Dyktatura absurdu - Włodzimierz Bykowski - ebook

Dyktatura absurdu ebook

Włodzimierz Bykowski

0,0

Opis

 W przedłożonej do rąk czytelników książce, Włodzimierz Bykowski odpowiada na zadane samemu sobie pytania o sens działań promujących absurd metodami propagandy, zwracając przy okazji uwagę na niehumanitarny wymiar rozwiązań proponowanych przez lewicowych myślicieli. Dyktatura absurdu jest również krytyką filozoficznego postmodernizmu, którego rzeczywistym owocem jest sojusz neoliberalnych – a właściwie to postliberalnych – elit z neokomunistami wyniesionymi na salony współczesności metodą długiego marszu przez instytucje, co zdaniem autora może doprowadzić do dyktatury.

Od zarania dziejów człowiek ma do czynienia z tyraniami, ale dopiero od Wielkiej Rewolucji Francuskiej dyktatura przybrała ludobójczą formę na masową skalę. W XIX wieku idea systemowej przemocy była rozwijana teoretycznie przez komunistów. Apogeum terroru przypadło na XX wiek, a miało to miejsce w państwach zarządzanych przez komunistów i nazistów. Z najnowszą historią ludzkości nieodłącznie związany jest również absurd, który w ostatnich latach przybiera na sile, między innymi w ramach gender studies oraz innych neokomunistycznych nurtach intelektualnych, kwestionujących nieomal całą dotychczasową wiedzę biologiczną oraz schematy logicznego rozumowania. W efekcie, od rewolucji 1968 roku, jaka przelała się przez uniwersytety zachodniego świata, mamy do czynienia z zastępowaniem nauki opartej na empirycznym poznaniu, dedukcji i sceptycyzmie metodologicznym, przez postnaukę nakierowaną na indywidualne uczucia jednostek, której dogmaty narzuca się społeczeństwom metodami zarządzania chaosem oraz tworzeniem nowej mitologii w ramach tak zwanych narracji.

Dyktatura absurdu jest pierwszą z czterech książek Bykowskiego o kondycji współczesnego człowieka, jakie Wydawnictwo Region przygotowało w ramach Biblioteki Apeironu. Kolejna, Natura humana, której premierę zaplanowaliśmy na wiosnę 2023 roku, będzie poświęcona ludzkiej naturze z perspektywy nie tylko antropologicznej, ale również nauk przyrodniczych, matematyki i logiki ogólnej.

 

Włodzimierz Józef Bykowski, urodzony w 1967 roku w Bydgoszczy, polski projektant przemysłowy i graficzny, malarz, rysownik, fotograf, regionalista, autor przewodników i książek. Debiutował w 1986 roku scenariuszem i rysunkami undergroundowego komiksu Szynel według Mikołaja Gogola. Od 1991 roku zajmował się reklamą i wystrojami wnętrz, a od 1995 roku tworzeniem wydawnictw reklamowych, książek, plakatów, opakowań, znaków towarowych, logotypów. W latach 2002–2005 redaktor graficzny polskiego wydania międzynarodowego magazynu parolotniowego Cross Country Polska. Miał 20 indywidualnych wystaw malarstwa, rysunku i fotografii. Od 2005 roku projektuje design paralotni Dudek.

Od 1999 roku opublikował około 30 przewodników turystycznych, które najczęściej ilustrował własnymi zdjęciami – ich łączny nakład przekroczył 100 tysięcy egzemplarzy. Pisał artykuły o tematyce turystycznej do „Ilustrowanego Kuriera Polskiego”, „Przeglądu Ekologicznego Pomorza i Kujaw”, „Expressu Bydgoskiego”. W 2013 roku opublikował powieść fantastyczną Różowe robaki. Od 2019 roku publicysta „Polskiego Magazynu w UK” oraz „Polskiego Magazynu w Regionie”.

www.bykowski.datum.pl

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 214

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Włodzimierz Bykowski

DYKTATURA ABSURDU

Mojej siostrze, Danucie

niestałość wydaje mi się najbardziej powszechnymi oczywistym błędem naszej natury

Michel de Montaigne, Próby (księga druga)Rozdział I – O niestałości naszych postępków

© Copyright by Włodzimierz Józef Bykowski, 2022

Konsultacja merytoryczna:Wieńczysław Bykowski, Artur Małowiński

Redakcja i korekta:Elżbieta Bykowska, Zbigniew Włodarczak

Projekt okładki i łamanie:Włodzimierz Bykowski

Wydawnictwo REGION Jarosław Ellwartul. Goska 8, 81-574 Gdyniawww.wydawnictworegion.ple-mail: [email protected]

Wydanie I, Gdynia 2022

978-83-7591-895-3 epub

O AUTORZE I KSIĄŻCE

Włodzimierz Józef Bykowski, urodzony w 1967 roku w Bydgoszczy, polski projektant przemysłowy i graficzny, malarz, rysownik, fotograf, regionalista, autor przewodników i książek. Debiutował w 1986 roku scenariuszem i rysunkami undergroundowego komiksu Szynel według Mikołaja Gogola. Od 1991 roku zajmował się reklamą i wystrojami wnętrz, a od 1995 roku tworzeniem wydawnictw reklamowych, książek, plakatów, opakowań, znaków towarowych, logotypów. W latach 2002–2005 redaktor graficzny polskiego wydania międzynarodowego magazynu parolotniowego Cross Country Polska. Miał 20 indywidualnych wystaw malarstwa, rysunku i fotografii. Od 2005 roku projektuje design paralotni Dudek.

Od 1999 roku opublikował około 30 przewodników turystycznych, które najczęściej ilustrował własnymi zdjęciami – ich łączny nakład przekroczył 100 tysięcy egzemplarzy. Pisał artykuły o tematyce turystycznej do Ilustrowanego Kuriera Polskiego, Przeglądu ekologicznego Pomorza i Kujaw, Expressu Bydgoskiego. W 2013 roku opublikował powieść fantastyczną Różowe robaki. Od 2019 roku publicysta Polskiego magazynu w UK oraz Polskiego magazynu w regionie.

www.bykowski.datum.pl

W przedłożonej do rąk czytelników książce, Włodzimierz Bykowski odpowiada na zadane samemu sobie pytania o sens działań promujących absurd metodami propagandy, zwracając przy okazji uwagę na niehumanitarny wymiar rozwiązań proponowanych przez lewicowych myślicieli. Dyktatura absurdu jest również krytyką filozoficznego postmodernizmu, którego rzeczywistym owocem jest sojusz neoliberalnych – a właściwie to postliberalnych – elit z neokomunistami wyniesionymi na salony współczesności metodą długiego marszu przez instytucje, co zdaniem autora może doprowadzić do dyktatury.

Od zarania dziejów człowiek ma do czynienia z tyraniami, ale dopiero od Wielkiej Rewolucji Francuskiej dyktatura przybrała ludobójczą formę na masową skalę. W XIX wieku idea systemowej przemocy była rozwijana teoretycznie przez komunistów. Apogeum terroru przypadło na XX wiek, a miało to miejsce w państwach zarządzanych przez komunistów i nazistów. Z najnowszą historią ludzkości nieodłącznie związany jest również absurd, który w ostatnich latach przybiera na sile, między innymi w ramach gender studies oraz innych neokomunistycznych nurtach intelektualnych, kwestionujących nieomal całą dotychczasową wiedzę biologiczną oraz schematy logicznego rozumowania. W efekcie, od rewolucji 1968 roku, jaka przelała się przez uniwersytety zachodniego świata, mamy do czynienia z zastępowaniem nauki opartej na empirycznym poznaniu, dedukcji i sceptycyzmie metodologicznym, przez postnaukę nakierowaną na indywidualne uczucia jednostek, której dogmaty narzuca się społeczeństwom metodami zarządzania chaosem oraz tworzeniem nowej mitologii w ramach tak zwanych narracji.

Dyktatura absurdu jest pierwszą z czterech książek Bykowskiego o kondycji współczesnego człowieka jakie Wydawnictwo Region przygotowało w ramach Biblioteki Apeironu. Kolejna, Natura humana, której premierę zaplanowaliśmy na wiosnę 2023 roku, będzie poświęcona ludzkiej naturze z perspektywy nie tylko antropologicznej, ale również nauk przyrodniczych, matematyki i logiki ogólnej.

