Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Czego nie widać - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
24 sierpnia 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Czego nie widać - ebook

Gretchen… Coś ty zrobiła?

Doktor Gretchen White, specjalistka w dziedzinie psychologii i kryminologii, najlepsza konsultantka bostońskiej policji, rozwiązała mnóstwo spraw – oprócz własnej. Odkąd miała osiem lat, żyje w przekonaniu, że zabiła swoją ciotkę. Przecież znaleziono ją nad ciałem z zakrwawionym nożem w ręce. Większość ludzi, w tym detektyw Patrick Shaughnessy, uważa, że mała socjopatka uniknęła kary za popełnione morderstwo. Trzydzieści lat później detektyw Lauren Marconi chce udowodnić, że się mylą.

Kiedy badanie wątków przeszłości ujawnia powiązania rodziny White’ów ze sprawą sprzed dziesiątek lat, pojawia się pytanie: a jeśli Gretchen naprawdę jest winna? Tymczasem  Shaughnessy nie spuszcza jej z oka, czekając, aż doktor White ponownie straci nad kontrolę nad swymi mrocznymi impulsami.

Odpowiedź na pytanie o wydarzenia tamtej nocy wydaje się oczywista. Jednak prawda przekracza granice wyobraźni – nawet samej Gretchen.

„Świetnie skonstruowana fabuła książki współgra z jej trójwymiarowymi postaciami. Fani thrillerów psychologicznych będą spragnieni kolejnego”. – „Publishers Weekly”

Brianna Labuskes to amerykańska autorka thrillerów psychologicznych: Podejrzana, Her Final Words, Black Rock Bay, Girls of Glass oraz It Ends With Her, której książki trafiły na listy bestsellerów Amazona i „Washington Post”. Urodziła się w Harrisburgu w Pensylwanii i ukończyła studia dziennikarskie na Penn State University. Przez ostatnie osiem lat pracowała jako redaktorka zarówno dla gazet miejskich, jak i ogólnokrajowych mediów, takich jak „Politico” i „Kaiser Health News”, zajmując się polityką. Mieszka w Waszyngtonie i lubi podróżować, wędrować, pływać kajakiem i odkrywać najlepsze miejsca na brunch w mieście.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67406-18-5
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRO­LOG

GRET­CHEN

1993

My­śla­ła, że krew oka­że się lep­ka, ale nie... Była cie­pła, rzad­ka i tłu­sta w do­ty­ku. Coś w gło­wie ka­za­ło Gret­chen pod­nie­ść pal­ce do ust, by jej po­sma­ko­wać.

Ciot­ka Ro­wan pa­trzy­ła na nią z łó­żka, po­ru­sza­jąc war­ga­mi. Nie wy­do­by­wał się z nich ża­den dźwi­ęk.

Gret­chen wie­dzia­ła, że po­win­na za­wo­łać mat­kę, że będzie mia­ła kło­po­ty, je­śli za­sta­ną ją tu­taj z no­żem w dło­ni, któ­ry te­raz zro­bił się śli­ski.

Nie mo­gła jed­nak się cof­nąć ani od­wró­cić wzro­ku.

Ksi­ężyc świe­cił tak ja­sno, że wy­ra­źnie wi­dzia­ła po­zo­sta­wio­ne rany. Brzuch i klat­ka pier­sio­wa Ro­wan były roz­pru­te.

Po­wo­li przy­su­nęła się bli­żej z nie­pew­ny­mi, ale za­cie­ka­wio­ny­mi pal­ca­mi. W gar­dle Ro­wan coś za­bul­go­ta­ło i Gret­chen się za­sta­no­wi­ła, czy to z po­wo­du na­pły­wu krwi i czy ciot­ka pró­bu­je ją pro­sić, by prze­sta­ła.

To nie mia­ło zna­cze­nia. Ro­wan nie mo­gła już nic po­wie­dzieć.

Gret­chen pa­trzy­ła, jak jej dłoń si­ęga do przo­du, pal­ce ści­ska­ją roz­dar­tą skó­rę i po­ci­ąga­ją ją.

Stu­kot. Szu­ra­nie. Dźwi­ęki, któ­rych nie po­win­na tu sły­szeć.

Gret­chen ob­ró­ci­ła się gwa­łtow­nie i od­ru­cho­wo przy­tknęła nóż do pier­si. Krew wnik­nęła w cien­ką górę pi­ża­my, któ­rą mia­ła na so­bie, i prze­si­ąka­jąc tka­ni­nę, roz­ma­za­ła się na skó­rze. Cie­pła i wil­got­na. Fa­scy­nu­jąca.

Po­mi­mo dźwi­ęków, któ­re usły­sza­ła, ni­ko­go nie do­strze­gła. Tyl­ko cie­nie – a te zna­ła, były jej przy­ja­ció­łmi.

Gdy Gret­chen znów spoj­rza­ła w stro­nę łó­żka, oczy Ro­wan były pu­ste. Ciot­ka wpa­try­wa­ła się w su­fit bez mru­gni­ęcia, bez ru­chu, wy­jąw­szy te reszt­ki ży­cia, któ­re wci­ąż wy­pły­wa­ły z niej na ma­te­rac.

Gret­chen mu­sia­ła te­raz pó­jść po mat­kę.

Za­nim zdąży­ła po­sta­wić krok, roz­le­gł się krzyk.

A po­tem głos, w któ­rym brzmia­ło pe­łne prze­ra­że­nia oska­rże­nie.

– Gret­chen. Co... Coś ty zro­bi­ła?ROZ­DZIAŁ 1

GRET­CHEN

Te­raz

Ło­mo­ta­nie.

Mu­zy­ka. Świa­tła. Bas dud­ni­ący echem w jej klat­ce pier­sio­wej.

Nie. To nie było w po­rząd­ku.

Gret­chen Whi­te za­mru­ga­ła i zmru­ży­ła oczy przed ostrą, ja­skra­wą bie­lą sło­ńca wle­wa­jące­go się do jej sy­pial­ni.

Ło­mo­ta­nie.

Tym ra­zem w jej gło­wie, nie w pier­si.

I do drzwi.

Mężczy­zna le­żący obok Gret­chen po­ru­szył się, unió­sł na łok­ciu i z roz­tar­gnie­niem po­dra­pał po sta­ran­nie wy­pie­lęgno­wa­nych wło­skach na brzu­chu.

– Złot­ko?

– Nie je­stem two­im złot­kiem – burk­nęła Gret­chen, sia­da­jąc i za­nu­rza­jąc sto­py w pu­szy­stym dy­wa­nie. – Nie pa­ni­kuj. Ja też nie pa­mi­ętam two­je­go imie­nia.

Fa­cet jęk­nął i opu­ścił gło­wę z po­wro­tem na po­dusz­kę. Zmierz­wio­ne ja­sne wło­sy roz­sy­pa­ły się na nie­ska­zi­tel­nej po­włocz­ce w per­ło­wym od­cie­niu. Kost­ka­mi pal­ców prze­su­nął wzdłuż jej na­gich ple­ców.

– Może więc przed­sta­wi­my się so­bie raz jesz­cze?

Nie pa­trząc, Gret­chen si­ęgnęła za sie­bie, chwy­ci­ła go za nad­gar­stek i wy­kręca­ła, aż usły­sza­ła sko­wyt bólu. Nie prze­ry­wa­ła, ma­rząc o dźwi­ęku pęka­jących wi­ęza­deł i ła­ma­nej ko­ści. Mężczy­zna ko­pał no­ga­mi, pró­bu­jąc się uwol­nić, ale nie da­łby rady tego zro­bić, nie przy sile jej na­ci­sku.

Ło­mo­ta­nie.

Po­wstrzy­mu­jąc dzi­ki krzyk, któ­ry wez­brał w jej krta­ni, Gret­chen pu­ści­ła wresz­cie mężczy­znę i wsta­ła.

– Nie chcę cię wi­ęcej wi­dzieć.

– Jak mam...

– Przez okno.

Gret­chen wie­dzia­ła, że fa­cet nie do­ce­ni tej rady tak, jak po­wi­nien. To po­dej­rze­nie po­twier­dzi­ły rzu­ca­ne za nią prze­kle­ństwa, gdy – wci­ąż naga – chwiej­nie szła do drzwi. Zi­gno­ro­wa­ła go, a jej pa­mi­ęć już wy­ma­zy­wa­ła wszyst­ko na jego te­mat poza tym, co dzi­ęki nie­mu po­czu­ło jej cia­ło.

Ło­mo­ta­nie.

Przez mo­ment roz­wa­ża­ła si­ęgni­ęcie po broń, ale in­stynkt, któ­ry za­zwy­czaj trzy­mał ją w ry­zach, ode­zwał się szep­tem gdzieś z głębi jej pier­si. Te­raz, ma­jąc kil­ka mi­nut, by zro­zu­mieć, co się dzie­je, Gret­chen już się do­my­śla­ła, kto stoi przed jej miesz­ka­niem. I nie mia­ła naj­mniej­szej ocho­ty iść do wi­ęzie­nia za za­strze­le­nie funk­cjo­na­riusz­ki bo­sto­ńskie­go wy­dzia­łu po­li­cji.

