Troilus i Kresyda - William Shakespeare - ebook

Troilus i Kresyda ebook

William Shakespeare

4,0

Opis

Sztuka jest osadzona w realiach wojny trojańskiej i ma dwa główne wątki. Pierwszy z nich opowiada historię Kresydy i Troilusa - księcia trojańskiego. Troilus uwiódł Kresydę, po czym wyznał jej miłość. Jednak podczas wymiany jeńców wojennych Kresyda została oddana do Grekom w niewolę. Troilus idzie za nią do obozu Greków, jednak widząc ją z Diomedesem uznaje za niegodną zainteresowania. W drugim wątku Odyseusz i Nestor próbują nakłonić Achillesa do powrotu do walki... (Za Wikipedią).

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 118

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

William Shakespeare

 

Troilus i Kresyda

 

przetłumaczył Stanisław Rossowski

 

Armoryka

Sandomierz

 

Projekt okładki: Juliusz Susak

 

Na okładce: Edward Henry Corbould (1851-1882), Troilus and Cressida in the Garden of Pandarus (1873)

licencjapublic domain, źródło: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Troilus_and_Cressida_in_the_Garden_of_Pandarus.jpg

This file has been identified as being free of known restrictions under copyright law,

including all related and neighboring rights.

 

Tekst wg edycji:

William Shakespeare

Troilus i Kresyda

Wyd. Księgarnia Polska

Lwów 1897

Zachowano oryginalną pisownię.

 

© Wydawnictwo Armoryka

 

Wydawnictwo Armoryka

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

http://www.armoryka.pl/

 

ISBN 978-83-7950-983-6

 

 

TROILUS I KRESYDA.

 

OSOBY:

 

PRYAM, król Troi.

 

HEKTORi jego synowie.

TROILUS

PARYS

DEIFOBUS

HELENUS

MARGARELON, nieprawy syn Pryama.

 

ENEASZi wodzowie trojańscy.

ANTENOR

KALCHAS, kapłan trojański, po stronie Greków.

PANDARUS, wój Kresydy.

AGAMEMNON, naczelny wódz Greków.

MENELAUS, jego brat.

 

ACHILLESi greccy wodzowie.

AJAKS

ULISSES

NESTOR

DYOMEDES

PATROKLUS

TERSYTES, pokraka grecki.

ALEKSANDER, służący Kresydy.

SŁUŻĄCY Troila.

SŁUŻĄCY Parysa.

SŁUŻĄCY Dyomedesa.

HELENA, małżonka Menelausa.

ANDROMACHE, małżonka Hektora.

KASANDRA, córka Pryama, wieszczka.

KRESYDA, córka Kalchasa.

Trojańscy i greccy wojownicy; orszaki.

Rzecz odbywa się w Troi i w greckim obozie przed Troją.

 

PROLOGUS.

 

Sceną jest Troja. Z wysp Grecy! książęta,

Gdy im zawrzała gniewem krew gorąca,

Do portu Aten statki swe wysłali

Z liczną załogą służby i rynsztunkiem

Okrutnej wojny. Sześćdziesiąt i dziewięć

Wodzów w książęcych mitrach odpłynęło

Z Atyki w stronę Frygii... Ślub ich święty,

Że zburzą Troję, gdzie pani Helena,

Menelausowi wydarta, z Parysem

Spi w jednem łożu: oto sedno wojny.

W stronę Tenedos spieszą;

Zrzucają z siebie wreszcie dzielny ciężar,

Głębokie statki; na równinach Ilium

Kipi świeżością, męstwem grecki obóz,

A gród Pryama, sześciobramna Troja.

(Dardania, Thymbrya, Ilias, Chetus, Troas,

Antenorides), potężne podwoje

W mig zatrzasnęła na ciężkich zawiasach,

By dać ochronę swym synom.

Oczekiwanie więc, niepokój niecąc

W burzliwych duchach i Greków i Trojan,

Wszystko na kartę kładzie... Tu ja staję

Jako prologus, w zbroi nie ufając

Poety pióru, głosowi aktorów, —

(Tylko ponieważ rzecz wymaga tego),

Śtaję, by zwieście wam, zacni słuchacze,

Ze sztuka, przeskakując walk początek,

Zacznie od środka i to tylko ruszy,

Co z sceny może przemówić do duszy.

Gańcież i chw alcie... Ja zniosę spokojnie

Czy złe, czy dobre, — całkiem jak na wojnie.

 

 

 

AKT PIERWSZY.

 

SCENA PIERWSZA

 

Troja.

Wchodzą TROILUS i PANDARUS.

Troilus. Giermka przywołaj, niech mi zdejmie zbroję!

Po co tam walczyć pod Troi murami

Mnie, który w sercu dziką noszę walkę?

Niechaj w bój spieszy, komu w łonie jeszcze

Zostało serce; Troil już go nie ma!

Pandarus. Wciąż zatem stara piosnka?

Troilus. Greczyn jest silny i wćwiczony w sile,

W zręczności śmiały i dzielny w śmiałości.

Jam zasię słabszy, niźli łzy niewieście,

Od snu korniejszy, głupszy od głupoty,

Lękliwszy niźli dziewica w noc ciemną

 

 Pandarus. Dość ci już nagadałem z mojej strony; nie myślę się dalej wdawać w tę historyę. Kogo nęci placek pszenny, niech czeka zanim mąkę umielą.

 Troilus. Czyż nie czekałem?

 Pandarus. Tak, na zmielenie; ale teraz czekaj, aż mąkę spytluja...

 Troilus. Czyż nie czekałem?

 Pandarus. Tak, na pytlowanie, ale teraz czekaj, aż ciasto ukisnie.

 Troilus. I na to czekałem.

 Pandarus. Tak, na ukiszenie... Lecz czyż to już dosyć? A wmiesić placek, a formę nadać, a w piecu podpalić, a wypiec... Ba, ba, jeszcze po tem wszystkiem trzeba czekać, aż pieczywo ostygnie, jeśli nie chcesz ust sobie sparzyć...

Troilus. Cierpliwość nawet, chociaż to bogini,

Przed męką chyżej cofa się odemnie.

Ileż to razy u stołu Pryama,

Gdy nagle na myśl przyjdzie mi Kresyda —

Przyjdzie? Czyż wyszła kiedy z moich myśli?

 

 Pandarus. Już to prawda: wczorajszego wieczoru była tak piękną, że piękniejszej dziewczyny trudno sobie nawet wyobrazić.

Troilus. Posłuchaj: serce chciało mi już pęknąć,

Tak je westchnienia rozsadzały ciche.

By nic nie poznał ojciec, ani Hektor,

Ukryłem w fałdach uśmiechu westchnienie,

Biorąc wzór z słońca, co świeci wśród burzy.

Lecz z troski zawsze, nawet kiedy miota

Pozory szczęścia — rodzi się zgryzota.

 

 Pandarus. O, tak! Gdyby jej włosy nie były odrobinę ciemniejsze od włosów Heleny — chociaż co to szkodzi? — nikt nie potrafiłby odróżnić jednej od drugiej. Oczywista, niemogę zapominać, że Kresyda jest moją krewniaczką. Nie chciałbym jej, jak to się powiada, wymazać z pamięci. Ach, gdyby ją kto wczoraj, jak ja, słyszał mówiącą! Nie uwłaczam bynajmniej rozumowi twojej siostry Kasandry, w każdym atoli razie..

Troiuis. Pandarze, słuchaj, mówię ci, Pandarze!

Jeżeli twierdzę, że tam utonęła

Moja nadzieja, nie pytaj, na ile

Zapadła sążni... Mówię ci: szaleję

Z miłości dla Kresydy. Zwiesz ją piękną,

W otwartą ranę serca mego wglądasz,

Prawisz o licu, o włosie, o głosie,

O chodzie... Słuchaj, jej rączka tak biała,

Ze wszelka białość sama na ten widok,

Jakby atrament, wyrok sobie pisze:

A jaka mięka! Łabędzi puch nawet

Wobec niej cięży, muśnięcie zaś zda się

Twardem, jak zgrzebne dłonie. Prawisz o tem

 

Podczas gdy ja przysięgam ci, że kocham.

Pandarze! W każdą z ran, które mi miłość

Zadała, wkładasz mową swą nie balsam,

Jeno ukuty przez nią sztylet.

 

 Pandarus. Mówię, co prawda.

 Troilus. Mniej nawet!

 Pandarus. Jako żywo, umywam ręce od wszystkiego. Niech ona sobie będzie, jaka jest! Jeśli jest piękną, tem lepiej dla niej; jeśli zaś nie jest piękną — nie bój się: potrafi dać sobie radę.

 Troilus Drogi Pandarze... Co tobie, Pandarze?

 Pandarus. Przejadła mi się ciągła mitręga. Nie umiesz ty mnie ocenić i ona nie umie mnie ocenić. Nabiegałem się tędy i owędy, a czy mi kto choć dobre słowo powiedział za to?

 Troilus. Gniewasz się, drogi Pandarze? Czy na mnie?

 Pandarus. Ponieważ to moja krewna, nie uchodzi więc za tak piękną, jak Helena. Gdyby jednak nie była moją krewną przyznałby każdy, że może być ładną Helena, lecz i jej nic nie brakuje. Cóż? Mnie to ani swędzi, ani boli! Niech nawet czarna będzie, jak murzynka, wszystko mi jedno!

 Troilus. Czyż twierdzę, że Kresyda nie piękna?

 Pandarus. Twierdź sobie, co ci się podoba! Głuptas z niej, że nie poszła za ojcem; do Greków powinna się udać — powiem jej to przy pierwszem widzeniu. Co do mnie, nie chcę się odtąd mięszać...

 Troilus. Pandarze!

 Pandarus. Powiedziałem.

 Troilus. Poczciwy Pandarze!

 Pandarus. Proszę cię, daj mi pokój! Zostawiam wszystko tak, jak zastałem — i basta!

(Pandarus odchodzi. Słychać w oddali trąby bojowe).

Troilus. Zmilknij surowca gro, przeklęty dźwięku!

Głupcy z głupcami walczą. Ze Helena

Piękna, nie dziwo, jeśli ją codziennie

Krwią różujecie własną... Mnie ten powód

W bój nie pociągnie... Wyżej miecz mój cenie.

Lecz Pandar — bogi, jakże mnie nękacie! —

 

Tylko przez niego przystęp do Kresydy...

Niech-że kto zdoła użyć go za swata,

Ona zaś głuchą jest na wszelkie prośby.

O, Apolinie, przez miłość twej Dafne,

Powiedz, czem jest Kresyda, Pandar, ja sam w końcu?

Indye jej łożem, ona zaś ich perłą...

Wszystko pomiędzy tronem jej, a Ilium,

Jest jakby dzikie, rozhukane morze;

Na niem ja kupcem, Pandar — sterownikiem,

Łodzią, załogą: niepewna nadzieja.

 

(Odzywają się surmy bojowe. Wchodzi Eneasz).

Eneasz. Książę Troilus — dla czego nie w boju?

Troilus. Bo nie! Odpowiedź godna ust kobiety,

Tak, jak kobieca rzecz nie być tam dzisiaj...

Jest coś nowego? Jaki przebieg walki?

Eneasz. Powrócił Parys, krwią oblany, ranny...

Troilus. Z czyjej-że reki padł cios?

Eneasz.  Z Menelausa...

Troilus. To rzecz zabawna w tem spotkaniu srogiem:

Parys raniony Menelausa rogiem!

Eneasz. Słyszysz? Na ostro snać starli się! W drogę!

Troilus. Czemuż „chcę” tyle nie znaczy, co „mogę!”

Eneasz. Choćby w tej chwili.

Troilus.  Naprzód więc, a śmiało!

 

(Wychodzą).

 

SCENA DRUGA.

 

Tamże.

Wchodzi: KRESYDA i ALEKSANDER, jej służący.

Kresyda. Kto przeszedł tędy?

Aleksander.  Hekuba z Heleną.

Kresyda. Którędy poszły?

Aleksander.  W stronę wschodniej bramy,

Aby z jej szczytu, skąd widok rozległy.

Przyjrzeć się walce. Hektor, niezachwiany

Nigdy w spokoju, dzisiaj czegoś nie swój;

Wyburczał Andromache, zbił strażnika;

 

Jakgdyby wojna była gospodarką,

Wstał dziś przed świtem. Wstawszy wdział wnet zbroję,

I ruszył w pole, gdzie każda roślinka

Jak prorok płacze, przewidując skutki

Gniewu Hektora.

Kresyda.  Cóż go rozgniewało?

Aleksander. Tak to tłumaczą: w szeregach heleń[skich

Walczył z trojańskiej krwi książę, Hektora

Krewniak, Ajaksem zwan.

Kresyda.  Cóż mówią dalej?

Aleksander. Jestto mąż, twierdzą wszyscy, nadzwyczajny.

Stoi na własnych nogach.

 

 Kresyda. To potrafi każdy mężczyzna, byle nie był chory lub pijany, naturalnie jeśli nóg mu nie brakuje.

 Aleksander. Ten mąż jednak, o, pani, przybrał sobie właściwości różnych zwierząt; jest on śmiały jak lew, chytry jak niedźwiedź, wytrwały jak słoń. Natura nagromadziła w nim tyle przymiotów sprzecznych, że jego dzielność rozpływa się w niedorzeczność, a jego niedorzeczność nawet, zaprawdę, jest rozsądkiem. Nie masz takiej cnoty, która nie rzuciłaby nań przynajmniej odblasku i nie masz takiej przywary, której chociaż odrobinka nie przylgnęłaby do niego. Ten bohater wpada bez przyczyny zarówno w melancholię, jak w szał radości; umie wziąć się do wszystkiego, a jednak wszystko staje się w jego ręku do niczego. Istny to Bryareusz, gośćcem ubezwładniony, mający sto rąk, ale żadnego z nich pożytku; możnaby go także przyrównać do oniemiałego Argusa, który posiada wprawdzie oczy, ale nie posiada siły widzenia.

 Kresyda. Jakże ten człowiek, którego sam opis mnie rozśmiesza, zdołał wywołać w Hektorze burzę gniewu?

 Aleksander. Opowiadają, że we wczorajszej bitwie zmierzył się Ajaks z Hektorem i przyprawił go o pogiom... Owóż ten pogrom, ta hańba mają być przyczyną, iż Hektor odtąd jadła nie tknął i przez całą noc ani na chwilkę nie zmrużył oczu do snu.

(Wchodzi Pandarus).

 Kresyda. Któż to idzie?

 Aleksander. Stryj wasz panienko, Pandarus.

 Kresyda. Już to z Hektora dzielny żołnierz!

 Aleksander. Nie znaleść drugiego takiego, panienko.

 Pandarus. Co mówicie? Co mówicie?

 Kresyda. Dzień dobry, stryjaszku!

 Pandarus. Dzień dobry, kochana Kresydo! O czem to rozmawiasz? Dzień dobry, Aleksandrze! — Jakże się miewasz, duszko? Dawno byłaś w Ilium?

 Kresyda. Dziś rano, stryjaszku!

 Pandarus. O czem rozmawialiście, gdym nadszedł? Czy Hektor miał już na sobie zbroję i wyruszył do boju, gdy stanęłaś w Ilium? Helena zapewne jeszcze nie wstała, nieprawdaż?

 Kresyda. Hektor już poszedł, ale Helena jeszcze nie wstała.

 Pandarus. Tak, tak, Hektor wcześnie dziś się zerwał!

 Kresyda. Mówiliśmy właśnie o tem. Mówiliśmy również i o tem, że był wzburzony.

 Pandarus. Był wzburzony?

 Kresyda. Tak twierdzi Aleksander.

 Pandarus. Naturalnie, że był wzburzony. Wiem nawet, dla czego. Skroi on im dzisiaj kurtę, można to z góry przepowiedzieć, Troilus zaś z pewnością nie da mu się zawstydzić. Niech się tylko mają na baczności przed Troilem — mnie przecie można wierzyć.

 Kresyda. Cóż to? Miałby i on zionąć gniewem?

 Pandarus. Kto, Troilus? Jemu stanowczo należy się pierwszeństwo.

 Kresyda. Na Jowisza! Niepodobna przecie ich dwóch porównywać nawet.

 Pandarus. Troila z Hektorem? Czyż nie poznasz mężczyzny z samego wejrzenia?

 Kresyda. Od razu — jeśli przedtem widziałam go i znałam.

 Pandarus. Bardzo słusznie! Ja zawsze powiadam swoje: Co Troilus, to Troilus!

 Kresyda. W takim razie najzupełniej zgadzamy się z sobą, ja bowiem twierdzę, że co Troilus, to nie Hektor.

 Pandarus. Stanowczo nie! A co Hektor, to nie Troilus — do pewnego stopnia.

 Kresyda. Bądźmy więc sprawiedliwi: Każdy z nich jest samym sobą!

 Pandarus. Samym sobą? O, ty biedny Troilu! Ja pragnąłbym, aby był  —

 Kresyda. Jest przecie...

 Pandarus. Z taką odpowiedzią mogę wybrać się na bosaki do Indyi.

 Kresyda. Hektorem on przecie nie jest.

 Pandarus. Ale sam sobą... Ba, w tem sęk właśnie, że on nie jest sam, to znaczy, ja pragnę, by on sam nie był. Istnieją jeszcze na szczęście bogi. Czas płaci, czas traci. Tak, Troilu! Szczęśliwy byłbym, gdyby ona miała moje serce w swem łonie. — Tego jednak stanowczo nie uznaję, by Hektor był czemś lepszem, niż Troilus.

 Kresyda. Wybacz, stryjaszku!

 Pandarus. Jest on starszy.

 Kresyda. Przepraszam cię, stryjaszku!

 Pandarus. Hektor młodszy jest od Troila. Nie dziwiłbym się tobie, gdyby Hektor był w jego wieku. Ale Hektor długo jeszcze czekać musi, nim będzie miał taki rozum, jak Troilus.

 Kresyda. Na co mu tego, skoro on ma własny rozum? Pandarus. I jego zalety.

 Kresyda. Obejdzie się bez nich.

 Pandarus. I jego urodę.

 Kresyda. Nie wyszłaby mu na dobre. Własna piękniej go zdobi.

 Pandarus. Brak ci dobrego smaku, Kresydo. Helena sama zaklinała się niedawno, że Troilus, jeśli już o brunatnej cerze mowa — brunatny on bowiem bez kwestyi — chociaż znowu nie tak bardzo brunatny —

 Kresyda. Nie, tylko brunatny.

 Pandarus. Po prawdzie: i brunatny i nie brunatny.

 Kresyda. Po prawdzie: i prawda i nieprawda.

 Pandarus. Owoż Helena przyznała, iż ma kolory ładniejsze niż Parys.

 Kresyda. O, Parys ma kolorów podostatkiem.

 Pandarus. I jemu ich nie brakuje.

 Kresyda. Chyba Troilus za wiele ma kolorów. A jeśli kolory jego stawia Helena ponad kolory Parysa, w takim razie mamy tu do czynienia z kolorową wyższością. Jeśli Parys jest dość czerwony, a Troilus bardzo czerwony, to pochwałę taką uważać należy jako zbyt jaskrawą, by mogło być z nią komu do twarzy. Tak samo może złoty język Heleny piać tryumfy pochwalne na cześć miedzianego nosa Troila.

 Pandarus. Przysięgam, że jak mi się zdaje kocha go Helena bardziej niż Parysa.

 Kresyda. Byłoby to ze strony Greczynki istotnie zabawne.

 Pandarus. Ależ, naprawdę, duszko. Niedawno stanęła obok niego we framudze sklepionego okna, a wiesz zapewne, że Troilus ma wszystkiego trzy czy cztery włoski na brodzie...

 Kresyda. Nie potrzeba umieć matematyki więcej, jak byle szynkarz, aby z tych jednostek skleić sumę.

 Pandarus. Jest on, co prawda, jeszcze bardzo młody, a jednak jego ścięgna są jakby ze stali, tak dalece, że aż do wysokości dwóch lub trzech fantów uniesie taki sam ciężar, jak, dajmy na to, jego brat Hektor.

 Kresyda. Taki młody, a tak już unosi?

 Pandarus. Aby ci dowieść, jak zakochaną w nim jest Helena, przytoczę tylko jedno. Pomyśl, proszę, — ona, Helena, położyła białą swą rączkę na jego rozszczepioną brodę...

 Kresyda. O, Juno, bądź nam miłościwa! Któż mu brodę rozszczepił?

 Pandarus. Nie widziałażeś tam uroczego dołka? Mojem zdaniem, Troilus uśmiecha się milej, niż ktokolwiek inny we Frygii.

 Kresyda. O, tak! On umie uśmiechać się.

 Pandarus. Nieprawdaż?

 Kresyda. Zupełnie jak deszczowa chmura w jesieni.

 Pandarus. Cyt, cyt! Chciałem ci przecie wykazać, że Helena zakochaną jest w Troilu.

 Kresyda. Troilus nie pogniewałby się, gdybyś tego dowiódł. Czy jednak potrafisz?

 Pandarus. Troilus? Ba, jemu tyle zależy na Helenie, co mnie na pustem jaju.

 Kresyda. Jeżeli lubuje się tak samo w pustych jajach, jak w pustych głowach, to chyba wyrzekniesz się piskląt.

 Pandarus. Doprawdy, ciągle jeszcze nie mogę powstrzymać się od śmiechu, gdy wspomnę, jak go ona łechtała po brodzie. Bo nie ma gadania, że jej rączka posiada przedziwną białość; każdy musi to przyznać.

 Kresyda. Bez przykrości nawet.

 Pandarus. Nagle przychodzi jej chętka wyszukać biały włos na jego brodzie.

 Kresyda. Biedna broda! Niejedna brodawka bogatsza od niej.

 Pandarus. Było też śmiechu, było! Królowej Hekubie spadały łzy z oczu.

 Kresyda. Jak młyńskie kamienie.

 Pandarus. Śmiała się i Kasandra.

 Kresyda. Ale pod garnkami jej oczu pałał zapewne łagodniejszy ogień. Czy i jej spadło co z oczu? Pandarus. Śmiał się także Hektor.

 Kresyda. A on z czego?

 Pandarus. Z białego włosa, który Helena odkryła na brodzie Troila.

 Kresyda. Gdyby to był włos zielony, pośmiałabym się i ja chętnie.

 Pandarus. Śmiali się oni zresztą nie tyle z białego włosa, ile z trafnej odpowiedzi Troila.

 Kresyda. Cóż on odpowiedział?

 Pandarus. Helena rzekła: Na twojej brodzie znajduje się pięćdziesiąt jeden włosów, a i z tych jeden jest biały.

 Kresyda. To