Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Istnieją trzy drogi prowadzące do Castle View z miasteczka Castle Rock: Trasa 117, Pleasant Road i Schody samobójców. Każdego dnia latem 1974 roku dwunastoletnia Gwendy Peterson wybierała schody podtrzymywane na mocnych, żelaznych śrubach nad klifem. Na szczycie schodów Gwendy łapała oddech, słyszała krzyki bawiących się dzieci. Z oddali słychać uderzenie kija bejsbolowego, to ćwiczący członkowie Ligi seniorów przed charytatywnym meczem z okazji Święta Pracy.
Pewnego dnia ktoś obcy zawołał do Gwendy: „Hej dziewczynko! Podejdź tu, pogadamy sobie”. Na ławce siedział mężczyzna w czarnych dżinsach, czarnym płaszczu i białej koszuli rozpiętej pod szyją. Na głowie miał mały czarny kapelusz. Nadejdzie czas, gdy ten kapelusz zacznie pojawiać się w koszmarach Gwendy…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 103
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Miasteczko Castle Rock przez lata widziało niejedno mrożące krew w żyłach zdarzenie. Ale pewna historia nigdy nie została opowiedziana... aż do dziś.
Wszystko zaczęło się na Schodach Samobójców, w letni dzień 1974 roku. Dwunastoletnia Gwendy Peterson jak co dzień z trudnością wbiegała po wiszących schodach na szczyt wzgórza. Kiedy gorączkowo łapała oddech, usłyszała nieznajomy głos:
– Hej, dziewczyno! Podejdź no tu na chwilę. Musimy pogadać, ty i ja.
Na pogrążonej w cieniu ławce siedział mężczyzna w czarnym kapeluszu, z tajemniczym pudełkiem na kolanach. Przyjdzie czas, kiedy Gwendy będzie widziała go w każdym koszmarze.
STEPHEN KING
Wybitny amerykański pisarz, nazywany Królem Horroru, został w 2003 r. uhonorowany prestiżową nagrodą literacką National Book, a w 2015 r. odebrał z rąk prezydenta USA National Medal of Arts. Światową sławę przyniosła mu powieść Carrie. Kolejne utwory – powieści, opowiadania i komiksy – opublikowano w setkach milionów egzemplarzy i przełożono na kilkadziesiąt języków. Są wśród nich tak znane książki jak: Lśnienie, Sklepik z marzeniami, Bastion, Zielona Mila, Dolores Claiborne, Komórka, Uciekinier, Czarna bezgwiezdna noc, Cujo i ośmiotomowy cykl fantasy Mroczna Wieża, na podstawie którego powstał film z Matthew McConaugheyem i Idrisem Elbą w rolach głównych. W 2017 r. miała swoją premierę ekranizacja jednej z kultowych książek Kinga, To.
Pod pseudonimem Richard Bachman King opublikował siedem powieści.
Stephen King wciąż szuka nowych wyzwań – w ostatnich latach napisał trylogię kryminalną z detektywem Billem Hodgesem, do której należą książki: Pan Mercedes, Znalezione nie kradzione i Koniec warty.
stephenking.com
RICHARD CHIZMAR
Popularny i doceniony przez krytyków autor opowiadań publikowanych m.in. w „Ellery Queen’s Mystery Magazine” czy „Cemetery Dance Magazine”. Dwukrotny laureat World Fantasy Award, a także zdobywca nagrody Stowarzyszenia Autorów Horrorów i – czterokrotny – nagrody Międzynarodowej Gildii Horroru. Jego opowiadania są wydawane na całym świecie.
richardchizmar.com
ROSE MADDER
DOLORES CLAIBORNE
GRA GERALDA
DESPERACJA
REGULATORZY
SKLEPIK Z MARZENIAMI
BEZSENNOŚĆ
ZIELONA MILA
MARZENIA I KOSZMARY
KOMÓRKA
CZTERY PO PÓŁNOCY
CHUDSZY
TO
BASTION
OCZY SMOKA
PO ZACHODZIE SŁOŃCA
CZTERY PORY ROKU
UCIEKINIER
CZARNA BEZGWIEZDNA NOC
CUJO
PODPALACZKA
ROK WILKOŁAKA
MROCZNA POŁOWA
WOREK KOŚCI
DZIEWCZYNA, KTÓRA KOCHAŁA
TOMA GORDONA
NOCNA ZMIANA
ŁOWCA SNÓW
OSTATNI BASTION BARTA DAWESA
UNIESIENIE
Stephen King, Richard Chizmar
PUDEŁKO Z GUZIKAMI GWENDY
Trylogia PAN MERCEDES
PAN MERCEDES
ZNALEZIONE NIE KRADZIONE
KONIEC WARTY
MROCZNA WIEŻA
ROLAND
(oraz SIOSTRZYCZKI Z ELURII)
POWOŁANIE TRÓJKI
ZIEMIE JAŁOWE
CZARNOKSIĘŻNIK I KRYSZTAŁ
WIATR PRZEZ DZIURKĘ OD KLUCZA
WILKI Z CALLA
PIEŚŃ SUSANNAH
MROCZNA WIEŻA
Powieści graficzne MROCZNA WIEŻA
NARODZINY REWOLWEROWCA
DŁUGA DROGA DO DOMU
ZDRADA
UPADEK GILEAD
BITWA O JERICHO HILL
POCZĄTEK PODRÓŻY
SIOSTRZYCZKI Z ELURII
BITWA O TULL
PRZYDROŻNY ZAJAZD
CZŁOWIEK W CZERNI
Wyłącznie jako audiobook i e-book
Stephen King, Joe Hill
W WYSOKIEJ TRAWIE
Stephen King, Stewart O’Nan
TWARZ W TŁUMIE
Tytuł oryginału:
GWENDY’S BUTTON BOX
Copyright © Stephen King and Richard Chizmar 2017
All rights reserved
Polish edition copyright © Wydawnictwo Albatros Sp. z o.o. 2018
Polish translation copyright © Danuta Górska 2017
Redakcja: Marzena Wasilewska
Ilustracje w książce: © Keith Minnion 2017
Ilustracja na okładce: © Ben Baldwin 2017
Opracowanie graficzne okładki polskiej: Katarzyna Meszka
ISBN 978-83-8125-463-2
WydawcaWYDAWNICTWO ALBATROS SP. Z O.O.Hlonda 2a/25, 02-972 Warszawawww.wydawnictwoalbatros.comFacebook.com/WydawnictwoAlbatros | Instagram.com/wydawnictwoalbatros
Niniejszy produkt jest objęty ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że publiczne udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.
Przygotowanie wydania elektronicznego: Michał Nakoneczny, hachi.media
Z miasteczka Castle Rock do punktu widokowego Castle View prowadzą trzy drogi: szosa 117, Pleasant Road i Schody Samobójców. Tego lata codziennie – tak, nawet w niedzielę – dwunastoletnia Gwendy Peterson wchodzi po schodach, zamocowanych solidnymi (chociaż zardzewiałymi ze starości) żelaznymi bolcami, wspinających się zygzakiem po zboczu. Pierwsze sto pokonuje zwykłym krokiem, na następną setkę wbiega truchtem i zmusza się, żeby przyspieszyć na ostatnich stu pięciu, pędząc – jak powiedziałby jej ojciec – na złamanie karku. Na szczycie pochyla się i obejmuje kolana; twarz ma czerwoną, kosmyki włosów przylepiają się jej do spoconych policzków (zawsze wymykają się z końskiego ogona przy ostatnim sprincie, choćby nie wiadomo jak ciasno je wiązała), i sapie jak stara pociągowa szkapa. Jednak zrobiła postępy. Kiedy się prostuje i spogląda w dół wzdłuż swojego ciała, widzi czubki tenisówek. Nie widziała ich w czerwcu, w ostatnim dniu szkoły, który, tak się składa, był również jej ostatnim dniem w szkole podstawowej w Castle Rock.
Przepocona koszula oblepia jej ciało, ale ogólnie biorąc, Gwendy czuje się całkiem dobrze. W czerwcu mało nie dostawała zawału za każdym razem, kiedy docierała na szczyt. Z pobliskiego placu zabaw dochodzą okrzyki dzieci. Trochę dalej rozlegają się brzęknięcia aluminiowego kija uderzającego w piłkę baseballową, kiedy dzieciaki z Ligi Seniorów trenują przed meczem charytatywnym w Święto Pracy.
Gwendy wyciera okulary chusteczką, którą nosi w tym celu w kieszeni szortów, i wtedy słyszy, że ktoś się do niej zwraca:
– Hej, dziewczyno. Podejdź no tu na chwilę. Musimy pogadać, ty i ja.
Gwendy nakłada okulary i rozmazany świat się wyostrza. Na ławce w cieniu, obok żwirowanej ścieżki prowadzącej od schodów do Parku Rekreacyjnego Castle View, siedzi mężczyzna w czarnych dżinsach, czarnej marynarce jak od garnituru i białej koszuli rozpiętej pod szyją. Na głowie ma mały, schludny czarny kapelusz. Przyjdzie czas, kiedy Gwendy będzie śniła koszmary o tym kapeluszu.
Mężczyzna siedział na tej ławce codziennie przez cały tydzień i zawsze czytał tę samą książkę (Tęcza grawitacji, gruba i wygląda na ciężką lekturę), ale nigdy się nie odzywał, aż do dzisiaj. Gwendy przygląda mu się nieufnie.
– Nie powinnam rozmawiać z obcymi.
– To dobra rada. – Jest chyba w wieku jej ojca, czyli jakieś trzydzieści osiem lat, i całkiem nieźle wygląda, ale nosi czarną marynarkę od garnituru w gorący sierpniowy poranek, więc według Gwendy jest potencjalnym świrem. – Pewnie mama ci tak poradziła?
– Ojciec – odpowiada Gwendy. Musi go minąć, żeby się dostać na plac zabaw, a jeśli naprawdę świr, może próbować ją złapać, ale ona niespecjalnie się boi. W końcu jest biały dzień, plac zabaw jest niedaleko i pełen ludzi, i już odzyskała oddech.
– W takim razie – mówi mężczyzna w czarnej marynarce – pozwól, że się przedstawię. Nazywam się Richard Farris. A ty jesteś…?
Ona się zastanawia, potem myśli: co mi szkodzi?
– Gwendy Peterson.
– No widzisz. Już się znamy.
Ona kręci głową.
– To, że się zna czyjeś nazwisko, nie znaczy jeszcze, że się go zna.
Mężczyzna odrzuca głowę do tyłu i wybucha śmiechem. To absolutnie czarujące, szczery dobry humor, i Gwendy nie może powstrzymać uśmiechu. Trzyma się jednak na dystans.
On celuje w nią palcem jak z pistoletu: puf.
– To było dobre. Niezła jesteś, Gwendy. A skoro o tym mowa, co to w ogóle za imię?
– Połączenie. Mój ojciec chciał Gwendolyn… tak miała na imię jego babcia… a mama chciała Wendy, jak z Piotrusia Pana. Więc poszli na kompromis. Jest pan na wakacjach, panie Farris? – To całkiem prawdopodobne; ostatecznie są w Maine, a Maine ogłasza się Krainą Wakacji. Nawet umieszczają to na tablicach rejestracyjnych.
– Można tak powiedzieć. Podróżuję tu i tam. W jednym tygodniu Michigan, w drugim Floryda, potem może wyskoczę na Coney Island, na pikantne chili i przejażdżkę na kolejce górskiej. Można mnie nazwać włóczęgą, a Ameryka to mój rewir. Mam oko na pewnych ludzi i sprawdzam ich co jakiś czas.
Na boisku za placem zabaw rozlega się brzdęk i słychać wiwaty.
– No, miło się z panem rozmawiało, panie Farris, ale naprawdę muszę…
– Zostań jeszcze trochę. Widzisz, jesteś jedną z tych osób, które ostatnio mam na oku.
To powinno zabrzmieć złowieszczo (i trochę zabrzmiało), ale na jego twarzy wciąż widać resztki uśmiechu, oczy mu błyszczą i jeśli jest zbokiem, dobrze to ukrywa. Jak pewnie najgroźniejsi z nich, przypuszcza Gwendy. Wstąp do mego salonu, rzekł pająk do muchy.
– Mam teorię na twój temat, panno Gwendy Peterson. Stworzoną, jak wszystkie najlepsze teorie, na podstawie bliskich obserwacji. Chcesz ją usłyszeć?
– Jasne, czemu nie.
– Zauważyłem, że jesteś trochę przy kości.
Chyba widzi, że ona spina się na te słowa, bo podnosi rękę i kręci głową, jakby chciał powiedzieć: „Nie tak szybko”.
– Może nawet uważasz, że jesteś gruba, bo dziewczęta i kobiety w tym naszym kraju mają dziwne pojęcie o swoim wyglądzie. Media… Wiesz, co to są media?
– Jasne. Gazety, telewizja, „Time” i „Newsweek”.
– Zgadza się. No więc dobrze. Media mówią: „Dziewczyny, kobiety, możecie być, jakie chcecie w tym nowym wspaniałym świecie równości, dopóki widzicie swoje palce u nóg, kiedy staniecie prosto”.
On jednak mnie śledzi, myśli Gwendy, bo robię to codziennie, kiedy wejdę na szczyt. Rumieni się. Nic nie może na to poradzić, ale ten rumieniec jest powierzchowny. Pod nim kryje się wyzywająca postawa „I co z tego”. Właśnie to sprawiło, że w ogóle zaczęła wchodzić na te schody. To i Frankie Stone.
– Moja teoria głosi, że ktoś ci dogryzał z powodu twojej wagi albo wyglądu, albo jednego i drugiego, i postanowiłaś zająć się tą sprawą. Trafiłem? Może nie w dziesiątkę, ale przynajmniej gdzieś w tarczę?
Chyba dlatego, że on jest obcy, Gwendy odkrywa, że może mu powiedzieć to, czego nie wyznała żadnemu z rodziców. Albo może to przez jego błękitne oczy, zainteresowane i zaciekawione, ale bez złośliwości… przynajmniej ona nic takiego nie widzi.
– Jeden chłopak w szkole, Frankie Stone, zaczął mnie przezywać Goodyear. Wie pan, jak…
– Jak balon, tak, znam balony reklamowe opon Goodyear.
– Uhum. On jest obrzydliwy.
Chciała opowiedzieć mężczyźnie, jak Frankie paraduje po placu zabaw i wyśpiewuje: „Jestem Frankie Stoner z półmetrowym członem!”, ale się rozmyśliła.
– Kilku innych chłopców też zaczęło mnie tak przezywać, a potem podłapały to niektóre dziewczyny. Nie moje przyjaciółki, inne dziewczyny. To było w szóstej klasie. W przyszłym miesiącu idę do gimnazjum… więc…
– Postanowiłaś, że nie zabierzesz tam ze sobą tego przezwiska – dokończył pan Richard Farris. – Rozumiem. Poza tym urosłaś, wiesz. – Zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów, ale nie w taki sposób, żeby dostała gęsiej skórki. Raczej jak naukowiec. – Myślę, że dojdziesz do jakiegoś metra siedemdziesiąt siedem, siedemdziesiąt osiem, zanim skończysz rosnąć. Sporo jak na dziewczynę.
– …więc postanowiłam nie czekać – mówi Gwendy. – Nie zamierzam czekać.
– Dokładnie tak, jak myślałem – mówi Farris. – Nie czekaj, nie jęcz, nie narzekaj, tylko bierz się do roboty. Śmiało naprzód. Godne podziwu. Dlatego chciałem cię poznać.
– Miło się z panem rozmawiało, panie Farris, ale muszę już iść.
– Nie. Musisz zostać właśnie tutaj. – Przestał się uśmiechać. Twarz ma surową, błękitne oczy wydają się teraz szare. Kapelusz rysuje mu na czole cienką linię cienia, przypominającą tatuaż. – Mam coś dla ciebie. Prezent. Ponieważ jesteś tą wybraną.
– Nie biorę niczego od obcych. – Teraz Gwendy trochę się boi. Może nawet bardziej niż trochę.
– To, że się zna czyjeś nazwisko, nie znaczy jeszcze, że się go zna. Tu się z tobą zgadzam, ale nie jesteśmy obcy, ty i ja. Ja cię znam, a ty wiesz, że ta rzecz, którą mam, została zrobiona dla kogoś takiego jak ty. Kogoś, kto jest młody i mocno stoi nogami na ziemi. Wyczułem cię, Gwendy, na długo, zanim cię zobaczyłem. I oto jesteś. – Przesuwa się na koniec ławki i klepie miejsce obok siebie. – Chodź, usiądź przy mnie.
Gwendy podchodzi do ławki, czując się jak we śnie.
– Czy pan… panie Farris, czy pan chce mnie skrzywdzić?
On się uśmiecha.
– Złapać cię? Zaciągnąć w krzaki i może zmusić do niecnych czynów? – Pokazuje na drugą stronę ścieżki, jakieś piętnaście metrów dalej. Dwa albo trzy tuziny dzieciaków w koszulkach Półkolonii Castle Rock bawi się na huśtawkach, zjeżdżalniach i małpich gajach pod nadzorem czwórki opiekunów. – Chyba nie uszłoby mi to na sucho, jak myślisz? Poza tym młode dziewczyny nie interesują mnie seksualnie. W ogóle mnie nie interesują, z zasady, ale jak już mówiłem… a przynajmniej sugerowałem… ty jesteś inna. A teraz usiądź.
Gwendy siada. Pot pokrywający jej ciało zrobił się zimny. Przez głowę przechodzi jej myśl, że mimo całego tego elokwentnego gadania mężczyzna spróbuje ją pocałować, nie zważając na dzieciaki na placu zabaw i ich nastoletnich opiekunów. Ale on tego nie robi. Sięga pod ławkę i wyciąga brezentowy worek ściągany u góry sznurkiem. Otwiera go i wyjmuje piękne mahoniowe pudełko; drewno lśni brązem tak głębokim, że na powierzchni widać maleńkie czerwone błyski. Pudełko ma jakieś trzydzieści pięć centymetrów długości, około trzydziestu centymetrów szerokości i połowę tego wysokości. Gwendy natychmiast je chce, i nie tylko dlatego, że to piękna rzecz. Chce je dlatego, że ono do niej należy. Jak coś naprawdę cennego, naprawdę ukochanego, co straciła tak dawno, że prawie o tym zapomniała, ale teraz odnalazła. Jakby należało do niej w innym życiu, kiedy była księżniczką albo kimś takim.
– Co to jest? – pyta cichutko.
– Pudełko z guzikami – odpowiada mężczyzna. – Twoje pudełko z guzikami. Patrz.
Przechyla je tak, że Gwendy widzi małe guziki na wieczku pudełka, sześć w rzędach po dwa i pojedyncze na obu końcach. Razem osiem. Te w parach to jasnozielony i ciemnozielony, żółty i pomarańczowy, niebieski i fioletowy. Jeden guzik na końcu jest czerwony. Drugi – czarny. Są też małe dźwignie na obu końcach pudełka i coś jakby szpara pośrodku.
– Te guziki bardzo trudno się przyciska – mówi Farris. – Trzeba użyć kciuka i porządnie napiąć mięśnie. I bardzo dobrze, możesz mi wierzyć. Nie chciałabyś ich pomylić, o nie. Zwłaszcza tego czarnego.
Gwendy