Splątane winorośle - Maclean Julianne - ebook + książka

Splątane winorośle ebook

Maclean Julianne

4,4

30 osób interesuje się tą książką

Opis

Słodki smak winogron, urzekający zapach kwiatów, ciepłe promienie słońca na skórze, szum wiatru między cyprysami… Do tego rodzinne tajemnice z przeszłości, spadek, zazdrość, romans i zdrada. A to wszystko pod słońcem Toskanii… Julianne MacLean stworzyła powieść idealną! Wyrusz razem z Fioną, bohaterką książki Splątane winorośle, w podróż do Włoch po szczęście.

 

Jeśli jakąś umiejętność Fiona opanowała do perfekcji, to z pewnością było to utrzymywanie sekretów. Tylko ona wiedziała, że matka nawiązała w młodości romans w Toskanii i po jej śmierci zrobiła wszystko, by nadal utrzymać to w tajemnicy. Szczególnie przed ukochanym ojcem.

 

Sprawa się komplikuje, gdy Fiona dostaje wiadomość, że jej biologiczny ojciec zmarł. Młoda kobieta wybiera się w podróż do Włoch, gdzie zastaje rodzinę zszokowaną faktem jej istnienia i… zdeterminowaną, by pozbawić Fionę udziału w spadku. Podczas gdy sekretny romans matki powoli wychodzi na światło dzienne, dziewczyna próbuje radzić sobie z licznymi pułapkami życia rodzinnego i pełną napięcia rywalizacją z nowo poznanym rodzeństwem.

 

 „Czy nie byłoby cudownie odziedziczyć winnicę w Europie? To właśnie się przydarza – zupełnie nieoczekiwanie – bohaterce powieści Splątane winorośle Julianne MacLean. Czytając tę niezwykłą opowieść o pogmatwanych rodzinnych sekretach z toskańską winnicą w tle, będziemy mieć ochotę na kieliszek orzeźwiającego chianti classico. Cin cin!”
Kristin Harmel, autorka bestsellerów „New York Timesa”

 

„Toskania, słońce, winnica, romans i tajemnica sprzed lat… to recepta na piękną, wakacyjną powieść. Splątane winorośle polecam osobom, które szukają w książkach wzruszeń i ukojenia”.
Anna Sakowicz, autorka bestsellerowego cyklu Jaśminowa Saga

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 438

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (148 ocen)
86
36
24
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Karolinka1988

Nie oderwiesz się od lektury

Fiona, trzydziestoletnia Amerykanka dostaje telefon, że zmarł jej biologiczny ojciec i zostawił jej spadek. Przed śmiercią matka Fiony wyznała jej, że jej biologicznym ojcem jest Anthony Clark, właściciel toskańskiej winnicy. Na prośbę matki dziewczyna utrzymywała tę informację w tajemnicy przed mężem matki i mężczyzną, którego całe życie uznawała za ojca. Fiona leci do Włoch. Tam dowiaduje się, że Anthony zapisał jej całą winnicę w testamencie. Zapis ten nie podoba się dzieciom zmarłego. Nienawidzą one Fiony. Fiona odkrywa co zaszło pomiędzy jej matką a Anthonym. Idealna i wciągająca lektura na wakacje. Czuć klimat Włoch. Nie podobało mi się, że rozdziały poświęcone Sloane - siostrze Fiony i Lilian - matce Fiony zostały napisane w narracji trzecioosobowej, a z kolei dotyczące Fiony w pierwszoosobowej. Uważam, że autorka mogła trzymać się jednego typu narracji.
10
marcinskraburski

Całkiem niezła

dobra rozrywka. fajna na lato
10
martap69

Nie oderwiesz się od lektury

świetnie napisana powieść. polecam
10
mami66

Nie oderwiesz się od lektury

piękna historia.
10
Crooleeck806

Nie oderwiesz się od lektury

Aż chce się napić wina po tej lekturze 🍷🍷🍷🤩
10

Popularność




Tytuł oryginału: These Tangled Vines
Copyright © 2021 by Julianne MacLean Publishing Inc. All rights reserved.
Copyright © for the Polish translation by Aleksandra Dzierżawska Copyright © for the Polish edition by Poradnia K, 2022
Redaktor prowadząca i redakcja: MODESTIA KATARZYNA SARNA
Korekta: HANNA KOSIŃSKA, RAFAŁ SARNA
Projekt okładki: CAROLINE JOHNSON
Adaptacja okładki: ILONA GOSTYŃSKA-RYMKIEWICZ
Wydanie I
ISBN 978-83-67195-22-5
Wydawnictwo Poradnia K Sp. z o.o. Prezes: Joanna Bażyńska 00-544 Warszawa, ul. Wilcza 25 lok. 6 e-mail: [email protected]
Poznaj nasze inne książki. Zapraszamy do księgarni:www.poradniak.plfacebook.com/poradniaklinkedin.com/company.poradniakinstagram.com/poradnia_k_wydawnictwo
Konwersja: eLitera s.c.

ROZDZIAŁ 1

FIONA

Floryda, rok 2017

Ze snu wyrwał mnie dźwięk telefonu. Najwyraźniej musiałam być w fazie REM, bo mimo że słyszałam dzwonek, jeszcze zanim zdążyłam się wybudzić, potraktowałam go jako element snu i jako taki postanowiłam zignorować. Aż do czwartego sygnału, który w końcu skłonił mnie do otwarcia oczu.

Przewróciłam się na bok i sięgnęłam ręką ku stojącemu przy łóżku stolikowi, chwyciłam telefon i nacisnęłam przycisk „Odbierz”.

– Halo?

W słuchawce usłyszałam kobiecy głos z wyraźnym włoskim akcentem:

– Buongiorno. Szukam Fiony Bell. Czy dobrze się dodzwoniłam?

Zamrugałam parę razy, przyzwyczajając wzrok do bladego porannego światła. Uniosłam się na łokciu i zmrużyłam powieki, by dojrzeć na tarczy zegara godzinę – było kilka minut przed siódmą.

– Tak, tu Fiona.

– Bene – odpowiedziała kobieta. – Nazywam się Serena Moretti, dzwonię z Florencji, z Włoch. Mam pani do przekazania pewną wiadomość, ale obawiam się, że nie jest ona zbyt pomyślna.

Powolnym ruchem uniosłam się nieco, wciąż opierając się o wezgłowie łóżka, po czym położyłam dłoń na czole, jednocześnie z całej siły zaciskając powieki. Fakt, że ta kobieta dzwoni z Włoch, mógł oznaczać tylko jedno. Sprawa dotyczyła mojego ojca. Mojego prawdziwego ojca. Tego, którego nigdy nie poznałam.

– O co chodzi? – zapytałam, wciąż lekko nieprzytomna, usiłując zmusić mózg, by raczył się obudzić.

Po drugiej stronie słuchawki nastąpiła długa pauza.

– Bardzo przepraszam. Właśnie uzmysłowiłam sobie, która jest u was godzina. Chyba źle policzyłam różnicę czasu... Czy panią obudziłam?

Słyszałam ciężkie krople deszczu bębniące w okno mojego domu na Florydzie, w regionie Panhandle, i obserwowałam targane wiatrem palmy, których liście uderzały o szyby.

– Owszem, ale to nic. I tak powinnam już wstawać. O co chodzi?

Kobieta odchrząknęła.

– Z przykrością muszę panią poinformować, że pani ojciec Anton Clark odszedł wczoraj w nocy...

Jej słowa dzwoniły mi w uszach. Czułam, że nie jestem w stanie ich przyswoić, a tym bardziej zdobyć się na jakąkolwiek odpowiedź.

– Bardzo mi przykro – dodała kobieta w taki sposób, jakby było powszechnie wiadome, że ten obcy mężczyzna żyjący gdzieś we Włoszech był moim ojcem, podczas gdy w rzeczywistości nie wiedział o tym nikt. Przynajmniej po tej stronie Atlantyku.

W całej Ameryce Północnej nie było ani jednej osoby, która znałaby moją sytuację. Nawet mój tata nie wiedział o niczym. Informacja o tym, kto jest moim biologicznym ojcem, stanowiła prezent ofiarowany mi przez matkę na parę godzin przed jej śmiercią spowodowaną tętniakiem mózgu. Prawdę mówiąc, nie jestem pewna, czy zdołałam przebaczyć jej to, że powierzyła mi tę tajemnicę.

Poprawiłam się na łóżku, prostując się odrobinę, i zaczęłam przepatrywać zakamarki mózgu w poszukiwaniu właściwej odpowiedzi. Chciałam powiedzieć coś adekwatnego, ale wymyślenie czegokolwiek stanowiło nie lada wyzwanie – emocje szalały we mnie z siłą tornada. Oczywiście to tragedia, że ktoś umarł – bardzo mi z tego powodu przykro – ale kompletnie nie znałam faceta. Nie wiedziałam o nim nic poza tym, że zapłodnił moją mamę podczas tamtego feralnego, upiornego lata, które spędzili razem w Toskanii trzydzieści jeden lat temu.

Nie miałam pojęcia, co dokładnie wydarzyło się między moją mamą a tamtym mężczyzną, bo w trakcie naszej rozmowy matka była pod wpływem silnych leków. Nie była w stanie – jak również, zapewne, nie miała specjalnej ochoty – zapuszczać się w szczegóły związane z informacyjną bombą, którą właśnie zdetonowała. Była już o krok od śmierci i chyba musiała to przeczuwać.

– Nie możesz powiedzieć tego swojemu ojcu, przenigdy – powiedziała wtedy. – Myśli, że jesteś jego córką. Prawda by go zabiła.

I to by było na tyle. Mama nie ujawniła mi o moim prawdziwym ojcu niczego poza jego imieniem i narodowością. Dodatkowo zmusiła mnie do złożenia przysięgi, że na temat okoliczności swojego poczęcia nie puszczę pary z gęby, w przeciwnym razie będę odpowiedzialna za zgon taty. Miałam wtedy zaledwie osiemnaście lat...

Przez ostatnie dwanaście lat dotrzymywałam słowa, bo jej uwierzyłam – rzeczywiście sądziłam, że prawda mogłaby dosłownie go zabić. Właściwie wciąż tak myślałam ze względu na rozmaite problemy zdrowotne ojca, które sprawiały, że każdy kolejny dzień stanowił ogromne wyzwanie – jednocześnie mógł być postrzegany jako swoiste błogosławieństwo. Z powodu tego wszystkiego zakopałam powierzoną mi przez matkę tajemnicę w najgłębszych zakamarkach podświadomości. Zdołałam się zmusić, by niemalże zapomnieć o tym, co mi powiedziała. Usiłowałam wyrzucić tę informację z głowy, udawać, że to nieprawda, że to część jakiegoś koszmarnego snu.

Teraz dostałam telefon z Włoch, a kobieta po drugiej stronie słuchawki po prostu wiedziała o wszystkim.

– Przykro mi to słyszeć – odezwałam się w końcu. – Co się stało?

– Nastąpił nagły rozległy zawał serca – wyjaśniła. – Zmarł, zanim służby medyczne zdołały dotrzeć na miejsce. Nie można było już nic zrobić. Mam nadzieję, że przyniesie pani ulgę informacja, że odszedł szybko, we własnym domu i nie był sam.

Z trudem przełknęłam ślinę, a potem wykrztusiłam:

– Rozumiem.

„We własnym domu”. Te słowa nieoczekiwanie sprawiły, że jego postać nabrała realnych kształtów – był prawdziwym człowiekiem z krwi i kości, który stanowił element mojego życia, a teraz już go nie było. Po prostu, ot tak. Nie żył już na tej samej planecie. Wkrótce będzie pogrzebany – nie w przenośni, w czeluściach podświadomości, ale dosłownie, w ziemi. Już nigdy nie będę w stanie zobaczyć go na własne oczy.

– No cóż, to... to prawdziwa ulga, że przynajmniej... nie cierpiał.

Po tej wypowiedzi nastąpiła długa, niezręczna cisza, a ja czułam się zawstydzona tym, że nie odczuwałam nawet cienia żalu. Ale właściwie, co mogłam z tym zrobić? Jedyne, co czułam, to dezorientację, zaprawioną niezdrową ciekawością: zaczęłam zachodzić w głowę, czy rzeczywiście jest za późno, by go zobaczyć. Przecież nawet nie wiem, jak wyglądał. A może planowane było czuwanie przy ciele?

Nagle coś do mnie dotarło – ojciec był świadom mojego istnienia. Uznał moją osobę za istotną na tyle, by wydać dyspozycje odnośnie do poinformowania mnie o jego odejściu. Zawsze zakładałam, że matka utrzymywała całą sprawę w sekrecie również przed nim.

– Przepraszam – zaczęłam, desperacko usiłując przerwać panującą w słuchawce ciszę. – Jakie są pani powiązania z... – brnęłam, z najwyższym trudem dobierając słowa. – Skąd zna pani mojego ojca?

– Po raz kolejny: bardzo przepraszam – odpowiedziała kobieta. – Powinnam była się przedstawić. Pracuję w biurze prawnym firmy Donatello & Costa. Zajmowaliśmy się prawnymi sprawami pani ojca we Włoszech i dlatego właśnie dzwonię.

Wyprostowałam się jeszcze bardziej i mocniej wcisnęłam się w poduszki, czując się nagle w pełni obudzona.

– Widnieje pani w ostatniej woli jako jedna z beneficjentek – wytłumaczyła moja rozmówczyni. – W związku z tym trzeba będzie podpisać kilka dokumentów.

– Chwileczkę... Co takiego? – spytałam, czując jak serce ląduje mi nagle w okolicach żołądka.

– Pogrzeb zaplanowany jest na poniedziałek, a we wtorek jeden z członków rodziny dokona oficjalnego odczytania testamentu. Zdaję sobie sprawę, że powiadamiam panią późno i nieoczekiwanie, ale może byłaby pani w stanie przylecieć?

Poczułam nagłe uderzenie gorąca i krew zawrzała mi w żyłach na myśl o perspektywie samotnej podróży do Europy w celu zawarcia znajomości z rodziną człowieka, którego nigdy nie chciałam poznać, zresztą nie sądziłam, że jest to w ogóle możliwe. Niezależnie od tego, co mi zapisał, i tak nie chciałam tego przyjąć. Z powodu owego mężczyzny moja mama czuła wstyd i ból w dniu swojej śmierci. Widziałam to, gdy wyjawiała mi prawdę. Mimo że była już na łożu śmierci, i tak z najwyższym trudem o tym mówiła. Nie wiem, co dokładnie zdarzyło się między nimi, ale z pewnością nie było to dla niej przyjemne wspomnienie.

Poza tym jak niby miałabym wytłumaczyć to tacie? Temu kochającemu mężczyźnie, który mnie wychował? Nie byłabym w stanie powiedzieć mu tego po przeszło dekadzie nieszczerości. Myśl, że utrzymywałam przed nim w tajemnicy coś tak ogromnie ważnego, mogłaby złamać mu serce, a przecież i tak tyle już przeżył. Przez minione lata zmuszony był znieść zbyt wiele strat.

Ostrożnie zmieniłam pozycję na łóżku.

– Mhm... to naprawdę sporo informacji. Ja... nie jestem pewna... – Z trudem przełknęłam ślinę. – Czy jest naprawdę konieczne, żebym stawiła się na miejscu osobiście? Rzecz w tym, że to naprawdę daleka podróż, a mówiąc szczerze, nie byłam zbyt blisko z... – Po raz kolejny słowo „ojciec” ugrzęzło mi w gardle, więc dokonałam nagłego zwrotu. – Nie wiem, na ile dobrze zna pani sytuację, pani Moretti, ale nigdy nie poznałam pana Clarka. I zawsze zakładałam, że nie wie o moim istnieniu. Jedno, co mogę stwierdzić z pewnością, to to, że nie wykonał żadnych ruchów, by mnie poznać. Dlatego pani telefon stanowi dla mnie wielką niespodziankę. Nie znam nikogo z jego rodziny, więc moje pojawienie się mogłoby być dla wszystkich bardzo niezręczne. No i nie chciałabym znaleźć się tak daleko od mojego taty, który potrzebuje mnie tu, na miejscu. Czy jest jakikolwiek sposób, byśmy załatwiły to za pomocą maila albo faksu?

Pani Moretti milczała przez dłuższą chwilę.

– Jestem świadoma tego, że nie była pani częścią życia pana Clarka, ale w testamencie wyraził się jasno. Nie będę owijać w bawełnę, zostawił pani nieruchomość. Sądzę, że powinna pani przyjechać na miejsce, obejrzeć ją i wtedy zadecydować, co chce pani z nią zrobić.

– Nieruchomość. – Moje brwi uniosły się w wyrazie niedowierzania. – We Włoszech? Ile... to znaczy... ile ona może być warta? – zapytałam, po czym zacisnęłam powieki i potrząsnęłam głową. – O mój Boże, przepraszam. To zabrzmiało strasznie zachłannie, a ja nie jestem chciwa. Jestem po prostu zaskoczona, to wszystko. Zaskoczona i zdezorientowana. Zupełnie się tego nie spodziewałam.

– Proszę nie przepraszać – uspokoiła mnie pani Moretti. – Wzięłam panią z zaskoczenia. Naprawdę chciałabym móc powiedzieć pani nieco więcej o tym, co pani odziedziczyła, ale niestety nie wiem nic ponad to, co przekazałam do tej pory. To wszystko jest dosyć skomplikowane: pani ojciec był Brytyjczykiem, więc spisywał testament zgodnie z brytyjskimi wytycznymi. Dopiero jutro przyjedzie prawnik z fizyczną wersją dokumentu, ja jestem tylko posłańcem. Próbuję skoordynować przyjazd wszystkich zainteresowanych w celu omówienia szczegółów na miejscu.

Brytyjczykiem? Zawsze wyobrażałam sobie, że był Włochem...

Przyciskając pięść do czoła, usiłowałam przeanalizować całą sprawę. Właśnie poinformowano mnie, że odziedziczyłam po kompletnie nieznanym mi człowieku nieruchomość znajdującą się na terenie Włoch. Nie miałam bladego pojęcia, ile może być warta, ale musiałabym być skończoną frajerką, żeby odrzucić spadek. Bóg jeden wie, że pieniądze naprawdę by się nam przydały. Koszty opieki nad tatą nie należały do najniższych.

A więc tak: musiałam zaakceptować fakt, że powinnam zarezerwować pierwszy dostępny lot do Włoch, załatwić sobie wolne w pracy i wymyślić dobry sposób na poinformowanie o wszystkim taty.

– Dobrze – powiedziałam. – Spróbuję dziś wsiąść do samolotu. Gdzie właściwie lecę? Do jakiego miasta?

Usłyszałam po drugiej stronie szelest przewracanych kartek.

– Powinna pani polecieć do Florencji. Poproszę szofera, by odebrał panią z lotniska i przywiózł do Montepulciano. Czy może mi pani podać adres mailowy, na który mogłabym przesłać garść informacji i numery kontaktowe? I czy mogę poprosić o numer telefonu komórkowego, który wpiszę do formularza?

– Tak – zgodziłam się, po czym podałam wymagane informacje, a pani Moretti zapewniła mnie, że w ciągu kilku minut powinnam dostać od niej wiadomość.

Zakończyłam połączenie i odłożyłam słuchawkę. Przez chwilę siedziałam na łóżku bez ruchu, z szeroko otwartymi oczami utkwionymi w jednym ze swoich obrazów. Ten akurat sprawiał, że patrząc na niego, czułam się tak, jakbym stała na szczycie skalistego wybrzeża otoczona bezkresnym wzburzonym morzem. Namalowałam go rok temu, niedługo przed rozstaniem z Jamiem. Poczułam przeszywający mnie chłód i się wzdrygnęłam.

Mój biologiczny ojciec nie żył, ale z jakiegoś powodu przed śmiercią zdecydował się uwzględnić mnie w testamencie.

Odwróciłam wzrok od obrazu i odrzuciłam kołdrę na bok. Ścieląc łóżko, podjęłam decyzję, że nim otworzę laptopa, by zabrać się do szukania lotów, muszę koniecznie napić się kawy. Wiążąc szlafrok, wsłuchiwałam się w gwiżdżący przy okapie wicher. Smutek ogarnął mnie jak ciężka ciemna chmura.

Przecież on tak naprawdę nie był moim ojcem, mówiłam sobie. No bo przecież co ma wspólnego z rodzicielstwem wynik badania DNA? Nie miałam z tym człowiekiem żadnej osobistej relacji, nie było między nami miłości ani lojalności, czyli tego, co zwykle stanowi podstawę więzi w normalnych rodzinach. Pani Moretti użyła przez telefon właśnie tego słowa: „rodzina”. Powiedziała, że we wtorek odbędzie się oficjalne odczytanie testamentu dla członków rodziny. W tym opisie miałam się mieścić również ja.

Nawet nie wiedziałam, kim są ci mityczni członkowie rodziny. Czy to jego dzieci? Moje rodzeństwo? Jego żona? Bracia? Siostry? Kuzyni? Nie było miejsca dla mnie pomiędzy nimi. No, chyba że stawią się też inne nieślubne latorośle, takie same jak ja. W takim przypadku może odkrylibyśmy, że coś faktycznie nas łączy. Nie wiedziałam jednak, czy są na to szanse. Właściwie to nie wiedziałam nic.

– Biorąc pod uwagę, że mamy niedzielę, to bardzo wcześnie wstałaś – skomentowała Dottie moje pojawienie się w kuchni.

Dottie była opiekunką i pracowała zwykle na nocnych zmianach. Towarzyszyła tacie i mnie już od wielu lat. Uwielbiałam ją za to, że zawsze tryskała energią. W trakcie pracy podśpiewywała znane kawałki, farbowała włosy na różowo i fioletowo, frywolnie żartowała sobie z tatą, co zawsze wywoływało na jego twarzy uśmiech – nawet w najgorsze dni. Wszyscy opiekunowie, którzy przewinęli się przez nasz dom, byli wspaniali, ale nikt poza Dottie nie wytrzymał dłużej niż rok lub dwa. Przychodzili i odchodzili, czemu właściwie trudno było się dziwić. Opieka nad pacjentem dotkniętym czterokończynowym paraliżem była raczej zajęciem ciężkim i wymagającym.

– Tak. Słyszałaś, jak dzwonił telefon? – zapytałam.

– Owszem, ale odebrałaś, zanim zdążyłam podejść. Kto, u licha, wydzwania o siódmej rano w niedzielę?

Jakimś cudem udało mi się w porę zebrać myśli.

– Moja szefowa. Ale zanim do tego przejdziemy, powiedz, proszę, jak tata. Czy dzisiaj spał dobrze?

Ostatnie kilka nocy było naprawdę ciężkich, głównie z uwagi na męczącą tatę infekcję.

– Tak, spał jak niemowlę.

– To dobrze – ucieszyłam się. – Bo dziś jest dzień filmu!

Tata kochał film i teatr i było dla niego ważne, by co jakiś czas wyrwać się z domu. Raz w tygodniu Jerry, jeden z naszych dziennych opiekunów, zabierał tatę na popołudniowy seans. Korzystałam z okazji i zaszywałam się w studiu, które zorganizowałam sobie w garażu, by móc od czasu do czasu malować. To była moja jedyna ucieczka.

Tata był poniekąd szczęściarzem – miał częściową władzę w nadgarstkach i dłoniach. Wszyscy opiekunowie, którzy przewinęli się przez nasz dom, usiłowali pracować nad utrzymaniem jego mięśni we względnej sprawności. Dzięki temu tata był w stanie korzystać z komputera i posługując się systemem rozpoznawania głosu, mógł samodzielnie pisać. Był uznanym autorem thrillerów, miał na swoim koncie już trzy książki, ale ostatnio zajmował się przede wszystkim pisaniem artykułów dla fundacji, którą założyli w 1996 roku razem z mamą, by zbierać pieniądze na badania związane z urazami rdzenia kręgowego. Moim zdaniem pisanie książek bardzo go wyczerpywało. Niestety, szczerze mówiąc, nie sprzedawały się najlepiej. Z pierwszą było jeszcze całkiem nieźle, ale kolejne dwie były sporym rozczarowaniem dla wydawcy.

Mogłam się tylko domyślać, że było to dla taty naprawdę ciężkie. Sądził, że pisanie jest jedyną rzeczą, do której był zdolny.

Poza tym był najdzielniejszym człowiekiem, jakiego znałam. Wypadek, podczas którego doznał urazu rdzenia kręgowego, miał miejsce jeszcze przed moimi narodzinami, więc nie mogłam pamiętać taty z czasów, gdy funkcjonował samodzielnie. Od dziecka jednak czułam, że kocha mnie i ubóstwia bardziej niż kogokolwiek i cokolwiek na świecie. Nigdy nie uważałam, by był w jakikolwiek sposób wybrakowany w porównaniu z ojcami innych dzieci. Miałam świadomość, że nasza sytuacja jest inna, ale nigdy nie czułam się czegokolwiek pozbawiona, i były powody, dla których tak odbierałam naszą rzeczywistość.

Gdy była mała, siadałam na kolanach taty, a on kręcił swoim elektrycznym wózkiem piruety, które wywoływały u mnie histeryczne piski radości. Wózek uruchamiany był guzikiem dotykowym, a kontrolowany za pomocą wajchy, którą tata pozwalał mi ruszać w zdecydowanie za młodym wieku. Razem powodowaliśmy rozmaitego rodzaju wypadki, gdy wjeżdżaliśmy na kolejne stoły, przewracaliśmy kolejne lampy i stosy książek, które miały nieszczęście znaleźć się na naszej drodze. „Ups!”. Tak brzmiało wówczas jego ulubione słowo. Obydwoje świetnie wiedzieliśmy, że doprowadza ono do szewskiej pasji mamę, która odpowiedzialna była za sprzątanie po nas całego bałaganu – było to jeszcze, nim zaczęliśmy zatrudniać pełnoetatowych opiekunów. Mama była gotowa zrobić dla taty wszystko, a ja przejęłam od niej to oddanie. Do czasu, gdy skończyłam osiemnaście lat, byłam przekonana, że jesteśmy najbardziej zżytą rodziną na świecie – wszystko za sprawą wyzwań, którym musieliśmy wspólnie stawiać czoła każdego dnia, szczególnie podczas kolejnych pobytów taty w szpitalu. Te powodowane były przez infekcje, z których każda mogła stanowić śmiertelne zagrożenie. Tata był wtedy kompletnie bezbronny. Zresztą to akurat się nie zmieniło.

Potem nagle mama zmarła z powodu tętniaka mózgu, a ja zostałam wplątana w sekrety i kłamstwa. W ten sposób dowiedziałam się, że ludzie nie zawsze są tacy, za jakich chcą uchodzić. Oczywiście z wyjątkiem mojego taty. On zawsze był ze mną szczery i prawdziwy. Moim jedynym pragnieniem po śmierci mamy było sprawić, by czuł się szczęśliwy i pozostał zdrowy. Nie mogłam stracić także jego.

To był kolejny powód, dla którego nie wolno mi było zdradzić mu powierzonej mi przez mamę tajemnicy.

– A więc co do tego telefonu... – zaczęłam, obserwując, jak Dottie umieszcza w tosterze kawałek chleba z zamiarem zrobienia mi grzanki.

– Czego, do jasnej anielki, chciała twoja szefowa? – zapytała z pasją. – Mam nadzieję, że chodziło o coś ważnego.

– Owszem – odpowiedziałam. – Zapytała, czy mogłabym przez parę dni zastąpić ją na konferencji sprzedażowej w Londynie w tym tygodniu. Miała zrobić prezentację, ale się rozłożyła, jakieś problemy z żołądkiem, więc zapytała, czy mogłabym pojechać za nią.

Dottie gwałtownie odwróciła się w moją stronę.

– Serio? Do Londynu? Do Anglii? Tam, gdzie mieszka królowa?

Zachichotałam.

– Tak, właśnie o to miejsce chodzi. Musiałabym zarezerwować nocny przelot dziś lub jutro.

– To znaczy, że się zgodziłaś?

– No jasne! Chyba tylko skończony idiota odmówiłby darmowej wyprawy do Londynu?

Przez chwilę rozważałam umieszczenie domniemanej konferencji gdzieś we Włoszech, by chociaż odrobinę zbliżyć się do prawdy, ale obawiałam się, że wzmianka o tym kraju może nie być najlepszym pomysłem. To właśnie tam zdarzył się wypadek. Była to najstraszliwsza trauma w życiu mojego taty i podejrzewam, że mógłby bardzo źle się czuć z myślą, że się tam wybieram. Londyn był bezpieczniejszą opcją. Wskazując na to miasto, nie musiałam poruszać tematu Toskanii.

– Poradzicie sobie beze mnie? – zapytałam, stając plecami do Dottie ze wzrokiem utkwionym w tosterze.

– Oczywiście. Co za fantastyczna okazja! Masz w walizce miejsce dla gapowicza? Mogłabym się zwinąć w taki maleńki kłębuszek...

Uśmiechnęłam się, czekając, aż grzanka wyskoczy z czeluści tostera.

– To by dopiero była heca.

– Twój tata bardzo się ucieszy, że trochę pozwiedzasz!

– Taką mam nadzieję – odpowiedziałam, smarując chleb masłem. – Bo czuję się fatalnie z tym, że go zostawiam.

Dottie odezwała się pewnym tonem:

– Nie mów tak, Fiono. Zasługujesz na to, żeby się wyrwać, i absolutnie nie wolno ci się z tego powodu obwiniać. Jeśli ktokolwiek mógłby czuć się winny, to chyba on – za to, że masz poczucie, że musisz czuwać nad nim dwadzieścia cztery godziny na dobę. Naprawdę świetnie sobie radziliśmy, gdy w zeszłym roku się wyprowadziłaś. I bardzo się cieszył z twojego szczęścia, pamiętasz?

Znalazłam w lodówce słoik dżemu truskawkowego, postawiłam go na blacie i usiadłam obok Dottie.

– Tak, poniekąd się cieszył, chociaż obie doskonale wiemy, że nigdy nie przepadał za Jamiem.

– Owszem, nie przepadał – odpowiedziała. – Ale powtarzałam mu, że musisz żyć swoim własnym życiem, a on ma ci na to pozwolić. Trzeba było trochę go przekonywać, ale w końcu przyznał mi rację.

– Bardzo ci za to dziękuję – powiedziałam, rzucając jej pełen wdzięczności uśmiech. – Mimo że nic z tego nie wyszło...

Dottie upiła łyk herbaty.

– Przykro mi, że nie wyszło.

– Mnie również. – Westchnęłam. – Chciałabym, żeby sprawy ułożyły się inaczej, ale Jamie był zbyt... jak by to ująć... no cóż... chyba mogę nazwać go materialistą. Może i lepiej, że zdałam sobie z tego sprawę przed ślubem, a nie po. Naprawdę nie miałabym najmniejszej ochoty łożyć teraz na prawnika, który zajmowałby się rozwodem.

To właśnie pieniądze stały się zarzewiem konfliktu między mną a Jamiem. Nie mógł przeboleć tego, że wspieram tatę finansowo. Niby jaki miałam wybór? Nie przelewało się nam. Kwota z polisy ubezpieczeniowej mamy była na wykończeniu, a książki taty wycofano już z księgarni. Tantiemy przestały spływać wiele lat wcześniej. Owszem, miał stabilny przychód z renty i parę rządowych dodatków, to jednak nie wystarczało na trzech pełnoetatowych opiekunów oraz opłacenie vana i nowego wózka, który sprawiliśmy mu w zeszłym roku.

Jamie chciał, żebyśmy odkładali na zaliczkę na dom i kupili sobie nowy samochód, ale ja, dzieląc się przychodami z tatą, nie byłam w stanie odłożyć prawie nic. Pod koniec naszego związku miałam wrażenie, że bez przerwy kłócimy się o to, jak powinniśmy wydawać pieniądze. W końcu Jamie postawił mi ultimatum: on albo tata. Bardzo mi się to nie spodobało, więc dokonałam wyboru. Wybrałam tatę.

A teraz... Włochy.

Musiałam pojechać. Musiałam dowiedzieć się, co takiego odziedziczyłam po ojcu, którego nigdy nie poznałam. Nie chciałam robić sobie nadziei, ale co, jeśli ta nieruchomość naprawdę miała jakąś wartość? Mogłaby wtedy w znaczący sposób wpłynąć na nasze życie.

– Jednak trzeba przyznać, że przystojny był ten Jamie – rzuciła Dottie. – Trudno ci się dziwić, że na niego poleciałaś. Miał cudowne błękitne oczyska, w których z łatwością dało się utonąć...

Zachichotałam, pogryzając tosta.

– Fakt, miał. Ale na tego typu walorach daleko się nie zajedzie. – Dokończyłam śniadanie i podniosłam się od stołu, żeby wstawić talerz do zmywarki. – Powinnam poszukać lotów – powiedziałam.

Dottie podeszła, by mnie uściskać.

– Co ja bym bez ciebie zrobiła? – westchnęłam z uśmiechem.

Dottie odsunęła się ode mnie kawałek i ujęła moją twarz w obie dłonie.

– Twój ojciec jest naprawdę farciarzem, że ma taką córkę. Jesteś dla niego całym światem, Fiono.

Jej słowa wywołały znajomą reakcję: natychmiast poczułam napięcie w klatce piersiowej. Ostatnimi czasy coś takiego zdarzało mi się bardzo często. Zaczęło się od zerwania z Jamiem i ponownego wprowadzenia się do domu. Oczywiście, niczego na świecie nie pragnęłam tak mocno jak tego, by tata był szczęśliwy i by dobrze o niego dbano. Z drugiej strony czasami bywało naprawdę ciężko. Podczas tych gorszych dni panowała niewypowiedziana zasada, że wszyscy powinni zachowywać się pozytywnie. Pracowaliśmy w pocie czoła, by utrzymać nastrój taty na dobrym poziomie. Wiązało się to z silną presją, więc nie byłam w stanie udawać, że nie cieszę się na myśl o wyrwaniu się i paru dniach, podczas których będę miała trochę czasu dla siebie.

– Gdybyśmy nie spotkały się już przed moim odjazdem na lotnisko – zwróciłam się do Dottie. – Mam nadzieję, że będziecie mieć dobry tydzień. Opiekuj się tatą, dobrze?

– Oczywiście, jak zawsze! A ty przekaż królowej pozdrowienia, gdy tylko dotrzesz do Londynu.

– Tak zrobię – zakończyłam, usiłując ukryć, jak bardzo czuję się gotowa na opuszczenie tego domu.

Ruszyłam do pokoju, gdzie otworzyłam laptopa.

Po gruntownym przeczesaniu Expedii zdecydowałam się na lot z przesiadką we Frankfurcie, bo był najtańszy. Gdy tylko dostałam od linii lotniczych potwierdzenie rezerwacji, wysłałam pani Moretti informację o swoich planach, a ona odpowiedziała, przesyłając szczegółowe instrukcje dotyczące mojego przyjazdu do Toskanii.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki