Royal. Tom 6. Miłość z aksamitu - Valentina Fast - ebook

Royal. Tom 6. Miłość z aksamitu ebook

Valentina Fast

4,2

Opis

Historia kraju pod kopułą zbliża się ku końcowi. Wraz z atakiem na Królestwo Viterry suknie balowe, błyszczące klejnoty i dziewczęce marzenia tracą na znaczeniu. Podczas gdy kraj zalewają obcy żołnierze, Tatianie pozostaje tylko jedno – uciekać. Dziewczyna trafia do miejsca, które dotąd znajdowało się poza jej zasięgiem. I pomimo tego, że książę złamał jej serce, dziewczyna musi zrobić wszystko, żeby ratować świat.

Poznaj siłę sekretów, które mają niszczycielską moc, i miłości potężniejszej niż armia!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 359

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (106 ocen)
61
21
16
4
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
gabek123456789

Dobrze spędzony czas

W końcu zakończenie, na które czekałam!
00
mater0pocztaonetpl

Nie oderwiesz się od lektury

O nie to juz koniec.... chcę jeszcze../kocham 💙
00
Irysek2000

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo wciąga, nie polecam zaczynać na wieczór
00
LichoAsh

Nie oderwiesz się od lektury

Początek wydaje się trochę dramatyczny, ale w połowie książka nabiera dynamizmu i do końca wypełniona jest akcją i niesamowitymi zwrotami wydarzeń. Seria, która na długo zostanie w pamięci.
00

Popularność




Tytuł oryginału: EINE LIEBEAUS SAMT
Copyright © by Carlsen Verlag GmbH, Hamburg 2015 First published in Germany under the title Royal 6: Eine Liebe aus Samt All rights reserved
Copyright © 2019 for the Polish edition by Media Rodzina Sp. z o.o.
Projekt okładkiEwa Beniak-Haremska
Zdjęcie na okładceShutterstock
Wszelkie prawa zastrzeżone. Przedruk lub kopiowanie całości albo fragmentów książki – z wyjątkiem cytatów w artykułach i przeglądach krytycznych – możliwe jest tylko na podstawie pisemnej zgody wydawcy.
ISBN 978-83-8008-681-4
Media Rodzina Sp. z o.o. ul. Pasieka 24, 61-657 Poznań tel. 61 827 08 [email protected]
Konwersja: eLitera s.c.
.

SERIA ROYAL

Królestwo ze szkła

Kraina z jedwabiu

Zamek z alabastru

Korona ze stali

Przysięga ze złota

Miłość z aksamitu

Zbuntowana księżniczka

CZĘŚĆ SZÓSTA

PROLOG

Kiedy Phillip mnie odrzucił i tym samym skazał na przegraną w Wyborze przyszłej księżnej Viterry, moje poczucie własnej wartości spadło prawie do zera. I choć najchętniej bym się tego wyparła, kochałam go tak szaleńczo, że mnie to przerażało. Prawdopodobnie jednak uratowało mnie to, że wybrał Charlotte. Może za wszystkim, co się stało, po prostu stał los, element przeznaczenia, którego nie możemy oszukać ani go uniknąć?

Z perspektywy czasu, mimo gwałtownych uczuć, jakie budzą we mnie wspomnienia, muszę przyznać, że w rzeczywistości miałam wiele szczęścia. Wbrew wszystkim przeciwnościom Henry krok po kroku stawał się moim najlepszym przyjacielem i nieodłącznym towarzyszem, stałą częścią mojego życia. A ja wciąż jeszcze odczuwam wstyd, że po przegranej odtrąciłam jego i innych, którzy szukali ze mną kontaktu, i przez długie tygodnie nie dawałam znaku życia. Jednocześnie wypełnia mnie wdzięczność, że Henry się nie poddawał i że to akurat on uratował mnie od pogrążania się w coraz głębszej rozpaczy i użalania nad sobą. Nawet się nie zorientowałam, kiedy i jak znalazł drogę do mojego serca. Należał do bardzo nielicznej grupy osób, na których mogłam polegać zawsze i wszędzie.

Dlatego jako szczęśliwe zrządzenie losu postrzegałam jego obecność przy mnie w czasie, kiedy obcy żołnierze zaatakowali pałac i bezpowrotnie zniszczyli radosną i spokojną atmosferę wesela Claire i Fernanda.

Wciąż mając przed oczyma te okropne sceny, docieram do końca tej historii – końca nieporównanie mniej wesołego i beztroskiego niż czas przed wielkim finałem, kiedy razem z innymi kandydatkami w przecudnie pięknych sukniach wykonywałam najróżniejsze zadania. Tym razem jednak chodzi o czas, który uczynił mnie taką, jaką jestem dziś.

Silniejszą.

Odważniejszą.

Pełną wiary w przyszłość.

I nieco mniej smutną.

Rozdział 1

STRACH BUDZI W NAS UKRYTĄ SIŁĘ

– Czyli stało się. Zostaliśmy zaatakowani. Nie mam pojęcia, jak zdołali się przedostać do wnętrza kopuły, wiem jednak, że musimy natychmiast uciekać!

Henry zdecydowanym ruchem pociągnął mnie brutalnie za sobą do jednego z pomieszczeń w pałacu. Potem spiesznie zamknął za nami drzwi i przekręcił klucz. Był blady i wyraźnie poruszony. No i nie dało się też przeoczyć, że odczuwał strach.

– Ale... – nie wiedziałam, co powiedzieć, tym bardziej że nie potrafiłam jeszcze pojąć znaczenia jego słów. Prawda wydawała się zbyt przerażająca, by w nią uwierzyć.

Na szczęście nie oczekiwał, żebym cokolwiek mówiła, bo i tak doskonale mnie rozumiał. Objął mnie ramieniem i przytulił.

– Wiem. Mimo to musimy uciekać. I to jak najszybciej. Chodź, tam jest ukryte przejście.

Spróbował mnie odciągnąć od drzwi, przed którymi stałam i nie ruszałam się z miejsca. Nie poddałam się temu i odepchnęłam jego dłoń.

– Nie! Przecież nie możemy ich tak po prostu zostawić tutaj i uciec! Musimy wszystkich ostrzec! A jeśli oni chcą... – Głos mi się załamał i zamilkłam przerażona.

– Nic im się nie stanie. Phillip wie, co robić w przypadku ataku. Wszyscy wiedzą. Więc chodź, naprawdę nie ma czasu!

Tak mocno chwycił mnie za rękę, że przestraszona uniosłam wzrok. A co, jeśli się mylił i nikt z zebranych nie wiedział, jak się zachować i jak postąpić? Musiałam mu jednak zaufać. Nie miałam innego wyjścia.

– W takim razie nie powinniśmy zamykać drzwi na zamek. Ktoś może uznać, że to podejrzane. Jeśli nikogo nie ma w środku, to kto je zablokował? – powiedziałam, zastanawiając się głośno.

Przez cały czas walczyłam o zachowanie spokoju, bo panika tylko pogorszyłaby naszą sytuację.

Henry przyznał mi rację skinieniem głowy, puścił mnie, sięgnął do zamka i bezgłośnie przekręcił klucz. Z zewnątrz było słychać głośne krzyki i wołania. Mój oddech stał się szybki i urywany, a Henry skrzywił się, jakby to wszystko sprawiało mu ból. Potem podbiegł do masywnego regału, na listwie pod książkami znalazł ukryty guzik i go wcisnął. Moim oczom ukazała się szczelina tak wąska, że tylko szczupła osoba mogła się przez nią przedostać.

– Musimy natychmiast uciekać. – Henry podjął kolejną próbę wytłumaczenia mi, dlaczego tak postępuje. – Nikomu nie pomożemy, jeśli damy się złapać razem ze wszystkimi.

Skinęłam głową, zebrałam suknię i przecisnęłam się przez ciasne przejście. Za regałem znajdował się wąski, lecz wysoki przesmyk. Wyprostowałam się powoli i spróbowałam nie skupiać się na nieprzeniknionych ciemnościach, które na nas czekały. Odwróciłam się do Henry’ego. Młodzieniec trzymał w dłoni pochodnię i pudełko zapałek. Zachodziłam w głowę, skąd je wziął.

– Zapalisz ogień?

Szybko odebrałam od niego obydwa przedmioty, drżącymi palcami otworzyłam pudełko i wyjęłam zapałkę. Dopiero przy trzeciej próbie pojawił się słaby płomyk. Przysunęłam go do pochodni i aż sapnęłam przestraszona, tak szybko zajęła się ogniem. Henry w tym czasie przecisnął się przez otwór i stanął obok mnie.

Cofnęłam się, żeby mógł zasłonić przejście. Westchnął ciężko i oparł się o drewnianą zasuwę, a jego twarz wydała mi się w świetle pochodni upiornie blada.

