Listy. Tom III - Maria Dąbrowska, Stanisław Stempowski - ebook

Opis

Przygotowany do publikacji tom stanowi ważne dopełnienie wiedzy o życiu i twórczości Marii Dąbrowskiej, domyka też znacząco obraz jej korespondencji. Zebrany tu materiał epistolograficzny ma charakter wyjątkowy przede wszystkim ze względu na swoją obszerność (listy pochodzą z okresu prawie 30 lat), charakter relacji korespondentów, a także ze względu na niezwykły splot w tych zapisach literatury i życia. W korespondencji dwojga wybitnych intelektualistów i wieloletnich partnerów życiowych codzienność przeplata się z wysokiej próby refleksją o literaturze i kulturze, wyłaniające się stąd portrety korespondentów otoczone są przez wyraziste portrety ludzi im współczesnych z różnych środowisk i różnych egzystencjalnych traktów. Listy wymieniane między Marią Dąbrowską i Stanisławem Stempowskim są najważniejszym i najciekawszym zespołem korespondencji autorki "Nocy i dni". Mimo że minęło ponad pół wieku od jej śmierci, nie są znane ani szerokiemu kręgowi czytelników, ani nawet literaturoznawcom.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 1267

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Recenzentki Ewa Kołodziejczyk, Ewa Paczoska

Redakcja i indeks Andrzej Piotr Lesiakowski

Korekta Magdalena Szczepańska

Projekt typograficzny, łamanie i projekt okładki Robert Oleś / d2d.pl

Edycja opracowana w ramach projektu UMO-2011/01/B/HS2/03285, finansowanego przez Narodowe Centrum Nauki

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury

© Copyright by Fundacja Akademia Humanistyczna, 2023

© Copyright by Instytut Badań Literackich PAN, 2023

© Copyright by Instytut Dokumentacji i Studiów nad Literaturą Polską.

Oddział Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza, 2023

© Copyright by Ewa Głębicka, 2023

Konwersja i produkcja e-booka: d2d.pl

ISBN 978-83-66076-29-7 (całość)

ISBN 978-83-67637-06-0 (t. 3)

ISBN 978-83-967180-0-6 (t. 3)

Listy

1945

705Stanisław Stempowski [Dąbrowa Zduńska, 12 lutego 1945]

12 II 45

Poniedziałek

Droga Pani Mario,

korzystam z okazji, że Pani doktor[1] jedzie prywatnym autem (które niestety już tu nie wróci), żeby zawiadomić Panią, że 1) wczoraj skończyliśmy zastrzyki glukozy, miewam się lepiej, wstałem, ale nie wychodzę, szanuję się bardzo i proszę o mnie nie niepokoić się, dotrwam tak choćby do wiosny[2]; 2) że wcale nie niepokoję się dłuższą, niż Pani liczyła, nieobecnością, rozumiem, że musi Pani mieszkanie do porządku doprowadzić i zaludnić, prawdopodobnie Elżunią[3] z Jej Matką i Ciotką, jest ona pono figurą, była tu w Łowiczu w dniu wyjazdu Pani; 3) że byli właśnie z nią ci, z którymi Pani chciała się widzieć, dzięki czemu Wegner[4] został kustoszem zbiorów Nieborowa i Arkadii, gdzie ponoć p. Wincenty[5] zamierza urządzić azylum dla pisarzy i uczonych. Czy i z nim się Pani widziała? Może warto.

Proszę tedy siedzieć tam jak najdłużej, gdyż powrót koleją jest horendalny, może zdarzy się jaka okazja ominięcia kolei, gdzie się czeka na pociąg niemal dobę wśród tysiącznego tłumu. Wracając, proszę przywieźć jak najwięcej nowych pieniędzy, gdyż tutaj jeszcze nie doszły, nikt ich nie widział, a starych nie chcą brać, ani lekarstwa, ani pudełka zapałek niepodobna kupić, nie posyłam już nawet po mleko. Piekielny był pomysł wygłodzenia wygnańców, nieposiadających nic do wymiany, niemających pracy płatnej i niemogących jej zaofiarować dzięki brakowi komunikacji. – Pogoda piękna, ciepło, ale błotnisto. Łucja[6] nie była, cała okolica – i my też, pozbawiona koni, tylko na piechtę ludzie chodzą aż do Płocka. Światła nie ma, wodę nosimy. Poza tym siedzimy bez żadnych wiadomości jak w worku. A niegodziwej Annuszki ani widu, ani słychu. A może już jest na Polnej?

Jeszcze raz proszę nie spieszyć się z powrotem (wskutek niepokoju o mnie), aż dopóki nie załatwi Pani wszystkich swoich spraw jak najpomyślniej, nie biorąc mnie w rachubę, bo ja tu jakoś przebieduję. W Podkowie też trzeba być, podobno Jarosław[7] jest też figurą. U Lucjana zapytać o ten nieszczęsny rozdział szósty (o Warszawie), czy on go ma[8]. Jeśli gdzie na wierzchu, to może by mi go przywieźć, bo jedyny i trzeba by go przerobić i rozmnożyć.

Ręce całuję.

Semper idem[9] Stan.

Muz. Lit., sygn. 2071, t. IV, k. 40. List bez koperty; rękopis.

[1] Nieznana z imienia doktor Morawiecka. Dąbrowska i Stempowski sporadycznie korzystali z jej opieki medycznej w czasie pobytu w Dąbrowie Zduńskiej. „St[anisław] miał bardzo złą noc i kiepski dzień. Tutejsza «pani doktor» zrobiła mu zastrzyk glukozy. Pod wieczór samopoczucie było lepsze” – notowała Dąbrowska (Dz., 8 stycznia 1945). W 1945 r. Dąbrowska pomagała jej znaleźć mieszkanie w Warszawie.

[2] Po upadku powstania warszawskiego Dąbrowska i Stempowski wraz z Anną i Jerzym Kowalskimi (którzy w marcu 1943 r. przyjechali ze Lwowa i wynajęli mieszkanie w tej samej kamienicy przy ul. Polnej) przeszli przez obóz w Pruszkowie. Dzięki pomocy nieznanych z nazwiska osób 3 października wraz z Kowalskimi opuścili obóz i przedostali się do siedziby rodzinnej Niemyskich w Podkowie Leśnej, dokąd zostali zaproszeni w czasie pobytu w obozie przez znajomą lekarkę, Wandę z Niemyskich Walcową. Stamtąd wyjechali do Ludowej Żeńskiej Szkoły Rolniczej im. Jadwigi Dziubińskiej w Dąbrowie Zduńskiej pod Łowiczem. Pisarka nie prowadziła Dzienników od 26 stycznia do końca marca. Dopiero 1 kwietnia zapisała m. in.: „St[anisław] choruje ciężko od trzech miesięcy. Po sercu grypa – tak że był nieprzytomny – miał prawie 40° gorączki. Wyszedł z tego i znowu serce nawaliło” (Dz., 1 kwietnia 1945).

[3] Do Łowicza przyjechały Elżbieta Barszczewska-Wyrzykowska i jej matka Maria Helena Szumska. Nie wiadomo, która z ciotek towarzyszyła obu paniom. Elżbieta Barszczewska, wobec utraty mieszkania, często razem z mężem nocowała na Polnej.

[4] Jan Wegner (1909–1996), historyk, kustosz, kurator nieborowskiego oddziału Muzeum Narodowego, nauczyciel, współpracownik Towarzystwa Naukowego Warszawskiego, członek komisji odbudowy Wilanowa, Łazienek i Królikarni. Ukończył Wydział Humanistyczny na UW. Początkowo pracował jako nauczyciel gimnazjalny w Łowiczu. W czasie okupacji niemieckiej był zaangażowany w tajne nauczanie, publikował w prasie konspiracyjnej. W 1945 r. Stanisław Lorentz powierzył mu opiekę nad zespołem architektoniczno-ogrodowym Radziwiłłów w Arkadii i Nieborowie, gdzie zorganizował m. in. Dom Pracy Twórczej. Dąbrowska poznała Wegnera w styczniu 1936 r. w Poznaniu, w czasie okupacji spotykała go j jego żonę Jadwigę w Łowiczu, Dąbrowie Zduńskiej i Nieborowie.

[5] Spokrewniony z M. Dąbrowską Wincenty Rzymowski w lipcu 1944 r. został kierownikiem Resortu Kultury i Sztuki Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego (PKWN; w sierpniu i wrześniu 1944 r. pozostawał jednocześnie przedstawicielem Komitetu przy rządzie ZSRR), następnie, po przekształceniu PKWN 31 grudnia 1944 r. w Rząd Tymczasowy RP był w nim ministrem kultury i sztuki, a od maja 1945 r. – ministrem spraw zagranicznych.

[6] Łucja Szumska, bratowa Dąbrowskiej, w czasie okupacji mieszkała wraz z dziećmi na wsi koło Łowicza.

[7] Nie wiadomo, czy Dąbrowska odwiedziła Iwaszkiewicza w Podkowie Leśnej.

[8] Mowa zapewne o pamiętniku Stempowskiego, którego manuskrypt pozostawił po powstaniu warszawskim w willi Lucjana Niemyskiego w Podkowie Leśnej.

[9]Semper idem (łac.) – zawsze ten sam.

706Stanisław Stempowski [Dąbrowa Zduńska, 22 kwietnia 1945]

22 IV 45

Jurek[1] wczoraj był u spowiedzi, a dziś wrócił przed chwilą od komunii i ze zdumieniem stwierdziliśmy, że to dopiero wczoraj wyjechałyście[2] – nam tak się czas wydłużył i tak nam zaciążyło sieroctwo, że zdało się obu, iż dawno nas opuściłyście. Dziś nasz stół zabrano, pokój stał się większy, ale jakiś obcy, jak gdyby naruszono Waszą pamięć. Rano i wieczór odbywamy akuratnie z Jurkiem łowy[3], on z wielkim powodzeniem, ja nie znajduję zwierzyny, chociaż Maryjka wymyślała mi od brudasów. W godzinę po Waszym odjeździe przyniosła p. Julia[4] depeszę Anny z 9 bm., zapowiadającą przyjazd na 15 bm., zwrócony list polecony z Krakowa od p. Wandy Kow[alskiej][5] i kartkę od Neli [Samotyhowej], na którą dziś odpisałem. Pisała do nas raz jeden. Erazm był na Polnej, nie mogą wrócić do domu, bo dach zerwany, ale on był w mieszkaniu i porządkował. Uczy w gimnazjum przyrody, a ona jęz[yka] franc[uskiego]. Adres ich ul. Styki 4 m. 7, Piastów. Tę kartę posyłam na próbę, może jednak nawiąże się komunikacja pocztowa. Całuję Was

St.

BUW, rkps nr 1389, k. 86. Karta pocztowa. Adres: Ob. Maria Dąbrowska, Warszawa, ul. Polna 40 m. 31. Nadawca: Stanisł. Stempowski, Szkoła Rolnicza, Zduny k./Łowicza. Stemple pocztowe: Łowicz 24.4.45.; Warszawa 11 V 45 13. Podłużna pieczątka: Sprawdzone przez cenzurę wojskową 1660.

[1] Jerzy Stefan Szumski – podobnie jak w latach 1940–1942 – od 1945 do 1949 r. mieszkał w domu Dąbrowskiej w Warszawie i pozostawał pod jej opieką.

[2] Dąbrowska i Kowalska wyjechały do Warszawy, by odremontować mieszkanie po zniszczeniach wojennych.

[3] Mowa o walce z pluskwami.

[4] Nie udało się ustalić bliższych danych o tej osobie.

[5] Wanda Kowalska, z d. Krawczyńska, matka Jerzego Kowalskiego; mieszkała w Krakowie przy ul. Tarłowskiej 3 razem z córką, Ireną Guzikowską.

707Maria Dąbrowska [Warszawa, 22 kwietnia 1945]

22 IV 1945

Najdroższy,

przyjechałyśmy wczoraj z Anną nadzwyczajnie – z Łowicza o 12-tej i pół ciężarówką „Czytelnika”, o 3-ciej byłyśmy już w Warszawie. Wszystkie bagaże przywiozłyśmy w porządku, tylko „naturalnie” zapomniałyśmy wziąć cebuli, która była w kobiałce. No, trudno. Poza tym gospodarujemy jak anioły i tak się cieszymy z tego „wracam na Liban, do mojego domu”[1], że tylko brak Ciebie i Jureczka zakłóca moją radość. Anna już rozmawiała z Kowalskim z Mokotowskiej. Podejmuje się oszklić i zremontować mieszkanie, ale może to robić tylko wieczorami i niedzielami, gdyż poza tym ma zajęcie urzędowe przy restauracji ocalonych domów. Myślę więc, że jeszcze kilka tygodni będziesz musiał zostać w Dąbrowie, zanim wyszykujemy Twój przynajmniej pokój tak, żeby Ci było przyjemnie wrócić. A tak bym chciała, żebyś jak najprędzej zaznał tej dziwnej radości tak niewiarygodnego i cudownego powrotu do domu. Postaram się za tydzień lub dziesięć dni wpaść do Dąbrowy, bo bardzo do Was tęsknię. Byłam tak wstrząśnięta wczorajszą wyprawą z Dąbrowy do W[arsza]wy, że się z Wami jak się należy nie pożegnałam. O, gdybyśmy jak najprędzej mogli być razem. Pamiętaj o swym zdrowiu, na szafie zostały jeszcze jajka – nie żałuj sobie jedzenia, nabieraj sił. Palcie w piecu, bo jeszcze wciąż b[ardzo] zimno.

Podanie o zasiłek na remont niosę dziś do Lorentza[2]. Od jutra zajmę się ekshumacją i pogrzebem Jadzi[3]. Ukłony i pozdrowienia wszystkim życzliwym w Dąbrowie.

Twoja M.

Muz. Lit., sygn. 2050, t. V, k. 108. List bez koperty; rękopis.

[1] Zob. list 21, przyp. 1.

[2] Stanisław Lorentz (1899–1991), historyk sztuki i muzeolog, ojciec Aliny Kowalczykowej, historyczki literatury. W latach 1929–1935 był konserwatorem zabytków województwa wileńskiego i nowogródzkiego oraz wykładowcą na uniwersytecie w Wilnie, w latach 1935–1982 dyrektorem Muzeum Narodowego w Warszawie (od 1990 r. dyrektorem honorowym). Miał wielkie zasługi w akcji ratowania dóbr kultury podczas okupacji niemieckiej, a po 1945 r. w akcji odbudowy zabytków i muzeów. W latach 1945–1951 stał na czele Dyrekcji Muzeów i Ochrony Zabytków, od 1947 r. wykładał na UW. Korzystając ze swoich uprawnień, w listopadzie 1944 r. Lorentz trzykrotnie jeździł do mieszkania pisarki, skąd wywiózł zakopane w piwnicy jej dzienniki, rękopisy prac Ludwika Krzywickiego, także pamiętniki Stanisława Stempowskiego, rękopisy Anny Kowalskiej, Dziennik Samuela Pepysa oraz inne książki, nadto osobno – maszynę do pisania; wszystko to przekazał Dąbrowskiej w konspiracyjnym punkcie, jakim była kawiarnia [Wandy] Sucheckiej w Podkowie Leśnej.

[3] 23 września 1944 r. Jadwiga Szumska została ranna w powstaniu warszawskim i zmarła w szpitalu polowym 6 października, wkrótce po wyjściu pisarki z Warszawy. Około 14 maja 1945 r. odbyła się ekshumacja. W Dziennikach Dąbrowska zapisała: „Dwa tygodnie temu ekshumowałam Jadzię i pochowałam w grobie Mamusi” (Dz., 28 maja 1945). Kowalska w swoich zapiskach dziennikowych także wspomina ten fakt: „Ekshumacja Jadzi. Maryjka, co mnie zdumiało, zanotowała gdzieś, czy w dzienniku, czy w notach, jakoby przeprowadzała ekshumację. Pogrzeb, tak – jechałyśmy na ciężarówce, siedząc na ławce przy trumnie Jadzi. Ale oszczędziłam jej rozpoznania ciała siostry. Dla mnie obcej to jest szok dotąd” (A. Kowalska, Dzienniki 1927–1969, przedm. J. Hartwig, oprac. P. Kądziela, Warszawa 2008, s. 460).

708Stanisław Stempowski [Dąbrowa Zduńska, 23 kwietnia 1945]

23 IV, poniedz[iałek]

Moje kochane Inseparables[1],

mam wrażenie, że już wieki minęły od Waszego odlotu, a to dopiero trzeci dzień! Frasujemy się z Jurkiem, jak dojechałyście z tobołami – jeżeli koleją, to jak z dworca do domu. Frasunek występuje najsilniej rano o 6-ej i wieczorem o 8-ej, kiedy kładziemy się i wstajemy, czyniąc wzorem Anny „przegląd katolicki” naszej bielizny i pościeli. Jurek upolowuje coraz mniej, ja – wcale.

Życie toczy się jak wiecie, tylko sobota i niedziela złagodziła wszystkie wrzaski, albowiem były to dni spowiedzi i komunii – dziś jeszcze to przyćmienie dzikości trwa. Przyczynia się może do tego i obecność od rana urzędowego wizytatora. Damazy[2] od rana buszuje na podwórzu i przyłapał nawet Jurka niosącego drzewo na podpałki. (Ach, jak Wy tam musicie marznąć!)

Korzystam z tego, że jutro rano jedzie do Warsz[awy] pani doktor[3], i daję ten list z nadzieją, że przez Nią – bo ma wrócić za dni kilka – otrzymam nareszcie jakąś wiadomość o tym, jak dojechałyście, co zastałyście i jak żyjecie. Odsyłam kartę Neli [Samotyhowej], na którą już odpisałem w zastępstwie Marijki. (W godzinę po Waszym odlocie przyniesiono kartę Neli, depeszę Anny z Lublina, zapowiadającą na 15 bm. przyjazd i zwrotny list do Anny pod adresem p. Wandy Kowalskiej). Tytułem próby, czy możliwe jest porozumiewanie się z Wami, wysyłam jednocześnie odkrytkę do Was z datą 22 bm. (takąż ślę Hubowi, Czekanowi). Dołączam i kalendarzyk na r.b. Marijki, trudno Wam będzie bez kalendarza.

O mnie Marijeczka niech będzie spokojna, coraz młodszym krokiem chodzę, nie powłóczę nogami, chociaż uszy mam żółte, ale na to jest rada – jaja spadły na 6 zł, więc od jutra zaczynam je pożerać. (A cebulę zapomniałyście, jeśli p. Dr zechce wziąć, dam chociaż kilka). Błagam, napiszcie obszernie o wszystkim.

Przez pomyłkę wyjęto z samochodu Zaremby[4] jeden segregator z Pamiętnikami[5] – ostatni, czwarty tom. Nie wiem, jak im go dostarczyć, może Wy się z nim przez autobus „Czytelnika” skomunikujecie. Mógłbym do Łowicza odesłać na jakąś ich okazję, ale jak i do kogo?

Ja całymi dniami czytam i porządkuję Hordę pierwotną[6] – prędko skończę. Jaki jest „ichnij” adres w Łodzi?

Całuję Wam ręce, najmilsza Paro Nierozłączna a sercu mojemu droga

Wasz St.

Muz. Lit., sygn. 2071, t. IV, k. 41. List bez koperty; rękopis.

[1]inseparables (franc.) – nierozłączki.

[2] Damazy – imię lub przezwisko administratora szkoły rolniczej w Dąbrowie Zduńskiej; brak bliższych informacji.

[3] Zob. list 705, przyp. 1.

[4] Józef Zaremba (1904–1988), pedagog, wydawca, od 1926 r. mąż Ewy Szelburg-Zarembiny, pisarki. W 1935 r. związał się zawodowo z wydawnictwem Gebethnera i Wolffa w Warszawie. Był działaczem Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek (PTWK), od 1938 r. wiceprezesem jego Zarządu Głównego, działającego także po 1939 r. w konspiracji. W czasie okupacji uczestniczył w pracach tajnej Komisji Literatury i Teatru, w której działała także Dąbrowska, oraz w tajnym szkolnictwie. Po wojnie był kolejno dyrektorem Centralnego Urzędu Wydawnictw, Poligrafii i Księgarstwa, dyrektorem wydawnictwa Czytelnik, Instytutu Filmowego, naczelnym redaktorem PIW-u, następnie Wiedzy Powszechnej. W latach 1958–1961 przebywał w Rzymie jako radca do spraw prasy i kultury Ambasady PRL. Opublikował wspomnienia pt. Było i tak (Wrocław 1976).

[5] Stempowski przygotowywał do druku w Czytelniku Pamiętniki L. Krzywickiego.

[6] Ostatecznie książka ukazała się pt. Pierwociny więzi społecznej pod redakcją Jana Lutyńskiego, Warszawa 1957 (Dzieła, t. 1).

709Maria Dąbrowska [Warszawa, 28 kwietnia 1945]

28 IV 45

Najmilszy, Kochany,

wszystko układa się pomyślnie, mimo że trudności do pokonania jest wiele. Ja już pisałam jeden list przez okazję „Czytelnikiem”, który prosiłam oddać w starostwie p. Wyszomirskiemu[1]. Nie wiem, czy Cię doszedł. Do Warszawy wyjechałyśmy tego samego dnia, w sobotę z Łowicza ciężarówką „Czytelnika” o 1-szej, o 3-ciej byłyśmy już w Warszawie. Wysiadłyśmy w Al. Jerozol[imskich], stamtąd wzięłyśmy rikszę za 150 zł i z wszystkimi tobołami wylądowałyśmy pomyślnie na Polnej. Przede wszystkim otworzyłyśmy piwnicę – węgla jest jeszcze około 2 ton, o ile zrobi się prędko ciepło, to powinno starczyć na kuchnię na całe lato. Przede wszystkim więc napaliłyśmy w piecu, w którym dotąd palimy co dzień, dziś bowiem dopiero jest pierwszy ciepły dzień. Pierwsze kroki, jakie zrobiłam, były w sprawie ekshumacji Jadzi. A więc: Rutkiewicz[2] jest dyrektorem Urzędu Zdrowia na m.st. W-wę. Przyjął mnie bardzo dobrze. Wygląda tak, jakby mu przybyło 30 lat życia, z pięknego rosłego młodego mężczyzny zrobił się jakimś chudym prawie starcem z czerwonymi od przemęczenia oczyma. Powiedział, żeby się nie denerwować i nie spieszyć, że całą ekshumację i pogrzeb pomogą mi zrobić. Pozwolenie na ekshumację uzyskałam od razu, ale dalsze kroki musiałam przerwać, bo jednak po tych perypetiach jesteśmy obie przeziębione, ja dwa dni przeleżałam się z larynghitis[3] i takim kaszlem (mimo że nie palę wcale papierosów), że miałam ataki jak w kokluszu. Była nawet u mnie dr Reicher[4], orzekła, że płuca są czyste, kazała pić emskie pastylki z mlekiem i dała kodeiny, a dziś kupiłam za 100 zł jakieś świetne krople z kodeiną, mentolem, eukaliptusem, lukrecją itd. Poza tym wszyscy są teraz zajęci 1 i 3 maja. Sądzę więc, że pogrzeb będzie 4 lub 5-go maja. Przy rozpoznaniu zwłok będzie Anna, zresztą jest tam już tylko dwoje zwłok, trzecie już zostały ekshumowane. Dzisiejszy dzień spędziłyśmy na Pradze w M[inister]stwie Kultury i Sztuki, gdzie widziałyśmy się z Kozikowskim, Lorentzem itd., a ja z Rzymowskim, który przyjął mnie z niezwykłymi atencjami. Otrzymałam 12 tysięcy zasiłku na remont mieszkania, Anna dostała 3 tysiące zasiłku. Prócz tego dowiedziałam się, że zostałam wciągnięta na listę osób, którymi ma się stale opiekować Państwo w postaci przydziału żywności i odzieży, zasiłku pieniężnego – wszystko stale miesięcznie. Prócz tego spotkałam Ładosza[5], który zaproponował mi przysłanie ludzi i szkła do oszklenia i remontu mieszkania. Potem poszłyśmy z Anną na Grajewską (sam koniec Pragi), gdzie dostałyśmy deputat literacki w postaci mleka skondensowanego, czekoladek, dwóch puszek z mięsem, półtora kilo cukru i 5 dkg herbaty. Potem Lorentz odesłał nas swoim autem na Polną. Anna dostała obietnicę pracy w M[inister]stwie w dziale przekładów z obcych języków. Wczoraj była pani Konopacka-Kozikowska[6], która przyniosła nam od Kozikowskiego (Czachowski chwilowo zawieszony z powodu udzielenia nagrody Arturowi Górskiemu[7], zastępuje go Kozikowski) trzy karty żywnościowe pierwszej kategorii: dla mnie, dla Anny i dla Ciebie. Będziemy co miesiąc takie karty otrzymywać przez Związek Literatów, a sklep rozdzielczy mamy pod bokiem, u Pszonki (ostatnio Klinke). Jest już i Wyzner. Wszyscy się tu strasznie dopytują o Ciebie i mnóstwo osób każe Ci się kłaniać. Jeżeliby [!] dalej pójdzie jak dotąd, mam nadzieję, że najdalej za trzy tygodnie, może za cztery będziesz mógł z Jurkiem przyjechać. Bardzo za Wami tęsknię, ale na razie to niemożliwe. Gnieździmy się tylko w jadalnym, tamte dwa pokoje zamknięte, wszystko posuwa się pomalutku naprzód z powodu trudności porozumiewania się. Biedna Anna nosi wodę i węgiel. Na jeden pokój i dwie osoby to jeszcze możliwe, ale na cztery nie dałaby rady. Co dzień ktoś nas odwiedza. Była pani Żeromska i Nikodemski[8] – on zakłada w Katowicach spółdzielnię wydawniczą, zapisałyśmy się z Anną na członków założycieli. Dziś na Pradze spotkałyśmy Marysię Kownacką – doskonale wygląda, odmłodniała, wróciła na Żoliborz i szkli teraz mieszkanie. Wczoraj było dwu oficerów, którzy zaprosili mnie do Głównego Zarządu Czerwonego Krzyża (klasyczna „posada” wybrakowanych hrabin, jest też i hrabia – gen. Stanisław Szeptycki). Nie dałam jeszcze odpowiedzi, ale chcę odmówić. Był też Widźgowski[9]. Wszyscy są w takim samym usposobieniu jak my, jak zresztą wszyscy. Przesyłam list Linków z głębi Rosji[10], który dziś nadszedł. Hebelek, o którym wspominają, ocalał i jest w szufladce twego biurka. Może to ta maskotka ocaliła mieszkanie. Czemuż nic nie ocaliło Jadzi!? A Jan Rzymowski jednak zginął. Ja niebawem wpadnę na krótko do Dąbrowy, potrzebna mi Twoja kenkarta dla zameldowania ze względu na owe karty żywnościowe. Trzymajcie się dobrze, odżywiajcie się, nie żałujcie pieniędzy – zbierajcie siły na Warszawę. Ściskam Was i wszystkich drogich przyjaciół w Dąbrowie, którą wspominam najczulszym sercem. Rutkiewiczowi mówiłam o p. dr Morawieckiej[11], obiecał, że ją przyjmie jak najlepiej.

Również w kuratorium szkol[nym] przyjęto mnie b[ardzo] dobrze i dano 1500 zasiłku na pogrzeb Jadzi.

Ściskam

M.

Bardzo, bardzo często o Tobie myślę – i przepraszam za histeryzowanie ostatnie, które zresztą mnie najwięcej zaszkodziło.

[Dopisek na marginesie pierwszej strony:]

Była też pani Dobek[12]. Chce kandydować na dyrektorkę gimnazjum w Dąbrowie – jest przyrodniczką, bardzo ją popieram.

Muz. Lit., sygn. 2050, t. V, k. 109–112. List bez koperty; rękopis.

[1] Kazimierz Wyszomirski (1902–1965), nauczyciel, publicysta, działacz ludowy, prezes oraz kierownik Spółdzielni Turystyczno-Wypoczynkowej „Gromada”, działacz Związku Młodzieży Wiejskiej RP „Wici”. W latach 1935–1950 kierował wraz z żoną Leonildą Ludową Żeńską Szkołą Rolniczą im. Jadwigi Dziubińskiej w Dąbrowie Zduńskiej koło Łowicza. W czasie okupacji niemieckiej organizował komplety tajnego nauczania i prowadził gospodarstwo szkolne. Był autorem wielu reportaży i artykułów publikowanych w czasopismach ludowych oraz wraz z żoną współautorem wspomnień Dąbrowa Zduńska żyła pracą i pieśnią (1965). – Po upadku powstania warszawskiego Dąbrowska, Stempowski oraz Anna i Jerzy Kowalscy mieszkali krótko w willi Borowin w Podkowie Leśnej u Lucjana i Barbary Niemyskich, a następnie na dłużej zatrzymali się w szkole prowadzonej przez Wyszomirskich.

[2] Jan Rutkiewicz (1904–1989), lekarz, działacz ruchu robotniczego, członek PPS. W czasie okupacji zorganizował Tajny Komitet Porozumiewawczy Lekarzy Demokratycznych i Socjalistycznych, redagował konspiracyjne pismo „Abecadło Lekarskie”, należał do organizatorów służby medycznej w Gwardii Ludowej (GL) i Armii Ludowej (AL). Po wojnie był prezesem Naczelnej Izby Lekarskiej, redagował „Szpitalnictwo Polskie”, a w latach 1959–1970 pełnił funkcję wiceministra zdrowia i opieki społecznej. – Leczył Stempowskiego od 1942 r., z czasem stał się przyjacielem domu.

[3] Właśc. laryngitis acuta (łac.) – ostre zapalenie krtani.

[4] Eleonora Reicher (1884–1973), lekarz reumatolog, doktor nauk medycznych i filozofii, twórczyni reumatologii polskiej, współzałożycielka Polskiego Towarzystwa Zwalczania Gośćca. W czasie okupacji ze względu na pochodzenie ukrywała się u sióstr przy ul. Rakowieckiej i w Zakładzie dla Niewidomych w Laskach (z którym związana była od lat międzywojennych i gdzie była pielęgniarką). Współpracowała z Żegotą i Komendą Główną AK. Od 1948 r. działała na rzecz założenia i organizacji Instytutu Reumatologii w Warszawie, którego była pierwszym dyrektorem w latach 1948–1961. Pochowana w Laskach. – Była sąsiadką Dąbrowskiej z ul. Polnej 40.

[5] Henryk Ładosz (1902–1979), poeta, członek grupy poetyckiej Kwadryga, działacz społeczno-kulturalny, aktor, recytator. Ukończył polonistykę na UW i Wydział Dramatyczny Konserwatorium Warszawskiego. W latach 1926–1939 był autorem i współwykonawcą licznych audycji Polskiego Radia, głównie dla dzieci. W czasie okupacji mieszkał w Warszawie i brał udział w podziemnym życiu literackim. Po wyzwoleniu wstąpił do PPR. W latach 1945–1947 kierował resortem oświaty, kultury i propagandy w Warszawie. Następnie był wicedyrektorem i wykładowcą Państwowej Szkoły Dramatycznej Teatru Lalek (1947–1952). W latach siedemdziesiątych opracował i zrealizował ponad dwieście audycji literackich Polskiego Radia. – Dąbrowska poznała Ładosza na kursie spółdzielczym na Bukowinie w 1943 r. Spotkanie to opisała w Przygodach człowieka myślącego w rozdziale Miało się ku świtaniu.

[6] Konopacka-Kozikowska – zapewne złośliwość Dąbrowskiej, dotycząca bliżej nieznanych relacji między Edwardem Kozikowskim i Wandą Konopacką, zaprzyjaźnioną dentystką Dąbrowskiej.

[7] Mowa o nagrodzie Ministerstwa Kultury i Sztuki dla Artura Górskiego za książkę Niepokój naszego czasu (Warszawa 1938). Przeciwko przyznaniu nagrody protestował Bolesław Drobner: Żądamy wyjaśnień!, „Naprzód” 1945, nr 8, s. 4; polem.: Komunikat Ministerstwa Kultury (Uwaga tow. Posła do Drobnera), tamże, nr 10, s. 2; Komunikat Ministerstwa Kultury i Sztuki, „Rzeczpospolita” 1945, nr 107, s. 4 [dot. mylnego nagrodzenia A. Górskiego]; Uchwała Walnego Zebrania ZLP, „Dziennik Polski” 1945, nr 85, s. 4 [uznanie za bezpodstawny i krzywdzący zarzut B. Drobnera]; Sprawa nagrody, „Tygodnik Powszechny” 1945, nr 7, s. 4 [omówienie dyskusji]. – Laureatem został ostatecznie Edmund Osmańczyk (zob. „Dziennik Zachodni” 1945, nr 54, s. 6).

[8] Henryk Nikodemski (1901–1990), księgarz. W 1918 r. rozpoczął w Łodzi praktykę w księgarni prowadzonej przez wdowę po Ludwiku Fiszerze, Melanię. W 1922 r. był zastępcą Dyrektora Oddziału Łódzkiego Spółki Akcyjnej „Księgarnia Polska” z siedzibą w Katowicach. W czasie okupacji niemieckiej przeniósł się do Warszawy. Kierował fikcyjnie sprzedaną Annie i Monice Żeromskim księgarnią Mortkowiczowej, obdzielając zapomogami tak Mortkowiczową, jak i wielu pisarzy, w tym Dąbrowską. Działał w konspiracji AK; mieszkając wraz z rodziną w budynku drukarni przy Rynku 11, udostępniał część pomieszczeń na warsztat rusznikarski. W czasie powstania walczył w zgrupowaniu „Radosław”. Po wojnie działał w Tymczasowej Radzie Księgarstwa Polskiego i w Związku Księgarzy Polskich. W 1945 r. wznowił działalność Księgarni Polskiej. Z małżeństwa z Janiną z d. Muszyńską (1903–1976) miał troje dzieci: synów Janusza (ur. 1928), ekonomistę i Marka (ur. 1938), inżyniera oraz córkę Irenę, zamężną Niemkiewicz (1927–2001), lekarkę. Po wojnie Nikodemski i Mortkowiczowa rywalizowali o prawa do wydawania twórczości Dąbrowskiej. W Dziennikach pisarka zanotowała: „Zadziwiające jest ich [J. Mortkowiczowej i H. Mortkowicz-Olczakowej] stanowisko w sprawie moich praw autorskich, które niewątpliwie wygasły. Chcą mnie «oddać w dzierżawę» – jakbym była krową oddawaną w pacht. Nie chcą odszkodowania za pomoc udzielaną mi w czasie wojny, bo chcą mnie tym wiązać – żebym na nie potem na ten dług robiła. Shylokoski «funt mięsa» spod serca. Zapominają to, co dla nich niekorzystne, pamiętają to, co korzystne. Nieprzyjemne postacie mimo wszystko, nawet Hanka, choć lepsza od matki” (Dz., 28 maja 1945).

[9] W Dziennikach pod datą 2 stycznia 1949 r. Dąbrowska opisała jedną z wizyt Widźgowskiego, z której dowiedziała się o kulisach funkcjonowania Kuchni Literackiej i tzw. Komitetu Trzech: „Widźgowski jest nędznie ubrany i śmierdzi z brudu tak, że nawet mój słaby nos to czuje. Zaprosiłam go na kolację. Rozmowa z nim była tym razem bardziej interesująca niż jakakolwiek z kimkolwiek w ostatnich czasach. […] Widź[gowski] to postać dla Balzaka. W wielkim skrócie biografia «Zoukratesa» przedstawia się tak. Jest z Brodnicy (czy spod Brodnicy), syn zniemczonych Polaków. W 1906 wyrzucono go za założenie w gimnazjum tajnego polskiego kółka Filomatów. Ojciec chciał go wtedy posłać na parobka do chłopów. Uszedł w świat i w Wiedniu skończył szkołę drogistów. Pracował przy lekarstwach (drażetki, w słynnych firmach Mercka w Scharlottenburgu i w IG Farbenindustrie w Ludwigshaven. Już nie pamiętam gdzie, nauczył się też w tym chemicznym przemyśle techniki robienia błon filmowych i z takimi reklamowymi filmami jeździł z ową fabryką do Rzymu i w ogóle do Włoch, gdzie «próbowano te błony». Po wybuchu pierwszej wojny światowej służył w czarnych huzarach i jednocześnie, jak twierdzi, brał udział w podziemnej robocie niepodległościowej (!?). Potem w Polsce – nie ma prawie rzeczy, którą by się nie zajmował. Działacz polityczny NPR-u na Pomorzu, miał jakiś czas w Brodnicy kino; potem był importerem szylaku czy szelaku (indyjski klej roślinny, konieczny do politury mebli), którym grał na giełdzie w Gdańsku; nie widząc towaru, kupując go od Anglików przez Hamburg, a sprzedając Polsce, Rosji, Finlandii etc. Tak do 26-go roku. W 26-tym stracił mnóstwo na tych dostawach wskutek strajku angielskich transportowców. Okręt z tym szelakiem stał za długo w Bilbao, szelak rozpuścił się i pomieszał ze szmalcem. A że punkt topliwości szelaku i szmalcu jest jednakowy, nie można było tego oddzielić. Drugi raz stracił na dostawie do Finlandii, która znów z jakichś powodów nie podjęła dostawy (szelak w czasie burzy zalało wodą, czy co podobnego). Wtedy wyjechał i sześć lat podróżował po Europie, wreszcie wróciwszy wziął przedstawicielstwo eksportu grzybów z Polski. Zorganizował sobie dostawy z samych najlepszych «zamkniętych» jeszcze prawych grzybów, które wędził, mełł na proszek, nasycał wyciągiem z jałowca, puszkował i jako «made in Poland» szło to do Ameryki. Dziś proponują mu podjęcie się pracy w tej branży, ale nie chce być urzędnikiem, woli biedować. Obmyśla jakiś wynalazek ulepszający maszynę introligatorską, co zamierza opatentować i sprzedać państwu albo spółdzielniom. Ale wątpię, czy mu się taka transakcja uda. [Przypisek z 1956] Zdaje mi się, że Widźg[owski] bał się wtedy panicznie – o czym napomykał – swej dawnej urzędniczki, zwanej Werą, która, jak mówił, «wstąpiła do UB». Sam Widźg[owski] jest wysoce podejrzaną postacią. W czasie okupacji prowadził biuro sprzedaży wyrobów żelaznych i był bogaty. Owa «Wera» była wtedy jego sekretarką czy kierowniczką biura. Jakimś sposobem skumali się z nim trzej kombinatorzy – Nowaczyński, Zyglarski i Goetel i ciągnęli z niego pieniądze na «pomoc dla literatów» – stąd przez Nowacz[yńskiego] poznała go i Wandeczka Hoff[manowa] i u niej go spotkałam. Wedle mnie całe to jego biuro «wyrobów żelaznych» jak i jego praca w IG Farben i w ogóle wszystko co robił – bardzo dwuznaczne, jeśli nie – bardzo jednoznaczne” (Dz., 2 stycznia 1949).

[10] Bronisław Wojciech Linke (1906–1962), malarz, rysownik i Anna Maria Linke, z d. Zajdenman (1916–1989), tłumaczka, krytyczka artystyczna. Oboje studiowali w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. We wrześniu 1939 r. wyjechali z Warszawy, na krótko zatrzymali się w Łucku, następnie przebywali we Lwowie. Linke zaangażował się wówczas w życie artystyczne skupione wokół kooperatywy Chudożnik. Według Anny Manickiej (Bronisław Linke w Związku Radzieckim (1939–1946). „Próba zaszeptania rzeczywistości”, „Biuletyn Historii Sztuki” 2004, nr 1/2, s. 196) w styczniu 1940 r. prawdopodobnie wystawił swoje prace na ekspozycji Sztuka plastyczna zachodniej Ukrainy,a od kwietnia do czerwca tegoż roku z całą pewnością prezentował je na Wystawie grafiki. W lipcu 1940 r. Linkowie wraz rodzicami Anny, Ernestyną i Maurycym Zajdenmanami, zostali wywiezieni w głąb ZSRR do Dubowej koło Czeboksarów nad Wołgą; w 1942 r. przeniesiono ich do Orska. Po zakończeniu wojny Dąbrowska i Stempowski zabiegali o sprowadzenie rodziny do kraju, co udało się przeprowadzić w kwietniu 1946 r. Linkowie zamieszkali w Warszawie, zatrzymując się początkowo w mieszkaniu Dąbrowskiej.

[11] Morawiecka, lekarka z Dąbrowy Zduńskiej; przyjechała do Warszawy, by szukać mieszkania i pracy, co jej się udało dzięki kontaktom Dąbrowskiej.

[12] Justyna Dobek, przed wojną dyrektorka Gimnazjum Żeńskiego im. Anny z Sapiehów Jabłonowskiej w Białymstoku, w którym pracowała Jadwiga Szumska. Dąbrowska poznała ją w 1933 r.

710Stanisław Stempowski [Dąbrowa Zduńska, 29 kwietnia 1945]

29 IV, niedziela

Korzystam z uprzejmości miłego szewczyka, który wraca do Warszawy kończyć naukę w gimnazjum, żeby przesłać Wam, najmilsze niewiasty, wiadomość o sobie i Jurku. Zdrów jestem jak Goliat, spędzam pogodne dni na dworze, służy mi to, już się nawet opaliłem, Jurek też cały czas na powietrzu, uczy się dobrze i załatwia wszystkie moje sprawy „na świecie”. Odżywiamy się dobrze. Spodziewam się dobrych wiadomości od p. Marijki przez p. doktorkę[1]. Sady kwitną, dni były upalne, ale dziś słota. Zajęci jesteśmy i nie mamy czasu się nudzić i martwić. Więc o nas niech się Marijeczka nie troszczy i nie spieszy z przyjazdem „z powodu niepokoju”.

