Smak pokusy - Riva Scott - ebook + książka

Smak pokusy ebook

Riva Scott

4,1

Opis

Status bestsellera na miesiąc przed premierą! Czy władczy przedsiębiorca z wielkimi pieniędzmi i jeszcze większym mniemaniem o sobie okaże się odpowiednim mężczyzną dla charakternej Hiszpanki z niewyparzonym językiem? Maria Reyes doskonale zdawała sobie sprawę, że zbyt długo poświęcała swoje życie dla dobra innych. Wierzyła jednak, że na realizację planów i marzeń nigdy nie jest za późno. Teraz staje przed nie lada wyzwaniem: pozwolić, aby namiętność przejęła nad nią kontrolę, czy nadal ukrywać się w skorupie, która chroni ją przed kolejnymi ranami. Czy Ria oderwie się od swojej przeszłości i zaryzykuje przyszłość? Carter Green, najbardziej rozchwytywany kawaler i biznesmen w San Francisco, zawsze dostawał to, czego chciał, nie zważając na konsekwencje. Teraz pragnie jej, temperamentnej kobiety, która potrafi mu się postawić. Odkryje jednak, iż na drodze do szczęścia los postawi im wiele przeszkód. Czy uda mu się uchronić ich przed nieoczekiwanym zagrożeniem? Ich światy nigdy nie miały prawa się połączyć. Jednak nie mogli zaprzeczyć, że pokusa smakuje najlepiej. ""Emocje kipiące z każdego akapitu i wciągająca fabuła pochłoną Was bez reszty. Jestem pewna, że historia słodkiej Rii i aroganckiego Cartera okaże się doskonałą rozrywką dla każdej miłośniczki romansów z pieprzykiem."" – Meg Adams, autorka Architektury uczuć. ""Smak pokusy to intrygujący debiut polskiej pisarki, który zaprowadzi Was prosto w ramiona gorącego romansu. Główna bohaterka to kobieta z charakterem, która nie da się ujarzmić nawet mężczyźnie ze snów. Ta powieść dostarczy Wam wielu wrażeń, wraz z bohaterami będziecie się śmiać, marzyć i walczyć o swoje!"" – Agnieszka Nikczyńska-Wojciechowska, Książki takie jak my. ""Wciągająca już od pierwszych stron historia Rii i Cartera, która sprawi, że nie będziesz w stanie jej odłożyć, dopóki nie poznasz zakończenia. Smak pokusy to obiecujący debiut autorki, zdecydowanie must read tego roku!"" – Katarzyna Chrześcijan, Kasia_recenzuje.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 627

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (123 oceny)
61
33
19
4
6
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
lezak_2006

Nie polecam

Ta historia to odpowiednik marnej opery mydlanej. Nie znalazłam żadnych pozytywów. Wymęczyła mnie ta książka. Wydawnictwa wydadzą teraz każdy "szajs" licząc, że się sprzeda kiedy opatrzą go mianem bestsellera.
10
magdzik26

Nie oderwiesz się od lektury

Niesamowita ☺️
10
DankaOlek

Nie oderwiesz się od lektury

Wciągająca i co najważniejsze dobrze napisana. Gratuluję debiutu.
10
Mike781

Dobrze spędzony czas

Polecam, fajna książka z szybką akcją. Świetnie 👌 się czyta.
10
gaga1405

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna fabuła i pomysł na historię, którą czyta się w mgnieniu oka. To pełna emocji opowieść o dwóch skrzywdzonych osobach, które próbują dotrzeć do siebie i odnaleźć prawdziwą miłość i szczęście. To co się dzieje między bohaterami to nie tylko zwykłe zauroczenie, ponieważ to co czują do siebie, od pierwszego wejrzenia, osiąga najwyższy możliwy wymiar. Pożądanie wylewa się ze stron i jest tak silne, że czytelnik niemal odczuwa je na własnej skórze. Dodatkowy wątek sensacyjny tylko podsyca temperaturę i ciekawi do samego końca. Autorka fantastycznie rozgrywa znajomość bohaterów, nie szczędząc humoru i scen, od których rumieniec wykwita na policzkach. Trzymałam kciuki za Cartera do ostatniej strony. Jeśli jesteście ciekawi, jak potoczyła się ich historia, koniecznie sięgnijcie po „Smak pokusy”. J
10

Popularność




Copyright © by Riva Scott, 2019Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2021 All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Janusz Muzyczyszyn

Korekta: Angelika Ślusarczyk

Ilustracje: © by pngtree

Projekt okładki: © by Marta Lisowska

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I - elektroniczne

ISBN 978-83-67024-43-3

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Prolog

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Rozdział 19

Rozdział 20

Rozdział 21

Rozdział 22

Rozdział 23

Rozdział 24

Rozdział 25

Rozdział 26

Rozdział 27

Rozdział 28

Rozdział 29

Rozdział 30

Rozdział 31

Rozdział 32

Rozdział 33

Rozdział 34

Rozdział 35

Rozdział 36

Rozdział 37

Rozdział 38

Rozdział 39

Rozdział 40

Rozdział 41

Rozdział 42

Rozdział 43

Rozdział 44

Rozdział 45

Rozdział 46

Rozdział 47

Rozdział 48

Rozdział 49

Rozdział 50

Rozdział 51

Rozdział 52

Rozdział 53

Epilog

Podziękowania

Prolog

– Gdzie jesteś, szczurku? – Drzwi mocno trzasnęły, po czym usłyszałam bełkoczący głos matki. Cudownie, znowu byławstawiona.

Razemz Susani moim młodszym rodzeństwem, mieszkaliśmy w małym domku na obrzeżach miasta. Po śmierci ojca matka stoczyła się, a ja traciłam już rachubę, jak ma na imię jej aktualny facet tygodnia. By spłacić dług, musiała pracować na dwie zmiany: jako kasjerka w markeciei kelnerkaw barze. Na mojej głowie, najstarszej z nas trojga, zostało zajmowanie się mieszkaniem oraz opieka nad bliźniakami: Vi i Marcusem. Miałam tylko czternaście lat, kiedy tato zginął w wypadku samochodowym, spowodowanym przez naćpanego nastolatka. Nasz cudowny, poukładany świat, w jednej chwili runął jak domek z kart. Matka kompletnie się załamała i gdyby nie pomoc cioci Sophii, wylądowalibyśmy na ulicy. Nigdy nie wiedziałam, w jakim stopniu upojenia i nastroju wróci do mieszkania, ale sądząc po odgłosach szurania i bełkocie, była u szczytu formy. Susan Reyes nie była matką, która szaleje z miłości do swoich dzieci. Urodziła nas tylko po to, by zadowolić tatę. To on poświęcał nam więcej uwagi oraz obdarzał rodzicielską miłością. Szanowna mamusia była zimna i wycofana, zwracała na nas uwagę tylko wtedy, gdy on był w pobliżu. Od zawsze miałam wrażenie, że to Papi1 kochał nas bardziej. Przychodził na przedstawienia szkolne, mecze Marcusa i nauczył mnie gotować. Był fenomenalnym szefem kuchni, nie miał sobie równych. Już jako mała dziewczynka zakradałam się do restauracji, z fascynacją oglądając go przy pracy. Tak bardzo mi gobrakuje.

– Tutaj jestem. Jesteś głodna? – zapytałam potulnie, nie chcąc jej zdenerwować, choć w środku buzowała we mniezłość.

– Okropniei padamz nóg, ta praca mniewykończy.

– Usiądź, zaraz podamobiad.

– Gdzie są te małe darmozjady? – Potknęła się, idąc w stronę stołu. Klasa, nie maco.

Nienawidziłam, gdy tak mówiła o moim rodzeństwie, marzyłam o pełnoletności, wtedy bez wahania zabrałabym dzieciaki i wyjechała jak najdalej od niej. Gdy ciocia Sophia jeszcze z nami mieszkała, to matka jakoś się hamowała, ale teraz na każdym kroku powtarza, że to przez nas ma problemy finansowe i tylko jejzawadzamy.

– Pytałam cię o coś! – krzyknęła, łapiąc mnie zarękę.

– Marcus jest na treningu, a Vi na górze odrabialekcje.

– Mówiłam, że nie mamy pieniędzy na te jego durne treningi i masz go więcej tam niewysyłać!

– Wiem, ale Thony powiedział, że klub pokryje kosztytreningów.

– Nic mnie to, kurwa, nie obchodzi! Ma skończyć tam chodzić, koniecdyskusji!

– Dobrze, więcej nie pójdzie. – Zagryzłam zęby, by nie powiedzieć, co o tym myślę. Wiedziałam, że to złamie już i tak mocno pokiereszowane serce Marcusa. W tym momencie nienawidziłam jej jeszcze bardziej, a myślałam, że już bardziej się nieda.

– Gdzie to jedzenie, szczurku? – Szczurku. Nadała mi to przezwisko ze względu na mójwygląd.

Byłam bardzo wysoka jak na swój wiek. Miałam chudą, podłużną twarz i wielkie brązowe oczy po moim ojcu, również po nim odziedziczyłam oliwkową cerę. Z pochodzenia był Hiszpanem, a matkę poznał zaraz po przyjeździe do Ameryki. Zawsze powtarzał, że zakochał się w jej poczuciu humoru i pięknych błękitnych oczach, lecz ja nigdy nie poznałam kobiety z jego opowiadań. Dla nas była zimna i na każdym kroku okazywała niechęć. Po śmierci taty podsłuchałam jej rozmowę z ciocią, co tylko potwierdziło moje przypuszczenia co do tego, iż nas nie chciała. Bolało. Przypuszczać coś, to jedno, ale usłyszeć to na własne uszy, to już inna sprawa. Pamiętam, jak wróciłam do pokoju i schowałam się pod kołdrą w łóżku. Płakałam wtedy prawie całąnoc.

– Proszę, smacznego. Pójdę sprawdzić, jak radzi sobie Vi – rzuciłam szybko w jej stronę, biegnąc na piętro do pokoju siostry. Z daleka jeszcze usłyszałam odgłos tłukącego się w zlewie talerza i krzykmatki:

– Kurwa, to jest paskudne! Do niczego się nie nadajesz! Żadnego z was pożytku, pieprzonebachory!

Nienawidziłam swojego życia, czułam się jak w pułapce, codziennie marzyłam o tym, żeby śmierć taty okazała się tylko okrutnym snem. Niestety, taka była nasza rzeczywistość. W wieku piętnastu lat stałam się matką dla młodszego rodzeństwa, a popychadłem oraz workiem treningowym dla matki i jej facetów. Zaciskałam zęby i starałam się jak tylko mogłam, by Vi i Marcus ucierpieli na tym jaknajmniej.

Witajciew moimświecie.

Usiądźcie wygodniei podziwiajcie, jak moje życie z bajkowego snu, zmieniło się w koszmarne piekło na ziemi. Gdy myślałam, że najgorsze już za nami, los po raz kolejny wystawił mnie napróbę.

1Papi (hiszp.) – Tato.

Rozdział 1

Ria

12 lat później

– Vi, skarbie, nie możesz tego założyć. Nick nie będzie mógł oderwać od ciebie rąk, a każdy chłopak, który na ciebie spojrzy, zaryzykuje własnymżyciem.

Moja siostrzyczka wyrosła na piękną, młodą kobietę. Miała długie do pasa blond włosy, malutką, słodką twarz o dużych błękitnych oczach i wydatnych ustach. Już teraz łamała serca, nie mogąc opędzić się od płciprzeciwnej.

Dzisiaj bliźniaki kończyły dziewiętnaście lat i wyprawialiśmy im przyjęcie z tej okazji. Przyjechała ciocia Sophia, zaprosiłam przyjaciół rodzeństwa ze szkoły oraz kilku moich znajomych. Nie mogłam uwierzyć, że niedługo opuszczą mnie i wyjadą na studia. Odkąd udało mi się zabrać je z domu matki, nasze życie kompletnie się zmieniło. Poświęciłam swoje wykształcenie, by zapewnić im spokój oraz miejsce, gdzie będą czuli się bezpiecznie. Nie myślcie sobie, że tego żałuję. Są całym moim światem i gdybym miała zrobić to ponownie, nie wahałabym się anichwili.

– Och, Ria, daj spokój. Ta sukienka jest piękna, idealnie będzie pasować do twoich czerwonych szpilek! Mogę je wziąć prawda? Proszę, prooszę, proooszę. – Ta mała wiedziała, jak dopiąć swego. Moja siostrzyczka miała pewien dar. Mianowicie, gdy robiła tę minę jak u szczeniaczka, nie sposób było jej czegokolwiekodmówić.

– Oj, no dobrze, już dobrze. Możesz je wziąć, ale po imprezie wracają na swoje miejsce. To jedna z moich ulubionychpar!

Tak jak każda kobieta, miałam kilka słabości, a jedną z nich były moje szpilki. Odkąd pamiętam, podziwiałam z daleka matkę, jak prezentowała się w pięknych, kolorowych butach na obcasie. To chyba jedyna rzecz, która mi się z nią dobrze kojarzyła. Po śmierci taty zrobiła nam z życia niemałe piekło. Kompletnie nie radziła sobie sama ze sobą, a co dopiero z trójką zrozpaczonych dzieci. Gdyby nie udało mi się zabrać od niej rodzeństwa, nie wiem co by się z nimi stało. Myślałam, że z czasem jakoś dojdzie do siebie i będzie dla nas wsparciem, ale niestety cały dom był na mojej głowie. W wieku piętnastu lat stałam się dla Victorii i Marcusa jedynym „rodzicem”, jaki imzostał.

– Dziękuję, jesteś najlepszą siostrą na świecie! To będzie genialna impreza! Prawda kochanie, że ta sukienka jest idealna? – Vi zwróciła się w stronę Nicka. Właśnie dostawał od Marcusa łomot w jakiejś grze na PlayStation, którą przywiozła muciocia.

– Ekhm… Nie sądzisz królewno, że jest trochę za krótka? Każdy dupek na imprezie będzie się na ciebiegapił.

– Nie dramatyzuj. Pamiętaj, że to wszystko jest twoje. – Przesunęła rękami po swoim ciele i okręcając się, teatralnie puściła do niego oczko. Wiedziała, jak go ugłaskać. Chłopak poza nią świata nie widział, co bardzo mniecieszyło.

– OK, skoro tak twierdzisz – rzucił tylko i skierował wzrok z powrotem na telewizor, uśmiechając się chytrze podnosem.

Nick był naszym sąsiadem i młodszym bratem Savannah, mojej przyjaciółki. Po przeprowadzce bliźniaków do mnie, ciężko było im się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Chłopak wtedy bardzo pomógł, a po czasie nie potrafił już ukrywać tego, iż szaleje za Victorią. Są parą od dwóch lat i planują razem pojechać na uczelnie. Vi dostała stypendium naukowe, tak samo jak Marcus, jednak on dodatkowo otrzymał pełne sportowe świadczenia. Jestem z nich taka dumna. Nie żałowałam tego, że w sekrecie przed matką posyłałam go na treningi. Teraz jest kapitanem drużyny, a uczelnie biły się o to, żeby u nichstudiował.

– Dobra kochani – powiedziałam – muszę jeszcze pojechać do pracy. Dzwonił Gaston i kazał mi koniecznie zajrzeć do niego przedimprezą.

– Jasne, biegnij. Może w końcu, zaproponuje ci stanowisko głównego szefa kuchni. Wiadomo, że ten dupek Frank kompletnie tego nie ogarnia. A ty, moja droga siostro, zasługujesz na to jak nikt inny – odparł Marcus, odrywając na moment wzrok od ekranumonitora..

Był wysokim, przystojnym młodym mężczyzną. Dzięki morderczym treningom jego mięśnie były niczym z kamienia. Marcus i ja byliśmy do siebie bardzo podobni, takie same włosy, oczy, wydatne usta i lekko zadarty nos, które odziedziczyliśmy po ojcu. On i Victoria byli bliźniakami, a różnili się jak dzień i noc. Ona była żywiołowa, szalona i pełna życia, Marcus zaś wycofany, spokojny i dalej miał to smutne spojrzenie, jak u rannego psiaka. Starałam się jak mogłam, żeby stworzyć im kochający i bezpieczny dom. Niestety, nie wszystkie rany goją się tak szybko. Te na psychice małego, bezbronnego dziecka zostają na dłużej. Nieważne, jak bardzo byśmy się starali wyrzucić je zpamięci.

– Pamiętaj, że pracuję tam już dziewięć lat i jakoś do tej pory nie docenił mojej harówki – odparłam z grymasem natwarzy.

Gaston zatrudnił mnie po tym jak udało mi się uciec od matki. Miałam wtedy osiemnaście lat i mogłam się wynieść od tej psychopatki. Był przyjacielem mojego taty i tak samo jak my, mocno przeżył jego śmierć. Pomógł mi stanąć na nogi, pozwolił zamieszkać w starym mieszkaniu, gdy przeniósł się z rodziną do dużo większego apartamentowca w centrum miasta. Znali się całe życie. Obaj przyjechali do San Francisco jako młodzi mężczyźni, z wielkim planem podbicia rynku swoimi potrawami. Był mi jak ojciec i bardzo go szanowałam, ale bolał mnie fakt, iż nie ufał mi na tyle, by powierzyć dowodzenie w kuchni. Zawsze powtarzał, że mam talent oraz wyczucie smaku po tacie, gdy gotowałam miałam wrażenie jakby Papi był tuż obok i pomagał mi kreować pomysły na kolejne dania. Napawało mnie to ogromną dumą. Od zawsze chciałam mu dorównać. Niestety Gaston nigdy w pełni nie oddał mi we władanie restauracyjnej kuchni. Ten jego nowy nabytek, Frank nie był lepszy od Mii, praktykantki ze szkołykulinarnej.

– Na wszystko przyjdzie odpowiednia pora, czy nie tak zawsze mi powtarzasz Ria? Małymi kroczkami, a osiągniesz wielkie rzeczy. To twoje słowa siostra, nie moje. Więc zmień wyraz swojej ślicznej buźki, bo wyglądasz staro. – Marcus zawsze wiedział, jak mniepodejść.

Kochałam ich całym sercem. Nie mogę uwierzyć, że są już prawie dorośli. Co ja zrobię, gdy za parę dni wyjadą? Dostali się na UCLA, a to przecież prawie czterysta mil od San Francisco. Odkąd odebrałam ich naszej matce i za zaniedbania pozbawiłam ją praw rodzicielskich, nigdy się nie rozstawaliśmy na dłużej niż tydzień lub dwa, w wakacje. Bez nich mieszkanie i moja codzienność będą straszniesmutne.

– Tylko nie staro! – wyrzuciłam i trzepnęłam go w tył głowy. Roześmiał się i wstał, żeby mnieprzytulić.

– Wiesz, że bardzo cię kochamy! Stać cię na dużo więcej niż zastępca szefa kuchni u Gastona. Miałaś plany i marzenia. Szkice Vi z rysunkami twojej restauracji dalej masz pod poduszką prawda? – To fakt, własna restauracja jest moim marzeniem, ale na to potrzeba dużo pieniędzy, których niestety nie mam. Nie byliśmy jakoś przesadnie biedni, dobrze zarabiałam, lecz niewystarczająco, by otworzyć swójlokal.

– Wiemy, jak wiele dla nas poświęciłaś – wtrąciła Victoria – zajęłaś się nami i stworzyłaś dom, w którym mogliśmy cieszyć się życiem, a nie obawiać o to, co jeszcze nas spotka z rąk matki. Ocaliłaś nas i jesteśmy ci wdzięczni. – Głos jej się załamał na wspomnienie koszmaru, jaki przeszli, gdy sięwyprowadziłam.

Zanim udało mi się zdobyć opiekę, minęły prawie dwa lata, pracowałam dniami i nocami, żeby pozyskać pieniądze na prawników. Ogromnie pomógł mi Gaston i jego żona Sonia, którzy nigdy nie pałali miłością do Susan Reyes. Gdy ojciec żył, jakoś ją tolerowali, ale po jego śmierci i po tym co nam zgotowała, nie zasłużyła na nic więcej niż pogardę. Ich syn Daniel był prawnikiem, a jednocześnie moim bliskim przyjacielem; znaliśmy się całe życie. Podczas walki o opiekę, dzięki jego ogromnemu zaangażowaniu udało mi się odzyskaćrodzeństwo.

– Przestańcie! Kocham was całym sercem. Mamy tylko siebie i nie mogłam pozwolić by działa wam się krzywda. No dobra, koniec tych smutków. Szykujcie się na imprezę, a ja biegnę do „La Comida Buena”. Zobaczymy się później! – Obdarzyłam ich szybkim uściskiem i już pędziłam do swojej wysłużonej, starejhondy.

Osiedle Mission District, na którym mieszkaliśmy, od lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku było przystanią dla imigrantów. Najwięcej mieszkało tu Meksykanów i Latynosów. Papi zawsze powtarzał, że czuć tu cząstkę domu. Po tym, jak bank zabrał matce nasze mieszkanie za długi, musieliśmy przenieść się do okropnej dzielnicy Hunter Point. Po zmroku lepiej tam nie ryzykować i nie wychodzić, nawet w dzień działy się tam cuda. Bardzo się cieszyłam, gdy Gaston pozwolił mi wynająć ich mieszkanko i wrócić na stareosiedle.

Przechadzając się po uliczkach oraz straganach, powracałam do czasów, gdy żył nasz tato i byliśmyszczęśliwi.

Odpaliłam silnik i ruszyłam w stronę centrum miasta, do restauracji, która kiedyś była dumą mojego ojca. Otworzyli ją z Gastonem i bardzo szybko zyskała sławę w całym San Francisco. Teraz ani trochę nie przypominała tej malutkiej, kameralnej knajpki. O stolik trzeba było się starać już kilka miesięcy wcześniej, a nasze dania były wysoko oceniane przez liczących się w branży krytyków kulinarnych. Nie miałam pojęcia, dlaczego wujek zadzwonił i ściągnął mnie do pracy, choć dobrze wiedział, że dzisiaj organizujemy przyjęcie urodzinowe bliźniaków. Usłyszawszy jak jakiś pacan trąbi, powróciłam do rzeczywistości. Przegapiłam zielone światło. Och Ria przestań bujać wchmurach.

– Muszę pamiętać, by w drodze powrotnej odebrać od Savannah zamówiony tort – powiedziałam w sumie do nikogo i skupiłam się nadrodze.

Rozdział 2

Carter

Jak ja nienawidziłem latać. Najgorsze w mojej pracy było to ciągłe przemieszczanie się z miejsca na miejsce. Niestety, gdyby nie to, w życiu nie zarobiłbym takich pieniędzy. Jeden z filarów mojej firmy specjalizował się w szukaniu kolejnych innowacyjnych pomysłów, w które mogłem inwestować. Geniuszy trzeba było ścigać po całym świecie i właśnie dlatego teraz lecę do Nowego Jorku na spotkanie z jednym z nich. Chłopak ma dopiero dziewiętnaście lat, a już wymyślił nowe oprogramowanie do telefonów komórkowych. Jabłuszko może mu czyścić buty. To bystrzak, choć bardzo młody; sam, gdy zakładałem Green Corp. byłem od niego zaledwie o rok starszy. Wtedy pomógł mi dziadek. Widział we mnie potencjał i przekazał całą posiadaną wiedzę na temat prowadzeniabiznesu.

Zapatrzyłem się w okno samolotu, pogrążając w myślach. Gdzie bym był, gdyby nie ten staruszek? Zawdzięczałem mu wszystko coposiadam.

Stanley Green był najważniejszą osobą w moim życiu. Rodzice nigdy nie wykazywali zainteresowania moją osobą i od małego byłem wychowywany przez kolejne niańki, które ojciec pieprzył do czasu, aż matka nie wyrzucała ich za drzwi. O tak, dzieciństwo miałem cudowne, to trzeba przyznać. Prywatne szkoły z internatem zastępowały mi dom, a jedyną osobą, która zawsze o mnie dbała, był mój dziadek. Ojciec mojego ojca, który gardził moimi rodzicami. To u niego spędzałem każde wakacje, ferie czy święta. Babcia zmarła młodo i czułem, że bardzo za nią tęsknił, zawsze powtarzałmi:

– Carter, gdy spotkasz tę jedyną, poczujesz jakbyś dostał obuchem w głowę. Serce będzie walić ci w piersi i wyrywać się do niej, a ciało przeszyje dreszcz milionaiskier.

Do tej pory myślę, że to tylko czcze gadanie. Spotkałem dużo kobiet na mojej drodze, nawet się oświadczyłem, ale Brooke nigdy nie spowodowała takich reakcji mojego organizmu, miała zgoła inneumiejętności.

Brooke byłą wysoką, ponętną blondynką, poprawioną przez najlepszych chirurgów w Stanach. W dalszym ciągu zastanawiałem się, co tak przyćmiło mi mózg, aby poprosić ją o rękę. Chyba cała krew odpłynęła do innej części ciała, wiadomo, której. Tak, to musiało być to, innego wyjścia nie widziałem. Poznaliśmy się kilka lat temu, na przyjęciu dla biznesmenów w Nowym Jorku. Nawaliłem się tak bardzo, że nawet nie wiem kiedy wylądowaliśmy w moim apartamencie na Manhattanie i pieprzyliśmy się jak w transie. Nigdy nie łączyło nas nic tak wyjątkowego, jak to, o czym mówił dziadek. Było nam ze sobą całkiem nieźle. Nie pchała się w moje interesy, większość czasu spędzała na zakupach i w luksusowych spa. Taki układ mi się podobał, bo miałem stały dostęp do chętnego kobiecego ciała. To było bardzo wygodne do czasu, aż wszystko szlag trafił. Rozmyślania przerwał mi komunikat pilota, iż przygotowujemy się do lądowania. Nareszcie!

Po prawie godzinie dotarłem do swojego apartamentu na Manhattanie. Spotkanie miałem w południe, więc spokojnie mogłem wziąć prysznic. Johnny, mój kierowca, ochroniarz, przyjaciel i człowiek od wszystkiego zaparkował podwieżowcem.

– Dzięki stary, mamy jakieś dwie godziny wolnego. Idź do siebie i odpocznij. Spotkamy się na dole za piętnaściedwunasta.

– Super, bo padam z nóg. Jak ja nienawidzę latać! Nie mogłeś zajmować się czymś, co tego nie wymaga? – rzucił poirytowany w mojąstronę.

– Uwierz mi, ja też tego nie lubię, ale coś za coś, Johnny. W końcu mam własną linię lotniczą. Jakby to wyglądało, gdyby świat dowiedział się, iż nie cierpię tego robić? Straciłbym szacunek w ich oczach. – Puściłem mu oczko, żeby jeszcze bardziej go tymwkurzyć.

Znaliśmy się całe wieki. Po studiach chciał otworzyć swoją firmę ochroniarską, więc mu w tym pomogłem. Od tego czasu byliśmynierozłączni.

Mimo, że jego biznes dobrze sobie radził, dalej pracował u mnie. Nie wyobrażałem sobie kogoś innego, dbającego o mojebezpieczeństwo.

Ta branża była ciężka, a ja mu niczego nie ułatwiałem. Urok osobisty, który wokół siebie roztaczałem załatwił mi pokaźną listę wrogów, a oni tylko czekali, aż powinie mi się noga. Jak już mówiłem, zawsze dostaję to czego chcę, nie patrząc na to co muszę zrobić, by to osiągnąć; co niekoniecznie każdemu siępodoba.

Wszedłem do środka, kierując się w stronę wind. Po drodze przystanąłem na chwilę u Bo, pracownika recepcji budynku, gdzie zatrzymywałem się, przebywając w Nowym Jorku. Zawsze dbał o to, by niczego mi nie brakowało. Lubiłem tego staruszka, był jak mój drugi dziadek. Dzięki niemu czułem się tu trochę jak w domu; gdy wieczorem chodziłem pobiegać, zawsze zatrzymywałem się na chwilę rozmowy. Mężczyzna wstał i podszedł domnie.

– Witamy, panie Green, jak podróż? Długo pan u naszostanie?

– Podróż jak zwykle okropnie się dłużyła, a ile zostanę? To się okaże po dzisiejszym spotkaniu, ale myślę, że kilka tygodni, aż wszystko będziedograne.

– Mieszkanie jest wysprzątane, a lodówka i barek zaopatrzone, tak jak pan sobie życzył, pani Tucker wyszła dwadzieścia minut temu – odparłmężczyzna.

– Dziękuję ci, padam z nóg. Odpocznę trochę przed spotkaniem. Dozobaczenia.

– Do widzenia, proszępana.

W windzie przyłożyłem klucz magnetyczny do czytnika i wcisnąłem numer swojego piętra. To była jedyna możliwość, by dostać się do mojego lokum. Posiadałem go tylko ja i osoby przeze mnie upoważnione. Byłem właścicielem całego tego budynku – w piwnicy znajdowała się siłownia, na parterze przytulna restauracja, w której mogłem prowadzić biznesowe spotkanie i od razu dobrze zjeść. Dwa ostatnie piętra zajmowało moje mieszkanie, wyżej był już tylko basen i korttenisowy.

Bardzo lubiłem to mieszkanie, więc kiedy znalazłem się w środku odetchnąłem zulgą.

Całe dolne piętro było otwarte, ściany pokrywała jasno- i ciemnoszara farba oraz zawieszone w srebrnych antyramach zdjęcia miejsc, które odwiedziłem. Dubaj, Los Angeles, Paryż, Rzym, Barcelona i wiele innych. To w mojej pracy było najlepsze: choć nienawidziłem tej blaszanej puszki, gdzie byłem uwięziony kilka godzin, widoki jakie później było dane mi odkrywać wszystko rekompensowały. Brałem aparat, jeden ze swoich szybkich wozów i zwiedzałemokolicę.

Na środku salonu stała duża, czarna, skórzana kanapa w kształcie podkowy. Naprzeciwko niej wisiał sześćdziesięciocalowy telewizor, a pod nim stała szafka z konsolą i stacją dokującą na iPada. Wielkie okna zajmowały całą ścianę od podłogi aż do sufitu, ukazując panoramę miasta. Po prawej była kuchnia i to tam udałem się w pierwszej kolejności, po drodze rzuciłem na sofę małą torbę i aktówkę z dokumentami do późniejszego spotkania, które jeszcze poprawiłem w samolocie. Z lodówki wyciągnąłem butelkę wody i od razu wypiłem całą jej zawartość. Zauważyłem, że pani Tucker zostawiła mi opisane pojemniki z jedzeniem na dzisiaj i na cały weekend; muszę jej dać podwyżkę. Chwyciłem tylko banana z koszyczka na blacie i poszedłem do łazienki na piętrze. Zjadłem, szybko się rozebrałem, a brudne ubrania wrzuciłem do kosza na pranie stojącego w rogu przy prysznicu, który był odgrodzony od niego jedynie szybą. Spokojnie mógł pomieścić cztery osoby – wiem, bo sprawdziłem, to była ostra impreza. Na samo jej wspomnienie wyprężył mi się kutas; cholera, potrzebuję pieprzenia. Może wieczorem udam się do klubu i ktoś wzbudzi mojezainteresowanie.

Dwie godziny minęły bardzo szybko, przebrany w szary garnitur od Armaniego zjechałem windą na dół na spotkanie z Harrym. Dzieciak miał duży potencjał i cieszyłem się, że jako pierwszy na niego trafiłem. Program, który opracował, pozwoli nam podbić rynek telekomunikacyjny. Green Corp. zajmuje się wszystkim, co przynosi zysk. Mój sztab ludzi śledzi nowinki z całego świata i wynajduje prawdziwe bomby. Jesteśmy w tym najlepsi, a ja czego się nie dotknę zamieniam w diamenty. Posiadam linie lotnicze, hotele, stocznie, budynki mieszkalne, pawilony handlowe i inwestuję w innowacyjne wynalazki. Jak mówiłem, zajmuję sięwszystkim.

W holu czekał na mnie Johnny, jak zwyklepunktualny.

– Odpocząłeś po podróży, olbrzymie? – Był ode mnie wyższy o głowę, a sam miałem prawie metr dziewięćdziesiąt wzrostu. Umięśniony mężczyzna z tatuażami, wyglądał jak góra, z którą nikt nie chcezadzierać.

– Tak, sprawdziłem kamery w budynku, restauracji i okolicy, odpoczynek jak cholera – rzucił z sarkazmem i udaliśmy się dorestauracji.

„La Rossa” to miła i przytulna mała knajpka mieszcząca się w moim budynku. Ross i jej mąż wynajmują ode mnie lokal już trzy lata i nie zanosi się na to, by mieli zamykaćinteres.

– Pan Green, pan Russel. Witamy, dawno was nie było. Podać to, co zawsze? Pańscy goście czekają już przy stoliku – przywitała nas w proguwłaścicielka.

– Tak Ross, podaj to co zawsze i przygotuj butelkę szampana. Przyda się jak dobijemy targu. – Puściłem jej oczko, a ona, jak zawsze, spłonęła rumieńcem. Czar Greena działał nawet na starsze kobiety popięćdziesiątce.

– Za moment przyślę kogoś z napojami – odparła, uciekając w stronękuchni.

– No dobra, to zacznijmy zabawę. – W tym momencie zadzwonił mój telefon. Musiało to być cośpilnego.

– Idź do nich, zaraz dołączę – powiedziałem do Johnny’ego i odebrałemtelefon.

– Lucy? Właśnie zaczynamspotkanie…

– Carter, musisz wracać! – krzyknęła, przerywając mi. Wyczułem zdenerwowanie w jej głosie, coś musiało się stać, i to coś bardzozłego.

– Spokojnie, nie krzycz, co sięstało?

– Stanley, twój dziadek jest w szpitalu! – Momentalnie zrobiło mi się słabo i brakło tchu, dziadek był moją jedyną rodziną, nie mogłem go stracić. Ręce zaczęły mi drżeć, a obraz się zamazywać – oddychanie, muszę złapać oddech. Nie mogę, duszę się – poczułem, jak ktoś łapie mnie za ramię, zabiera telefon i ciągnie w stronę wyjścia; nie docierały do mnie żadne dźwięki. W głowie słyszałem powtarzane w kółko, jak z zaciętej płyty, to samo zdanie: – Nie mogę go stracić, niech nic mu niebędzie.

Gdy poczułem powiew świeżego powierza, otrząsnąłem się z szoku i wróciłem dosiebie.

– Już, już jest dobrze, daj mi z nią porozmawiać – wziąłem telefon od Johnny’ego.

– Co z nim? – odparłem już bardziej opanowanym i spokojnymgłosem.

– Nic mi nie chcą powiedzieć. Zadzwonili ze szpitala do biura, bo komórka nie odpowiadała. Powiedzieli, że jest badany i nic więcej. Musisz wrócić jak najszybciej do San Francisco! – wyrzucała z siebie jak z karabinu maszynowego, ledwo łapiącoddech.

– Zadzwoń na lotnisko niech przygotują samolot, lecęnatychmiast.

– Już to zrobiłam, wszystko gotowe! – Dzięki ci, Boże, za tękobietę.

– Dziękuję, jesteśnajlepsza.

– Tak wiem, beze mnie nie byłbyś panem świata – zaśmiała się słabo, żeby rozładowaćnapięcie.

Lucy pracowała kiedyś dla dziadka, a teraz, gdy odszedł na emeryturę, została ze mną. Jest dla mnie jak matka i choć ma ponad pięćdziesiąt lat, wygląda na dwadzieścia. Ma więcej energii i wigoru niż ja i Johnny razemwzięci.

– Dziękuję ci za wszystko. Do zobaczenia za jakieś siedemgodzin.

– Bezpiecznej podróży. – To powiedziawszy rozłączyłasię.

– OK, sprawy się zmieniły: idź po samochód, a ja pójdę po resztę – powiedziałem do przyjaciela, naprędce obmyślając plandziałania.

– Chcesz ich zabrać do San Francisco? – Rozbawiło mnie jego zszokowane spojrzenie, jakby nie wiedział, do czego jestem zdolny. Zawsze stawiam na swoim, a w tym momencie chciałem tyłek tego dzieciaka w moim pieprzonym samochodzie, za mniej niż pięćminut.

Ruszyłem do środka i od razu podszedłem do mojego stolika. Siedział przy nim chłopak w nerdowskich okularach na nosie i starszy mężczyzna w garniturze; ten drugi wstał, jak tylko sięzbliżałem.

– Dzień dobry panie Green, nazywam się Norris Eston, jestem ojcem i prawnikiem Harrego. Miło mi poznać. – Wyciągnął rękę w moją stronę i uścisnąłem jego dłoń. Chłopak stał z boku niepewny, jak ma zareagować: no tak, mogłem onieśmielać. Jak zauważyłem na początku, był szczupły, ale wysoki. Miał dłuższe kręcone włosy w kolorze piaskowego blondu, na nosie okulary i wyglądał na zdenerwowanego. Nic dziwnego, niecodziennie podpisuje się kontrakt na półtora miliardadolarów.

– Witam, nastąpiła zmiana planów i muszę natychmiast wracać do San Francisco. Jeżeli chcecie, żeby umowa doszła do skutku macie jakieś trzy minuty na decyzję, czy lecicie ze mną. Na miejscu umieszczę was w moim apartamencie i dostarczę potrzebne rzeczy. – Patrzyłem na ich zszokowane twarze… Boże, daj mi siłę, czy ja nie wyrażam sięjasno?

– A… ale jak, do San Francisco? Teraz tak bez wcześniejszego przygotowania? – Wyjąkał ojciec chłopaka. Coraz bardziej mnie ta sytuacjairytowała.

– Tak, muszę pilnie wracać, ale chcę dobić z wami targu. Porozmawiamy w samolocie. Mam wszystkie potrzebne dokumenty i możemy omówić to po drodze. Lot trwa prawie siedem godzin, to dużo czasu na negocjacje. Musicie podjąć decyzję teraz, ale mogę wam zagwarantować, że nikt nie da wam tyle ile ja. – Spojrzeli po sobie i widziałem jak trybiki w głowie ojca chłopaka wskakują na miejsca. Wiedział, że mówię prawdę; nikt nie zaoferuje im tak wysokiej kwoty i nie dostarczy potrzebnych materiałów oraz nieskończonych zasobów. To ryzykowny projekt, a ja takie uwielbiałemnajbardziej.

– Dobrze, polecimy – zadecydowałNorris.

– Doskonale, proszę za mnąpanowie.

Szybkim krokiem udałem się do limuzyny, która już stała gotowa przedrestauracją.

W niespełna trzydzieści minut siedzieliśmy już na pokładzie samolotu, który zaczynał kołować po pasie startowym, gotowy do lotu. Z samochodu zadzwoniłem do szpitala – okazało się, że z dziadkiem wszystko dobrze, ale skoczyło mu ciśnienie i dlatego wylądował na oddziale. Zostawią go na kilkudniowej obserwacji. Ta sytuacja uświadomiła mi, że nie będzie żył wiecznie i pewnego dnia go stracę. Nie chciałem teraz o tym myśleć. Cieszyłem się, że nic mu nie jest i mogę być spokojny. Podałem dokumenty do przejrzenia Norrisowi i Harremu. Na kilka godzin miałem ich z głowy, więc mogłem sięprzespać.

Obudził mnie głos stewardessy. Rozejrzałem się po otoczeniu i stwierdziłem, że wszyscy śpią. Spojrzałem na zegarek: było chwilę podwudziestej.

– Panie Green, samolot będzie lądował za dwadzieścia minut. Potrzebuję pan czegoś? – zamruczała ponętna rudastewardessa.

Muszę przyznać, że była całkiem ładna. Ogniste włosy upięte w schludny koczek, delikatny makijaż, jedynie usta podkreśliła krwistoczerwoną szminką. Właśnie sobie wyobraziłem, jak obejmuje nimi mojego kutasa i zostawia barwny ślad, gdy mocno w nią pompuję. – O taak, Green, chyba potrzebujemy lekkiego odwrócenia uwagi od tego, że znajdujemy się wiele mil nad ziemią oraz tej sytuacji z dziadkiem.Nie ma nic lepszego, niż chętnakobieta.

– Co proponujesz… – zerknąłem na jej plakietkę – Katherine? – Błysnąłem tym krzywym uśmieszkiem, który zawsze ściągał z nich majtki. Myślicie, że byłem arogancki i pewny siebie? Taki właśnie byłem, nie bawiłem się w gierki. Jeżeli czegoś chciałem, to sięgałem po to, bez względu na cenę i na to co tobyło.

– Wszystko co tylko pan sobie zażyczy. Tak, zdecydowanie ma na mnie ochotę, nie ma problemu skarbie, zabawmy siętrochę.

– Chodź ze mną. – Wstałem i udałem się na tył samolotu do części sypialnianej. Nie miałem czasu na pieprzenie, ale na obciąganiewystarczy.

Poszła za mną z lekkim rumieńcem na twarzy – zaraz dostaniesz to czego chcesz, mała. Zamknąłem za nami drzwi i usiadłem na brzegu łóżka. Zaczęła ściągać bluzkę, ale jązatrzymałem.

– Nie ma na to czasu słonko, ale zawsze możesz zająć się mną. – Pokazałem ręką, żeby podeszła bliżej i klęknęła przede mną. Ruda zrobiła to z błyskiem pożądania w oczach. Rozpięła mi rozporek i od razu przywitał ją widok mojego wzwiedzionego kutasa. Nie bawiłem się w bieliznę, rzadko ją nosiłem. Po co utrudniać sobie życie, skoro zawsze gdzieś znajdzie się panienka, chętna na numerek? Objęła mojego penisa małą dłonią i zaczęła sunąć w górę i dół, oblizując te czerwone wargi, a ja stałem się jeszcze twardszy. Na koniuszku perliła się kropla preejakulatu, zlizała ją z ochotą, mrucząc, i włożyła go odrobinę w usta, ale ja potrzebowałem więcej. Wsunąłem rękę w ogniste włosy, złapałem za kark dziewczyny i pchnąłem do końca. Podniosła na mnie wzrok, a ja się uśmiechnąłem – o tak, mała, koniec zabawy, zaraz cię ostro wypieprzę w te czerwone usteczka. Ssała jak odkurzacz, to jej trzeba przyznać i cholernie podobał mi się ślad jej szminki na moim członku. Przyśpieszyłem ruchy i doszedłem mocno w jej ustach. Tak, tego mi było trzeba. Odsunęła się z uśmiechem zadowolenia na twarzy, mi też było miło, ale niestety więcej oczekiwać nie mogła. Wstałem, zapiąłem rozporek i ruszyłem dodrzwi.

– Po prawej jest łazienka możesz się trochę ogarnąć… a i dzięki za obciąganie, byłaś niezła. – Zauważyłem szok i niedowierzanie na jej twarzy, które zmieniało się w gniew. Trzy… Dwa… Jeden…!

– Jesteś dupkiem! – Zaśmiałem się tylko i obróciłem w jejstronę.

– W całej swej okazałości mała. – Odwróciłem się i wróciłem na swoje miejsce w fotelu – tak, teraz o wielelepiej.

Po dziesięciu minutach byliśmy z powrotem w San Francisco. Wsadziłem gości do taksówki i wysłałem do jednego z moich apartamentów w centrum, a sam z Johnnym ruszyłem do szpitala sprawdzić, czy z dziadkiem rzeczywiście wszystko wporządku.

Rozdział 3

Ria

Dotarcie na miejsce zajęło mi jakieś czterdzieści minut, korki były niemiłosierne, a kierowcy? Cóż, do najmilszych istot na planecie nie należeli. Zaparkowałam z tyłu restauracji, bo wiedziałam, że nie ma co liczyć na miejsce przy głównej drodze. Miałam nadzieję, iż nie zajmie mi to więcej niż dwadzieścia minut. Zabiję Gastona, jeżeli będę musiała szykować się wbiegu.

Wczoraj byłam u fryzjera, moje koszmarne, brązowe loki błagały, żeby w końcu je podciąć. Tak wiem, większość kobiet zabiłaby za to, by ich włosy „naturalnie i pięknie się kręciły” – ja do nich nie należałam. Od zawsze miałam problem z moim wyglądem. Matka, dość dobrze poradziła sobie z wpojeniem mi, że jestem nic nie warta, oraz że żaden mężczyzna nie będzie chciał takiego szczura, jak ja. Miałam dwadzieścia siedem lat, a moje życie romantyczne praktycznie nie istniało. Pochłonęła mnie praca u Tío2. Dzięki Gastonowi stanęłam na nogi, to on dał mi szansę i wyrwał z rąk matki psychopatki. Niestety, moja samoocena została bezpowrotnie zniszczona. Susan była w tym mistrzem, to trzeba było jej przyznać. Nie myśl o niej. Skup się. Ta potworna kobieta jest daleko i szybko nie wylezie z tej dziury, gdzie sięukrywa.

Dobrze, że miałam mniej więcej wszystko przygotowane na przyjęcie dla dzieciaków. Cieszyłam się, że ciocia przyjechała wcześniej i mogła odebrać resztę potrzebnych rzeczy oraz przypilnować, by długo nie zapomnieli tej imprezy. Jeżeli wejdę do kuchni i nie okaże się to kolejną apokalipsą lub najazdem UFO, to nie ręczę zasiebie!

– Tío, co jest tak ważne, że wzywasz mnie w mój pierwszy wolny dzień od miesięcy? – krzyknęłam od progu w stronę Gastona. Uwielbiał, gdy nazywam go wujkiem, a najbardziej jak robiłam to po hiszpańsku. Tyle lat w Ameryce, a ten wielki miś reagował jak dziecko na rodzimezwroty.

– Cariño3! Jesteś w końcu! Frank nie pokazał się na swojej zmianie. Mamy komplet gości, kolejkę na pół przecznicy, a ci tutaj… – zawahał się, przeczesując siwe włosy – Powiedz mi, dlaczego ja ich w ogóle zatrudniłem? Chwilami czuję się jak w fast foodzie, a to jest cholerna restauracja! ¡Una banda de inútiles!4

– Już, już, spokojnie! Wiesz, że nie możesz się tak unosić, bo ciśnienie ci skoczy. Nie masz już dwudziestu lat! Jeszcze raz i powoli. Co tu się, do diabła, wyprawia i gdzie, do kurwy nędzy, jest Frank? A nasz zespół, wcale nie jest bandą nieudacznikówwujaszku.

To jakiś absurd, kuchnia wyglądała jak pole bitwy, każdy na siebie wpadał, nikt nie kontrolował jakości wydawanych potraw. Z całą pewnością te ośmiorniczki, które właśnie niosła Tracy, były gumiaste i nie nadawały się do jedzenia. Scott robił co mógł, ale mieliśmy tak dużo zamówień, że nie dawał rady, nawet z pomocąGastona.

Zawsze na każdej zmianie, a zwłaszcza w weekendy potrzebowaliśmy całego składu: trzech pomocników kucharza, dwóch zastępców szefa kuchni i JEGO SAMEGO – szefa kuchni oczywiście – który powinien ogarniać cały ten burdel. Nie miałam pojęcia, dlaczego Gaston zatrudnił Franka. Co z tego, że gotował ze sławami z całego świata, jeżeli jest tak nieodpowiedzialny by nie przyjść do pracy!? Powinien co najwyżej smażyć frytki w McDonald’s! Moja frustracja i wkurzenie zaraz osiągnąapogeum.

– Ria, katastrofa! Nie wiem co się stało! Frank nie przyjechał i nie odbiera telefonów. Przysięgam ci, biorąc wszystkich na świadków, że jak tylko się pojawi, wyleci na zbity pysk! – O tak, bardzo, ale to naprawdę, bardzo chciałam być przy tym obecna! To będzie epickie. Może to nagram i puszczę na YouTube? Pomyślę o tympóźniej.

– OK, JESTEM, powiedz, jak wam pomóc! – Nie mogę pozwolić, żeby chluba i miłość mojego taty oberwała, bo jakiś fiut nie pojawił się wpracy!

– Wiem, że dzisiaj jest przyjęcie bliźniaków. Bardzo mi przykro, że musiałem cię sprowadzić, ale sam już nie daję rady wszystkiego ogarnąć, potrzebuję twojej pomocy. Za dwie godziny mamy rezerwację – bardzo ważnego gościa – i wszystko musi być idealnie! Nie możemy sobie pozwolić na złą sławę. Błagam cię, cariño! Pomóż mi, a jakoś ci to wynagrodzę! Obiecuję, że zdążysz na imprezę. Daniel cięzawiezie.

Jasne, teraz to byłam niezastąpiona, ale jak szukał głównego szefa kuchni, w ogóle nie brał pod uwagę mojej osoby. To trochębolało.

– Oczywiście, że ci pomogę. Przecież wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć, ale nie oczekuj, że będę miła i potulna jak baranek, kiedy mam ochotę komuś ostro przywalić! – Gaston głośno się roześmiał, podszedł i mocno mnie przytulił. W takich chwilach bardzo brakowało mi taty. Kochałam Tío, był mi jak ojciec, ale Santiago Reyes był wyjątkowy i nikt nie mógł gozastąpić.

– Dziękuję! Bardzo ci dziękuję. Wiedz, że strasznie mi przykro, powinnaś teraz spędzać jak najwięcej czasu z rodzeństwem. Wiem, że jesteś smutna z powodu ich wyjazdu, przede mną nie musiszudawać.

Teraz nie chciałam o tym myśleć. Serce mi pękało, nie miałam pojęcia jak sobie poradzić z ich wyjazdem. Byli całym moim światem, całe życie poświęciłam, żeby zapewnić im dobry start. Ria, bierz dupę w troki i do roboty, bo nie wybaczą ci, jak się nie pojawisz! – odezwał się ten uporczywy głosik w mojej głowie. Miał rację, nie mogę teraz się pogrążać w rozpaczy, na to przyjdzie jeszczeczas.

– Dobra ludzie, ogarnijmy ten bajzel! – Po kuchni rozległy się pohukiwania i wiwaty, a ja rzuciłam im spojrzenie, które dobitnie mówiło, iż mają brać się do roboty. W kuchni byłam jak dyktator, perfekcja do potęgi. Każde danie, które wychodziło do klientów miało być idealne. Scott mówił, że jestem gorsza niż strażnik w więzieniu i miał rację. To był mój świat, kochałam to od małego, tu czułam się blisko taty i nikt mi tego nie zepsuje, nawet ten kutas, Frank!

– Cieszę się, że jesteś. Bez ciebie leżymy na całego. – Scott podszedł i dał mi szybkiego buziaka naprzywitanie.

Był naprawdę przystojnym facetem. Wysoki na metr dziewięćdziesiąt, przewyższał mnie o głowę, a do niskich nie należałam. Miał gęste blond włosy, rozjaśnione na końcach od słońca, duże zielone oczy, w których niejedna kobieta potrafiłaby się zagubić. Tak, to kawał pysznego ciastka i jak bardzo był cudowny, tak bardzo zajęty. Vivian, jego żona, to szczęściara! Niedługo miało się im urodzić dziecko, więc sam był bardzo zdenerwowany, ponieważ telefon mógł zadzwonić w każdejchwili.

– Bierzemy się do roboty, a właśnie… co to za superważny gość, o którym nic nie wiem? Przecież rezerwacje są planowane na kilka miesięcywstecz?

– Nie mam pojęcia, ale Gaston jest zdenerwowany, że w takim dniu kuchnia to pobojowisko. Nie mam pojęcia co Frank sobie wyobraża! – rzucił jeszcze wściekle i pobiegł do swoich zadań; każdy w kuchni robił co mógł, żeby dania zostały sprawnie wydane. Uwielbiałam ten chaos, to tu czułam się jak ryba w wodzie i od zawsze wiedziałam, że właśnie to chcęrobić!

Przez prawie godzinę uwijałam się jak w ukropie. Całe szczęście znałam wszystkie dania, bo większość z nich sama wymyśliłam i dopracowałam. Lara, Kevin i Tracy mieli pełno roboty na sali, ale jakoś nam się udało i kryzys został zażegnany. Nawet apokalipsa zombie była nam niestraszna. Już dawno nie pracowałam z Gastonem ramię w ramię, miał swoje lata i nie gotował tak często jak kiedyś. Takie chwile przypominały mi czasy, gdy jako mała dziewczynka przychodziłam, siadałam w kącie i przysłuchiwałam się, jak dyskutują z tatą, który przepis jest lepszy. Wiele razy występowałam jako rozjemca i juror w ichpojedynkach.

– Ria, skarbie, nie wiem jak mam ci dziękować. Już dawno tak dobrze się nie bawiłem w kuchni – roześmiał się w głos. Tak, teraz kiedy sytuacja jest opanowana ma się z czego śmiać, jak przyjechałam, nie było mu do śmiechu. Doprowadzał mnie czasem do szału, ale kochałam tegofaceta!

– Tak, teraz już wszystko pójdzie z górki. Każdy wie, co ma robić, więc chyba mogę jechać do domu przygotować się na przyjęcie? – zapytałam z nadzieją w głosie. Do imprezy mojego rodzeństwa zostały tylko dwie godziny, a ja wyglądałam jak kupka nieszczęścia. Owszem Gaston był mi jak rodzina, ale w końcu był też moim szefem, więc to on decydował, kiedy mogę zejść zposterunku.

– Wiem, że zostało mało czasu, ale zaraz mamy tę niespodziewaną zmianę rezerwacji, nie mogę cię jeszcze puścić. Przepraszam!

– A skąd ona się, do cholery, wzięła? Przecież o stolik w „La Comida Buena”, trzeba starać się na kilka miesięcy, przed planowaną wizytą! Możesz mi towytłumaczyć?

– Wiem Ria, ale nie mam pojęcia jak to się stało, jakiś facet zadzwonił dzisiaj rano powiedział, że chce anulować swoją rezerwację na „romantyczna kolację dla dwojga” i inny gość wskakuje na jego miejsce. Ma jakiś biznesowy spęd, ale nic więcej nie wiem. Telefon odebrała nowa hostessa, najwyraźniej nie widziała nic złego w takiej zamianie. Proszę zostań chociaż do czasu, aż wydamy im dania główne. Przecież nie możesz pozwolić, żeby coś poszło nie tak i restauracja otrzymała złe recenzje. – Zawsze wiedział w jakie struny uderzyć, żebym się zgodziła. Miałam do niego słabość, a ta restauracja była dla mnie jak drugidom.

– Dobrze, zostanę do czasu, aż te nadęte ważniaki nie dostaną dania głównego, ale później znikam i nic mnie tu nie zatrzyma! – rzuciłam w jego stronę i poszłam pomóc Mii z paellą. Odkąd zaczęła u nas praktyki, bardzo się podciągnęła i dużo nauczyła. Byłam z niej dumna, bo miała wielki talent i ogromne wyczucie smaku. Przypominała trochę mnie samą na początku mojej przygody zgotowaniem.

Po dwudziestu minutach do kuchni wpadła Tracy. Przyjaźniłam się z nią już kilkalat.

Była szczupłym, długonogim rudzielcem z dużym biustem, który podarował jej jeden z wcześniejszychfacetów.

Miała idealną figurę, sama chciałabym mieć taki ładny, mały zgrabnytyłeczek.

Niestety nie poszłam w geny matki tak jak Vi, tylko miałam spore siedzenie i uda – zasługa tatusia i jego hiszpańskich genów. – Taak, wielkie dziękiPapi!

Tracy nie mogła się opędzić od facetów, ale pragnęła tylko jednego – złapać bogatego i przystojnego mężczyznę, który by sponsorował jej drogie wycieczki i zakupy. Mimo jej podejścia do związków bardzo ją lubiłam. Gdy zaczęłam pracę u Gastona, pomogła mi się odnaleźć w nowejsytuacji.

– Ria, nie uwierzysz, kto jest tym tajemniczym gościem! – To musiało być niezłe ciacho, skoro tak przebierała nogami, jak jakaś mała dziewczynka przed wystawą zzabawkami.

– No gadaj, kto? – rzuciłam w jej stronę i skupiłam się na steku, który właśnie przyrządzałam. Zawsze przykładałam ogromną wagę do jakości jedzenia, jeżeli gość chciał krwisty stek – taki dostawał, jeżeli wysmażony – taki był. Jak mówiłamperfekcja!

– To on! Musi być mój! Jak wyglądam? Wszystko OK? Podobno ma słabość do rudych! To chyba dobrze, co? – Dostała jakiegoś słowotoku, a ja nie miałam szansy nicwtrącić.

– Ej, uspokój się! Oddech między zdaniami, pamiętasz? Bo ci żyłka pęknie albo się zapowietrzysz! Gadaj, kto to jest i pośpiesz się, bo dobrze widzisz, że nie mam czasu nazgadywanki!

– Carter Green! Ten, Carter Green! Najbogatszy i najprzystojniejszy facet na tej planecie! No dobra, może nie na planecie, ale w tym mieście napewno!

– Wypraszam sobie! – krzyknąłScott.

– Ty się nie liczysz, bo jesteś zajęty! – Posłała mu całusa w powietrzu i z powrotem skupiła wzrok na mnie. – Nie mogę uwierzyć, że już wrócił z Nowego Jorku. Miał tam być kilka tygodni. – Popatrzyłam na nią ze zdziwieniem, skąd ona tyle wie? – Śledzę go na Instagramie, Facebooku i gdzie tylko mogę – odparła, widząc mój wyraz twarzy. No tak, mogłam się tego spodziewać. Żaden nadziany i przystojny facet w tym mieście nie przejdzie niezauważony przeznią.

– Ty jesteś lepsza niż FBI. Naprawdę zaczynam sięmartwić!

– Daj spokój Ria, każdy w tym mieście wie kto to jest! – Tak, wiedziałam, kto to Carter Green. Był bowiem szefem i najlepszym przyjacielem Daniela, ale do tej pory udało nam się zachować to przed nią w tajemnicy. Gdyby się dowiedziała, jak blisko są Daniel i sławny pan Green, nie dałaby mu żyć. Nękałaby D. całymi dniami, aż w końcu by ichpoznał.

– Tak, wiem, kto to taki, ale nie śledzę go w Internecie jak jakiś stalker! – Tracy tylko wzruszyłaramionami.

– Idę przyjąć jego zamówienie, siedzi w mojej strefie, trzymaj kciuki! – I już jej nie było, wybiegła tak samo szybko, jak wpadła do kuchni. Życzyłam powodzenia nie jej, a jemu, bo sądziłam, że będzie tego potrzebował. Biednyfacet!

– Dobra obsłużymy tych nadętych dupków, żebym mogła w końcu stądwyjść!

Ostatnie danie główne zostało wydane, więc mogłam się zbierać do domu. Nareszcie. Nawet nie chciałam patrzeć w lustro, pewnie wyglądałam tak, jak się czułam. Beznadziejnie. Miałam szczerze dosyć tego dnia, najchętniej wzięłabym długą kąpiel i spała tydzień. Nie mogłam jednak zawieść Vi i Marcusa. Już miałam wychodzić do szatni, gdy do kuchni znowu wpadłaTracy.

– Ee… Ria, mamy mały problem – zaczęła niepewnie, idąc z talerzem w mojąstronę.

– Co jest do jasnej cholery? Miałam już wychodzić! Czy wszyscy się dzisiaj na mnieuwzięli?

– Nie wiem Ria, ale mamy problem. Według tego ciasteczka, stek jest za mocno wysmażony, a miał być krwisty i soczysty. – Rzuciłam w jej stronę zabójcze spojrzenie. – To jego słowa nie moje – powiedziała szybko, nie patrząc mi w oczy, dobrze wiedziała, że do każdego dania wkładam serce i nie ma mowy, żeby stek był źleprzyrządzony.

– Ty chyba sobie, kurwa, ze mnie żartujesz, prawda? – Nie wytrzymałam. Miałam dość. Cały tłumiony dzisiaj gniew właśnie osiągnął swój szczyt. Żaden kutas w garniturku nie będzie mi mówił, że jedzenie jestzłe.

– Daj ten talerz! Zaraz zobaczymy czy rzeczywiście nie jest krwisty i soczysty! – Postawiła przede mną jedzenie i szybko uciekła na drugą stronę kuchni. Wzięłam widelec, nóż i spróbowałam stek, był idealny jak cholera, idealny! Cudownie rozpływał się w ustach, aromat i smak przypraw delikatnie rozchodził się po podniebieniu. Co za dupek! Ja mu zaraz pokażę, jak wygląda krwisty i soczystystek!

– Ria, co się stało? – zapytał Gaston, zdezorientowany moimwybuchem.

– Ten pieprzony garniturek twierdzi, że stek jest źle przygotowany! – Nie wytrzymałam. Już wcześniej miałam ochotę komuś przywalić, ale teraz targała mną chęćmordu!

– Uspokój się. Po prostu przygotujemy jego danie jeszcze raz, nic się nie stało, cariño. – Uwielbiałam, gdy mówił do mnie tym spokojnym ojcowskim tonem i nazywał mnie „kochanie”, ale w tym momencie to nie działało. Dupkowaty garniak chce krwisty stek? To dostanie krwisty stek. Wzięłam szczypce, udałam się do chłodni i wybrałam największy stek, jaki mieliśmy. – To mu się spodoba! – Czasem doceniałam ten cichy głosik w mojej głowie, zwłaszcza wtedy, gdy byłyśmyzgodne.

– Ej R. Co ty masz zamiar zrobić? – Strasznie mnie bawiło przerażenie w głosie Scotta. Chyba dobrze odczytał moje zamiary i szaleńczy obłęd w oczach. – Nie rób tego, nie warto! Idź do domu, a ja przygotuję tozamówienie.

– Oj, nigdy w życiu! Ja mu zaraz pokażę, jak kończą osoby, które zadzierają z Rią Reyes. – Wyminęłam ich zszokowane twarze i udałam się nasalę.

2Tío (hiszp.)– Wujek.

3Cariño (hiszp.) – Kochanie.

4¡Una banda de inútiles! (hiszp.) – Bandanieudaczników.

Rozdział 4

Carter

Całą noc nie mogłem spać. Co takiego zdenerwowało dziadka do tego stopnia, że trafił na oddział szpitala UCSF Medical Center at Parnassus? Po dojechaniu na miejsce, udałem się wraz z Johnnym do recepcji, skąd skierowano nas na drugie piętro do pokoju dwieście piętnaście. Miałem dziwne przeczucie, że coś jest nie tak. Dziadek na bieżąco robił wszystkie badania, a w zeszłym tygodniu był na wizycie kontrolnej. Ma już swoje lata i bardzo tegopilnuje.

Dojechawszy na odpowiednie piętro, wyszliśmy z windy w prawo, prosto do pokojustaruszka.

Nagle, z impetem wpadłem na młodą dziewczynę, wychodzącą z sali – to dziwne – na pewno nie była pielęgniarką. Wysoka, szczupła brunetka – bardzo ładna, muszę przyznać, ale jak na mój gust za młoda – jak miałbym obstawiać, nie miała więcej niż dwadzieścia parę lat. Nie mogłem przyjrzeć się jej dokładniej, by określić wiek. Uniosła wzrok do góry i momentalnie zamarłem: te oczy. Coś w nich przykuło moją uwagę. Na ślicznej, delikatnej twarzy dziewczyny malował się wyraz przerażenia i dezorientacji. Nie wiedziałem, kim była, wyminęła mnie i uciekła szybko w stronę wind. Popatrzyłem zdezorientowany na J., minę miał taką jak ja, on też jej nie znał. Przeniosłem wzrok na dziadka, leżał w wielkim łóżku i patrzył wprost namnie.

– Nie chciałem, żeby Lucy do ciebie dzwoniła. Wiem, że ten kontrakt jest naprawdę ważny – powiedział szybko i odwrócił wzrok. O tak, coś tu zdecydowanie było narzeczy.

– Kto to był? – zapytałem od razu, nie bawiąc się wgierki.

– Kto? – Udał, iż nie wie, o kim mówię. – Nie ze mną te numery staruszku, chyba zapomniał z kim ma doczynienia.

– Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi. Kim była ta dziewczyna, która uciekła stąd, jakby goniło ją stado wygłodniałychwilków?

– A… Ona? To nikt. Przyniosła mi tylko parę rzeczy ze sklepu z dołu – odparł, ale dalej uparcie nie patrzył mi w oczy; postanowiłem dać mu dzisiaj spokój, ale dowiem się, kto to był – to jest pewne, albo nie nazywam się CarterGreen.

– OK, jak się czujesz? Potrzebujesz czegoś? O co chodzi z tym ciśnieniem i jak się w ogóle tu znalazłeś? – wyrzucałem z siebie pytania jak karabinmaszynowy.

– Czuję się dobrze, to tylko lekkie podwyższenie ciśnienia. Zrobią mi wyniki i jutro będę mógł wyjść do domu. Niczego mi nie potrzeba, wracaj do domu i odpocznij chłopcze, bo wyglądasz jak kupa gówna. – Zaśmiałem się. Dziadek zawsze potrafił rozładować napięcie i dosadnie powiedzieć comyśli.

– Dobrze, dobrze, dam ci spokój i zadzwonię do ciebie rano. – Uścisnąłem mu dłoń i wyszedłem z sali. Najchętniej bym go przytulił i pocałował, ale jestem już za stary na takie akcje. W drodze powrotnej, ciągle gdzieś w podświadomości, jakiś głos mówił mi uporczywie, że dziadek coś przede mnąukrywał.

– Widziałeś już kiedyś tę dziewczynę? – zapytałemprzyjaciela.

– Nie, ale wydawała się bardzo przestraszona i zdziwiona na twójwidok.

– Tak. Też to zauważyłem, musimy się dowiedzieć kto tojest.

– Zrobi się – odparł i to był koniec rozmowy. Jeżeli ktoś miał się dowiedzieć czegoś o tej małolacie, to właśnieon.

Jak zawsze rano, ubrałem się w dres i poszedłem do siłowni, którą urządziłem w jednym z pokoi gościnnych w moim apartamencie. Musiałem rozładować napięcie w mięśniach, a skoro nie miałem w pobliżu żadnej chętnej kobiety, ćwiczenia musiały być moją dzisiejszą alternatywą. Włączyłem The Killers – Mr. Brightsidei umieściłem iPoda w stacji. Z głośników popłynęła energiczna muzyka, idealna do ćwiczeń. Tego było mitrzeba.

Po godzinie intensywnego biegu miałem dość. W dalszym ciągu odczuwałem to dziwne uczucie, że coś się dzieje, a ja nie mam pojęcia, co. Wskoczyłem szybko pod prysznic, bo o dziewiątej musiałem być na spotkaniu w biurze, a nienawidziłem sięspóźniać.

Johnny, jak zawsze, czekał na mnie przed budynkiem. Wsiadłem do samochodu i ruszyliśmy w stronę biurowca Green Corp. To wielki na pięćdziesiąt pięter moloch, w którym siedzibę mają liczący się w branży architekci, prawnicy, księgowi i deweloperzy. Wynajmowałem powierzchnie biurowe i czerpałem z tego niemałezyski.

Moja firma zajmowała dziesięć ostatnich pięter tej wieży ze stali. Na ostatnim zaś miałem wygospodarowane mieszkanie, w którym aktualnie przebywali Norris i Harry. – Muszę pamiętać, by zarezerwować stolik w jakiejś restauracji na wieczór, żeby omówić z nimikontrakt.

– Hej J., masz jeszcze tę rezerwację na kolację dla ciebie i tej laseczki, co ją wyrwałeś w zeszływeekend?

– Tak, mam. Dzisiaj na dziewiętnastą w „La Comida Buena”, a co potrzebujesz mnie wieczorem? – zapytał zdezorientowany. Rzadko zapraszał gdzieś dziewczyny, zazwyczaj tylko ją zaliczał i na tym historia siękończyła.

– Potrzebuję tego stolika na spotkanie z Harrym i Norrisem. Musimy podpisać ten kontrakt i mieć już to z głowy, żeby mogli wrócić do domu. Jak z dziadkiem wszystko będzie dobrze, to w przyszłym tygodniu wrócimy do Nowego Jorku i zaczniemy pracę nadpatentem.

– Chyba sobie żartujesz! Mam odwołać randkę z tą słodką blondynką, bo ty chcesz mój stolik? Załatw sobie własny, w końcu jesteś Carterem Greenem – rzucił z sarkazmem i skupił uwagę nadrodze.

– Tak wiem, ale to jedna z najlepszych restauracji w San Francisco i nawet ja nie jestem w stanie załatwić tam stolika tak szybko. – Pomyślałem o Danielu, to w końcu był lokal jego ojca i może on mógłby cośporadzić?

– Jeżeli się zgodzę, pożyczysz mi to nowe lamborghini. Będę musiał w końcu jakoś zrekompensować blondi odwołanie randki – odpowiedział z chytrym uśmiechem na twarzy. Dupek. Nawet ja jeszcze nim nie jechałem, ale jeżeli Daniel mi nie pomoże, to będzie jedyne wyjście. Poświęcenie dla większegodobra.

– Myślałem, że twój urok i czar jest tak niesamowity, że nie potrzebujesz szybkich aut, żeby zrobić wrażenie – zakpiłem.

– Owszem, zgadza się, ale zrekompensuję jej to dodatkowo, pieprząc ją do nieprzytomności na masce twojego auta. – Roześmiałem się głośno, wiedziałem, że o tochodziło.

– Dobra, zgoda, możesz je wziąć. – Nie chciałem zawracać głowy Danielowi. On i tak teraz był zakopany w papierach dotyczących nowych przedsięwzięć, a umowa z J. załatwiała mój problem odręki.

Gdy Johnny zmieniał rezerwację, ja myślałem o tajemniczej dziewczynie ze szpitala. Kto to do cholery był? Musiałem się tego dowiedzieć. Zadzwoniłem również do dziadka, by dowiedzieć się jak stały sprawy. Po dziesięciu minutach samochód zatrzymał się pod budynkiem, wyszedłem i szybkim krokiem wszedłem dośrodka.

– Dzień dobry, panie Green – odezwała się Lu ze swojego stanowiska za biurkiem – pytała o pana jakaś młoda kobieta, ale nie zostawiła wiadomości i nie podała swojegoimienia.

– Dzień dobry Lu, jeżeli to będzie coś ważnego, niech skontaktuje się jeszcze raz zLucy.

– Tak, proszę pana. Życzę miłego dnia. – Posłała mi nieśmiały uśmiech i wróciła do swoich zadań. Była ładną kobietą, miała długie blond włosy, szczupłą twarz, duże błękitne oczy i pełne usta. Zgrabna figura biegaczki czyniła ją miłą dla oka. Cóż, jednak to nie był mój typ. Ja wolałem wysokie krągłe kobiety z pełnymi i wydatnymi ustami, które potrafiły odpowiednio zająć się moimkutasem..

– Miłego dnia – odpowiedziałem, ruszając w stronę wind. Zazwyczaj nie pracowałem w weekendy, ale przez szybszy powrót z Nowego Jorku musiałem ogarnąć tenbałagan.

Wszedłem do środka i nacisnąłem guzik piętra oznaczony GC. Po dotarciu na górę w drzwiach powitała mnieLucy.

– Dzwoniłeś do dziadka? Jak się czuje? – Od razu zaczęłaprzesłuchanie.

– Tobie też dzień dobry, Lucy. U mnie wszystko dobrze, dziękuję, żepytasz.

– Nie żartuj sobie ze mnie, bardzo się wystraszyłam. – Kobieta była mocno zżyta z dziadkiem i ze mną. Tak naprawdę była dla nas jakrodzina.

– Dzwoniłem do niego, robią mu badania i jak tylko będą mieli wyniki, będzie wiadomo, kiedy można go zabrać do domu. Dalej nie mam pojęcia co spowodowało taki skok ciśnienia. Przecież nigdy nie miał z tym problemu. Zachowywał się jakoś dziwnie i nie patrzył mi w oczy, w dodatku, gdy wcześniej byłem u niego w szpitalu i wchodziłem do jego sali, to wpadłem na jakąś młodą dziewczynę. Nie chciał powiedzieć kto tobył.

– Rzeczywiście, dziwne zachowanie jak na Stanleya. Zawsze jest taki bezpośredni i mówi co myśli. Ciekawe o co może chodzić? – Zamyśliła się, po chwili jednak doszła do siebie. – Nieważne, za pięć minut masz spotkanie z zespołem od patentu na ten nowy system. Potwierdziłam rezerwację na dziewiętnastą w „La Comida Buena” wolałam sama się upewnić, że Johnny to załatwił. Nie byli zachwyceni zmianami, ale nie dałam im wyboru. Goście z apartamentu mają zapewnione wszystko o co prosiłeś, właśnie zwiedzająmiasto.

– Dziękuję, co ja bym bez ciebiezrobił?

– Pewnie byłbyś tak zagubiony, jak ksiądz w sex-shopie. – Parsknąłem śmiechem, ta kobieta i jej język. Moje życie byłoby bez niej tak bardzoponure.

– Nie łącz żadnych rozmów, chyba, że to cośważnego.

– Tak jest, szefie. – Mrugnęła do mnie i poszła do swojego biurka. Ciągłe miałem wrażenie, że się ze mnienabija.

– Dobra, do roboty – powiedziałem, w sumie do nikogo, i ruszyłem dobiura.

Oficjalnie miałem dość tego dnia. Spotkanie z szefem od patentu przeszło gładko, gorzej było z naszym geniuszem technologicznym. Znalazł wadę w nowym telefonie, który ma wyjść na rynek razem z opracowywanym oprogramowaniem. Bateria się przegrzewała i nie mogli wyregulować chłodzenia. To opóźni nas o jakieś kilka tygodni. Wprost cudownie. Miałem nadzieję, że chociaż kolacja pójdzie bez zakłóceń. Zbierałem się właśnie do wyjścia, gdy do gabinetu wpadł mój przyjaciel i prawnik w jednym. Znałem się z Danielem jeszcze ze studiów. Był mi jak brat i razem z Johnnym tworzyliśmy zgranyteam.

– O, jesteś, dobrze. Co powiesz na imprezę dziświeczorem?

– Na imprezę zawsze się piszę, dawno żadnej nie pieprzyłem i chętna kobieta jest jak najbardziej pożądana. – Nie wspominam tej laski z samolotu, bo to było tylko lekkie spuszczeniepary.

– Tak, wiem stary, ale tam raczej nikogo nie wyrwiesz. To urodziny bliźniaków. Niedługo wyjeżdżają na studia i to takie urodzinowo-pożegnalne przyjęcie. Ria mocno przeżywa ich wyjazd i chce, by wszystko było idealnie. Sama utknęła dzisiaj w kuchni, bo Frank nie przyszedł do pracy, a jakiś kutas zmienił na ostatnią chwilę rezerwację z romantycznej kolacyjki, na jak to ujęła – „ważniacki spęd”. Nie chciałbym dzisiaj zaleźć jej za skórę. – Czułem jakbym znał tę całą Rię, jej brata i siostrę, Daniel bardzo dużo o nich mówił i myślę, że byli dla niego jakrodzeństwo.

– Tak się składa, że ten „ważniacki spęd” to moja zasługa. Johnny miał mieć randkę, ale potrzebuję tego stolika na spotkanie z Harrym i Norrisem. Mam nadzieję, że przejrzeli papiery, które dla nich przygotowałeś i chociaż to jedno będzie zgłowy.

– Cholera, nieźle stary! To może lepiej nie będę cię zabierał ze sobą. Jak R. się dowie, że to przez ciebie musiała zostać w pracy dłużej, obetnie ci jaja. – Zastanowił się chwilę i dodał: – Tak, na pewno, tak będzie. – Śmiał się jak dziecko. Czyli panna Ria ma charakterek, lubię takie. Coraz bardziej mnieintrygowała.

– A wiesz? Z chęcią z tobą pójdę. O której taimpreza?

– Na dwudziestą w Clubie ICE, ale idziesz na własną odpowiedzialność. Idź na kolację, zjedz, nie wychylaj się i będzie wszystko cacy, a później spotkamy się wklubie.

Już miałem własną strategię na tę kolację i resztę wieczoru. Będziezabawa!

– Tak, pewnie, stary. Do zobaczenia później! – odparłem. Wyszedł, a zza drzwi dobiegło jeszcze jego głębokie westchnienie i słowa: – To będziekatastrofa.

O dziewiętnastej siedziałem już na swoim miejscu w „La Comida Buena”. Jakaś mocno napompowana, ruda kelnerka przyjmowała nasze zamówienia. Z daleka czułem, że leci na kasę i zrobiłaby wszystko, byle dostać się do moich spodni i portfela. Gdyby nie ta cała desperacja to może i bym ją szybko wypieprzył, ale wolałem nie ryzykować. Takie laski były najgorsze. Oczekiwały Bóg wie czego i nie dało się od nich późniejuwolnić.

Słyszałem od Daniela, iż mają tutaj najlepsze steki w mieście, więc zamówiłem jeden. Uwielbiałem krwisty i soczysty. Idealnie przyrządzony rozpływał się w ustach. Zobaczymy na co stać pannę Rię.W oczekiwaniu na nasze zamówienia przeszedłem do interesów, w końcu po to tubyliśmy.

– A, więc zapoznaliście się panowie z kontraktem i jego warunkami?

– Tak, wszystko jest jasne, ale martwi mnie kwestia wdrożenia na rynek tego nowego telefonu, kompatybilnego z oprogramowaniem Harry’ego. Ten system miał być dostępny zarówno dla klasy średniej jak i dla bogaczy, łączyć w sobie innowacyjność i praktyczność. Nowy telefon to dodatkowekoszty.

– Rozumiem, ale nie udało się go tak zmodyfikować, by bateria w starych aparatach po wgraniu nowego oprogramowania uzyskała pozytywne wyniki testów. Mój zespół próbował, lecz zyskuje tylko trzydzieści osiem ze stu procent mocy. Nowy telefon nie będzie dużym wydatkiem, będzie w cenach konkurencyjnych. Dział rachunków i bilansowania wyliczył przychody nawet do czterdziestu procent większe niż na początku zakładano. Obecnie bateria w nowych telefonach przechodzi testy i potrwa to jeszcze kilkatygodni.

– Dobrze, jeżeli tak będzie i nad wszystkim panujecie, to nie mamy już żadnych pytań. Rozumiem, iż dalsze prace będą kontynuowane w Nowym Jorku i możemy wrócić dodomu?

– Tak, jutro z samego rana mój samolot odtransportuje was z powrotem. A teraz czas cośzjeść.

Ruda kelnerka o imieniu Tracy, jak zauważyłem na plakietce, podała zamówione dania i z kokieteryjnym uśmiechem poszła obsłużyć inne stoliki. Czas się trochę zabawić. Spróbowałem swój stek i rzeczywiście: był pyszny, idealnie doprawiony, rozpływał się w ustach, a na języku i podniebieniu czuć było dobrze dobrane przyprawy. Stopień wysmażenia też był idealny, krwisty i soczysty – tak jak chciałem. Brawo, panno Rio. Uniosłem rękę i przywołałem kelnerkę. Przybiegła wpodskokach.

– Zamawiałem stek krwisty i soczysty, a ten jest za bardzo wysmażony oraz gumiasty. Proszę to zabrać. – Dziewczyna popatrzyła na moich towarzyszy i z przerażeniem w oczach zabrała talerz do kuchni. Zobaczymy, jak bardzo jesteś charakterna, słonko. Uśmiechnąłem się chytrze pod nosem, odprowadzając rudą wzrokiem do drzwikuchni.

Rozdział 5

Ria

Ruszyłam pewnym krokiem przed siebie, z daleka słyszałam nawoływanie Scotta. Nagle na drodze stanął miKevin.

– Ria? Księżniczko, co ty robisz? – zapytał spokojnym i głębokimgłosem.

Kevin był przystojnym, trochę starszym ode mnie chłopakiem, z urodą surfera. Miał dłuższe, lekko kręcone włosy w kolorze jasnego brązu, kwadratową szczękę z lekkim zarostem i oczy w barwie ciemnej czekolady. Był wysokim na ponad metr osiemdziesiąt, umięśnionym w