Pi­ęść de­tek­tyw Lau­ren Mar­co­ni za­trzy­ma­ła się w po­wie­trzu, gdy w ko­ńcu Gret­chen szarp­ni­ęciem otwo­rzy­ła drzwi.

Ko­bie­ta za­cho­wa­ła nie­wzru­szo­ny wy­raz twa­rzy za­rów­no wo­bec na­go­ści Gret­chen, jak i po­wi­ta­nia, któ­re za­wie­ra­ło naj­barw­niej­szą wi­ązan­kę prze­kle­ństw, ja­kie ta mia­ła w swo­im słow­ni­ku.

– Jak zwy­kle za­chwy­ca­jąca – po­wie­dzia­ła Mar­co­ni, pa­ku­jąc się do miesz­ka­nia. – No do­bra, mi­nęły trzy mie­si­ące. Dąsa­łaś się już wy­star­cza­jąco dłu­go.

Gret­chen chwy­ci­ła ją za gar­dło i przy­pa­rła do ścia­ny. Ob­na­ży­ła zęby, a jej wrząca krew pul­so­wa­ła tą miłą, zna­jo­mą wście­kło­ścią, na któ­rą rzad­ko so­bie po­zwa­la­ła.

Te­raz ło­mo­ta­nie czu­ła w ży­łach.

– Wy­da­je ci się, że mnie znasz – wy­szep­ta­ła. Kra­wędzie jej pola wi­dze­nia za­szły mgłą. – My­ślisz, że ob­ci­ęłaś mi pa­zu­ry, mała Bam­bi. Ale nie za­po­mi­naj, kim je­stem.

Mar­co­ni na­wet nie drgnęła w ob­li­czu tej ukry­tej gro­źby, po pro­stu spoj­rza­ła na Gret­chen ja­sny­mi, bursz­ty­no­wy­mi ocza­mi.

– So­cjo­pat­ka „nie­sto­su­jąca prze­mo­cy”, je­śli do­brze pa­mi­ętam – stwier­dzi­ła sar­ka­stycz­nie.

Gret­chen przy­ci­snęła kciuk do jej szyi, jed­nak puls po­li­cjant­ki na­dal nie był przy­spie­szo­ny. Być może po­win­no to moc­niej roz­pa­lić bu­zu­jącą w niej wście­kło­ść, ale z ja­kie­goś po­wo­du brak stra­chu u Mar­co­ni był lo­dem, któ­re­go po­trze­bo­wa­ła, by od­zy­skać pa­no­wa­nie na sobą. Mimo to Gret­chen trzy­ma­ła ją przez ko­lej­ną dłu­gą chwi­lę.

– Nie­sto­su­jąca prze­mo­cy z wy­bo­ru – od­pa­rła, pil­nu­jąc, by ka­żde sło­wo wy­brzmia­ło moc­no i gro­źnie.

Po­tem na­gle opu­ści­ła rękę i po­de­szła do sofy, by wzi­ąć wi­szący na niej swe­ter w zbyt du­żym roz­mia­rze. Wło­ży­ła go i skie­ro­wa­ła się do kuch­ni po bło­gą ulgę, jaką daje kawa.

Wy­cho­dząc z sa­lo­nu, usły­sza­ła trza­śni­ęcie drzwi i do­my­śli­ła się, że jej to­wa­rzysz łoża wła­śnie się po­że­gnał. Ża­ło­wa­ła, że za­miast tego nie spró­bo­wał za­wi­snąć na gzym­sie.

– A więc wła­śnie to za­mie­rzasz te­raz ro­bić ze swo­im ży­ciem? – za­py­ta­ła Mar­co­ni, podąża­jąc za nią. – Czy pro­chy i seks nie są co­kol­wiek ba­nal­ne, na­wet dla cie­bie?

– Ba­na­ły ist­nie­ją nie bez po­wo­du, ko­cha­nie – od­pa­ro­wa­ła Gret­chen, ale pod­nie­ce­nie już z niej wy­pa­ro­wa­ło. Te­raz czu­ła tyl­ko ból w mi­ęśniach i ko­ściach. Daw­niej po nocy spędzo­nej w klu­bie ła­two było za­cząć ko­lej­ny dzień, z mi­mo­zą w jed­nej ręce i to­reb­ką po­dej­rza­nych ta­ble­tek w dru­giej, szu­ka­jąc ko­lej­nych ta­ńszych wra­żeń.

Jed­nak już od­wy­kła od ta­kie­go ży­cia. Zła­god­nia­ła. Po la­tach nie­na­gan­ne­go pa­no­wa­nia nad sobą ta zdol­no­ść za­ni­kła.

– Je­steś zbyt do­brym psy­cho­lo­giem, żeby nie wie­dzieć, że w tej chwi­li uda­jesz – po­wie­dzia­ła Mar­co­ni, opie­ra­jąc się o ku­chen­ną wy­spę.

Gret­chen spoj­rza­ła na gład­kie noże ze sta­li nie­rdzew­nej sto­jące obok eks­pre­su do kawy, ale po­trze­ba ko­fe­iny wzi­ęła górę nad pra­gnie­niem prze­bi­cia tej ko­bie­ty ostrym na­rzędziem.

– Masz szczęście, że gło­wa mnie boli – mruk­nęła, nie re­agu­jąc na oska­rże­nie. Oczy­wi­ście, że wie­dzia­ła, co robi. Była nie tyl­ko re­no­mo­wa­ną psy­cho­lo­żką, ale i czo­ło­wą kon­sul­tant­ką bo­sto­ńskiej po­li­cji do spraw prze­stęp­czo­ści i an­ty­spo­łecz­nych za­bu­rzeń oso­bo­wo­ści, ta­kich jak prze­ja­wia­ne przez nią samą. Na­wet gdy­by nie po­trze­bo­wa­ła do­głęb­nej zna­jo­mo­ści wła­snej dia­gno­zy, aby bez­piecz­nie funk­cjo­no­wać, po­zna­ła­by ją, po­nie­waż za­mie­rza­ła być naj­lep­sza w swo­im za­wo­dzie.

Czu­ła, że jest z nią co­raz go­rzej. I tyl­ko jed­na oso­ba była temu win­na.

De­tek­tyw sta­ła w jej kuch­ni z ręka­mi w kie­sze­niach, ob­ser­wu­jąc Gret­chen, jak­by mia­ła pra­wo być nią roz­cza­ro­wa­na.

Gret­chen wzi­ęła dla sie­bie ku­bek, nie pro­po­nu­jąc ni­cze­go Mar­co­ni, i po­de­szła do wiel­kie­go okna wy­cho­dzące­go na ci­chą uli­cę. Miesz­ka­ła w eks­klu­zyw­nej dziel­ni­cy, po­nie­waż śmia­ło ko­rzy­sta­ła z ogrom­nej for­tu­ny, któ­rą odzie­dzi­czy­ła po bab­ce, a któ­ra jej pra­cę dla po­li­cji czy­ni­ła fi­nan­so­wo nie­istot­ną. Usia­dła, pod­ku­la­jąc nogi, na jed­nym z fo­te­li usta­wio­nych tak, by ła­pać pro­mie­nie po­ran­ne­go sło­ńca, i zmie­rzy­ła Mar­co­ni wzro­kiem.

Ko­bie­ta mia­ła na so­bie to, co Gret­chen uzna­wa­ła za jej wer­sję mun­du­ru: dżin­sy, ciem­ną ko­szu­lo­wą bluz­kę, ma­syw­ne bot­ki. Kru­czo­czar­ne wło­sy zwi­ąza­ła w ku­cyk, a jej grzyw­ka była rów­no uci­ęta nad gęsty­mi, nie­wy­re­gu­lo­wa­ny­mi brwia­mi. Gret­chen kiep­sko zno­si­ła fakt, że Mar­co­ni tak do­brze wy­gląda w tym sty­lu.

– Po­trze­bu­jesz spra­wy do roz­wi­ąza­nia – po­wie­dzia­ła po­li­cjant­ka, sia­da­jąc na dru­gim fo­te­lu. Oso­bli­wie śpiew­nym to­nem do­da­ła: – A jaka spra­wa mo­gła­by być lep­sza od two­jej wła­snej?

Gret­chen od­wró­ci­ła wzrok, żeby nie rzu­cić kub­kiem w twarz Mar­co­ni. Su­ge­stia, by prze­pro­wa­dzi­ła śledz­two w spra­wie, któ­ra prze­śla­do­wa­ła ją od dzie­ci­ństwa, nie była nowa. Wła­śnie to trzy mie­si­ące temu, gdy po­li­cjant­ka prze­su­nęła akta po sto­le, zbu­rzy­ło jej sta­ran­nie zbu­do­wa­ny świat.

Te z ty­si­ąc dzie­wi­ęćset dzie­wi­ęćdzie­si­ąte­go trze­cie­go roku. Z na­zwi­skiem Gret­chen wy­dru­ko­wa­nym wer­sa­li­ka­mi na ety­kie­cie.

WHITE, GRET­CHEN ANNE

Wy­da­wa­ło się, że z ja­kie­goś po­wo­du Mar­co­ni chce roz­pruć ją w szwach, żeby zo­ba­czyć wnętrz­no­ści.

Tę chęć Gret­chen ro­zu­mia­ła le­piej niż wi­ęk­szo­ść lu­dzi. Ów ro­dzaj emo­cjo­nal­nej prze­mo­cy zo­stał wmu­ro­wa­ny w same pod­wa­li­ny tego, co uczy­ni­ło ją tym kimś, kim była. Ale wie­dzia­ła też, że nici trzy­ma­jące ją w ca­ło­ści – któ­re ni­g­dy nie były zbyt moc­ne – są te­raz tak po­strzępio­ne, że je­śli Mar­co­ni się po­wie­dzie, ona nie zdo­ła po­zszy­wać się z po­wro­tem.

Na­wet jako so­cjo­pat­ka Gret­chen już daw­no zda­ła so­bie spra­wę, że je­śli będzie żyła, kie­ru­jąc się je­dy­nie po­pęda­mi, sko­ńczy po­zba­wio­na wol­no­ści – albo ży­cia. A wol­no­ść lu­bi­ła. I swo­je ży­cie też. Za­tem wy­na­la­zła spo­sób, by trzy­mać na wo­dzy od­ru­chy zwi­ąza­ne z jej dia­gno­zą.

A to ży­cie za­le­ża­ło od trwa­nia w bło­gim za­prze­cze­niu, je­śli cho­dzi o jej udział w za­bój­stwie ciot­ki.

Te­raz, po ich wspól­nej pra­cy nad jed­ną spra­wą, Mar­co­ni chcia­ła grze­bać w prze­szło­ści, prze­ko­na­na, że mo­gły­by raz na za­wsze oczy­ścić imię Gret­chen.

Jak­by to było ła­twe, ni­czym re­flek­sja po fak­cie. Coś, o czym Gret­chen nie pa­mi­ęta­ła, do­pó­ki Mar­co­ni nie wpa­ko­wa­ła się w jej ży­cie, by na­ci­skać na za­jęcie się tą spra­wą.

Jak­by nie wpły­nęła ona na całe ży­cie Gret­chen.

Wie­dzia­ła, co znaj­dzie, je­śli otwo­rzy akta sprzed pra­wie trzy­dzie­stu lat. Cho­ciaż z nocy, w któ­rej uma­rła jej ciot­ka, nie pa­mi­ęta­ła ni­cze­go poza mgli­sty­mi ob­ra­za­mi cia­ła, cie­nia­mi i krzy­kiem, opis prze­bie­gu wy­da­rzeń sły­sza­ła tyle razy, że ta hi­sto­ria zda­wa­ła się wy­ry­ta w niej aż do ko­ści.

Sen­sa­cyj­ne mor­der­stwo, mło­dziut­ka so­cjo­pat­ka, bo­ga­ta ro­dzi­na i zbyt wie­le na­głów­ków, któ­re za­kła­da­ły winę na dłu­go przed tym, za­nim roz­wa­żo­no po­sta­wie­nie ja­kich­kol­wiek za­rzu­tów.

Ofia­rą bru­tal­ne­go za­kłu­cia no­żem była ciot­ka Gret­chen, Ro­wan Whi­te.

Głów­ną po­dej­rza­ną za­wsze była Gret­chen, po­mi­mo że w chwi­li za­bój­stwa mia­ła za­le­d­wie osiem lat.

Nie mo­gła na­wet ni­ko­go za to wi­nić. Zna­le­zio­no ją z na­rzędziem zbrod­ni w ręce, za­krwa­wio­ną, gdy sta­ła nad cia­łem Ro­wan, pa­ku­jąc pal­ce do jej rany.

Ro­wan uma­rła w swo­im łó­żku i nie mia­ła żad­nych ob­ra­żeń wska­zu­jących na to, że się bro­ni­ła. Wy­gląda­ło to ra­czej tak, jak­by Gret­chen za­kra­dła się w nocy i za­dźga­ła śpi­ącą ciot­kę.

Mor­der­stwo z zim­ną krwią.

Wte­dy w pra­sie za­częły uka­zy­wać się opo­wie­ści. O tym, jak dzi­ka była Gret­chen, jaką wer­bal­ną agre­sję wo­bec in­nych uczniów w kla­sie po­tra­fi­ła prze­ja­wiać, jak dziw­ne zda­niem na­uczy­cie­li były jej pu­ste spoj­rze­nie i dra­pie­żny uśmiech.

Być może de­tek­tyw Pa­trick Shau­gh­nes­sy, kie­ru­jący do­cho­dze­niem w tej spra­wie, spraw­dzał inne tro­py – nie wie­dzia­ła tego. Jed­nak za­wsze wra­cał do niej.

Ża­den inny praw­do­po­dob­ny po­dej­rza­ny ni­g­dy się nie po­ja­wił.