SEKS, FREUD I REWOLUCJE

Umownym początkiem Wielkiej Rewolucji Francuskiej było zdobycie Bastylii przez paryżan. Miało to miejsce 14 lipca 1789 roku. Uzbrojony w karabiny tłum oblegał wówczas średniowieczną twierdzę, w której znajdowało się zaledwie kilku więźniów bez znaczenia. Co ciekawe, do 4 lipca, w słynnym więzieniu przebywał – osadzony za swoje seksualne przestępstwa wobec moralności – arystokrata Donatien Alphonse François de Sade (1740–1814). Dziesięć dni wcześniej został on jednak przeniesiony do Charenton, założonego w połowie XVII wieku zakładu dla chorych umysłowo. Dla rewolucjonistów nie miało znaczenia, kto dokładnie siedzi w Bastylii, ponieważ więzienie było symbolem władzy królewskiej i dlatego zostało wyznaczone za cel. Aby dostać się do środka oszukano obrońców obiecując im wolność jeśli tylko się poddadzą. Po otwarciu bram królewski zarządca więzienia oraz kilku żołnierzy zostało natychmiast ściętych przez tłum. Ich głowy osadzonona pikach, a następnieprzeniesiono do Pałacu Królewskiego, aby wywołać we władcy przerażenie. Bestialski mord na niewinnych strażnikach, zwyczajnie wykonujących swoją pracę, był iskrą rozpalającą dziki pożar rewolucyjnej przemocy, który bardzo szybko rozprzestrzenił się po całej Francji. Tak zaczęło się szaleństwo żądające ludzkiej krwi składanej w ofierze na ołtarzu postępu.

Czytając świadectwa z pierwszych dni rewolucji jasno widać, że na początku nie wiadomo było jak długo zawierucha potrwa i czym zbrojny zryw ludu się skończy. W nieco ponad miesiąc po zdobyciu Bastylii, 26 sierpnia, Konstytuanta ogłosiła Deklarację Praw Człowieka i Obywatela, w której każdemu gwarantowano między innymi wolność fizyczną i duchową, równość wobec prawa i sądu, nietykalność osobistą. Była to jurystyczna realizacja ideałów oświeceniowych oraz wolnomularstwa, ukoronowanie pracy wykonanej przez encyklopedystów oraz prawników reprezentujących stan trzeci w Stanach Generalnych. Nadzieje na stworzenie lepszego ustroju, opartego na rozumie, szybko okazały się jednak płonne, bo głoszona wolność i równość przysługiwała tylko myślącym tak jak chcieli tego przywódcy, czyli samozwańcza elita awangardowych zmian społeczno-obyczajowych. Hipokryzja rewolucjonistów tworzących wspomnianą deklarację została zauważona nawet przez dramatopisarkę i rewolucjonistkę Olimpię de Grouges (1748–1793), która w 1791 roku opublikowała Deklarację Praw Kobiety i Obywatelki – jeden z pierwszych prefeministycznych dokumentów w historii zachodniej cywilizacji europejskiej – gdzie artykuł X brzmiał: „Nikogo nie można niepokoić ze względu na jego poglądy, nawet fundamentalne; skoro kobieta może zawisnąć na szubienicy, tak samo może stanąć na mównicy; pod warunkiem, że to nie zaburzy porządku publicznego ustanowionego prawem.”1. Dla 45-letniej kobiety zacytowany punkt stał się proroczy. Zgodnie z rewolucyjnym prawem jej poglądy uznano za niewłaściwe i w 1793 roku de Grouges została zgilotynowana.

Aby przekonać się o obłudzie przywódców rewolucji i wybiórczym traktowaniu deklarowanych praw przyrodzonych człowiekowi od urodzenia – na przykład tych dotyczących wolności duchowej –wystarczy wspomnieć wojny wandejskie, które miały miejsce w środkowo-zachodniej Francji w latach 90. XVIII wieku. W prologuwydarzeń, rewolucyjna Gwardia Narodowa zamordowała kilkuset nieuzbrojonych mieszczan i wieśniaków, którzy stanęli w obronie miejscowych katolickich księży. W efekcie wybuchła lokalna rewolucja przeciw rewolucji zainicjowanej w Paryżu. Dla stolicy taka sytuacja była nie do przyjęcia. 1 sierpnia 1793 roku Komitet Ocalenia Publicznego nakazał wymordować wszystkich mieszkańców zbuntowanego departamentu Vendée, niezależnie od wieku oraz płci (sic!). Eksterminację ludności rozpoczęli w styczniu następnego roku dwaj rewolucyjni przywódcy:generał Louis Marie Turreau (1756–1816) – który nigdy nie poniósł konsekwencji popełnionych zbrodni, oraz komisarz Jean Baptiste Carrier (1756–1794) – po upadku jakobinów ścięty na gilotynie. Dwanaście colonnes infernales (kolumn piekielnych) mordowało w imię oświeceniowych ideałów. W portowych miejscowościach Komitet Rewolucyjny skazywał ludzi na déportation verticale (deportację pionową), czyli masowe topienie. Część ofiar, w tym dzieci, dodatkowo upokorzono, rozbierając ich do naga i wiążąc w pary, co eufemistycznie nazwano mariage républicain (małżeństwem republikańskim), a następnie zbiorowo uśmiercano. Krzyk niewinnych odbijał się pustym echem od ściany rewolucyjnej bezwzględności. Walka o nowe ideały została uświęcona krwią anonimowych ofiar, stała się pierwszym wielkim nowożytnym ludobójstwem motywowanym ideologicznym postępem.

Wielka Rewolucja Francuska szybko przerodziła się w wewnętrzny terror – zabijano wszystkich przeciwników. 21 stycznia 1793 roku przy użyciu gilotyny ścięto Ludwika XVI (1754–1793). Za wyrokiem śmierci głosowali między innymi Maximilien de Robespierre (1758–1794) i Georges Danton (1759–1794), którzy za jakiś czas też skończyli z głową unieruchomioną w ramie maszyny do humanitarnego pozbawiania życia. Rewolucja, niczym mityczny Uroboros2, szybko zaczęła zjadać swój ogon dochodząc powoli do głowy. Pod ostrzem gilotyny ginęli kolejni radykalni przywódcy, którzy wydawali się zbyt mało zapalczywi dla swoich następców. 5 kwietnia 1794 roku uśmiercono Dantona, a 28 lipca Robespierre’a. Czy potrafimy sobie wyobrazić owo szaleństwo? Na pewno taką próbą był film Andrzeja Wajdy (1926–2016) Danton z 1983 roku, jednak w kontraście z historyczną prawdą, nie wydaje się on wystarczająco wymowny, bo zwyczajnie za mało w nim krwi.

Najradykalniejsze stronnictwo rewolucyjne les enragés (wściekli), którym przewodził „czerwony ksiądz” Jacques Roux (1752–1794), postulowało nawet eksterminację wszystkich bogatych bez wyjątku oraz oddanie władzy dyktaturze plebsu. Czy taka koncepcja nie była zapowiedzią późniejszej komunistycznej idei walki klas oraz konieczności rozprawienia się z wrogiem społecznym na drodze krwawej rewolucji i ustanowienia dyktatury proletariatu? Z pewnością tak, ponieważ idee piętnujące nierówność społeczną, a nazywane niekiedy komunizmem utopijnym, narodziły się właśnie we Francji, w połowie XVIII wieku i musiały być inspiracją dla późniejszych pokoleń chcących za wszelką cenę naprawić świat. Jednym z ciekawszych przedstawicieli tego nurtu był kanonik Gabriel Bonnot de Mably (1709–1785), który dość późno poświęcił się literaturze społeczno-politycznej, ale jego poglądy należy uznać za prekursorskie dla rewolucji francuskiej i XIX-wiecznego komunizmu. W 1776 roku Mably napisał: „Czy wiecie co jest główną przyczyną wszystkich nieszczęść, które gnębią ludzkość? Jest nią własność”3. Takie poglądy musiały zrobić wrażenie na znacznie młodszym Roux, skłaniając go w czasie terroru do radykalizmu dużo większego od jakobińskiego. Podobnie jak Robespierre, czerwony ksiądz został skazany na zgilotynowanie. Zrozpaczony – tuż przed egzekucją – ranił się sztyletem. Umarł jakiś czas później w konsekwencji wspomnianego ciosu zadanego własnymi rękoma.Tak jak na obrazie Francisco Goi (1746–1828), na którym Saturn pożera własne dzieci, Wielka Rewolucja Francuska żywiła się krwią przywódców oraz przypadkowych ludzi, którzy znaleźli się w niewłaściwym miejscu i czasie. Śmierć stała się rozrywką plebsu i administracyjną codziennością dyktatury. Nieomal wszyscy uczestnicy tragicznych wydarzeń łudzili się jednak, że jest to niezbędna ofiara składana bezimiennemu demonowi postępu, która lada dzień się zakończy, a na horyzoncie dziejów pojawi się jutrzenka zapowiadająca nadejście ery sprawiedliwości i nieustannej progresji społecznej.

Miesiąc przed wydaniem rozkazu eksterminacji ludności departamentu Vendée, 30 czerwca 1793 roku, sformułowano hasło Wielkiej Rewolucji Francuskiej: Liberté, Égalité, Fraternité, ou la Mort (Wolność, Równość, Braterstwo, albo Śmierć), co później zostało skrócone do pierwszych trzech słów. W tej formie stało się również dewizą wolnomularstwa, a następnie przeszło do masowej świadomości jako symbol walki z nierównością społeczną. Zaczęto je umieszczać na budynkach użyteczności publicznej, łączyć z podobizną Marianny oraz trzema kolorami flagi francuskiej, która powstała pod koniec XVIII wieku, w początkach rewolucji. Kolor biały oznaczał króla, który wtedy jeszcze żył, niebieski szlachtę, której jeszcze nie wymordowano, a czerwony lud Francji. Później symbolika flagi uległa zmianie, a barwom republikańskiej flagi zaczęto przyporządkowywać pojedyncze słowa z hasła „Wolność, Równość, Braterstwo”. Ta postać rewolucyjnego zawołania przeszła do masowej świadomości, która trwa do dziś, zapładniając przez wieki umysły rewolucjonistów lub stając się inspiracją dla licznych twórców.Rewolucyjne hasło jest jednak jednym wielkim oszustwem, manipulacją lub złudzeniem.

W większości przypadków, wolność każdej jednostki jest ograniczona wolnością i prawami drugiego. Tym samym każda wolność ma granicę, po przekroczeniu której może zacząć się krzywda lub brak wolności innej osoby. Aż chce się powiedzieć „coś za coś” lub zacytować przysłowie, że „kij ma zawsze dwa końce”. Dlatego wolność jest słowem lotnym, ale w przestrzeni społecznej tak mocno ograniczonym prawem i fizyczną naturą człowieka, że nieomal pustym lub złudnym niczym fatamorgana. Dla wielu wolność oznacza swawolę połączoną z brakiem konsekwencji za podejmowane decyzje i czyny, co wydaje się jeszcze większym nieporozumieniem. W rzeczywistości społeczno-politycznej mamy tylko wolną wolę – rozumianą podobnie jak w tradycyjnym nauczaniu katolickim –zakładającą możliwość podjęcia dowolnej decyzji, ale z jednoczesną koniecznością lub potencjalną możliwością poniesienia jej skutków. Mówiąc prosto, możemy zdecydować się na niestosowanie do przepisów drogowych, ale musimy mieć świadomość, że w efekcie możemy zapłacić mandat, stracić prawo jazdy lub nawet zostać osadzonym w więzieniu. Na podobnej zasadzie utopią jest idea równości. Nikt z nas nie jest równy, bo każdy przychodzi na świat z innym potencjałem biologicznym, rodzi się w różnych warunkach historycznych, społecznych, ekonomicznych i kulturowych. Kod genetyczny każdego człowieka jest niepowtarzalny, a tym samym daje inne możliwości rozwoju, co skutkuje różnymi zdolnościami przetrwania w środowisku pełnym chorób oraz zdarzeń losowych. Jak można zatem mówić o równości, mając świadomość tych faktów? Czy nie jest ona tylko mitem albo nieosiągalnym ideałem, nawet w przypadku równości wobec prawa? Większe możliwości finansowe jednostek pozwalają ludziom bogatym na wynajęcie lepszego prawnika, który swoimi zdolnościami najczęściej doprowadza do korzystniejszych wyroków sądowych. Ludzie biedni bywają natomiast skazywani na proporcjonalnie o wiele większe kary. W przypadku ustrojów komunistycznych, jak było na przykład w sowieckiej Rosji, mieliśmy do czynienia ze zjawiskiem odwrotnym. To bogaci mogli liczyć przed sądem praktycznie tylko na konfiskatę majątków połączoną ze zsyłką do łagrów. Tym samym każda równość społeczna zdaje się utopią. Przechodząc do ostatniego wyrazu wchodzącego w skład rewolucyjnego hasła, można sformułować tezę – na podstawie faktów zapisanych w podręcznikach historii – że braterstwo polegało głównie na wspólnym uczestnictwie w zbrodniach i grabieżach; zresztą tak jak to miało miejsce niepoliczalną ilość razy wcześniej, we wszelkiego rodzaju rozbójniczych wojnach. W przypadku nieomal każdej rewolucji, najczęściej mamy do czynienia nie z bohaterskim i szlachetnym braterstwem krwi towarzyszy walczących z wrogiem, ale okrutnym braterstwem zbrodni opartej na przelanej krwi ofiar idyktacie krwiożerczych katów nad niewinnymi lub słabszymi.

Rewolucyjna zawierucha, grożąca nieomal każdemu arystokracieutratą głowy, nie dotknęła wspomnianego na samym początku markiza de Sade, od którego nazwiska pochodzi nazwa zwyrodnienia seksualnego polegającego na zadawaniu partnerowi bólu. Życie, mającego ambicje literackie mężczyzny,było zdominowane niezliczonymi skandalami seksualnymi. Od młodości, uczestniczył on w orgiach organizowanych przez podobnych mu libertynów, a więc ludzi, których główną cechą było łączenie nihilizmu moralnego –prowadzącego ku rozwiązłości seksualnej – z obojętnością religijną orazgłęboko posuniętym sceptycyzmem w stosunku do obowiązujących oficjalnie w królestwie Francji dogmatówwiary katolickiej. Wiele spotkań de Sade sam inicjował, sprowadzając do swoich posiadłości przypadkowe ofiary sadystycznych zachowań. Kilku kobietom udało się z nich uciec, co spowodowało upublicznienie jego wynaturzonych preferencji. W efekcie, markiz był wielokrotnie aresztowany i osadzany w więzieniach, z których najczęściej uciekał. Był nawet skazany na śmierć, ale po kilku latach wyrok został skasowany przez parlament Prowansji. Arystokrata kpił z tego faktu wyśmiewając prawników, których udało mu się zmanipulować nieprawdziwymi zeznaniami. Przed wybuchem Wielkiej Rewolucji Francuskiej seksualny libertyn został kolejny raz uwięziony. Siedząc w Bastylii, de Sade spokojnie pisał swoje największe dzieło, a mianowicie 120 dni Sodomy czyli szkoła libertynizmu (w oryginale Les cent vingt journées de Sodome ou l'École du libertinage), którego rękopis – po przeniesieniu do Charenton – uważał za zaginiony.

Pierwszą książką opublikowaną anonimowo drukiem za życia arystokraty była Justyna czyli nieszczęścia cnoty (w oryginale Justine ou les Malheurs de la Virtue); miało to miejsce w 1791 roku, a więc w roku uchwalenia we Francji rewolucyjnej konstytucji. Powieść w perwersyjny sposób wykazywała, że obstawanie przy cnocie nie popłaca, a powodzenie zapewniają jedynie działania podłe, pozostające w jawnej sprzeczności z moralnością chrześcijańską. Późniejsze, zmienione wydania Justyny – co świadczy o popularności książki w czasie rewolucji – były ilustrowane rycinami przedstawiającymi zbiorowe orgie z elementami sadystycznymi, jak podwieszanie ofiar na linie. Dlatego w oficjalnej historiografii twórczość de Sade zawsze znajdowała się poza głównym nurtem literatury i była klasyfikowana jako skrajnie wynaturzona pornografia, którą mógł zrodzić jedynie umysł chory. Konsekwencją takiego rozumowania było ponowne osadzenie markiza de Sade w zakładzie psychiatrycznym Charenton, w którym spędził ostatnie trzynaście lat życia. Działanie władz było też wyrazem zmian społecznych, swoistego powrotu do tradycyjnych zasad moralnych za czasów Napoleona Bonaparte (1769–1821).