Serdecznie pozdrawiam Obie drogie Panie i ręce całuję

Wasz Stan.

Muz. Lit., sygn. 2071, t. IV, k. 42. List bez koperty; rękopis. Na verso karty adres: P. Maria Dąbrowska, ul. Polna 40 m. 31 oraz adnotacja: w razie nieobecności można zostawić u Dozorcy.

[1] Zob. list 705, przyp. 1.

711Maria Dąbrowska [Warszawa, 4 maja 1945]

4 V 45

Kochanie,

dziś na placu Zbawiciela spotkałam „szewczyka”, który wręczył mi liścik od Ciebie. Bardzo dziękuję, ucieszyłam się ze zdrowia, choć w te siły „Goliata” nie bardzo jakoś mogę uwierzyć. Ja za to pod względem zdrowia sprawuję się bardzo nędznie. Marna grypa, z temperaturą pojawiającą się jedynie po południu, trzymała mnie znów prawie tydzień w łóżku i dziś dopiero pierwszy raz wyszłam na ulicę. Jest to bardzo irytujące, kiedy tyle jest do zrobienia i do załatwienia. W dodatku lekarstwa kosztowały mnie już prawie 500 zł, bo dr Reicher przepisała mi i zastrzyki synergietolu[1], twierdząc, że wszystko u mnie jest w połowie na tle wyczerpania nerwowego. Zastrzyki będzie mi robił felczer p. Zielonka, który, wyobraź sobie, mieszka teraz w mieszkaniu dawnym Kmitów. Jest to b[ardzo] przyjemny i zabawny jegomość z ogromną brodą, zupełnie typ z połowy XIX wieku, wygląda jak ilustracja z powieści Daudeta[2]. Znał dobrze dr. Poncet de Sandona, o którym nie ma dość słów uwielbienia, pracował z nim w Kasie Chorych. Tak więc będziemy mieli w domu i lekarza, i felczera do zastrzyków, człowieka starej daty, więc nie tak jak Stecowa[3], ale dość bezinteresownego i miłego. Apteki warszawskie też są nadspodziewanie nieźle we wszystko zaopatrzone. Najbliższa znajduje się na Marszałkowskiej koło Skorupki, druga na Poznańskiej. Anna jest aniołem, nie tylko musi sypiać z chorą, co mnie szczerze martwi, ale pielęgnuje mnie i wszystko za mnie załatwia, a ja tylko rozpalam w piecu, bo to lepiej potrafię. Mimo niezdrowia, na które jestem wściekła, czujemy się w Warszawie doskonale, marzę o tym, żeby jak najprędzej i was sprowadzić. Niestety, przykrą stroną urządzania się jest b[ardzo] powolne tempo. Tak więc nie tylko obiecani „ludzie do remontu i szkła” dotychczas się nie zjawili, ale „nasz” Kowalski, którego prosiłam tylko o wstawienie oberluftu w jadalni i kuchni, a nawet dałam na to szkło, wziął miarę i dotąd od dziesięciu dni się nie zjawia. Oberlufty zatkane tekturami, co pogłębia mrok i tak ciemnego jadalnego pokoju, zwłaszcza przy dniach tak ponurych jak były ostatnie. Z powodu zimna nie możemy też wciąż jeszcze przystąpić do porządkowania papierów, choć Anna układa już je trochę w Twoim pokoju, który chcemy przede wszystkim wyszykować. Dziś byłam znowu w Urzędzie Zdrowia. Zapewniono mnie, że uzyskam transport, trumnę i ekshumację po cenach urzędowych – proszono o zameldowanie pogrzebu na Powązkach i wybranie sobie jego daty, ale nie przed 12-tym maja. Zapewniono mnie, że cmentarzyk dotąd nie będzie ruszany, wszystkie moje podania wpłynęły. Przypuszczam więc, że pogrzeb będzie 15–16 maja – co mi dogadza o tyle, że już chyba zlikwiduję tę grypę. Codziennie odwiedza mnie po kilka osób, mogłybyśmy założyć „salon literacki”, gdyby było gdzie i czym przyjmować gości. Była już i Marynia Cz[apska], i pani Godlewska[4], i Andrzejewski[5], i Miłoszowie[6], i Mitzner[7], który odniósł Twój pamiętnik (o ile nie dałeś dotąd – nie dawaj do druku w pismach, tylko do wydania książkowego). Czy ta Twoja komedia[8] nie dałaby się zrobić jako film?

Ściskam Was

M.

Była też Marysia[9] „où l’amour va se nicher”[10] z mężem, b[ardzo] mili oboje i mądrze na wszystko patrzą, jak my.

Muz. Lit., sygn. 2050, t. V, k. 113–114. List bez koperty; rękopis.

[1] synergetol – preparat wzmacniający, stosowany przy słabym apetycie, anemii, osłabieniu i zbyt niskiej wadze ciała.

[2] Alphonse Daudet (1840–1897), francuski pisarz, poeta, publicysta. Był autorem m. in. opowiadań Listy z mojego młyna, trylogii Tartarin z Tarasconu, Tartarin w Alpach, Port Taraskon oraz sztuki Arlezjanka.

[3] Stecowa – pielęgniarka; nie udało się ustalić bliższych danych.

[4] Maria Godlewska, z d. Ochenkowska (1885–1945), tłumaczka, kuzynka Anieli Zagórskiej. Studiowała malarstwo w Paryżu i w Monachium, ale poświęciła się twórczości przekładowej. W czasie pierwszej wojny światowej była sanitariuszką w Polskich Oddziałach Czerwonego Krzyża, po 1918 r. pracowała w Kole Polek. Przekładała utwory Orzeszkowej na język angielski, tłumaczyła też z angielskiego na polski; za twórczość translatorską otrzymała nagrodę Polskiego PEN Clubu.

[5] Jerzy Andrzejewski (1909–1983), prozaik, publicysta, autor scenariuszy, działacz opozycji demokratycznej. W latach 1935–1937 był w redakcji tygodnika „Prosto z Mostu”. W latach 1946–1947 działał w krakowskim Związku Zawodowym Literatów Polskich (ZZLP), w latach 1950–1952 w Związku Literatów Polskich (ZLP) w Szczecinie. Był posłem na sejm (1952–1957). W 1976 r. należał do współzałożycieli KOR. Autor powieści Ład serca (1938), po wojnie tomu Noc (1945) i powieści Popiół i diament (1948, film A. Wajdy w 1958 r.). Po 1945 r. początkowo przyjął poglądy marksistowskie, w następnych latach pozostawał pod wpływem egzystencjalizmu we współczesnej laickiej wersji (Ciemności kryją ziemię, 1957; Bramy raju, 1960). Powieść Idzie skacząc po górach (1963) dotyczy relacji między sztuką i życiem wybitnej jednostki, eksperymentalna Miazga (ukończona 1970, wyd. poza cenzurą 1979) daje satyryczny obraz środowisk artystycznego i elit politycznych lat sześćdziesiątych. Publikował teżdzienniki literackie: Gra z cieniem (1987) i Z dnia na dzień (t. 1–2, 1988).

[6] Pierwszą żoną Czesława Miłosza i matką jego syna Andrzeja była od 1956 r. Janina z d. Dłuska, 1° v. Cękalska (1909–1986), filmowiec; Miłoszowie wzięli ślub po śmierci Eugeniusza Cękalskiego, reżysera filmowego.

[7] Zbigniew Mitzner, pseud. Jan Szeląg (1910–1968), polski dziennikarz i satyryk. Wiosną 1943 r. zainicjował Akcję „Wisła”, w której ramach podpisywał z pisarzami umowy na wydanie po wojnie ich dzieł; akcja trwała do czerwca 1944 r. Kupowane utwory były przepisywane w czterech egzemplarzach i mikrofilmowane (zachował się jedynie mikrofilm pracy Marcelego Handelsmana). Umowy podpisało 100 autorów na 150 tekstów, m. in. S. Stempowski, M. Dąbrowska, A. Kowalska (pełny wykaz autorów zob. J. Szeląg (Z. Mitzner), Felieton o mojej Warszawie, oprac. P. Mitzner, Warszawa 2014). Po wojnie Mitzner rozmawiał w sprawie uruchomienia wydawnictwa z Jerzym Borejszą, ten jednak nie wydał zgody. Autorzy otrzymali z powrotem swoje teksty, składali się na pomoc finansową dla aresztowanego wówczas Wiktora Lipińskiego (w czasie wojny fałszerza dokumentów dla podziemia), zaangażowanego w Akcję „Wisła”.

[8] S. Stempowski, Próba komedii pisana w Zduńskiej Dąbrowie, akt I[komedia rodzinna, rękopis]. „Rzecz dzieje się na Podolu ukraińskim w dziewięćdziesiątych latach XIX wieku”. BUW, rkps nr 1533, k. 16–22.

[9] Mowa o byłej służącej M. Dąbrowskiej. Po latach w Dziennikach Dąbrowska tak wspominała jedną z jej wizyt: „Po południu odwiedziła mnie moja dawna służąca, która była u mnie rok po Władzi i o której pani Stempowska mówiła: «où l’amour va se nicher»! Teraz Bartosińska (przedtem nazywała się Wszała, analfabetka, dziecko najbiedniejszego proletariatu wiejskiego). Jej mąż, elektromonter jest kierownikiem miejskiego magazynu sprzętu elektrycznego. Marysia śmieje się i mówi: «I tak, choć analfabetka, wyszłam na żonę urzędnika». Spytałam, czy mąż partyjny. «Nie, ale tych bezpartyjnych to nawet więcej uważają, jak partyjnych. Mąż to i temu partyjnemu dyrektorowi prawdę w oczy powie. Nieraz to mu i naurąga. A on nic, słucha, uszy kładzie po sobie». Skarżyła się, że teraz im bardzo ciężko żyć. Dotąd przyrządzała wełnę na roboty dziewiarskie różnym paniom, co tkały i robiły swetry. Teraz to ustało, a z męża pensji w żaden sposób nie mogą wyżyć, choć jest ich tylko dwoje. «Ustrój jest dobry, nie można powiedzieć – zakonkludowała. Tylko że ludzie tak cierpią, tak się męczą». Oto definicja. Ustrój dobry, tylko że nie dla ludzi” (Dz., 23 lutego 1953).

[10] „où l’amour va se nicher” (franc.) – gdzie miłość znajdzie schronienie. Aluzja do tytułu eseju Edmonda Laforesta (1876–1915).

712Stanisław Stempowski [Dąbrowa Zduńska, 7 maja 1945]

7 V, poniedz[iałek]

Codziennie, gdy wieczorem gasimy z Jurkiem światło, miewamy pogawędkę i zawsze tematem jest rozmyślanie, co Ciocia najmilsza teraz porabia i jak sobie daje radę. Żyjemy w zgodzie i odżywiamy się dobrze, Jurek nawet utył. Na swoje imieniny dostał listy od Eli[1], od Babci[2] i od Matki, która bawi u Hepków, a Babcia świetnie się „urządziła” w Otwocku!

Tu przyszło kilka listów, które odsyłam (od Kuryluka[3], od Nelly [Strugowej], od Maryni [Czapskiej], od Anny naszej kochanej i od Jej siostry[4]), które odsyłam. Do Maryni i do Nelly zaraz odpisałem. Od Czekana przyszły aż dwa długie listy, których nie posyłam, bo i tak nieczytelne.

Wciąż lękam się, że puścisz się w drogę do nas – a tu zimno jest, słota, wiatr zimny wyje – w piecach nikomu nie wolno palić, gdyż Damazy obliczył, że tylko do kuchni starczy węgla na miesiąc, a nadziei na węgiel żadnej – podobno kopalnie zawalone i nie mają wagonów. Myślę również, że pojechałaś lekkomyślnie w kurteczce bez futra i możesz się zaziębić, strasznie się martwię Waszą niedolą i ciężkim życiem. Gdybyś jednak, doczekawszy się ciepłej i ładnej pogody, chciała jednak tu wpaść, to proszę nie zapomnieć wziąć worek na rzeczy, bo jednak jest wciąż co stąd zabierać, jeżeli mamy osiąść w Warszawie. (Wobec ostatnich zdarzeń żywię obawę, że czeka to miasto jeszcze wiele niespodziewanych zdarzeń i tak bardzo rozpakowywać się nie należy – jeszcze czekać z nogą w strzemieniu).

Ja czuję się dobrze, co dzień chodzę na spacer aż do szosy, zaciekam się w pracy nad dwoma księgozbiorami tutejszymi, żeby uśmierzyć tęsknotę za Wami. Hordę Krzywego[5] już uporządkowałem, są duże braki i żałośnie wygląda, nie do druku! – Zdaje się pisałem, że przez omyłkę jeden segregator z Pamiętnikami Krzywego znalazł się u mnie – nie mam sposobu skomunikować się z Zarembą, żeby sobie go zabrał.

Proszę przez P. doktor[6], która znów jedzie i wraca, napisać obszernie o sobie i Annie – i nie spieszyć z przyjazdem tu, doczekać ciepła i pogody. Z zawarciem umowy na druk moich Wspomnień proszę nie spieszyć, trzeba poczekać, aż się coś ustali, gdyż wszystko w tej chwili jest płynne, panta rei (πάντα ςεί). Annuszka przetłumaczy.

Czytam w „Życiu Warszawy”, że Jan Żerkowski[7], Henryk Kołodziejski, Jan Wiktor[8], Leon Kruczkowski są kandydatami na posłów do demokratycznego parlamentu – rząd proponuje. Będziesz tedy miała pod bokiem o piętro niżej posła![9] – Na życie przy drodze wiodącej do Świeżyńskich leżą zwiezione szarwarkiem stosy cegieł na fundamenty gimnazjum, które ma być na czerwiec już gotowe. Teraz wożą drewniane ściany i okna już oszklone – prawdziwie amerykańskie tempo!

Posyłam kartę urzędu do zameldowania, proszę ją zwrócić.

Całuję Marijeczkę i Annę

Wasz Stan.

Muz. Lit., sygn. 2071, t. IV, k. 43–44. List bez koperty; rękopis.

[1] Gabriela Maria Szumska, córka Bogumiła i Łucji Szumskich, siostra Jerzego Szumskiego, zamężna Lipkowa.

[2] Zofia Sahankowa, z d. Rylska, matka Łucji Szumskiej.

[3] Karol Kuryluk (1910–1967), działacz polityczny i kulturalny, publicysta. W latach 1934–1939 był redaktorem naczelnym „Sygnałów”, podczas okupacji niemieckiej redagował tajne pisma GL i AL. W latach 1945–1947 był redaktorem naczelnym „Odrodzenia”; od 1949 r. dyrektorem PIW, w latach 1951–1956 prezesem Centralnego Urzędu Wydawnictw, w latach 1956–1958 ministrem kultury i sztuki, od 1959 do 1964 r. ambasadorem PRL w Austrii, a w latach 1965–1967 dyrektorem PWN. – Dąbrowska poznała Kuryluka około 1937 r.

[4] List Zofii Ostrowskiej do Dąbrowskiej nie zachował się, mógł dotyczyć jej prób odszukania męża, który nadal przebywał na Zachodzie.

[5] Zob. list. 708, przyp. 6.

[6] Zob. list 705, przyp. 1.

[7] Jan Żerkowski (zm. 1984), działacz Społem w okresie międzywojennym (od 1935 r.) i powojennym, został posłem na sejm dopiero w kadencji 1947–1952.

[8] Jan Wiktor (1890–1967), powieściopisarz i publicysta, uczestnik ruchu ludowego. W 1945 r. został członkiem Krajowej Rady Narodowej (KRN), w 1952 r. posłem na sejm. Najbardziej znaną jego powieścią jest Orka na ugorze (1935).

[9] Mowa o Janie Żerkowskim.

713Maria Dąbrowska [Warszawa, 7 maja 1945]

7 V 45

Drogi, Kochany,

czekałam z listem na jakąś okazję, która się jednak nie zdarzyła, będę dziś próbowała wysłać przez szofera „Czytelnika” do starostwa w Łowiczu. Nie uwierzysz, jak bardzo już pragnę zobaczyć się z Tobą – i byłabym tymi dniami wpadła na parę dni do Dąbrowy, gdyby nie ta podła grypa i ta fatalna pogoda. Dziś był pierwszy raz ciepły ranek, toteż skorzystałam z tego i obsiałam wszystkie balkony nasturcją, wsiałam też po bokach po kilka ziarnek jakiejś fasoli, którą znalazłam, ale nie wiem nawet czy pnąca – i po kilka ziarnek grochu tego wspaniałego, wysokopiennego, ale czy te ziarna okażą żywotność „egipskiej pszenicy” – wątpię. Najgorsze, że stwarza to problem noszenia dodatkowej wody. Anna przedźwigała się noszeniem węgla i wody i dostała jakiegoś bólu w biodrze czy dolnej części brzucha, który nas bardzo przeraził. Będę musiała coś z wodą wymyślić, bo i sama też nosić nie mogę. Dziś też wreszcie Kowalski wstawił nam oberlufty w kuchni i jadalnym, więc zdjęłyśmy tektury i zaraz zrobiło się jaśniej. Zalutował nam też jakiś cudzy garnek, który tu zastałam, więc mamy teraz trzy garnki – z naszych został jeden mały i rondelek od tłuszczu. Kowalski wziął też maszynkę gazową do odczyszczenia, aby ją mieć w porządku, na wypadek gdyby puszczono gaz, na co się jednak nie zanosi prędko. Wziął za te oberlufty 250 zł, choć jedna szyba była moja. Wszyscy mówią, że to jeszcze bardzo tanio. Umówiłam się z nim o remont całego mieszkania, bo widzę już, że tych obiecanych przez Ładosza „ludzi ze szkłem” się nie doczekam. Gorzej, że Twój i mój pokój wymagają całkowitego odmalowania na nowo, ale to jednak trzeba będzie odłożyć na później. Mam nadzieję, że w pierwszej połowie czerwca będziesz mógł już przyjechać, a może wcześniej. Pieniędzy wciąż jeszcze mamy dosyć i nawet nie żałujemy sobie na jedzenie i jemy w domu. Ale jak się wyczerpią – to nie wiem co dalej, nie tracę jednak otuchy, że wszystko się jakoś ułoży i nie zapominam, że w czasie wojny żałowałam zawsze tylko, kiedy nie wydałam jakichś pieniędzy, i tylko na tym byliśmy zawsze stratni. Zapomniałam napisać, że była u nas i nawet nocowała (na kanapie Anny, która stoi w jadalnym) Strugowa, ale tak męczy jej gadanina, żeśmy odetchnęły, jak poszła. Ma zamieszkać w Łodzi – wszyscy jej idą na rękę i, zdaje się, świetnie daje sobie radę (Borejsza[1] był głównym współpracownikiem „Czarno na Białem”[2]). Był też Bohdan Korzeniewski[3], który pojechał teraz autem do Frankfurtu nad Odrę rewindykować bibliotekę uniwersytecką, której część tam wywieziono. W tych dniach pójdę do ZUS-u dowiedzieć się o Twoją emeryturę, a najdalej około 20-go maja wpadnę do Was do Dąbrowy. Proszę o wiadomości – życzę wszystkiego dobrego i ściskam z całego serca.

[Dopisek na marginesie pierwszej strony:]

Czy macie jeszcze pieniądze? Czy wam starczą do 20-go maja. Pogrzeb Jadzi – 16-go.

Muz. Lit., sygn. 2050, t. V, k. 113–114. List bez koperty; rękopis.

[1] Jerzy Borejsza, pierw. Beniamin Goldberg (1905–1952), wydawca, publicysta, działacz komunistyczny, od 1929 r. w Komunistycznej Partii Polski (KPP), współpracownik m. in. pism: „Sygnały”, „Czarno na Białem”, „Robotnik”. W latach 1939–1940 przebywał we Lwowie, gdzie był dyrektorem Ossolineum. W latach 1941–1944 służył w Armii Czerwonej, następnie w Armii Polskiej w ZSRR gen. Zygmunta Berlinga. Należał do współorganizatorów Związku Patriotów Polskich i redagował jego organ „Wolna Polska” (1944–1945), a po wojnie organ PKWN „Rzeczpospolita”. W 1944 r. założył tygodnik „Odrodzenie”, którego redakcję powierzył K. Kurylukowi. Był organizatorem i prezesem Spółdzielni Wydawniczo-Oświatowej „Czytelnik”, a w 1948 r. inicjatorem i sekretarzem Światowego Kongresu Intelektualistów w Obronie Pokoju we Wrocławiu. Opublikował: Hiszpania 1873–1936 (1937), Na rogatkach kultury polskiej (1947).

[2] „Czarno na Białem” – tygodnik społeczno-polityczny, wydawany w Warszawie w latach 1937–1939, pismo opozycji lewicowej związanej z tworzącym się Stronnictwem Demokratycznym. Redaktorem i wydawcą był J. Grzędziński, z pismem współpracowali m. in. A. Strug, J. Borejsza, S. J. Lec, W. Rzymowski.

[3] Bohdan Korzeniewski (1905–1992), reżyser, krytyk i historyk teatru, wykładowca w PIST (także w tajnym, w czasie okupacji niemieckiej). W czasie II wojny światowej należał do organizatorów konspiracyjnej Rady Teatralnej. Od 1956 r. wspólnie z Z. Raszewskim redagował „Pamiętnik Teatralny”. Od 1947 r. reżyserował w teatrach warszawskich i krakowskich, głównie dramaty klasyczne. Opublikował: Spory o teatr (1966), O wolność dla pioruna… w teatrze (1973), Książki i ludzie (1989) oraz wywiad rzekę w opracowaniu M. SzejnertSława i infamia (1992).

714Maria Dąbrowska [Warszawa, 9 maja 1945]

9 V 45, środa

Kochany,

przedwczoraj wysłałam do Ciebie dwa ogromne listy przez szofera „Czytelnika”, któremu dałam 20 zł, prosząc o doręczenie w Łowiczu Wegnerowi, a jego znów o przekazanie listów p. Wyszomirskiemu w Starostwie. Jakże żałuję, że nie przewidziałam przyjazdu pani doktór[1], która by te listy zabrała, było w nich dużo wiadomości, a nie wiem, czy dojdą, czy też powtarzać treść już raz napisaną po raz drugi. Przede wszystkim jednak proszę na wszystko, nie martw się i nie denerwuj naszym „ciężkim życiem”, gdyż nie jest ono takie ciężkie – a owszem, ciekawe – mnóstwo wrażeń, obserwacji i wiadomości przesuwa się przed naszymi oczami. Odżywiamy się dobrze, pieniądze jeszcze mamy – jemy w domu i nie żałujemy sobie. Nie wiem co będzie, jak pieniądze się skończą, ale na razie nie myślę o tym, pamiętam, że żałowałam w ciągu tych lat zawsze tylko, jeśliśmy jakichś pieniędzy nie wydali, i że zawsze tylko w takim wypadku bywaliśmy stratni. Byłam rzeczywiście przez dwa tygodnie chora na lekką, ale dość męczącą grypę, która jednakże już się skończyła, a po przepięknej dzisiejszej pogodzie sądzę, że kończy się też przykry okres słoty, zimna, wiatrów lodowatych. Ta grypa zahamowała na jakiś czas moją energię w kierunku przeprowadzenia pogrzebu Jadzi i remontu mieszkania. Pogrzeb Jadzi odbędzie się dopiero po 15 maja. Remont Twego i mego pokoju zacznie Kowalski dopiero po niedzieli. Na razie wstawił nam szyby w kuchni i w jadalnym zreperował garnek i wziął za to 250 zł. Wziął też maszynkę gazową do odczyszczenia. Za parę dni będziemy mieli już wodę z wodomierza w podwórzu, a za dwa, trzy tygodnie mamy mieć wodę już i na piętrach. Wtedy też Twój przyjazd będzie zupełnie możliwy, natomiast co do Jurka trzeba się będzie zastanowić, czy go wyrywać z idealnych warunków Dąbrowy w mało zdrowotne warszawskie – choć jednak tak bardzo chciałabym, żeby był razem z nami. Bardzo do Was tęsknię i wciąż wybieram się do Dąbrowy, ale zawsze powstrzymują mnie różne rzeczy tu do załatwienia. Troską jest też myśl, czy istotnie sprowadzać już wszystkie rzeczy do Warszawy, bo sytuacja naprawdę się komplikuje i może przynieść daleko idące niespodzianki. No, ale może w ciągu najbliższych tygodni jakoś wyjaśni się, czego mamy oczekiwać. Myślę, że koło 20-go będę jednak w Dąbrowie, bardzo martwię się, że już nie palicie i marzniecie – dotąd było zimno jak zimą – my paliłyśmy w jadalnym niemal co dzień. Dziękuję za przesłanie kenkarty, żałuję, że nie prosiłam również o dokumenty z ZUS emerytalne, bo bym z tym poszła dowiedzieć się, jak te sprawy stoją, ale to jeszcze nic straconego.

W poprzednich listach pisałam Ci, że niemal co dzień po parę osób nas odwiedza, tak że nie jesteśmy pozbawione rozrywek towarzyskich. Była nawet nasza Marysia [Bartosińska] „où l’amour va se 33nicher” – z mężem. Bardzo byli sympatyczni. Podziwiałam trochę ich ocenę zjawisk – w ogóle podziwiam wspaniałą postawę ludzi, z której można wróżyć najlepszą przyszłość dla Polski mimo wszystko, co nas może jeszcze czekać. Dziś tu święto z powodu kapitulacji Niemiec. Taka żałość ściska serce, że Jadzia nie doczekała, choć co prawda, nie mamy siły się cieszyć.

Remont nawet niezupełny (bo nasze dwa pokoje wymagają odmalowania na nowo, na co się teraz nie zdobędę) będzie mnie kosztował kilka tysięcy, ale mimo to zdecydowałam się na powierzenie tego Kowalskiemu, bo mam wrażenie, że obietnica Ładosza przysłania „ludzi i szkła” – jest fikcją – dotąd nikt się nie zjawił, a trudno dalej bezczynnie czekać. Wczoraj zjawiła się pani Saloni[2] i przywiozła segregator z omyłkowo zabraną częścią Hordy pierwotnej, z prośbą o przysłanie omyłkowo zostawionego w Dąbrowie rozdziału Pamiętników. Powiedziała, że Zaremba, który ma w tych dniach tu być, wstąpi po to do Dąbrowy. Jeśli zdołam się z nim zobaczyć, może i ja z nim się do Dąbrowy zabiorę, ale to nic pewnego. Bardzo ściskam i całuję, jakbym chciała, żebyś już tu był.

Twój zmysł porządkowania strasznie nam jest potrzebny.

Całuję Jureczka, wszystkim pozdrowienia

Wasza M.

[Dopisek na marginesie trzeciej strony:]

Mitzner przyniósł Twój Pamiętnik. Prócz Andrzejewskiego, Miłosza, Maryni Czapskiej i p. Bolewskiej[3], był Bohdan Korzeniewski, Strugowa, pani Dobek, pani Żeromska, Nikodemski etc.

Muz. Lit., sygn. 2050, t. V, k. 115–116. List bez koperty; rękopis.

[1] Zob. list 705, przyp. 1.

[2] Janina Kulczycka-Saloni (1912–1998), historyczka literatury polskiej, od 1960 r. profesor UW, członkini Towarzystwa Naukowego Warszawskiego, w okresie 1937–1950 żona Juliusza Saloniego. Publikowała studia dotyczące pozytywizmu, m. in. o twórczości B. Prusa; była współautorką i współredaktorką syntezy Literatura polska (t. 1–2, 1990–1991). W latach 1945–1946 pracowała jako redaktorka w dziale literatury pięknej Spółdzielni Wydawniczo-Oświatowej „Czytelnik” w Łodzi.

[3] Mowa o Julii Józewskiej, z d. Bolewskiej, żonie ukrywającego się przed służbą bezpieczeństwa Henryka Józewskiego.

715Maria Dąbrowska [Warszawa, 11 maja 1945]

11 V 45

Drogi, Kochany,

pani doktor[1] wczoraj się nie zgłosiła, wobec tego do przedwczorajszego listu dodaję nowy. Dziś zameldowałam Ciebie i siebie w komisariacie. Stempla żadnego na kenkarcie nie dają, tylko pokwitowanie. Kenkartę więc odsyłam, a pokwitowanie zatrzymuję tutaj. Jurek jest zameldowany w Komitecie Domowym, którego przewodniczącą jest p. Łaszowska. W komisariacie meldować go nie trzeba, bo rejestrują dopiero od 14 lat. Wczoraj zaczęłyśmy z Anną porządkować Twój pokój. Na razie oczyściłam tapczan, biurko, stolik nocny i komódkę (tę po butach) i okryłam wszystko papierami od zasłon okiennych, które już niepotrzebne, bo się nie zaciemnia. Zaczęłyśmy wybierać papiery ze stosu na podłodze. Mimo że zapełniłyśmy już parę szuflad biurka, na podłodze prawie naszej pracy nie znać. W tych stosach des débris[2] – znajduję artykuły p. Jerzego [Stempowskiego] – drukowane, w rękopisach – często porozrzucanych i niecałkowitych. Znalazłam ku mojej żałości strzępy porwane z Polski Jagiellonów Kolankowskiego[3] i strzępek z mojej ulubionej książki Zabytki języka staropolskiego[4]. Skąd to się wzięło w Twoim pokoju – nie mam pojęcia. Z porządkowaniem tych rzeczy będziesz miał naprawdę robotę do końca życia chyba, o ile nasze mieszkanie nie przepadnie w jakiejś nowej katastrofie. Chciałabym, aby przynajmniej Twój pokój był oszklony i jako tako uporządkowany na Zielone Świątki. Może zdołam to przeprowadzić. Najgorsze są ściany i sufit, z których ciągle się sypie. Może się to jakoś oczyści, ale pokój będzie łaciaty. Chciałabym na Zielone Świątki przyjechać do Dąbrowy i może zabrać Cię już ze sobą, ale nie wiem, czy to się uda. Najdrobniejsza sprawa życiowa napotyka na tyle utrudnień i opóźnień. Np. o porządkowaniu naszych pokojów nie było dotąd mowy z powodu straszliwego w nich zimna, dopiero teraz jest o tyle łagodniejsze powietrze, że parę godzin można w tamtych pokojach przebywać. Bardzo mi też bruździ mój stan zdrowia. Grypa niby to minęła, temperatury już nie mam, ale zaatakowane mam uszy i oczy – powieki napuchły i zaczerwieniły się – musiałam kupić oftalmol, kwas borny znalazł się w domu. W czasie grypy dostałam wysypki na całym ciele aż do szyi i twarzy włącznie – na szczęście już przygasła – smarowałam się granugenem[5] i sama zastosowałam chininę i lekarstwo nerkowe Grubalskiego[6], co dr Reicherówna zaaprobowała. Felczer Zielonka, który mieszka w dawnym mieszkaniu Kmitów (bardzo miły, znał i uwielbiał Ponceta), robi mi zastrzyki synergiarolu, przepisane przez dr Reicher, co mnie będzie kosztowało 700 zł (300 zł ampułki i po 20 zł zastrzyk). Obecność lekarki i felczera w domu bardzo mnie cieszy ze względu na Ciebie – apteki są też w Warszawie dość dobrze zaopatrzone. Obawiam się dla Ciebie tylko strasznego kurzu z ruin, który może Ci szkodzić na oczy.

Anna jest wspaniała – bez niej nie mogłabym tu absolutnie dać sobie rady, ale dziś przyszedł list od jej męża. Zapisał się na listę profesorów do… Wrocławia[7] – nie wiem, czy Anna po wakacjach nie będzie musiała z nim tam pojechać. Na razie jest ona w kontakcie z TUR. Mają taki brak ludzi, że robią jej nadzwyczajne propozycje – bardzo bym chciała, żeby się z tym związała. Bez służącej nie ma mowy, abyśmy mogli pracować, więc wybadaj panią Wyszomirską[8], czy nie moglibyśmy choć na kilka miesięcy dostać którejś z dziewcząt dąbrowieckich – za utrzymanie i 500 zł miesięcznie. Jest projekt, abyśmy z Anną w końcu czerwca pojechały na odczyt do Lublina – można zarobić 8 do 10 tysięcy.

Ściskam Was

Wasza M.

[Dopisek na marginesie pierwszej strony:]

Dzień końca wojny święcono tu salwami armatnimi i strzelaniną. W powietrzu czerwone konfetti rakiet. Strasznie to przypominało powstanie – i denerwowało.

[Dopisek na marginesie drugiej strony:]

Miałam list od męża Lusi[9]. Wybieram się do Podkowy, do Wacków i do Grójca, ale kiedy to wszystko – !!

[Dopisek na marginesie trzeciej strony:]

Co do emerytur ZUS dowiedziałam się, że wypłacają tylko aktualne, a zaległe – kiedyś później.

Muz. Lit., sygn. 2050, t. V, k. 117–118. List bez koperty; rękopis.

[1] Zob. list 705, przyp. 1.

[2]des débris (franc.) – rumowisko.

[3] Ludwik Kolankowski (1882–1956), historyk. W latach 1918–1923 pracował w MSZ. W latach 1929–1944 dyrektor Biblioteki i Archiwum Ordynacji Zamojskiej, jednocześnie od 1931 r. profesor na Uniwersytecie w Wilnie, a od 1937 r. we Lwowie. W latach 1945–1956 mieszkał w Toruniu, gdzie organizował UMK i był jego pierwszym rektorem (1946–1948). Zajmował się dziejami epoki Jagiellonów, opublikował m. in. Dzieje Wielkiego Księstwa Litewskiego za Jagiellonów, t. 1 : 1377–1499 (1930), Dzieje polityczne Polski Jagiellońskiej (1932), Polska Jagiellonów. Dzieje polityczne (1936, wyd. 3 poprawione i uzupełnione 1991).

[4]Zabytki języka staropolskiego z wieku XIV-go,XV-go i początku XVI-go, oprac. A. A. Kryński, M. Kryński, z. 1–2, Warszawa 1909–1911; wyd. nast. 1918 i 1925.

[5] granugen – maść stosowana przy drobnych ranach, wrzodach, oparzeniach i egzemie.

[6] Mowa o Przemysławie Rudzkim.

[7] Jerzy Kowalski wyjechał do Wrocławia w październiku 1945 r.; powierzono mu zadanie zorganizowania Wydziału Humanistycznego UWr. Objął kierownictwo I Katedry Filologii Klasycznej, aktywnie angażował się w działalność naukowo-dydaktyczną i organizacyjną. Anna Kowalska dołączyła do męża w pierwszych dniach listopada 1945 r.

[8] Leonilda Wyszomirska, z d. Kiersnowska (w niektórych opracowaniach podawane jest imię Lucylla) (1903–1988), kierowniczka szkoły w Dąbrowie Zduńskiej, nauczycielka ogrodnictwa. Ukończyła studia na SGGW oraz Seminarium dla Nauczycielek Szkół Rolniczych w Sokołówku. Uczyła w szkołach rolniczych w Gołotczyźnie i Łyszkowicach. W 1934 r. została zastępcą kierownika w Sokołówku, w latach 1935–1950 wraz z mężem, Kazimierzem Wyszomirskim, kierowała Ludową Żeńską Szkołą Rolniczą im. Jadwigi Dziubińskiej w Dąbrowie Zduńskiej. Razem z mężem ogłosiła wspomnienia pt. Dąbrowa Zduńska żyła pracą i pieśnią (1965).

[9] Henryk Józewski, mąż Julii (Lusi), po zakończeniu wojny nie zaprzestał działalności konspiracyjnej; do 1953 r. ukrywał się przed służbą bezpieczeństwa w Podkowie Leśnej, Milanówku, w Warszawie, na Śląsku, pod Wrocławiem, w Radomiu i w Jaszczowie (w majątku Poniatowskich).

716Stanisław Stempowski [Dąbrowa Zduńska, 14 maja 1945]

14 V 45

Korzystam z uprzejmości p. Mariana [Frelka][1], żeby odpowiedzieć na otrzymane przez doktorkę[2] dwa listy z 9 i 11 bm., za które bardzo dziękuję.

Listu przez szofera dotąd nie otrzymałem. U nas wszystko idzie pomyślnie, zdrowie mi dopisuje pomimo przerw w tętnie, na leżaku wygrzewam się w słoneczne dnie. Imieniny moje obchodzono tu hucznie, panie wszystkie odwiedziły mnie wieczorem z kwiatkiem każda, a dziewczęta otoczyły mój leżak i odśpiewały nade mną szereg pieśni. Jurek jedzie już na piątkach, jest ulubieńcem wszystkich, dostał nowy garnitur (za 250 zł) i wczoraj wystąpił już w nim, gdy p. Kazimierz [Wyszomirski] wziął go z sobą do Jackowic[3]. Myślę, że Jurka jednak trzeba będzie do lipca tu zostawić, bo takich warunków przyrodniczych i społecznych nie znajdzie. Sady w pełnym kwiecie, ogród cały uporządkowany i jarzy się od bratków i irysów.

Proszę nie spieszyć z przyjazdem, niech się sytuacja wyjaśni, żeby znów nie potrzeba było odbywać tę samą kalwarię tylko w gorszych warunkach. Jadąc, proszę wziąć worek na rzeczy. Z pieniędzmi stoję jeszcze zupełnie dobrze, więc i o to proszę się nie troszczyć. Nic mi Pani nie wspomina o kupnie moich Wspomnień. Jeżeli Mitzner zwrócił rękopis, to znaczy, że już odstąpił swe prawa. Jeżeli tak, to muszę zrobić gwałt, żeby nie drukowali bez moich zmian, no i żeby te 15% wypłacili z góry[4].

Już muszę list ten oddać. Całuję Wasze ręce Mary-Anny.

Wasz miłujący

Senecio vulgaris[5]

[Dopisek Jerzego Szumskiego:]

Ps. p. Wyszomirska w przyszłą sobotę jedzie z dziewczętami Szkoły Rolniczej do Warszawy. Całuję Cię. Jurek.

[Dopisek na drugiej stronie:]

Wilga 28 m. 8, p. Frelek

Muz. Lit., sygn. 2071, t. IV, k. 45–46. List bez koperty; rękopis.

[1] Marian Frelek (1901–1985), działacz ludowy, geodeta. Od czasów gimnazjalnych działał w Polskim Stronnictwie Ludowym „Piast”, w czasie okupacji w Stronnictwie Ludowym „Roch”, uczestniczył też w pracach nad projektem ustawy o reformie rolnej wykonanym na zlecenie rządu emigracyjnego w Londynie. Po wojnie był działaczem Polskiego Stronnictwa Ludowego, a po zjednoczeniu organizacji chłopskich – Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego. W 1945 r. rozpoczął pracę w Ministerstwie Rolnictwa i Reform Rolnych na stanowisku naczelnika Wydziału Zabudowy Osiedli Wiejskich, a po jego reorganizacji – Wydziału Zagospodarowania Terenowego, które piastował do 1953 r. Od 1948 r. był związany z Politechniką Warszawską; latach 1956–1970 pełnił funkcję kierownika Katedry Geodezyjnego Urządzania Terenów Rolnych i Leśnych, w okresie 1970–1972 był szefem Zakładu Geodezyjnego Urządzania Terenów Rolnych i Leśnych w Instytucie Geodezji Gospodarczej. Dwukrotnie sprawował funkcję prodziekana na Wydziale Geodezji i Kartografii Politechniki Warszawskiej; w 1966 r. uzyskał stanowisko profesora nadzwyczajnego. Był współautorem podręczników Geodezja gospodarcza (1956) oraz Geodezja rolna (1970).

[2] Zob. list 705, przyp. 1.

[3] Jackowice – miejscowość pod Łowiczem.

[4] Za prawa do druku pierwszego tomu Wspomnień Z. Mitzner w 1943 r. wypłacił Stempowskiemu 7000 zł (umowa z 6 sierpnia 1943 r.). Stempowski przekazał także wydawcy rękopis przekładu powieści W. WieriesajewaBez wyjścia.

[5]Senecio vulgaris (łac.) – żartobliwa aluzja do nazwy botanicznej: Senecio vulgaris – starzec zwyczajny, gatunek rośliny jednorocznej z rodziny astrowatych.

717Stanisław Stempowski [Dąbrowa Zduńska, 18 maja 1945]

18 V 45, piątek

Droga Maryjeczko,

jutro wyrusza stąd ciężarowym autem cała wyprawa rolniczanek do Warszawy w celu obejrzenia wystawy Warszawa oskarża w Muzeum Narodowym[1]. O tej wyprawie uprzedziłem już w liście, który miał doręczyć p. Frelek, żebyś czasem nie wybrała się właśnie tu podczas nieobecności p. Leonildy [Wyszomirskiej], pod której przewodem odbywa się ta wyprawa, ułożona w porozumieniu z władzami szkolnymi tutejszymi. Mają zabawić tam dwa dni i jest przewidziane, że dadzą rolniczanki w strojach łowickich przedstawienie w teatrze taneczno-wokalne. Jedzie osób pięćdziesiąt! Jedzie z nimi i p. doktor[2] z siostrą już na stałe do Warszawy, gdzie dostała posadę w ubezpieczalni. Proszę p. Leonildę, żeby nie tylko doręczyła Ci ten list, ale zawiadomiła o miejscu i czasie tego ich przedstawienia, na którym może zechcesz być. Dziewczęta, które nie mają wyobrażenia o tym, co zobaczą, cieszą się, że zobaczą Warszawę, której nigdy nie widziały.

O mój z Jurkiem