Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Akademia wampirów. Tom 1 - ebook

Data wydania:
22 lutego 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,99

Akademia wampirów. Tom 1 - ebook

Magia, namiętności i intrygi w szkole dla wampirów.

W ukrytej przed światem Akademii Świętego Władimira wampiry czystej krwi – moroje – uczą się posługiwać swoimi nadprzyrodzonymi mocami, a mieszańce – dampiry – szkolą się na ich strażników. Najgroźniejszymi ich wrogami są strzygi, nieśmiertelne wampiry, które potrafią przeniknąć nawet do szkolnych klas i dormitoriów w poszukiwaniu kolejnych ofiar, władzy i krwi.

 

Lissa Dragomir jest morojską księżniczką, ostatnią przedstawicielką swojego królewskiego rodu. Musi być cały czas chroniona przed strzygami, które zagrażają śmiertelnym wampirom takim jak ona.

Rose Hathaway to dampirka, w której żyłach płynie ludzka i wampirza krew. Jest nie tylko najlepszą przyjaciółką Lissy, ale też jej najbardziej oddaną opiekunką. Łączy je niezwykła telepatyczna więź.

Po dwóch latach życia na wolności Lissa i  Rose wracają do Akademii. Przyjaciółki nie powinny ani na chwilę stracić czujności, tymczasem Lissa wpada w depresję, a Rose zostaje wystawiona na próbę nie tylko morderczych treningów, ale i zakazanej miłości. Staje przed wyborem między przyjaciółką, dla której żyje, a mężczyzną, bez którego nie może żyć...

 

Serial na podstawie powieści, którego twórczyniami są Julie Plec (odpowiedzialna za 
sukces m.in. Pamiętników wampirów) i Marguerite Macintyre, można obejrzeć na 
platformie SkyShowtime.

 

 

O autorce:

 

RICHELLE MEAD napisała kilkadziesiąt książek dla dorosłych i młodych czytelników, w różnych gatunkach i seriach. Światowy sukces odniosły jej powieści z serii Akademia wampirów oraz powiązane z nią Kroniki krwi. Najnowszy cykl jej autorstwa nosi tytuł The Glittering Court. Richelle pochodzi z Michigan, w dzieciństwie fascynowała się mitologią grecką, później studiowała folklor i religioznawstwo. Kiedy nie czyta i nie pisze, oddaje się piciu dużych ilości kawy, oglądaniu telewizji i kupowaniu sukienek.

Książki autorki przetłumaczono na ponad dwadzieścia języków, adaptowano na powieści graficzne oraz ekranizowano. Na podstawie Akademii wampirów powstał w 2014 roku film fabularny, a w 2022 miał premierę pierwszy sezon inspirowanego powieścią serialu telewizyjnego.

 

 

 

Recenzje:

 

„Nie sposób jej się oprzeć!”. ENTERTEINMENT WEEKLY

„Pełna humoru i akcji, czadowa”.  THE GUARDIAN

„Ekscytująca, inspirująca i nieodkładalna”. MTV’S HOLLYWOOD CRUSH

„Bohaterka Akademii wampirów Rose Hathaway jest połączeniem Buffy i Lary Croft”. THE SEATTLE TIMES

 

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67195-50-8
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Roz­dział 1

Po­czu­łam jej strach, za­nim usły­sza­łam, że krzy­czy.

Kosz­mar, który ją drę­czył, wtar­gnął do mo­jego snu. Le­ża­łam na plaży i ja­kiś za­bój­czo przy­stojny męż­czy­zna sma­ro­wał mi plecy olej­kiem do opa­la­nia, kiedy na­gle za­ata­ko­wały mnie ob­razy kłę­biące się w jej gło­wie: ogień, krew, swąd dymu i wrak sa­mo­chodu. Za­czę­łam się du­sić. Na szczę­ście ra­cjo­nalna cząstka umy­słu pod­po­wie­działa mi, że to nie jest mój sen.

Obu­dzi­łam się mo­kra od potu, z ko­smy­kami ciem­nych wło­sów przy­kle­jo­nymi do czoła.

Lissa rzu­cała się w po­ścieli na są­sied­nim łóżku. Ze­rwa­łam się i pod­bie­głam do niej.

– Liss! – Po­trzą­snę­łam nią. – Obudź się.

Krzyk prze­ro­dził się w ci­che po­ję­ki­wa­nie.

– An­dre – szep­nęła. – O Boże.

Po­mo­głam jej usiąść.

– To tylko sen, Liss. Zbudź się.

Za­mru­gała. Wra­cała do przy­tom­no­ści. Od­dy­chała znacz­nie spo­koj­niej. Przy­su­nęła się i oparła głowę na moim ra­mie­niu. Przy­tu­li­łam ją i po­gła­ska­łam po wło­sach.

– Już do­brze – po­wie­dzia­łam ła­god­nie. – Wszystko jest w po­rządku.

– Mia­łam ten sen.

– Wiem.

Sie­dzia­ły­śmy w mil­cze­niu przez kilka mi­nut. Kiedy Liss nieco się uspo­ko­iła, się­gnę­łam do sto­lika i za­pa­li­łam lampkę nocną. Nie da­wała wiele świa­tła, ale nie było nam po­trzebne. Przy­ćmiony blask zwa­bił kota na­szej współ­lo­ka­torki, Oskara, który wsko­czył miękko na pa­ra­pet otwar­tego okna.

Ko­ci­sko omi­nęło mnie sze­ro­kim łu­kiem. Jak więk­szość zwie­rząt, nie lu­bił dam­pi­rów. Prze­sko­czył na łóżko i ocie­rał się o Lissę z ci­chym mru­cze­niem. Zwie­rzaki nie stro­nią od mo­ro­jów, a Lissę da­rzą szcze­gól­nym za­ufa­niem. Moja przy­ja­ciółka uśmiech­nęła się i po­dra­pała kota pod brodą. Czu­łam, że to ją od­pręża.

– Kiedy było ostat­nie kar­mie­nie? – spy­ta­łam, bo do­piero te­raz za­uwa­ży­łam, że po­bla­dła, a jej oczy ota­czały szare cie­nie. Wy­glą­dała kru­cho i bez­bron­nie.

W szkole było ostat­nio mnó­stwo ro­boty. Nie mo­głam so­bie przy­po­mnieć, kiedy da­wa­łam jej krew.

– Dwa dni temu? Trzy? Dla­czego nic nie mó­wi­łaś?

Wzru­szyła ra­mio­nami, uni­ka­jąc mo­jego wzroku.

– By­łaś za­jęta. Nie chcia­łam...

– Daj spo­kój! – Usa­do­wi­łam się wy­god­niej. Nic dziw­nego, że czuła się osła­biona. Wi­dząc, że się przy­su­wam, Oskar ze­sko­czył z łóżka i wró­cił na pa­ra­pet, skąd mógł nas bez­piecz­nie ob­ser­wo­wać. – Zróbmy to te­raz. No, weź.

– Rose...

– Pro­szę cię. Po­czu­jesz się le­piej.

Prze­chy­li­łam głowę i od­gar­nę­łam włosy, od­sła­nia­jąc szyję. Za­wa­hała się, ale wie­dzia­łam, że ta oferta sta­nowi dla niej nie­od­partą po­kusę. Lissa była głodna. Roz­chy­liła nieco wargi, uka­zu­jąc kły, które sta­ran­nie ukry­wała, ży­jąc mię­dzy ludźmi. Dłu­gie zęby nie pa­so­wały do jej twa­rzy. Była śliczną, de­li­katną blon­dynką. Bar­dziej przy­po­mi­nała anioła niż wam­pi­rzycę.

Kiedy się na­chy­liła, serce za­biło mi moc­niej z lęku i pod­nie­ce­nia. Nie ak­cep­to­wa­łam tych uczuć, ale nie umia­łam nad nimi za­pa­no­wać. Uwa­ża­łam je za oznakę sła­bo­ści cha­rak­teru.

Krzyk­nę­łam z bólu, kiedy Lissa za­to­piła kły w mo­jej szyi. Po chwili jed­nak ogar­nęło mnie cu­downe uczu­cie bło­go­ści, lep­sze niż dają al­ko­hol czy nar­ko­tyki. Lep­sze niż seks – w każ­dym ra­zie ta­kie mia­łam wra­że­nie, bo pierw­szy raz jesz­cze był przede mną. Od­prę­ży­łam się. Wszel­kie obawy i wąt­pli­wo­ści znik­nęły bez śladu. Nie wiem, jak długo Lissa piła moją krew. Sub­stan­cje w jej śli­nie uru­cho­miły wy­dzie­la­nie en­dor­fin w moim or­ga­ni­zmie. Stra­ci­łam po­czu­cie rze­czy­wi­sto­ści.

Na­gle zo­rien­to­wa­łam się z ża­lem, że już po wszyst­kim. Mi­nęła za­le­d­wie mi­nuta.

Lissa otarła usta ręką. Pa­trzyła na mnie.

– Do­brze się czu­jesz?

– Ja... Tak. – Po­ło­ży­łam się, czu­jąc za­wroty głowy wy­wo­łane utratą krwi. – Mu­szę się zdrzem­nąć. Wszystko w po­rządku.

Przy­glą­dała mi się uważ­nie zie­lo­nymi oczami w od­cie­niu ja­de­itu. Po­tem wstała.

– Przy­niosę ci coś do je­dze­nia.

Usi­ło­wa­łam za­pro­te­sto­wać, ale wy­szła, za­nim zdo­ła­łam co­kol­wiek po­wie­dzieć. Za­wroty głowy ustą­piły, kiedy ze­rwała na­szą bli­skość, ale na­dal sil­nie od­czu­wa­łam to, co zro­biła przed chwilą. Uśmiech­nę­łam się błogo i spoj­rza­łam na Oskara, który wciąż sie­dział na pa­ra­pe­cie.

– Nie wiesz, co tra­cisz – po­in­for­mo­wa­łam go.

Kot nie zwra­cał na mnie uwagi, czuj­nie ob­ser­wo­wał ulicę za oknem. Na­je­żył fu­tro i po­ru­szał ner­wowo ogo­nem.

Za­nie­po­ko­jona po­sta­no­wi­łam spraw­dzić, co tam się dzieje. Spró­bo­wa­łam się pod­nieść, ale znów za­krę­ciło mi się w gło­wie. Mu­sia­łam nieco od­cze­kać. Kiedy wresz­cie zdo­ła­łam wstać, do­słow­nie sła­nia­łam się na no­gach. Do­czła­pa­łam do okna. Oskar zer­k­nął z nie­chę­cią i po­wró­cił do ob­ser­wa­cji.

Wy­chy­li­łam się, czu­jąc po­wiew cie­płego wia­tru we wło­sach. Je­sień tego roku oka­zała się nie­ty­powo ła­godna dla Por­t­land. Na ulicy pa­no­wała ciem­ność i względna ci­sza. Była trze­cia nad ra­nem, je­dyna pora, gdy mia­steczko stu­denc­kie mil­kło, przy­naj­mniej do pew­nego stop­nia. Dom, w któ­rym od ośmiu mie­sięcy wy­naj­mo­wa­ły­śmy po­kój, stał w oto­cze­niu sta­rych bu­dyn­ków, zu­peł­nie do sie­bie nie­pa­su­ją­cych. La­tar­nia po dru­giej stro­nie ulicy mi­go­tała, jakby miała zga­snąć lada chwila, a w jej sła­bym świe­tle le­d­wie do­strze­ga­łam nie­wy­raźne kształty sa­mo­cho­dów i są­sied­nich ka­mie­nic. Na­sze po­dwórko wy­peł­niała czarna gę­stwina drzew i krza­ków.

Za­uwa­ży­łam tam ja­kie­goś męż­czy­znę. Pa­trzył na mnie.

Cof­nę­łam się w głąb po­koju. Ciemna po­stać skry­wała się pod drze­wem w od­le­gło­ści mniej wię­cej dzie­się­ciu me­trów od na­szego okna. Ten czło­wiek mógł z ła­two­ścią ob­ser­wo­wać, co działo się w miesz­ka­niu. Stał tak bli­sko, że tra­fi­ła­bym w niego czym­kol­wiek, gdy­bym chciała. Bez wąt­pie­nia wi­dział, co ro­bi­łam z Lissą.

In­truz cho­wał się w cie­niu, więc nie wi­dzia­łam jego twa­rzy, mimo że mam so­koli wzrok. Za­uwa­ży­łam tylko, że jest bar­dzo wy­soki. Po chwili się cof­nął i znik­nął w mroku po dru­giej stro­nie po­dwó­rza. Tam ktoś jesz­cze do­łą­czył do niego w ciem­no­ściach. Wkrótce stra­ci­łam ich z oczu.

Kim­kol­wiek byli nocni go­ście, nie spodo­bali się Oska­rowi. Kot nie to­le­ro­wał mo­jej obec­no­ści, ale zwy­kle po­zy­tyw­nie re­ago­wał na lu­dzi. De­ner­wo­wał się tylko w ob­li­czu bez­po­śred­niego za­gro­że­nia. Męż­czy­zna za oknem nie zro­bił nic, co mo­gło roz­draż­nić zwie­rzę, a mimo to ko­cur oka­zy­wał wy­raźny nie­po­kój.

Po­dob­nie re­ago­wał na mnie.

Na­gle prze­szedł mnie lo­do­waty dreszcz. Nie­zro­zu­miały lęk nie­mal za­tarł bło­gie uczu­cie po uką­sze­niu Lissy. Schy­li­łam się po dżinsy le­żące na pod­ło­dze i za­czę­łam się po­śpiesz­nie ubie­rać. O mało nie stra­ci­łam rów­no­wagi. Chwy­ci­łam na­sze płasz­cze i port­fele Wsu­nę­łam stopy w pierw­szą parę bu­tów, ja­kie wpa­dły mi w oko, i wy­bie­głam z po­koju.

W za­gra­co­nej kuchni sie­dział przy stole Je­remy, je­den z na­szych współ­lo­ka­to­rów. Pod­pie­rał czoło dłońmi, wpa­tru­jąc się z re­zy­gna­cją w pod­ręcz­nik do ma­te­ma­tyki. Lissa szpe­rała w lo­dówce, szu­ka­jąc cze­goś do je­dze­nia. Spoj­rzała na mnie zdzi­wiona. Wy­raź­nie za­sko­czyło ją moje wej­ście.

– Nie po­win­naś wsta­wać.

– Mu­simy stąd wyjść, i to na­tych­miast.

Pa­trzyła na mnie sze­roko otwar­tymi oczami. Po krót­kiej chwili po­ja­wił się w nich prze­błysk zro­zu­mie­nia.

– Czy... Na­prawdę? Je­steś pewna?

Ski­nę­łam głową. Nie umia­ła­bym wy­ja­śnić, skąd to wiem. Nie mia­łam jed­nak naj­mniej­szych wąt­pli­wo­ści.

Je­remy przy­glą­dał się nam z za­in­te­re­so­wa­niem.

– Co się stało?

W tej chwili po­mysł był go­towy.

– Weź od niego klu­czyki, Liss.

Chło­pak pa­trzył na nas, nie ro­zu­mie­jąc, o czym mó­wimy.

– Co wy...

Lissa ru­szyła w jego stronę sta­now­czym kro­kiem. Wie­dzia­łam, że się boi, strach prze­ni­kał do mnie łą­czącą nas psy­chiczną pę­po­winą. Po­czu­łam coś jesz­cze. Lissa wie­rzyła, że po­tra­fię za­pew­nić nam bez­pie­czeń­stwo. W tam­tej chwili, tak jak wiele razy przed­tem, mo­głam tylko mieć na­dzieję, że jej nie za­wiodę.

Uśmie­cha­jąc się do Je­remy’ego, spoj­rzała mu głę­boko w oczy. Chło­pak, z po­czątku za­sko­czony, już po chwili pod­dał się uro­kowi. Wpa­try­wał się w Liss z nie­kła­ma­nym uwiel­bie­niem.

– Po­trze­bu­jemy two­jego sa­mo­chodu – po­wie­działa ła­god­nie. – Gdzie masz klu­czyki?

Je­remy się uśmiech­nął, a ja za­drża­łam. Sama od­porna na uroki, sil­nie od­czu­wa­łam ich dzia­ła­nie na in­nych. Poza tym przez całe ży­cie uczono mnie, że nie wolno wpły­wać na lu­dzi w taki spo­sób. Tym­cza­sem chło­pak już się­gał do kie­szeni. Po­dał Liss pęk klu­czy na gru­bym czer­wo­nym łań­cu­chu.

– Dzię­kuję. – Lissa ski­nęła głową. – Gdzie za­par­ko­wa­łeś?

– Na rogu ulicy – tłu­ma­czył, pa­trząc na nią z roz­ma­rze­niem. – Nie­da­leko Browna. Cztery domy da­lej.

– Dzię­kuję – po­wtó­rzyła, co­fa­jąc się. – Wra­caj do na­uki i za­po­mnij o tej roz­mo­wie.

Je­remy po­słusz­nie przy­tak­nął. Po­my­śla­łam, że sko­czyłby w prze­paść, gdyby go o to po­pro­siła. Wszy­scy lu­dzie są po­datni na uroki, ale on wy­da­wał się wy­jąt­kowo mało od­porny. Tej nocy bar­dzo nam to po­mo­gło.

– Prę­dzej – po­na­gla­łam. – Mu­simy już iść.

Wy­szły­śmy przed dom i po­dą­ży­ły­śmy we wska­za­nym przez chło­paka kie­runku. Wciąż krę­ciło mi się w gło­wie po uką­sze­niu. Po­ty­ka­łam się, nie by­łam w sta­nie iść szyb­ciej. Kilka razy o mało nie upa­dłam i Lissa mu­siała mnie pod­trzy­my­wać. Na­dal czu­łam jej strach. Usi­ło­wa­łam go od­pę­dzić, ale mną rów­nież tar­gał nie­po­kój.

– Rose... Co się sta­nie, je­śli nas zła­pią? – wy­szep­tała.

– Wy­klu­czone – od­par­łam sta­now­czo. – Nie do­pusz­czę do tego.

– Mogą nas śle­dzić...

– Już raz tak było, a prze­cież nie udało im się nas schwy­tać. Po­je­dziemy sa­mo­cho­dem na sta­cję i zła­piemy po­ciąg do Los An­ge­les. Zgu­bią ślad.

Sta­ra­łam się, żeby za­brzmiało to prze­ko­nu­jąco. Zwy­kle po­tra­fi­łam ją uspo­koić, mia­łam w tym wprawę. Cią­gła ucieczka przed isto­tami, wśród któ­rych do­ra­sta­ły­śmy, sta­wiała nie lada wy­zwa­nia. Od dwóch lat bez­u­stan­nie się prze­miesz­cza­ły­śmy, prze­no­si­ły­śmy do ko­lej­nych szkół w na­dziei, że wresz­cie uda nam się któ­rąś ukoń­czyć. Wła­śnie roz­po­czę­ły­śmy ostatni rok col­lege’u i wy­da­wało się, że w tym miej­scu je­ste­śmy bez­pieczne, a wol­ność jest na wy­cią­gnię­cie ręki.

Lissa nie po­wie­działa nic wię­cej, więc chyba mi uwie­rzyła. To ja po­dej­mo­wa­łam de­cy­zje i zmu­sza­łam ją do dzia­ła­nia. Czę­sto pro­wo­ko­wa­łam bra­wu­rowe ak­cje. Lissa była roz­sąd­niej­sza, zwy­kle długo nad czymś my­ślała, ba­dała sy­tu­ację, za­nim co­kol­wiek ro­biła. Obie me­tody miały wady i za­lety, ale tam­tej nocy po­trze­bo­wa­ły­śmy mo­jej bra­wury. Czas na­glił.

Za­przy­jaź­ni­ły­śmy się w dzie­ciń­stwie, gdy cho­dzi­ły­śmy ra­zem do przed­szkola. Wy­cho­waw­czyni po­sa­dziła nas koło sie­bie i po­le­ciła po­praw­nie na­pi­sać na­sze imiona i na­zwi­ska – Wa­sy­lisa Dra­go­mir i Ro­se­ma­rie Ha­tha­way. Uzna­łam, że sta­now­czo zbyt wiele od nas wy­maga. Za­re­ago­wa­łam gwał­tow­nie. Ci­snę­łam ze­szy­tem w na­uczy­cielkę i na­zwa­łam ją fa­szy­stow­ską świ­nią. Nie wie­dzia­łam, co zna­czą te słowa, ale wy­dały mi się nie­zwy­kle trafne. W każ­dym ra­zie osią­gnę­łam za­mie­rzony cel.

Od tam­tej pory sta­ły­śmy się nie­roz­łączne.

– Sły­szysz? – spy­tała na­gle.

Miała wy­ostrzone zmy­sły, wy­chwy­ciła ten dźwięk kilka se­kund wcze­śniej niż ja. Ktoś nas go­nił. Skrzy­wi­łam się. Od sa­mo­chodu dzie­liło nas jesz­cze około pięć­dzie­się­ciu me­trów.

– Bie­giem! – rzu­ci­łam, chwy­ta­jąc ją za ra­mię.

– Prze­cież nie mo­żesz...

– Prę­dzej!

Ze­bra­łam resztki sił. Ciało od­ma­wiało mi po­słu­szeń­stwa. Stra­ci­łam sporo krwi, a w do­datku wciąż jesz­cze nie ustał wpływ sub­stan­cji z jej śliny. Zmu­sza­łam mię­śnie do biegu. Bęb­ni­łam pię­tami o be­to­nowy chod­nik, trzy­ma­jąc się kur­czowo ra­mie­nia Lissy. W nor­mal­nych oko­licz­no­ściach prze­ści­gnę­ła­bym ją bez trudu, bo na do­da­tek bie­gła boso, ale by­łam tak osła­biona, że mu­sia­łam się na niej oprzeć.

Kroki zbli­żały się i sta­wały co­raz gło­śniej­sze. Przed oczami tań­czyły mi czarne plamy. Wi­dzia­łam już zie­loną hondę Je­remy’ego. Boże, oby się nam udało...

Do­bie­ga­ły­śmy do auta, gdy ja­kiś męż­czy­zna za­gro­dził nam drogę. Za­trzy­ma­ły­śmy się gwał­tow­nie. Od­cią­gnę­łam Lissę, szar­piąc ją za ra­mię. To on, czło­wiek, któ­rego wi­dzia­łam przez okno. Sporo od nas star­szy, wy­glą­dał na dwa­dzie­ścia parę lat. Nie po­my­li­łam się co do jego wzro­stu, mógł mie­rzyć ja­kieś sto dzie­więć­dzie­siąt cen­ty­me­trów. W in­nych oko­licz­no­ściach – gdyby nie za­mknął nam drogi ucieczki – po­my­śla­ła­bym, że jest sek­sowny. Ciemne włosy zwią­zane z tyłu i brą­zowe oczy, a do tego długi płaszcz, coś w ro­dzaju pro­chowca.

Jed­nak w tam­tej chwili jego uroda nie zro­biła na mnie więk­szego wra­że­nia. Był tylko prze­szkodą, nie po­zwa­lał nam wsiąść do sa­mo­chodu i ucie­kać. Od­głosy kro­ków za nami przy­ci­chły. Mają nas. Czu­łam, że zbli­żają się ze wszyst­kich stron, osa­czają. Boże. Wy­słali po nas co naj­mniej dwu­na­stu straż­ni­ków. Na­wet kró­lowa nie ma ta­kiej świty.

Wpa­dłam w pa­nikę. Nie my­śla­łam lo­gicz­nie i za­re­ago­wa­łam in­stynk­tow­nie. Przy­su­nę­łam się do Lissy i za­sło­ni­łam ją przed męż­czy­zną, który do­wo­dził całą bandą.

– Zo­staw­cie ją – wark­nę­łam. – Nie waż­cie się jej tknąć.

Miał nie­prze­nik­niony wy­raz twa­rzy, ale wy­cią­gnął do mnie ręce w uspo­ka­ja­ją­cym ge­ście. Po­czu­łam się jak zwie­rzę przed uśpie­niem.

– Nie zro­bię wam ni­czego złego – po­wie­dział i po­stą­pił krok na­przód.

Nie­do­brze.

Za­ata­ko­wa­łam. Sko­czy­łam na niego. Prze­rwa­łam tre­ningi dwa lata temu, po na­szej ucieczce. Nie prze­my­śla­łam tego ru­chu, za­de­cy­do­wał im­puls. Ale nie mia­łam szans. Był do­świad­czo­nym straż­ni­kiem, nie wy­słali po nas no­wi­cju­szy. A ja wciąż sła­nia­łam się na no­gach, bli­ska omdle­nia.

Był szybki. Za­po­mnia­łam już, jak sprawni są straż­nicy, po­ru­szają się zwin­nie jak ko­bry. Zwa­lił mnie z nóg jed­nym bły­ska­wicz­nym ge­stem, ja­kim od­pę­dza się mu­chę. Stra­ci­łam rów­no­wagę. Nie są­dzę, żeby chciał ude­rzyć tak mocno. Pew­nie za­mie­rzał tylko od­su­nąć mnie z drogi, ale nie wie­dział, w ja­kim je­stem sta­nie. Zie­mia usu­nęła mi się spod nóg. Za chwilę walnę bio­drem o twardy be­ton chod­nika. Bę­dzie bo­lało. Bar­dzo.

Nie upa­dłam.

Straż­nik zła­pał mnie w ostat­niej chwili. Kiedy od­zy­ska­łam chwiejną rów­no­wagę, za­uwa­ży­łam, że bacz­nie mi się przy­gląda. Wpa­try­wał się w moją szyję. Oszo­ło­mie­nie przy­tę­piło mi zmy­sły i nie od razu zo­rien­to­wa­łam się, na co pa­trzy. Po­woli unio­słam rękę i do­tknę­łam rany po ugry­zie­niu Lissy. Obej­rza­łam palce i zo­ba­czy­łam na nich plamę ciem­nej, gę­stej krwi. Za­wsty­dzona po­trzą­snę­łam głową i za­sło­ni­łam się wło­sami.

Ciemne oczy męż­czy­zny spo­czy­wały jesz­cze przez chwilę na mo­jej szyi. Po­tem spoj­rzał mi w same źre­nice. Wy­trzy­ma­łam jego wzrok i wy­szarp­nę­łam się z uści­sku. Po­zwo­lił na to, cho­ciaż wie­dzia­łam, że ma dość siły, żeby trzy­mać mnie tu przez całą noc. Wal­cząc z za­wro­tami głowy, przy­pra­wia­ją­cymi o mdło­ści, znów przy­su­nę­łam się do Lissy, zbie­ra­jąc się do ko­lej­nego ataku. Chwy­ciła mnie za rękę.

– Rose – po­wie­działa ci­cho. – Nie rób tego.

Jej słowa nie wy­warły na mnie wra­że­nia, ale na­ka­zała mi spo­kój w my­ślach. Prze­słała mi po­le­ce­nie przez łą­czącą nas men­talną pę­po­winę, a ja nie umia­łam się jej oprzeć. Nie uży­wała czaru wpływu, nie mo­głaby rzu­cić go na mnie. A jed­nak mu­sia­łam jej usłu­chać. By­ły­śmy osa­czone i bez­bronne. Wie­dzia­łam, że opór nie ma sensu. Czu­łam, jak opusz­cza mnie na­pię­cie. Zo­sta­łam po­ko­nana.

Straż­nik za­uwa­żył, że ska­pi­tu­lo­wa­łam. Pod­szedł te­raz do Lissy. Miał spo­kojną twarz. Zło­żył jej zgrabny ukłon. Za­sko­czyło mnie to, bo był na­prawdę wy­soki.

– Na­zy­wam się Dy­mitr Bie­li­kow – po­wie­dział. Wy­chwy­ci­łam w jego gło­sie słaby ro­syj­ski ak­cent. – Przy­by­łem, by od­wieźć pa­nią z po­wro­tem do Aka­de­mii Świę­tego Wła­di­mira, księż­niczko.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: