Żywoty Świętych Pańskich. Tom Szósty. Czerwiec - Władysław Hozakowski - ebook

Żywoty Świętych Pańskich. Tom Szósty. Czerwiec ebook

Władysław Hozakowski

0,0

Opis

Tom zawiera życiorysy osób świętych i błogosławionych, których Kościół katolicki wspomina w miesiącu czerwcu

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 199

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




ŻYWOTY ŚWIĘTYCH PAŃSKICH

CZERWIEC

Na podstawie kalendarza kościelnego z uwzględnieniem dzieła ks. Piotra Skargi T.J. oraz innych opracowań i źródeł na wszystkie dni całego roku ułożył: Ks. Władysław Hozakowski

Armoryka

Projekt okładki: Juliusz Susak  

Na okładce: Albrecht Dürer (1471–1528), All Saints, Adoration of the Trinity (Landauer Altar) (1511), Kunsthistorisches Museum, Wien

(licencja public domain), źródło: http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Albrecht_Dürer_-_Adoration_of_the_Trinity_(Landauer_Altar)_-_Google_Art_Project.jpg (This file has been identified as being free of known restrictions under copyright law, including all related and neighboring rights).  

Wydanie na podstawie edycji poznańskiej z 1908 roku. Zachowano oryginalną pisownię

Copyright © 2018 by Wydawnictwo „Armoryka”

Wydawnictwo ARMORYKA

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

e-mail:[email protected]

CZERWIEC

Dnia 1. czerwca

Błogosławiony Jakób Strepa, arcybiskup lwowski. (+ r. 1411.) 

W połowie 14. wieku urodził się bł. Jakób ze znamienitej, bo senatorskiej rodziny herbu Strzemię w Wielkiej Polsce. Pobożnie przez bogobojnych wychowany rodziców w młodym jeszcze wieku pogardził ponętami świata, a dążąc do jak najdoskonalszego naśladowania Jezusa wstąpił do zakonu Franciszkanów. Spełniając obowiązki swego powołania zajaśniał wybitnemi cnotami, ale zarazem i nauką, jaką sobie zdobył na studyach w Rzymie. 

 Wracając do swej ojczyzny, zaczął działać z polecenia przełożonych na Rusi, bo został członkiem zgromadzenia zakonnego w Lwowie. Ówczesny arcybiskup lwowski nadał gorliwemu zakonnikowi pełnomocnictwa, które mu pracę wśród zachwianych w wierze mieszkańców znacznie miały ułatwiać. Nie porzucił swej pracy misyonarskiej ani wtenczas, kiedy został przełożonym klasztoru lwowskiego; dowodem zaś jego w owoce obfitych wysiłków jest uznanie samego arcybiskupa Bernarda, który go przednim około chwały Kościoła nazwał pracownikiem. Dowodem rzetelnej jego pracy a zarazem i osobistych przymiotów wysokich i cnót rzadkich było wyniesienie Jakóba na wikaryusza wszystkich zakonników franciszkańskich na Rusi i na inkwizytora apostolskiego. 

Natężoną pracę Jakóba na Rusi, Wołyniu, Pokuciu, Wołoszczyznie, wśród niebezpieczeństw nieraz życia, przy braku odpowiednich zasobów, bez jakiejkolwiek wygody, a tem mniej wdzięczności, przerwała niespodziewana łaska, którą Stolica apostolska po śmierci Bernarda wyniosła go za wstawieniem króla Władysława Jagiełły na arcybiskupstwo lwowskie. 

Sakra biskupia nie wpłynęła na zmianę życia nowego dostojnika kościelnego. Życiem swem pozostał dalej zakonnikiem. Nie wyrzekł się zakonnej pokory ani ubogiego habitu klasztornego; zachował i ducha ubóstwa, bo chętnie z swych szczupłych wtenczas dochodów przeznaczał wiele na ubogich, a nawet ograniczał daniny, aby tych nie zrazić Rusinów, którzy za Kazimierza Wielkiego do jedności wracali z Kościołem katolickim i w granicach lwowskiej osiadali archidyecezyi. 

Widząc chwiejność w swoich poddanych przez niedostateczne przejęcie się wiarą, dążył do wychowania pobożnych pokoleń przez urządzenie i wyposażenie szkółek kościelnych. Szerzył cześć do Najśw. Bogarodzicy, a zachęcał do niej przez nadanie odpustów za odmawianie zalecanych modlitw; szerzył cześć i do Najśw. Sakramentu przez częste Wystawienia; szerzył ducha kościelnego pomiędzy ludnością przez budowę nowych kościołów, klasztorów. 

Sam osobiście jak najdoskonalszym świecił przykładem; wspomagał ubogich, hojnym był dla pielgrzymów, łagodnym dla winowajców i wyrozumiałym; osobistym wpływem zdołał zapobiegać swarom lub usuwać powody nieprzyjaźni. Przytem był niezmordowanym w pracy pasterskiej, bo nie usuwał się nigdy od swoich obowiązków, do których zaliczał i głoszenie częstych nauk. 