Z wnętrza pokoju, który opuściliśmy, niespodziewanie dobiegły jakieś odgłosy. Ktoś tam był, a niejasne przeczucie podpowiadało mi, że to nikt z naszych. Słyszałam szuranie i hałas przewracanych przedmiotów, myszkowanie po szafkach i zrzucanie rzeczy na podłogę.

Henry przycisnął palec do ust, nakazując mi zachować ciszę. Oboje zamarliśmy w bezruchu.

Po chwili wskazałam brodą na ciemny tunel i spojrzałam pytająco, lecz młodzieniec powoli pokręcił głową.

– Nie – szepnął prawie bezgłośnie. – Nie możemy ryzykować. Ktoś mógłby nas usłyszeć. Czekamy, aż sobie pójdą.

Chciałam westchnąć, lecz hałasy rozległy się nagle bardzo blisko, tuż za zasuwą zamykającą przejście do naszej kryjówki. Zacisnęłam zęby i zasłoniłam dłonią usta. Serce waliło mi tak szaleńczo, że obawiałam się, iż Henry mógłby je usłyszeć.

Co się stanie, jeśli ktoś przejrzy nasz sekret i znajdzie mechanizm otwierający ukryte przejście?

Na szczęście nic takiego się nie stało. Kiedy po drugiej stronie zapadła cisza, wsłuchiwaliśmy się w nią w napięciu. Po chwili Henry drgnął, sięgnął do zamka, przesunął zasuwę i zajrzał do pokoju. Wnętrze było pogrążone w ciemności. Natychmiast zamknął przejście z powrotem. Zatrzymałam spojrzenie na kilku masywnych sztabach, które zostały przymocowane po wewnętrznej stronie otworu. Dlaczego wcześniej ich nie zauważyłam?

Henry zorientował się, na co patrzę.

– W zasadzie powinienem był zablokować drzwi już wcześniej, jednak nie potrafiłem się do tego zmusić – szepnął i wyprostował się powoli. – I dalej nie potrafię. Może ktoś jeszcze zdołał im uciec i...

Nie dokończył zdania. Ruszył w dół tunelu, który był tak ciasny, że aby go przepuścić, musiałam przytulić się do ściany pokrytej niesprzątanymi od lat pajęczynami. Teraz oblepiły pióra wplecione w moją fryzurę. Gwałtownym ruchem zerwałam je z głowy łącznie z licznymi wsuwkami, które utrzymywały kunsztownie ułożone włosy. Momentalnie poczułam, jak długie loki opadają mi na ramiona.

– Pójdę przodem. Dasz mi pochodnię? – Henry wyciągnął dłoń.

Bez wahania mu ją oddałam, na co on odwrócił się i ruszył przed siebie, a ja popędziłam za nim. Ogień oświetlał ledwie kilka metrów korytarza przed i za nami. Poza tym otaczała nas całkowita ciemność.

Zapanowałam nad drżeniem i spróbowałam okiełznać paraliżujący strach, który zaczynał we mnie wzbierać. To nie był właściwy moment, żeby wpadać w panikę. Cokolwiek działo się w tej chwili w pałacu, nie mieliśmy szans, by to zatrzymać.

Bardzo długo gnaliśmy w milczeniu przez ciemność, zatopieni w pełnych troski rozmyślaniach. Okropnie bolały mnie stopy, więc w końcu zdecydowałam się zdjąć buciki na wysokich obcasach. Przeklinałam przy tym w myślach fakt, że my, kobiety, tak bardzo skupiamy się na powierzchowności.

W końcu dotarliśmy do rozwidlenia tuneli i tam skręciliśmy w prawo. Zrobiło się jeszcze ciemniej, a duszący smród stawał się coraz bardziej przenikliwy.

– Henry, dokąd my właściwie idziemy?

– Na zewnątrz – padła krótka odpowiedź i Henry przyspieszył kroku.

– Na zewnątrz? Czyli dokąd? – Sapnęłam, bo poczułam kłucie w boku.

– Na zewnątrz kopuły. Po drugiej stronie mamy kryjówkę.

Potknęłam się przerażona i oparłam o ścianę.

– Co?!

Henry nie zwrócił na to uwagi i szedł dalej. Już po chwili światło oddaliło się na tyle, że otoczył mnie mrok.

– Taniu, co się dzieje? Wszystko w porządku? – Głos młodzieńca był przytłumiony, kiedy w końcu się zatrzymał.

Wzięłam się w garść i powoli ruszyłam za nim, w stronę kręgu światła wokół pochodni.

– Serio wychodzimy poza kopułę? Czy to w ogóle bezpieczne? Nie umrzemy tam od razu?

Znów staliśmy naprzeciwko siebie. Henry sięgnął z wahaniem po moją rękę i kciukiem pogłaskał mnie po wnętrzu dłoni.

– Nie. Na zewnątrz jest bezpiecznie. Pewnie teraz pomyślisz, że sprawa ze skażeniem radioaktywnym to też kłamstwo. – Westchnął cicho. – Stamtąd będziemy mogli zaplanować, co dalej.

Mechanicznie skinęłam głową i nie przestałam nią poruszać jeszcze długo potem, jak się odwrócił i pociągnął mnie delikatnie za sobą.

Bose stopy bolały mnie od marszu po nierównym kamiennym podłożu, lecz w butach, które miałam, nie dało się iść. Nie chciałam jednak zostawiać ich w ciemnym tunelu. Trzymałam je mocno i przyciskałam do siebie.

Po pewnym czasie Henry zaczął zwalniać, aż wreszcie zupełnie się zatrzymał. Teraz, kiedy odgłos jego kroków nie zagłuszał docierających do nas dźwięków, usłyszałam cichy szum wody – okropnie cuchnącej wody. Płynęła tak blisko przed nami, że czułam na skórze jej chłód i wilgoć. Odnosiłam wrażenie, że skrapla się na wszystkim dookoła. Dopiero kiedy Henry się nieco odsunął, zobaczyłam, co to takiego: pod nami przebiegał kanał ściekowy pełen płynących fekaliów, o połowę węższy niż nasz tunel. W tamtym momencie bardzo wyraźnie zrozumiałam jeszcze jedną rzecz: dalej nie dało się iść, a to była jedyna droga ucieczki.

– Musimy tam wejść – powiedział Henry, jakby usłyszał moje myśli, i spojrzał na mnie przenikliwie. – Ja pierwszy. Potem pomogę ci zejść. Ale musisz trzymać pochodnię, żeby nie zgasła – wyjaśnił rzeczowo, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.

– Mówisz poważnie? – Zmarszczyłam mocno brwi i się skrzywiłam.

– Tak – odpowiedział krótko i zamilkł.

Podał mi płonący drzewiec, po czym usiadł na brzegu kanału, żeby opuścić się w cuchnącą ciemność. Głośny plusk zdradził, że wylądował w ścieku, który sięgał mu do kolan.

– Dobra, teraz twoja kolej. – Puścił do mnie oko, żeby dodać mi otuchy.

Nabrałam głęboko powietrza, również usiadłam na brzegu i ścisnęłam mocno pochodnię. Nachyliłam się powoli, wyciągnęłam do Henry’ego wolną dłoń i oparłam się na jego ramieniu, na co on schwycił mnie w talii i postawił obok siebie. Kiedy moje nagie stopy i rąbek sukni zanurzyły się w płynących fekaliach, musiałam walczyć z sobą, żeby nie zwymiotować z powodu odrażającego smrodu, ale również ich lepkiej, trudnej do ustalenia zawartości.

Henry nie dał mi czasu na ochłonięcie. Odebrał z mojej ręki pochodnię, objął mnie ramieniem i zdecydowanym krokiem ruszył w dół kanału. Czułam, jak moja suknia staje się coraz cięższa, jednak nie poddawałam się zmęczeniu i koncentrowałam na tym, co jeszcze przed nami.

Najszybciej jak to możliwe brnęliśmy przez cuchnącą breję. Smród był niemal nie do zniesienia, lecz dzięki temu nie skupiałam się na lodowatym strachu, który sprawiał, że serce biło mi jak szalone i uginały się pode mną kolana. Z przerażenia i obrzydzenia szczękałam zębami.

***

Nie miałam pojęcia, jak długo już jesteśmy w drodze ani dokąd uciekamy. Wiedziałam jednak, że z Henrym jestem bezpieczna. Czułam, że on wie, co robi.

Po jakimś czasie – miałam wrażenie, że minęło kilka godzin – odezwał się mój żołądek. Jak to możliwe, że w takiej sytuacji zaczynał mi doskwierać głód?! I to na dodatek w cuchnącym kanale, w którym płynęły ścieki... Mocno przycisnęłam dłonie do brzucha i spróbowałam się nieco uspokoić. Niezależnie od tego, dokąd zmierzaliśmy, na pewno w tym momencie było tam znacznie bezpieczniej niż w pałacu.

Minęliśmy kilka rur, z których wylewały się płynne nieczystości. W tych miejscach fekalia kotłowały się i wirowały, a my szliśmy zanurzeni w nich do pasa. Za każdym razem musiałam walczyć z mdłościami i robiłam, co mogłam, żeby nie zwymiotować. Henry ani na chwilę nie zwalniał kroku. Szedł pewny siebie i bezbłędnie prowadził nas przez plątaninę podziemnych przejść. Mimo że od długiego czasu nieprzerwanie byliśmy w drodze i czułam, że zmęczenie bezlitośnie odbiera mi siły, on był pełen energii. Urodzony strażnik.

– Zaraz będziemy na miejscu – mruknął niespodziewanie, po czym opuścił pochodnię, która z sykiem zgasła, zanurzona w ściekach.

Gwałtownie uniosłam wzrok i poczułam przeogromną ulgę, bo daleko przed sobą dostrzegłam jaśniejszy krąg światła, zwiastujący koniec kanału. Cieszyłam się, że w końcu opuszczę to ciemne i cuchnące miejsce. Niemal natychmiast obudziły się we mnie kolejne obawy. Co nas czeka na zewnątrz? Henry zapewnił mnie, że po drugiej stronie nic nie zagrozi mojemu zdrowiu, jednak miałam w sobie głęboko zakorzeniony strach, którego nie potrafiłam opanować. W końcu dorastałam w przekonaniu, że poza kopułą każdego czeka niechybna śmierć – od zawsze wierzyłam w kłamstwo, które stanowiło podstawę naszej egzystencji. A jeśli było w tym trochę prawdy? Jeśli oddychanie skażonym powietrzem okaże się zabójcze? Czułam przerażenie zarówno na myśl o natychmiastowej śmierci, jak i myśl o przeżyciu.

Henry dostrzegł moją niepewność, bo przyciągnął mnie mocniej do siebie i przesłał mi swój cudowny uśmiech.

– Na zewnątrz nic ci nie grozi. Będziesz tam bezpieczna. Zaufaj mi, proszę.

Mocno przytuleni, przynajmniej na tyle, na ile pozwalała nam płynąca dookoła maź, brodziliśmy w cuchnących ściekach w stronę wyjścia z kanału. Kiedy tam dotarliśmy, Henry puścił mnie na chwilę, lecz ja i tak nie potrafiłam powstrzymać westchnienia ulgi i bez zastanowienia ruszyłam za nim przez wąskie przejście na zewnątrz.

Zamknęłam oczy i głęboko odetchnęłam, kiedy pod podrapanymi bosymi stopami poczułam miękką trawę. Ogarnęła mnie niemal obezwładniająca ulga. Powietrze było bez porównania czystsze niż w tunelu, a mimo nocnej pory zrobiło się zaskakująco jasno. Księżyc świecił z niesamowitą mocą, walcząc o palmę pierwszeństwa z migoczącymi gwiazdami, którymi było upstrzone całe niebo.

Odwróciłam się i spojrzałam na rurę, z której właśnie wyszliśmy. Jej ujście znajdowało się w zboczu wzgórza należącego do dłuższego łańcucha podobnych do siebie pagórków, lecz mnie najbardziej zaskoczył brak kopuły. Jak okiem sięgnąć, nigdzie nie mogłam jej dostrzec. Czy w czasie wieczornej wyprawy do kopuły nie odbyliśmy męczącej, dalekiej podróży bryczką? W takim razie wówczas musieliśmy dotrzeć w zupełnie inne miejsce na granicy Viterry.

Zadrżałam i skuliłam się, krzyżując ręce na piersiach. Na zewnątrz panował zaskakujący chłód. A w zasadzie mróz! Nigdy w życiu nie czułam aż takiego zimna!

– Bardzo mi przykro, ale nie możemy się zatrzymać na odpoczynek. Musimy iść dalej, zanim ktokolwiek nas zauważy. – Henry podszedł do mnie od tyłu i położył mi dłoń na ramieniu. Troska w jego głosie była aż nadto wyraźna.

Poczułam ucisk w żołądku.

– Dokąd teraz?

– Na razie w stronę księżyca. – Wskazał kierunek głową i ruszył, trzymając mnie mocno za rękę.

– Myślisz, że jeszcze kiedyś ich zobaczymy? – szepnęłam cicho.

W odpowiedzi wzruszył tylko ramionami i nie zwalniając, szedł dalej. Zauważyłam jednak głęboką zmarszczkę na jego czole i domyśliłam się, że też go to martwi.

Skinęłam głową, okazując zrozumienie, i ścisnęłam jego dłoń. Drobny gest, a jednak przez chwilę zmienił się wyraz jego twarzy, a kącik ust powędrował w górę, jakby się uśmiechał.

***

W milczeniu pokonywaliśmy spiesznym krokiem surowe przestrzenie. Sucha trawa kaleczyła moje nagie stopy, lecz w przeciwieństwie do ucisku w sercu ten ból przynosił nieco ukojenia.

Wolną dłonią zebrałam suknię i uniosłam ją nieco, żeby się nie potykać. Dopiero po chwili zorientowałam się, że nie mam ze sobą butów. Musiałam je zgubić gdzieś w kanałach, lecz nie potrafiłam sobie przypomnieć, gdzie i kiedy trzymałam je po raz ostatni. Akurat to było mi już zresztą zupełnie obojętne.

Przesiąknięty materiał sukni lepił się ciężko do mojej skóry razem z całym brudem, który osiadł na nim podczas wędrówki kanałami. Przez chwilę pomyślałam o Claire i o tym, co by powiedziała, widząc mnie w takim stanie, jednak wspomnienie przyjaciółki i świadomość, że nie wiem, co się z nią dzieje i gdzie jest, przeszyła moje serce bolesnym ukłuciem. Nie mogłam nabrać oddechu i na próżno walczyłam ze łzami. Wielkie słone krople stoczyły się po moich oblepionych kurzem i pyłem policzkach.

Henry szedł pewnym krokiem obok mnie i ani na moment nie puszczał mojej dłoni. Zimno odbierało mi czucie w palcach i bosych stopach. Co pewien czas miałam wrażenie, że przeszywają je setki maleńkich igiełek. Drapało mnie w gardle i nie mogłam powstrzymać bolesnego suchego kaszlu. Zanosiłam się nim co kawałek, bezskutecznie próbując nad tym zapanować.

Mróz sprawił, że przy każdym wydechu widziałam obłok pary, który unosił się z moich ust niczym dym. Nigdy dotąd nie spotkałam się z takim zjawiskiem.

Kiedy światło rozjaśniło horyzont, a nasz marsz zmienił się w mozolną wędrówkę, Henry niespodziewanie zwolnił.

– O, już jest. Widzisz? Tam, nieco z tyłu? Zaraz będziemy na miejscu.

Podążyłam wzrokiem za jego palcem, którym wskazał mi, na co mam patrzeć, lecz niczego nie mogłam dostrzec.

– Co właściwie tam jest? – zapytałam zmęczonym głosem.

Byłam wyczerpana i z trudem sformułowałam nawet tak proste zdanie.

– Spokojnie, zaraz zobaczysz. Dom jest ukryty pod specjalną, prawie niewidzialną powłoką. W tym świecie to coś zupełnie normalnego. Technologia od kilku lat dostępna dla każdego.

Szliśmy jeszcze przez chwilę, aż w końcu zauważyłam dziwne falowanie powietrza i jakieś połyskiwanie. Zamrugałam, wytężając wzrok, i przez chwilę byłam przekonana, że widzę mały domek. Nie miałam jednak pewności. Czułam się raczej tak, jakby ukazała mi się fatamorgana, która zaraz rozpłynęła się w powietrzu. Jednak im bardziej się zbliżaliśmy, tym wyraźniej słyszałam jakiś dźwięk: niskie i coraz głośniejsze buczenie.

– Tylko się nie przestrasz – ostrzegł mnie Henry, a ja nagle odniosłam wrażenie, że przechodzę przez silne pole elektryczne. W następnej chwili, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wyrósł przed nami prawdziwy dom. Zupełnie zwyczajny, niewielki budynek.

– To przecież niemo... – zaczęłam, jednak nie dokończyłam i potrząsnęłam głową.

Henry zaśmiał się cicho. Słyszałam, że jest równie wyczerpany jak ja.

– To wygląda jak magia, wiem. Ale możesz mi wierzyć, że to tylko osiągnięcie techniki. – Wziął mnie za rękę i mocno uścisnął. – Nie bój się. Tutaj jesteś bezpieczna. Zaraz będziemy mogli odpocząć.

Moje przemarznięte i wyczerpane ciało nie chciało zaufać jego słowom i kiedy w końcu dotarliśmy na miejsce, nie panowałam nad dreszczami i szczękałam zębami.

Henry zapukał. Po krótkim czasie w domu rozległy się jakieś hałasy i kiedy w końcu drzwi się uchyliły, w progu stanął mężczyzna w średnim wieku, a jego mina wyrażała takie samo zaskoczenie i strach, jakie ja odczuwałam.

– Król Alexander... – wyszeptałam z niedowierzaniem i mimowolnie zasłoniłam usta zmarzniętą dłonią.

– Wiedziałem, że tak będzie! – prychnął oburzony mężczyzna, jednak odsunął się i zrobił nam miejsce. – Wchodźcie.

Henry bez chwili wahania go minął i zniknął w przedpokoju. Za to ja, sparaliżowana strachem, dalej stałam przed drzwiami. Mój towarzysz zauważył, co się ze mną dzieje. Z uśmiechem wrócił po mnie, kręcąc głową, chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą. Nie opierałam się, lecz nie mogłam przestać wpatrywać się w twarz mężczyzny, który wyglądał identycznie jak nasz król.

Dopiero kiedy Henry wepchnął mnie do kuchni i siłą rzeczy straciłam kontakt wzrokowy z gospodarzem, zamrugałam i spojrzałam na swojego wybawcę.

– Kto to był? Henry, przecież on wygląda identycznie jak...

– Jak wasz świetny król Alexander. Wiem – dokończył nieznajomy. – I nie ma się czemu dziwić. W końcu jestem Grigorij, jego młodszy brat – wyjaśnił i dołączył do nas.

Popatrzyłam na sobowtóra naszego przywódcy i tym razem rzeczywiście udało mi się dostrzec drobne różnice. Grigorij wydawał się nieco młodszy od króla Alexandra, ale najwyżej o dwa albo trzy lata. Miał też trochę ciemniejszą skórę, co świadczyło o tym, że spędzał dużo czasu na powietrzu. Był też znacznie silniej zbudowany, jak osoba, która pracuje fizycznie.

Nie patrząc na nas, stanął przy blacie, nalał wody do jakiegoś elektrycznego urządzenia i je uruchomił. Rozległ się szum, a zaraz potem zaczął bulgotać wrzątek. Gospodarz wyjął z szafy trzy filiżanki i do każdej włożył torebkę herbaty. W tym czasie Henry wskazał mi miejsce przy stole, obok okna z kolorowymi zasłonami.

– Czyli jest pan jego bratem? – wydukałam w końcu i onieśmielona potarłam dłonie, w których wracało krążenie.

Spojrzałam ukradkiem pod stół, na swoje bose stopy. Szczególnie palce miały nienaturalnie jasny kolor – w każdym razie w miejscach, w których nie oblepiała ich zaschnięta krew.

Henry podążył za moim wzrokiem i aż zadrżał, kiedy zobaczył, w jakim jestem stanie.

– Rany, dlaczego nic mi nie powiedziałaś? Co się stało z twoimi butami?

Spojrzałam na niego i zmarszczyłam czoło. Czy on serio zakładał, że całą drogę z pałacu pokonałam jakby nigdy nic w butach na wysokich obcasach?

– Zdjęłam je w tunelu. Potem gdzieś je zgubiłam, ale nawet nie pamiętam kiedy... – mruknęłam. Nie udało mi się dokończyć zdania, bo ziewnęłam przeciągle.

W tej samej chwili wrócił do nas Grigorij i postawił na stole trzy filiżanki wypełnione aromatycznym naparem. Potem odsunął się gwałtownie i skrzywił.

– O matko, ależ wy cuchniecie! Dostaliście się tutaj przez kanały ściekowe? – Z obrzydzeniem spojrzał na nasze ubrania i zatkał palcami nos.

Henry potaknął, na co gospodarz pokręcił głową i prychnął.

– Chodźcie, proszę. Przecież w takim stanie nie pozwolę wam siedzieć w kuchni. Na górze znajdziemy wam jakieś czyste rzeczy do przebrania. – I nie czekając na nas, odwrócił się i wyszedł na korytarz, skąd prowadziły szerokie schody na piętro.

Mój towarzysz uśmiechnął się krzywo, podał mi rękę i pomógł wstać. Razem ruszyliśmy za Grigorijem.

Brat króla Alexandra zaprowadził nas do pokoju, który okazał się dużą garderobą. Otworzył tam jedną z szaf i wyciągnął ciężką skrzynię.

– Tutaj na pewno znajdzie się coś w waszym rozmiarze. Przejrzyjcie, co wam pasuje. Chociaż... może lepiej skoczcie najpierw pod prysznic, żebyście już tak nie marzli. Ja poczekam na dole. Ręczniki wyjmijcie sobie z szafki.

Kiedy skończył mówić, po prostu się odwrócił i zostawił nas samych.

Henry zaśmiał się krótko, podszedł do skrzyni i zabrał się do przeszukiwania ubrań, które były w niej schowane. Radośnie rzucił mi coś, co miało na mnie pasować, a ja schwyciłam to nieporadnie w locie. Wciąż jeszcze nie mogłam się otrząsnąć z zaskoczenia tym wszystkim. Po chwili wyszliśmy z powrotem na korytarz, gdzie Henry otworzył jedne z drzwi i popchnął mnie delikatnie do środka.

– Tutaj możesz się trochę ogarnąć. Ja zejdę do łazienki na parterze. Idź prosto do kuchni, jak będziesz gotowa. Tam wszystko ci spokojnie wyjaśnię.

Całkowicie zaskoczona patrzyłam za nim, jak zmierza w stronę schodów. Piekły mnie oczy i chciało mi się płakać, choć nie miałam pojęcia dlaczego.

Twarz Henry’ego wyrażała współczucie, a w jego spojrzeniu dostrzegłam ciepło i serdeczność. Objął mnie i przytulił.

– Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Tutaj jesteśmy bezpieczni. Ufasz mi?

Potaknęłam powoli z głową przyciśniętą do jego klatki piersiowej i czerpałam z jego bliskości ciepło, którego tak bardzo potrzebowałam.

– To dobrze. Bo ja też ci ufam. Musimy na sobie polegać w każdej możliwej sytuacji, żeby razem przez to przejść. W tej chwili musimy też zaufać Grigorijowi, ale możesz mi wierzyć, że on jest po naszej stronie. A teraz się ogrzej nieco i umyj. Zjemy coś, jak tylko zejdziesz do kuchni.

Odgarnął czule kosmyk włosów, który spadł mi na twarz.

Uśmiechnęłam się z wysiłkiem i bez słowa potaknęłam. Bałam się, że głos mi zadrży i wyda się, jak bardzo jestem rozdarta i zagubiona.

Kiedy odsunęliśmy się od siebie, Henry przesłał mi jeszcze jeden, pełen otuchy uśmiech, po czym wyszedł i zamknął za sobą drzwi łazienki, a ja przestałam panować nad drżeniem dłoni. Zdjęcie z siebie brudnego ubrania kosztowało mnie ogromnie dużo wysiłku i przez cały czas starałam się ignorować trudny do zniesienia smród unoszący się ze zniszczonej i porwanej sukni balowej. Poczułam jeszcze większy smutek, widząc ją zwiniętą żałośnie na podłodze, i pomyślałam, jaka to szkoda, że nigdy już jej nie włożę.

Weszłam pod prysznic, odkręciłam ciepłą wodę i pozwoliłam jej spływać swobodnie po mojej skórze, a sama zaczęłam wspominać Claire i Fernanda. Łzy momentalnie napłynęły mi do oczu i pociekły po policzkach. Akurat w dniu, który dla każdego powinien być najpiękniejszym momentem życia, ktoś zaatakował pałac. Nie chciałam nawet rozważać, co mogło ich spotkać. Zrozpaczona splotłam dłonie i modliłam się, żeby Henry miał rację; z całego serca pragnęłam, by rzeczywiście wiedzieli, co w takiej sytuacji robić.

A co z moją rodziną? Z Katią, Markusem, ciotką Danielle i wujem Victorem? Musieli być kompletnie zaskoczeni i bezbronni!

Zadrżałam na myśl o tym, że być może już więcej ich nie zobaczę.

Umyłam się pospiesznie kremowym mydłem, które znalazłam pod prysznicem, i równie szybko wytarłam się i ubrałam. To nie był czas na łzy, tylko na pytania, które musiałam zadać.

Wkładając za duże rzeczy, które wybrał mi Henry, próbowałam zapanować nad drżeniem dłoni. Na próżno.

Zrezygnowana zaplotłam warkocz i zeszłam do kuchni.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki