Szmaciana lalka - Primus Katarzyna - ebook + książka

Szmaciana lalka ebook

Primus Katarzyna

4,3

Opis

Nie zawsze da się uciec od przemocy

24-letnia Mona wie, czym jest piekło – wylądowała w nim jako nastolatka. Bita i gwałcona przez swojego szwagra, po skończeniu liceum uciekła z domu. Pozbawiona środków do życia i nadziei na lepsze jutro, przypadkiem trafia do Krakowa, gdzie zostaje ekskluzywną prostytutką pod opieką ochroniarza znanego jako Chudy. Gdy po kilku latach wydaje jej się, że najgorsze już minęło, przeszłość ponownie daje o sobie znać. Jej były oprawca odnajduje ją w Krakowie i zmusza do ponownego zmierzenia się z koszmarem sprzed lat. I choć wokół Mony są ludzie gotowi podać jej pomocną dłoń, zastraszona kobieta nie jest pewna, czy może im zaufać… Kto okaże się przyjacielem, a kto wrogiem?

– Zadowolony? – zaśmiałam się kpiąco, nie czekając, aż skończy. Przerwał i odsunął się. – Stoi ci jeszcze? Możesz sobie poużywać, zapłaciłeś. Dziś robisz to, powiedzmy, że legalnie. – Rozsunęłam ponownie uda. – Chcesz jeszcze? Za tę stawkę mogę nawet udawać, że mi się podoba, bo tak naprawdę to, wiesz, zawsze byłeś kiepski. Wydaje mi się, że po prostu brakuje ci, jakby to ująć… – Przerzuciłam oczyma. – No niby rozmiar się nie liczy, ale są jakieś standardy, nieprawdaż? – Odsunęłam się, wycierając krew z podbródka.

Katarzyna Primus

Młoda pisarka, ale dojrzała kobieta. Pracuje w Katowicach. Od wielu lat spełnia się zawodowo jako urzędnik. Dawniej uwielbiała poezję, którą również sama chętnie tworzyła i publikowała w czasopismach oraz prezentowała na wieczorkach poetyckich. Obecnie jest żoną, a także matką dorosłego syna, ale nie kurą domową. Gdy życie spowolniło, a w domu zrobiło się ciszej, postanowiła w końcu przelać swoje myśli na papier. Pomysły na kolejne utwory zaczynają się w jej głowie od końca. Jej ulubieni autorzy to m.in. Gillian Flynn, Stephen King, Dan Brown, Olga Rudnicka. Jest miłośniczką zwierzaków, wielbicielką kina akcji i filmów psychologicznych, a także niepoprawną fanką mocnego metalowego brzmienia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 397

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (9 ocen)
6
1
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
KEmiliaM

Nie oderwiesz się od lektury

O rany, nie spodziewałam się takiego rozwiązania. Polecam
00
Pacholarzyk

Nie oderwiesz się od lektury

super👍
00

Popularność




Mojemu mężowi Jakubowi, którego wiara we mnie doprowadziła do wydania tej książki.

A co, gdyby to spotkało ciebie?

Rozdział 1

Co mnie podkusiło, żeby wracać dziś do domu tą drogą? Teraz zaczną się kłopoty, pytania i zawracanie dupy. Mogłam udawać, że niczego nie widzę, ktoś w końcu zadzwoniłby na policję.

– Nazywam się Arkadiusz Frycz i będę panią przesłuchiwał. – Usiadł przy biurku. – Imię i nazwisko? – Usłyszałam pytanie.

– Jaga, to znaczy Jagoda Dudkiewicz – odpowiedziałam bez zastanowienia.

Przed oczyma miałam cały czas twarz tej kobiety. Jej zimny i pusty wzrok przerażał. Była we krwi – usta, piersi i nogi zalane stygnącą mazią. Tego nie da się nigdy zapomnieć, nie ma takiej możliwości.

– Wiek?

– Dwadzieścia cztery lata – odpowiadałam, słuchając dokładnie, o co pyta.

– Gdzie pani mieszka?

Nie wiem, co to mogło mieć wspólnego z tym, co się stało.

– Tu za rogiem, niedaleko. – Po minie wywnioskowałam, że nie o to chodziło policjantowi. Chyba chciał, żebym podała dokładny adres, ale miałam nadzieję, że się wykpię. – Czy ona nie żyje? – zadałam najgłupsze na świecie pytanie.

– Wszystko wskazuję na to, że tak. – Usłyszałam całkiem spokojną i logiczną odpowiedź. – Czy dobrze się pani czuje? – zapytał zaniepokojony policjant.

– A czy wyglądam, jakbym się dobrze czuła? – Przekręciłam lekko głowę, przyglądając mu się uważnie. – Jest mi niedobrze i robi mi się słabo, kiedy ją sobie przypominam. – Złapałam się za brzuch, próbując wywrzeć wrażenie na przesłuchującym mnie komisarzu. Istniała szansa, że zrobi mu się mnie żal i pozwoli iść do domu. Niestety, nic bardziej mylnego. Takie aktorki ze spalonego teatru jak ja miewał tu na pewno na co dzień i nie robiło to na nim wrażenia. Odczekał cierpliwie chwilę, aż przestałam krzywić usta.

– Mam wezwać lekarza? Poda coś na uspokojenie. Albo po prostu naleję pani kubek wody? – Patrzył na mnie wyczekująco.

– To może tej wody bym poprosiła – odezwałam się zrezygnowana.

Rozejrzałam się po pokoju. Był duszny, bury, urządzony w stylu śmieciowym i bez wątpienia zbyt przeładowany aktami, których grubość powodowała, że teczki pękały.

Bezduszność tego miejsca sprawiała, że po plecach przechodziły mnie ciarki i chciałam jak najszybciej wyjść. Czułam się jak w pułapce, choć nie powinnam odczuwać strachu.

Wstał i podszedł do butli, wyjął z podajnika plastikowy kubek i napełnił go bez przekonania do połowy. Gdy podawał mi wodę, widziałam po jego twarzy, że na siłę powstrzymywał uśmiech, choć bardzo starał się zachować powagę.

– Proszę, mam nadzieję, że pomoże i będziemy mogli w końcu porozmawiać.

– Domyślam się, że szampana nie macie? – Chciałam być dowcipna.

– No nie, niestety, nie spodziewaliśmy się dziś takich odwiedzin, przykro mi bardzo, że tak pokpiliśmy sprawę. – Czekał, aż wleję w siebie zawartość kubka, która nijak mi nie wchodziła. Dobrze, że napełnił go tylko do połowy. Odsapnęłam i odłożyłam płatkowe naczynie na stół.

– Czy już? Nie mam czasu do rana. Gdyby mogła się pani w końcu skupić, to szybciej byśmy skończyli. I tak nas to nie ominie. Proszę mi wierzyć, że ja również wolałbym już wracać do domu, mnie ta pora też nie odpowiada. To jak?

– No dobrze. – Miałam już pewność, że facet i tak postawi na swoim, więc po co to przedłużać.

– Gdzie pani mieszka?

– Niedaleko, to znaczy na Kopernika. – Widziałam, jak uniósł wzrok znad kartki i nerwowo spojrzał na mnie.

– Czy ma pani przy sobie dowód osobisty?

– Tak, oczywiście.

– To poproszę. – Patrzył na mnie trochę zniecierpliwiony.

Grzebałam w torebce, zaglądając do wszystkich kieszonek i wykładając kilka rzeczy na blat. W końcu z miną zdobywcy podałam mu dokument.

Spisywał coś przez krótką chwilę, potem położył go przed sobą na stole.

– Proszę opowiedzieć wszystko po kolei.

– Wracałam do domu i ją znalazłam, to wszystko.

– Czy widziała pani kogoś, może ktoś panią mijał? Proszę się zastanowić.

– Nie, nikogo. Gdyby ktoś wychodził z tej uliczki, na pewno bym w nią nie skręciła. Nie zdarza mi się w nocy tamtędy chodzić.

– Zatem co sprawiło, że dziś postanowiła pani jednak przejść tą drogą? – Przyglądał mi się badawczo.

– Sama sobie zadaję to pytanie. – Wzruszyłam ramionami.

Bałam się takich miejsc.

– Dobrze, w takim razie skąd pani wracała?

– Ze spaceru.

– O trzeciej nad ranem?! Żartuje pani ze mnie? – Zatrzęsła mu się szczęka.

– Nawet bym nie śmiała, mówię najprawdziwszą prawdę. – Uderzyłam się pięścią w piersi. – Mam kłopoty ze snem i nienormowany tryb pracy. Zdarza mi się tak przemierzać ulice. Dla mnie to normalka – zarzekałam się.

– Czym się pani zajmuje? – Wydawał się zaciekawiony.

– Jestem pisarką – powiedziałam dumna z siebie.

– I czego to pani pisarka tak szuka po nocach?

– Natchnienia, jestem nieuleczalną romantyczką. – Udawałam figlarną i nierozgarniętą.

– Rozumiem, czyli romanse?– skwitował, jakby rozwiązał zagadkę niczym Sherlock Holmes.

– Niekoniecznie, najczęściej dreszczowce. – Zatrzepotałam rzęsami.

Przewrócił oczami z niedowierzaniem, wydawało mi się, że traci cierpliwość.

– Znam pani książki? – zapytał, nie spuszczając ze mnie wzroku.

– Nie wiem. Zna pan moje nazwisko. Kojarzy się panu coś? – Zaprzeczył ruchem głowy. – Więc pan nie zna, i tyle.

– Pisze pani pod prawdziwym nazwiskiem? – Nie odpuszczał, nie podobało mi się to. Miał mnie pytać o nią, a uczepił się mnie.

– A nie, oczywiście, że nie, zapomniałam. – Znowu przewróciłam oczami. Widziałam, że pan policjant dostaje białej gorączki.

– To pod jakim? – Nie dowierzał mojej głupocie.

– Nie mogę powiedzieć, tak mam w kontrakcie, ani słowa. – Rozłożyłam ręce na znak bezsilności.

– A tytuły książek?

– Oj, spryciarz z pana, panie władzo. – Pogroziłam mu palcem, co po raz kolejny wprowadziło go w osłupienie.

– Romantyczka pisująca dreszczowe spaceruje o trzeciej w nocy, lub nad ranem, jak kto woli – dodał szybko asekuracyjnie. – I to w szpilkach, jak domyślam się, dla wygody?

– Zgadza się. Jestem zdania, że kobieta zawsze powinna dobrze wyglądać, godzina i miejsce niczego nie usprawiedliwiają. Widzi pan, ja jestem…

– Dobrze, dobrze, wróćmy do tematu. – Wstrzymał na chwilę oddech. – Czy może mi pani jednak opowiedzieć, jak natrafiła pani na ofiarę?

– Zazwyczaj idę dookoła, przez Kołłątaja, ale byłam już trochę zmęczona, więc zaryzykowałam i poszłam na skróty. Idąc uliczką, nerwowo rozglądałam się, czy nikt się gdzieś nie czai, i nagle zobaczyłam tę dziewczynę leżącą na trawniku. Najpierw wydawało mi się, że jest pijana, ale kiedy zrozumiałam, że jej oczy się nie poruszają, to nogi zrobiły mi się jak z waty i natychmiast zadzwoniłam do was. Potem czekałam na chodniku, bałam się, że ten ktoś może wrócić, ale po prostu nie potrafiłam ruszyć się z miejsca do waszego przyjazdu. Wszystkie kończyny zesztywniały, jakby nie były moje. I to by było na tyle – skwitowałam krótko.

– Tak, to by rzeczywiście było na tyle, nie będę pani dłużej zatrzymywał. Proszę jeszcze podać numer telefonu na wszelki wypadek i jest pani wolna.

– Mam zapisać czy powiedzieć?

– Niech pani zapisze, tak będzie szybciej. – Kolejny raz podparł czoło dłonią i ziewnął. – Dobrze, w takim razie dziękuję i do widzenia.

– Do widzenia, choć mam nadzieję, że to już wszystko.

– Mnie też się wydaje, że nie będę już pani nękał. – Wyciągnął rękę na pożegnanie. Odwzajemniłam gest i szybkim krokiem skierowałam się do wyjścia. Byłam cholernie zmęczona, miałam za sobą bardzo wyczerpujący wieczór, a tu jeszcze taka akcja.

Do domu dotarłam w piętnaście minut, wdrapałam się na pierwsze piętro kamienicy do wynajmowanego mieszkania i, nie przejmując się makijażem, padłam na łóżko.

Obudził mnie dzwonek do drzwi.

– O matko, kogo to niesie? – mruczałam pod nosem wkurzona na cały świat.

– Czyś ty zwariowała?! Dzwonię i dzwonię, dlaczego nie odbierasz?! Martwię się o ciebie – krzyczał jak oszalały.

– Nic mi nie jest, uspokój się. Późno wróciłam do domu, na policji byłam.

– Na policji?! Życie ci niemiłe?! – Podszedł do mnie i złapał za przegub.

– To nie to, co myślisz! Dziewczynę zabitą znalazłam i musiałam zeznania złożyć jako świadek, to wszystko.

– Jak to: znalazłaś? Na drodze? – Nie wierzył w moje słowa.

– Tak, na drodze, jak wracałam. Co miałam zrobić? – Wyszarpnęłam mu rękę.

– Spieprzać do domu! Idiotka! Samarytanka się znalazła! – Chodził nerwowo po pokoju. – Na pewno spisali twoje dane? – Patrzył, jakby oczekiwał, że zaprzeczę.

– No a jak myślisz, geniuszu?

– Nie pyskuj! – Poczerwieniał na twarzy.

– To nie moja wina! – warknęłam. – Gdzie byłeś? Miałeś mnie odwieźć do domu!

– Myślałem, że trzy przecznice potrafisz przejść sama, kretynko!

– Ty tu nie jesteś od myślenia, tylko od wykonywania poleceń. Jak powiem o tym Saulowi, to się wścieknie. Oberwie ci się za to, przygłupie. – W dwóch krokach znalazł się przy mnie, uniósł dłoń nad moją twarz, zamachnął się, a ja nawet nie drgnęłam. – Tylko spróbuj! Tknij mnie, a powyrywają ci nogi z dupy! Jak myślisz, kto z nas jest więcej warty? – Odsunął się wściekły.

– Luksusowa czy z dworca, nie ma znaczenia. Dziwka to dziwka. – Popatrzył na mnie, żeby sprawdzić, czy sprawił mi przykrość. – Już niedługo nic nie będziesz warta, a wtedy wytargam cię za te rude kudły i pokażę, kto tu rządzi.

Kiedy dojdzie do tego, że moje akcje spadną tak nisko, po mnie nie będzie już śladu w Krakowie, pomyślałam.

– Nie rude, debilu, tylko wiśniowe. – Dla mnie to spora różnica. Nie jestem zwykłym rudzielcem, tylko wiśniowoczerwoną żyletą. Kiedyś nosiłam ciemne i długie włosy, teraz zostały nadal długie, ale Saul uznał, że do mojej śniadej karnacji lepiej pasuje odcień czerwieni. Dodaje ognia mojemu temperamentowi.

– Wiśniowe – zakpił. – Wtedy nie będzie miało to już dla ciebie znaczenia.

– Spieprzaj stąd, Chudy, muszę się wyspać, jest ósma rano – przerwałam mu odgrażanie.

– Robotę masz dzisiaj, Saul przesyła namiary. Szykuj komin do czyszczenia. – Podał mi kartkę.

– Jak to: dziś? Znowu? – Spojrzałam na zapisek. – Ten sam hotel dwie noce z rzędu? Nie ma mowy, powiedz, że nie biorę tego, jestem zmęczona.

– No i mamy problem. Facet prosił specjalnie o ciebie, przyjechał z daleka, nie wiem, Kanada czy Australia? W każdym razie wkładaj czyste majtki i do roboty. Będę po ciebie przed dwudziestą.

– Ale ja nie mam nic załatwione: fryzjer, makijaż, kosmetyczka, zakupy. Poza tym, jak się nie wyśpię, to nie będę w formie.

– Gówno mnie to obchodzi, przyjadę wieczorem, masz być gotowa. Spinaj ten swój śliczny tyłek i dzwoń się umawiać. – Uśmiechnął się, spoglądając na moje pośladki wystające ze stringów.

– Nie śliń się, głąbie. Nie dla psa kiełbasa. Nie stać cię. – Zdjęłam mu ten uśmieszek z twarzy.

– Kiedyś tego pożałujesz. Zobaczysz, jeszcze będziesz mnie błagała…

– Tak, tak, mogę już zacząć. Błagam cię, wyjdź – wypowiedziałam te słowa bardzo znudzonym tonem.

Systematycznie odgrażał mi się, że jak już będę towarem drugiego sortu, to kiedyś tak mnie przeleci, że aż mi wióry polecą. Marzyciel.

Bycie luksusową damą do towarzystwa ma swoje dobre strony. Dopóki generuje się przychody z najwyższej półki, można żyć jak królowa i nikt cię nie ruszy. Opowiadanie ludziom, że jestem pisarką, chroni mnie od tłumaczenia się, dlaczego nie wychodzę jak wszyscy inni codziennie rano do pracy. Mogę swobodnie, bez podejrzeń wracać, kiedy chcę i spać, do której chcę. Sąsiedzi niczego nie podejrzewają, bo nikt mnie w domu nie odwiedza.

Zazwyczaj nie pracuję co wieczór, rzadko się tak zdarza, to nie fabryka. Muszę mieć czas na relaks, przygotowanie, odrobienie pracy domowej, to znaczy przeanalizowanie planu dnia czy wieczoru, zapamiętanie preferencji klienta i oczekiwań. To wszystko nie jest takie proste. W końcu faceci płacą za to krocie i mają prawo oczekiwać pełnego profesjonalizmu. Spotkanie ze mną, w zależności od oczekiwań, to koszt zaczynający się zawsze od kwoty z trzema zerami. Ktoś, komu tak zależy, musi zazwyczaj zapłacić Saulowi podwójną stawkę, a w takiej sytuacji i ja więcej zarabiam. Wydawałoby się, że mężczyźni, którzy gustują w ekskluzywnych dziwkach, to gentlemani z wyższych sfer, jednak pozory często mylą. Są wśród nich popaprańcy i świry. Uwielbiają dziwaczne zabawy, przemoc w obie strony, przebieranki i poniżanie. Sama mam kilku takich w zanadrzu, mówią, że to ich odskocznia. Czego nie zrobi żona, zrobi mu dziwka, w końcu od tego jesteśmy. Nie są groźni, tylko skrzywieni, ale dzięki temu zawsze dostaję coś ekstra, poza cennikiem Saula i okiem Chudego. Bywają klienci, którzy wynajmują dziewczynę na czas swojego pobytu, ale te stawki są ustalane indywidualnie. Ja nigdy nie jestem stratna, Saul bardzo o to dba.

Spojrzałam na wgapiającego się we mnie trzydziestoletniego przypakowanego bezmózga. Ksywka Chudy to zupełne jego przeciwieństwo, a blisko sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu sprawiało, że wyglądał jak waligóra. Uff, szkoda gadać.

– Idź już, bo mi przeszkadzasz. – Odwróciłam się na pięcie i powędrowałam szukać torebki z telefonem. Usłyszałam tylko trzask zamykanych drzwi. Mogłabym mu nie otwierać na przyszłość, ale i tak ma klucze, taki układ. Teoretycznie dla mojego bezpieczeństwa, a tak naprawdę, żeby mnie kontrolować. Nie wolno mi przyprowadzać klientów do domu, ani też mieć chłopaka. Wszelkiego rodzaju ludzkie uczucia muszą być nam obce. Rozumiem to i nie mam nic przeciwko. Chcę szybko zarobić jak najwięcej kasy i zwiać z Krakowa. Pracuję już od pięciu lat, uzbierałam sporą sumkę i można powiedzieć, że będę ustawiona na długie lata. Mam pomysł na własny biznes, nie będę od nikogo zależna, a życie dziwki, nawet luksusowej, wcale nie jest łatwe. To nie jest praca, jak się mówi, z widokami, a raczej krótkoterminowy staż.

Sięgnęłam po telefon, spoglądając na siebie w lustrze. Wyglądam okropnie. Zapuchnięte oczy, niezmyty makijaż, wczorajsza bielizna i trzy godziny snu. Katastrofa. Wyrzuciłam zawartość torebki na łóżko w poszukiwaniu aparatu. Przeszukałam kieszenie płaszcza, też nic. Kurwa, ale jaja, chyba go zgubiłam, tylko jak i kiedy? Nic, muszę użyć starego, a potem zastanowię się, co zrobiłam z samsungiem. Wyjęłam z szuflady drugi telefon i kolejno wybierałam numery. Fryzjer, kosmetyczka, no i najważniejsze: masażysta. Mój był wyjątkowo zdolny i wpadał do mnie do domu.

Rzuciłam telefon na pościel i poszłam pod prysznic. Pomyślałam, że mam jeszcze z pięć godzin, nim przyjdzie Maciek.

Owinięta ręcznikiem usiadłam na łóżku i analizowałam dyspozycje wypisane na kartce. Zazwyczaj zawierały one preferowaną fryzurę, typ stroju: sukienka, spódnica, spodnie, rajstopy czy pończochy, bielizna czy bez bielizny, rodzaj spotkania: tylko seks czy też kolacja. Co klient lubi: przebieranki, kajdanki czy inne zabawki. Czasami nawet tematy, których nie należy poruszać i inne szczególiki. Tym razem nic specjalnego. Chce, żebym się ubrała jak na elegancką kolację. Nie zdziwiło mnie to, bo i tacy się zdarzali. Mam tylko nadzieję, że dziś będzie lżej, bo nie przeżyłabym kolejnego wieczoru z udającym sprawnego młodzieniaszka podstarzałym gościem po viagrze. Stał mu przez cztery godziny, a mnie, oczywiście, wmawiał, że to sama natura. Facet chciał wykorzystać każdą minutę, za którą zapłacił, dlatego nadal boli mnie szczęka.

Muszę dokupić jakąś bieliznę, nigdy nie używałam dwa razy tej samej. Na samą myśl o trzymaniu w szufladzie majtek, których dotykał jakiś oblech, robiło mi się niedobrze. Sprawdzę też, co mają w zaprzyjaźnionym butiku, może coś wpadnie mi w oko?

Przeciągnęłam się na łóżku, tuląc głowę do poduszki. Tak mi się dziś nie chce, pomyślałam, zamykając powieki.

Po raz kolejny obudził mnie natrętny dzwonek. Kretyn znowu o czymś zapomniał, muszę poprosić Saula o zmianę ochroniarza, ten jest beznadziejny. Zwlekłam się z łóżka i, przecierając oczy, nacisnęłam klamkę.

– Czego, debilu, zapomniałeś?! – wyrzuciłam z siebie, nim spojrzałam za drzwi.

– Dzień dobry. – Usłyszałam łagodny głos. Zerknęłam za skrzydło i moim oczom ukazał się przesłuchujący mnie w nocy policjant.

– Dzień dobry, czy coś się stało? – Zamurowało mnie.

– Mogę wejść? – Uśmiechnął się do mnie.

– Czemu nie, proszę. – Ustąpiłam mu miejsca, zaciskając mocniej ręcznik na wysokości pach. – Wrzucę tylko coś na siebie. – Zniknęłam w łazience i narzuciłam na ramiona szlafrok. – Czy coś się stało? – Powtórzyłam pytanie, pojawiając się ponownie i sprawdzając węzeł paska.

– Właściwie to nic, ale zapomniała pani wczoraj telefonu z komendy, a że to niedaleko, podrzuciłem po drodze. – Bez skrępowania przemierzył przedpokój, kierując się do pokoju gościnnego. Rozsiadł się w fotelu, rozglądając się z ciekawością dookoła.

– Ładne mieszkanko. Pani?

– Wynajęte – odpowiedziałam szybko. – Gdzie pan ma ten telefon? – Patrzyłam mu na ręce.

– W kieszeni – powiedział, sięgając do niej. – Dzwonił przez pół dnia, może chłopak się martwi?

– Może – odpowiedziałam, udając, że nie rozumiem podtekstu. – Proszę mi go oddać.

Chwyciłam aparat, jak tylko wyciągnął przed siebie rękę. Spojrzałam szybko na listę połączeń, najwięcej nieodebranych od Chudego i dwa od mamy.

– Jak kocha to poczeka – dodał z nieukrywanym uśmieszkiem, który wprawił mnie w zmieszanie.

– Czy to wszystko? Nie mam czasu, w ogóle nie można było zadzwonić, żebym przyszła go odebrać?

– No przecież zadzwoniłem. – Uśmiechnął się na widok mojej zdziwionej miny. – Zadzwoniłem do drzwi, telefon został u mnie, jak miałem… – Wzruszył ramionami.

– No tak, racja, głupia jestem. Często mi się to zdarza, ale mój chłopak mówi, że dodaje mi to uroku, to, że jestem taka nierozgarnięta. – Zatrzepotałam rzęsami jak ostatnia kretynka. – Wstyd mi za to, przepraszam. – Wydęłam usta, osłaniając kolana, w wyniku czego policjant spojrzał na mnie i zmierzył wzrokiem od góry do dołu.

– Czyżby jeszcze pani spała? Obudziłem panią? – Zmarszczył brwi, zmieniając temat.

– Tak, jak widać, chyba trochę za wcześnie na odwiedziny.

– Trzynasta to za wcześnie? Strach pytać, która godzina byłaby odpowiednia. – Znowu rozejrzał się po pokoju.

– Trzynasta?! Trzynasta po południu?! O matko! Musi pan wyjść, ale szybko. – Złapałam go za rękę i ciągnęłam za sobą do drzwi. – Jeżeli nie ma pan więcej pytań, to proszę już iść, błagam pana.

– Czy coś się stało? – Opierał się przed opuszczeniem mojego mieszkania.

– Mój chłopak zaraz wróci, a jest bardzo zazdrosny. Musi pan iść. – Wypchnęłam go za drzwi. – Do widzenia! – Trzasnęłam nimi.

Wpadłam w panikę. Wnet przyjdzie Maciek, a ja jeszcze na zakupach nie byłam. Rzuciłam się w stronę pokoju, który zaadaptowałam na garderobę. Uwielbiałam go, każda kobieta marzy o takim pomieszczeniu. Miałam szczęście, że warunki mi na to pozwalały. Oprócz ogromnej szafy miałam kilka stojaków, na których swobodnie wisiały droższe sukienki w przeróżnych fasonach i kolorach. Obok, pod ścianą, stała półka z butami pasującymi jak ulał do sukienek.

Mieszkanie składało się z trzech pokoi, otwartej, dobrze wyposażonej kuchni, niewielkiego przedpokoju i obszernej, jak na te warunki, łazienki. Dla jednej osoby z dużym zapasem ubrań wprost idealne.

Muszę wyszukać coś, w czym dawno nie byłam. Biorąc pod uwagę, że klientowi tak zależy, istnieje podejrzenie, że już się ze mną kiedyś spotkał. Tak, to trudniejsze niż myślałam. Łatwiej było skoczyć do butiku, ale teraz już za późno. Przerzucałam nerwowo wieszaki, ta nie, ta nie, ta… też nie, ta też nie… O, jest. Tak, to będzie ta. Mała czarna z dekoltem na plecach kończącym się na wysokości pasa. Tak obcisła, że utrudniała chodzenie. W tej na pewno nie byłam, bo jej po prostu nie lubię, nie wiem, jakim cudem się uchowała, ale przynajmniej mam pewniaka. Do tego pończoszki, oczywiście cieliste, i jeszcze tylko majtki z zapasów na czarną godzinę, bo stanika nie ma jak założyć. Na szczęście moje piersi, choć w rozmiarze C, trzymają fason i nie potrzebuję ich podtrzymywać, a przy mojej szczupłej sylwetce wydają się jeszcze większe. Mam sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, oczy tak ciemne, że sprawiają wrażenie czarnych, ważę pięćdziesiąt pięć kilogramów, mam, czym oddychać i na czym siedzieć. Dzięki temu wszystkiemu załapałam się na najwyższą półkę i wygląda na to, że będę mogła na tej złotej grzędzie posiedzieć jeszcze kilka lat.

Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek do drzwi, tym razem popatrzyłam przez wizjer. To Maciek. Z ulgą nacisnęłam klamkę.

– Cześć, wchodź – uśmiechnęłam się do taszczącego ze sobą stół do masażu chłopaka.

– Cześć, ledwo zdążyłem, ale jestem. – Odwzajemnił uśmiech. – Daj mi chwilkę, żebym się porozkładał.

– OK, napijesz się czegoś? Wody, coli, soku?

– Wody, może być gazowana, jak masz. Jest piekielnie gorąco, a ty dziś znowu pracujesz?

– No tak, co zrobić, ale do wieczora na pewno się ochłodzi.

Maciek to jakby „zakładowy” masażysta, zresztą tak jak fryzjer oraz kosmetyczka, ale nawet przy takim układzie bywają kłopoty z umówieniem się.

Podałam mu szklankę z wodą.

– Uważaj, zimna, z lodówki. – Patrzyłam, jak wypija duszkiem, a potem rozciera ręce, żebym nie doznała szoku.

Zrzuciłam szlafrok, upięłam włosy i wskoczyłam na stół. Było cudownie, przymknęłam oczy i zastanawiałam się, czy dobrze pamiętam moment, w którym wyzbyłam się wstydu. Wykorzystywałam swoje ciało do ułatwienia sobie życia, odkąd tylko zrozumiałam, że moje cycki są więcej warte niż mój rozum. Dlatego dbałam o siebie, by jak najdłużej czerpać z tego korzyść.

Godzina minęła jak minuta, podziękowałam Maćkowi i jak zwykle wręczyłam napiwek. Musiałam się mocno sprężyć, bo czas gonił, a Chudy nie lubił na mnie czekać. Wrzuciłam na siebie jeansowe szorty i koszulkę, chwyciłam klucze oraz telefon i biegłam już ulicą w stronę fryzjera. Kraków to tak zatłoczone miasto, że lepiej poruszać się komunikacją miejską niż własnym samochodem, którego zresztą nie posiadam.

Przeprowadziłam się tu, bo można dużo lepiej zarobić, bo jestem daleko od domu, bo nikt mnie nie zna, bo nie muszę patrzeć w oczy rodzinie, bo czuję się tu dość dobrze. Za kilka lat, kiedy otworzę własny biznes, zabiorę ze sobą rodziców i wyjedziemy gdzieś w Polskę, może w góry? Tata bardzo je lubi. Tam też, na pewno, można na czymś dobrze zarabiać.

Spojrzałam na szyld nad drzwiami, dotarłam na miejsce, nacisnęłam klamkę i weszłam do środka.

– Cześć, dziewczyny! – przywitałam się radośnie.

– Cześć, zaczekaj chwilkę, zaraz skończę. – Wskazano mi ruchem głowy fotel przed lustrem. Usiadłam i rozejrzałam się w odbiciu po twarzach kobiet czekających w kolejce. Gdyby wiedziały, kim jestem, zaśmiałam się w duchu. Zawsze bawiły mnie takie myśli. Na pewno połowa z nich zrezygnowałaby z tego salonu, udając zgorszenie. Dewoty.

– Wiesz, że nie mam czasu – odezwałam się w końcu zniecierpliwiona. Saul płacił kupę kasy za dbanie o nas i fryzjerka powinna była rzucić wszystko, kiedy tylko weszłam.

– Już kończę – odpowiedziała wystraszona.

– Już to za późno, za chwilę wyjdę, bo zaczynam być zła. – Potrafiłam być suką, nade mną też nikt się nie litował.

Kiedyś, gdzieś w innym świecie, byłam miłą dziewczyną. Jednak życie zweryfikowało to szybko, okazało się, że taka postawa nie ma przyszłości.

Minęło ponad dwadzieścia minut, a ja nadal czekałam. Ma być do dyspozycji dwadzieścia cztery godziny na dobę. Zaczęłam wstawać z fotela, wybierając w telefonie numer, spojrzałam na nią.

– Nie będzie zadowolony, jak mu powiem – zastraszyłam ją.

– Przepraszam, nie dzwoń, proszę, siadaj, już jestem. – Widziałam, że się boi. – To co dziś robimy? Proszę, nie rób mi tego, nie wiem, w co ręce włożyć.

– Elegancko – odpowiedziałam bez dodatkowych wskazówek.

– A konkretnie? Kok, rozpuszczone, proste, kręcone?

– Konkretnie elegancko, jak na kolację. Wiesz, w czym mi najlepiej i tak mnie uczesz, tylko szybko, bo już straciłam pół godziny. – Znowu spojrzałam na telefon, żeby napisać SMS-a do mamy. Muszę w końcu zadzwonić, bo się wścieknie od tych wiadomości.

Godzinę później szłam energicznym krokiem do kosmetyczki, przynajmniej ta czekała na mnie gotowa. Wieczorowy makijaż dopełnił przygotowań, więc mogłam zjeść coś szybkiego w knajpie naprzeciwko i wracać taksówką do domu.

Dochodziła dziewiętnasta, robiło się nieciekawie. Musiałam się jeszcze odświeżyć i ubrać.

Kiedy wkładałam pierwszego buta, usłyszałam przekręcanie klucza w zamku. Spojrzałam na zegar, była dziewiętnasta trzydzieści. Lubił wpadać wcześniej w nadziei, że jeszcze na coś popatrzy, ale rzadko dawałam mu tę satysfakcję, choć czasami lubiłam go podrażnić. Jego maślane oczy bawiły mnie jak mało co. Udawał twardziela, ale wiedziałam, że trzymam go w garści.

– Gotowa? – rzucił krótko.

– Jak widać. Co tak wcześnie?

– Jak zawsze. Pośpiesz się.

– Nie powinieneś używać klucza, też potrzebuję trochę prywatności.

– W dupie to mam. Będę robił, co chcę, a ty masz trzymać dziób na kłódkę. Nie lubię, jak ze mną dyskutujesz.

– A ja nie lubię, jak się tak do mnie odzywasz. Nie zapominaj, kto na ciebie pracuje, gnojku! Za twoją dupę nikt by nie zapłacił, więc uważaj sobie!

Nalałam do szklanki wodę i jak zwykle wieczorem połknęłam pigułkę. Ciąża do niczego nie jest mi potrzebna.

– Zbieraj się, nie mamy czasu – ominął temat.

Od czasu do czasu musiałam temu głąbowi przypomnieć, kto tak naprawdę tu rządzi. Zabrałam ze stołu torebkę, zajrzałam do środka, czy wszystko mam i ruszyłam w stronę wyjścia. Chudy rozejrzał się jeszcze po mieszkaniu, żeby sprawdzić, czy nikogo tam nie ma. Wyjął klucze i pozamykał za nami zamki.

– Będziesz na mnie dziś czekał, czy znowu mam sama w nocy maszerować? – Patrzyłam na jego odbicie we wstecznym lusterku.

– Będę czekał na jaśnie panią. Daj znać, jak skończysz.

– Dam znać, jak będę szła do windy, a ty masz być już przy wejściu. Które piętro?

– Piąte, pokój dwieście czterdzieści cztery. Mona, uważaj na siebie, włączyłaś pager? Miej go pod ręką.

– Włączyłam, głupku, nic mi nie będzie. Nie pierwszy raz to robię. – Wzruszyłam ramionami.

– Przecież wiem, tylko przypominam, żebyś była ostrożna. – Spostrzegł, że mu się przyglądam, miał smutne oczy. – Jak ci się coś stanie, to kto będzie na mnie zarabiał? – Próbował zachować twarz.

– Nienormalny jakiś jesteś – skwitowałam, zatrzaskując za sobą drzwi czarnego lexusa. Spojrzałam na odjeżdżającego Chudego i ruszyłam do wejścia. Obsługa nawet nie zwróciła na mnie uwagi, nacisnęłam guzik i czekałam na windę. Obok mnie stanęło chyba małżeństwo w średnim wieku, przywitali się grzecznie i wysiedli na pierwszym piętrze.

Zatrzymałam się pod drzwiami, sprawdziłam numer, wszystko się zgadzało, więc poprawiłam pończochy, na które było zdecydowanie za gorąco, odchrząknęłam i zapukałam.

– Proszę. – Usłyszałam głos. Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. W pokoju nikogo nie było, panował półmrok. Nad łóżkiem zapalony był tylko mały kinkiet, a rolety w oknach opuszczono. Przeszył mnie dreszcz. Ten cymbał, Chudy, nieźle mnie nastraszył.

– Cześć! – zawołałam, stając pośrodku sypialni.

– Cześć, dobrze, że już jesteś. Rozgość się, zaraz wyjdę. – Ktoś mówił do mnie z łazienki zachrypniętym głosem z akcentem obcokrajowca. – Przepraszam, ale nie jestem jeszcze gotowy. Nalej sobie coś do picia i odpręż się, to nie zajmie mi dużo czasu.

Rozejrzałam się po pokoju, na fotelu leżała otwarta walizka z markowymi ubraniami, a na stoliku kilka drobiazgów. W rogu stał wózek hotelowy z alkoholem zamówionym do pokoju. Podeszłam bliżej, żeby nalać sobie drinka. Na blacie stał mój ulubiony gin i tonik, a obok nich czysta wódka Belvedere. Czyli jednak się znamy. Musiał mnie dobrze zapamiętać, ale nie podzielał mojego zamiłowania w kwestii gatunku alkoholu. Ulżyło mi i bez zastanowienia przygotowałam sobie drinka. Skoro przeżyłam z nim raz, to i drugi nie stanowi problemu. Mój wzrok zatrzymał się na małym pudełku leżącym na brzegu blatu. Ciekawa byłam, jak bardzo przypadłam mu do gustu, ale nie zajrzałam do środka. Usiadłam na skraju łóżka i przełykałam procenty, które cudownie mnie odprężały. Byłam coraz bardziej zaintrygowana zarówno tym, co jest w pudełku, jak i tym, kim jest ten mężczyzna.

Po kilku minutach drzwi łazienki otworzyły się i stanął w nich facet niebanalnej postury, w samych jeansach, wycierając jeszcze ręcznikiem włosy.

– Rozgościłaś się, widzę, bardzo mi miło. Przepraszam, ale nie zdołałem wyrobić się na czas. Mam nadzieję, że się nie gniewasz? – Uniósł głowę i spojrzał w stronę stolika. – Dlaczego nie otworzyłaś prezentu?

– Nie wiedziałam, że to dla mnie – odpowiedziałam zalotnie.

– To na co czekasz? Chcę, żebyś powiedziała, czy ci się podoba. – Mówiąc to, szedł w stronę drzwi, uchylił je i wywiesił kartkę z napisem „Nie przeszkadzać”. Potem usłyszałam dźwięk zamykanego zamka. Podeszłam do wózka i wzięłam pudełko do ręki. Kiedy je otworzyłam, moim oczom ukazała się piękna bransoletka z kilkoma brylantami. Wow, pomyślałam, ma facet gest.

– Jest piękna, dziękuję bardzo – zaszczebiotałam, przeplatając w palcach biżuterię.

– Nie ma za co. Nie dziękuj, królewno, zasługujesz na to, co najlepsze. – Zbliżał się powoli w moją stronę.

Zamarłam, znałam ten głos, który nagle się zmienił. To nie mógł być ON, to niemożliwe. Cofnęłam się, patrzyłam wyczekująco, aż wejdzie w strumień słabego światła z lampki i czułam, jak serce chce wyskoczyć mi z piersi. Podszedł na tyle blisko, bym mogła zobaczyć go w całej okazałości, odsunął od twarzy ręcznik, uśmiechnął się i przyciągnął do siebie.

– Nareszcie cię znalazłem, moja piękna. Jak mogłaś wyjechać tak bez słowa? – Na jego twarzy malował się szyderczy uśmiech. Głos uwiązł mi w gardle, nie wiedziałam, czy krzyczeć, czy zwiewać, czy dać znać Chudemu, czy po prostu nic nie robić.

– Jak mnie znalazłeś? – Przez moment łzy mieszały mi się w oczach z przerażeniem.

– Nie uciekłaś zbyt daleko i, jak widzę, poszłaś za moją dobrą radą. Zawsze ci mówiłem, że nadajesz się do tego. – Pogładził mnie po policzku. – Powinienem dać ci nauczkę za to zniknięcie, ale tak się cieszę na twój widok, że tym razem ci daruję. – Rzucił ręcznik na podłogę i zaczął rozpinać spodnie. – To sprawdźmy, czy nauczyłaś się czegoś nowego. Rozbieraj się! – nakazał. – Dość czasu już straciliśmy! – Zauważył, że drżę z przerażenia. – Myślę, że cieszysz się na mój widok? Co? – Uniósł moją głowę za podbródek i spojrzał w oczy.

– Tak, cieszę się, dlaczego miałabym się nie cieszyć? – powiedziałam kpiąco.

– Chyba się mnie nie boisz? Królewno, jesteś dla mnie wszystkim, nie mogłem żyć bez ciebie.

– Nie mogłeś też żyć, o ile dobrze pamiętam, bez gwałcenia mnie i bicia – wyszeptałam.

– Zamknij się! – wycedził przez zęby. – Po co te słowa? Przyjechałem się pogodzić, przeprosić i zabrać cię do domu. Rodzice tęsknią za tobą. Już ich nie kochasz? Hmm… Wiedzą, że jesteś dziwką? – Szelmowski wyraz twarzy był u niego czymś normalnym.

– Nie wiedzą i nie mogą się dowiedzieć, rozumiesz? – Odskoczyłam od niego.

– Ja rozumiem, ale czy ty zrozumiałaś? Chcę, żebyś wróciła do mnie, tęsknię.

– Nigdy nie byłam twoja, jesteś mężem mojej pieprzniętej siostry – przerwałam mu stanowczo.

– Byłem. Chcę się rozwieść, ona jest beznadziejna, a ja zakochany w tobie. Cały ten czas poświęciłem, żeby cię znaleźć. – Jego głos i spojrzenie zmieniły się w pełne ciepła i spokoju. – Nie była w stanie się z tym pogodzić. Myślała, że jak wyjechałaś, to wrócę do niej, ale ja nie mogłem o tobie zapomnieć. Zostawiłaś mnie jak psa! – Znowu się zezłościł.

– Bo ty traktowałeś mnie jak sukę! Jesteście oboje nienormalni. Skrzywdziliście mnie, daj mi spokój, muszę stąd wyjść! – Zrobiłam krok do przodu, ale złapał mnie za rękę.

– Rozbieraj się, albo zadzwonię do twojego alfonsa, że mi fochy stroisz, wtedy wiesz, co cię czeka. – Przymrużył oczy.

Byłam już pewna, że mnie nie wypuści, do telefonu też nie byłam w stanie sięgnąć, dlatego udawałam, że się poddałam i powoli zdejmowałam ubrania.

– Połóż się. – Przyglądał mi się łapczywie przez chwilę. – Jesteś taka piękna, nawet twoje włosy mi się podobają – mówił łagodnie. – Kiedy pomyślę o tych wszystkich kutasach, którzy wchodzili w ciebie, to szlag mnie trafia. Jak mogłaś? Byłaś moim skarbem, a ja twoim pierwszym i jedynym. Dlaczego tak mnie zostawiłaś?

Czy on naprawdę myśli, że był moim jedynym? Kompletny kretyn z urojeniami, pomyślałam.

Sięgnął po pudełko i wyjął z niego bransoletkę, założył na mój prawy nadgarstek.

– Kobieta najpiękniej wygląda ubrana tylko w brylanty. – Pocałował mnie w dłoń. – Jestem taki szczęśliwy.

Jego nastrój zmieniał się z sekundy na sekundę. Raz był łagodny, za chwilę podenerwowany. Wszystko to najlepiej świadczyło o tym, że wciąż jest niestabilny emocjonalnie.

– Skąd masz na to wszystko kasę? – Byłam zaciekawiona.

– Przez tych pięć lat dużo się zmieniło, dorobiłem się. Mam swój biznes, teraz będziesz mogła przy mnie żyć jak na królewnę przystało. Nie będziesz już musiała się sprzedawać jak tania dziwka. – Skrzywił się, jakby właśnie przełknął kawał cytryny. – Kupimy dom, pobierzemy się, będzie, jak zechcesz, zobaczysz – wyrecytował wszystko, jakby wyuczył się tego na pamięć.

– Wiesz, że Saul nie pozwoli ci na to, jestem dla niego zbyt cenna. – Próbowałam go przestraszyć.

– Ten twój Saul może mi naskoczyć, jesteś moja, zawsze byłaś i nic tego nie zmieni. To ja cię ukształtowałem, ja sprawiłem, że potrafisz czerpać zyski ze swojego wyglądu i naturalnego talentu. Ja to w tobie pierwszy dostrzegłem i odkryłem. – Zdenerwował się po raz kolejny.

– No to się jeszcze zdziwisz – powiedziałam z uśmiechem na twarzy.

Złapał mnie mocno za kark, zbliżył swoją twarz do mojej i zaczął całować. Postanowiłam się nie wyrywać, chciałam uśpić jego czujność, a potem w odpowiednim momencie wywołać Chudego. Pieścił mnie i dotykał intymnych miejsc, był zupełnie inny, delikatny, czuły. W końcu wszedł we mnie bardzo łagodnie i spokojnie, nie trwało to dłużej jak kilkanaście sekund. Doszedł, pozostawiając we mnie rezultat swojego podniecenia.

Kiedy dyszał na mnie po raz kolejny, wyszeptując jak mnie kocha, przed oczyma miałam znowu ten wieczór, kiedy zgwałcił mnie pierwszy raz. Rodziców nie było w domu, ledwie skończyłam piętnaście lat. Moja o dwa lata starsza siostra przyprowadziła swojego chłopaka. Widywałam go już wcześniej, był nieprzeciętnej urody i budowy. Kamila zabroniła mi wtykać nos w sprawy dorosłych i kazała siedzieć cicho w swoim pokoju. Słyszałam ich w nocy, słyszałam, jak jęczała, wołała jego imię, a on wciąż wydawał jej jakieś polecenia i wciąż było mu mało. Imponowało jej, że ma chłopaka o dwanaście lat starszego. Już to wskazywało, że nie miał równo pod sufitem.

Tamtego wieczoru stanął w progu mojego pokoju i zapytał, czy to prawda, że jestem cnotką i czy nie chcę, żeby taki przystojniak jak on mnie rozdziewiczył. Kiedy zaprzeczyłam i zaczęłam wołać siostrę, zaśmiał się, mówiąc, że ona śpi pijana, a jemu przyszła ochota na dymanko. Przypomniał sobie, że za ścianą leży dojrzała już foczka, jeszcze nieruchana, jak to w miły sposób określił, i zaraz mu stanął.

Wyrywałam się, jak mogłam, kopałam, krzyczałam i gryzłam, w końcu w drzwiach pojawiła się Kamila. Odetchnęłam z ulgą, bo on wzdrygnął się i poluzował uścisk. Zapytała go z niedowierzaniem, co się dzieje, a on na to, że ma się tak głupio nie gapić, tylko mu pomóc, bo się cały czas wyrywam. Przekonał ją, że jeśli go kocha, to zrobi, co jej każe, bo miał ochotę zamoczyć, a ona spała, czyli sama sobie jest winna. W dodatku opowiedziała mu o siostrzyczce za ścianą, więc co się dziwi, że chciał pierwszy zerżnąć mój tyłek. Stwierdził, że robi mi przysługę, po pierwsze, pozbawi mnie kłopotu, jakim jest dziewictwo, po drugie, kolejny taki ogier już mi się nie trafi, a po trzecie, zauważył, że wpadł mi w oko, więc jak mnie przeleci to nie doniosę starym.

Wierzyła we wszystko, co mówił, nawet w te największe brednie. Trzymała mnie za ręce tak mocno, jak mogła, z minuty na minutę podobało jej się coraz bardziej, podniecało ją to, przyglądała się, co robił, wbiła wzrok w jego penisa, który wchodził we mnie z potężną siłą, śledziła każdy jego ruch, a on nie spuszczał oczu ze mnie. Z każdą spływającą łzą uderzał we mnie mocniej i mocniej… Kiedy ze mną skończyli, poszli do jej pokoju, by dać ujście podnieceniu. Nie rozumiałam tego, nie rozumiałam mojej siostry, nie rozumiałam, jak może komuś sprawiać przyjemność zadawanie bólu, ale wiedziałam, że nie mogę o niczym powiedzieć rodzicom. Nie chciałam, by cierpieli jak ja. To dobrzy ludzie i mogliby tego nie przeżyć.

Kiedy następnego dnia ci zwyrodnialcy zorientowali się, że nie pisnęłam nikomu nawet słowem, poczuli się bezkarni i korzystali z tego z pełną radością. Trwało to dwa lata: gwałcili mnie, bili, poniżali, zmuszali do różnych okropności, czasami podawali jakiś narkotyk, gdy zbytnio się stawiałam, a potem sami uprawiali zwierzęcy seks. W końcu Kamila zaszła w ciążę, więc się pobrali. Miała dziewiętnaście lat, wyprowadziła się do niego, choć on i tak cały czas twierdził, że to nie jego bachor, bo dziwka się puszczała. Płakałam nocami, myśląc o tym maleństwie, które przyjdzie na świat, mając takich pieprzniętych rodziców. Dziecko, chyba za sprawą opatrzności, urodziło się martwe. Robert myślał, że oszaleje, nie dlatego, że zmarł mu syn, ale dlatego, że niepotrzebnie się ożenił.

Wciąż składał mi wizyty pod nieobecność rodziców. Teraz miał oficjalnie klucze, ale na szczęście w nieszczęściu przychodził już sam. Nadal brał, co chciał, nie pytając mnie o zdanie, tylko już nie tak brutalnie, bez bicia i wyzwisk. Często zostawał ze mną do rana, zachowując się, jakbyśmy byli parą. Mówił, że moja siostra po porodzie nie nadaje się do niczego innego, tylko do obciągania, a ja jestem cudowna. Dawno przestałam płakać, było mi już wszystko jedno, ogarniała mnie całkowita znieczulica.

Miałam nadzieję, że jak przestanę stawiać opór i udawać, że chętnie z nim sypiam, to w końcu mu się znudzę. Niestety, tak się nie stało, wchodził we mnie przy każdej okazji, a jego brutalność zamieniła się w namiętność.

Kamila znienawidziła mnie całkowicie. Groziła, że mnie zabije, jak odbiorę jej męża, bo ten spędzał więcej czasu w moim łóżku niż w jej. Zaczęło bawić mnie to na swój sposób, to była idealna metoda, żeby zranić tę szmatę. Była dla mnie nikim, nic nie mogła zrobić, tylko skamlała jak ja kiedyś. W końcu mu się poskarżyłam, zapłakana powiedziałam, że mi grozi i chce nas rozdzielić. Niech wie suka, jak to jest. Poprosiłam, aby tak załatwił sprawę, żebym już nie musiała się jej bać. Nigdy więcej się nie odgrażała.

Nie miałam stałego chłopaka, w tych sprawach byłam raczej oziębła. Zdarzyło mi się dla dwóch facetów zdjąć majtki, ale z wyrachowania, nie mało to nic wspólnego z jakimkolwiek uczuciem. Nie gustowałam w gnojkach ze szkoły, adekwatni do mojego wieku, byli jeszcze dzieciakami. Wolałam dojrzałych mężczyzn, byłam przystosowana do dorosłego życia.

Nauczyłam się, że dupą można załatwić wszystko. Większy dekolt i maślany wzrok sprawiał, że zadania domowe zawsze miałam zrobione na czas przez naiwnych kretynów, a wypinanie tyłka działało cuda w każdej sytuacji, czy to w budzie, czy poza nią. Na imprezach miałam, co chciałam, za nic nie płacąc. Pajace prześcigali się jeden przed drugim, z nadzieją, że w końcu któremuś uda się mnie zaliczyć. Imponowało to dziewczynom, chciały być takie jak ja, ale brakowało im znieczulicy, której ja miałam aż nadto. To moja siostra i jej ukochany zrobili ze mnie taką dziwkę bez skrupułów. Zniszczyli mi życie, odebrali młodość i pozbawili uczuć.

Miałam skończone osiemnaście lat, kiedy Robert pierwszy raz wyznał mi miłość. Myślałam, że to jakieś żarty. Krzywdził mnie od tylu lat i teraz mówi, że mnie kocha? Facet był bardziej trzepnięty, niż myślałam, ale złagodniał, prosił o wybaczenie, przynosił kwiaty. W kółko powtarzał, że sobie nie wybaczy tego, co mi robił, bo kocha mnie jak nikogo innego. Chciał, bym z nim zamieszkała, powiedział, że tylko jedno moje słowo i wywali Kamilę na zbity pysk. Nie wyobrażałam sobie życia z takim potworem. Trzymałam go jednak wciąż w zanadrzu, dając mu nadzieję, bo chciałam dopiec do żywego mojej siostrzyczce. Niestety, pomimo lekcji, jaką otrzymała od męża, Kamila w końcu wkroczyła do akcji jak wąż wijący się u stóp swego pana. Wyśmiała go, że robi z siebie głupka. Przyprowadziła ślubnego do klubu, w którym akurat się bawiłam i pokazała, jak otaczam się wianuszkiem gości, przed którymi paradowałam ze swoimi walorami, pustosząc ich kieszenie przez coraz to inne zachcianki. Robert dostał szału, chciał zabrać mnie do domu, ale nie dał rady kilku napalonym bykom.

Nie pokazał się przez kilkanaście dni. Myślałam, że to koniec, ale wrócił ze zdwojoną siłą. Kamila wytłumaczyła mu, że skoro tak bardzo zależy mu na pieprzeniu mnie, to nie powinien pytać o zgodę, tylko nadal brać, co mu się należy. Zaproponowała starą zabawę, która nie tylko przypomni mi, gdzie moje miejsce, ale także rozbudzi w nich dawne podniecenie.

I jak zły szeląg wrócił koszmar, a za każdym razem, kiedy tylko on powiedział, że mnie kocha i jestem jego królewną, siostrzyczka jeszcze mocniej przykładała mi z wściekłością w brzuch. On miał łzy w oczach, ja obojętność, a Kamila satysfakcję. Popaprańcy.

Pół roku później skończyłam liceum, zdałam maturę, pożegnałam rodziców i wskoczyłam do pierwszego pociągu.

Wysiadłam na dworcu w Krakowie, błąkałam się po ulicach. Bez kasy, bez pracy, bez mieszkania. Przypomniało mi się, jak Robert często powtarzał, że poruszam się w łóżku tak, że umarłemu by stanął, bo to mój wrodzony talent. Poszłam pod jeden z hoteli i czekałam, aż zjawi się jakaś panienka z obstawą. Długo to nie trwało. Tak poznałam Chudego. Zagadałam, powiedziałam, że opiekuna szukam. Kiedy zabrał mnie, aby przedstawić swojemu pracodawcy, nie myślałam, że trafię aż tak dobrze. Wiele się słyszy o fizycznym zmuszaniu dziewczyn do różnych rzeczy, ale nie pod tymi skrzydłami. Saul bardzo dba o swoje dziewczyny, nie jesteśmy dla niego towarem, tylko inwestycją. Minęło pięć lat, odkąd zaczęłam dla niego pracować, i nie miałam w tym czasie powodów do narzekania. Powiem szczerze, że w tej sytuacji nie mogłam lepiej trafić i nie zamierzam na razie niczego zmieniać. Teraz muszę tylko jakoś wydostać się z tego pokoju.

Robert usiadł na brzegu łóżka, zapalił papierosa i złapał się za skronie.

– Brakowało mi ciebie, myślałem, że oszaleję, kiedy uciekłaś. – Zaciągnął się bardzo mocno. – Nie rób mi tego więcej, królewno.

– Brakowało ci mnie, czy też gwałtów na mnie? – Nie powinnam go złościć, ale palnęłam i było już za późno na refleksję.

– Przestań! Nic nie rozumiesz. Byłem idiotą, nie myślałem. Twoja siostra mnie podjudzała, paliliśmy trawkę, braliśmy amfę, wszystko to wyzwalało w nas najgorsze instynkty. Nie wiem, jak mam cię przepraszać, będę do końca życia tego żałował.

– A Kamila? Gdzie jest teraz? Co ona na to? Wie, że tu jesteś? – zasypałam go pytaniami, zerkając na torebkę.

– Strach myśleć, ale ona twierdzi, że spotkało cię to, na co zasłużyłaś. – Znowu zaciągnął się, wypuszczając dym nosem. – Przesiaduje u waszych rodziców i żyje na ich koszt, bo jej się pracować nie chce. Wie, że cię szukałem przez ten cały czas. Mam w dupie jej uczucia do mnie, i tak do niej nie wrócę. – Zamilkł na chwilę. – Jaga, kocham cię, kobieto, wróć ze mną, proszę. Wszystko inne straciło sens. Wiem, że jestem dużo starszy, ale to nie stanowi przeszkody, kiedy ludzie chcą być razem.

– A co, jeśli odmówię? Teraz tu jest moje życie, nie niszcz mi go drugi raz – mówiłam spokojnie.

– Zostanę z tobą – odpowiedział bez namysłu. – Jeżeli to jest twój warunek, to jestem w stanie na niego przystać.

Poczułam, jakby ktoś wbijał mi nóż w serce.

– I będziesz spokojnie patrzył, jak wychodzę do klientów? Wytrzymasz, mając świadomość, że za chwilę jeden z tych facetów mnie przeleci? A gdybyś jeszcze wiedział, że sprawia mi to przyjemność, że lubię się z nimi pieprzyć, że im obciągam i rżnę się na każdy możliwy sposób? – wypowiadałam to z dziką satysfakcją.

Zacisnął szczękę tak mocno, aż mu zadrżała, uniósł rękę i chciał mnie uderzyć.

– Widzę, że jednak niewiele się zmieniło, ale teraz musisz uważać, bo jak Saul się dowie, że mu towar uszkodziłeś, to ci tego nie daruje.

Usiadłam obok niego, przyglądając się jego strapionej twarzy.

– Ja również nigdy ci tego nie zapomnę, zniszczyłeś mnie. Przez twoje chore żądze jestem tutaj i zamiast kończyć studia, musiałam z domu uciekać. Nienawidzę cię i nigdy ci nie wybaczę! Jesteś skurwysynem najwyższego kalibru!

Nie wytrzymał i uderzył mnie. Z kącika ust popłynęła mi krew. Szczękę miał nadal zaciśniętą, z całej siły pchnął mnie na plecy, przytrzymał ręce, rozchylił nogi i, patrząc mi w oczy, wszedł we mnie z potężną siłą po raz kolejny, wydając z siebie nieludzkie odgłosy. Czułam, jak podniecenie wzbiera w nim na sile, wracały stare nawyki.

– Tego chciałaś, szmato? Po to mnie prowokujesz? Lubisz tak, co? Pieprzysz, że cię skrzywdziłem, a kiedy jestem miły, ty robisz wszystko, bym ci spuścił manto i zerżnął na ostro.

Nadal był tym samym skurwielem co kiedyś. Nie wyrywałam się, tylko leżałam i patrzyłam mu z uśmiechem w oczy, zlizując z ust krew.

– Zadowolony? – zaśmiałam się kpiąco, nie czekając, aż skończy. Przerwał i odsunął się. – Stoi ci jeszcze? Możesz sobie poużywać, zapłaciłeś. Dziś robisz to, powiedzmy, że legalnie. – Rozsunęłam ponownie uda. – Chcesz jeszcze? Za tę stawkę mogę nawet udawać, że mi się podoba, bo tak naprawdę to, wiesz, zawsze byłeś kiepski. Wydaje mi się, że po prostu brakuje ci, jakby to ująć… – Przerzuciłam oczyma. – No niby rozmiar się nie liczy, ale są jakieś standardy, nieprawdaż? – Odsunęłam się, wycierając krew z podbródka.

– Dziwka! Pieprzona dziwka! Ty i ta twoja pojebana siostra jesteście takie same! – krzyczał wściekły.

– Witam. Jak miło powitać z powrotem starego Roberta. Czyli co, już mnie nie kochasz? – Nie mogłam sobie odpuścić.

Zerknęłam po raz kolejny na torebkę, ale nadal była za daleko. Najważniejsze, żeby się do niej dostać.

– Zamknij się, suko! Albo dziś wrócisz ze mną, albo cię tu zajadę – straszył mnie jak kiedyś.

– Wątpię, za cienki jesteś na to, albo raczej za krótki – pokpiwałam sobie nadal, jakbym nie miała świadomości, co się może stać.

Poczułam kolejny cios, tym razem potężny, i następny potok krwi. Wstał, rozcierając kostki zaciśniętej pieści, poszedł w stronę wózka z alkoholem i ustawiał szklanki. Rzuciłam się po torebkę i chciałam z nią uciec do łazienki, ale złapał mnie, wywalił całą jej zawartość na podłogę i zdeptał. Ostatnia moja nadzieja zgasła. Poczułam bezradność.

– Naprawdę chcesz, żebym cię tu zatłukł za takie numery, głupia dziwko?! – Pchnął mną o ścianę. Uderzyłam głową, byłam oszołomiona i poczułam, że tracę równowagę. Wziął mnie za ręce i przywiązał je do nogi od łóżka. Był przygotowany na wszystko. Wyjął pasek od spodni i uderzył kilka razy, aż skóra zaczęła pękać, a na udach i piersiach pojawiły się krwawe rany. Bolało niemiłosiernie, a on nadal mnie okładał. Miałam ochotę go zabić, ale nie mogłam się uwolnić, byłam coraz słabsza.

– Przestań, proszę. – Musiałam ulec. – Przestań, robisz mi krzywdę, rozwiąż mnie, błagam cię, Robert, proszę. Zrobię wszystko, co chcesz, naprawdę, proszę cię.

Wziął duży zamach i uderzył po raz kolejny. Z bólu straciłam przytomność. Nie wiem, na jak długo, ale kiedy ją odzyskałam, leżałam na łóżku, a on ocierał mnie z krwi. Wydawało się, że ma załzawione oczy, całował mnie i głaskał.

– Dlaczego to robisz, królewno, dlaczego mnie prowokujesz? Nie chcę cię krzywdzić, ale nie dajesz mi wyboru. – Przeciągał palcem po moim policzku. – Zrozum, że cię nie zostawię, nie utrudniaj nam tego.

– Musisz mi pozwolić odejść, inaczej wpadnie tu banda Saula – Przemawiałam mu do rozsądku. – Tak się to odbywa, jeżeli nie dam znać, że nic mi nie jest, znajdą nas, i to szybciej, niż myślisz.

– Co ja narobiłem? – Przyglądał mi się z przerażeniem. – Jak mogłem ci to znowu zrobić? Dlaczego dałem się sprowokować? – Jakby w ogóle nie słuchał tego, co mówię. – Przecież może być jak dawniej, bywało już między nami dobrze. Pamiętasz, jak seks ze mną sprawiał ci przyjemność?

Nie czekał na odpowiedź, do niczego nie była mu potrzebna. Twarz mu pochmurniała, a wzrok wydawał się nieobecny.

– Kurwa mać! Przecież cię kocham, nie odtrącaj mnie znowu, moja piękna. Zapewniam cię, że zostaniesz ze mną jako moja żona i matka moich dzieci. Będzie albo tak, albo wcale.

– Robert, muszę stąd wyjść. Słyszysz mnie? – mówiłam łagodnie, ale obstawałam przy swoim.

– Nic z tego, nie wypuszczę cię, nie ma takiej możliwości, królewno. – Przyglądał się swojemu dziełu. – Chodź do łazienki, doprowadzisz się do porządku, bo patrzeć na ciebie nie można.

Pomaszerowałam za nim posłusznie i weszłam pod prysznic. Obserwował, jak zmywam z siebie krew, potem okrył mnie szlafrokiem i zaprowadził z powrotem na łóżko. Wycierał mnie dokładnie ręcznikiem i wpatrywał się w mój falujący biust, aż w końcu po raz kolejny dał upust swojemu podnieceniu, sadzając mnie na sobie i ściskając zbyt mocno moje piersi.

– Jak ja tęskniłem. Za tobą, twoim delikatnym ciałem, dotykaniem cię i twoim ciepłem. Nikomu już cię nie oddam.

W oczach miał szaleństwo, które dobrze już znałam. Przygryzałam wargę i pomyślałam, że muszę to przetrwać. Kiedy skończył, zdjął mnie z siebie i wstał po wódkę. Podał mi butelkę, żebym się napiła. Przytrzymywał ją przez dłuższą chwilę przy moich ustach, bym wypiła jak najwięcej, potem sam wlał w siebie sporą ilość i kazał przytulić się do niego. Coraz mocniej kręciło mi się w głowie. Leżeliśmy tak dość długo. Przerywał co jakiś czas milczenie mrzonkami o wspólnym życiu, przepłukując gardło Belvederem, a mnie mdliło na samą myśl o powrocie z nim. Przytakiwałam jednak wszystkiemu, co mówił, tuliłam się i głaskałam jego tors, dawałam do zrozumienia, że to on ma rację, a ja znowu chcę być tylko jego królewną. To był jedyny sposób, by go uspokoić i przeczekać cierpliwie, aż zaśnie. Z nas dwojga to ja powinnam po tym wszystkim być szurnięta, pomyślałam.

Kiedy pojawiłam się na dole, Chudy zbladł.

– O kurwa, dziewczyno, co ci się stało? Pod pociąg wpadłaś? – Wybałuszył oczy na mój widok. – Kto ci to zrobił? Czy to ten koleś, z którym byłaś? – Oczekiwał potwierdzenia. – Zajebię chuja! Gdzie on jest? – Podskakiwał nerwowo w miejscu. – Dlaczego nie dałaś znać? Czekam tu od kilku godzin. Kurwa, miałem jakieś przeczucia, był taki napalony na ciebie, coś mi nie pasowało, dlatego postanowiłem poczekać pod hotelem. Co za gnój.

Przemierzał chodnik w tę i z powrotem, wylewając z siebie potok słów.

– Chcesz podjechać do lekarza? Mona, słyszysz mnie?

No tak, niby tyle lat, a ciągle zapominam, że Mona to moja ksywka. Sam Chudy mi ją wymyślił. Powiedział, że jestem piękna jak Mona Liza. Chyba nie widział tego obrazu, ale nie protestowałam. To były jedyne miłe słowa, jakie do mnie skierował. Czasami wydawało mi się, że nie myśli tego, co mówi. Na początku był o wiele przyjaźniej nastawiony do mnie. Pomógł znaleźć mieszkanie, wpadał na pogaduchy i na kawę, robił ze mną zakupy, myślałam, że się kumplujemy. I nagle coś się zmieniło, zaczął wyprowadzać mnie z błędu, przypominając systematycznie, czym się zajmuję. Jakby coś go ugryzło. Ale teraz widać było, że autentycznie się przejął. Nie panował nad złością.

– Mona, jedziemy?

– Dokąd? – zapytałam zdziwiona.

– No do lekarza, przecież ledwo stoisz, potrzebujesz pomocy.

– Nie, nie trzeba, poradzę sobie.

– Ale wpierdol mu się należy, zaczekaj tu na mnie.

– Chudy, nie! Proszę cię, zostaw go. Poniosło trochę gościa, zabawa wymknęła się spod kontroli, facet lubi ostrą jazdę, ale przeprosił i… O, zobacz, jakie cacko dostałam w ramach rekompensaty. – Wyciągnęłam przed siebie rękę, pokazując bransoletkę.

– Uuu, niezłe. – Uniósł brwi z podziwem. – Tylko się nie chwal Saulowi, bo wiesz.

– Tak, wiem, dziękuję ci. A teraz możesz mnie zawieźć do domu? Jestem bardzo zmęczona i potrzebuję kilku dni wolnego, żeby doprowadzić się do porządku. – Zajęłam miejsce pasażera z tyłu, kiedy tylko otworzył mi drzwi.

– Oczywiście, wszystko załatwię. Zawiadomię Saula, żeby wpisał gnoja na czarną listę, a ty o nic się nie martw.

Oparłam głowę o zagłówek i zamknęłam oczy. Po policzkach popłynęły mi łzy. To niemożliwe, że mnie odnalazł, nie teraz i nie tu. Kiedy dojechaliśmy pod dom, Chudy zaniósł mnie do mieszkania, położył do łóżka, okrył kocem i siedział przy mnie przez jakiś czas, a kiedy był przekonany, że już zasnęłam, głaskał delikatnie po włosach i ucałował w czubek głowy, tuląc kilkukrotnie swój policzek do mojego.

– Nie wiem, co bym zrobił, gdyby coś ci się stało – wyszeptał. – Śpij, kochanie, obiecuję ci, że już cię ten skurwiel więcej nie dotknie.

Rozdział 2

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16

Szmaciana lalka

ISBN: 978-83-8219-761-7

© Katarzyna Primus i Wydawnictwo Novae Res 2022

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt

jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu

wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.

Redakcja: Anna Kuciejewska

Korekta: Anna Jakubek

Okładka: Magdalena Czmochowska

Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Zaczytani sp. z o.o. sp. k.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek