1919 roku, gdy wiózł żywność do zniszczonej przez wojnę części miasta Soissons, zepsuła mu się ciężarówka. Ponieważ w takich sytuacjach nie wolno było kierowcom spuszczać pojazdów z oka przez dwie doby, siedział długo w kabinie, aż prawie zamarzł. Wtedy schronił się w komórce dróżnika i tam zasnął. Rano okazało się, że ciężarówka zniknęła. Waltowi groziła surowa kara, ale na szczęście mu ją darowano, m.in. dlatego, że ciężarówka odnalazła się z nietkniętym ładunkiem. Inny kierowca Czerwonego Krzyża niepotrzebnie przemieścił ją pod wpływem alkoholu. 

Później Walta przeniesiono do kwatery w zamku niedaleko Nancy. Jako że kierowcy mieli coraz mniej do roboty, dla zabicia czasu sporo rysował, wysyłając rysunki do magazynów Life i Judge. Wszedł też w osobliwą spółkę z pewnym sprytnym Gruzinem, który fabrykował fałszywe trofea wojenne, bardzo popularne wśród wracających do domu amerykańskich i brytyjskich żołnierzy. Były to porzucone przez niemieckich jeńców hełmy, które starannie przestrzeliwał, a na których Walt malował odpowiednie dystynkcje. Również i tu przydały się artystyczne talenty naszego bohatera. Zarobił na tym 300 dolarów, miał więc w ręku więcej niż kiedykolwiek wcześniej w życiu. Walt zaprzyjaźnił się w tym czasie z niemieckim jeńcem Rupertem, z którym wiele rozmawiali o wojnie i przyszłości Niemiec. Rupert i jego grupa pracowali przy załadunku drewna na ciężarówki. Ponoć pewnego razu grupa okolicznych uczniów natknęła się na Niemców, a ponieważ nie widzieli nigdy wcześniej niemieckich żołnierzy, zaczęli w patriotycznym ferworze rzucać w nich kamieniami. Walt krzyczał na uczniów, by przestali, a gdy został zignorowany, namówił Ruperta, by jeńcy odpowiedzieli pięknym za nadobne. Walt najwyraźniej tak polubił Niemców, że w trakcie pobytu na Starym Kontynencie kupił sobie szczeniaka owczarka niemieckiego. Do losów tego zwierzaka wrócimy jeszcze za kilka chwil.

Latem 1919 roku Walt został kierowcą dwóch dygnitarzy i jeździł także po Niemczech. 14 lipca w Strasburgu był świadkiem hucznych obchodów rocznicy zburzenia Bastylii, pierwszych od wielu lat – od 1870 do 1918 roku bowiem miasto należało do Niemiec i dopiero teraz je odzyskano. Impreza wywarła na Walcie spore wrażenie. W sierpniu korpus sanitarny przeniesiono do Paryża, z którego ulic zniknęły już mundury i worki z piaskiem. 3 września sztab generała Pershinga opuścił Paryż, a sanitariuszy skierowano do Marsylii, lecz przez strajk tamtejszych dokerów zaokrętowano ich ostatecznie w Nicei.

Po przybyciu do Nowego Jorku Walt Disney poszedł na nowy film z Charlie Chaplinem. Gdyby tylko młody Disney już wtedy mógł wiedzieć, jak wiele będzie zawdzięczał słynnemu komikowi… Charakter Chaplina można bowiem odnaleźć w pierwszych animacjach, gdzie głównym bohaterem będzie Myszka Miki. To również Chaplin pomoże mu potem w finansowym aspekcie prowadzenia studia filmowego, ale do tego jeszcze dojdziemy. Wróćmy do momentu, gdy 18-letni Walt opuścił nowojorskie kino, po raz kolejny urzeczony aktorstwem Chaplina. Po seansie skierował się do Chicago, gdzie mieszkali rodzice. Byli zdumieni, widząc ogorzałego wojaka mającego 175 cm wzrostu w miejsce małego bladego chłopca, który wyruszył do Francji. Po roku nieobecności w domu, wrócił w dobrym nastroju, ale ten szybko prysł. Szukał swojego przyjaciela – Russela Maasa – chcąc odzyskać kupionego we Francji szczeniaka, ale dowiedział się, że ten zmarł na robaki albo na nosówkę podczas przeprawy przez Atlantyk. Jeszcze w trakcie pobytu po drugiej stronie Atlantyku przyjaciele uzgodnili, że po powrocie do rodzinnych stron, kupią tratwę i razem spłyną w dół Missisipi (zupełnie tak jak książkowy bohater, Tomek Sawyer). Ten pomysł również nie wypalił, bo Maas poznał dziewczynę, dostał pracę i porzucił plany przygody. Walt był jeszcze bardziej rozczarowany swoją pierwszą miłością – Beatrice, o której wspominaliśmy już, przy okazji szkolnych przyjaźni. Zatrzymał wszystkie jej listy, które przychodziły do Francji. Wyjeżdżając z Paryża, kupił dla niej perfumy i ubrania. Ale gdy wrócił do Chicago był zszokowany na wieść, że Beatrice wyszła za mąż. Choć Walt upierał się, że dziewczyna go zdradziła, to w rzeczywistości nie była wtedy jeszcze mężatką, wyszła za mąż dopiero po kilku miesiącach od jego powrotu. Zniechęcony niepotwierdzonymi plotkami o małżeństwie, nawet nie zadał sobie trudu, aby się z nią spotkać. Zamiast tego, napisał do swojej szwagierki w Kansas City „skończyłem z kobietami”. 

Wkrótce po przybyciu z Francji Walt oświadczył ojcu, że stać go na więcej, niż praca w fabryce: zamierza powrócić do Kansas City i zostać rysownikiem. Miał już osiemnaście lat, więc rodziciel mógł jedynie się zgodzić. Od lutego 1919 roku w rodzinnym domu Disneyów w Kansas City przy Bellefontaine mieszkał znowu brat Walta, Roy. Obaj bracia mogli się bez końca wymieniać wojennymi opowieściami. Wkrótce dołączył do nich jeden ze starszych braci, Herbert.

Walt miał nadzieję zarabiać karykaturami politycznymi dla czasopisma Star, z którym współpracował już wcześniej. Proponowano mu pracę kierowcy z dobrą płacą, ale odmówił, woląc zostać rysownikiem. Chciał tego tak bardzo, że zatrudnił się w firmie graficznej Lou Pesmena i Billa Rubina, nie ustalając nawet szczegółów pensji, a dokładniej zostawiając to na później. Był to więc bardziej staż niż zatrudnienie. W firmie Pesmena i Rubina poznał Ubbe Iwerksa. Iwerks, Holender z pochodzenia, dla ułatwienia rozmówców skracał swe imię do Ub. Odegra w życiu Disneya i w historii filmów animowanych istotną rolę. Ub i Walt zostali zatrudnieni u Pesmena i Rubina tego samego dnia. Początkowo karnie produkowali kolejne reklamy karmy dla kur i inne produkty będące głównym źródłem dochodu firmy. Wkrótce jednak rozpoczęli własną działalność, gdy po miesiącu tych pięknoduchów zwolniono. Ciekawe, że jednym z powodów zwolnienia Walta było to, że według redaktora brakowało mu... wyobraźni i dobrych pomysłów. 

W tym momencie zatrzymajmy się na chwilę i porównajmy obu przyszłych partnerów, dzięki którym powstała Myszka Miki. Prawdą jest, że różnili się od siebie, i to znacznie. Dla Walta rysowanie było ucieczką od losu przewidzianego przez ojca i sposobem na spełnienie marzeń. Dla Iwerksa natomiast – sposobem na unikanie kontaktu z ludźmi, był bowiem introwertykiem. Z początku Iwerks zdawał się nie lubić Walta. Zapewne przez jego sposób kontaktu, czy raczej jego braku ze współpracownikami. Pewnego razu Iwerks zauważył, że gdy podczas przerwy od pracy wszyscy grali w pokera, Walt siedział przy swoim stole kreślarskim i ćwiczył różne style swojego podpisu. Mimo pewnego dystansu, który ich dzielił rozpoczęli współpracę. 

Nowa firma założona przez Walta i jego kolegę Uba nazywała się Iwerks-Disney Commercial Artists. Przydały się kontakty dawnych przyjaciół Pfeifferów i zamówienia na reklamy dla przemysłu skórzanego. Jednak zlecenia skończyły się. Wtedy Walt znalazł ogłoszenie firmy Film Ad Kansas City i przekonał właścicieli do siebie swoimi rysunkami lekkoatletów. Między badaczami historii Disneya nie ma zgody, czy obaj przyjaciele zgłosili się jednocześnie, czy Disney porzucił Iwerksa i odpowiedział na ogłoszenie sam, by ściągnąć go, dopiero gdy się okazało, że sam nie podoła zamówieniom. Tak czy inaczej, zostali oni zatrudnieni przy bardzo jeszcze wówczas prymitywnych filmach animowanych i po raz kolejny mogli współpracować. Film Ad Kansas City robiła jednominutowe kreskówki dla kin, które były wyświetlane, zgodnie z ówczesną modą, przed właściwymi filmami aktorskimi. 

Samodzielne produkcje animowane jak „Kot Felix” Pata Sullivana i Otto Messmera czy „Max i Dave” braci Fleischer były wówczas wyjątkiem, a nie regułą. Firma Film Ad Kansas City była raczej w tyle, jeśli chodzi o poziom animacji. Nie posiadała rotoskopu, wynalezionego przez Fleisherów w 1916 roku. Osiągano złudzenie ruchu postaci i zwierząt, poruszając jedynie kończyny, z pozostawieniem nieruchomego korpusu. Walt objawił swoje upodobanie do nowinek, szybko interesując się tym, jak można by uczynić ruch animowanych stworzeń bardziej naturalnym. Przeczytał w tym okresie podręcznik animacji E.G. Lutza i rozprawę Edwarda Muybridge’a o zasadach poruszania się istot żywych. 

Nowe pomysły wraz z dawnymi rysunkami z czasów krótkiej egzystencji firmy Iwerks-Disney utworzyły kolekcję tak zwanych Śmiechogramów (Laugh-O-Grams), krótkich, jednominutowych zwykle filmików o tematyce bliskiej mieszkańcom Kansas City. Jeden z nich dotyczył na przykład rozpadających się wyboistych dróg miejskich, inny przedstawiał profesora tłukącego młotkiem po głowach zbyt głośno rozmawiających uczniów. Śmiechogramy uczyniły Disneya po raz pierwszy w życiu kimś znanym. Aż do założenia w 1922 roku spółki Laugh-O-Gram Films, Disney rozwijał Śmiechogramy jedynie nocami, po zakończeniu dziennej pracy w Film Ad Kansas City. Od 1922 roku działał już na własny rachunek. Do swojej nowej firmy Laugh-O-Gram Films Walt przyciągnął Iwerksa. 

Tymczasem Walt wpadł na pomysł nakręcenia filmu o Alicji. Miał on być odwróceniem idei Maksa Fleischera, którego Walt bardzo podziwiał. Tak jak u Fleischera jego bohater, czyli animowany klaun Coco, pojawiał się na ekranie w świecie prawdziwych aktorów, powstając z kropli atramentu, tak u Disneya prawdziwa dziewczynka miała zamieszkać świat animowany. Walt zawsze dbał o to, by nie kopiować niczyich pomysłów, a co najwyżej lekko się nimi inspirować. 

Plan był więc obiecujący, ale Walt nie posiadał środków na jego realizację. Rodzina też niewiele mogła pomóc. Ojciec właśnie zbankrutował i uciekł przed wierzycielami z Chicago do Missouri, a brat Roy mający wprawdzie dobrą pracę w banku i szczodre serce zachorował poważnie na gruźlicę. Lekarze poradzili mu ciepły klimat Kalifornii. 

Przyjrzyjmy się bliżej warunkom, w jakim powstawały pierwsze animacje o Alicji. Zarówno firma Walta, jak i jej pracownicy, nie mieli kapitału. Dwukrotnie ekipa musiała przenosić się w nocy z jednego wynajmowanego lokalu do drugiego, bo brakowało pieniędzy na opłacenie czynszu. Nie mieli też pieniędzy na jedzenie. Jeden z pracowników – Carmen Maxwell – wspominał po latach, że „nie jedli nawet trzech, normalnych posiłków w trakcie dnia”. Kiedyś jego matka przesłała im pocztą ciasto. „To było coś” wspominał z rozrzewnieniem Maxwell. Skoro nie było pieniędzy na jedzenie, brakowało też funduszy na życie. W czasie, gdy powstawała Alice, Walt mieszkał u niejakiej Gertrude McBride, która hojnie pozwoliła mu nadal mieszkać u niej nawet po tym, jak jego dług wzrósł do 25 dolarów (Walt spłacił go ostatecznie dopiero dziesięć lat później). Żeby jednak uniknąć upokorzenia, spał w biurze swojego studia filmowego, na rolkach z płótna i poduszkach. 

W tym czasie żywił się głównie zimną fasolką z puszki. Walt stał się tak chudy, że pani McBride podejrzewała u niego gruźlicę, na którą zresztą chorował jego brat. Walt kąpał się raz w tygodniu, korzystając z pryszniców na stacji kolejowej. Mimo wszystko, w tamtym okresie jego współpracownicy ani razu nie usłyszeli, że Walt uskarża się na swoją sytuację. Pozostał optymistą. Ale to było jedynie na pokaz. Choć chciał emanować optymizmem i wręcz dziecięcą nadzieją, że los się w końcu do niego uśmiechnie, w czasie gdy upadła jego firma Laugh-O-Gram, czyli w wieku zaledwie 21 lat, był załamany i bardziej dotknięty, niż ludzie to sobie wyobrażali. Po latach Walt sam przyznał, że był „załamany i zdruzgotany porażką i rozczarowaniem tak wielu ludzi, którzy mu zaufali i stracili pieniądze przez to zaufanie”. „Ta pierwsza wielka porażka doprowadzi mnie do upadku”. Poprzysiągł, że spłaci wszystkie długi. Zarzekał się jednocześnie, że ta porażka go wzmocniła, uodporniła na kolejne klęski. Wtedy myślał jedynie o wyjeździe z Kansas City, o ucieczce od porażki. Zastanawiał się nad Nowym Jorkiem albo Hollywood. W końcu zdecydował się na to drugie – tam jego brat Roy wracał do zdrowia, również w Hollywood mieszkał jego wujek Robert. 

Dlatego po bankructwie Laugh-O-Gram Films, W lipcu 1923 roku Walt również podążył do Kalifornii, kupując bilet kolejowy za swoje ostatnie pieniądze. Warto jednak nadmienić, że bilet dotyczył miejsca… w pierwszej klasie. Prawdopodobnie pomimo niepowodzeń Walt nadal się cenił i zamierzał odbyć podróż w godnych siebie warunkach. Zapewne miał nadzieję, że Hollywood, gdzie kształtował się wielki filmowy biznes, będzie dla niego hojniejsze, niż Kansas City.

Cały majątek Walta stanowiły wówczas pusta walizka i kilka wizytówek m.in. ludzi z Universalu i innych dużych studiów filmowych. Walt zamieszkał u swojego stryja Roberta, którego dom znajdował się niedaleko planu filmowego ze słynnymi ruinami Babilonu, użytymi do filmu „Nietolerancja”. Stryj chętnie gościł Walta, ale wymagał dołożenia się do budżetu, a tymczasem wizytówki i wizyty w kolejnych studiach nie przyniosły spodziewanego rezultatu. Zrażony niepowodzeniami Walt odwiedził swego brata Roya w szpitalu i oznajmił, że nie ma sensu brnąć dalej w animowane filmy. Być może historia kinematografii poszłaby innym torem, a Myszka Mickey i Kaczor Donald nigdy nie wyszłyby spod ołówków rysowników, gdyby nie dobre serce Roya i niewielka suma pieniędzy. Widząc bowiem rozterki brata, Roy zaproponował mu wsparcie w wysokości 85 dolarów miesięcznie ze swej wojskowej pensji, jeśli Walt jednak spróbuje wykorzystać swoje talenty w Hollywood. W przyszłości jeszcze wielokrotnie będzie ratował młodszego, nieco rozhisteryzowanego brata z opresji, np. negocjując pożyczki w bankach, czy organizując emisję akcji a ich uzupełniające umiejętności i charaktery sprawdzą się na polu biznesowym. 

Wróćmy jednak do 1923 roku. Opisując bieg zdarzeń w pierwszej połowie lat 20. warto nadmienić, że pierwotnie amerykański rynek filmowy rozwinął się nie w Los Angeles, a w Nowym Jorku. Do Kalifornii przeniósł się częściowo pod wpływem monopolistycznych, a czasem wręcz gangsterskich działań Thomasa Edisona, który dysponując patentami hamował rozkwit nowej branży filmowej. Dodatkowym atutem Kalifornii była wyśmienita pogoda, umożliwiająca kręcenie filmów przez cały rok, z czasem więc alternatywa przerosła nowojorską bazę. Początkowo jednak Walt nawiązywał współpracę z dystrybutorami z Nowego Jorku. W Hollywood, gdzie sam pracował, nie odnosząc w tym względzie sukcesów. Przełomem dla Disneya był list napisany do Margaret Winkler, nowojorskiej dystrybutorki filmów animowanych. W kontaktach z jej biurem pomogli mu przyjaciele z Kansas City. Do listu Walt dołączył niekompletny projekt „Czarodziejskiego świata Alicji”. Winkler miała pewne zastrzeżenia do jakości obrazu, ale odpowiedziała pozytywnie.

W październiku 1923 roku kontrakt na sześć odcinków o Alicji został podpisany i współpraca ruszyła. Pewnym kłopotem był dla Disneya wymóg, by Alicję zagrała ta sama dziewczynka, co w pierwszej niekompletnej części, czyli Virginia Davies. Virginia miała kręcone włosy, podobne do niezwykle wówczas popularnej aktorki kina niemego Mary Pickford oraz czarujący uśmiech. To oznaczało de facto potrzebę przekupienia matki dziewczynki, by zechciała się wraz z nią przeprowadzić z Kansas City do Kalifornii, co stanowiło poważne obciążenie dla nadal niedoinwestowanej firmy. Pieniędzy brakowało na wszystko. Na przykład nie postawiono żadnych dekoracji ani planu, lecz po prostu Walt z ekipą przybywał do nowego kalifornijskiego domu pani Davies, by tam kręcić ujęcia z jej córką w roli głównej. Virginia traktowała Walta jak swego ulubionego wujka. Walt udawał na przykład, że jest wilkiem, by dziewczynka wiedziała, że ma zagrać przestraszoną, a puste pole materiału wokół sceny w studiu zapełniały potem rysunki, w tym na przykład rysunek owego złego wilka.

Film stanowił unikalne połączenie animacji i typowego filmu fabularnego. Alicja w kolejnych odcinkach polowała w Afryce, uciekała przed duchami i miała inne przygody. Dystrybutorka filmu Winkler była zadowolona. Filmy o Alicji debiutowały w marcu 1924 roku w kinach Pensylwanii, Marylandu i New Jersey. Walt postanowił ściągnąć do współpracy Iwerksa, ten jednak odmówił; dobrze mu było w Kansas City Film Ad, a przedsięwzięcie Walta wydawało mu się niepewne. Ostatecznie jednak dał się przekonać, gdy Walt zaoferował naprawdę duże jak na swoje możliwości pieniądze. Tak oto ich losy po raz kolejny miały się spleść. 

Po ukończeniu pierwszej sześcioodcinkowej serii o Alicji w maju 1924 roku Winkler powiadomiła Disneya, że chociaż chce kontynuować współpracę, musi zmniejszyć mu wynagrodzenie od każdego odcinka, ponieważ wpływy z kin okazały się mniejsze, niż się spodziewała. Ub Iwerks podciągnął filmy pod względem technicznym, ale mniejsze gaże oznaczały, że firma ciągle balansowała na krawędzi bankructwa. Na przykład późniejszą żonę Disneya, malarkę Lillian Bounds zatrudniono także dlatego, że mieszkała blisko studia i nie musiano jej dopłacać za koszty dojazdu do pracy. 

W kwietniu 1925 roku Roy Disney ożenił się ze swoją długoletnią sympatią Edną Francis. Rodzice Walta i Roya przyjechali na ślub z Portland w stanie Oregon, gdzie wówczas mieszkali. Świadkiem pana młodego był oczywiście Walt, zaś świadkiem Edny była współpracownica i sympatia Walta, Lillian.

Roy i Edna już od pięciu lat myśleli poważnie o małżeństwie, ale jakoś nie mogli się zdecydować, potem zaś Roy miał serię dość poważnych chorób układu oddechowego, które przedłużyły całą sprawę. Gdy Roy odprowadzał Ednę do domu, Walt sam wyznaczał sobie rolę przyzwoitki. Traktował swoją rolę jednocześnie na serio i z humorem, rozrzucając przykładowo po pokojach kartki z napisem „bez migdalenia się”. Według wspomnień Roya kiedyś usiedli razem z Edną na łóżku, a Walt już momentalnie przybiegł i pojawił się w drzwiach, jakby wyrósł spod ziemi, na wszelki wypadek grożąc palcem. Edna śmiała się trochę ze szwagra, ponieważ była starsza od Roya o niemal trzy lata, a więc całe dwanaście lat starsza od Walta, który zawsze pozostał dla niej trochę dzieciakiem, nawet gdy był sławny. Lubiła mu delikatnie dogryzać.

Niedługo później Walt, jakby nie chcąc być gorszym od swego brata, oświadczył się o 4 lata starszej od siebie Lillian (oboje byli świadkami na ślubie Roya i Edny) i 13 lipca ożenił się z nią. Początki tego związku były bardzo ciekawe. Gdy Walt zaczął myśleć o oświadczeniu się Lillian, ta awansowała w firmie – z kopiowania rysunków, do zarządzania wraz z Royem biurem biznesowym studia. Później żartowała, że decyzja Walta o oświadczynach wynikała z tego, że robiła zbyt wiele błędów w trakcie dyktowania jej treści dokumentów. Walt miał ją zatem poślubić po to, żeby uwolnić od niej studio. Po latach Lillian wspominała jednak o innej przyczynie ślubu. Decyzja miała wynikać z zadłużenia Walta – jako pracodawcy – wobec niej. Sam Walt wspomina, że tak jak kiedyś zapytał Beatric Conover (swoją dawną dziewczynę), czy lepiej kupić kajak czy kamerę; tak teraz Lillian, czy lepiej kupić pierścionek (zaręczynowy) czy nowy samochód. Lillian odpowiedziała, że wolałaby pierścionek. Walt i Roy znaleźli zatem handlarza biżuterią, który za 75 dolarów sprzedał im platynowy pierścionek z ¾-karatowym diamentem, otoczonym niebieskimi szafirami. „Dla mnie wyglądał jak reflektor lokomotywy” – wspominał go potem Walt.

Lillian pochodziła z rodziny pionierów z Idaho. Ślub odbył się w domu brata Lillian, komendanta straży pożarnej w Lewiston w stanie Idaho. Po miesiącu miodowym w Seattle młoda para wynajęła niewielkie mieszkanie w Los Angeles. Chociaż to Roy namawiał Walta do małżeństwa, Walt miał za złe bratu, że ma dla niego mniej czasu, zajmując się własną małżonką, dlatego zmienił nazwę studia z Disney Brothers Studio na Walt Disney Studio. Oficjalnym powodem było to, że nazwy zawierające słowo „bracia” są oklepane. Roy szybko wyraził zgodę, nigdy bowiem nie dbał o sławę. 

Jakby dla podkreślenia, że zaczyna się nowy etap produkcji, Walt rozpoczął na przełomie 1925 i 1926 roku budowę nowego studia, mimo iż współpraca z Margaret Winkler nieco się skomplikowała. Pieczę nad firmą Winkler przejmował coraz bardziej jej nowy mąż Charles Mintz, który uważał, że częstotliwość pokazywania filmów o Alicji w kinach Wschodniego Wybrzeża jest zbyt duża, dlatego rzadziej przesyłał czeki. Nastąpił wówczas okres sporów na linii Disney-Mintz. Najpierw Mintz próbował wykręcić się ze współpracy zupełnie, potem niechętnie zaakceptował jej kontynuowanie, jeżeli każdy nowy odcinek o Alicji będzie najwyższej jakości. Walt starał się jak mógł, operując jak zwykle w dość męczącej ciasnocie finansowej. 

Pod koniec 1926 roku, gdy już było wiadomo, że Alicja nieco się publiczności znudziła, Carl Laemmle, szef Universal Pictures poinformował Mintza, że istnieje zapotrzebowanie na film w pełni animowany, którego bohaterem byłoby zwierzątko równie wyraziste jak kot Felix, ale lepiej innego gatunku. Zasugerował królika. I tak na początku 1927 roku ekipa Disneya opracowała historyjkę o szczęśliwym króliku imieniem Oswald. Imię wymyślił Mintz. Pierwszy odcinek z Oswaldem w roli głównej, noszący tytuł „Biedny tatuś” (Poor Papa) nie spełnił wymogów estetycznych Mintza i jego ludzi. Postulował on, by Oswald wyglądał młodziej i szczuplej oraz bardziej elegancko, zgodnie z kanonami ówczesnego kina zarówno fabularnego, jak i rysunkowego. Ub i Walt zmienili Oswaldowi mordkę i zrezygnowali z szelek jako elementu jego stroju. Praca dzień i noc w wielkim pośpiechu opłaciła się. Jeszcze na początku 1927 roku Universal Pictures dopuściła do rozpowszechniania odcinek z królikiem Oswaldem pt. „Kłopoty z tramwajem” (Trolley Troubles). Tramwajami w Los Angeles poruszali się wówczas wszyscy. Filmik zawierał już wszystkie niemal elementy przyszłych disnejowskich produkcji. Odznaczał się dynamizmem, a ruchy postaci królika i tramwaju były naturalne. Podobnie jak w przyszłych produkcjach maszyny zachowywały się trochę jak stworzenia ożywione. Tory rozszerzały się i zwężały, do czego tramwaj dostosowywał się niczym żywe stworzenie. Recenzenci docenili postać królika, który energicznie stara się powstrzymać niekontrolowaną podróż pojazdu. Bezprecedensowa płynność ruchu postaci spodobała się widzom, a nawet nowojorskim animatorom, dotąd patrzącym z góry na poczynania swych odpowiedników z Zachodniego Wybrzeża. 

Kolejny odcinek z Oswaldem w roli głównej „Wielkie działa” (Great Guns) również się wszystkim podobał. Jednak sukces ma zawsze nadmiar ojców i kiedy zbliżał się luty 1928 roku, gdy kontrakt na Oswalda miał wygasnąć, pojawiły się pierwsze oznaki nowych kłopotów. Okazało się, że Mintz wykorzystywał Oswalda do celów reklamowych nie zawsze w porozumieniu z Disneyem. Co gorsza, w lutym 1928 roku, gdy Walt z żoną wybrał się do Mintza do Nowego Jorku, okazało się, że gospodarz podkupił ekipę Disneya i jako pomysłodawca Oswalda uznał, że w zasadzie Walt zrobił swoje i może odejść, lub zostać tylko jednym z wielu w firmie Mintza. Walt próbował negocjować z Carlem Laemmle i Margaret Winkler, ci jednak nie chcieli rozmawiać z nim ponad głową Charlesa Mintza i namawiali go, by przyjął jego warunki. Walt po początkowej rozpaczy, spokojnie zrezygnował z praw do Oswalda, myśląc nad inną postacią kreskówki. Na odchodnym ostrzegł tryumfującego Mintza, że kiedyś ktoś też zapewne uczyni mu to samo, co on czyni jemu. Choć wówczas Ubbe Iwerks pogodnie jak Walt był wściekły na Mintza, to z biegiem czasu cieszył się, że jego matactwa skłoniły jego i Walta do wymyślenia nowego, ciekawszego bohatera.