Rękopis 120 dni Sodomy został jednak w Bastylii odnaleziony i prawdopodobnie sprzedany rodzinie bibliofilów, Villeneuve-Trans z Prowansji. Przez ponad sto lat znajdował się on w prywatnej kolekcji i właściwie nikt o nim nie słyszał, aż wreszcie trafił do Berlina, gdzie w 1904 roku książkę opublikował drukiem niemiecki lekarz dermatolog i psychiatra Iwan Bloch (1872–1922), uważany przez wielu za pierwszego seksuologa w historii medycyny. Sama książka nie ma większej wartości literackiej, ponieważ w ponad połowie jest jedynie szkicem lub notatkami, które autor planował dopiero rozwinąć. Pornograficzna publikacja wzbudziła zainteresowanie głównie skandaliczną treścią jakiej nikt wcześniej przed de Sade nie ośmielił się napisać. Zresztą sam autor miał się chełpić faktem przekroczenia wszelkich granic seksualnego libertynizmu. 120 dni Sodomy opisuje kilkaset wynaturzonych, głównie analnych, aktów seksualnych jakie miały mieć miejsce podczas orgii zorganizowanej w średniowiecznym zamku przez czterech libertyńskich arystokratów. Obiektami sadystycznych perwersji są głównie córki owych możnowładców oraz dzieci obu płci w wieku nastoletnim porwane z rodzinnych domów ze względu na posiadaną urodę. Większość ofiar seksualnej przemocy ginie w męczarniach, co może przypominać nekrofilskie wyczyny Gilles’a de Rais (1404–1440) – średniowiecznego homoseksualisty, pedofila, sadysty i nekrofila. Libertyn z końca XVIII wieku różnił się jednak tym odXV-wiecznego barona, że sadystycznych mordów poprzedzonych aktami seksualnymi najprawdopodobniej dokonywał jedynie w wyobraźni, a następnie uwieczniał je na papierze. Ich główną cechą wspólną była zabroniona przez kościół katolicki sodomia, czyli wykorzystywanie odbytu partnera dowolnej płci do zaspokajania wynaturzonego popędu płciowego. Dlatego opisane przez de Sade fantazje erotyczne można interpretować jako wyraz rytualnego buntu przeciw obowiązującym normom oraz Bogu, jako ciemiężycielowi popędów, które przecież sam stworzył konstruując ludzką naturę. W takim przypadku, owe fikcyjne wydarzenia nabierają charakteru magicznego, gdzie przekraczanie tabu wyzwala mężczyznę z materialnych i kulturowych ograniczeń, co może dowodzić, że przypisane przez rumuńskiego religioznawcę i filozofa kultury, Mircea Eliade (1907–1986), przyrodzone człowiekowi dążenie do sacrum może być realizowane poprzez antykulturę lub amoralność, symboliczne schodzenie w otchłań ciemności rzekomo wyzwalającej z łańcuchów moralności.

Można przypuszczać, że markiz de Sade z pewnością próbował niektórych opisywanych w swoich książkach sadystycznych eksperymentów. Wskazują na to jego problemy z prawem. Podobnie jak Gilles de Rais, musiał on znajdować przyjemność w zadawaniu bólu ofiarom, które na owe akty seksualnej perwersji nie wyrażały zgody, gdyż w innym przypadku nie uciekałyby z jego posiadłości w przekonaniu ratowania życia. Wydaje się również, że fantazje lub czyny francuskiego libertyna miały w eksperymentalny – aż chce się powiedzieć naukowy – sposób dowodzić, że chrześcijańskiego Boga nie ma, bo gdyby był, to coś by zrobił aby zapobiec zbrodniom, nawet popełnianym jedynie na papierze. Warto zauważyć, że wXX wieku, w podobny sposób argumentowali swoje przekonania postmoderniści stwierdzając, że fakt masowego mordowania przez Niemców w czasie II wojny światowej europejskich Żydów zaprzecza możliwości istnienia osobowego Boga, bo gdyby istniał, to coś by zrobił, aby zapobiec cierpieniu niewinnych ofiar.Niezależnie od intencji,XVIII-wieczni oświeceni libertyniswoją działalnością odwołującą się do rytuałów symbolicznych potwierdzali wiarę w podświadomego „boga urojonego”4, którego kulturowemu istnieniu należało zaprzeczyć świętokradztwem. W takim przypadku, nieomal z pewnością, można stwierdzić, że działania markiza de Sade oraz podobnych mu wolnomyślicieli nosiły cechy obrzędowości magicznej, oddającej kult wyimaginowanemu antykatolickiemu Bogu, a więc Szatanowi, nawet jeżeli miało to tylko wymiar fantazji. Opublikowanie zaginionej książki na przełomie XIX i XX wieku wpisywało się zaś w nurt społecznego zainteresowania każdym – nawet wynaturzonym – wymiarem ludzkiej seksualności w kręgach elit o lewicujących i ateistycznych poglądach, którzy za wszelką cenę starali się wykazać materialistyczną, a więc deterministyczną, konstrukcję duchowości człowieka. Wydobywanie na światło dzienne wszelkich dewiacji miało dowodzić, że ludzka natura jest czysto biologiczna, a znaczenia przypisywane niektórym wartościom moralnym, jak miłość i małżeństwo, są jedynie skutkiem działania opresyjnej kultury chrześcijańskiej. Najlepszym dowodem takiego sposobu myślenia były wydarzenia jakie miały miejsce w pierwszych latach istnienia Związku Radzieckiego.

Wybuch rewolucji bolszewickiej w Rosji, nazywanej przez sowieckich komunistów Wielką Socjalistyczną Rewolucją Październikową, przyniosło prawosławnemu państwu całkowitą dekonstrukcję dotychczasowych norm społecznych i moralnych. W nowej rzeczywistości, narzucanej terrorem uzbrojonych w karabiny dzikich proletariackich hord, rozpoczęła się walka z wielowiekową moralnością chrześcijańską. Dlatego 1917 rok trzeba uznać za datę rozpoczęcia pierwszej w historii świata rewolucji seksualnej, będącej częścią rewolucji bolszewickiej. Należy podkreślić, że ów moralny przewrót jaki miał miejsce w carskiej Rosji nie był przypadkowy. Dowody na to można znaleźć w korespondencji z 1911 roku, w której Lew Trocki (1879–1940) pisał5 do WłodzimierzaIliczaLenina (1870–1924), że „ucisk seksualny jest głównym sposobem zniewolenia człowieka”, a tradycyjna rodzina, którą nazwał „instytucją burżuazyjną”, miała być całkowicie bezużyteczna. Przyszły przywódca rewolucji odpowiedział, iż „nie tylko rodzina” i dlatego muszą zostać zniesione „wszystkie zakazy dotyczące seksualności”, w tym „zakaz miłości do osób tej samej płci”. Jak widać źródła współczesnej rewolucji LGBT+ były formułowane już ponad sto lat temu przez komunistycznych ideologów, których decyzje i działania zmieniły historię świata. Aby uzmysłowić sobie skalę wprowadzanych urzędowo zmian w Rosji wystarczy podać kilka faktów, które nawet dziś niektórych mogą szokować.

W 1917 roku, Lenin podpisał serię dokumentów całkowicie zmieniających system prawny, a dotyczyły one między innymi depenalizacji sodomii oraz wprowadzenia ślubów cywilnych. Bolszewicki przywódca wydał też dekret O zniesieniu małżeństwa. W praktyce, w sowieckim państwie zostały umożliwione rozwody na żądanie bez powiadomienia partnera. W tym samym roku komisarzem ludowym miłosierdzia publicznego, w pierwszym składzie Rady Komisarzy Ludowych, została feministyczna bojowniczka Aleksandra Kołłontaj (1872–1952), która zasłynęła nowym podejściem do ludzkiej płciowości porównując spółkowanie do wypicia szklanki wody. Akt zbliżenia dwóch osób został sprowadzony do banalnej czynności fizjologicznej, zaspokajającej potrzebę o naturze wyłącznie biologicznej, a nie duchowej. Na ulicach rosyjskich miast zaczęły się pojawiać ogłoszenia o „upaństwowieniu kobiet”, które od tej pory miały przejść w posiadanie całej klasy robotniczej umożliwiając zaspokajanie „obywatelom mężczyznom” potrzeb seksualnych. Po powołaniu przez komunistyczną partię młodzieżowej organizacji nazwanej Komsomołem, zaczęto drukować plakaty zachęcające jej członków do swobodnego spółkowania; komsomołki odmawiające współżycia były określone mianem „mieszczanek”, a więc przedstawicielek nienowoczesnej, wrogiej proletariatowi klasy społecznej. Warto zauważyć, że okres propagowania obowiązkowej wolnej miłości trwał kilka lat. Na łamach prasy, Kołłontaj zachęcała młodych rewolucjonistów do „otworzenia na oścież drzwi dla skrzydlatego i wielostronnego Erosa”6 co wydaje się zrozumiałe, ponieważ Lenin i pozostali bolszewicy popierali nowe rodzaje związków, w tym wieloosobowe komuny, na przykład tak zwane „nowe rodziny” składające się z kilku lub kilkunastu osób swobodnie wymieniających się partnerami, co było nawet – z założenia ideologicznego – wymagane! Przywiązanie się do jednego partnera interpretowano jako przejaw myślenia kapitalistycznego.

Ważną datą w radzieckiej rewolucji seksualnej był 19 grudnia 1918 roku, kiedy przez Petersburg – ówczesną stolicę państwa – przemaszerowała pierwsza w historii manifestacja homoseksualistów, a dokładniej lesbijek i prostytutek, która była powtarzana w następnych latach. W Moskwie, kilka miesięcy później, miała miejsce parada nagich gejów, symboliczny akt nie tylko wyzwolenia mniejszości seksualnych, którym wcześniej groziły sankcje karne, ale również element nowej akcji propagandowej komunistów, noszącej nazwę „Precz ze wstydem” (w oryginale Долой стыд). Jej wielkim propagatorem i zwolennikiem był urodzony we Lwowie, absolwent historii na Uniwersytecie Jagiellońskim, Karol Radek (1885–1939); ten internacjonalistyczny działacz komunistyczny żydowskiego pochodzenia, przyjaciel Lenina i Trockiego, za którego popieranie został zesłany do obozu w czasach stalinowskich, przewodził paradom nudystów pod murami Kremla. Akcja znalazła poparcie ówczesnych awangardowych artystów, jak choćby Włodzimierza Majakowskiego (1893–1930), oraz wielu zwolenników nowej bolszewickiej moralności. Nagie kobiety i mężczyźni z dumą maszerowali ulicami sowieckich miast wykrzykując: „Precz ze wstydem! Precz z zaściankowością! Precz z religijną ciemnotą!”. Rewolucjoniści byli „dziećmi słońca i powietrza”, a ubrania nazywano pozostałością burżuazyjnej nierówności, gdzie bogatsi chodzili w droższych strojach, deprecjonując społecznie w ten sposób biedniejszych; dlatego komuniści mieli nie potrzebować „ubrań kryjących piękno ciała!”7. Manifestacje nudystów i osób homoseksualnych spotkały się z żywą aprobatą Lenina, który zachęcał towarzyszy do kontynuowania akcji. Konsekwencją promocji tego typu zachowań był coraz bardziej powszechny ekshibicjonizm oraz sukcesywne staczanie się społeczeństwa w otchłań rozwiązłości. Nad brzegami rzeki Moskwy, w centrum wielkiego miasta opalali się nudyści. Podobnie było na plażach Krymu, gdzie setki nagich ciał walczyły z pruderią minionych czasów wystawiając na widok publiczny genitalia. Akcja pokonania wstydu miała też charakter prowokacyjny, o czym możemy się dowiedzieć między innymi ze wspomnień Michaiła Bułhakowa (1891–1940), który napisał, że do autobusów w większych rosyjskich miastach wsiadały grupki nagich bolszewików, a celem ich było wywołanie szoku służącego walce z religijną i kulturową zaściankowością. Czy czegoś to nam dziś nie przypomina?

Najbardziej zaskakującym pomysłem bolszewików w pierwszych latach po rewolucji było tworzenie eksperymentalnych komun dla sierot, których tysiące pojawiło się po wojnie domowej. Kilkunastoletnie dzieci i młodzież, była w nich poddawanabezpruderyjnej edukacji seksualnej, a najsłynniejszy taki ośrodek został utworzony w 1924 roku na osobisty rozkaz Feliksa Dzierżyńskiego (1877–1926). Komuna Robotnicza GPU (Państwowego Zarządu Politycznego) dla bezdomnych w miejscowości Bolszewo – bo tak się sierociniec oficjalnie nazywał – liczyła około tysiąca młodocianych przestępców w wieku nastoletnim, z czego trzecią część stanowiły dziewczynki. Pensjonariusze obu płci mieszkali w barakach i byli zachęcani do współżycia oraz częstego zmieniania partnerów. Rozwój sytuacji był nadzorowany przez komunistycznych nadzorców i w jednym z urzędowych raportów możemy przeczytać, że seksualna komuna „odciąga uwagę uczniów od nielegalnych czynów i złych nastrojów.”8 Można więc powiedzieć, że rewolucyjna demoralizacja młodzieży służyła ograniczeniu skłonności przestępczych poprzez promocję wolności seksualnej. Podobne działania miały miejsce w innych ośrodkach dla sierot, a nawet obozach dla pionierów, a więc komunistycznej organizacji dla zwykłych dzieci.

Skutki bolszewickiej rewolucji seksualnej, w której rodzinę i małżeństwo uznano za pozostałości epoki burżuazyjnej, były opłakane dla społeczeństwa. Zamiast nowej jakości, kraj powoli zamieniał się w jeden wielki dom publiczny, w którym miały miejsce niekończące się orgie i gwałty. W 1920 roku, w Piotrogrodzie odbył się pierwszy udokumentowany ślub dwóch homoseksualistów, urzędnika państwowego i młodego pracownika manufaktury – później do takich wydarzeń miało dochodzić jeszcze wielokrotnie. W sowieckim państwie ogromna ilość dzieci rodziła się w wyniku stosunków z przypadkowymi mężczyznami, co w świetle oficjalnej propagandy było właściwie obowiązkiem każdej komunistki. Dlatego zaproponowano nawet wprowadzenie specjalnej ustawy sankcjonującej tak zwaną „polipatrię”, a oznaczającą ojcostwo kolektywne (sic!). Ogromna ilość ciąż była przerywana po tym jak wprowadzono bezpłatny dostęp do aborcji na żądanie – ZSRR było pierwszym krajem na świecie, w którym zalegalizowano sztuczne przerywanie ciąży. Nad rozwiązaniem problemu pracował nawet laureat nagrody Nobla, Iwan Pawłow (1849–1936), który przeprowadzał w owym czasie eksperymenty sterylizacyjne na psach. Noblista żywił nadzieję, że ich wyniki posłużą ograniczeniu niechcianych ciąż u ludzi. Z wolnej miłości w specyficzny sposób korzystali komunistyczni dygnitarze, z których wielu miało upodobanie do bardzo młodych dziewcząt, dopiero co osiągających dojrzałość płciową. Szczególnie znany był z tego sekretarz Centralnego Komitetu Wykonawczego, pochodzący z Gruzji Awel Jenukidze (1877–1937), którego trudno nazwać inaczej niż erotomanem i pedofilem9.

Szczególnym przykładem pomysłowościbolszewickiej rewolucji seksualnej był erotyczny alfabet zaprojektowany przez radzieckiego rzeźbiarza, Siergieja Mierkurowa (1881–1952), później artysty bardzo lubianego przez Józefa Stalina (1878–1953). W zamierzeniach miał to być podręcznik dla analfabetów, których należało zachęcić do nauki liter. W praktyce owo liternictwo – formą sięgające ku grotesce – było podręcznikiem libertyńskich praktyk seksualnych, propagowanychw przeszłości przez markiza de Sade. W litery rosyjskiego alfabetu wkomponowanezostały postacie uprawiające najczęściej seks grupowy w różnych – czasamiakrobatycznych – układach. Rysunki przestawiałyrozmaite techniki odbywania stosunków oraz zaspokajania popędu. Mierkurow nie pohamował się nawet przed prezentacjąfantazyjnych wytrysków nasienia oraz wprowadzenia motywów demonicznych dla prawosławnego społeczeństwa, jakim z pewnością był znany z mitologii greckiej bożek lasów i trzód Pan, który w rosyjskiej literze „Щ”(szczy) eksponował prącie w erekcji na widok nagiej kobiety i onanizującego się mężczyzny. Jak widać przywódcy bolszewickiej rewolucji nie powstrzymywali się nawet przed wykorzystywaniem twardej pornografii we wprowadzaniu nowego porządku społecznego burzącego chrześcijańską etykę. Sytuacja zmieniła się po śmierci Lenina w 1924 roku i dojściu do władzy Stalina, który zauważył, że nie można zbudować dobrze działającego, produktywnego państwa poprzez destrukcję podstawowych więzów społecznych, zapewniających stały przyrost demograficzny oraz opiekę nad dziećmi i starszymi. Dodatkowo ogromnym problemem sowieckiej Rosji stała się epidemia chorób wenerycznych, na które w owym czasie nie było lekarstw. Nowy dyktator ZSRR podjął decyzję o całkowitym odwrocie od bolszewickiej rewolucji seksualnej, a informacje o jej przebiegu za czasów Lenina były od tej pory skrzętnie i sukcesywnie usuwane z życia publicznego. Dlatego, mimo upływu lat, nawet w postkomunistycznej Rosji dostęp do nich jest bardzo ograniczony, ponieważ jest to historia niechciana nawet przez obecne władze odwołujące się zarówno do carskiej, jak i bolszewickiej spuścizny kulturowej.

Rosyjskie eksperymenty seksualne odbiły się szerokim echem w środowisku niemieckich komunistów, którzy przy wsparciu Rosji mieli wywołać podobną do bolszewickiej rewolucję. Koordynacją działań zajmował się między innymi wspomniany wcześniej zwolennik walki ze wstydem, Karol Radek.Informacje o wprowadzeniu przez bolszewików wolnej miłości i nieograniczonego dostępu do aborcji, były przez wielu ideologów niemieckiego komunizmu przyjmowane z entuzjazmem. Warto zaznaczyć, że sytuacja społeczna w powojennej Republice Weimarskiej była skomplikowana. Państwo na terenach którego nie toczyły się działania wojenne – czyli właściwie niepokonane – zostało zmuszone do wypłaty ogromnych odszkodowań, co doprowadziło do znacznego zubożenia obywateli oraz załamania się gospodarki. Galopująca inflacja, brak pracy oraz perspektyw na przyszłość wywoływały u wielu Niemców gniew albo stany załamania psychicznego. W dużych ośrodkach miejskich, jak Berlin lub Hamburg, olbrzymim problemem stała się narkomania, ucieczka w pijaństwo oraz prostytucja, w tym homoseksualna. Bogaci ludzie oddawali się dekadenckiej zabawie i rozpuście. Narastała społeczna frustracja. Dlatego niemieckie społeczeństwo pragnęło zmian co z kolei sprawiło, że podatny grunt do głoszenia rewolucyjnych idei znaleźli komuniści i naziści, którzy w początkowej fazie walki o władzę różnili się właściwie tylko podejściem do idei narodowej.

Zwolennicy teorii Karola Marksa (1818–1883) i Fryderyka Engelsa (1820–1895) byli propagatorami internacjonalizmu, dlatego w szeregach i przywództwie partii komunistycznej znajdowała się duża reprezentacja Żydów; jak choćby słynna Róża Luksemburg (1871–1919), która została zabita przez władze podczas pacyfikacji powstania Spartakusa w Berlinie. Marksiści pragnęli wzniecić rewolucję, która miała przynieść podobne zmiany społeczne jak w Rosji, przekształcić Niemcy w republikę lub federację republik rad. Naziści głosili analogiczne, socjalistyczne hasła, w tym równości klas społecznych, ale największą rolę przywiązywali do idei supremacji narodu niemieckiego i jego jedności. Wskazywali też winnych fatalnej sytuacji w jakiej znajdował się kraj, którymi byli Żydzi i ich obiegowe cechy charakterologiczne w protestanckim społeczeństwie, jak pazerność oraz przewrotność. Warto podkreślić, że narodowi socjaliści byli – podobnie jak ich komunistyczni przeciwnicy – propagatorami rewolucji seksualnej, a jej wielkim zwolennikiem był brutalny homoseksualista Ernst Röhm (1887–1934), założyciel i przywódca zbrojnych bojówek SA (Sturmabteilung), popularnie nazywanymi „brunatnymi koszulami”, który akcentował robotniczy i antykapitalistyczny charakter niemieckiej „rewolucji narodowej” z 1933 roku. Miała ona przynieść Niemcom wyzwolenie z okowów prawicowych uprzedzeń oraz mieszczańskiej pruderii. Nowe podejście do seksu, a mianowicie wyzbycie się dawnych ograniczeń, było propagowane również po nocy długich noży, kiedy usunięto przywódców SA. Tak jak w starożytnej Sparcie, niemieckie kobiety miały być nieomal wyłącznie samicami dostarczającymi państwu nowych obywateli. W takim przypadku oddawanie się czystym rasowo mężczyznom było właściwie obowiązkiem, na takiej samej zasadzie jak w przypadku radzieckich komsomołek, w których powinności leżało zaspokajanie popędu seksualnego towarzyszy. Wspomnienie takiego myślenia możemy znaleźć nawet w filmie Europa, Europa Agnieszki Holland (urodzona 1948) z 1990 roku, w którym bardzo młoda Niemka Leni, grana przez francuską aktorkę Julie Delpy (urodzona 1969), celowo zaszła w ciążę z czystym rasowo chłopakiem, ponieważ w nazistowskich materiałach propagandowych miała przeczytać, „że każda Niemka winna ofiarować Führerowi dziecko”. Niestety tego typu myślenie nie jest tylko wymysłem scenarzystów, ale w III Rzeszy rzeczywiście propagowano podobne idee, które były w jawnej sprzeczności z tradycyjną moralnością chrześcijańską.

Początek naukowego zainteresowania tematem ludzkiej seksualności powszechnie wiąże się z postacią Sigmunda Freuda (1856–1939), austriackiego neurologa żydowskiego pochodzenia, twórcy słynnej psychoanalizy, będącej specyficzną metodą leczenia nerwic. Polegała ona na odnajdywaniu śladów wydarzeń ukrytych w świadomości chorego, a mających być domniemaną przyczyną problemów psychicznych. Co ciekawe, o ich roli we własnym życiu pacjent miał przed terapią najczęściej zupełnie nie zdawać sobie sprawy. Tym samym owo uświadomienie początkowo niepozornych detali służyło duchowemu oczyszczeniu jednostki, a w efekcie uzdrowieniu – słynnemu katharsis. W takim ujęciu psychoanaliza służyła znalezieniu prawdziwych lub nawet domniemanych źródeł zaburzeń, na które chory przeważnie nie miał wpływu i nie był ich winny. Dzięki temu mógł on przyczynę problemu niejako wyrzucić z siebie obwiniając odkryte w procesie analizy czynniki zewnętrzne. Bardzo szybko – u Freuda i jego współpracowników – pojawiła się myśl, że niektóre choroby psychiczne mogły być wywołane blokowaniem lub nieuświadomieniem potrzeb seksualnych. Zdaniem Austriaka popęd płciowy miał naturę fizjologiczną i polegał na zaspokajaniu potrzeb biologicznych, o takiej samej naturze jak przyjmowanie pokarmu lub wypróżnianie. Freud nie upraszczał jednak życia duchowego człowieka tak mocno jak czyniła to Aleksandra Kołłontaj w sowieckiej Rosji. Świadczy o tym bogata korespondencja neurologa z innymi naukowcami, na przykład szwajcarskim psychiatrą i psychologiem Carlem Gustavem Jungiem (1875–1961), z którym spierał się między innymi o definicję wymyślonego właśnie pojęcia libido – dla Austriaka była to energia seksualna i życiowa, a dla Szwajcara energia psychiczna w ogóle. Niezależnie od szczegółów teoretycznych, które zresztą Freud co jakiś czas rewidował, a niekiedy nawet zmieniał, twórca psychoanalizy dominującą rolę w pojawieniu się nerwic przypisywał sytuacjom związanym z potrzebami seksualnymi lub wyznawaną przez pacjenta religią, ponieważ jako ateista był on szczerze przekonany o jej negatywnym wpływie na ludzi. Z drugiej strony wymyślone przez niego oczyszczenie przypominało w wielu aspektach spowiedź występującą w wielu kościołach chrześcijańskich. Różnica polegała na przeniesieniu winy z osoby chorej na sytuacje niezależne, jak blokowanie popędów. W psychoanalizie nie występował element skruchy i chęci poprawy. Chodziło o wyzwolenie z pęt powodujących zaburzenia psychiczne, a miało to działać niczym rewolucja. W powszechnym odbiorze, psychoanalityczne teorie sprowadzały wszystko do seksu, a tym samym odrzucały racjonalność wyborów oraz zachowań ludzi na rzecz czynników emocjonalnych i kulturowych – o niekiedy irracjonalnym charakterze – a mających przyczynę w skrywanych do tej pory pragnieniach. Tego typu postulaty, a może nawet bardziej ich społeczny odbiór, przyczyniły się do ogromnej popularności psychoanalizy pośród naukowców, filozofów i artystów z przełomu XIX i XX wieku, czyniąc z jej twórcy jednego z najbardziej wpływowych na nowoczesność myślicieli. Konsekwencją było pojawienie się wokół słynnego lekarza młodych ludzi, którzy chcieli studiować tajemnice rewolucyjnej nauki, odkrywając przy okazji prawdziwe przyczyny własnych – a skrywanych do tej pory – problemów.

Jedną z osób ogarniętych obsesją tematyki życia seksualnego, która pojawiła się w otoczeniu Sigmunda Freuda, był pochodzący z Galicji Wilhelm Reich (1897–1957). Po zakończeniu I wojny światowej przyjechał on do Wiednia studiować prawo, ale na pierwszym semestrze przeniósł się na medycynę, gdzie bardzo szybko poznał sławnego twórcę psychoanalizy, na którym zrobił dobre wrażenie, i którego na początku traktował nieomal jak ojca. Jego kariera naukowa rozpoczęła się w 1920 roku od opublikowania artykułu dotyczącego kazirodztwa10. W przyszłości Reich miał wyjawić swojej starszej córce, że publikacja była tak naprawdę autoanalizą, a jej treść odnosiła się do jego przeżyć z okresu kiedy mieszkał razem z rodzicami i bratem. Wilhelm pochodził z zamożnej żydowskiej rodziny nie przywiązującej zbytniej uwagi do wyznania – dlatego uczył się prywatnie, a nie jak większość podobnych mu chłopców w szkole religijnej. Jego ojciec był osobą bardzo zazdrosną i na tym punkcie miało dochodzić do nieomal codziennych konfliktów między rodzicami; możliwe, że był on brutalny również wobec synów, ponieważ dopiero na starość Reich zaczął go niekiedy wspominać pozytywnie. Opisywany w artykule pacjent (a tak naprawdę sam psychoanalityk) odkrył romans matki ze swoim nauczycielem, których następnie co noc podsłuchiwał podczas zbliżenia. Początkowo cała sytuacja miała chłopaka szokować, ale z czasem się z nią oswoił, a w jego wyobraźni zaczęły dominować uczucia erotyczne. „I wtedy przyszła mi do głowy myśl, aby wskoczyć do pokoju i odbyć stosunek z matką pod groźbą, że jeśli tego nie zrobi, to o wszystkim powiem ojcu” – jak sam napisał. W rzeczywistości, Reich wyjawił ojcu zdradę matki. Nieustanne konflikty z mężem doprowadziły ją w końcu do samobójstwa, o co później Wilhelm się obwiniał.

Jeszcze jako student, dwa lata przed ukończeniem medycyny, Reich został przyjęty do Wiedeńskiego Towarzystwa Psychoanalitycznego i rozpoczął pracę terapeutyczną. Jego skomplikowana natura i nieuporządkowanie wynikające z doświadczeń seksualnych w czasie służby wojskowej we Włoszech spowodowało, że wdał się w romans z jedną z pierwszych pacjentek. Niestety dziewiętnastoletnia dziewczyna zmarła po bliżej nieokreślonym zabiegu. Dlatego został on posądzony przez matkę o spowodowanie śmierci w wyniku nielegalnie przeprowadzonego zabiegu przerwania ciąży, na co nie było jednak bezpośrednich dowodów. Po zgonie kochanki, Reich związał się z jej koleżanką i jednocześnie kolejną swoją pacjentką, Annie Pink (1902–1971), którą w 1922 roku poślubił – ich małżeństwo zakończyło się separacją jedenaście lat później. W przyszłości, po ukończeniu medycyny i emigracji do Stanów Zjednoczonych, była żona Reicha również zajmowała się psychoanalizą i odnosiła w tej dziedzinie duże sukcesy. Sam psychiatra zaczął się coraz bardziej angażować politycznie. Początkowo był działaczem partii socjalistycznej, ale po radykalizacji swoich poglądów, w 1927 roku wstąpił do Komunistycznej Partii Austrii i zaczął pracować nad teoretyczną stroną tak zwanego freudomarksizmu, czyli syntezy materializmu dialektycznego z psychoanalizą.

Koncepcja ideologiczna Reicha wcale nie była aż tak karkołomna i absurdalna jak się może pozornie wydawać, ponieważ zarówno Karol Marks, jak i Freud byli żydowskimi ateistami, którzy stworzyli charakterystyczną dla ich kręgu kulturowego krytykę religii, polegającą na postulowaniu jej opresyjnego charakteru, przy czym u komunisty miało to dotyczyć klasowego blokowania proletariatu, w tym braku dostępu do dóbr, a u Austriaka powstrzymywania ukrytych potrzeb człowieka przyczyniając się do rozwoju nerwic oraz innych chorób psychicznych. W obu przypadkach, zarówno robotnika, jak i pacjenta, można było traktować jako ofiary ograniczeń politycznych, kulturowych, religijnych. Warto podkreślić, że pewien narodowy charakter teorii wiedeńskiego psychoanalityka wynikający z pochodzenia można zauważyć w korespondencji Freuda do Junga, gdzie w jednym z listów narzekał, że wielu myślicieli nie potrafi dobrze zrozumieć jego psychoanalitycznych koncepcji z powodu ich niesemickiego pochodzenia. Z kolei Marks w liście do Arnolda Ruge (1802–1880) z września 1843 roku pisał, że „naszym mottem musi być: reforma świadomości nie poprzez dogmaty, ale poprzez analizę świadomości mistycznej niezrozumiałej dla siebie samej, niezależnie od tego, czy przejawia się ona w formie religijnej, czy politycznej”, co wydaje się jednoznacznym odniesieniem do ukrytych w człowieku archetypicznych pragnień, które należy proletariatowi uświadomić – dla Reicha i jemu podobnych rewolucjonistów słowa Marksa musiały być jednoznacznie zrozumiałe. Dlatego wiązanie koncepcji politycznych z potrzebami erotycznymi w naturalny sposób pojawiało się u rosyjskich komunistów, jak choćby we wspomnianej wcześniej korespondencji Lenina i Trockiego, a dotyczącej represyjnego i klasowego charakteru ograniczeń związanych z seksem. Zresztą, bolszewicka rewolucja obyczajowa w Związku Radzieckim, musiała się bardzo podobać Wilhelmowi Reichowi, ponieważ w swojej książce z 1936 roku Die Sexualität im Kulturkampf (Seksualność w wojnie kulturowej)11, dokonuje on jej analizy historycznej, kończąc na krytyce poczynań Stalina, który pod koniec lat 20. XX wieku nieomal całkowicie się od niej odwrócił, sukcesywnie przywracając wiele wcześniejszych rozwiązań prawnych, jak choćby penalizację homoseksualistów. Wiedza Reicha o sytuacji w sowieckim państwie nie była czysto teoretyczna, ale opierała się na własnych obserwacjach, ponieważ w 1929 roku spędził on – wraz z żoną – kilka tygodni w ZSRR, wygłaszając serię wykładów. Po powrocie był bardziej niż kiedykolwiek przekonany, że niezaspokajanie potrzeb seksualnych oraz wyzysk ekonomiczny są ze sobą nierozerwalnie związane. Dlatego jedyną szansę na zmianę widział w rewolucji społecznej umożliwiającej zniesienie dotychczasowych ograniczeń moralnych.

Pomysłpołączenia psychoanalizy z marksizmem i wykorzystywanie jej do celów rewolucyjnych nie spodobała się Sigmundowi Freudowi, ponieważ w tamtym czasie był on już skupiony na pesymistycznych i dualistycznych cechach ludzkiej natury związanych z ideami „popędu życia” i będącego jego przeciwieństwem „popędu śmierci”. Można nawet powiedzieć, że jego filozoficzne dywagacje, mimo deklarowanego wciąż ateizmu oraz przypisywaniu zasadniczej roli emocjom związanym z zaspokajaniem popędu, podążały pod koniec lat 20. drogą przypominającą w jakiś sposób rozważania buddystów o cierpieniu. „Ale można zrobić coś więcej, można chcieć przemienić świat, zbudować inny na jego miejscu, taki z którego usunie się najgorsze elementy i zastąpi je innymi, odpowiadającymi własnym życzeniom. Kto obierze tę drogę szczęścia, pełen desperackiego buntu, ten z reguły nic nie osiągnie; rzeczywistość okaże się mocniejsza od niego. (…) Szczególne znaczenie ma fakt, kiedy wysiłek zapewnienia sobie szczęścia i ochrony przed cierpieniem podejmuje wspólnie większa ilość ludzi, próbując ciężarem szaleństwa przekształcić rzeczywistość” – pisał Freud w eseju Kultura jako źródło cierpień12 z 1930 roku, odnosząc się zarówno do religii, jak i ogólnie działań społecznych. W takim świetle postulowane przez Reicha wyzwolenie seksualne człowieka poprzez komunistyczną rewolucję musiało być dla ojca psychoanalizy nie do przyjęcia. Konflikt tlący się pomiędzy oboma lekarzami doprowadził ostatecznie do wydalenia kontrowersyjnego terapeuty z Międzynarodowego Towarzystwa Psychoanalitycznego w 1934 roku, co było pewnego rodzaju zwycięstwem Freuda. Zresztą, od pewnego czasu koncepcje Reicha z jednej strony zjednywały mu zwolenników pośród skrajnych komunistów, z drugiej, były przyczyną do traktowania go jak szaleńca lub dewianta, a z pewnością pseudonaukowca.

Jedną z teorii Wilhelma Reicha wzbudzającą wiele kontrowersji była tak zwana potencja orgazmiczna (po niemiecku Orgastische Potenz). Myron Sharaf (1926–1997), który w latach 1948–1954 był uczniem, pacjentem, kolegą, a na koniec biografem Wilhelma, wspominał w książce, że jego mentor doświadczył w czasie I wojny światowej, jakiegoś przełomowego doświadczenia seksualnego. W czasie zbliżeń miał się on przekonać o dominującej sile orgazmu w życiu człowieka. Od 1924 roku Reich zaczął pisać artykuły na ten temat, a trzy lata później opublikował książkę Die Funktion des Orgasmus (Funkcja orgazmu), w której przedstawił hipotezę istnienia w naturze specjalnej bioenergii, dziś byśmy raczej powiedzieli oddziaływania biochemicznego lub biofizycznego, odpowiedzialnego między innymi za możliwość przeżywania nieskrępowanych orgazmów. Ostatecznie ową energię nazwał orgon, a za jej przenoszenie odpowiedzialne miały być biony. Paramedyczna teoria stała się obsesją Reicha, który w swoich fantastycznych koncepcjach posuwał się coraz dalej. W jednej z prac uznał dziewictwo dziewcząt za przejaw choroby, propagował też współżycie nieletnich, dokładnie tak jak to miało miejsce w Związku Radzieckim. W ten sposób zrażał do siebie dotychczasowych współpracowników. Psychoanalityk Paul Federn (1871–1950), z którym pracował od 1922 roku, nazywał go wprost psychopatą i sprzeciwiał się jego nominacji do komitetu wykonawczego Wiedeńskiego Towarzystwa Psychoanalitycznego.

Społeczna działalność Wilhelma Reicha jako socjalisty i komunisty przejawiała się głównie w pracy społecznej. Pierwszym takim miejscem była klinika Vienna Ambulatorium, która przez dziesięć lat oferowała bezpłatną lub częściowo płatną pomoc dla ludzi z niższych grup społecznych. Wcześniej, leczenie przy pomocy psychoanalizy było dostępne głównie dla ludzi zamożnych. Praca z robotnikami, rolnikami i kombatantami pozwoliła Reichowi nie tylko leczyć, ale również dokonywać obserwacji. W ich wyniku uznał on, że objawy nerwicowe lub zachowania aspołeczne są tak naprawdę nieświadomą próbą poradzenia sobie z wrogim środowiskiem, w tym ubóstwem lub traumatycznymi wspomnieniami z dzieciństwa. Po radykalizacji ideowej związanej z pracą nad freudomarksizmem i przeprowadzeniu się do Berlina w 1930 roku, psychoanalityk postanowił otworzyć sieć poradni seksuologicznych w robotniczych dzielnicach miasta. Utworzono je pod patronatem Komunistycznej Partii Niemiec, a nazywały się Sexpol, co było skrótem od „polityki seksualnej”. Lekarze oferowali w nich mieszankę poradnictwa psychoanalitycznego i indoktrynacji ideologicznej. Zajmowali się również promocją środków antykoncepcyjnych oraz rozprowadzaniem broszur dotyczących edukacji seksualnej pośród robotników i dzieci. Pomimo, że Sexpol umożliwił partii dotarcie do ludzi apolitycznych, to w marksistowskiej organizacji sukcesywnie narastał opór i wrogość wobec Reicha ze strony zwykłych członków. Komunistyczni działacze zaczęli go oskarżać o promocję prostytucji, twierdząc, że prawdziwym jego celem jest zamiana klubowych sal gimnastycznych w burdele. Ostatecznie Reich został wydalony z partii po publikacji w 1933 roku książki Psychologia mas wobec faszyzmu, w której nie tylko analizował przyczyny politycznego zwycięstwa nazistów, ale krytykował również radziecki komunizm za powstrzymanie rewolucji seksualnej, która jego zdaniem miała być jedyną metodą rozwiązania problemów społecznych i politycznych całego świata.

Po wyemigrowaniu do Stanów Zjednoczonych Ameryki w 1939 roku, Wilhelm Reich otworzył laboratorium i zaczął pracować nad specjalnymi urządzeniami, tak zwanymi akumulatorami energii orgonu, których pierwotnym celem miało być zwiększenie gotowości kobiet do odbycia stosunku – później próbował je nawet sprzedawać. Przekonanie o naukowym charakterze swojej działalności skłaniało niezrównoważonego emocjonalnie psychoanalityka do podejmowania prób nakłonienia znanych badaczy do eksperymentalnej weryfikacji jego badań, bo wydawało mu się rzeczą pewną ich potwierdzenie. Jedną z osób, do których się zwrócił był Albert Einstein (1879–1955). Po wielu naleganiach laureat nagrody Nobla z fizyki zgodził się go w końcu przyjąć. Do spotkania doszło w styczniu 1941 roku. Reich przywiózł do Princeton aparat, który nazwał „orgonoskopem”13, aby sam Einstein mógł na nim przeprowadzić testy. W sumie spotkanie trwało aż cztery godziny. „Kiedy powiedziałem mu, w konkluzji, że ludzie uważają mnie za szaleńca, odpowiedział: «Mogę w to uwierzyć»”14 – wspominał później Reich z dumą, nie rozumiejąc, iż noblista mu zwyczajnie współczuł. Einstein bardzo szybko zauważył, że działalność psychiatry nie spełnia elementarnych rygorów dla eksperymentu naukowego, a po testach aparatu w prosty sposób wyjaśnił „odkryte” przez Reicha zjawiska, oznajmiając mu, że sprawę uznaje za całkowicie rozwiązaną. Teoria orgonu poległa w starciu z fizyką bazującą na obiektywnej wiedzy. Mimo to psychoanalityk do końca życia się nie poddawał i zaparcie wierzył w swoje urojenia o odkryciu nowej energii.

Jak się po latach okazało najważniejszym odkryciemWilhelma Reicha był freudomarksizm ponieważ umożliwił on ewolucję klasycznego marksizmu do tak zwanego neomarksizmu, z którym dziś mamy do czynienia. W 1930 roku kierownikiem wydziału psychologii społecznej Instytutu Badań Społecznych we Frankfurcie został Erich Fromm (1900–1980) – absolwent socjologii na Uniwersytecie w Heidelbergu, który w 1926 roku ożenił się z lekarką i psychoanalityczką Friedą Reichmann (1889–1957). Prawdopodobnie zainspirowany zawodem wykonywanym przez żonę, socjolog zainteresował się odkryciami Freuda. Małżonkowie porzucili w tym czasie tradycyjny styl życia w jakim oboje zostali wychowani w ortodoksyjnych żydowskich rodzinach kierując się w stronę komunizmu. W efekcie Fromm znalazł się pośród marksistów, będących pod wpływem Reicha, który prowadził coraz ostrzejszy spór ze swoim dawnym protektorem,Sigmundem