Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Lektury w klasie I (zbiór) - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 października 2012
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
16,21

Lektury w klasie I (zbiór) - ebook

Książka zawiera wypisy z lektur szkolnych (fragmenty). Zadbano o zgodność publikacji z nową podstawą programową. Proponowane lektury obejmują wszystkie gatunki literatury dziecięcej wymienione w nowej podstawie programowej. Są to: baśnie, bajki, opowiadania, wiersze i komiksy.

Teksty opatrzono pytaniami, które służą doskonaleniu czytania ze zrozumieniem i rozwijają umiejętność pracy z tekstem. Dodano także notki biograficzne, przybliżające sylwetki wielkich twórców literatury dziecięcej.
Książka jest bogato ilustrowana przez grono wybitnych polskich ilustratorów, co sprzyja kształtowaniu gustów estetycznych młodych odbiorców.
Teksty drukowane są dużą czcionką dostosowaną do wieku ucznia. Wyrazy, wyrażenia archaiczne i obce wyjaśniono w słowniczku.

Książka zawiera wypisy z poniższych lektur.

1.    Brzechwa - wiersze
2.    Co słonko widziało
3.    Cudaczek-Wyśmiewaczek
4.    Czarna owieczka
5.    Jacek, Wacek i Pankracek
6.    Jak Wojtek został strażakiem
7.    Kopciuszek
8.    Kto ty jesteś? Polak mały!
9.    Kukuryku na ręczniku
10.    Nasza mama czarodziejka
11.    Plastusiowy pamiętnik
12.    Wiersze dla dzieci Juliana Tuwima
13.    Wierszykarnia Danuty Wawiłow
14.    Zaczarowana zagroda
15.    120 przygód Koziołka Matołka

Kategoria: Polonistyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7791-026-9
Rozmiar pliku: 9,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

JAN BRZECHWA

BRZECHWA – WIERSZE

(wybór)

Ilustracje: Artur Piątek,

Marcin Południak, Jarosław Żukowski

Samochwała

Samochwała w kącie stała

I tak wciąż opowiadała:

– Zdolna jestem niesłychanie,

Najpiękniejsze mam ubranie,

Moja buzia tryska zdrowiem,

Jak coś powiem, to już powiem,

Jak odpowiem, to roztropnie,

W szkole mam najlepsze stopnie,

Śpiewam lepiej niż w operze,

Świetnie jeżdżę na rowerze,

Znakomicie muchy łapię,

Wiem, gdzie Wisła jest na mapie,

Jestem mądra, jestem zgrabna,

Wiotka, słodka i powabna,

A w dodatku, daję słowo,

Mam rodzinę wyjątkową:

Tato mój do pieca sięga,

Moja mama – taka tęga,

Moja siostra – taka mała,

A ja jestem – samochwała!

Zapałka

Mówiła dumnie zapałka:

– Pokażcie takiego śmiałka,

Co w domu zadarłby ze mną,

Gdy nagle zrobi się ciemno.

Doprawdy, słońce jest niczym

Ze swym błyszczącym obliczem,

Bo tylko w dzień świecić może,

A ja zaś o każdej porze!

– To ci heca –

Rzekła świeca.

Zapałka na to zuchwale:

– Gdy zechcę, świat cały spalę,

I choć nie lubię się chwalić,

Potrafię Wisłę podpalić.

Po czym, po krótkim namyśle,

Skoczyła i znikła w Wiśle.

Tak się skończyły przechwałki

Zarozumiałej zapałki.

– To ci heca –

Rzekła świeca.

Kłamczucha

– Proszę pana, proszę pana,

Zaszła u nas wielka zmiana:

Moja starsza siostra Bronka

Zamieniła się w skowronka,

Siedzi cały dzień na buku

I powtarza: „Kuku, kuku!”

– Pomyśl tylko, co ty pleciesz!

To zwyczajne kłamstwo przecież.

– Proszę pana, proszę pana,

Rzecz się stała niesłychana:

Zamiast deszczu, u sąsiada

Dziś padała oranżada,

I w dodatku całkiem sucha.

– Fe, nieładnie! Fe, kłamczucha!

– To nie wszystko, proszę pana!

U stryjenki wczoraj z rana

Abecadło z pieca spadło,

Całą pieczeń z rondla zjadło,

A tymczasem na obiedzie

Miał być lew i dwa niedźwiedzie.

– To dopiero jest kłamczucha!

– Proszę pana, niech pan słucha!

Po południu na zabawie

Utonęła kaczka w stawie.

Pan nie wierzy? Daję słowo!

Sprowadzono straż ogniową,

Przecedzono wodę sitem,

A co ryb złowiono przy tym!

– Fe, nieładnie! Któż tak kłamie?

Zaraz się poskarżę mamie!

Tańcowała igła z nitką

Tańcowała igła z nitką,

Igła – pięknie, nitka – brzydko.

Igła cała jak z igiełki,

Nitce plączą się supełki.

Igła naprzód – nitka za nią:

– Ach, jak cudnie tańczyć z panią!

Igła biegnie drobnym ściegiem,

A za igłą – nitka biegiem.

Igła górą – nitka bokiem,

Igła zerka jednym okiem,

Sunie zwinna, zręczna, śmigła.

Nitka szepce: – Co za igła!

Tak ze sobą tańcowały,

Aż uszyły fartuch cały!

Na straganie

Na straganie w dzień targowy

Takie słyszy się rozmowy:

– Może pan się o mnie oprze,

Pan tak więdnie, panie koprze.

– Cóż się dziwić, mój szczypiorku,

Leżę tutaj już od wtorku!

Rzecze na to kalarepka:

– Spójrz na rzepę – ta jest krzepka!

Groch po brzuszku rzepę klepie:

– Jak tam, rzepo? Coraz lepiej?

– Dzięki, dzięki, panie grochu,

Jakoś żyje się po trochu,

Lecz pietruszka – z tą jest gorzej:

Blada, chuda, spać nie może.

– A to feler –

Westchnął seler.

Burak stroni od cebuli,

A cebula doń się czuli:

– Mój buraku, mój czerwony,

Czybyś nie chciał takiej żony?

Burak tylko nos zatyka:

– Niech no pani prędzej zmyka,

Ja chcę żonę mieć buraczą,

Bo przy pani wszyscy płaczą.

– A to feler –

Westchnął seler.

Naraz słychać głos fasoli:

– Gdzie się pani tu gramoli?!

– Nie bądź dla mnie taka wielka! –

Odpowiada jej brukselka.

– Widzieliście, jaka krewka! –

Zaperzyła się marchewka.

– Niech rozsądzi nas kapusta!

– Co, kapusta?! Głowa pusta?!

A kapusta rzecze smutnie:

– Moi drodzy, po co kłótnie,

Po co wasze swary głupie,

Wnet i tak zginiemy w zupie!

– A to feler –

Westchnął seler.

Pomidor

Pan pomidor wlazł na tyczkę

I przedrzeźnia ogrodniczkę.

Jak pan może,

Panie pomidorze?!

Oburzyło to fasolę:

– A ja panu nie pozwolę!

Jak pan może,

Panie pomidorze?!

Groch zzieleniał aż ze złości:

– Że też nie wstyd jest waszmości!

Jak pan może,

Panie pomidorze?!

Rzepa także go zagadnie:

– Fe! Niedobrze! Fe! Nieładnie!

Jak pan może,

Panie pomidorze?!

Rozgniewały się warzywa:

– Pan już trochę nadużywa.

Jak pan może,

Panie pomidorze?!

Pan pomidor, zawstydzony,

Cały zrobił się czerwony

I spadł wprost ze swojej tyczki

Do koszyczka ogrodniczki.

Entliczek-pentliczek

Entliczek-pentliczek, czerwony stoliczek,

A na tym stoliczku pleciony koszyczek,

W koszyczku jabłuszko, w jabłuszku robaczek,

A na tym robaczku zielony kubraczek.

Powiada robaczek: – I dziadek, i babka,

I ojciec, i matka jadali wciąż jabłka,

A ja już nie mogę! Już dosyć! Już basta!

Mam chęć na befsztyczek! – I poszedł do miasta.

Szedł tydzień, a jednak nie zmienił zamiaru;

Gdy znalazł się w mieście, poleciał do baru.

Są w barach – wiadomo – zwyczaje utarte:

Podchodzi doń kelner, podaje mu kartę,

A w karcie – okropność! – przyznacie to sami:

Jest zupa jabłkowa i knedle z jabłkami,

Duszone są jabłka, pieczone są jabłka

I z jabłek szarlotka, i placek, i babka!

No, widzisz, robaczku! I gdzie twój befsztyczek?

Entliczek-pentliczek, czerwony stoliczek.

Żuk

Do biedronki przyszedł żuk,

W okieneczko puk-puk-puk.

Panieneczka widzi żuka:

„Czego pan tu u mnie szuka?”

Skoczył żuk jak polny konik,

Z galanterią zdjął melonik

I powiada: „Wstań, biedronko,

Wyjdź, biedronko, przyjdź na słonko.

Wezmę ciebie aż na łączkę

I poproszę o twą rączkę”.

Oburzyła się biedronka:

„Niech pan tutaj się nie błąka,

Niech pan zmiata i nie lata,

I zostawi lepiej mnie,

Bo ja jestem piegowata,

A pan – nie!”

Powiedziała, co wiedziała,

I czym prędzej odleciała,

Poleciała, a wieczorem

ślub już brała – z muchomorem,

Bo od środka aż po brzegi

Miał wspaniałe, wielkie piegi.

Stąd nauka

Jest dla żuka:

Żuk na żonę żuka szuka.

Na wyspach Bergamutach

Na wyspach Bergamutach

Podobno jest kot w butach,

Widziano także osła,

Którego mrówka niosła,

Jest kura samograjka

Znosząca złote jajka,

Na dębach rosną jabłka

W gronostajowych czapkach,

Jest i wieloryb stary,

Co nosi okulary,

Uczone są łososie

W pomidorowym sosie

I tresowane szczury

Na szczycie szklanej góry,

Jest słoń z trąbami dwiema

I tylko... wysp tych nie ma.

Kaczka-dziwaczka

Nad rzeczką opodal krzaczka

Mieszkała kaczka-dziwaczka,

Lecz zamiast trzymać się rzeczki,

Robiła piesze wycieczki.

Raz poszła więc do fryzjera:

– Poproszę o kilo sera!

Tuż obok była apteka:

– Poproszę mleka pięć deka.

Z apteki poszła do praczki

Kupować pocztowe znaczki.

Gryzły się kaczki okropnie:

– A niech tę kaczkę gęś kopnie!

Znosiła jaja na twardo

I miała czubek z kokardą,

A przy tym, na przekór kaczkom,

Czesała się wykałaczką.

Kupiła raz maczku paczkę,

By pisać list drobnym maczkiem.

Zjadając tasiemkę starą,

Mówiła, że to makaron,

A gdy połknęła dwa złote,

Mówiła, że odda potem.

Martwiły się inne kaczki:

– Co będzie z takiej dziwaczki?

Aż wreszcie znalazł się kupiec:

– Na obiad można ją upiec!

Pan kucharz kaczkę starannie

Piekł jak należy w brytfannie,

Lecz zdębiał, obiad podając,

Bo z kaczki zrobił się zając,

W dodatku cały w buraczkach.

Taka to była dziwaczka!

Pali się!

Leciała mucha z Łodzi do Zgierza,

Po drodze patrzy: strażacka wieża,

Na wieży strażak zasnął i chrapie,

W dole pod wieżą gapią się gapie.

Mucha strażaka ugryzła srodze,

Podskoczył strażak na jednej nodze,

Spogląda – gapie w dole zebrali się,

Wkoło rozejrzał się – o, rety! Pali się!

Pożar widoczny, tak jak na dłoni!

Złapał za sznurek, na alarm dzwoni:

– Pożar, panowie! Wstawać, panowie!

Dom się zapalił na Julianowie!

Z łóżek strażacy szybko zerwali się –

Pali się!

Pali się!!

Pali się!!!

Pali się!!!!

Fryzjer zobaczył łunę z oddali:

– Co to się pali? Gdzie to się pali?

Na Sienkiewicza? Na Kołłątaja?

Czy też w alei Pierwszego Maja?

Może spółdzielnia? Może piekarnia?

Łuna już całe niebo ogarnia.

Wstali strażacy, szybko ubrali się.

Pali się!

Pali się!!

Pali się!!!

Pali się!!!!

Wyszli na balkon sędzia z sędziną,

Doktor, choć mocno spał pod pierzyną,

Wybiegł i patrzy z poważną miną.

Z okna wychylił głowę mierniczy,

A już profesor z przeciwka krzyczy:

– Obywatele! Wiadra przynieście!

Wszyscy na rynek! Pali się w mieście,

Dom cały w ogniu, zaraz zawali się!

Pali się!

Pali się!!

Pali się!!!

Pali się!!!!

Biegną już ludzie z szybkością wielką:

Więc nauczyciel z nauczycielką,

Fryzjer, sekretarz, telegrafista,

No i milicjant, rzecz oczywista.

Straż jest gotowa w ciągu minuty.

Konia prowadzą – koń nie podkuty!

Trzeba zawołać szybko kowala,

Pożar na dobre już się rozpala!

Prędzej! Gdzie kowal?! To nie zabawka!

Dawać sikawkę! Gdzie jest sikawka?!

Z pompą zepsutą niełatwa sprawa.

Woda do beczki! Beczka dziurawa!

Trudno, to każdej beczce się zdarza.

Który tam?! Prędzej, dawać bednarza!

Zbierać siekiery, haki i liny!

Pali się w mieście już od godziny!

Pali się!

Pali się!!

Pali się!!!

Pali się!!!!

Wreszcie strażacy szybko zebrali się,

Beczkę zatkali drewnianym czopem,

Jadą już, jadą, pędzą galopem.

Przez Sienkiewicza, przez Kołłątaja,

Prosto w aleję Pierwszego Maja –

Już przyjechali, już zatrzymali się:

Pali się!

Pali się!!

Pali się!!!

Pali się!!!!

– Co to się pali? Gdzie to się pali?

Teren zbadali, ludzi spytali

I pojechali galopem dalej.

– Gdzie to się pali? Może to tam?

Jadą i trąbią: tram-tra-ta-tam!

Jadą Nawrotem, Rybną, Browarną,

A na Browarnej od dymu czarno,

Wszyscy czekają na straż pożarną.

Więc na Browarnej się zatrzymali:

– Gdzie to się pali?

– Tutaj się pali!

Z całej ulicy ludzie zebrali się.

Pali się!

Pali się!!

Pali się!!!

Pali się!!!!

Biegną strażacy, rzucają liny,

Tymi linami ciągną drabiny,

Włażą do góry, pną się na mury,

Tną siekierami, aż lecą wióry!

Czterech strażaków staje przy pompie –

Zaraz się ogień w wodzie ukąpie.

To nie przelewki, to nie zabawki!

Tryska strumieniem woda z sikawki,

Syczą płomienie, syczą i mokną,

Tryska strumieniem woda przez okno,

Już do komina sięga drabina,

Z okna na ziemię leci pierzyna,

Za nią poduszki, szafa, komoda,

W każdej szufladzie komody – woda.

Kot jest na strychu, w trwodze się miota,

Biegną strażacy ratować kota.

Włażą do góry, pną się na mury,

Tną siekierami, aż lecą wióry,

Na dół spadają kosze, tobołki,

Stołki fikają z okien koziołki,

Jeszcze dwa łóżka, jeszcze dwie ławki,

A tam się leje woda z sikawki.

Tak pracowali dzielni strażacy,

Że ich zalewał pot podczas pracy;

Jeden z drabiny przy tym się zwalił,

Drugi czuprynę sobie osmalił,

Trzeci, na dachu tkwiąc niewygodnie,

Zawisł na gwoździu i rozdarł spodnie,

A ci przy pompie w żałosnym stanie

Wzdychali: „Pomóż, święty Florianie!”

Tak pracowali, że już po chwili

Pożar stłumili i ugasili.

Jeszcze dymiące gdzieniegdzie głownie

Pozalewali w kwadrans dosłownie,

Jeszcze sprawdzili wszystkie kominy,

Zdjęli drabiny, haki i liny,

Jeszcze postali sobie troszeczkę,

Załadowali pompę na beczkę,

Z ludźmi odbyli krótką rozmowę,

Wreszcie krzyknęli:

– Odjazd! Gotowe!

Jadą z powrotem, jadą z turkotem,

Jadą Browarną, Rybną, Nawrotem,

Jadą i trąbią: tram-tra-ta-tam!

Ludzie po drodze gapią się z bram,

Śmieją się do nich dziewczęta z okien

I każdy dumnym spogląda okiem:

– Rzadko bywają strażacy tacy,

Tacy strażacy – to są strażacy,

Takich strażaków potrzeba nam!

Tram-tra-ta-tam!

Tram-tra-ta-tam!

Mucha wracała właśnie do Łodzi;

Strażak na wieży kichnął. Nie szkodzi.

Inni strażacy po ciężkiej pracy

Myją się, czyszczą – jak to strażacy.

Koń w stajni grzebie nową podkową,

A beczka błyszczy obręczą nową.

Mucha spojrzała i odleciała –

Tak się skończyła historia cała.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: