Rycerze Eonii - Agniesza Korol - ebook

Rycerze Eonii ebook

Agniesza Korol

5,0

Opis

Rycerze Eonii” to zabawna, baśniowa i wciągająca od pierwszej strony opowieść. Książka porusza również temat bardzo aktualny: żądania tyranów wobec innych państw. Pisarka ma dar pokazywania w jaki sposób ukrócić zło, jak mu się przeciwstawić.


Po “Rycerze Eonii” mogą sięgać zarówno dzieci, młodzież jak i dorośli czytelnicy. Każdy znajdzie tu coś cennego dla siebie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 78

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Rozdział I

Czarodziej

Król Eonii przysypiał już, kiedy błazen Murmiłło chwycił go za rękę.

– Panie, nie zasypiaj.

– Co znowu? – mruknął król Aleksander.

– Cały świat jest ponury – zadzwonił smutno dzwoneczkami błazen.

– Znów masz czarne myśli. Pomyśl, jaką świetną masz pracę i jesteś w łaskach króla.

– Już niedługo.

– To możliwe. Zapominasz o swoich obowiąz-kach. Gdzie żarty, kpiny, fikołki?

– Kręgosłup nawala.

– Za bardzo się przejmujesz – król poklepał Murmiłła po plecach. – Spójrz, za oknem świeci słońce, wojen nie prowadzimy, lud znosi wszystko w milczeniu.

– Już niedługo.

– Niedługo, niedługo. Tylko to powtarzasz od ty-godnia. Jak się nie poprawisz, będę musiał uciąć ci głowę. Wiesz, ilu chętnych czeka na twoje miejsce?

5

– To się doczekają.

Już król miał odpowiedzieć, gdy do sali tronowej wkroczył żołnierz i zameldował:

– Panie, ktoś puka do bramy.

– Kto taki?

– Twierdzi, że jest czarodziejem.

– Jak wygląda?

– Normalnie, jak czarodziej: duży spiczasty czapindron, broda do ziemi. Jest otulony fioletowym płasz-czem, zdobnym w srebrne gwiazdki.

– Może być, że czarodziej – stwierdził król Alek. –

Powiedział, czego chce?

– Mówi, że prowadzi działalność magiczną. Wszystko zgodnie z przepisami. Odprowadza podatki.

– Wpuścić.

Żołnierz odmaszerował, a błazen rzekł:

– Pewnie nas tu wszystkich pozamienia w kamienie.

– Milcz, utrapieńcze!

– Nie zamilknę, takie moje prawo.

Król zamachnął się pantoflem w Murmiłła, ale ten zdołał uskoczyć.

Po chwili po rozściełanym, czerwono-złotym dywa-nie wkroczył czarodziej. Szedł ostrożnie, gdyż długa broda plątała mu się pod nogami i mógł się przewrócić.

Udało mu się jednak podejść dość blisko tronu.

6

Przybysz zdjął czapindron i ukłonił się w sposób dworski.

– Czego sobie życzysz, dobry człowieku? – spytał

dobrotliwie król Aleksander.

– Nazywam się Melkont. Przybyłem w twe pro-gi, Wasza Królewska Mość, by ci zaofiarować moje usługi wędrownego czarodzieja. Mam również plany matrymonialne.

– Jakież to plany?

– Otóż, najmądrzejszy z królów, wiem, że masz córkę – cud piękności i cnotliwości. Chociażem nie książę ani hrabia, ale również posiadam za-mek i wszystko, co do niego potrzebne, prócz żony.

Król, który uważnie słuchał czarodzieja, leniwie przymykając oczy, gwałtownie się obudził.

– Czy mnie uszy nie mylą? Pragniesz ożenić się z moją córką?

– To właśnie chciałem powiedzieć.

– A ile ty masz lat, czarodzieju?

– Wiek u magów nieważny, sto lat czy pięćset, to żadna różnica.

– Rozumiem – westchnął król Alek – ale prze-strzegam cię, szanowny gościu, że moja córka to nie anioł. Szwenda się gdzieś w pobliżu. Latka lecą, 7

a ona o żadnym mężu myśleć nie chce. Mówi (że za-cytuję): „Brak mi cierpliwości do chłopów”.

– Nie jestem taki zwyczajny – uderzył się w pierś przybysz. – Jestem czarodziejem pierwszej kategorii.

– Nie boisz się? – spytał zaciekawiony król.

– Niczego, absolutnie niczego.

– Dawać mi tu Matyldę! – zawołał król.

Po dłuższym czasie pojawił się sługa i z najwyż-szą uniżonością wyszeptał:

– Gdzieś wsiąkła, panie.

– A patrzyłeś za kotarą w salonie? – zapytał król.

– Patrzyłem, najwyższa dostojności.

– Pod stołem w kuchni?

– Też, łaskawy panie.

– Zajrzyj do kufra na górze.

– Już biegnę, najdoskonalszy…

– Bez ceregieli! – krzyknął król.

Sługa, mrucząc coś pod nosem, pobiegł na górę.

Po chwili znów się pojawił.

– Powiedziała, że zejdzie. Nigdy jeszcze nie wi-działa czarodzieja.

– To świetnie.

Czekali jeszcze kwadrans, nim królewna pojawiła się w sali tronowej.

– Nie jestem przygotowana – ziewnęła.

8

Rzeczywiście. Włosy miała w nieładzie, poprze-platane w kilku miejscach papilotami. Zbyt duża i pognieciona suknia wisiała na niej jak na wieszaku.

– Witaj, najcnotliwsza z cnotliwych i najpiękniej-sza z pięknych.

– On mówi do mnie? – otworzyła nieco szerzej oczy królewna.

– Chyba do ciebie – rzekł błazen. – Innej kobiety tu nie ma – rozejrzał się.

– Skoro tak – Matylda dygnęła, mało się nie prze-wracając – mów prędko, czego chcesz?

– Twojej ręki, o najcudniejsza z cudnych.

– Kompletnie oszalał – stwierdził Murmiłło.

– Może być – przytaknęła królewna. – Szanowny człowieku – zwróciła się do czarodzieja – coś ci się chyba pomyliło, nie szukam męża.

– Zgadza się – potwierdził król Alek. – Z tego, co pamiętam, odrzuciła królewicza Santypa, księcia Marsjasza, a nawet króla Pistacji, Karlsona XIII.

– Nie wspominając rycerza Androna – przypo-mniał błazen.

– To ładnie z jej strony – uśmiechnął się przybysz.

– Mnie wybierze na pewno.

– Jakimże to sposobem? – spytał król.

– Jestem czarodziejem, czyż nie?

9

– A masz licencję?

– Oto ona, najmiłościwszy z miłościwych.

Król obejrzał pergamin i skinął głową.

– Zgadza się. Ale sztuczki magiczne na moją córkę nie wystarczą. Jeśli jednak uda ci się oczarować królewnę, a i ja przekonam się, że jesteś właściwym kandydatem, nie będę stał na drodze do waszego szczęścia – rzekł król z lekką nutą uniesienia.

– Nie żartuj, papciu – zaśmiała się Matylda. –

Spójrz na niego. Wygląda niczym duży krasnolud, udaje chojraka i gada banialuki. Taki papier to mo-gli mu podrobić na podzamczu, a nie pokazał nawet najprostszej sztuczki.

– Służę najuprzejmiej – czarodziej ukłonił się i pstryknął palcami. Natychmiast kołtuny na głowie królewny zamieniły się w piękną fryzurę usianą brylantowymi spinkami i małymi srebr-nymi grzebykami. Wszyscy spojrzeli w kierunku Matyldy.

– Wyglądasz jakby inaczej – zauważył król.

Królewna spojrzała w lustro wiszące na ścianie.

– Umie czarować – stwierdziła po namyśle. Daj mu, ojcze, etat błazna, będzie nareszcie wesoło.

A tego tutaj – wskazała na Murmiłła – przepędź z zamku, bo sieje defetyzm, czyli smutacyzm.

11

– Niczego nie sieję – oburzył się błazen. – Ty, czarodziej – zwrócił się do przybysza – spływaj stąd, to moje miejsce – wskazał na poduszkę przy tronie.

– To drobne nieporozumienie, miejsce błazna nie dla mnie, jestem poważnym czarodziejem.

– Ostatnio żadna z niego pociecha – król wskazał

na Murmiłła. – Każdy będzie lepszy od niego. A co do małżeństwa z Matyldą – dobrze. Dam ci szansę.

Moja córka to twardy orzech do zgryzienia, ale życzę ci, dobry człowieku, powodzenia.

– Dzięki ci, najszczodrobliwszy.

12

Rozdział II

Matylda

Następnego dnia, przy śniadaniu, król Aleksander i królowa Hortensja siedzieli razem z czarodziejem przy jednym stole. Wniesiono bażanty i krokodyle.

– A gdzie córka szanowna? – spytał gość.

– Pewnie śpi – machnęła ręką królowa.

– Jeszcze nie wróciła do zamku – skłonił się sługa stojący przy królu.

– Jak to: nie wróciła? Skąd? – spytał lekko za-niepokojony czarodziej Melkont.

– A kto ją tam wie – rzekł król z ustami pełnymi krokodyla.

– A nie boicie się, że coś jej się stanie?

– Jej? Bardziej bałbym się o innych – zaśmiał się, bulgocząc, król.

W tym to momencie do sali jadalnej wkroczyła królewna. Włosy znów miała w nieładzie, a suknię mocno ubrudzoną.

– Głodna jestem okropnie. Po drodze weszłam w ja-kieś chaszcze. Obcasy połamałam, pokrzywy mnie 13

poparzyły. Całe nogi mam w bąblach. Coś trzeba zro-bić z tymi pokrzywami! – wykrzyknęła Matylda.

– Siadaj i jedz, dziecko – słodziutko zapiszczała królowa.

– Chyba zjem konia z kopytami – stwierdziła królewna i nałożyła sobie duża porcję.

– A po nocy to nie strach chodzić samej? – spytał

grzeczniutko czarodziej.

– Cha, cha, cha, paru wystraszyłam – zaśmiała się z pełnymi ustami Matylda.

– A gdzie, jeśli można spytać?

– Żebym to wiedziała. Wszędzie pełno zbirów krążyło, chociaż ostatnio jakby mniej.

– A jakby napadł? – drążył swoje Melkont.

– Miałby za swoje.

– Czyli co?

– Ogólnie siniaki i guzy.

Czarodziej już nic nie mówił, tylko głośno prze-łknął następny kęs.

– A nie mówiłem? – szepnął król do czarodzieja. –

Trzeba mieć nerwy ze stali.

– Nie mam się czego bać, nie jestem zbirem – od-rzekł mu równie cicho Melkont.

– To dobrze, wyjątkowo takich nie lubi.

Reszta dnia upłynęła cudownie.

14

Po śniadaniu królowa udała się do sali tronowej.

Tego dnia był jej dyżur. Błazen siedział już na swojej poduszce, oparty o słupek podtrzymujący baldachim.

Królowa rozsiadła się na tronie. Powłóczystą suknię rozłożyła tak, że część poleciała na Murmiłła.

– Wypraszam sobie. Nie życzę sobie, by ktokol-wiek mówił, że chowam się pod spódnicę.

– Ależ, mój Murmiłło, wiesz, że bardzo cię lubię, mój ty błazenku – poklepała go po głowie – jesteś cu-kiereczkiem słodziutkim królowej – rozchichotała się.

– Co na to powie król? – zaniepokoił się Murmiłło.

– Błazeneczek teraz powie mi świetny kawał.

– Nie mam dziś ochoty na żarty.

– Prędko, prędko, bom niecierpliwa – i znów poklepała go po głowie tak, że dzwoneczki na jego czapce się rozdzwoniły.

– Pani, bo ogłuchnę… Dobrze, dobrze, już coś sobie przypominam: przychodzi smok do jaskini.

W środku nie ma ani dziewicy, ani owieczki, ani nawet siana na przekąskę. Siada biedny smok w kącie i ryczy, i ryczy, i ryczy. A łzy strumieniem wypływa-ją z jaskini – zachlipał błazen.

– I co? – spytała królowa.

– Wszystko – westchnął Murmiłło.

– Ale ja chcę coś wesołego!

15

Błazen podrapał się po głowie i rzekł:

– Widzę tylko smutek, żal i potępienie! Auuu!

Wyłbym, wyłbym jak wilkołak do księżyca.

– A może Murmiłło chciałby czekoladki? – spytała podstępnie królowa Hortensja.

– A… czekoladki? Chcę. – Otworzył szeroko usta błazen.

Królowa trzymała w torebce cukierki oraz czekoladki. Odwinęła z papierka smakołyk i wrzuciła do buzi Murmiłła.

– Będziesz już grzecznym błazenkiem królowej? –

spytała Hortensja.

– Będę – wybulgotał Murmiłło i wyciągnął rękę po resztę czekoladek.

16

Document Outline

Rozdział I

Czarodziej

Rozdział II

Matylda