Pozostawał też w ciągłej styczności ze swoim duchowieństwem; często zdawać sobie sprawę kazał ze stanu poszczególnych parafii; ważniejszych spraw nie załatwiał bez porozumienia się z duchowieństwem, jakie zbierał około siebie na synodach. Nie mniej przecież baczył, aby karność kościelna panowała tak pomiędzy duchowieństwem świeckiem jak i też zakonnem. Ułatwiając im sprawowanie obowiązków, starał się o zabezpieczenie dostatecznego utrzymania. Oddawał w tym celu znowu część dochodów swych, jak oddawał ją i na potrzeby papieża i na potrzeby ojczyzny. Za jego to też czasów nastał zwyczaj, że zakony Dominikanów i Franciszkanów, które dotychczas żyły z wypraszanej jałmużny stałemi zostały wyposażone dobrami; w ten sposób podniosła się godność zakonna, a zarazem ustało sarkanie biednych na brak jałmużny, która dotychczas w wielkiej części przeznaczała się na utrzymanie klasztorów. 

 Wiele jeszcze rysów przekazały nam dzieje z życia św. Jakóba; opowiadają, jak łagodnie zganił świętokradzcę i jak do serdecznej go przez to spowodował pokuty; opowiadają, jak bardzo unikał wszelkiego przepychu i blasku zewnętrzego, jak gorącem pałał nabożeństwem do Najśw. Maryi Panny, kiedy jej wizerunek zamiast herbu kazał umieścić na pieczęci arcybiskupiej; opowiadają, jakiemi go Bóg obdarzył łaskami, kiedy godnym stał się nawet widzenia niebiańskiego, wkońcu i ducha proroczego. 

 Zacność Jakóba arcybiskupa, która objawiała się tak dobitnie w dziedzinie kościelnej, nie mniejszą zyskała chwałę wobec spraw Rzeczypospolitej Polskiej. Uległością swą dla rozporządzeń królewskich niejednych panów świeckich butę i pychę poskromnił; uszanowaniem woli królewskiej zdołał też dyecezyę swoją nietylko ochronić przed ciężarami, ale nadto ozdobić ją przywilejami i królewskiemi łaskami. Będąc w godności swej biskupiej senatorem królestwa, nie skąpił na zjazdach swej mądrej, a przezornej rady. Miłością zaś pałał ojczyzny nierównie większą jak miłością Kościoła. Wśród zawieruch wojennych, napadów tatarskich jedynem jego pragnieniem było zachować w nierozerwalnej całości kraje skupione i złączone pod jednym berłem. Stąd też i na polu spraw ojczystych nazywano go obrońcą i ojcem ojczyzny, stróżem pokoju. 

 Skoro wiek i sił wyczerpanie nie pozwoliły Jakóbowi tak obowiązków swych pasterskich spełniać jak dawniej i jak tego pragnął, przybrał sobie do pomocy sufragana w osobie Zbigniewa, który później został biskupem kamienieckiem. Już 10 lat przed śmiercią rozporządził swą ostatnią wolą, gotując się na sąd Boży a zarazem zapobiegając możliwemu jakiemu nieporozumieniu po swej śmierci. Kościół franciszkański przeznaczył na miejsce swego spoczynku; służbie wyznaczył zapłatę, rozporządził swym dobytkiem ubogim, a także i szatami biskupiemi. Po 18 przeszło latach rządów arcybiskupich przeniósł się do chwały wiecznej r. 1411. 

 Jeśli, już za życia Jakób doznawał rozgłosu świętości, to po śmierci cześć ta niebywałe przybierała rozmiary. Niezwykłe też wydarzenia, a w ustach ludu oczywiste cuda, słuszność tej czci dostatecznie zdawały się potwierdzać. Kiedy r. 1619 otworzono grób Jakóba, trumna była już się rozpadła, natomiast ciało zmarłego tak dawno arcybiskupa było zachowane zupełnie. Czci swego poprzednika żadnej nie stawiał przeszkody Jan Andrzej Próchnicki, arcybiskup lwowski w czasach, kiedy Urban VIII. pewne słuszne nakazał ograniczenia wobec niedostatecznie uzasadnionej, bo przynajmniej nie wiekowej chwały świętych uznawanych li tylko głosem ludu. Przeciwnie r. 1626 uroczyście ciało Jakóba Strepy w nową przełożone zostało trumnę i publicznemi uzacnione nabożeństwami. Liczne wota około grobu Jakóba świadczyły coraz to jaśniej o przyczynie możnej zmarłego arcybiskupa, a także o czci, jakiej bezustannie zażywał pomiędzy ludnością. Na takich to podstawach Pius VI. r. 1760 policzył arcybiskupa Jakóba Strepe w poczet błogosławionych. 

Nauka 

Rozmaite są stany; każdy z nich poważny i pełen obowiązków; bez zaprzeczenia stan kapłański jest najwznioślejszy i najwięcej nakłada obowiązków. Jeśli do innych stanów wystarcza może nieraz dobra wola, do stanu kapłańskiego szczególniejszego potrzeba powołania. Dobra wolą i uczciwa pracą w każdym stanie można osięgnać zadowolenie i przynajmniej wewnętrzne szczęście; nie wystarczy to przy kapłaństwie, gdzie łaska Boża główne ma znaczenie; stąd też i powołanie łaską musi być zaznaczone Boża. 

 Bł. Jakób Strepa bogobojnem wychowaniem, pobożnością, cnotami zasłużył sobie w osobliwy sposób na łaskę powołania do stanu duchownego. Późniejsza praca, tak obfita w owoce, potwierdziła prawdziwość powołania i upodobanie Boże w wybrańcu przeznaczonym do pracy nad duszami ludzkimi. I dla tych, co chęć mają do stanu duchownego, znakiem powołania jest i będzie czas młodości i wewnętrzne życie religijne. Jedynie ten godnie wstępuje do dostojnego tego stanu, kto sumiennie badając swą przeszłość stwierdzić zdoła niewinność życia dotychczasowego albo przynajmniej szczerą i zupełną za winy pokutę, a na przyszłość gotów się uczciwemi kierować jedynie pobudkami celem większej chwały Bożej i pożytku Kościoła. 

 Fałszywem, grzesznem jest mniemanie, że czas sam wyrobić zdoła to, czego do powołania dotąd nie dostawało. Bóg może udzielić tak łask, ale wymaga tem większego poświęcenia, aby nie rzucać swych darów niegodnym najemnikom. Fałszywem i grzesznem jest też postępowanie rodziców, którzy przymuszają naciskiem swej woli dzieci do stanu duchownego, stawiając go na równi z innymi rodzajami stanów świeckich. Kapłan bez powołania nigdy nie uczuje się szczęśliwym, bo nigdy nie dopełni obowiązku ścisłego modlitwy, ofiary i poświęcenia się dla bliźnich. 

 Wszelkie szczepienie, którego nie szczepił ojciec mój niebieski, wykorzenione będzie, powiada Pan Jezus u św. Mateusza (15. 18), a u św. Jana (15. 4) czytamy: Jako latorośl nie może przynosić owocu sama siebie, jeśli nie będzie trwać w winnej macicy, także ani wy, jeśli we mnie mieszkać nie będziecie. Niechaj te słowa utkwią w sercu tych, co bez rozwagi albo sami dążą do stanu duchownego, albo pod wpływem fałszywych zapatrywań doń się wprowadzać pozwalają. Nie wyście mnie obrali, mówi Jezus, alem ja was obrał i postanowiłem was, abyście szli i przynieśli owoc, a owoc by was trwał (Jan 15. 16.). 

Inni święci z dnia 1. czerwca: 

Św. Agapit i Dyonyzy, zakonnicy. - Św. Kaprazyusz, opat. - Św. Konrad, obrany arcybiskup z Trewiru, męczennik. - Św. Krescencyusz, żołnierz-męczennik. - Św.Eneko, opat. - Św, Gaudenty, biskup z Arbe. - Św. Jowin, opat. - Św. Medulf, pustelnik. - Św. Reweryan, biskup i św. Paweł, kapłan z Autun, męczennicy. - Św. Pamfil, kapłan i męczennik. - Św. Zozym i Tekla, dziewica, męczennicy. 

Dnia 2. czerwca 

Święci Piotr, egzorcysta, i Marcelin, kapłan, męczennicy. (Około r. 304.) 

W kościele rzymskiem posiadał Piotr godność egzorcysty; miał więc drugie z t.z. niższych święceń, które mu dawało prawo i władzę wypędzania złych duchów przez modlitwy i posty. Przez liczne cuda, jakie działał Piotr swą władzą przez Kościół mu nadaną, rozbudził zawziętość pogaństwa, które mściwość swą w oskarżeniu stwierdziło, zaniesionem na cudotwórcę przed namiestnika Serena. Wyrokiem sądu tak ciężko siepacze pobili Piotra rózgami, że całe ciało byłoby jakoby jedną wielką raną. Wrzucony potem do ciemnicy, obciążony łańcuchami miał się gotować na powolną śmierć. 

Bóg pamięta przecież o sługach swych w wszelkich niebezpieczeństwach. Otóż córka jedyna dozórcy więziennego, imieniem Paulina, dręczona była bezustannie przez złego ducha. Kiedy dowiedział się o tem Piotr, oświadczył Artemiuszowi, bo tak nazywał się ojciec Pauliny, że chętnie udzieli swej pomocy, aby córkę uwolnić od nieszczęsnych udręczeń. Powoływał się więzień na wszechmoc Boga prawdziwego, która zdoła wypędzić złego ducha, ale Artemiusz przyjął zapewnienie z niedowierzaniem, bo nie rozumiał, dlaczego Piotr nie użyje mocy swej na uwolnienie się z więzów i wybawienie się z kaźni. Wtenczas odezwał się ponownie więzień chrześcijański: Cierpienia moje są mi zbyt miłe i pożądane, abym miał pragnąć się z nich uwolnić z pomocą Boga; a jednak się z nich uwolnię, abyś uwierzył w Chrystusa, Syna Boga żywego. Na wpół żartem przystał Artemiusz na słowa Piotra; przyrzekł uwierzyć, jeśli Piotr następnej nocy się uwolni z ciemnicy. By zaś zapobiedz jakiemu podstępowi, kazał podwojić straże więzienne. 

Właśnie opowiadał Artemiusz swej żonie, imieniem Kandyda, o przebiegu rozmowy z więźniem i o dziwnym dla niego warunku, gdy wszedł Piotr w białej szacie z krzyżem w ręku. Przerażenie ogarnęło na chwilę małżonków; wkrótce ocknęli się, padli do stóp Piotra, wołając z głębokiem przekonaniem: Zaprawdę, nie masz innego prawdziwego Boga nad Boga chrześcijan. Przybiegła i nieszczęsna Paulina, a ledwie i ona z rodzicami rzuciła się do stóp cudownie oswobodzonego więźnia, kiedy opuścił ją zły duch wśród gniewnego wołania, że ustępuje tylko przed siłą i mocą Jezusa oddaną Piotrowi. 

Podwójny, a tak niespodziewany cud nie pozostał bez wpływu na otoczenie nawet dalsze; ze wszystkich stron przychodzili krewni, znajomi, służebni, aby zdumieć nad potęgą Boga chrześcijańskiego, przekonać się o prawdziwości wypadków, a w żarliwej wierze pragnąć chrztu św. Sam Piotr uradowany tak wielką liczbą nawróconych, zawezwał Marcelina jako kapłana, aby ich pouczał w zasadach wiary, a dostatecznie przygotowanym udzielał Sakramentu chrztu św. Duchowe odrodzenie niezwykłą napełniło Artemiusza śmiałością. Poszedł bowiem do więzienia, uwolnił przebywających tam chrześcijan, a także i innym więźniom chciał przywrócić swobodę, byleby przyjęli wiarę Chrystusów. 

Wypadki te chwilowo nie doszły do wiadomości namiestnika, złożonego chorobą; stąd też Piotr i Marcelin dosyć mieli czasu, aby w wszystkich chętnych wpojić zasadę nauki Jezusowej, wszystkim udzielić Sakramentu chrztu św., a także przygotować na grożące cierpienie, prześladowanie, a może nawet katusze męczeństwa. Skoro bowiem namiestnik Seren wrócił po kilkudziesięciu dniach do zdrowia, wezwał Artemiusza, aby wszystkich więźniów przyprowadził przed sąd. Nie wąchał się Artemiusz wyznać całej prawdy, a jako jedynych dobrowolnych więźniów przyprowadził z sobą Piotra i Marcelina. 

Rozgniewany Seren rozkazał Artemiusza bić kulami ołowianemi; uderzenia były tak srogie, że męczony chrześcijanin życie byłby pod niemi oddał, gdyby Bóg je nie był zechciał zachować. Kiedy zaś Piotr i Marcelin oparli się żądaniu i nie chcieli ofiar składać bożkom pogańskim, a przeciwnie wiarę swą głośno wyznawali, skazał Seren Piotra na tortury, a Marcelina na rózgi i inne rodzaje mąk jak najdotkliwszych. 

Wrzuceni do więzienia, szczególniejszej doznali opieki Bożej. Bo oto anioł z niebios zstąpił do celi więziennej Marcelina, zdjął z niego okowy, zagoił jego rany i przeprowadził go bezpiecznie i niepostrzeżenie do celi Piotra. I tego uwolnił od więzów - i zawiódł obydwóch męczenników do domu, gdzie nowonawróceni chrześcijanie na gorących przebywali modłach. 

Rychłem rankiem dnia następnego rozeszła się wiadomość o zagadkowem zniknięciu Piotra i Marcelina. Do żywego dotknięty Seren wywarł swój gniew w wyroku, którym Artemiusz został ścięty, a Kandyda i Paulina żywcem pogrzebane w przygotowanym dole; ciała ich kamieniami przytłoczono. Przed wykonaniem wyroku pojawili się Piotr i Marcelin, aby skazanych otuchą napełnić i siłą przez pamięć na nagrodę chwały w wiekuistem szczęściu. 

Piotr i Marcelin dobrowolnie oddali się w ręce wysłanych za nimi siepaczy, bo pragnęli dorównać tym, których byli pozyskali dla Chrystusa; obydwaj zostali ścięci w Rzymie r. 304 na rozkaz namiestnika. Śmierć ich przyniosła i ten skutek, że wykonawca wyroku, imieniem Doroteusz, się nawrócił i w pokucie zakończył życie. 