Tej nocy w domu nie było śla­dów wła­ma­nia ani obec­no­ści ni­ko­go poza mat­ką i sio­strą Gret­chen – obie zo­sta­ły wy­klu­czo­ne dzi­ęki eks­per­ty­zie kry­mi­na­li­stycz­nej. Żad­nych od­ci­sków pal­ców na na­rzędziu zbrod­ni – nożu za­bra­nym z kuch­ni Whi­te’ów – poza na­le­żący­mi do człon­ków ro­dzi­ny.

I na­wet je­śli ob­wi­nie­nie Gret­chen było roz­wi­ąza­niem naj­prost­szym, nie zna­czy­ło to, że nie­wła­ści­wym. Nie ka­żde za­bój­stwo jest skom­pli­ko­wa­ne: cza­sa­mi śmie­rć jest do­kład­nie taka, na jaką wy­gląda. Gdy­by Gret­chen dziś do­sta­ła tę spra­wę, po­sta­wi­ła­by na sie­bie jako spraw­czy­nię.

To po­win­na być – by­ła­by – za­mkni­ęta spra­wa, jej wina wy­da­wa­ła się oczy­wi­sta dla ka­żde­go, kto wi­dział miej­sce zbrod­ni. Jed­nak wpły­wo­wa ro­dzi­na Gret­chen po­krzy­żo­wa­ła Shau­gh­nes­sy’emu szy­ki. Edith Whi­te, jej bab­ka, prze­ko­na­ła pro­ku­ra­to­ra, że dziew­czyn­ka mo­gła po pro­stu przy­pad­kiem tra­fić na miej­sce zbrod­ni. Być może ni­ko­mu in­ne­mu by to nie wy­star­czy­ło, ale Whi­te’owie wpom­po­wa­li w po­li­tycz­ne eli­ty mia­sta wy­star­cza­jąco dużo pie­ni­ędzy, aby oska­rży­ciel po­dzie­lił jej ar­gu­men­ty.

To nie po­wstrzy­ma­ło za­cnych miesz­ka­ńców Bo­sto­nu ani resz­ty kra­ju od spe­ku­lo­wa­nia. Ich uwa­gę przy­kuł skan­da­licz­ny, eks­cy­tu­jący cha­rak­ter tego mor­du.

Na­wet gdy za­in­te­re­so­wa­nie opi­nii pu­blicz­nej prze­nio­sło się na ko­lej­ne po­nu­re zbrod­nie z pierw­szych stron ga­zet, wi­ęk­szo­ść lu­dzi uwa­ża­ła, że mor­der­stwo uszło Gret­chen Whi­te pła­zem.

Do dziś, po la­tach pra­cy z Shau­gh­nes­sym w roli ce­nio­nej kon­sul­tant­ki bo­sto­ńskiej po­li­cji, de­tek­tyw ni­g­dy nie dał jej za­po­mnieć, że jest dla nie­go za­bój­czy­nią, któ­ra była wy­star­cza­jąco bo­ga­ta, by unik­nąć wi­ęzie­nia.

– Pa­mi­ętasz, co mi po­wie­dzia­łaś, gdy cię spy­ta­łam, dla­cze­go zaj­mu­jesz się spra­wą Vio­li Kent? – ode­zwa­ła się Mar­co­ni.

Gret­chen nie za­szczy­ci­ła jej od­po­wie­dzią. Oczy­wi­ście, że pa­mi­ęta­ła, tak jak pa­mi­ęta­ła wi­ęk­szo­ść rze­czy. Spra­wa Vio­li Kent była po­wo­dem, dla któ­re­go Mar­co­ni zna­la­zła się w jej ży­ciu, i Gret­chen tęsk­nie my­śla­ła o al­ter­na­tyw­nej se­kwen­cji wy­da­rzeń, w któ­rej nie po­zna­ła­by tej po­li­cjant­ki, sto­jąc nad cia­łem swo­jej przy­ja­ció­łki Leny Bo­oker. Tak czy owak py­ta­nie było re­to­rycz­ne, więc po pro­stu na­dal po­pi­ja­ła kawę. Mar­co­ni za­mie­rza­ła kon­ty­nu­ować bez względu na to, czy Gret­chen uczest­ni­czy­ła w roz­mo­wie, czy nie.

– Po­wie­dzia­łaś: „Z cie­ka­wo­ści” – ci­ągnęła zgod­nie z jej ocze­ki­wa­niem.

– Przej­dź do rze­czy albo wyj­dź. Ale masz czas, do­pó­ki tego nie sko­ńczę – Gret­chen wy­ko­na­ła gest kub­kiem – bo po­tem wy­rzu­cę cię przez okno.

Gdy­by miesz­ka­ła w pen­tho­usie, a nie w prze­bu­do­wa­nej ka­mie­ni­cy, gro­źba by­ła­by pew­nie bar­dziej prze­ko­nu­jąca, nie­mniej naj­istot­niej­sza część tego ko­mu­ni­ka­tu zo­sta­ła prze­ka­za­na: „Wy­no­cha z mo­je­go domu albo kla­sy­fi­ka­cję »nie­sto­su­jąca prze­mo­cy« dia­bli we­zmą”.

Mar­co­ni wbi­ła wzrok w jej twarz.

– Cze­mu nie je­steś cie­ka­wa, Gret­chen?

– Dok­tor Whi­te – po­pra­wi­ła ją. Ta ko­bie­ta po­czu­ła się przy niej zbyt swo­bod­nie, a pra­co­wa­ły ra­zem za­le­d­wie kil­ka dni, któ­re za­jęło im wy­świe­tle­nie ta­jem­ni­cy Vio­li Kent. Na­le­ża­ło na nowo wy­ty­czyć, wzmoc­nić i utrzy­mać gra­ni­ce. Z pew­no­ścią nie były przy­ja­ció­łka­mi, na­wet nie part­ner­ka­mi. Były po pro­stu dwie­ma oso­ba­mi, któ­re przy­pad­kiem zo­sta­ły po­łączo­ne przez mar­twe cia­ło i trzy­na­sto­let­nią psy­cho­pat­kę wro­bio­ną w za­bój­stwo.

Nic wi­ęcej, nic mniej.

– Dok­tor Whi­te – po­wtó­rzy­ła za nią Mar­co­ni, prze­chy­la­jąc lek­ko gło­wę. Gret­chen szu­ka­ła w tych sło­wach śla­du sar­ka­zmu lub go­ry­czy, ale nie zna­la­zła. – Dla­cze­go nie cie­ka­wi cię two­ja wła­sna spra­wa?

Od­po­wie­dź, gdy­by Mar­co­ni za­sta­no­wi­ła się nad tym wy­star­cza­jąco dłu­go, by­ła­by oczy­wi­sta.

„Bo my­ślę, że mogę być win­na”.

Gret­chen ni­g­dy tego gło­śno nie przy­zna­ła. Na­wet nie zro­bi­ła alu­zji. Ale w głębo­kim za­ka­mar­ku du­szy, gdzie była ze sobą szcze­ra, wie­dzia­ła, że wła­śnie tego się oba­wia.

Wie­dzia­ła, że to dla­te­go w ci­ągu pra­wie trzy­dzie­stu lat, któ­re mi­nęły, od­kąd zna­le­zio­no ją nad mar­twą ciot­ką, ani razu nie spró­bo­wa­ła szu­kać in­ne­go po­dej­rza­ne­go. Że wła­śnie z tego po­wo­du na­wet nie od­szu­ka­ła swo­ich akt, kie­dy uzy­ska­ła do­stęp do po­li­cyj­nej bazy da­nych.

Przy jej wy­szko­le­niu, wy­so­kich stop­niach na­uko­wych z psy­cho­lo­gii i kry­mi­no­lo­gii oraz dzie­si­ęcio­let­nim do­świad­cze­niu jako nie­za­le­żnej kon­sul­tant­ki bo­sto­ńskiej po­li­cji pra­cu­jącej przy śledz­twach zwi­ąza­nych z za­bu­rze­nia­mi oso­bo­wo­ści jed­no spoj­rze­nie na szcze­gó­ły tej spra­wy mo­gło po­twier­dzić, że jej naj­głęb­szy lęk jest uza­sad­nio­ny.

Przed świa­tem Gret­chen kpi­ła z po­glądu, że jest win­na za­bój­stwa swo­jej ciot­ki Ro­wan, szy­dzi­ła z de­tek­ty­wów, któ­rzy za­miast wy­ko­ny­wać swo­ją pra­cę, zro­bi­li ko­zła ofiar­ne­go z ośmio­lat­ki, bez­względ­nie tępi­ła wszyst­kich gli­nia­rzy, któ­rzy od­ma­wia­li wspó­łpra­cy z nią ze względu na jej prze­szło­ść.

W głębi du­szy jed­nak zda­wa­ła so­bie spra­wę, do cze­go jest zdol­na. Jako so­cjo­pat­ka wie­dzia­ła, że po­wab krwi, roz­dar­te­go cia­ła, prze­mo­cy i pa­skud­nych ran jest zbyt ku­szący, by uwie­rzyć, że ni­g­dy by mu nie ule­gła. W ko­ńcu była wte­dy dziec­kiem. Jej ro­zu­mo­wa­nie i lo­gi­ka – wła­śnie to, na czym tak bar­dzo po­le­ga­ła jako do­ro­sła, by trzy­mać swo­je im­pul­sy w ry­zach – jesz­cze się nie roz­wi­nęły.

Co dziew­czyn­ka, któ­ra nie bała się kon­se­kwen­cji, wie­dzia­ła o po­wści­ągli­wo­ści?

Fakt, że Gret­chen nie pa­mi­ęta­ła ni­cze­go z tam­tej nocy, Shau­gh­nes­sy za­wsze uwa­żał za ko­lej­ny do­wód, że to ona za­bi­ła. Uzna­wał, że była zbyt mło­da, by wy­my­ślić lep­sze wy­tłu­ma­cze­nie dla tego, co ro­bi­ła w po­ko­ju Ro­wan.

„Nie było tam ni­ko­go in­ne­go?”, drążył bez­li­to­śnie i na roz­ma­ite spo­so­by, jak­by zmia­na py­ta­nia mia­ła od­sło­nić kłam­stwo Gret­chen.

„Nie pa­mi­ętam”. To było wszyst­ko, co po­tra­fi­ła po­wie­dzieć. Ad­wo­kat ro­dzi­ny sie­dział obok niej z ka­mien­ną twa­rzą, go­to­wy po­wstrzy­mać Shau­gh­nes­sy’ego, gdy­by usły­szał cho­ćby cień gro­źby.

„Dla­cze­go by­łaś w jej po­ko­ju?”.

„Nie pa­mi­ętam”.

„Dla­cze­go trzy­ma­łaś nóż?”.

„Nie pa­mi­ętam”.

Prze­słu­cha­nie prze­bie­ga­ło wła­śnie w taki spo­sób, nie tyl­ko pierw­szej nocy, gdy Gret­chen na­dal mia­ła za pa­znok­cia­mi za­schni­ętą krew, ale i po ty­go­dniach, gdy Shau­gh­nes­sy de­spe­rac­ko pró­bo­wał co­kol­wiek udo­wod­nić. Zła­mać Gret­chen.

W ko­ńcu była to jego pierw­sza wiel­ka spra­wa do­ty­cząca mor­der­stwa, pla­ma w jego ak­tach, któ­rą praw­do­po­dob­nie na­dal uwa­żał za nie­zma­za­ną.

– My­ślisz, że to zro­bi­łaś – stwier­dzi­ła w ko­ńcu Mar­co­ni. To nie brzmia­ło jak stwier­dze­nie praw­dy, było ra­czej ostro­żnym dźgni­ęciem we wra­żli­we miej­sce. – Two­im zda­niem wszy­scy uwa­ża­ją, że to zro­bi­łaś, tyle że po pro­stu cię nie zła­pa­no.

Była to jed­na z pierw­szych rze­czy, ja­kie Mar­co­ni od niej usły­sza­ła, ta ostat­nia część nie­mal sło­wo w sło­wo. I Gret­chen za­sta­no­wi­ła się, czy aby nie jest tak, że – na­wet po za­mkni­ęciu spra­wy Vio­li Kent, na­wet po tym, jak to wszyst­ko się ro­ze­gra­ło – wci­ąż nie do­ce­nia tej ko­bie­ty.

A Mar­co­ni mia­ła ra­cję. Cho­ciaż Gret­chen nie zaj­rza­ła do akt, wie­dzia­ła, że w tej spra­wie fak­ty nie prze­ma­wia­ją na jej ko­rzy­ść. To nie brak do­wo­dów spra­wił, że unik­nęła kon­se­kwen­cji.

Z ja­kie­goś po­wo­du Mar­co­ni była jed­nak prze­ko­na­na o jej nie­win­no­ści. Ten czy­sty opty­mizm, czy­ste prze­ko­na­nie były tak uza­le­żnia­jące, jak wszel­kie nar­ko­ty­ki, któ­rych Gret­chen pró­bo­wa­ła. Czy na­praw­dę mo­żna ją było wi­nić, że chce je so­bie wstrzyk­nąć w żyłę?

– Po­wiedz mi. – Mar­co­ni trąci­ła bu­tem bosą sto­pę Gret­chen. – Spraw, że­bym w to uwie­rzy­ła, a so­bie pój­dę.

Gret­chen nie mo­gła się po­wstrzy­mać, by nie za­py­tać, cho­ciaż nie zno­si­ła być pod­pusz­cza­na:

– Co mam ci po­wie­dzieć?

Mar­co­ni uśmiech­nęła się sze­ro­ko.

– Po­wiedz, że nie chcesz udo­wod­nić, że oni wszy­scy się mylą.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­sza­my do za­ku­pu pe­łnej wer­sji ksi­ążki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: