Narkotyki bez paniki - David Nutt - ebook + książka

Narkotyki bez paniki ebook

Nutt David

5,0
54,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Zagrożenia związane z nielegalnymi narkotykami są dobrze znane i rzadko kwestionowane, ale czy mamy świadomość jak szkodliwe w porównaniu z nimi są alkohol lub tytoń? Co tracimy, zakazując badań medycznych nad magicznymi grzybami, LSD i konopiami? Czy mdmd jest mniej szkodliwie niż jazda konna, a mefedron powinien być rozdawanych w klubach?

W Narkotykach bez paniki profesor David Nutt pokazuje, co mówi nauka o legalnych i nielegalnych substancjach psychoaktywnych, aby umożliwić każdemu i każdej podejmowanie racjonalnych decyzji w oparciu o obiektywne dowody. Szczególnie wskazana politykom.

• Co to jest uzależnienie? Czy istnieje „osobowość uzależnieniowa”?

• Czy uzależnienie można wyleczyć?

• Jak możemy mierzyć szkody wyrządzane przez narkotyki?

• Co powinniśmy mówić naszym dzieciom o narkotykach?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 661

Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Dla mojego ojca

Dusza powinna zawsze stać otworem.

EMILY DICKINSON

Niesamowity profesor Nutt znów to zrobił. Ta książka to lektura obowiązkowa, w której jest jeszcze więcej informacji o środkach psychoaktywnych i jeszcze mniej paniki.

Valerie Curran, profesorka psychofarmakologii (University College London)

Od dawna znajdujemy się w szponach niezwykle destrukcyjnej polityki narkotykowej, a nikt nie wskazuje sposobu na uporządkowanie tego bałaganu lepiej niż David Nutt. Niniejsza książka została napisana przez jednego z najwybitniejszych ekspertów w dziedzinie środków psychoaktywnych i oferuje punkt wyjścia do pragmatycznej polityki narkotykowej opartej na dowodach naukowych. Nutt pisze w niej między innymi o alkoholu, tytoniu, marihuanie, cracku i współczesnej epidemii uzależnień od opioidów, obalając wiele mitów i mówiąc o wszystkim bez ogródek. To manifest i lektura obowiązkowa.

Tim Newburn, profesor kryminologii i polityki społecznej (London School of Economics)

Wciągające, rzetelne, aktualne i mądre: książka Nutta poszerzy wiedzę każdego, kogo dotyczą problemy związane z niezliczonymi środkami psychoaktywnymi nazywanymi narkotykami. Czyli wszystkich ludzi.

Peter B. Jones, profesor psychiatrii (University of Cambridge)

Narkotyki bez paniki to książka idealna dla każdego, kto chce lepiej zrozumieć zagrożenia i korzyści związane z przyjmowaniem różnych środków psychoaktywnych. David unika wszelkiego rodzaju uprzedzeń i błędnych informacji, które dość powszechnie pojawiają się w zbyt wielu publikacjach o tej tematyce. Pisze w prosty sposób, dzięki czemu lektura jego książki jest czystą przyjemnością.

Baronowa Molly Meacher, członkini Izby Lordów i współprzewodnicząca All-Party Parliamentary Group for Drug Policy Reform

Profesor Nutt zabiera czytelnika w fascynującą podróż przez historię i naukową wiedzę dotyczącą substancji psychoaktywnych – zarówno legalnych, jak i nielegalnych – oraz zgłębia rozdźwięk pomiędzy nauką a polityką. Skutecznie konfrontuje się z sensacyjnymi doniesieniami medialnymi, wnikliwie analizując dowody i kwestionując dominujące narracje na temat narkotyków. Co jednak najważniejsze, profesor Nutt opisuje szkody wyrządzone przez wojnę z narkotykami i zastanawia się nad alternatywnymi podejściami do redukcji szkód wynikających z handlu nielegalnymi narkotykami. Niniejsza książka jest odpowiednia dla każdego, kto chce dowiedzieć się czegoś o środkach psychoaktywnych i polityce narkotykowej – jest przystępna, wciąga, skłania do refleksji i zdecydowanie nie zawiera ani trochę paniki.

Niamh Eastwood, kierowniczka ośrodka Release tworzącego ekspertyzy na temat narkotyków i prawa narkotykowego

Narkotyki bez paniki to przyjemny w lekturze i pouczający przegląd obecnego stanu wiedzy o rekreacyjnym używaniu i nadużywaniu narkotyków, przygotowany przez jednego z naszych wiodących psychofarmakologów klinicznych. David Nutt stawia czoło wielu kontrowersyjnym zagadnieniom związanym z używaniem zarówno legalnych (nikotyna i alkohol), jak i nielegalnych środków psychoaktywnych – w tym również ich politycznemu uregulowaniu. Podchodzi do nich z mieszanką zdrowego rozsądku i pasji, opierając swoją argumentację na nauce.

Trevor Robbins, profesor neurokognitywistyki (University of Cambridge)

Klarowna i rozsądna książka dotycząca skomplikowanej i kontrowersyjnej dziedziny, napisana przez eksperta, który nie boi się mówić z sensem do władz na temat uzależniających narkotyków – zarówno legalnych, jak i nielegalnych.

Ed Bullmore, profesor psychiatrii (University of Cambridge) i autor książki The Inflamed Mind

Przystępne i rzeczowe opracowanie, które powoduje, że skomplikowane zagadnienia stają się w pełni zrozumiałe... Książka, którą powinien przeczytać każdy.

Cory Doctorow, Boing Boing

David Nutt jest jednym z rzadko spotykanych naukowców obdarzonych talentem zarówno do wyjaśniania złożonych kwestii, jak i do opowiadania wciągających historii. Rezultat końcowy jest nie tylko wspaniałą skarbnicą informacji i dowodów na temat narkotyków, ale również całkowicie wciągającą lekturą.

Public Health Today

W końcu ktoś podchodzi realistycznie do edukacji na temat narkotyków.

Jason Reed, „Huffington Post”

Ta niezwykle przystępna książka powinna być lekturą obowiązkową dla wszystkich ludzi, którzy mają wątpliwości dotyczące rekreacyjnego używania narkotyków... Nie jestem w stanie obsypać jej wystarczającymi pochwałami.

„The Pharmaceutical Journal”

Odświeżająca i błyskotliwa publikacja.

„The Economist”

Przedmowa

Czuję się tak, jakby pierwsze wydanie tej książki ukazało się zaledwie wczoraj – mimo że zostało opublikowane w 2012 roku. Od tamtego czasu dużo się wydarzyło w świecie narkotyków. Oto niektóre z najważniejszych zmian: dwadzieścia krajów zezwoliło na używanie konopi w celach medycznych; Zjednoczone Królestwo zdelegalizowało wszystkie nowe substancje psychoaktywne (niezależnie od tego, czy są szkodliwe, czy nie); za pomocą współczesnych metod neuroobrazowania zidentyfikowano mechanizmy oddziaływania psychodelików i MDMA na mózg; użycie syntetycznych kannabinoidów („spice”) stało się poważnym problemem w wielu krajach; Chiny próbowały zdelegalizować ketaminę na całym świecie; psylocybina okazała się skuteczna w łagodzeniu lekoopornej depresji i cierpienia związanego z nadchodzącą śmiercią.

Oprócz tego organizacja charytatywna o nazwie Independent Scientific Committee on Drugs (ISCD), którą założyłem, żeby mówić prawdę o narkotykach, została przemianowana na DrugScience i przez cały czas się rozwija, a jej budżet zasilają między innymi zyski ze sprzedaży tej książki. W całym tekście zaktualizowałem jej nazwę, mimo że niektóre przywoływane przeze mnie badania przeprowadziliśmy pod starą nazwą. Jej stronę internetową znajdziecie pod adresem DrugScience.org.uk (nie pomylcie jej ze stroną DrugScience.org, która należy do innej organizacji).

Jako że dzieje się tak dużo, doszedłem do wniosku, że nadszedł czas na zaktualizowanie mojej książki. Do każdego rozdziału dodałem informacje o nowych wydarzeniach, nowe przemyślenia i nowe źródła, ale zachowałem wcześniejsze historyczne i naukowe podejście narracyjne, które bardzo dobrze się sprawdziło. Drugie wydanie zawiera trzy zupełnie nowe rozdziały o e-papierosach i snus, o syntetycznych kannabinoidach oraz o nowych substancjach psychoaktywnych (NSP), a także szczegółowy opis nowej wielokryterialnej analizy decyzyjnej dotyczącej polityki narkotykowej (przygotowanej przez DrugScience dzięki norweskiemu wsparciu finansowemu) i nowy fragment na temat kryzysu opioidowego w Stanach Zjednoczonych. Znajduje się w nim również wiele nowych ilustracji, diagramów i adnotacji.

Jako że obecnie mam czytelniczki i czytelników na całym świecie, starałem się ukazać w tej książce bardziej międzynarodową perspektywę, w szczególnym stopniu odnosząc się do sytuacji w Stanach Zjednoczonych, ponieważ to właśnie ten kraj ma największy wpływ na międzynarodową politykę narkotykową.

Narkotyki bez paniki: co trzeba wiedzieć o legalnych i nielegalnych środkach psychoaktywnych stało się standardowym tekstem na wielu uniwersytetach oferujących kursy dotyczące neuronauki, farmakologii i psychologii, a także znalazło się w sylabusach niektórych zajęć na temat polityki i aktualnych wydarzeń. Mam nadzieję, że nowe wydanie tej książki dotrze do jeszcze większej liczby czytelniczek i czytelników. W trakcie swoich wykładów zawsze mówię słuchaczkom i słuchaczom: „Kupcie tę książkę dla swoich rodziców – albo dla swoich dzieci!”.

O źródłach internetowych

Aby oszczędzić przestrzeń i uniknąć powtórzeń, adresy stron internetowych podałem w następującej formie: „URL-1”, a listę pełnych linków odsyłających do odpowiednich stron zamieściłem na końcu książki.

Podziękowania

Amanda Feilding

Larry Philips

Susan Weiss

Dziękuję również wielu czytelniczkom i czytelnikom za liczne sugestie i poprawki.

Rozdział 1.

Dlaczego musiałem napisać tę książkę

Tom Brake, członek parlamentu brytyjskiego[1]: Czy premier uważa, że kiedy relacja pomiędzy politykami a mediami stanie się zdrowsza, rządom łatwiej będzie przyjąć opartą na dowodach politykę wobec – dajmy na to – kontrolowania narkotyków?

David Cameron (ówczesny premier): To wspaniała idea.

Postanowiłem przytoczyć ten polityczny dialog na początku mojej książki, aby zaakcentować problem, który pojawi się w niemal każdym rozdziale: rolę polityków i mediów w lekceważeniu naukowych dowodów podczas tworzenia polityki narkotykowej. Powyższa wymiana zdań miała miejsce w 2011 roku, a od tamtego czasu sytuacja w Zjednoczonym Królestwie i Stanach Zjednoczonych jeszcze bardziej się pogorszyła. Zjednoczone Królestwo w 2016 roku wprowadziło ustawę Psychoactive Substances Act [Ustawę o substancjach psychoaktywnych], za której sprawą nielegalne stały się wszystkie substancje wpływające na mózg – z wyjątkiem alkoholu, tytoniu i kofeiny. Natomiast w Stanach Zjednoczonych liczba zgonów spowodowanych użyciem opioidów wyniosła w 2017 roku ponad 60 tysięcy, a więc znacząco przewyższyła liczbę amerykańskich żołnierzy, którzy zginęli podczas działań wojennych w Wietnamie. Środki psychoaktywne stanowią stały i narastający problem w naszych społeczeństwach.

Kwestionowanie bieżącej polityki narkotykowej wiąże się jednak z licznymi problemami, o czym przekonałem się na własnej skórze. Wiele brytyjskich obywatelek i obywateli, którzy wcześniej nie kojarzyli mojego nazwiska i nie wiedzieli nic o mojej pracy, zapamiętało mnie jako „naukowca, który pracował dla rządu, ale został zwolniony”. Moje odejście z brytyjskiej organizacji rządowej o nazwie Advisory Council on the Misuse of Drugs [Rada Doradcza ds. Nadużywania Narkotyków, ACMD] pod wieloma względami skłoniło mnie do napisania tej książki, więc sensowne wydaje mi się rozpoczęcie mojej opowieści od tego właśnie wydarzenia. Zapewne jeszcze mniej osób słyszało o mnie w Stanach Zjednoczonych, mimo że w latach 1986–1988 pracowałem tam jako kierownik oddziału badań klinicznych w National Institute of Alcohol Abuse and Alcoholism [Narodowym Instytucie ds. Nadużywania Alkoholu i Alkoholizmu] na ogromnym kampusie National Institutes of Health [Narodowych Instytutów Zdrowia, NIH] w Bethesda w stanie Maryland. To właśnie moja dogłębna wiedza o szkodliwości alkoholu ostatecznie doprowadziła do tego, że rząd Zjednoczonego Królestwa zwolnił mnie z pracy.

W październiku 2009 roku w internecie ukazała się transkrypcja pewnego wykładu, który wygłosiłem kilka miesięcy wcześniej[2]. Z jakiegoś powodu (być może tego dnia nie było żadnych ciekawszych tematów) tekst ten przykuł uwagę mediów i poproszono mnie o udzielenie wywiadu dla BBC Radio 4. To wzbudziło jeszcze większe zainteresowanie i zaowocowało kilkoma kolejnymi wywiadami. Kilka dni później otrzymałem e-mail od ówczesnego ministra spraw wewnętrznych Alana Johnsona z prośbą o zrezygnowanie ze stanowiska przewodniczącego ACMD. Kiedy mu odmówiłem, wydał oświadczenie z informacją o tym, że zostałem zwolniony.

Wykład, który zapoczątkował cały ten łańcuch wydarzeń, dotyczył wielu różnych zagadnień, ale dziennikarze chcieli rozmawiać ze mną wyłącznie o moich poglądach na temat konopi. Decyzja o przeniesieniu tej rośliny z klasy B do klasy C została podjęta w 2004 roku i weszła w życie w 2005 roku, ale w styczniu 2009 roku przeniesiono ją z powrotem do klasy B, a więc kategorii obejmującej substancje o większej szkodliwości; zmianę tę wprowadzono wbrew zaleceniom ACMD. Jacqui Smith, która pełniła wtedy funkcję ministry spraw wewnętrznych, w następujący sposób uzasadniła zignorowanie zaleceń z naszego raportu: „Moja decyzja bierze pod uwagę takie kwestie jak opinia publiczna czy potrzeby i następstwa związane z priorytetami dotyczącymi pilnowania porządku publicznego [...]. Jako że istnieją [...] poważne wątpliwości dotyczące potencjalnych szkodliwych konsekwencji, musimy zachować ostrożność i chronić społeczeństwo”[3]. Podczas swojego wykładu wypowiedziałem się między innymi na temat tego, czy takie podejście jest racjonalne i czy przeniesienie konopi do wyższej kategorii prawnej w celu „zachowania ostrożności” rzeczywiście pomoże ochronić społeczeństwo i zredukować szkody. Dlaczego pani Smith nie podjęła żadnych działań w odniesieniu do substancji psychoaktywnej, której szkodliwość została dobrze udowodniona – a mianowicie alkoholu?

Zatytułowałem swój wykład Estimating Drug Harms: A Risky Business? [Określanie szkodliwości narkotyków: ryzykowne zajęcie?], ponieważ z własnego doświadczenia wiem, że mówienie w kategoriach względnych o szkodach wywoływanych przez narkotyki było postrzegane jako drażliwe politycznie. Przekonałem się o tym bardzo dobitnie, gdy rok wcześniej napisałem artykuł naukowy, w którym porównałem szkodliwość tabletek ecstasy ze szkodliwością jazdy konnej. Wzbudził on poważne wątpliwości w parlamencie i spowodował, że otrzymałem przykry osobisty telefon od Jacqui Smith (więcej o tej sytuacji możecie przeczytać na s. 53).

Podobną reakcję wywołał artykuł, który wraz z kilkoma innymi osobami napisałem w 2007 roku[4]. Próbowaliśmy w nim uporządkować dwadzieścia środków psychoaktywnych w zależności od ich szkodliwości, uwzględniając dziewięć różnych rodzajów szkód, między innymi czynniki fizyczne, psychologiczne i społeczne. Podzieliliśmy się w nim dość niezwykłym odkryciem, że alkohol jest czwartym pod względem szkodliwości środkiem psychoaktywnym w Zjednoczonym Królestwie – znalazł się poniżej heroiny i kokainy w formie cracku, ale powyżej tytoniu, konopi i psychodelików. Jako że alkohol jest legalnie dostępny, nasze ustalenia podały w wątpliwość logikę leżącą u podstaw przepisów narkotykowych, które powinny opierać się na szkodliwości poszczególnych substancji.

Politykom nie spodobał się fakt, że ktoś otwarcie uznaje niektóre narkotyki za „mniej szkodliwe” od innych (albo, co gorsza, za mniej szkodliwe od legalnych substancji psychoaktywnych takich jak alkohol), ponieważ mogłoby to zostać potraktowane jako zachęcanie większej liczby ludzi do ich używania albo spowodować, że podejście decydentów będzie wydawało się mniej „twarde” w oczach dziennikarzy z tabloidów. Stało się tak pomimo tego, że celem istnienia różnych klas narkotyków uwzględnionych w Misuse of Drugs Act [Ustawie o nadużywaniu narkotyków] z 1971 roku – a także w amerykańskich przepisach dotyczących substancji kontrolowanych – jest informowanie społeczeństwa o ich względnej szkodliwości (Tabela 1.1)[5]. Środki z klasy B powinny być mniej szkodliwe niż środki z klasy A, a środki z klasy C powinny być mniej szkodliwe niż środki z klasy B. Nawiasem mówiąc, substancje o zastosowaniach medycznych w wielu przypadkach są zarówno kontrolowane na mocy Misuse of Drugs Act, jak i regulowane przez Medicines and Healthcare Products Regulatory Agency [Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych i Wyrobów Medycznych, MHRA] i Medicines Act [Ustawę o lekach] (Ilustracja 1.1). Sytuacja w Stanach Zjednoczonych wygląda podobnie, ale tamtejszy system klasyfikacji wyróżnia więcej grup i opiera się na kategoriach [schedules], a nie na klasach [classes]. Dość dezorientujący jest fakt, że amerykańskie kategorie nie zawsze pokrywają się z kategoriami zawartymi w konwencjach ONZ, a kary obowiązujące w tym kraju są swoiste dla poszczególnych substancji, a nie uzależnione od ich przynależności do kategorii.

Tabela 1.1. Maksymalne kary więzienia określone w brytyjskiej ustawie Misuse of Drugs Act

Klasa

Substancje

Posiadanie

Sprzedawanie

A

Ecstasy, LSD, heroina, kokaina, crack, magiczne grzyby, amfetaminy (wstrzykiwane)

7 lat

Dożywocie

B

Amfetaminy, konopie, Ritalin, ketamina

5 lat

14 lat

C

Środki uspokajające, niektóre środki przeciwbólowe, GHB

2 lata

14 lat

W ten sposób powracamy do konopi. W historii Misuse of Drugs Act są one jedynym środkiem psychoaktywnym, który został przeniesiony do niższej klasy, a stało się to w następstwie zaleceń zawartych w raporcie wicehrabiny Ruth Runciman z 2000 roku[6]. Po ich reklasyfikacji dziennikarze wraz z niektórymi politykami i lekarzami zaczęli jednak wyrażać swój niepokój dotyczący tego, że mocniejsze formy tej rośliny (znane jako „skunk”) mogą wywoływać poważne zaburzenia psychiczne, między innymi schizofrenię.

Ilustracja 1.1. Wiele substancji w Zjednoczonym Królestwie i Stanach Zjednoczonych podlega regulacjom – zarówno jako leki, jak i jako nielegalne narkotyki.

Pytanie, czy nowe odmiany konopi są bardziej szkodliwe od tych, które niegdyś zostały uwzględnione przez Runciman i ACMD, niewątpliwie było zasadne, a jako że byliśmy rządową radą doradczą, wychodziliśmy z założenia, że nasze badania powinny dotyczyć właśnie takich zagadnień. Postanowiliśmy więc przeprowadzić niezwykle dokładne badanie – jedno z najbardziej obszernych, jakie kiedykolwiek zrealizowano w tej dziedzinie. Doszliśmy do wniosku, że choć prawdopodobnie istnieje związek przyczynowy pomiędzy paleniem konopi a niektórymi przypadkami schizofrenii, jest on stosunkowo słaby i nie uzasadnia przeniesienia tej rośliny do wyższej klasy. To prawda, że używanie tego środka wiąże się z ryzykiem wystąpienia poważnych zaburzeń psychicznych, ale jest ono mniejsze niż w przypadku innych substancji z klasy B, takich jak amfetaminy, które również mogą wywołać psychozę. Taki właśnie komunikat chcieliśmy wysłać społeczeństwu poprzez pozostawienie konopi w klasie C.

Nikt z nas nie twierdził, że konopie są w pełni bezpieczne. Kiedy jednak weźmie się pod uwagę różne rodzaje szkód, roślina ta bynajmniej nie okaże się bardziej niebezpieczna od wielu innych środków psychoaktywnych, zwłaszcza od alkoholu – co pokazałem w moim raporcie zamieszczonym w piśmie „The Lancet” w 2007 roku i co potwierdziliśmy później w naszym artykule w „The Lancet” w 2010 roku[7]. Wspomniałem o tym również w moim wykładzie, a podczas wywiadu radiowego zapytano mnie: „Chyba nie próbuje pan powiedzieć, że alkohol jest bardziej szkodliwy od konopi?”. Odpowiedziałem, że dokładnie to mówię i że pisałem już o tym w moim artykule, który został opublikowany w „The Lancet” w 2007 roku, a następnie nagłośniony na pierwszych stronach dwóch popularnych gazet brytyjskich („The Independent” i „The Guardian”), więc nie była to żadna tajemnica. Analogiczne pytania zadawano mi jednak w trakcie innych wywiadów w tamtym tygodniu – wszyscy chcieli przytoczyć moją wypowiedź o tym, że alkohol jest bardziej szkodliwy niż konopie. Jak najbardziej byłem w stanie uzasadnić to twierdzenie, ponieważ opierało się na mojej własnej pracy naukowej, a na dodatek zostało potwierdzone w Holandii za sprawą podobnego badania, którego autorzy przyznali, że alkohol zasługuje na miano jednego z najbardziej szkodliwych środków psychoaktywnych. W rozmowach z dziennikarzami mówiłem również o tym, że rząd poprosił ACMD o wskazanie klasy, w której według nas powinny znajdować się konopie, ale później nie zastosował się do naszych zaleceń.

Kilka dni po wyrzuceniu mnie z pracy brytyjski minister spraw wewnętrznych Alan Johnson wyjaśnił w liście do „Guardiana”: „Poprosiłem go o rezygnację, ponieważ nie może być jednocześnie rządowym doradcą i aktywistą działającym przeciwko polityce rządu”[8]. Na łamach „The Times” odpowiedziałem, że nie rozumiem, co miał na myśli, gdy stwierdził, że przekroczyłem granicę pomiędzy nauką a polityką[9]. Oznajmiłem również, że nie wiem, gdzie dokładnie ta granica się znajduje. ACMD miała za zadanie udzielać porad dotyczących polityki, a wręcz powstała na mocy Misuse of Drugs Act, ponieważ już w latach 70. ubiegłego wieku było wiadomo, że politycy lubią używać przepisów narkotykowych na potrzeby partyjnych rozgrywek. Oczywiście osoby zajmujące się polityką muszą w wielu swoich decyzjach uwzględniać kwestie wykraczające poza „czysto” naukowe dowody, ale sposób klasyfikowania środków psychoaktywnych powinien informować społeczeństwo o ich względnej szkodliwości, a autorzy Misuse of Drugs Act uznali, że ową szkodliwość najlepiej określi grupa niezależnych ekspertów. Działając wbrew naszym zaleceniom, członkowie rządu Partii Pracy pod kierownictwem ministra Gordona Browna sami zatarli granicę pomiędzy nauką a polityką.

Podtytuł tej książki sygnalizuje, że staram się zrozumieć narkotyki (zarówno legalne, jak i nielegalne) i wyrządzane przez nie szkody. Jako psychiatra zawsze traktowałem to jako swój główny cel i miałem nadzieję, że ACMD i podobne międzynarodowe organizacje, takie jak ONZ, również do niego dążą. Podjęcie decyzji o przeniesieniu konopi z powrotem do klasy B było trzecią sytuacją, w której zostaliśmy zignorowani. (Pierwszą było umieszczenie magicznych grzybów w klasie A bez konsultacji z nami, a drugą odrzucenie naszego zalecenia o przeniesieniu tabletek ecstasy do klasy B). Im dłużej rząd upiera się przy uprawianiu polityki sprzecznej z dowodami naukowymi, tym więcej szkód wyrządzają jego działania – tym bardziej że jego członkowie osłabili naszą zdolność do wysyłania spójnych komunikatów na temat zdrowia publicznego, zwłaszcza tych dotyczących zagrożeń związanych z piciem alkoholu. Im bardziej histeryczne i przesadzone są jego twierdzenia o szkodliwości konopi, tym mniej wiarygodny staje się w oczach nastolatek i nastolatków, z których część codziennie upija się do nieprzytomności. Jeżeli chcemy zminimalizować szkody wywoływane przez środki psychoaktywne, musimy dysponować wiarygodnym sposobem ich mierzenia, a także ogólną strategią polityczną, która będzie w stanie reagować na gromadzone przez nas dane. Nawet porównanie zagrożeń związanych z przyjmowaniem konopi i alkoholu uznano jednak za „polityczny” akt wykraczający poza moje kompetencje jako naukowca i lekarza.

Nie jestem jedynym badaczem, który ucierpiał w wyniku niezadowolenia ze strony rządu. Kilka lat wcześniej sir Liam Donaldson, pełniący funkcję naczelnego lekarza kraju w Zjednoczonym Królestwie, ostrzegał przed szybko wzrastającymi kosztami społecznymi wynikającymi z używania alkoholu i zalecał rozsądną strategię opartą na podniesieniu ceny najtańszych napojów alkoholowych[10]. Jego raport został w obraźliwy sposób odrzucony przez rząd Partii Pracy, co doprowadziło do jego przedwczesnego odejścia ze stanowiska. Sir Ian Gilmore, pełniący niegdyś funkcję przewodniczącego Royal College of Physicians [Królewskiego Kolegium Lekarskiego], również został wyśmiany przez wielu dziennikarzy i przez część członków rządu, gdy stwierdził, że obecne przepisy narkotykowe nie działają i że posiadanie narkotyków na własny użytek powinno zostać zdekryminalizowane w podobny sposób, jak stało się to w Portugalii[11].

Dzień po zwolnieniu z pracy otrzymałem e-mail od Toby’ego Jacksona, który żywo interesuje się nauką i ma to szczęście, że jest raczej zamożnym człowiekiem. Był wstrząśnięty tym, jak mnie potraktowano, i zaoferował sfinansowanie alternatywnej niezależnej komisji eksperckiej, która mogłaby kontynuować badania nad środkami psychoaktywnymi bez jakichkolwiek ingerencji politycznych, wskutek czego wspólnie założyliśmy organizację o nazwie Independent Scientific Committee on Drugs [Niezależna Naukowa Komisja ds. Narkotyków], przemianowaną później na DrugScience. Większość naukowych ekspertów i ekspertek, którzy odeszli z ACMD po moim zwolnieniu, dołączyła do tej nowej grupy. (Kilkoro członków pracowało w obu miejscach jednocześnie).

Funkcjonowanie poza instytucjami rządowymi pod wieloma względami było prawdziwym błogosławieństwem, ponieważ pozwoliło nam znacznie bardziej otwarcie krytykować politykę rządu – zwłaszcza w odniesieniu do katastrofalnych działań wymierzonych przeciwko mefedronowi i syntetycznym kannabinoidom (więcej informacji na ten temat znajdziecie w następnych rozdziałach). Mam nadzieję, że niniejsza książka ukaże szerszy kontekst naszej pracy w DrugScience i przyczyni się do debaty, która będzie mocniej osadzona w obiektywnych danych na temat narkotyków – w tym również alkoholu i tytoniu.

Dla kogo jest ta książka

Moja książka skupia się na wielu kontrowersyjnych kwestiach, między innymi na pytaniach dotyczących tego, czy mefedron powinien być nielegalny, czy alkohol jest bardziej szkodliwy od wielu nielegalnych narkotyków i czy uzależnienie można wyleczyć. Opowiadam w niej między innymi o tym, jak działają różne substancje psychoaktywne, dlaczego po nie sięgamy i jak może wyglądać ich przyszłość. W znacznej mierze koncentruję się na tym, co zazwyczaj określa się mianem narkotyków „rekreacyjnych” (choć niemal wszystkie z nich znajdują również zastosowania medyczne), a jeden z rozdziałów poświęcam w całości lekom dostępnym bez recepty i na receptę, między innymi antydepresantom. Moim głównym celem jest poszerzenie waszej wiedzy zarówno o szkodach, jak i o korzyściach związanych z przyjmowaniem różnych środków psychoaktywnych, żebyście mogli podejmować lepsze decyzje i zdawali sobie sprawę z zagrożeń dla waszego ciała (a być może również dla waszej kariery zawodowej i życia rodzinnego). Nawet jeśli nie jesteście zainteresowani przyjmowaniem nielegalnych narkotyków, musicie podejmować decyzje dotyczące używania alkoholu, kawy, tytoniu i farmaceutyków przepisywanych przez waszego lekarza lub lekarkę. Ostatni rozdział kieruję do rodziców, żeby pomóc im porozmawiać z dziećmi o narkotykach, ale mam nadzieję, że wiele spośród tych „dzieci” również go przeczyta.

Nie potrzebujecie żadnej specjalistycznej wiedzy, żeby zrozumieć tę książkę: nie wymaga ona bowiem jakiegokolwiek wcześniejszego rozeznania w kwestiach związanych z medycyną lub narkotykami. Na końcu książki zamieściłem adresy pomocnych stron internetowych, na których możecie znaleźć bardziej szczegółowe informacje o poruszanych przeze mnie zagadnieniach. Zamieściłem tam również pełną listę źródeł internetowych wykorzystanych w tej książce; udostępniłem ją również na stronie anglojęzycznego wydawcy[12], aby ułatwić dostęp do poszczególnych linków.

Choć wszystkie zaprezentowane tu informacje opierają się na danych naukowych, przyjmowanie środków psychoaktywnych wiąże się również z aspektami społecznymi i kulturowymi. Nie można rozmawiać o redukcji szkód wywoływanych przez narkotyki bez uwzględnienia tego, w jaki sposób są używane, jak łatwo są dostępne i jaki jest ich status prawny. Książka ta dotyczy więc również strategii politycznych – zarówno tych redukujących szkody (takich jak zakaz palenia w miejscach publicznych), jak i tych zwiększających szkody (takich jak zezwolenie na sprzedaż alkoholu po obniżonych cenach w supermarketach). Odnoszę się w niej krytycznie do wojny z narkotykami, co wynika nie tylko z tego, że zasady leżące u jej podstaw wyrządziły ogromną krzywdę milionom ludzi na całym świecie, ale również z faktu, że dane na temat jej szkodliwości nie doprowadziły dotychczas do zmiany podejścia. Politycy często muszą podejmować decyzje na podstawie niepełnej wiedzy, więc proponowane przez nich rozwiązania czasem nie działają wystarczająco dobrze albo prowadzą do niezamierzonych negatywnych konsekwencji. W latach 70. nie było jeszcze oczywiste, że próby prowadzenia wojny z narkotykami są skazane na niepowodzenie, ale z obecnej perspektywy widać, że niewątpliwie przynosi ona więcej szkód niż korzyści, a także że powinniśmy radykalnie zmienić sposób myślenia o „problemie narkotyków” i przeanalizować go na nowo jako kryzys w dziedzinie zdrowia publicznego, a nie jako powód do krucjaty moralnej.

Kiedy rozpoczynałem swoją współpracę z rządem, głęboko wierzyłem, że polityka narkotykowa w Zjednoczonym Królestwie, ogólnie rzecz biorąc, zmierza we właściwym kierunku. Wraz z upływem czasu coraz bardziej zdawałem sobie jednak sprawę z rozmiarów jej negatywnych konsekwencji, aż w końcu doszedłem do wniosku, że ustawa Misuse of Drugs Act nie spełnia już swojej funkcji i musi zostać poddana gruntownej rewizji. Decydujące znaczenie miał fakt, że zmieniłem zdanie, a gotowość do zmiany zdania w obliczu nowych informacji jest niezbędnym elementem racjonalnego podejścia do polityki. Dopóki politycy nie wezmą pod uwagę jakichkolwiek strategii innych niż prohibicja i kryminalizacja, dopóty nauka i rzetelne dane będą uznawane za coś niebezpiecznego, a ich zwolenniczki i zwolennicy będą ignorowani albo nawet wyrzucani z pracy. Mam nadzieję, że ta książka przyczyni się do popularyzacji nowego sposobu rozumienia problemów związanych z narkotykami: racjonalnego, naukowego i humanitarnego. Liczę, że kiedy już moi czytelnicy (obywatelki i obywatele po obu stronach Atlantyku i we wszystkich innych miejscach) poznają prawdę o środkach psychoaktywnych, zaczną domagać się od swoich polityków stosownych działań.

[1]Phone Hacking Oral Answers to Questions – Prime Minister, Tom Brake MP, URL-1 [dostęp: 27 czerwca 2019]. Kliknijcie w link URL-1, aby zobaczyć pytanie Brake’a w szerszym kontekście.

[2] David Nutt, Estimating Drug Harms: A Risky Business?, 10 października 2009, URL-2 [dostęp: 6 sierpnia 2019].

[3] Tamże.

[4] David Nutt i in., Development of a Rational Scale to Assess the Harm of Drugs of Potential Misuse, „The Lancet” 2007, t. 369, nr 9566, s. P1047–1053.

[5]Class A, B and C Drugs, Home Office, URL-177 [dostęp: 6 sierpnia 2019].

[6]Drugs and the Law. Report of the Independent Inquiry into the Misuse of Drugs Act 1971, przewodnicząca wicehrabina Runciman, 2000, URL-3 [dostęp: 6 sierpnia 2019].

[7] David Nutt i in., Drug Harms in the UK. A Multicriteria Decision Analysis, DrugScience, 1 listopada 2010, URL-16 [dostęp: 6 sierpnia 2019].

[8] Alan Johnson, Why Professor David Nutt Was Shown the Door, 2 listopada 2009, URL-4 [dostęp: 6 sierpnia 2019].

[9] David Nutt, Penalties for Drug Use Must Reflect Harm, URL-5 [dostęp: 2 września 2019].

[10] Sam Lister, Chief Medical Officer Vows to Press on with Anti-Alcohol Campaign, Despite No 10 Rebuff, 17 marca 2009, URL-6 [dostęp: 6 sierpnia 2019].

[11]Top Doctor Sir Ian Gilmore Calls for Drugs Law Review, 17 sierpnia 2010, URL-7 [dostęp: 6 sierpnia 2019].

[12]https://www.uit.co.uk/drugs-without-the-hot-air-second-edition-urls

Rozdział 2.

Czy tabletki ecstasy są bardziej niebezpieczne niż jazda konna?

Pracuję w dziedzinie nazywanej psychofarmakologią – specjalizuję się w używaniu środków psychoaktywnych do pomagania ludziom z problemami mózgowymi. Kilka lat temu zacząłem leczyć pewną kobietę w średnim wieku, która zgłosiła się do mnie z powodu uszkodzenia mózgu. Jej osobowość zmieniła się po urazie głowy, wskutek czego pacjentka stała się drażliwa i niespokojna. Od czasu do czasu zdarzało jej się przejawiać agresję, a jej impulsywne i trudne zachowania doprowadziły do tego, że jej dzieci umieszczono w ośrodku opiekuńczo-wychowawczym i zakazano jej wchodzić do lokalnego pubu, ponieważ naprzykrzała się tamtejszym pracownikom i klientkom. Zwolniła się z pracy i było mało prawdopodobne, że kiedykolwiek będzie w stanie do niej wrócić. Uszkodzenie mózgu miało nie tylko poważny i trwały wpływ na jej życie, ale również pociągnęło za sobą bardzo wysokie koszty społeczne.

Część mojej pracy klinicznej dotyczy ludzi zmagających się z różnymi nałogami, a historia tej kobiety przypominała historie wielu osób uzależnionych od narkotyków albo innych substancji, ale jej neurologiczne problemy zostały spowodowane przez coś zupełnie innego: przez niefortunny upadek z konia. Przepisałem pacjentce pewien lek na bazie amfetaminy, który pomógł jej złagodzić część symptomów, ale bardzo mnie zaintrygowało, że tak pozornie zdrowa czynność jak jazda konna może być tak niebezpieczna. Zacząłem więc przeglądać statystyki i byłem nimi zdumiony.

Każdego roku w Zjednoczonym Królestwie mniej więcej dziesięć osób[1] ginie podczas jazdy konnej i dochodzi do ponad stu wypadków drogowych[2] związanych z końmi (wiele z nich kończy się śmiercią). Upadek na kark albo plecy może doprowadzić do trwałych uszkodzeń kręgosłupa, a urazy głowy mogą skutkować nieodwracalnymi uszkodzeniami mózgu, których doświadczyła między innymi moja pacjentka. W niektórych obszarach wiejskich, w których jazda konna jest bardzo popularnym sportem, uszkodzenia mózgu po upadku z konia są realnym czynnikiem zwiększającym ryzyko wystąpienia choroby Parkinsona[3]. Naukowcy i naukowczynie ze Stanów Zjednoczonych obliczyli, że każdego roku dochodzi tam do ponad 11 000 przypadków[4] urazowego uszkodzenia mózgu spowodowanego jazdą konną.

Badania przeprowadzone w National Spinal Injuries Centre [Krajowym Centrum Leczenia Urazów Kręgosłupa] w Stoke Mandeville Hospital pokazują, że jeździec w Zjednoczonym Królestwie może spodziewać się poważnego wypadku raz na 350 godzin jazdy konnej[5]. Jeżeli założymy, że mieszkańcy tego kraju poświęcają na jazdę konną dwa miliony godzin rocznie[6], daje nam to mniej więcej 5700 poważnych wypadków. Choć bardziej doświadczeni jeźdźcy zapewne są bardziej świadomi potencjalnych zagrożeń, prawdopodobnie są również bardziej skłonni do podejmowania ryzyka i uczestniczenia w bardziej niebezpiecznych formach jazdy przełajowej, przez co częściej doznają urazów. Wszechstronny konkurs konia wierzchowego i konne polowania na lisy lub inne zwierzęta (np. jelenie) są znacznie bardziej ryzykowne niż inne rodzaje jeździectwa, ponieważ wiążą się ze skokami przez żywopłoty i inne przeszkody. Dane ze Stanów Zjednoczonych sugerują, że każdego roku z powodu jazdy konnej mniej więcej 100 000 ludzi trafia na oddziały pomocy doraźnej, a około 100 osób traci życie. Nawet gra w polo jest niebezpieczna, a jeden z najlepszych zawodników w historii – Carlos Gracida, który uczył między innymi księcia Karola i księcia Harry’ego – zmarł wskutek upadku z konia podczas rozgrywki[7].

Porównanie jazdy konnej z przyjmowaniem tabletek ecstasy

Przytoczone powyżej liczby sugerują, że jazda konna może być znacznie bardziej szkodliwa niż zażywanie niektórych środków psychoaktywnych, które są obecnie nielegalne. Postanowiłem sprawdzić, czy uda mi się porównać zagrożenia związane z jeździectwem i zagrożenia związane z przyjmowaniem tabletek ecstasy – narkotyku cieszącego się dużą popularnością wśród bywalców klubów nocnych. Prawdopodobieństwo niepożądanych zdarzeń w przypadku jazdy konnej wynosi 1 do 350. A jak wysokie jest ono w przypadku używania ecstasy? Aby się tego dowiedzieć, musiałem dotrzeć do informacji porównywalnych z danymi, które znalazłem na temat szkód wynikających z jazdy konnej: zgonów, urazów i wypadków samochodowych. Musiałem również wziąć pod uwagę czynniki swoiste dla określonych środków psychoaktywnych (takie jak ryzyko uzależnienia) i potencjalne problemy społeczne (takie jak agresywne zachowania). Uznałem, że nawet jeśli nie uda mi się znaleźć dokładnych liczb, przynajmniej wyrobię sobie ogólne wyobrażenie o skali szkód wyrządzanych przez każdą z tych czynności i będę mógł ustalić, która z nich jest bardziej niebezpieczna.

Zacząłem od oszacowania, ile osób rocznie ginie z powodu zażywania ecstasy. Liczby różnią się nieznacznie w zależności od źródła, ale w ówczesnych raportach koronerów ze Zjednoczonego Królestwa tabletki ecstasy wskazywano jako jedyną przyczynę śmierci 10–17 osób rocznie, a oprócz tego wspominano o nich w aktach zgonów 33–50 innych osób[8]. Większość użytkowniczek i użytkowników tego narkotyku przyjmuje jednocześnie wiele innych substancji psychoaktywnych, więc sama jego obecność w ich organizmie w chwili zgonu niekoniecznie oznacza, że właśnie on stanowił przyczynę śmierci. Liczbę zgonów spowodowanych przyjmowaniem ecstasy oszacowałem więc w przybliżeniu na 10–50 rocznie.

Następnie zacząłem szukać danych dotyczących ecstasy i wypadków drogowych. Nie ma zbyt dużo informacji na ten temat (prawdopodobnie dlatego, że policja niezbyt regularnie wykonuje badania na obecność tego narkotyku w organizmie), ale udało mi się dotrzeć do badań laboratoryjnych, w których ludzie korzystali z symulatora jazdy samochodem pod wpływem ecstasy albo pod wpływem ecstasy w połączeniu z alkoholem. Wyniki pokazały, że tabletki ecstasy pod pewnymi względami zmniejszały zdolność do prowadzenia pojazdu, ale jednocześnie podnosiły poziom uwagi i koncentracji (efekt ten był szczególnie widoczny w przypadku łączenia ich z alkoholem, ponieważ wydawały się równoważyć jego silnie upośledzający wpływ). Biorąc jednak pod uwagę brak jednoznacznych danych przemawiających na ich korzyść lub niekorzyść, postanowiłem pominąć wypadki samochodowe związane z ich używaniem.

Następnie zacząłem przeglądać statystyki dotyczące szkód wywoływanych przez ecstasy w poszukiwaniu danych, które mógłbym porównać z informacjami o liczbie urazów głowy spowodowanych jazdą konną. W raporcie ACMD z 2008 roku oszacowano, że narkotyk ten każdego roku jest w jakiś sposób związany z kilkoma tysiącami zgłoszeń do szpitala. Większość tych przypadków jest stosunkowo niegroźna albo wynika przede wszystkim z równoczesnego przyjmowania innych substancji – takich jak alkohol albo podobnej do niego substancji uspokajającej o nazwie kwas 4-hydroksybutanowy, która na czarnym rynku jest znana jako GHB. Nie zmienia to jednak faktu, że co roku u kilku osób odnotowuje się ciężkie problemy zdrowotne (np. uszkodzenia wątroby) spowodowane przede wszystkim przez zażywanie ecstasy. Oszacowałem, że środek ten wywołuje rocznie około 2000 poważnych, ale nie śmiertelnych szkód[9], co prawdopodobnie jest mocno zawyżoną liczbą.

Oczywiście jednym z największych zagrożeń związanych z zażywaniem środków psychoaktywnych jest popadnięcie w nałóg. Choć używanie ecstasy nie wywołuje fizycznego zespołu abstynencyjnego, może prowadzić do uzależnienia psychicznego. Co roku mniej więcej 1000 osób zgłaszających się na specjalistyczną terapię uzależnień mówi, że to właśnie tabletki ecstasy są narkotykiem, którego nadużywają w największym stopniu[10]. Prawdopodobnie jest to mniej więcej połowa ludzi uzależnionych od tego środka, ponieważ nie wszyscy poszukują profesjonalnego wsparcia.

Jazda konna nie prowadzi do uzależnienia w ścisłym znaczeniu tego słowa, ale płynąca z niej przyjemność jest na tyle duża, że wiele osób chce uprawiać ten sport nawet po doznaniu szkód z jego powodu. Melanie Reid, słynna dziennikarka z londyńskiego czasopisma „Times”, która złamała kręgosłup po upadku z konia[11], opisywała swoją tęsknotę za jeździectwem w kategoriach bardzo podobnych do głodu narkotykowego. Tak bardzo pragnęła znów jeździć konno, że wróciła do swojego konia jeszcze przed zdjęciem zewnętrznej metalowej konstrukcji, która usztywniała jej szyję i plecy!

Inny duży problem związany z narkotykami polega na tym, że ludzie znajdujący się pod ich wpływem mogą wykazywać zachowania antyspołeczne. Osoby zażywające ecstasy rzadko jednak przejawiają agresję, a na dodatek zdarza im się to niemal wyłącznie w sytuacjach, w których przyjmują jednocześnie inne substancje (takie jak alkohol). Ten pośredni związek jest podobny do zależności między jazdą konną a sporadyczną przemocą, do której dochodzi podczas starć pomiędzy myśliwymi a przeciwnikami polowań. Zachowania antyspołeczne nie wydają się być znaczącym źródłem szkód w przypadku żadnej z tych czynności.

Tabela 2.1. Porównanie szkód wyrządzanych co roku przez ecstasy i przez jazdę konną w Zjednoczonym Królestwie

Rodzaje szkód

Ecstasy (60 milionów przypadków)

Jazda konna (2 miliony przypadków)

Zgony

10–50 zgonów

10 zgonów (a do tego kilka śmiertelnych wypadków drogowych)

Urazy fizyczne

2000 zgłoszeń do szpitali

100 wypadków drogowych bez ofiar śmiertelnych, 5700 poważnych wypadków

Uzależnienie

1000 osób zgłaszających się na terapię uzależnień, 1000 innych osób uzależnionych

Brak uzależnienia

Urazy psychiczne

Umiarkowane zaburzenia funkcji poznawczych u intensywnych użytkowników, problemy z pamięcią, sporadyczne halucynacje wzrokowe i ataki paniki, słabe powiązanie z depresją

Utrata pamięci, zmiana osobowości, wczesny rozwój choroby Parkinsona

Utrata środków do życia i relacji międzyludzkich

W rzadkich przypadkach

W bardzo rzadkich przypadkach (np. u mojej pacjentki)

Krzywdy wobec innych

Bardzo małe

Wypadki samochodowe, sporadyczna agresja pomiędzy myśliwymi a przeciwnikami polowań

Przestępstwa

Nieliczne (pomijając sprzedaż i dostarczanie samego narkotyku)

Nielegalne polowania

Koszty społeczne

Leczenie urazów przez pracowników National Health Service

Leczenie urazów przez pracowników National Health Service

Łącznie

Mniej więcej 6 000

Mniej więcej 6 000

W ostatecznym rozrachunku łączna liczba „niepożądanych zdarzeń” wywoływanych przez ecstasy i jazdę konną jest bardzo podobna – prawdopodobnie wynosi ona mniej więcej 6000 przypadków rocznie (Tabela 2.1). Tabletki ecstasy są jednak znacznie popularniejsze od jeździectwa: policja szacuje, że ich użytkownicy co roku przyjmują mniej więcej 60 milionów porcji[12]. Stosunek 6000 szkód do 60 000 000 przypadków oznacza, że tabletki ecstasy powodują jeden ostry uraz na 10 000 przypadków[13]: tylko jedna na 10 000 tabletek wywołuje poważne szkody. Oczywiście są to przybliżone szacunki, ale mamy tu do czynienia ze znacznie mniejszym ryzykiem niż podczas jazdy konnej, w przypadku której szkody zdarzają się raz na 350 epizodów. W moim mniemaniu mogę więc z dużą pewnością stwierdzić, że jeździectwo jest bardziej niebezpieczną czynnością niż przyjmowanie ecstasy.

Zespół uzależnienia od jazdy konnej

Na podstawie wszystkich zebranych danych napisałem w 2009 roku dla „Journal of Psychopharmacology” artykuł porównujący szkodliwość ecstasy i szkodliwość wymyślonej przeze mnie dolegliwości, którą nazwałem „zespołem uzależnienia od jazdy konnej”[14]. Wspomniałem w nim o niebezpieczeństwach związanych z używaniem ecstasy i zasugerowałem, abyśmy zastanowili się nad wprowadzeniem zakazu jazdy konnej jako sposobu na zredukowanie szkód – dodając, że byłoby to znacznie bardziej praktyczne niż zakaz przyjmowania narkotyków, ponieważ trudno jest jeździć na koniu w zaciszu własnego domu! Kilku czytelników popularnego brytyjskiego czasopisma jeździeckiego pt. „Horse and Hound” zaprotestowało, argumentując, że jeżdżenie na koniu jest zdrowe i pomaga w leczeniu cukrzycy, ale większość ludzi zrozumiała, że mój tekst jest nieco ironiczny. Zaproponowałem eksperyment myślowy: próbowałem pokazać, że kryminalizacja ryzykownego zachowania jest tylko jednym ze sposobów redukcji szkód, ale nie zawsze najbardziej właściwym. Porównanie z ecstasy miało uwypuklić fakt, że debata na temat narkotyków toczy się w oderwaniu od innych przyczyn szkód w społeczeństwie, co nadaje narkotykom inny status – subiektywnie bardziej niepokojący.

W tamtym czasie byłem przewodniczącym rządowej rady doradczej do spraw narkotyków, więc zdawałem sobie sprawę, że mój artykuł wywoła reakcję ze strony rządu, ale nie spodziewałem się osobistego telefonu od ówczesnej ministry spraw wewnętrznych (rządowej polityczki nadzorującej przepisy narkotykowe) Jacqui Smith, która zażądała przeprosin i poinformowała, że wspomni o moim tekście w parlamencie. Niedługo później w swoim przemówieniu powiedziała, że mój tekst „bagatelizuje poważny problem, trywializuje niebezpieczeństwa związane z przyjmowaniem środków psychoaktywnych, emanuje niewrażliwością na cierpienie rodzin ofiar ecstasy i wysyła młodzieży niewłaściwy komunikat na temat zagrożeń narkotykowych”[15]. Wkrótce przyłączył się do niej pewien parlamentarzysta z Partii Konserwatywnej (ówczesnej opozycji), stwierdzając, że używanie narkotyków i jeździectwo są „kompletnie nieporównywalne” i że pracuję na „niewłaściwym stanowisku”[16].

Te reakcje wydawały mi się przesadzone. Bądź co bądź, po prostu porównałem dwa zestawy ogólnodostępnych danych i zasugerowałem, że mogą nam pomóc w zmianie sposobu myślenia o naszym podejściu do narkotyków. Bynajmniej nie miałem zamiaru trywializować bólu osób, które z powodu ecstasy straciły członków rodziny, więc publicznie przeprosiłem wszystkich, którzy mogli odnieść takie wrażenie – chociaż niezmiennie uważam, że cierpienie mojej pacjentki i jej rodziny spowodowane wypadkiem jeździeckim również było ogromne. Sam fakt, że 2000 słów w czasopiśmie naukowym wywołały tak dużo wrogości wobec mojej osoby, wydaje się jednak wiele mówić o naszym podejściu do szkodliwości środków psychoaktywnych.

Czym jest ecstasy?

Dlaczego ludzie tak mocno sprzeciwili się sugestii, że decyzja o zażywaniu ecstasy może być racjonalnym wyborem porównywalnym do decyzji o uprawianiu ryzykownego sportu takiego jak jazda konna? Aby to zrozumieć, musimy przyjrzeć się historii tego narkotyku, wywoływanym przez niego efektom i jego specyficznej pozycji w mediach. Ecstasy to potoczne określenie substancji chemicznej o nazwie 3,4-metylenodioksymetamfetamina (MDMA), która często jest sprzedawana w formie tabletek albo proszku. Po raz pierwszy zsyntetyzowano ją w Niemczech w 1912 roku jako potencjalny środek pomagający w odchudzaniu, ale jej istnienie w znacznej mierze ignorowano aż do lat 60., kiedy to zaczęto używać jej jako dodatku do psychoterapii. Pod względem budowy chemicznej przypomina zarówno amfetaminy, jak i niektóre psychodeliki, i została zdelegalizowana w Zjednoczonym Królestwie w 1977 roku z powodu rzekomego podobieństwa do LSD (choć w rzeczywistości tabletki ecstasy bardzo rzadko wywołują halucynacje). W latach 60. wielu terapeutów na zachodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych korzystało z niej, aby zwiększyć zaangażowanie ze strony klientów i poprawić wyniki sesji psychoterapeutycznych[17], zwłaszcza w ramach terapii dla par. W tamtym czasie nazywano ją „empathy” [empatia] i nikomu nie przyszło do głowy, żeby przyjmować ją w celach rekreacyjnych.

Stała się popularna dopiero w latach 80., gdy ktoś w wyniku olśnienia postanowił przemianować ją na „ecstasy” i zaczął sprzedawać ją w klubach tanecznych. Podobnie jak amfetaminy, tabletki zawierające MDMA dawały użytkowniczkom i użytkownikom duże ilości energii, dzięki czemu mogli tańczyć przez całą noc. Jednak tak jak psychodeliki, wywoływały one również uczucie serdeczności i empatii wobec innych, a także euforyczny „odlot” pojawiający się u osób, które po raz pierwszy poczuły działanie tej substancji. Euforia, energia, empatia: idealny narkotyk imprezowy. Za jego sprawą nawet powtarzający się w nieskończoność rytm elektronicznej muzyki tanecznej brzmiał dobrze!

Ecstasy wywołuje te efekty poprzez uwalnianie serotoniny w mózgu i ośrodkowym układzie nerwowym. Serotonina to naturalnie występujący neuroprzekaźnik (czyli związek chemiczny przesyłający sygnały w mózgu) pomagający w regulacji snu, apetytu, skurczów mięśni, perystaltyki jelit i nastroju. Kiedy ludzie cierpią na kliniczną depresję, podajemy im selektywne inhibitory wychwytu zwrotnego serotoniny [selective serotonin reuptake inhibitors, SSRI], które pomagają podnieść poziom dostępnej serotoniny, żeby mogła spełniać swoje zadania (więcej informacji na ten temat znajdziecie w rozdziale 14.). Dopamina, czyli neuroprzekaźnik przyjemności, również uwalnia się pod wpływem MDMA, przyczyniając się do odczuwania euforii. Działanie ecstasy pojawia się 30–60 minut po przyjęciu tabletki i osiąga szczytowy poziom po 1–2 godzinach. Niektórzy ludzie wolą kupować tę substancję pod postacią proszku i wciągać ją do nosa, co wywołuje szybsze i bardziej krótkotrwałe efekty. W ostatnich latach ta forma prawdopodobnie cieszy się największą popularnością, ponieważ czystość tabletek znacząco się zmniejszyła.

Kiedy użytkownicy i użytkowniczki kupują ecstasy, spodziewają się otrzymać MDMA jako substancję aktywną. Do tabletek często jednak są dodawane inne stymulanty, na przykład kofeina albo katynony, co wynika z tego, że producenci chcą zwiększyć siłę działania albo po prostu nie mają wystarczająco dużo czystej MDMA. Niektóre z tych alternatywnych składników (np. kofeina) są względnie niegroźne, ale inne (np. PMA) mogą być znacznie bardziej toksyczne niż MDMA. Więcej informacji na ten temat znajdziecie w dalszej części książki.

Czy ecstasy zabija?

Pierwsze szeroko nagłośnione zgony powiązane z ecstasy w większości przytrafiły się młodym mężczyznom, którzy zmarli z powodu odwodnienia i hipertermii (zbyt wysokiej temperatury ciała), ponieważ przez wiele godzin tańczyli w klubach o złej wentylacji i nie pili wystarczająco dużo wody. Te wydarzenia wywołały pewną dozę histerii medialnej, ale jednocześnie spowodowały, że rządowa komisja, w której wtedy zasiadałem, udzieliła bardzo rozsądnych wskazówek dotyczących zdrowia publicznego. Kluby zostały zobowiązane do zapewnienia darmowej wody i specjalnych pomieszczeń do wypoczynku, żeby tancerze mieli gdzie ochłonąć. Kiedy właściciele i bywalcy klubów zrozumieli nowe zalecenia, liczba zgonów spowodowanych odwodnieniem uległa zmniejszeniu.

Niestety, w tych wskazówkach nie zostało jasno zaznaczone, że picie wody przeciwdziała zagrożeniom dla zdrowia wynikającym z intensywnego wysiłku fizycznego i wydzielania potu, ale nie jest antidotum na sam narkotyk. W rezultacie doszło do drugiej fali zgonów powiązanych z używaniem ecstasy. Przytrafiały się one przede wszystkim młodym kobietom i wynikały z przewodnienia (zatrucia wodnego), do którego dochodzi, gdy człowiek pije tak dużo wody, że poziom sodu w jego krwi spada do niebezpiecznie niskiego poziomu. (U kobiet zawartość wody w organizmie jest mniejsza niż u mężczyzn, co może wyjaśniać, dlaczego są one szczególnie narażone na tego rodzaju problemy). Najbardziej znany był przypadek brytyjskiej nastolatki Leah Betts, która zmarła po zażyciu dwóch tabletek ecstasy we własnym domu podczas przyjęcia z okazji 18. urodzin. Kiedy poczuła działanie substancji, zaczęła spożywać duże ilości wody, ponieważ sądziła, że tak właśnie powinna robić, mimo że nie tańczyła. Wypiła jej tak dużo, że poziom sodu w osoczu jej krwi znacząco się obniżył (hiponatremia), a następnie cała ta woda została wessana przez komórki mózgu na drodze osmozy, przez co jej mózg napęczniał. Zwiększony nacisk na pień mózgu doprowadził do tego, że zapadła w śpiączkę, z której nigdy się nie obudziła. Kolejna kampania na rzecz zdrowia publicznego pomogła zmniejszyć liczbę zgonów spowodowanych przewodnieniem poprzez rozpowszechnianie informacji o tym, co powinno się pić (napoje dla sportowców albo wodę z dodatkiem soli), w jaki sposób (małymi łykami, a nie haustami) i w jakich ilościach (pół litra na godzinę). Wiemy, że MDMA uwalnia hormon zatrzymujący wodę we krwi (hormon antydiuretyczny), co prawdopodobnie przyczynia się do zatrucia wodnego. Młode kobiety wydają się być wyjątkowo podatne na ten efekt, więc powinny zachować szczególną ostrożność i używać jak najmniej tej substancji (oczywiście jeśli w ogóle jej używają).

Wspomniałem wyżej o najczęstszych przyczynach zgonów powiązanych z ecstasy, ale zdarzają się również sporadyczne przypadki niewydolności wątroby, niewydolności nerek albo nagłego zatrzymania krążenia. Serotonina uczestniczy w regulowaniu krzepliwości krwi i warto wspomnieć, że pewna grupa ludzi zmarła z powodu skrzepów po niekontrolowanym krwawieniu. Ecstasy podnosi tętno i ciśnienie krwi, więc czasami dochodzi do ataków serca, a niektórym użytkownikom przytrafiają się wylewy krwi do mózgu. Te rzadkie, ale śmiertelne reakcje przypominają uczulenie i prawdopodobnie wynikają z genetycznej podatności albo innych ukrytych czynników – niewykluczone, że pewnego dnia będziemy w stanie wykonywać testy na obecność określonych genów, które zwiększają prawdopodobieństwo ich wystąpienia. Oczywiście zawsze są one ogromną tragedią dla rodziny zmarłego, ale dochodzi do nich znacznie rzadziej niż do innych rodzajów alergii, które mogą być śmiertelne, takich jak uczulenie na orzeszki ziemne[18].

Jakie inne zagrożenia wiążą się z przyjmowaniem ecstasy?

Wraz z upływem czasu zgony związane z ecstasy zdarzały się coraz rzadziej, a uwaga badaczy i twórców kampanii w dziedzinie zdrowia publicznego stopniowo przenosiła się z ryzyka zgonu albo długofalowego urazu fizycznego na kwestie związane z efektami psychologicznymi. W wielu badaniach skoncentrowano się zwłaszcza na potencjalnych uszkodzeniach neuronów serotoninergicznych, czyli procesie nazywanym neurodegeneracją. Podczas eksperymentów przeprowadzonych na szczurach i małpach z użyciem dużych dawek substancji czynnej odkryto, że uszkadza ona komórki serotoninergiczne[19]. W ramach badań nad medycznymi zastosowaniami MDMA sprawdzano, czy efekt ten występuje również u ludzi, ale pomimo wysiłków nigdy nie udowodniono, że przyjmowanie tego środka w normalnych dawkach wywołuje neurodegenerację.

U intensywnych użytkowniczek i użytkowników zaobserwowano zaburzenia funkcji poznawczych i pamięci, ale zmiany te były niewielkie i krótkotrwałe, a na dodatek niemal zawsze znikały po zaprzestaniu przyjmowania ecstasy[20]. W przypadku osób przyjmujących wiele różnych środków psychoaktywnych trudno jest ocenić, w jakim stopniu każdy z nich odpowiada za pojawiające się problemy. Występujące u nich zaburzenia prawdopodobnie były spowodowane przez inne substancje i przez czynności, które ludzie często wykonują pod wpływem ecstasy, na przykład przez wielogodzinny taniec. W interesującym badaniu dotyczącym mormońskich nastolatków[21], którzy przyjmowali ecstasy, ale nie zażywali żadnych innych narkotyków ani alkoholu, nie zauważono różnic w umysłowym funkcjonowaniu pomiędzy nimi a osobami, które nie korzystały z jakichkolwiek środków psychoaktywnych.

Niektórzy mieli obawy, że używanie ecstasy może w perspektywie długofalowej zakłócać funkcjonowanie układu serotoninergicznego i powodować depresję, ale w badaniach nad tym zagadnieniem nie zaobserwowano żadnej istotnej klinicznie zależności[22]. Intensywni użytkownicy ecstasy (zwłaszcza ci z określonym genotypem) wypadali nieco gorzej w testach dotyczących ogólnego poziomu przygnębienia, ale nawet osoby z najgorszymi wynikami nie spełniały kryteriów diagnostycznych dla depresji.

Krucjata medialna przeciw tabletkom ecstasy

Media wykazują intensywne i często niewspółmiernie duże zainteresowanie szkodliwością ecstasy, co w znacznej mierze wynika ze sposobu, w jaki ten środek upowszechnił się wśród rekreacyjnych użytkowników i użytkowniczek narkotyków. Na początku lat 80. po raz pierwszy pojawił się na imprezach tanecznych w Stanach Zjednoczonych, natomiast w Europie rozprzestrzenił się po tym, jak tysiące bywalczyń i bywalców klubów przyjęło go na Ibizie latem 1986 roku. Wywarł ogromny wpływ na muzykę elektroniczną i niedługo później olbrzymie rzesze ludzi zaczęły regularnie odwiedzać nocne lokale, żeby posłuchać euforycznych i transowych utworów, które pod wpływem ecstasy brzmiały szczególnie dobrze. Choć ten nowy sposób zabawy cieszył się ogromną popularnością, stworzył dwa nowe problemy dla właścicieli klubów[23]. Pierwszy polegał na tym, że za tancerzami nieuchronnie podążały gangi przestępcze, które sprzedawały nielegalny narkotyk każdemu, kto chciał go przyjmować. Drugi problem polegał natomiast na tym, że użytkowniczki i użytkownicy ecstasy pili raczej mało alkoholu, od którego sprzedaży zależała wysokość zysków z imprez. Gdy wynajmowanie klubów stało się zbyt drogie, organizatorzy wydarzeń zaczęli szukać miejsc, których mogliby używać bez jakichkolwiek opłat – niezadaszonych terenów w okresie letnim i pustych magazynów w okresie zimowym. W czasach poprzedzających powszechny dostęp do internetu inicjatorzy darmowych imprez rave informowali o miejscu spotkania za pośrednictwem pirackiego radia, a następnie prowadzili konwój samochodów do tajnej lokalizacji, którą zajmowali na czas zabawy.

Te wydarzenia niewątpliwie wiązały się z zagrożeniami dla zdrowia i bezpieczeństwa: podczas dużych imprez tysiące ludzi przyjmowały duże dawki różnych substancji w odludnych miejscach, do których w razie jakiegokolwiek wypadku trudno było wezwać służby ratunkowe (zwłaszcza w czasach przed pojawieniem się telefonów komórkowych). Choć sami użytkownicy ecstasy bardzo rzadko zachowywali się agresywnie lub antyspołecznie, dilerzy narkotyków zarabiający pieniądze na imprezach czasami przejawiali agresję, co było niezwykle kłopotliwe dla policji. Te problemy były jak najbardziej realne, a od przedstawicielek i przedstawicieli rządu w Zjednoczonym Królestwie i innych krajach domagano się reakcji na „kulturę rave”. Znaczna część tych nacisków wynikała jednak z kilku innych problemów społecznych, które w tamtym czasie były istotne, a użytkowników ecstasy postrzegano jako kontrkulturowych buntowników sprzeciwiających się konserwatywnym strategiom politycznym. Jako że ten narkotyk był już wtedy nielegalny w Zjednoczonym Królestwie, rząd pod kierownictwem ówczesnego premiera Johna Majora w 1994 roku zdecydował się zakazać „darmowych imprez” na mocy Criminal Justice and Public Order Act [Ustawy o sądownictwie karnym i porządku publicznym], definiując rave jako wydarzenie z muzyką opartą na „monotonnym rytmie”, zorganizowane w nielicencjonowanym miejscu[24]. Zasadniczo zmusiło to tancerzy do powrotu do klubów, które pobierały wysokie opłaty za bilet wstępu albo uzależniały swoje funkcjonowanie od klientek i klientów spożywających duże ilości alkoholu. Prawda jest taka, że spożycie napojów alkoholowych w Wielkiej Brytanii w latach 1950–2007 niemal ciągle wzrastało, a jedyny znaczący okres jego spadku i stabilizacji nastąpił podczas rozkwitu sceny rave, czyli od końca lat 80. do połowy lat 90. (Ilustracja 2.1), ponieważ wielu ludzi przerzuciło się wtedy na ecstasy[25].

Ilustracja 2.1. Wzrost szacowanego spożycia alkoholu (w litrach alkoholu na osobę powyżej 14. roku życia)

Efekt tych społecznych i prawnych zmian był taki, że tabletki ecstasy stały się dla mediów nośnym tematem powiązanym z antyrządowymi protestami i młodzieżową kontrkulturą. W rezultacie dziennikarze i dziennikarki systematycznie informowali o problemach związanych z tym środkiem, nieproporcjonalnie często w porównaniu z innymi środkami psychoaktywnymi, stwarzając wrażenie, że jest on bardziej szkodliwy niż w rzeczywistości[26]. W pouczającym badaniu szkockiej prasy z lat 1990–1999 porównano doniesienia o zgonach spowodowanych przez narkotyki i leki z oficjalnymi danymi zebranymi od koronerów. Dziennikarze poinformowali tylko o jednym spośród 265 zgonów spowodowanych przez paracetamol, ale nagłośnili aż jedną trzecią zgonów, które miały jakiś związek z amfetaminą (13 z 36). W tym samym okresie z tabletkami ecstasy powiązano 28 zgonów, z których aż 26 pojawiło się w mediach – znacznie więcej niż w przypadku jakiejkolwiek innej substancji. (Prawdopodobnie tylko jedna trzecia z tych 28 zgonów faktycznie była spowodowana używaniem ecstasy).

Oczywiście dziennikarki i dziennikarze byli żywo zainteresowani wyłącznie historiami, które pasowały do narracji mówiącej o tym, że „ecstasy jest szkodliwe”. Dobrym przykładem kontrastu pomiędzy reakcją na „dobrą” wiadomość a „złą” wiadomość o tym narkotyku jest pewna sytuacja, która miała miejsce w Stanach Zjednoczonych w 2002 roku. Naukowiec, dr George Ricaurte, opublikował w czasopiśmie „Science”[27] artykuł, w którym poinformował o znalezieniu nowych dowodów świadczących o tym, że MDMA powoduje „poważną neurotoksyczność dopaminergiczną” u małp. Jako że tego efektu nie zaobserwowano podczas wcześniejszych badań z użyciem małych dawek, zaprezentowane przez niego wyniki zaskoczyły wiele innych naukowczyń i naukowców zajmujących się tym obszarem. Gdyby jednak okazały się prawdziwe, mogłoby to oznaczać, że rekreacyjni użytkownicy ecstasy wystawiają się na ryzyko wystąpienia w późniejszym życiu takich dolegliwości jak choroba Parkinsona. Wnioski z badań Ricaurte’a zostały szeroko nagłośnione, zwłaszcza że w amerykańskim Kongresie pracowano wtedy nad Reducing Americans’ Vulnerability to Ecstasy (RAVE) Act [Ustawą o zmniejszaniu podatności na ecstasy wśród Amerykanów][28]. Następnie we wrześniu 2003 roku Ricaurte opublikował oficjalne sprostowanie początkowych doniesień[29]: z jakiegoś powodu pomylił dwie fiolki z substancjami, a neurotoksyczność, którą zaobserwował, tak naprawdę została wywołana przez metamfetaminę. Tym razem jego artykuł nie wzbudził jednak niemal żadnego zainteresowania ze strony mediów. Informacja „ecstasy wywołuje chorobę Parkinsona” wydaje się dobrym tematem dla dziennikarzy, natomiast informacja „ecstasy jest mniej szkodliwa, niż dotychczas sądziliśmy” najwyraźniej nie jest warta nagłośnienia.

W rzeczywistości MDMA nie wywołuje choroby Parkinsona, a wręcz może skutecznie pomagać w kontrolowaniu uciążliwego drżenia ciała u pacjentek i pacjentów z tą dolegliwością[30]. Jeżeli trwające obecnie badania nad tym zagadnieniem dostarczą pozytywnych wyników, będzie to dowód na jeszcze jedno terapeutyczne zastosowanie tej substancji – oprócz jej korzystnego wpływu na terapię dla par i małżeństw, a także na leczenie zespołu stresu pourazowego (więcej informacji znajdziecie w ramce na s. 61). Tego rodzaju przełomowe odkrycia rzadko pojawiają się na pierwszych stronach gazet i warto zaznaczyć, że obecnie nie uznaje się żadnych oficjalnych zastosowań MDMA w medycynie.

W Zjednoczonym Królestwie wszystkie nielegalne substancje psychoaktywne są przyporządkowane do klas [class], które określają kary za ich posiadanie i rozprowadzanie, a także do kategorii [schedule], które określają i regulują ich użycie w medycynie. Na mocy amerykańskich przepisów i konwencji ONZ środki psychoaktywne umieszcza się w kategoriach w zależności od ich domniemanej szkodliwości. MDMA znajduje się w kategorii 1, co oznacza, że została uznana za jedną z najbardziej niebezpiecznych substancji. Na dodatek taka kategoryzacja zakłada, że MDMA jest pozbawiona jakichkolwiek znaczących zastosowań medycznych – pomimo coraz większej liczby dowodów, że w leczeniu niektórych przewlekłych i lekoopornych zaburzeń jest ona znacznie skuteczniejsza od powszechnie stosowanych leków.

Ecstasy pozostaje w niewłaściwej kategorii między innymi dlatego, że media wydają się mieć obsesję na punkcie jej szkodliwych właściwości, przez co politykom i polityczkom bardzo trudno jest wziąć pod uwagę jakąkolwiek reklasyfikację. Kiedy w 2008 roku brytyjska rada doradcza do spraw narkotyków zarekomendowała przeniesienie MDMA z klasy A do klasy B, aby zmniejszyć kary za posiadanie i rozprowadzanie, rząd jasno zakomunikował, że bez względu na zgromadzone dowody nie zamierza zmieniać statusu prawnego tej substancji[31].

Znacznie większe postępy udało się poczynić w Stanach Zjednoczonych. MDMA niegdyś uznawano tam za substancję zarówno psychodeliczną, jak i stymulującą, więc kary za jej posiadanie i rozprowadzanie określono poprzez zsumowanie kar dotyczących LSD i kokainy; przy wydawaniu wyroków 1 gram MDMA traktowano jako ilość równie szkodliwą co 500 gram marihuany. W 2020 roku organizacja American Civil Liberties Union [Amerykański Związek Praw Obywatelskich] poparła prawny sprzeciw wobec takich proporcji. W nowojorskim sądzie wysłuchano zeznań brytyjskiej ekspertki, prof. Valerie Curran, i amerykańskiego eksperta, prof. Johna Halperna; oboje stwierdzili, że szkodliwość MDMA została w znacznym stopniu wyolbrzymiona, zwłaszcza w odniesieniu do uszkodzeń mózgu. Sąd przyjął to do wiadomości i zalecił, aby 1 gram tej substancji traktowano porównywalnie do 200 g marihuany. Niewątpliwie jest to wyraźny postęp w stosunku do wcześniejszych proporcji, ale obecny status prawny wciąż wyolbrzymia szkodliwość MDMA.

Ecstasy: problem moralny

Ecstasy jest niebezpiecznym środkiem psychoaktywnym – w żadnym wypadku nie należy interpretować tego rozdziału tak, jakbym próbował sugerować cokolwiek innego. Ale jak bardzo niebezpiecznym? Jak pięć półlitrowych kufli piwa? Jak jazda na motorze? David Spiegelhalter, profesor z Cambridge University specjalizujący się w analizowaniu ryzyka, obliczył, że połknięcie tabletki ecstasy jest równie niebezpieczne jak przejechanie sześciu mil na motocyklu albo dwudziestu mil na rowerze[32]. Tego rodzaju porównania są użyteczne, ponieważ pomagają ludziom podejmować decyzje dotyczące ich zachowań na podstawie realistycznej oceny potencjalnych zagrożeń. Politycy i polityczki często podchodzą do nich jednak z dużą niechęcią.

Kiedy brytyjska ministra spraw wewnętrznych Jacqui Smith, czyli osoba odpowiedzialna za brytyjskie przepisy narkotykowe, zadzwoniła do mnie i poprosiła, żebym przeprosił za mój artykuł o zespole uzależnienia od jazdy konnej (zob. s. 41), odbyliśmy następującą rozmowę:

Jacqui Smith: Nie może pan porównywać szkód wynikających z legalnej czynności i szkód wynikających z nielegalnej czynności.

David Nutt: Dlaczego nie?

Jacqui Smith: Ponieważ jedna z tych czynności jest nielegalna.

David Nutt: Dlaczego jest nielegalna?

Jacqui Smith: Ponieważ jest szkodliwa.

David Nutt: Czy nie powinniśmy porównać jej szkodliwości z innymi czynnościami, aby określić, czy powinna być nielegalna?

Jacqui Smith: Nie może pan porównywać szkód wynikających z legalnej czynności i szkód wynikających z nielegalnej czynności [krzyk].

Kilkakrotnie prowadziłem tę zapętloną rozmowę z członkami i członkiniami parlamentu. Zawarte w niej błędne koło logiczne dotyczące nielegalności opiera się na tym samym filozoficznym fundamencie co wojna z narkotykami (w dalszej części książki opiszę ten temat bardziej szczegółowo). W trakcie naszej rozmowy Jacqui Smith próbowała zakomunikować, że używanie narkotyków stanowi zupełnie odrębną kategorię czynności i że jest nieporównywalne z czymkolwiek innym. Taki światopogląd zakłada, że przyjmowanie środków psychoaktywnych pod pewnymi względami jest nie tylko szkodliwe, ale również niemoralne; z tego wynika, że decydenci nie są zainteresowani oceną zagrożeń – ponieważ chcieliby zlikwidować użycie narkotyków, nawet gdyby nie wyrządzałyby żadnych szkód. To z kolei sprawia, że wolą kłaść nacisk na strategie, których celem jest zmniejszenie całkowitej liczby użytkowników, a nie całkowitej wielkości szkód.

Jest to problematyczne z kilku powodów. Przede wszystkim powoduje, że decydenci i decydentki w pewnym sensie strzelają sobie w stopę. Bynajmniej nie jest pewne, że rządy mają szczególnie duży wpływ na to, czy obywatelka spróbuje narkotyku, czy nie, ponieważ tego rodzaju eksperymenty w znacznej mierze zależą od norm społecznych i trendów kulturowych[33]. Działania rządowe mogą jednak mieć duży wypływ na to, czy obywatelka dozna szkód w wyniku używania środków psychoaktywnych. Warto również zaznaczyć, że nawet jeśli strategie dążące do pełnej abstynencji przynoszą pewne rezultaty, oddziałują przede wszystkim na sporadycznych użytkowników, którym najłatwiej jest całkowicie zrezygnować z używek, a nie na intensywnych użytkowników albo nałogowców, którzy doświadczają najwięcej szkód. Gdybyśmy na przykład skoncentrowali się wyłącznie na ograniczaniu skali użycia alkoholu, liczba abstynentów i abstynentek najprawdopodobniej zwiększyłaby się tylko wśród 30 milionów brytyjskich użytkowników, którzy i tak nie przekraczają rekomendowanych dziennych limitów – jeżeli w ogóle by się zwiększyła. Absurdem byłoby skupiać się na osobach doznających najmniej szkód zamiast dążyć do tego, żeby pomóc 10 milionom intensywnych użytkowników i użytkowniczek w zmniejszeniu ilości spożywanego przez nich alkoholu.

Na dodatek koncentracja na ograniczaniu skali użycia może w ostatecznym rozrachunku podkopywać działania nastawione na faktyczną redukcję szkód, ponieważ niektórzy ludzie obawiają się tego, że owe działania mogłyby „zachęcać” ludzi do eksperymentowania z narkotykami. Dobrym przykładem jest ustawa RAVE Act, która weszła w życie w Stanach Zjednoczonych w 2003 roku i została uzasadniona między innymi błędnymi danymi zaprezentowanymi przez Ricaurte’a w artykule o neurotoksyczności MDMA (zob. s. 50). W większym stopniu zobowiązała ona właścicieli klubów do ograniczania skali użycia narkotyków na imprezach, traktując sprzedaż butelkowanej wody i udostępnianie specjalnych pomieszczeń do wypoczynku jako dowody świadczące o tym, że lokale dostosowują się do potrzeb użytkowników ecstasy.

Krytycy i krytyczki tej ustawy zaznaczali, że właśnie te działania nastawione na redukcję szkód wywierają korzystny wpływ na zdrowie publiczne i pomagają zmniejszyć liczbę zgonów spowodowanych odwodnieniem po zażyciu ecstasy[34]. Podkreślali również, że jeżeli właściciele klubów z obawy przed odpowiedzialnością karną przestaną zapewniać klientkom i klientom wodę albo pomieszczenia do wypoczynku, może to doprowadzić do wzrostu liczy zgonów. Nie istnieje jednoznaczny związek pomiędzy takimi strategiami jak uchwalenie RAVE Act a skalą użycia środków psychoaktywnych, więc efekt tej ustawy najprawdopodobniej będzie taki, że liczba młodych ludzi zażywających ecstasy pozostanie na tym samym poziomie, ale będą oni przyjmować ten narkotyk w mniej bezpiecznych warunkach. Nawet jeśli RAVE Act odwiódł pewną liczbę ludzi od sięgania po ecstasy, trudno jest potraktować to jako „sukces”, ponieważ całkowita wielkość szkód wśród użytkowników się zwiększyła.

Dlaczego mierzenie szkodliwości środków psychoaktywnych przeraża polityków

Problemy związane z RAVE Act pokazują, dlaczego rządy tak bardzo obawiają się mierzenia szkodliwości środków psychoaktywnych. „Twarde podejście do narkotyków” wymaga od polityków i polityczek prób ograniczania skali użycia, ale skupianie się wyłącznie na niej jest mało miarodajne – stanowi ona bowiem tylko jeden z wielu czynników, które składają się na całkowity wpływ środków psychoaktywnych na społeczeństwo; Ilustracja 2.2[35] przedstawia szacunki dotyczące łącznych kosztów (podanych w miliardach dolarów) wynikających z używania legalnych i nielegalnych środków psychoaktywnych, a także z kilku innych ważnych przyczyn problemów zdrowotnych w Stanach Zjednoczonych. Oczywiście skala użycia jest powiązana ze skalą szkód, a jej zmniejszanie (zwłaszcza w niektórych grupach docelowych, takich jak nastolatki) może odgrywać pewną rolę w skutecznych strategiach redukujących owe szkody. Dysponujemy jednak bardzo ograniczoną wiedzą na temat tego, jakie działania sprawdzają się w tej dziedzinie. Co więcej, strategie skoncentrowane na zmniejszaniu skali użycia nie tylko dają małą nadzieję na sukces, ale również często przynoszą więcej szkód niż korzyści w innych obszarach. Mierzenie tych innych rodzajów szkód mogłoby podać w wątpliwość politykę rządu, więc często nie zbiera się danych i nie przeprowadza się analiz dotyczących tego zagadnienia. Szkody wynikające z przyjmowania środków psychoaktywnych są bardzo złożone. Moje porównanie pomiędzy używaniem ecstasy a jazdą konną opierało się na przybliżonych kalkulacjach, które miały dać ogólne wyobrażenie o szkodliwości każdej z tych czynności, a nie dostarczyć szczegółowych liczb. Mimo to musiałem wziąć pod uwagę kilka różnych rodzajów szkód, z których część dotyczyła jednostki (na przykład zgony i uzależnienia), a część innych ludzi (na przykład przestępstwa i koszty społeczne). Moja analiza bynajmniej nie była wyczerpująca i być może przeoczyłem kilka ważnych czynników – nie uwzględniłem na przykład szkód doznawanych przez konie, które często tracą życie podczas dużych wyścigów i skoków przez przeszkody[36]. Jest bardzo ważne, żebyśmy brali pod uwagę jak najwięcej zjawisk, ponieważ strategia redukująca szkody w jednej dziedzinie może zwiększać negatywne konsekwencje w jakiejś innej części systemu. W następnym rozdziale zaprezentuję jeden ze sposobów bardziej systematycznego myślenia o szkodach, porównując poszczególne środki psychoaktywne pod względem wielu różnych kryteriów.

Ilustracja 2.2. Szacunki dotyczące łącznych kosztów społecznych wynikających z używania legalnych i nielegalnych środków psychoaktywnych, a także z innych ważnych przyczyn problemów zdrowotnych w Stanach Zjednoczonych

Jeśli traktujecie użycie nielegalnych narkotyków jako problem moralny, prawdopodobnie nie będzie miało dla was znaczenia, czy ich użytkownicy i użytkowniczki szkodzą samym sobie, ponieważ uznacie, że podejmują ryzyko i wszelkie negatywne konsekwencje są wyłącznie ich winą. Ten sposób myślenia jest jednak nielogiczny, ponieważ poziom ryzyka związanego z przyjmowaniem narkotyków jest podobny jak w przypadku codziennych czynności, takich jak jazda konna, które nie są postrzegane jako niemoralne, a dobre strategie dotyczące jeździectwa nie polegają na powstrzymywaniu ludzi przed wsiadaniem na konie, lecz na noszeniu kasków i przestrzeganiu określonych zasad bezpieczeństwa. Na dodatek jest niehumanitarny i stoi w sprzeczności z zasadami powszechnej opieki zdrowotnej, które leżą u podstaw brytyjskiej National Health Service i opierają się na założeniu, że nawet choroba wywołana samodzielnie przez pacjenta zasługuje na współczującą opiekę. Jest również błędny i wydaje się wynikać z niezrozumienia tego, w jaki sposób działa publiczna służba zdrowia. W minionym stuleciu w opiece zdrowotnej poczyniliśmy ogromne postępy, które wynikają właśnie z tego, że zaczęliśmy leczyć wszystkich: choroby się rozprzestrzeniają i każdy zyskuje na pomaganiu osobom, które są najbardziej narażone na zarażenie się nimi i przekazanie ich dalej. Użytkownicy i użytkowniczki narkotyków stanowią część społeczeństwa, więc oferowanie im odpowiedniego leczenia przynosi korzyści wszystkim – wliczając w to również ludzi, którzy nie przyjmują żadnych narkotyków.

Punktem wyjścia do mojego porównania pomiędzy używaniem ecstasy a jazdą konną był fakt, że zajmowałem się pacjentką z uszkodzeniem mózgu – kobietą, którą ktoś mógłby obarczyć odpowiedzialnością za jej problem zdrowotny, ponieważ gdyby nigdy nie wsiadła na konia, nie doznałaby urazu. Mimo to antynarkotykowe gazety, takie jak brytyjski tabloid „Daily Mail”, nigdy nie opublikowałyby nagłówka obwiniającego ją za jej stan ani nie domagałyby się od rządu, żeby jeźdźcy byli wtrącani do więzień, ponieważ stanowią obciążenie dla społeczeństwa. Współczująca opieka nad nią i jej dziećmi pomogła złagodzić ich potworne cierpienie, a właśnie taki rodzaj troski o niesamodzielnych ludzi jest postrzegany jako wyznacznik cywilizowanego społeczeństwa w innych dziedzinach zdrowia. Powinniśmy zastosować ten sposób myślenia również wobec osób przyjmujących narkotyki i zacząć sumiennie dążyć do zredukowania szkód, a nie tylko skali użycia.

Opowieść ku przestrodze: jak ONZ przyczyniła się do zwiększenia szkód związanych z przyjmowaniem ecstasy

Ogólna reguła jest taka, że im więcej podejmuje się prób zredukowania użycia narkotyków, tym większe są szkody wśród użytkowników. W następnych rozdziałach przedstawię wiele przykładów tego zjawiska, ale historia ecstasy jest prawdopodobnie jedną z najgorszych. Pod koniec lat 90. pracownicy i pracownice ONZ zaczęli być sfrustrowani, że choć MDMA została zdelegalizowana mniej więcej 20 lat wcześniej, użycie tej substancji nie zniknęło ani nawet nie zmalało. Postanowili więc spróbować innego podejścia: zdelegalizować prekursor, żeby podziemni chemicy nie mogli produkować MDMA. Prekursorem MDMA jest safrol, który w tamtym czasie pozyskiwano z olejku z tropikalnej rośliny o nazwie sasafras. W 1999 roku ONZ postanowiła zabronić jego nielicencjonowanej produkcji, dystrybucji i sprzedaży. Zakaz ten zmniejszał skalę produkcji MDMA tylko odrobinę, dopóki w drugiej połowie 2007 roku nie przechwycono 50 ton kambodżańskiego olejku z sasafrasu w porcie w Laem Chabang w Tajlandii – ilość wystarczającą do zaspokojenia potrzeb związanych z połową ogólnoświatowej rocznej produkcji ecstasy.

Pracownicy i pracownice ONZ wierzyli, że uporali się z produkcją ecstasy i że w rezultacie zmniejszy się użycie tego narkotyku. Mechanizmy rządzące podziemnym rynkiem chemicznym nie są tak proste – jeśli istnieje popyt, zawsze pojawi się sposób na jego zaspokojenie. Gdy safrol stał się trudniejszy do zdobycia, podziemni chemicy zaczęli szukać alternatywnych materiałów wyjściowych i natrafili na olejek z anyżu. Jest to ważny składnik wielu produktów spożywczych, kosmetyków i artykułów toaletowych, więc jest powszechnie dostępny i w praktyce nigdy nie będzie można go zdelegalizować. Anetol zawarty w olejku anyżowym pod względem budowy jest podobny do safrolu, ale zawiera o jeden atom tlenu (O) mniej.

Ilustracja 2.4. Budowa chemiczna cząsteczek safrolu i anetolu. Safrol i anetol są podobne pod względem budowy chemicznej. MDMA produkuje się z safrolu, natomiast PMA i PMMA produkuje się z anetolu.

Podziemni chemicy zaczęli więc przepuszczać olejek anyżowy przez proces syntezy stosowany w produkcji MDMA, wskutek czego otrzymywali jedną z dwóch substancji: PMA albo PMMA (w zależności od tego, jakiej dokładnie procedury używali). Oba te związki można było sprzedać jako MDMA i wykorzystać do wyprodukowania tabletek ecstasy.

Problem polega na tym, że PMA i PMMA mają znacząco inne właściwości niż MDMA i są znacznie bardziej szkodliwe. O wiele wolniej wchłaniają się przez żołądek: MDMA zaczyna działać po 20 minutach od połknięcia tabletki, a PMA i PMMA mogą zacząć działać nawet po 60 minutach. W rezultacie wielu ludzi myśli, że tabletki są słabe, więc biorą ich o kilka więcej, aby poczuć mocniejszego „kopa”. Kiedy PMA lub PMMA docierają do mózgu, zaczynają uwalniać serotoninę tak samo jak MDMA, ale jednocześnie blokują jej rozpad, przez co jej ilość może wzrosnąć do toksycznego poziomu i wywołać zespół serotoninowy prowadzący do hipertermii, drżenia mięśni albo nawet śmierci.