Ciała św. Piotra i Marcelina odnalazły, pouczone widzeniem, dwie zacne matrony, Lucyla i Firmina; pochowały je w podziemiach obok św. Tyburcyusza. Później nad ich grobem wspaniałą postawiono świątynię. 

Grzegorz IV. podarował ich relikwie Eginhardowi, sekretarzowi Karóla Wielkiego, a później opatowi w Fontanelle. Przeniesiono je do Strasburga, a wkońcu umieszczono w opactwie Seligenstadt. 

Nauka 

Tak okropne były męki, jakie znosić musieli św. Piotr i św. Marcelin, że prawie wydają się nieprawdopodobne. A jednak potwierdzają je starodawne świadectwa dziejowe; stąd nie mamy powodu wątpić o ich rzeczywistości. Jeśli wątpisz, to chyba dlatego, że pojąć nie możesz, jak słabi ludzie tak radośnie najsroższe znosić mogli cierpienia. Nie zapominaj przecież, że Bóg dziwy czyni w świętych Swoich; że Bóg jest wszechmocny; że więc mógł sługom Swym takiej udzielić siły, że znosili to, czego zwykły człowiek nie zdołałby znieść. Słusznie też przypuszczają, że Bóg łaską swoją zmniejszył wrażliwość odczuwania zadawanych katuszy. 

Fałszywem jest wszakże i mniemanie, jakoby męczennicy z wielką łatwością ponosili swe cierpienia, kiedy Bóg wspierał ich łaską Swoją. Jak Jezus na większe bóle się wystawiał, niż tego wymagało dzieło Odkupienia, bo bóstwem zasilało i umacniało się człowieczeństwo Chrystusa, tak i męczennicy sroższe mogli męki znosić, zasilani łaską Bożą. I tobie Bóg dostatecznej udziela łaski, podejmuj więc mężnie wszelkie walki z grzechem i pokusami. 

Opowiadają dzieje, że Bóg nieraz anioła z niebios posyłał, który męczenników pocieszał, a nawet z więzów uwalniał. O dowodach tak niezmiernej dobroci Bożej nie mamy przyczyny wątpić, bo czytamy o nich i w księgach biblijnych Starego Zakonu, a z Nowego Zakonu zaznaczyć wystarczy podobne rysy z życia św. Piotra i Pawła. Znane są dzieje Daniela i trzech młodzieńców oraz cudowne ich wybawienie z niebezpieczeństwa życia. Nie zawsze Bóg tak czyni; kieruje się niezgłębionemi wyrokami Swemi. 

Podobnie Bóg postępuje z nami w życiu naszem doczesnem. Nieraz uwolni nas od jakiego cierpienia, od jakiej choroby; nieraz nie wzruszają Go najusilniejsze prośby. W każdym razie ma Bóg na celu zawsze nasze własne dobro. To też dziękuj Bogu, jeśli ciebie wysłucha; dziękuj, jeśli ciebie nie wysłucha, bo tem pewniej cierpienie twoje ma być drogą do zasługi, probierzem cnoty. We wszystkiem poddawaj się woli Bożej, bo w ten sposób najpewniejszą kroczysz drogą do celu wiecznego. 

Inni święci z dnia 2. czerwca: 

Św. Eugeniusz I., papież-męczennik. - Św. Gwidon, biskup z Aqui. - Św. Mikołaj, pielgrzym. - Sw. Fotyn, biskup z Lyon. - ŚŚw. męczennicy Mariusz, Latyna i Sabina. - Bł. Ratruda, dziewica, i jej matka Tazya, królowa Longobardów, zakonnice. - Św. Sadok, męczennik, Dominikanin. - Św. Erazm, biskup-męczennik. 

Dnia 3. czerwca 

Święta Klotylda, królowa Francyi. (475 - 545.) 

Była Klotylda córką Chilperyka, którego ściąć kazał w zatargach wojennych własny brat Gunebald burgundzki. Kiedy zaś i matka Klotyldy śmierć poniosła z rozkazu Gunebalda przez utopienie, musiała nieszczęsna córka przenieść się na dwór mordercy swych rodziców. Pomimo otoczenia aryańskiego, zachowała Klotylda szczerą swą wiarę katolicką; przyczyniła się do tego i bogobojna ochmistrzyni, jaką jej przeznaczono. 

Z pięknością zewnętrzną i powabem postaci łączyła Klotylda piękność duszy przez doskonałość cnoty i wspaniałość swych przymiotów. Pozyskała sobie serca wszystkich, nawet Gunebalda, który nieraz jej rady w rządach królewskich zasięgał. Żyjąc w przepychu pamiętała o ubogich; żyjąc wśród dworskich zabaw, nie zapominała o swych obowiązkach religijnych; modlitwy odprawiała z największą pobożnością; codziennie słuchała Mszy św. Wogóle dążyła do samotności zacisznej wśród zgiełku życia dworskiego. 

Słysząc o zaletach Klotyldy i wielkich jej przymiotach, zapragnął jej ręki Klodwik I. król Franków. Wysłańcowi Aurelyanowi, który jako żebrak przebrany docisnął się do Klotyldy, gdy wracała ze Mszy św., bo nikogo z mężczyzn nie przyjmowała w swych komnatach, oświadczyła, że godzi się na wolę króla, ale wymaga, aby król porzucił pogańskie zabobony i przyjął wiarę Chrystusową. Ponieważ król warunek przyjął, a Gunebald jego zamiarom nie chciał się sprzeciwiać, została Klotylda królową Franków r. 493. 

Na dworze frankońskim w Soissons, bo Paryż dopiero r. 508 został stolicą państwa, takie Klotylda prowadziła życie, że zaskarbiła sobie nietylko miłość serdeczną Klodwika, ale i przychylność wszystkich dworzan i całej ludności. Umiała przedewszystkiem popędliwość króla przełamać swą niezwykłą łagodnością. Mając zupełne zaufanie swego męża, przypominała mu przyrzeczenie, że zaliczy się do synów Kościoła katolickiego. Kiedy się ociągał z wykonaniem zamiaru, Klotylda Bogu ofiarowała posty swe, modlitwy, jałmużny, umartwienia, aby wyprosić jak najrychlej łaskę nawrócenia dla Klodwika. Śmierć niespodziewana pierwszego dziecka, z zezwoleniem Klodwika ochrzconego, zdawała się ojca źle usposabiać dla wiary Jezusowej. Natomiast uzdrowienie drugiego dziecka, nadto cudowne prawie zwycięstwo nad Alemanami pod Zulpich miało wkrótce urzeczywistnić gorące pragnienie Klotyldy. Sam bowiem Klodwik przyznawał, że tylko wezwanie Boga chrześcijańskiego i ponowienie dawnego przyrzeczenia korzystną dla niego walce sprowadziło zmianę. Chrztu dokonał na Klodwiku r. 496 św. Remigiusz, biskup z Rheims. Czcij, takie miał dać Remigiusz królowi napomnienie, coś dotąd palił; pal, coś dotąd czcił. Za przykładem monarchy poszło wielu wybitnych Franków, składając wyznanie wiary katolickiej. 

Uradowana Klotylda myślała jedynie odtąd nad tem, jakby małżonka utwierdzić w wierze przyjętej. Namówiła go więc do zbudowania świątyni w Paryżu r. 511 pod wezwaniem św. Piotra i Pawła; jej też wpływowi zawdzięczać należy cześć, jaką Klodwik okazywał papieżowi, posyłając Hormisdasowi złocistą koronę na znak, że królestwo swe oddaje pod szczególniejszą opiekę Boga. Klotylda też podtrzymywała serdeczne nabożeństwo, jakie Klodwik żywił do św. Marcina z Tours. Pomimo najlepszych chęci nie zdołała ułagodzić zupełnie gwałtownego usposobienia Klodwika i nie powstrzymała go od rozmaitych okrucieństw. 

Po śmierci Klodwika r. 521 jeden z synów jego Teodoryk objął rządy w Austrazyi ze stolicą w Metz; synowie zaś Klotyldy Klodomir, Childebert, Klotar panowali w Orleans, Soissons, w Paryżu. Wdowieństwo Klotyldy zatruły srogie walki, jakie z sobą wojowniczy prowadzili bracia. Zabójstwa najbliższych nawet krewnych napełniły ją zupełną goryczą do świata. Opuściła dwór królewski, złożyła swe szaty kosztowne, aby poświęcić się przy grobie św. Marcina dziełom miłosierdzia, umartwienia i pokuty. 

Żyła odtąd w skromnym domku jak zwyczajna niewiasta; zdawała się zupełnie zapomnieć, że synowie jej królewskie zajmują trony. Wśród ciągłych ćwiczeń w doskonałości chrześcijańskiej spędziła Klotylda 39 lat swego świątobliwego wdowieństwa. 

Trzydzieści dni przed śmiercią miał aniół z niebios zapowiedzieć jej bliski sąd Boży. Przyjęła poselstwo to bez obawy, bo ciągle myślała o wieczności i ciągle się na nią gotowała. Przyzwała swych synów Klotara i Childeberta, bo Klodomir padł r. 524 w walce z Gundemarem burgundzkim, napominała ich do jedności i zgody, do życia cnotliwego. Przyjąwszy nabożnie Sakramenta św., wśród gorących modlitw oddała duszę swą Bogu r. 545 w 70. roku cycia. Ciało jej złożono w grobie obok Klodwika w kościele św. Piotra i Pawła, dzisiaj św. Genowefy w Paryżu. 

Nauka 

Św. Klotylda jest wzorem wszechstronnym życia prawdziwie chrześcijańskiego. Młodzieży przypomina obowiązek skromności i pobożności, nadto przestrzega przed zbytniemi objawami zdrożnej poufałości. Małżonków uczy obowiązku wzajemnej miłości i wyrozumiałości, wzajemnego uświęcenia przez modlitwę i dobry przykład. Osoby owdowiałe za jej przykładem stronić winny od wszelakich zbytków; przeciwnie ćwiczyć się mają w dobrych uczynkach, aby się uczciwie gotować na sąd Boży przy bliższej albo późniejszej śmierci. 

Dla wszystkich chrześcijan, mianowicie wyższych stanów, św. Klotylda życiem swem uczy pracowitości, która nikogo nie hańbi; uczy gorliwości w spełnianiu obowiązków powołania; uczy nakoniec dążności pilnych o coraz większą chwałę Bożą i dobro duchowe bliźniego, bo nie zabawy, zaszczyty i dobra ziemskie są celem człowieka, ale dobra wieczne i wiekuista szczęśliwość. Słusznie też powiada św. Paweł: Co wzgórą jest, miłujcie, nie co na ziemi (do Kolos. 3, 2). 

Szczególniejsze zasługi zdobywała sobie św. Klotylda przez swą gorącą i bezustanną modlitwą; do niej uciekała się we wszystkich swych potrzebach jako do niezawodnego środka i najpewniejszej pomocy. Modlitwa jest i ścisłym obowiązkiem naszym, ale modlitwa uczciwa, serdeczna, która wedle słów św. Bernarda wszelkie myśli ziemskie zostawia po za sobą, a jedynie zatapia się w rozmowie wyłącznej z Bogiem. 

Ilekroć więc zwracasz się do modlitwy czy to ze zwyczaju czy to z potrzeby, nie zapominaj, że masz mówić z Panem wszechświata. Upokorz się przed Nim, inaczej modlitwa niczego ci nie uprosi; pamiętaj, że mówisz z Panem najdobrotliwszym; proś go serdecznie i szczerze, jeśli chcesz wybłagać sobie potrzebne ci łaski. Nadewszystko nie zapominaj o wytrwałości, bo czego odrazu nie osięgniesz, otrzymać możesz z woli Boga w chwili takiej, w której pomoc niebios będzie najodpowiedniejsza. 

Tego samego dnia. 

Święty Erazm, biskup Antyochyi, patron Polski. (Około r. 393.) 

Podczas prześladowania chrześcijan, jakie nakazał cesarz Dyoklecyan, opuścił Erazm swą stolicę biskupią w Antyochyi, aby ukryciem swem zmniejszyć niebezpieczeństwo grożące jego owieczkom. Przez siedm lat przebywał w górach Libanonu, odżywiany cudownie przez kruka, który mu jadło przynosił, zasilany niebiańskimi widzeniami. Bóg więc miał opiekę nad potrzebami Erazma, dobrowolnego dla Jezusa wygnańca; zaspakajał i potrzeby ciała i potrzeby duszy. 

Posłuszny wezwaniu z niebios wrócił Erazm do stolicy swego biskupstwa, gotowy na wszelkie cierpienia, jakie nań miały spadnąć. Odrazu na siebie uwagę zwrócił tak niezwykłymi cudami jak licznemi nawróceniami pogan, których pozyskał dla prawdy chrześcijańskiej. 

Postawiony przed sąd, oparł się namowom i groźbom; nie złożył nakazanej ofiary pogańskim bożkom. Odtąd niesłychane musiał znosić męki i katusze. Bity był kulami z ołowiu i rózgami; wtrącany do więzienia, wychodził z niego na to tylko, aby coraz to innym poddawać się męczarniom, jakie złość pogan zdołała obmyśleć. Powiadają, że z rozkazu cesarza wrzucony został w potok ołowiu roztopionego, smoły wrzącej i siarki palącej; że jednak mocą i wolą Boga wyszedł i z tej próby zdrowy i nietknięty. 

Z kaźni, do której Erazm kilkakrotnie musiał wracać, oswobodził go anioł z niebios; uwolnił go od więzów i kazał mu opuścić dzielnice cesarza Dyoklecyana. Posłuszny objawionym sobie wyrokom Boga przeniósł się Erazm z Azyi do Europy i stanął w osadzie Siguridum nad Dunajem. Kiedy cesarz i jego zbiry napróżno szukali więźnia, Erazm nową na nowym miejscu rozwijał działalność: wielu zyskał dla Jezusa, a nawet dla potwierdzenia głoszonej prawdy Bóg mu pozwolił dokonać cudownego wskrzeszenia zmarłego syna niejakiegoś Anastazego. 

Tymczasem nowe oskarżenie na Erazma zaniósł do cesarza Maksymiana zacięty w pogaństwie Probus. Nowe więc katusze w ślad za oskarżeniem spadły na doświadczonego cierpieniem wybrańca Pańskiego. Zaprowadzony do Sirmium, skruszył modlitwą posag Jowisza; stałością swą wielu nawrócił, a podobno przeszło 300 z nowych tych uczniów Chrystusowych śmierć później poniosło męczeńską. Pomiędzy katuszami zadawanemi Erazmowi wymieniają i zanurzenie w oleju wrzącym i przypalanie zbroją kruszczową w ogniu rozżarzoną. Ale i od tych męczarni oswobodził biskupa Michał archanioł, bo z woli Boga wyprowadził go ze Sirmium i nakazał mu się udać do Włoch. 

Doznając i nadal szczególniejszej opieki Bożej umarł św. Erazm w Formiae; ciało jego później przeniesiono do Gaety; cześć św. męczennika szerzyła się głównie w Neapolu, gdzie nazywają go San Elmo, znaną była i w Francyi, Niemczech, przeszła i do Polski; tutaj święto jego przypada na dzień 3. czerwca; wedle powszechnego kalendarza kościelnego pamięć św. Erazma święci się dnia 2. czerwca. 

Inni święci z dnia 3. czerwca: 

Św. Adalbert, biskup z Como. - Św. Adam, wyznawca z Guglionisi. - Św. Atanazy, cudotwórca, zakonnik. - Św. Auditus, biskup z Portugalii. - Św. Barsabas, opat - Św. Cecylyusz, kapłan. - Św. Konus, opat - Św. Dawinus, pielgrzym. - Św. Genezyusz, biskup z Clermont. - Św. Izaak zakonnik, i męczennik. - ŚŚw. męczennicy Lucylyan, starzec, chłopcy Klaudyusz, Hypacy, Paweł, Dyonyzy oraz Paula, dziewica. - Św. Oliwa, dziewica. 

Dnia 4. czerwca 

Św. Frańciszek Caracciolo. (1563 - 1608.) 

Dnia 13. października 1563 r. urodziło się w Santa Maria w Abruzzach włoskich z rodziców Ferdynanda i Izabeli Baratucci małżonków Caracciolo dziecię, które otrzymało na chrzcie św. imię Askaniusza. Pomimo otaczających dostatków bogobojność rodziców spotęgowała się w młodym chłopczyku; postępował bowiem nietylko przy swych wrodzonych zdolnościach w wiadomościach i naukach, ale z łaską Bożą i w cnotach i szczerej pobożności. Nietylko żywił litość serdeczną dla ubogich, nietylko umartwiał się postami; jaśniał anielską czystością; umiłował cześć Najśw. Sakramentu jako i chwałę Najśw. Maryi Panny. 

Niebezpieczna choroba, jakiej uległ, kiedy liczył 22 lat życia, natchnęła młodzieńca myślą, usunąć się z otoczenia świeckiego i jedynie poświęcić się Bogu. Wracając do zdrowia, udał się więc z wiedzą rodziców do Neapolu na studya teologiczne; po ich ukończeniu otrzymał święcenie kapłańskie i odrazu przyłączył się do stowarzyszenia, które miało za cel opiekę duchową nad tymi, co albo na śmierć albo na galery byli skazani. 

Rok 1588 miał wywołać przewrót w dotychczasowych zajęciach młodego, a gorliwego kapłana. Otóż Jan Augustyn Adorno z znamienitej rodziny miasta Genewy, poświęciwszy się stanowi duchownemu poruszył myśl stowarzyszenia dla kapłanów, które wśród świata miało ułatwiać ćwiczenia i postępy w życiu duchowem. Pozyskał dla swej myśli Adorno już kanonika kolegiackiego z Neapolu imieniem Fabrycyusza Caracciolo; wiadomość o kiełkującym zamiarze stowarzyszenia kapłańskiego doszła przez pomyłkę listową do Askaniusza, który bez długiego namysłu zamiar całą siłą zaczął popierać, bo widział w dziwnym zbiegu okoliczności niezawodną wolę Boga. 

Aby utrwalić się w swych zamysłach, a nadto przygotować się do wykonania zamierzonego dzieła, wszyscy trzej mężowie Fabrycyusz, Askaniusz i Jan 40 dniowe przebyli skupienie duchowe w klasztorze neapolitańskim Kamedułów. Następnie zwrócili się do Rzymu, gdzie papież Sykstus V. potwierdził przedłożoną mu regułę i uznał nowy zakon pod nazwą regularnych Kleryków braci mniejszych r. 1588. 

Pierwszą osadą nowego zakonu był dom i kościółek na przedmieściu miasta Neapolu. Dnia 9. kwietnia 1589 złożyli trzej założyciele śluby uroczyste; przy tej sposobności przyjął Askaniusz imię Frańciszka. Śluby złożone odnosiły się, jak zwykle, do czystości, posłuszeństwa i ubóstwa. W myśl nowego zakonu dołączono czwarty ślub, którym członkowie się zobowiązali, nigdy nie starać się o żadną godność kościelną ani o żaden urząd w zakonie samym. 

Zadaniem