Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Testament Nobla - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
27 lipca 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
34,99

Testament Nobla - ebook

Szósta część przygód dziennikarki Anniki Bengtzon.

Gala wydana w sztokholmskim ratuszu z okazji wręczenia Nagrody Nobla oszałamia przepychem, lecz za woalem blichtru czai się zbrodnia. Na parkiecie Złotej Sali morderczyni w wieczorowej sukni strzela do przewodniczącego Komitetu Noblowskiego. Kula trafia prosto w serce, kobieta zaś znika w tajemniczy sposób.

Annika Bengtzon zostaje wbrew woli wciągnięta w rozgrywający się dramat, tym razem nie jako dziennikarka, lecz jako świadek zdarzenia. Z bagażem rozbitego życia osobistego i zawodowego Annika trafia w środek lawiny wydarzeń sięgających odległej przeszłości. Trop prowadzi do samego Alfreda Nobla, niewiarygodnie bogatego naukowca i wynalazcy, fundatora prestiżowej nagrody, którego tragiczna śmierć okazała się brzemienna w następstwa. Annika dociera w końcu niebezpiecznie blisko prawdy.

Potężny temat, ale akcja płynie wartko, napięcie rośnie, czego można było się spodziewać po tak doświadczonej autorce powieści kryminalnych. Równolegle poznajemy poetycko przedstawioną biografię Alfreda Nobla. Jest to jakby drugi wątek powieści, które jednak każe nam stawiać pytania z dziedziny etyki i odpowiedzialności. A jeśli coś jest dla Anniki Bengtzon ważne, to właśnie te dwie kwestie: odpowiedzialność i etyka.

- „Expressen”

Słynny testament Alfreda Nobla jest znakomitym wyzwaniem dla detektywa. Liza Marklund miała świetny pomysł na swoją szóstą już powieść kryminalną. Dziwne, że nikt wcześniej na to nie wpadł!

- „Göteborgs-Posten”

Najlepsza książka Lizy Marklund od czasu Zamachowca.

- Anne Holt

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8252-335-5
Rozmiar pliku: 3,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Pią­tek, 11 grud­nia

ANDERS SCHY­MAN STAŁ w swoim naroż­nym pokoju i przy­glą­dał się budyn­kowi amba­sady rosyj­skiej. Cała oko­lica pogrą­żona była w ciem­no­ściach, jedy­nym wyjąt­kiem był blady krąg świa­tła wokół lampy przy wej­ściu i latarni oświe­tla­ją­cych budkę zmar­z­nię­tego straż­nika. Żoł­nierz robił sobie cza­sem krót­kie wycieczki, kilka kro­ków wzdłuż meta­lo­wej furtki i z powro­tem.

Aleby się zdzi­wił, gdyby nagle coś się zaczęło dziać, pomy­ślał redak­tor naczelny. Gdyby nagle pod­je­chał samo­chód i ktoś zaczął strze­lać w stronę amba­sady albo prze­szedł przez mur i zesko­czył tuż przed nim. Na pewno by nie ryzy­ko­wał, prze­cież napast­nik miałby nad nim prze­wagę: dzia­łałby z zasko­cze­nia, miałby cel i plan dzia­ła­nia.

Jeste­śmy strasz­li­wie bez­bronni, pomy­ślał Anders Schy­man. Tak nie­sły­cha­nie bez­bronni. Ale prze­cież nie można bez prze­rwy mieć się na bacz­no­ści i cały czas się zasta­na­wiać, czy się cze­goś nie prze­oczyło. Cały świat stoi przed tym dyle­ma­tem, nie tylko świat zachodni, nie tylko spo­łe­czeń­stwa demo­kra­tyczne, prze­stęp­czość jest zagro­że­niem dla wszyst­kich.

Pie­nią­dze, wła­dza i wpływy, pomy­ślał Schy­man. Nie uchro­nimy się przed tymi, któ­rzy zro­bią wszystko, by je zdo­być. Zawsze tak było, tylko metody stały się bru­tal­niej­sze, tward­sze.

Podobno zabiła kobieta. Na kon­fe­ren­cji pra­so­wej poli­cja ani nie zaprze­czała, ani nie potwier­dzała. Nie chcieli się wypo­wia­dać na temat ewen­tu­al­nych wcze­śniej­szych gróźb czy zabez­pie­czeń. Poczy­nione kroki zda­wały się wystar­cza­jące i zgodne z wytycz­nymi, nikt nie potra­fił powie­dzieć, co zawio­dło.

Zaczął padać śnieg, zabłą­kane płatki zmie­rzały ku ziemi jakby z waha­niem. Schy­man poczuł, że ze zmę­cze­nia pieką go oczy. Zamru­gał kilka razy, wró­cił do biurka i zer­k­nął na zega­rek.

Może to jed­nak nie jest to, czym powi­nie­nem się zaj­mo­wać, pomy­ślał. Jeśli to są te nowe czasy, to nowe roz­da­nie, jeśli ter­ro­ryzm dotarł i do nas i cią­gła tro­ska o bez­pie­czeń­stwo to nasza przy­szłość, to może powi­nie­nem prze­ka­zać swoje obo­wiązki komuś innemu? Jeśli ter­ro­ryzm stał się fak­tem, to ozna­cza to śmierć wol­no­ści jed­nostki. Bez­pie­czeń­stwo będzie wyko­rzy­sty­wane jako argu­ment przy wpro­wa­dza­niu kolej­nych ogra­ni­czeń, zasada powszech­nej jaw­no­ści sta­nie się pustym fra­ze­sem. Nowe czasy będą wyma­gały innych dzien­ni­ka­rzy, ich praca będzie wyma­gała nad­zoru innych sze­fów. Ale prze­cież wła­ści­ciele kon­cernu i tak nie mają do mnie zaufa­nia, pomy­ślał. Nie spo­dzie­wał się żad­nych atrak­cyj­nych pro­po­zy­cji.

– Przy­szła Annika – poin­for­mo­wał go Jans­son przez wewnętrzny tele­fon.

Schy­man wci­snął guzik i pochy­lił się do przodu.

– Dobrze – powie­dział. – Przyjdź­cie do mnie oboje.

Jak ona wygląda? – pomy­ślał, kiedy Annika weszła do gabi­netu. Kow­bojki, czarna kurtka, brudna płó­cienna torba i różowa spód­nica z jakie­goś sztucz­nego mate­riału. Włosy upięła w kok na czubku głowy, przy­trzy­mała je ołów­kiem.

– Praw­nik potwier­dził, że nie wolno jej pisać o samej strze­la­ni­nie ani o tym, co się działo tuż przed nią i tuż po niej – powie­dział Jans­son, opa­da­jąc na fotel dla gości. – Nie wolno nam też zro­bić z nią wywiadu. Zła­ma­nie zakazu wypo­wia­da­nia się nie jest co prawda prze­stęp­stwem, ale pod­lega karze grzywny. Nie pytaj mnie, jak to moż­liwe…

– Co widzia­łaś? – spy­tał Schy­man.

– Jak przed chwilą sły­sza­łeś… − zaczęła Annika, ale natych­miast prze­rwała i podob­nie jak Jans­son opa­dła na fotel dla gości. Była wyczer­pana, blada i spo­cona.

Redak­tor naczelny mach­nął ręką na jej wąt­pli­wo­ści, a jej zabra­kło siły, żeby pro­te­sto­wać.

– Mia­łam oka­zję cał­kiem dobrze przyj­rzeć się kobie­cie, która praw­do­po­dob­nie jest mor­dercą…

Prze­cią­gnęła ręką po wło­sach, dotknęła ołówka, włosy się roz­sy­pały i zasło­niły jej twarz.

– Spę­dzi­łam trzy godziny na komen­dzie, pró­bu­jąc spo­rzą­dzić por­tret pamię­ciowy tej dziew­czyny. Nie bar­dzo mi szło, ale poli­cja twier­dzi, że to lep­szy spo­sób niż opi­sy­wa­nie…

– Widzia­łaś wszystko? – spy­tał szef. Sły­szał pod­nie­ce­nie w swoim gło­sie. – Strze­lała kobieta, widzia­łaś ją? I sam moment strzału?

Annika zer­k­nęła na swoje dło­nie, wahała się.

– Spoj­rzała na mnie – powie­działa po chwili. – Patrzyła na mnie w chwili śmierci.

– Caro­line von Beh­ring? Widzia­łaś, jak została zastrze­lona?

Annika bez­wied­nie zebrała roz­sy­pane włosy w kok i znów prze­kłuła go ołów­kiem. Utkwiła wzrok gdzieś ponad budyn­kiem rosyj­skiej amba­sady.

– Było coś w jej wzroku… − zaczęła, opu­ściła ręce na kolana i dalej wpa­try­wała się w budy­nek za oknem.

– Naprawdę nie masz nam nic do powie­dze­nia? W końcu pra­cu­jesz dla nas.

Annika spoj­rzała na szefa, jej oczy pociem­niały.

– Nie wiem, do czego doszła poli­cja. Pew­nie wie­cie wię­cej ode mnie. Bo rozu­miem, że kolor sukni kró­lo­wej Syl­wii już nie jest inte­re­su­jący.

Schy­man pró­bo­wał ukryć iry­ta­cję. Zwró­cił się do szefa noc­nej zmiany:

– Możemy jakoś obejść ten zakaz?

– Zda­niem praw­nika nie.

Szef wstał, nie mogąc dłu­żej usie­dzieć spo­koj­nie.

– Wła­śnie tego się oba­wia­łem – powie­dział zde­cy­do­wa­nie za gło­śno i roz­ło­żył ręce. − Mamy wyjąt­kową rela­cję naocz­nego świadka, a poli­cja chce nam zamknąć usta. Ustawy o prze­ciw­dzia­ła­niu ter­ro­ry­zmowi, które nie­dawno weszły w życie, zabra­niają nam pisać o naj­bar­dziej spek­ta­ku­lar­nej zbrodni naszych cza­sów. A podobno mamy demo­kra­cję!

Jans­son rzu­cił szyb­kie spoj­rze­nie na zega­rek, zawsze źle zno­sił takie emo­cjo­nalne wybu­chy.

– Arty­kuł dwu­dzie­sty trzeci prawa pro­ce­so­wego, para­graf dzie­siąty. Zezna­nie głów­nego świadka może zostać utaj­nione, jeśli ist­nieje podej­rze­nie, że doty­czy zbrodni uwa­ża­nej za poważną. To stare prawo, ma unie­moż­li­wiać sabo­to­wa­nie śledz­twa.

– Zawsze się znaj­dzie powód, żeby ogra­ni­czyć swo­bodę wypo­wie­dzi – stwier­dził Schy­man, wyma­chu­jąc pal­cem. – Cie­kaw jestem, jak w ogóle mogło do tego dojść. Nie było żad­nych zabez­pie­czeń?

Annika prze­tarła oczy ręką.

– Oczy­wi­ście, że były, takie jak zawsze. Ban­kiet noblow­ski nie jest imprezą o pod­wyż­szo­nym stop­niu ryzyka. Od wielu lat zabez­pie­cza się go tak samo. Poli­cja współ­pra­cuje z Säpo, z orga­ni­za­to­rem imprezy i z admi­ni­stra­cją ratu­sza. Nic nad­zwy­czaj­nego.

– Czyli funk­cjo­na­riu­sze stoją przy drzwiach, a Säpo gwa­ran­tuje bez­pie­czeń­stwo oso­bi­ste – pod­su­mo­wał Schy­man.

– Wła­śnie – potwier­dziła zmę­czo­nym gło­sem. – Teren był ogro­dzony. Ostrzej­sze środki bez­pie­czeń­stwa obo­wią­zują pod­czas samej cere­mo­nii wrę­cza­nia nagrody w gma­chu fil­har­mo­nii. Wtedy opróż­nia się cały plac przed budyn­kiem, a nawet zamyka część Kungs­ga­tan…

– A co z ochroną? – spy­tał Schy­man. – Gdzie byli ochro­nia­rze?

– Säpo ni­gdy się na ten temat nie wypo­wiada – powie­działa Annika. – Są zasady, które wyraź­nie okre­ślają, jak i gdzie poli­cja ma chro­nić człon­ków rządu i rodziny kró­lew­skiej oraz gości zagra­nicz­nych pod­czas wizyt pań­stwo­wych, są funk­cjo­na­riu­sze…

Schy­man uniósł ręce, chcąc ją powstrzy­mać.

– To abso­lutna porażka poli­cji. Jak mogło do tego dojść? Na tym się skon­cen­tru­jemy. Nie pozwo­limy, żeby uszło im to na sucho…

– Zro­bić ci brie­fing przed poran­nym wyda­niem? – spy­tał Jans­son bez więk­szego entu­zja­zmu.

Schy­man usiadł, czer­wony na twa­rzy po nie­daw­nym wybu­chu, i dał Jans­so­nowi znak, że może zaczy­nać.

– Jeśli cho­dzi o zdję­cia, to leżymy. Bywa­lec i świa­to­wiec Ulf Ols­son ma pięć­set fotek sukni księż­niczki Made­le­ine, ale ani jed­nego zdję­cia z miej­sca zbrodni. Nie zdą­żył zmie­nić obiek­tywu, źle usta­wił świa­tło, wybrał złą osłonę, a w ogóle to ma kiep­ski apa­rat, za mało pik­seli, jak twier­dzi. Annika zdą­żyła coś pstryk­nąć już po wygro­dze­niu terenu wokół ratu­sza. Komórką, więc jakość zdjęć pozo­sta­wia wiele do życze­nia, ale spró­bu­jemy coś z nimi zro­bić i damy na ósmą i dzie­wiątą stronę. Dwóch funk­cjo­na­riu­szy wydziału kry­mi­nal­nego w kałuży krwi. Mocne.

– Co mamy poza tym?

– Spraw­dzamy SVT, może wypusz­czą coś nowego. Mieli kamerę w Sali Zło­tej, była włą­czona w chwili, kiedy padły strzały, ale stała w dru­gim końcu sali. Pyta­nie, czy coś mają i czy to wypusz­czą.

– Oczy­wi­ście, że nie – stwier­dził Schy­man. – Dla­czego mie­liby wypusz­czać?

– Sytu­acja jest wyjąt­kowa – powie­dział Jans­son.

– Dla­czego? – nie odpusz­czał szef. – Co jest takiego wyjąt­ko­wego w tym mor­der­stwie, poza tym że zostało popeł­nione publicz­nie, że tak to okre­ślę?

– Już w tej chwili jest to potrójne mor­der­stwo. Wła­śnie zmarł drugi straż­nik, trzeci na­dal jest w sta­nie kry­tycz­nym. Nikt nie uzna tego za zwy­kłe mor­der­stwo.

– Zmarli straż­nicy na pewno mieli rodziny, dzieci – dodała Annika.

Schy­man wstał.

– Mam rozu­mieć, że te mor­der­stwa są na tyle nad­zwy­czajne, że potrze­bu­jemy nowych praw? – spy­tał. – Nowych zasad etycz­nych?

Annika spoj­rzała na zega­rek, a potem na szefa noc­nej zmiany.

– Mamy coś jesz­cze?

– Przed ratu­szem byli foto­gra­fo­wie, wolni strzelcy, pew­nie też coś mają. Całe cen­trum jest wygro­dzone, mamy mnó­stwo zdjęć radio­wo­zów i poli­cji. „Polo­wa­nie nocą” – to tytuł na stronę dzie­siątą.

Anders Schy­man wyraź­nie nie mógł zna­leźć sobie miej­sca. Zro­bił rundkę po pokoju i w końcu sta­nął w oknie, ple­cami do amba­sady.

– Poli­cja pla­nuje jakieś zatrzy­ma­nia w naj­bliż­szym cza­sie?

– Łódź, którą dziew­czyna odpły­nęła, została zna­le­ziona w Gröndal. Praw­do­po­dob­nie dalej poje­chała samo­cho­dem, na połu­dnie, w stronę Södertälje. Ktoś musiał jej pomóc, ktoś cze­kał na nią w łodzi, na pewno miała też wtyczkę w środku, w ratu­szu.

Schy­man wziął do ręki dłu­go­pis i zaczął w niego stu­kać paznok­ciem.

– Dla­czego na połu­dnie?

– Poli­cja twier­dzi, że zadzia­łali bły­ska­wicz­nie i nie­mal natych­miast zarzą­dzili blo­kadę dróg. Gdyby ucie­kała na pół­noc albo na zachód, na pewno by ją zatrzy­mali, a na wscho­dzie jest tylko woda. Poli­cja sądzi, że przed dwu­dzie­stą trze­cią zero pięć musiała minąć Skärholmen, bo potem i tam posta­wiono blo­kady.

Schy­man zauwa­żył, że Annika przy­gląda się jego dłu­go­pi­sowi, i odło­żył go.

– Mamy zdję­cia ofiar?

Od kiedy zarówno urzędy wyda­jące prawa jazdy, jak i biura pasz­por­towe utaj­niły swoje archiwa, zdo­by­wa­nie zdjęć stało się pro­ble­mem. Jesz­cze jedna przy­kra kon­se­kwen­cja ataku z jede­na­stego wrze­śnia, znak nowych cza­sów.

– Zarówno von Beh­ring, jak i Wie­sel to osoby publiczne, ich zdjęć nam nie bra­kuje. Foto Pelle zdo­był zdję­cia z Sali Błę­kit­nej, pod­czas kola­cji sie­dzieli obok sie­bie. Widać, jak się śmieją i wzno­szą toast. Jakość nie jest naj­lep­sza, ale na szó­stą stronę może być. Mamy też wypo­wie­dzi pary kró­lew­skiej. Oczy­wi­ście niczego nie widzieli, ale Berit ład­nie to udra­ma­ty­zo­wała. Kiedy padły strzały, król i kró­lowa sie­dzieli na Gale­rii Ksią­żę­cej i roz­ma­wiali z lau­re­atami. Jeśli zmie­rzyć odle­głość mię­dzy nimi a mor­der­czy­nią, wycho­dzi kil­ka­dzie­siąt metrów, ale pra­wie połowa z tego to grube ceglane ściany…

– Co damy na pierw­szą stronę? – prze­rwał mu Schy­man.

– Cze­kamy na por­tret pamię­ciowy. „Twarz mor­dercy”.

Anders Schy­man poczuł, jak jego zmę­czony mózg zaczyna się kur­czyć i w końcu osiąga wiel­kość nie­wiel­kiej rodzynki.

– Cze­kamy na por­tret pamię­ciowy sprawcy, zro­biony na pod­sta­wie zeznań naszej repor­terki, i nie możemy go opu­bli­ko­wać, bo to cho­lerne pań­stwo poli­cyjne nie pozwala nam robić tego, co do nas należy, czyli infor­mo­wać opi­nii publicz­nej…

Opadł na fotel i mach­nął ręką, zre­zy­gno­wany.

– Wra­caj­cie do pracy, ale pokaż­cie mi pierw­szą stronę, zanim ją pośle­cie do dru­karni.

Annika i Jans­son zebrali swoje rze­czy i szybko opu­ścili gabi­net. Schy­man wstał i pod­szedł do okna. Chciał spraw­dzić, co robi rosyj­ski żoł­nierz.

Budka była pusta.

Żoł­nierz znik­nął.

Annika wró­ciła do swo­jego pokoju i spi­sała wszystko, co pamię­tała. Dokład­nie opi­sała, co się działo, zano­to­wała nawet, że tań­czyła z Bos­sem. Wszyst­kie szcze­góły, to, co mówiła poli­cja, wszystko, co widziała.

Tekst był dość cha­otyczny, ale prze­cież nie był prze­zna­czony do publi­ka­cji. Chciała po pro­stu mieć się do czego odwo­ły­wać. Uczest­ni­czyła w zbyt wielu roz­pra­wach, żeby nie wie­dzieć, że świad­ko­wie z cza­sem zapo­mi­nają. Pamięć płata figle, zamie­rzała jak naj­szyb­ciej wszystko spi­sać.

Nie chciała, żeby jaki­kol­wiek ślad po tym tek­ście został na redak­cyj­nym ser­we­rze, więc umie­ściła go w swoim elek­tro­nicz­nym archi­wum w sieci, w skrzynce annika-bengt­zon@hot­mail.com. Zwy­kle prze­cho­wy­wała tam tek­sty, do któ­rych chciała mieć dostęp także z innych kom­pu­te­rów, albo takie, o któ­rych redak­cja nie powinna wie­dzieć.

Wyłą­czyła kom­pu­ter i sie­działa jesz­cze chwilę, wpa­tru­jąc się w prze­strzeń. W całym ciele czuła bole­sne zmę­cze­nie, jed­nak wcale nie była pewna, czy uda jej się zasnąć.

Zauwa­żyła, że Jans­son poszedł do palarni z papie­ro­sem i kub­kiem kawy. Zdjęła kurtkę i poszła za nim.

– Szef jest w pod­łym nastroju – powie­dział Jans­son, zer­ka­jąc na Annikę. Usia­dła obok niego z kawą.

– Jak zawsze, kiedy jestem w pobliżu – powie­działa Annika. – Ma do mnie żal o to, co napi­sa­łam o rodzi­nie wła­ści­cieli i TV Scan­di­na­via. No i pew­nie sły­sza­łeś, że jed­nak nie został pre­ze­sem Sto­wa­rzy­sze­nia Wydaw­ców?

Jans­son zapa­lił set­nego tej nocy papie­rosa i wydmu­chał dym w kawę.

– Chyba za bar­dzo bie­rzesz to do sie­bie. Facet jest doro­sły, odpo­wie­dzialny, nie wie­rzę, żeby się przej­mo­wał takimi głup­stwami. Nie miałby czasu na nic innego.

Przez cienki pla­sti­kowy kubek gorąca kawa nie­mal parzyła jej palce.

– Znam Schy­mana – powie­działa cicho. – Pew­nie lepiej niż więk­szość z was. Wiem, jaki jest, i możesz mi wie­rzyć, że takie rze­czy trak­tuje bar­dzo poważ­nie. W końcu pew­nie mu przej­dzie, ale dopiero kiedy pre­zes zarządu oso­bi­ście go prze­prosi. Za pół roku może mnie wycią­gnie z lodówki.

Jans­son gło­śno sior­bał kawę.

– Co ty opo­wia­dasz? Z jakiej lodówki? Posłał cię na kola­cję noblow­ską! To chyba zaszczyt?

– Żar­tu­jesz? Posłał mnie tam z Ulfem Ols­so­nem!

Czuła na sobie wzrok Jans­sona. Patrzył na nią z boku, przy­glą­dał się jej, jak cza­sem przy­glą­damy się egzo­tycz­nej rośli­nie albo rzad­kiemu oka­zowi ptaka, nie zło­śli­wie, tylko ze zdzi­wie­niem, jak bio­log czy orni­to­log.

– Jak tam było? – spy­tał nagle, zacią­ga­jąc się papie­ro­sem.

Annika zamknęła na chwilę oczy, wró­ciła pamię­cią do chwili, kiedy weszła do Sali Błę­kit­nej.

– Na początku byłam oszo­ło­miona. Świece, tłum ludzi. Kiep­skie jedze­nie, przy­stawka była wręcz nie­ja­dalna. Ale cie­pła, nie zimna, jak wszy­scy opo­wia­dają…

Posa­dzono ją przy jed­nym sto­liku z Bos­sem z „Kon­kur­ren­ten”. Znali się już wcze­śniej, spo­tkali się na zamku Yxta­holm, skąd dono­sili o śmierci Michelle Carls­son. Sporo wtedy roz­ma­wiali, śmiali się, cza­sem ich ręce się spo­ty­kały.

– To prawda, że dzien­ni­ka­rze zawsze dostają miej­sca za kolumną i nic nie widzą?

Annika przy­tak­nęła.

– Prawda. Sie­dzie­li­śmy tam trzy i pół godziny, nie mając poję­cia, co się dzieje przy głów­nym stole. Pew­nie wię­cej można było zoba­czyć w tele­wi­zji. Masz jakieś pyta­nia?

– Naprawdę widzia­łaś tę mor­der­czy­nię?

Annika zaczerp­nęła powie­trza i wzięła się w garść.

– Tylko tam na górze, w Sali Zło­tej, gdzie zgi­nęła von Beh­ring.

Zamil­kła, przy­po­mniała sobie jasne oczy kobiety i jej nie­ru­chome ciało.

– Widzia­łam, jak tra­fiła ją kula, a potem upa­dłam tuż obok niej…

Sły­szała, że głos jej się łamie, wydała jakiś dziwny odgłos, zama­sko­wała go łykiem kawy.

– Ale nie widzia­łam, jak strze­lała.

Jans­son zapa­lił kolej­nego papie­rosa.

– Więc jak mogłaś ją opi­sać?

– Wpa­dła na mnie kilka sekund przed odda­niem strzału, nadep­nęła mi na nogę.

Posta­wiła kubek z kawą na pod­ło­dze i zdjęła but. Przez cien­kie raj­stopy widać było fio­le­to­wo­nie­bie­ski wylew wiel­ko­ści pię­cio­ko­ro­nówki.

– A niech to – powie­dział Jans­son.

– Rano opu­bli­kują jej por­tret pamię­ciowy, muszą spraw­dzić kilka szcze­gó­łów, porów­nać z zezna­niami innych świad­ków.

– Jak powstaje taki por­tret? Ktoś sie­dzi przy tobie i rysuje?

Annika poczuła, że po raz pierw­szy tej nocy zaczyna się odprę­żać.

– Teraz już wszystko robi się cyfrowo. W zwy­kłym pokoju biu­ro­wym w sta­rym budynku komendy przy Kung­sholms­ga­tan. Zaczy­nają od prze­słu­cha­nia tego, kto może naj­wię­cej powie­dzieć, bo naj­wię­cej widział. Opi­suje się czło­wieka dokład­nie, a potem jesz­cze raz wszystko powta­rza. Wtedy docho­dzą nowe szcze­góły. Jeśli trzy­mamy się chro­no­lo­gii…

Annika wie­działa, że mówi tro­chę bez ładu i składu, ale słowa po pro­stu same pły­nęły, jakby puściła jakaś tama. Jans­son słu­chał, kiwał głową i zacią­gał się papie­ro­sem. Tego wła­śnie było jej trzeba.

– Potem popro­sili, żebym na kwa­drans poszła na kawę. Kiedy wró­ci­łam, facet przy kom­pu­te­rze miał już gotowy rysu­nek. Kazał mi powie­dzieć, co według mnie jest nie tak. Powie­dzia­łam, że fry­zura, a on się roze­śmiał i stwier­dził, że dzie­więć na dzie­sięć kobiet zaczyna wła­śnie od tego. Potem wska­zy­wa­łam kolejne rze­czy, które mi nie paso­wały, dla­tego to tyle trwało…

– A facet sie­dział i ryso­wał różne nosy?

Annika wypiła łyk zim­nej już kawy i pokrę­ciła głową.

– Mają spe­cjalny pro­gram, kil­ka­set róż­nych nosów. Można je dowol­nie zmie­niać, powięk­szać, zmniej­szać…

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: