To twoje życie, pokochaj je - Katarzyna Miller, Joanna Olekszyk - ebook

To twoje życie, pokochaj je ebook

Katarzyna Miller, Joanna Olekszyk

4,5

Opis

Od ciebie zależy, jakie będziesz mieć życie. A może być ono naprawdę cudowne!

To nie jest książka, która ma cię nauczyć, jak żyć. Bo tego nauczy cię samo życie. Ta książka może dodać otuchy, a czasem nawet i rozbawić. Jeśli się wahasz – wskaże właściwy kierunek. Jeśli się boisz – natchnie odwagą. Jeśli zbytnio przejmujesz – podpowie, co jest naprawdę ważne, a co niewarte ani chwili twojej uwagi.

Wszyscy jesteśmy uczniami w szkole życia i choć zwykle nie brak nam dobrych chęci – niektóre lekcje okazują się dla nas za trudne. Część z nich przegapiamy lub ignorujemy. Inne niewłaściwie interpretujemy. W efekcie cierpimy, błądzimy lub powtarzamy wciąż te same błędy. A przecież życie chce od nas tylko jednego: byśmy je pokochali – takim, jakie jest. I byśmy przeżyli je najlepiej, jak tylko potrafimy.

Psycholożka Katarzyna Miller wspólnie z dziennikarką Joanną Olekszyk w 24 rozmowach-lekcjach poruszają tematy bliskie każdemu z nas: problem z poczuciem własnej wartości, samotność w związku, lęk przed bliskością, sztywność w relacjach, nieumiejętność wyznaczania granic, głód akceptacji, bolesne dzieciństwo czy dawne urazy. Tłumaczą, skąd się wzięły i jaką rolę mają do odegrania. Radzą, by spojrzeć na nie w nowy sposób i włożyć trochę wysiłku w zmianę swojego myślenia (pomogą w tym praktyczne ćwiczenia pod koniec każdego rozdziału).

Ostatecznie to tylko od ciebie zależy, jakie będziesz mieć życie. A może być naprawdę cudowne!

Katarzyna Miller

Najsłynniejsza polska psycholożka. Charyzmatyczna, odważna, dowcipna i pogodna, ale też szczera do bólu. Psychoterapeutka z kilkudziesięcioletnią praktyką terapeutyczną w zakresie terapii indywidualnej, małżeńskiej i grupowej. Ukończyła psychologię i filozofię na UW. Treningu psychologicznego i prowadzenia psychoterapii uczyła się w Ośrodku Synapsis od prof. dr. hab. Kazimierza Jankowskiego, a następnie od rzeszy nauczycieli polskich i zagranicznych (w tym Carla Rogersa). Wykładowczyni na licznych warsztatach rozwojowych dla kobiet. Felietonistka miesięcznika „Zwierciadło”. Autorka i współautorka wielu bestsellerowych poradników, m.in. Chcę być kochana tak, jak chcę, Nie bój się życia, Instrukcja obsługi faceta, Kup kochance męża kwiaty (Wydawnictwo Zwierciadło).

Joanna Olekszyk

Dziennikarka, redaktor naczelna miesięczników „Zwierciadło” i „Sens”. Absolwentka polonistyki i dziennikarstwa UW. Współautorka książek, m.in. Daj się pokochać dziewczyno (Wydawnictwo Zwierciadło).

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 281

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (229 ocen)
148
57
22
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kasiafischer

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo polecam 👍
00
PaulinaMilena

Nie oderwiesz się od lektury

Uwielbiam
00
Kamia

Dobrze spędzony czas

Książka wywiad. Lekka, przyjazna i konstruktywna. Daje do myślenia ale bez spiny. I zadania domowe do przerobienia dają do myślenia.
00
Wiolettacobaj

Nie oderwiesz się od lektury

Tylko przeczytac, a wszystko nam sie posklada.
00
itilli

Dobrze spędzony czas

Pozytywna książka żeby pozytywniej i spokojniej spojrzeć na życie
00

Popularność




© Co­py­ri­ght by Wy­daw­nic­two Zwier­cia­dło Sp. z o.o., War­sza­wa 2022 Text © co­py­ri­ght by Ka­ta­rzy­na Mil­ler, Jo­an­na Olek­szyk, 2020
Ko­rek­ty: Me­lanż
Okład­ka i pro­jekt ty­po­gra­ficz­ny: Pa­weł Pan­cza­kie­wicz/PAN­CZA­KIE­WICZ ART.DE­SIGN
Ilu­stra­cja na okład­ce: Mi­ro­sła­wa Sza­wiń­ska
Ła­ma­nie i skład: Plu­part, Piotr Szczer­ski
Re­dak­tor ini­cju­ją­cy: Mag­da­le­na Cho­rę­ba­ła
Dy­rek­tor pro­duk­cji: Ro­bert Je­żew­ski
Wy­da­nie II, 2022
ISBN: 978-83-8132-411-3
Wy­daw­nic­two Zwier­cia­dło Sp. z o.o. ul. Wi­dok 8, 00-023 War­sza­wa tel. 22 312 37 12
Dział han­dlo­wy:han­dlo­wy@gru­pa­zwier­cia­dlo.pl
Wy­daw­nic­two nie po­no­si żad­nej od­po­wie­dzial­no­ści wo­bec osób lub pod­mio­tów za ja­kie­kol­wiek ewen­tu­al­ne szko­dy wy­ni­kłe bez­po­śred­nio lub po­śred­nio z wy­ko­rzy­sta­nia, za­sto­so­wa­nia lub in­ter­pre­ta­cji in­for­ma­cji za­war­tych w książ­ce.
Wszel­kie pra­wa za­strze­żo­ne. Re­pro­du­ko­wa­nie, ko­pio­wa­nie w urzą­dze­niach prze­twa­rza­nia da­nych, od­twa­rza­nie, w ja­kiej­kol­wiek for­mie oraz wy­ko­rzy­sty­wa­nie w wy­stą­pie­niach pu­blicz­nych tyl­ko za wy­łącz­nym ze­zwo­le­niem wła­ści­cie­la praw au­tor­skich.
Kon­wer­sja: eLi­te­ra s.c.

LEK­CJEDO­RO­SŁO­ŚCI

PO­DZIĘ­KUJ RO­DZI­COM

Za ży­cie, za opie­kę, za to, kim je­steś. Ale nie dzię­kuj za to, co było złe, to prze­pra­cuj w sa­mot­no­ści lub na te­ra­pii. Po­dzię­kuj ro­dzi­com też w tym sen­sie, że zwol­nij ich z zaj­mo­wa­nia się two­im ży­ciem. Bo to już two­je za­da­nie.

Jo­asia: Wszy­scy chce­my mieć do­bre ży­cie, czy­li do­sta­tek, spo­kój i taki ro­dzaj pew­no­ści, że da­je­my radę. Że mamy przed sobą ja­kieś per­spek­ty­wy, speł­nia­my swo­je ma­rze­nia. I zwy­kle bar­dzo dużo wy­sił­ku wkła­da­my w to, by ta­kie ży­cie so­bie zbu­do­wać...

Ka­sia: ...a po­tem nam wy­bi­ja szam­bo. Tak strasz­nie się na­pra­co­wa­li­śmy i mia­ło być nam tak do­brze, a nie jest. I o tym mówi jed­na z pierw­szych ży­cio­wych lek­cji: „Je­śli chcesz mieć do­bre ży­cie, to ono musi być na­praw­dę two­je”. W tym sen­sie, że masz prze­stać się wiecz­nie oglą­dać na in­nych, a zwłasz­cza na ro­dzi­ców. Prze­stać pa­trzeć na nich jako na wzo­rzec albo jako na an­tyw­zo­rzec. Je­że­li do­ra­sta­jąc w ro­dzin­nym domu, mó­wi­my so­bie: „U mnie ni­g­dy tak nie bę­dzie”, to jest to nie­praw­da, bo na pew­no cza­sem bę­dzie. Prę­dzej czy póź­niej, w spo­sób osmo­tycz­ny, na­uczy­my się krzy­czeć albo za­mia­tać pro­ble­my pod dy­wan, kłó­cić się lub cho­wać ura­zę, o wszyst­ko się ob­wi­niać bądź ro­bić wy­rzu­ty in­nym albo za dużo sprzą­tać, albo nic w domu nie ro­bić. Zda­rzy­ło ci się przy­ła­pać na tym, że to, cze­go tak nie lu­bi­łaś u swo­ich ro­dzi­ców, na­gle sta­je się two­im na­wy­kiem i na przy­kład cze­piasz się part­ne­ra o głu­po­ty czy stra­szysz swo­je dzie­ci?

Zda­rzy­ło mi się na­wet przy­ła­pać sie­bie na tym, że wy­po­wia­dam do­kład­nie ta­kie same sło­wa jak oni...

No wła­śnie, to są wszyst­ko od­pry­ski na­sze­go domu ro­dzin­ne­go, któ­ry był, jaki był, i inny nie bę­dzie. I to też trze­ba so­bie po­wie­dzieć. Po to, by to za­ak­cep­to­wać i w jak naj­bar­dziej do­ro­sły i mą­dry spo­sób z tym się po­że­gnać.

Kie­dy jest ten naj­wła­ściw­szy mo­ment, by się „od­pę­po­wić” od ro­dzi­ców?

Trud­no po­wie­dzieć. Są oso­by, któ­re mó­wią: „Wie­dzia­łem, że po ma­tu­rze mu­szę się wy­pro­wa­dzić, nie wie­dzia­łem jesz­cze do­kąd, ale wie­dzia­łem, że już nie mogę miesz­kać z ro­dzi­ca­mi”. Moż­na po­wie­dzieć, że to są lu­dzie, któ­rzy mają do­brą in­tu­icję, a ma­tu­ra rze­czy­wi­ście jest dość na­tu­ral­ną ce­zu­rą do­ro­sło­ści, wcze­śniej ra­czej trud­no jest się usa­mo­dziel­nić, a przede wszyst­kim wy­pro­wa­dzić, dla­te­go prze­waż­nie do osiem­nast­ki sie­dzi­my w ro­dzin­nych do­mach. Po­tem zwy­kle wy­jeż­dża­my albo za na­uką, albo za pra­cą. Czło­wiek wte­dy już coś za­ra­bia, do­ra­bia, ma sty­pen­dium – uczy się go­spo­da­ro­wać pie­niędz­mi. Ma też wła­sny kąt, wy­naj­mo­wa­ny wspól­nie z ko­le­ga­mi, ko­le­żan­ka­mi lub na­rze­czo­nym – uczy się pro­wa­dzić dom. Po­dej­mu­je pierw­sze sa­mo­dziel­ne de­cy­zje do­ty­czą­ce wła­sne­go ży­cia. To wiel­ki test na doj­rza­łość i sa­mo­dziel­ność. Je­śli prze­ga­pi­my ten mo­ment, to wciąż bę­dzie­my cią­gnąć za sobą ogon, przez któ­ry nie mogą się za nami za­mknąć drzwi dzie­ciń­stwa. Bo ta­tuś so­bie ży­czył, że­bym po­szła na pra­wo, a ma­mu­sia chcia­ła, że­bym zna­la­zła so­bie po­rząd­ne­go chło­pa­ka. A po­tem do­py­tu­ją: „Kie­dy dzie­ci?” albo: „Jak ty mo­żesz miesz­kać tak dłu­go sama?”. Kry­ty­ku­ją, jak urzą­dzi­łaś miesz­ka­nie i albo ci w nim wciąż sprzą­ta­ją, albo ku­pu­ją coś, cze­go ich zda­niem ko­niecz­nie po­trze­bu­jesz. Kwe­stia pie­nię­dzy to jest w ogó­le do­bry spo­sób, by przy­ca­pić dzie­ci. W Pol­sce bar­dzo po­pu­lar­ny. A to kupi się im miesz­ka­nie, a to się do­ło­ży do sa­mo­cho­du, a to coś dro­gie­go spre­zen­tu­je – ta­kie ob­da­ro­wy­wa­ne dziec­ko jest zo­bo­wią­za­ne ro­bić to, cze­go chcą ro­dzi­ce. Bo sko­ro ku­pi­li, to mogą roz­li­czać.

To co ro­bić: od­ma­wiać ta­kich pre­zen­tów?

Dzie­ciom się wy­da­je, że bę­dzie im ła­twiej, je­śli do­sta­ną. Otóż bę­dzie tyl­ko trud­niej. Będą się mu­sia­ły cią­gle z cze­goś tłu­ma­czyć i być w po­go­to­wiu, bo a nuż mama przy­je­dzie i spraw­dzi. A jak wy­da­łaś nie na to, na co ona chcia­ła? Trosz­kę pro­ściej do­sta­wać pie­nią­dze w pre­zen­cie np. na uro­dzi­ny, bo wte­dy mo­żesz już z tym pre­zen­tem zro­bić, co chcesz. Chy­ba że to są duże pie­nią­dze i tyl­ko „prze­my­co­ne” jako uro­dzi­no­wy pre­zent – wte­dy to znów jest pró­ba uwią­za­nia cie­bie.

Ro­dzi­ce zwy­kle re­agu­ją źle na od­mo­wę wzię­cia pie­nię­dzy: „A komu mamy dać, je­śli nie to­bie? Je­steś na­szą có­recz­ką”.

Wte­dy trze­ba im po­wie­dzieć: „Ja wam ser­decz­nie dzię­ku­ję za wa­sze do­bre chę­ci, je­ste­ście ko­cha­ni, że chce­cie mi dać pie­nią­dze, ale bar­dzo was pro­szę, że­by­ście wie­rzy­li we mnie, że ja so­bie po­ra­dzę. I że­by­ście sko­rzy­sta­li z tych pie­nię­dzy sami, bo wam się to na­le­ży po tylu la­tach sta­ra­nia się o to, bym mia­ła do­bre ży­cie”. Ro­dzi­com też trze­ba ro­bić pre­zen­ty, może nie­ko­niecz­nie w po­sta­ci pie­nię­dzy, ale da­wać im kwia­ty, cze­ko­lad­ki i jak naj­czę­ściej im dzię­ko­wać. Ja mam w ogó­le taką stra­te­gię po­stę­po­wa­nia wo­bec ro­dzi­ców, któ­rzy pró­bu­ją dziec­ko jak naj­dłu­żej przy so­bie utrzy­mać, by się z nimi nie kłó­cić i nie ob­ra­żać się na nich, tyl­ko im dzię­ko­wać.

Na­wet je­śli nie do koń­ca się spi­sa­li w swo­jej roli?

Je­śli mie­li­śmy z nimi dużo nie­przy­jem­nych przejść, to trze­ba z tą prze­szło­ścią naj­pierw się roz­li­czyć. Na te­ra­pii. Nie oso­bi­ście, wy­ma­wia­jąc im, jak to cię moc­no skrzyw­dzi­li. Chy­ba że były to krzyw­dy oczy­wi­ste, jak ta­tuś, któ­ry się znę­cał psy­chicz­nie w dzie­ciń­stwie, a te­raz uda­je, że tego nie było. Albo mat­ka, któ­ra lała sznu­rem od że­laz­ka. Wte­dy na­le­ży to ujaw­nić. Dziec­ko musi za­wal­czyć o swo­ją god­ność, o sza­cu­nek dla sie­bie. Nie moż­na przez całe ży­cie po­ły­kać żaby i uda­wać, że była smacz­na. Nie moż­na też dzię­ko­wać za zło. Do­pie­ro kie­dy to zło na­zwie­my, usta­li­my, kto za nie był od­po­wie­dzial­ny i czy na pew­no było tak wiel­kie, jak nam się wy­da­je, mo­że­my zo­ba­czyć też do­bro.

Cza­sem do­ro­słe dzie­ci, w nie­świa­do­mym lub świa­do­mym od­we­cie za peł­ne za­ka­zów dzie­ciń­stwo, za­czy­na­ją się wtrą­cać w ży­cie ro­dzi­ców.

Ja na­zy­wam to ze­mstą mło­dych. Ta­kie ga­da­nie: „A by­ście gdzieś wresz­cie wy­je­cha­li..., a by­ście się roz­wie­dli, je­śli się cią­gle kłó­ci­cie..., a by­ście już sprze­da­li ten dom..., a by­ście bab­cię od­da­li do domu star­ców”. Dzie­ci też czę­sto chcą się wtrą­cać i na siłę uszczę­śli­wiać ro­dzi­ców. Zwy­kle koń­czy się to tak samo jak pró­by ich uszczę­śli­wia­nia przez ro­dzi­ców w mło­do­ści. Sko­ro nie chce­my, by ro­dzi­ce mó­wi­li nam, co mamy ro­bić, nie rządź­my się w ich ży­ciu. Nie je­stem też zwo­len­nicz­ką wy­jeż­dża­nia z ro­dzi­ca­mi na wa­ka­cje, ta­kie­go wła­śnie uszczę­śli­wia­nia ich na za­sa­dzie: „Mama za­wsze chcia­ła je­chać na Kre­tę, to ku­pię wy­ciecz­kę i obie po­je­dzie­my”. I po­tem taki wy­jazd oka­zu­je się kosz­ma­rem, bo ma­mie jest a to za go­rą­co, a to za dro­go, a to je­dze­nie nie­do­bre. Nie na­le­ży speł­niać ma­rzeń in­nych na na­szych wa­run­kach. Je­śli mama bar­dzo chce z tobą gdzieś po­je­chać, a do tego lu­bi­cie się i do­brze do­ga­du­je­cie, to jedź­cie, jak naj­bar­dziej. Mó­wię o ma­mu­siach, któ­re są nie­szczę­śli­we i co­kol­wiek byś zro­bi­ła, to ich nie uszczę­śli­wisz. Je­śli chcesz, za­fun­duj jej wy­jazd z tatą i niech sami zde­cy­du­ją, do­kąd chcą po­je­chać.

A co z kla­sycz­ny­mi nie­dziel­ny­mi obia­da­mi – nie za­wsze mamy na nie ocho­tę, ale bo­imy się od­mó­wić.

Może to nie­któ­rych zdzi­wi lub za­szo­ku­je, ale uwa­żam też, że po uzy­ska­niu do­ro­sło­ści nie trze­ba się zbyt czę­sto spo­ty­kać z ro­dzi­ca­mi, chy­ba że ich jest ła­two ko­chać i że mamy z nimi na­praw­dę faj­ną, bli­ską i do­brą re­la­cję. Ale kie­dy są ma­rud­ni i wiecz­nie nie­za­do­wo­le­ni, kie­dy lu­bią nam wy­ty­kać cią­gle te same winy i błę­dy, kry­ty­ko­wać nas, wcią­gać w swo­je roz­gryw­ki – ogra­nicz­my kon­tak­ty. Naj­le­piej wpa­dać do domu raz na ja­kiś czas, na kaw­kę i z kwiat­kiem. I jak naj­czę­ściej mó­wić, że je­ste­śmy im wdzięcz­ni; że to, jacy je­ste­śmy, co im za­wdzię­cza­my. Co nam szko­dzi tak po­wie­dzieć? Nic na tym nie tra­ci­my, a oni na­resz­cie mogą być spo­koj­ni i dum­ni, że dziec­ko zmą­drza­ło i wresz­cie do­ce­ni­ło ich trud. Ro­dzi­com osta­tecz­nie na­praw­dę tyl­ko o to cho­dzi: chcą wie­dzieć, że zro­bi­li, co mo­gli, i że ich dziec­ko so­bie ra­dzi.

Że byli do­bry­mi ro­dzi­ca­mi.

I jesz­cze pa­mię­taj­my, by jak naj­czę­ściej wy­sy­łać kart­ki z wa­ka­cji, na uro­dzi­ny, imie­ni­ny lub bez oka­zji (nie SMS-a, tyl­ko kart­kę na­pi­sa­ną ręcz­nie) – to do­wo­dzi, że o nich pa­mię­ta­my, sza­nu­je­my ich, a jed­no­cze­śnie zwal­nia z czę­ste­go by­wa­nia u nich. Nie mów­my im wszyst­kie­go, nie zwie­rzaj­my się z na­szych pro­ble­mów: w pra­cy, w domu czy z dzieć­mi. Ro­dzi­ce to jed­nak nie nasi przy­ja­cie­le. Moż­na się z nimi na­uczyć faj­nie żyć, ale to za­wsze będą ro­dzi­ce, któ­rzy za­nad­to się mar­twią i nie wszyst­ko o to­bie wie­dzą, mają swo­je uprze­dze­nia i inne zda­nie. W Pol­sce wiecz­nie się pod­kre­śla rolę ro­dzi­ny, że taka sza­le­nie istot­na. A już naj­gor­sze jest ta­kie wy­cho­wa­nie na za­sa­dzie „ni­ko­go do domu nie za­pra­sza­my i do ni­ko­go nie cho­dzi­my” czy „świat jest zły i może cię skrzyw­dzić, tyl­ko ro­dzi­ny mo­żesz być pe­wien”. Tym­cza­sem ro­dzi­na bywa też źró­dłem pa­to­lo­gii. Ja to szyb­ko zro­zu­mia­łam i po­sta­no­wi­łam so­bie sama wy­brać ro­dzi­nę spo­śród lu­dzi, któ­rych spo­ty­ka­łam. Raz mi to wy­cho­dzi­ło le­piej, raz go­rzej, ale wie­le do­mów mo­ich przy­ja­ciół sta­ło się mo­imi za­stęp­czy­mi do­ma­mi. Dla­te­go roz­glą­daj­my się po świe­cie, po lu­dziach i róż­nych do­mach. I bierz­my z tego, in­spi­ruj­my się.

Po czym po­znać, że po­trze­bu­ję od­dzie­lić się od ro­dzi­ców? Że jesz­cze tego nie zro­bi­łam?

Na przy­kład po tym, że opo­wia­dasz przy­ja­ciół­ce czy part­ne­ro­wi: „Mat­ka za­dzwo­ni­ła i oczy­wi­ście po pię­ciu mi­nu­tach by­łam już wście­kła”. Od­kła­dasz słu­chaw­kę i przez pół dnia cię nosi. Zno­wu ci na­ga­da­ła, zno­wu ci nie uwie­rzy­ła, zno­wu po­trak­to­wa­ła cię jak smar­ku­lę. A do tego jesz­cze ju­tro mu­sisz do niej za­dzwo­nić. Bo gdy nie za­dzwo­nisz, to po­wie: „Prze­cież mia­łaś wczo­raj za­dzwo­nić, cze­mu nie za­dzwo­ni­łaś?”. Cały czas w wa­szej re­la­cji jest ta­kie wy­le­wa­nie pre­ten­sji. Masz męża, dzie­ci, je­steś kie­row­nicz­ką dzia­łu w pra­cy, a tu na­gle za­cho­wu­jesz się jak na­sto­lat­ka, któ­ra trza­ska drzwia­mi i krzy­czy na mat­kę, że jej nie­na­wi­dzi. Men­tal­nie wra­casz do dzie­cię­ce­go po­ko­ju.

Co je­śli wiem, że po­win­nam wy­zna­czyć jej gra­ni­ce, ale boję się, że to obu­dzi w niej opór?

Nie bę­dzie opo­ru, je­śli po­sta­wisz na sza­cu­nek i wdzięcz­ność. Je­że­li zwy­kle dzwo­nisz do ma­mu­si i mó­wisz, że wszyst­ko jest do dupy, to ona ma po­czu­cie, że coś musi zro­bić: albo się mar­twić, albo coś do­ra­dzać, a poza tym czu­je, że jej mi­sja jesz­cze nie jest skoń­czo­na. A je­śli bę­dziesz po­wta­rzać, że wszyst­ko u cie­bie w po­rząd­ku, że ra­dzisz so­bie, raz le­piej, raz go­rzej, ale ra­dzisz – to ona bę­dzie mia­ła po­czu­cie, że tego cię wła­śnie na­uczy­ła: by­cia do­brą żoną, mat­ką, sze­fo­wą, roz­wią­zy­wa­nia swo­ich pro­ble­mów. Jako do­da­tek mo­żesz od cza­su do cza­su po­pro­sić, by zdra­dzi­ła ci prze­pis na te pysz­ne ra­cusz­ki, co kie­dyś je ro­bi­ła. Uszczę­śli­wisz ją tym. I sie­bie przy oka­zji – ra­cusz­ka­mi.

Może się zda­rzyć, że kie­dy tak ja­sno za­cznie­my wy­zna­czać gra­ni­ce, ja­kiś głos w środ­ku po­wie nam, że je­ste­śmy wy­rod­ny­mi dzieć­mi.

Nic dziw­ne­go, sko­ro ro­dzi­ce nam po­wta­rza­li, że kie­dy ży­je­my swo­im ży­ciem, to je­ste­śmy nie­wdzięcz­ni. W ten spo­sób zro­bi­li nam krzyw­dę, bo wy­cho­wy­wa­li nas dla sie­bie, nie dla nas sa­mych. Na­dal sły­chać w nie­któ­rych do­mach to strasz­ne po­wie­dze­nie: „Mam dziec­ko, na sta­rość nie będę sama”, a bzdu­ra, ta­kie dziec­ko, daj Boże, na sta­rość wy­je­dzie do An­glii lub do Peru, żeby być jak naj­da­lej.

Albo inny ste­reo­typ, że dziec­ko jest moją wi­zy­tów­ką, czymś, czym mogę się po­chwa­lić. Że ma do­brą pra­cę albo ład­ne dzie­ci, a je­śli nie ma, to mam pre­ten­sje, że robi mi to na złość. Uwol­nij­my się od ta­kich ste­reo­ty­pów i uwol­nij­my się od ta­kich ro­dzi­ców. Oni są z in­ne­go po­ko­le­nia, z in­ne­go ka­wał­ka ży­cia, od cza­sów ich mło­do­ści wie­le się zmie­ni­ło, a poza tym sami od tego cza­su wie­le za­po­mnie­li, bo gdy­by nie za­po­mnie­li, to by­li­by inni.

Poza tym oni też mu­sie­li na nas od­re­ago­wać po swo­ich ro­dzi­cach.

Dla­te­go ktoś w koń­cu musi prze­rwać tę szta­fe­tę. Po­wie­dzieć: „Wy­star­czy, nie bę­dzie­my po­wta­rza­li w nie­skoń­czo­ność tych sa­mych pier­dół”. I to mo­żesz być ty. Mo­żesz im po­wie­dzieć: „Będę żyła tak, jak chcę, i dzię­ku­ję wam ser­decz­nie za ży­cie i za to, że da­li­ście mi tyle, ile mo­gli­ście”. I już. Do­brze też spoj­rzeć na nich jako na lu­dzi z okre­ślo­ną hi­sto­rią ży­cia, z pew­ny­mi de­fi­cy­ta­mi z dzie­ciń­stwa i wy­zwa­nia­mi do­ro­sło­ści.

Mnie w zro­zu­mie­niu mamy i taty i po­go­dze­niu się z tym, jacy byli, po­mo­gło to, że pod­czas na­uki za­wo­du ro­bi­li­śmy dia­gno­zy psy­cho­lo­gicz­ne na­szym ro­dzi­com. To była cu­dow­na rzecz. Wi­dzisz, w ja­kich cza­sach przy­szli na świat, jak ich wy­cho­wy­wa­no, i od razu za­czy­nasz po­strze­gać rze­czy z wła­ści­wej per­spek­ty­wy. A nie tyl­ko jako two­ją oso­bi­stą krzyw­dę. I po­ma­gaj­my so­bie w związ­ku lub mał­żeń­stwie z od­ci­na­niem tej pę­po­wi­ny.

O tak, to bar­dzo waż­ne!

Je­że­li twój mąż mówi do cie­bie: „Po­ga­dam z two­ją mamą, bo ona mnie lubi, po­wiem jej to, cze­go ty nie mo­żesz jej po­wie­dzieć” – to po­dzię­kuj mu za to, nie krzycz: „No i zno­wu jej się pod­li­żesz”. Je­śli two­ja dziew­czy­na mówi: „Raz na ja­kiś czas przyjdź do mo­jej mat­ki, bo ona się czu­je ura­żo­na”, po­wiedz: „Do­brze, a ty raz na ja­kiś czas zro­bisz dla mnie coś in­ne­go, co jest dla cie­bie trud­ne, a na czym mnie za­le­ży”. Za­ła­twiaj­my to w ten spo­sób. Je­że­li ona ko­cha swo­ją mat­kę, a ty jej nie zno­sisz, ale jej to nie prze­szka­dza i mówi „OK, nie mu­si­my jej dziś za­pra­szać”, to jej po­wiedz: „Je­steś ko­cha­na”. Je­że­li on so­bie nie ra­dzi ze swo­ją mat­ką, co jest bar­dzo czę­ste, i leci do niej, gdy tyl­ko ona za­wo­ła, to zro­zum i po­wiedz: „Bar­dzo ci współ­czu­ję, je­śli uwa­żasz, że mu­sisz, to pędź”. Ale masz też pra­wo po­wie­dzieć: „Nie chcę do niej jeź­dzić co nie­dzie­la, lecz od cza­su do cza­su mogę dla cie­bie po­ja­wić się na obie­dzie”. Pa­mię­taj, jak naj­krót­sze spo­tka­nia. Kwia­ty, kawa i wy­cho­dzisz, póki jest miło.

No i ko­niecz­nie po­wiedz te­ścio­wej: „Dzię­ku­ję ci za two­je­go syna, bo gdy­by nie ty, nie był­by taki, jaki jest, a ta­kie­go go wła­śnie ko­cham”. Je­śli na­wet bar­dzo nie­lu­bia­nej te­ścio­wej to po­wiesz, od razu za­my­kasz jej usta. A mó­wisz naj­czyst­szą praw­dę.

Czy­li trze­ba wyjść z po­zy­cji dziec­ka i roz­ma­wiać w ro­dzi­ca­mi jak do­ro­sły z do­ro­słym?

Im wię­cej bie­rze­my od ro­dzi­ców, na im wię­cej rze­czy li­czy­my, im bar­dziej uwa­ża­my, że po­win­ni nam coś da­wać, bo wcze­śniej nie dali – tym bar­dziej je­ste­śmy uwi­kła­ni w swo­ją krzyw­dę. I tym bar­dziej je­ste­śmy póź­niej nie­za­do­wo­le­ni z sie­bie. Gdy je­ste­śmy do­ro­śli, stać nas na to, by zdać so­bie spra­wę z tego, że nasi ro­dzi­ce dali nam to, co mo­gli, a tego, cze­go nie mo­gli, to nam nie dali. Ale bar­dzo się sta­ra­li. Bo wszy­scy się sta­ra­ją, oprócz skraj­nie pa­to­lo­gicz­nych przy­pad­ków. I trze­ba to do­ce­nić. Wia­do­mo, że so­bie za­wdzię­czasz naj­wię­cej, ale im też. Dla­te­go kie­dy im po­dzię­ku­jesz, będą mo­gli ode­tchnąć i za­jąć się wresz­cie swo­im ży­ciem. Prze­sta­ną się cie­bie cze­piać, a może na­wet „zgłu­pie­ją”. „Co się temu dziec­ku sta­ło? Jako kil­ku­la­tek ma­ru­dzi­ło, jako na­sto­la­tek krzy­cza­ło, a te­raz nam wiecz­nie dzię­ku­je”.

Pra­ca do­mo­wa

Przez kil­ka wie­czo­rów czy po­ran­ków usiądź w spo­ko­ju i na­pisz do taty i mamy list pod ty­tu­łem: „Za to wam dzię­ku­ję, a o to mam do was żal”. Zo­bacz, ile było jed­nych, a ile dru­gich rze­czy, tro­chę so­bie po­wspo­mi­naj, może na­wet tro­chę po­płacz, po­prze­ży­waj, że pew­ne rze­czy już nie wró­cą, a na­wet zdaj so­bie spra­wę z tego, że je­śli ro­dzic nie po­wie­dział ci, że jest z cie­bie dum­ny do tej pory, to pew­nie już ci nie po­wie (ale może po­wie ci to kto inny). No, chy­ba że go za­sko­czysz i sta­niesz moc­no na wła­snych no­gach – to wzbu­dza we wszyst­kich sza­cu­nek, tak­że w ro­dzi­cach.

Wra­caj do tego li­stu pa­ro­krot­nie, coś do­pi­suj, coś zmie­niaj, może za ja­kiś czas już bę­dzie ina­czej i bę­dziesz mu­sia­ła lub mo­gła na­pi­sać inny list. Nie wy­sy­łaj go. Może za ja­kiś czas na­pi­szesz do ro­dzi­ców list, w któ­rym po­dzię­ku­jesz im i go wy­ślesz. Ale pa­mię­taj, żale wy­lej w sa­mot­no­ści lub u te­ra­peu­ty, ro­dzi­com ofia­ruj tyl­ko po­dzię­ko­wa­nia.

Za­pra­sza­my do za­ku­pu peł­nej wer­sji książ­ki