Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Gabriela - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 września 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Gabriela - ebook

Rafał to prawnik, który dąży do celu za wszelką cenę. By zostać wspólnikiem w kancelarii potrzebuje żony idealnej. Gabriela to energiczna i pracowita dziewczyna. List z banku, po nagłej śmierci babci, sprawił, że życie Gabrieli wywróciło się do góry nogami. Wie, że musi w ciągu kilku miesięcy spłacić pożyczkę babci, w przeciwnym razie straci mieszkanie po zmarłej staruszce. Gabriela potrzebuje pieniędzy. Rafał potrzebuje żony. Oboje wchodzą w układ, który tylko z pozoru jest prosty.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8273-064-7
Rozmiar pliku: 3,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Recenzje powieści „Gabriela":

Niesamowicie zaskoczyła mnie ta książka. Zaczynając ją czytać myślałam, że przeczytam na raz kilka stron, ale przygody Rafała i Gabrieli tak mnie wciągnęły, że nie mogłam się oderwać i dosłownie pochłonęłam całą na raz. Bardzo romantyczna i emocjonująca książka. Polecam.

Paula Ciulak @paulaczyta

Przed Wami historia pełna ciepła i miłości. Historia o tym, jak nierówna bywa walka serca z rozumem. Powieść Weroniki Karczewskiej — Kosmatki wywoła zarówno uśmiech na twarzy, jak i łzy wzruszenia. Bohaterowie zaserwują prawdziwy emocjonalny rollercoaster. A Gabrysia to urocza dziewczyna, którą pokochacie!

Gabriela Bejma @blondeside

Historia jak z bajki, którą chce się przeżyć samemu. Obok „Gabrieli” nie da się przejść obojętnie. To ta z książek, która na kilka godzin pochłonie nas i nie będziemy wstanie się ruszyć z miejsca. Ta opowieść to połączenie prostoty z władczością, naturalności z nieugiętością, mieszanina dwóch kompletnie różnych światów, literackie yin i yang. Tu miłość rodzi się od początku i powolutku kiełkuje, dając później wspaniałe plony. Jest to z pewnością książka z którą nie łatwo będzie się wam rozstać, a gdy skończycie będziecie prosić o więcej.

Asia i Sandra Pietreckie @sisters_as_books

Historia Gabrysi i Rafała urzekła mnie od pierwszej strony, zapewniła sporo emocji, nieraz wzruszyła ale nie zabrakło również uśmiechu. Była to otulająca ciepłem, interesująca opowieść, w której dwoje doświadczonych życiowo bohaterów poszukuje swojego szczęścia na ziemi.

W książce nie brakuje intrygującej, wciągającej dobrze skonstruowanej fabuły, jednak szczególnie przypadła mi do gustu kreacja bohaterów.

Aneta Puciłowska @nocne_spotkania_z_ksiazka

Weronika Karczewska-Kosmatka stworzyła cudowną historię, którą jak zaczniesz czytać, nie będziesz w stanie przestać. Historia o Gabrieli i Rafale — dwóch zranionych duszach, które przez przypadek znalazły wspólną drogę. Jest to książka o sile przyjaźni, bólu oraz wielkiej miłości z dozą humoru. Polecam wam z całego serduszka.

Agnieszka Wasylew

@ books_is_all

Tej książki się nie czyta! Przez nią się płynie, zanurzając się w emocjach i doświadczając tylu niezapomnianych wzruszeń i przeżyć. Przepiękna i ciekawa historia Gabrieli i Rafała pochłonęła mnie bez reszty oraz zmieniła moje nastawienie do ludzi. Zaskakująca, pełna realizmu, z niezwykle dynamiczną fabułą powieść, chwyta za serce i zmusza do przemyśleń.

Izabela Hebda @izzi.79

Prolog

_Pięć lat wcześniej_

Właśnie skończyłem pracę w moim gabinecie, którego jeszcze nie zdążyłem urządzić. Oprócz starego, lekko przetartego biurka i nowego skórzanego fotela, który dostałem w prezencie od siostry, nie było tutaj niczego więcej. Zresztą, niewiele potrzebowałem.

Cieszyłem się, że dałem się namówić Andrzejowi na tę pracę. On zaczął pracować w kancelarii Marcola ponad rok temu, kiedy ja wciąż szukałem idealnego miejsca dla siebie. Pracowałem w mniejszych kancelariach, ale nie każda płaciła mi tyle, ile bym sobie tego życzył. Co prawda nie jestem rozrzutnym facetem, ale życie w Warszawie kosztuje, tym bardziej, że mam obok siebie wspaniałą kobietę, którą pragnę doceniać do końca swoich dni.

Niedawno kupiłem dla nas duży dom w Lipkach. Zauroczył mnie sporym ogrodem, którego jeszcze nie rozplanowaliśmy. Jednak miałem nadzieję, że w przyszłości będziemy urządzać w nim grille i małe przyjęcia dla znajomych i rodziny.

Kupiliśmy meble oraz firanki do salonu. Urządziliśmy również sypialnie, by nie spać na dmuchanym materacu.

Wszystko planowaliśmy ze spokojem, myśląc o wspólnej przyszłości.

— Rafał, zmykaj do domu. — Do mojego gabinetu wparował pan Marcol, zupełnie nie kłopocząc się pukaniem do drzwi.

— Już, jeszcze tylko…

— Zostaw coś na jutro. Masz tylko dwóch klientów. — Posłał mi szeroki uśmiech, czekając w progu.

Nie miałem wyjścia, musiałem wyłączyć laptopa i skończyć pracę. Postanowiłem, że zrobię Sarze niespodziankę.

Zwykle przyjeżdżałem dużo później, zjadałem kolację, którą ona wcześniej przygotowywała lub którą kupiłem na mieście i kładłem się spać.

Zerknąłem na zegarek, który dostałem od niej na ostatnie święta, wskazówki wskazywały dopiero piętnastą. Wiedziałem, że Sara będzie w domu. Jako projektantka wnętrz, dużo pracowała w domu, przy komputerze. Dopiero, kiedy omawiała projekt z klientami, wracała o różnych porach. Zawsze chciała dopieścić swoje zlecenie, a ja ceniłem w niej tę skrupulatność. W drodze do domu kupiłem wszystko, czego potrzebowałem by przyrządzić spaghetti. Może nie jestem szefem kuchni, ale potrafię ugotować makaron al dente i przygotować do niego sos. Kupiłem również bukiet biało-żółtych kwiatów. Takich wiosennych, wiedząc, że spodobają się Sarze.

Zaparkowałem białą toyotę corollę na podjeździe i wszedłem do domu, niosąc duże, papierowe torby z zakupami. Od razu włożyłem kwiaty do wazonu, wyjąłem garnek na makaron, wlałem do niego wodę i postawiłem na gazie.

— Sara? — zawołałem cicho, rozglądając się po salonie.

Byłem pewien, że zastanę ją przy ławie, szkicującą nowy projekt, jednak ława była pusta.

Pomyślałem, że może śpi w sypialni, więc skierowałem się na schody, które robiły wrażenie w tym domu. Widać je było z samego wejścia. Ich szerokie i błyszczące stopnie prowadziły na górę, gdzie znajdowały się dwie, duże sypialnie, łazienka i niewielki pokój, który pewnego dnia zamierzaliśmy przerobić na dziecięcy.

— Kochanie, śpisz?

Otworzyłem szeroko drzwi naszej sypialni i… zamarłem, widząc Sarę leżącą całkiem nago na…

— Ty chuju! — wrzasnąłem budząc przy tym śpiącą parę. — Jak mogłeś?! — zwróciłem się do Karola, mojego kuzyna, który niedawno zaczął pracować z moją…

— Sara? Nie mogę uwierzyć… — wykrztusiłem z żalem w głosie patrząc na jej drobną twarz.

— Rafał, to nie tak jak…

— Myślę? A jak?! — spytałem wściekły.

— Nooo, yy…

— Sara, zabierz proszę swoje rzeczy i wynoś się — mówiłem całkiem opanowanym głosem. Nawet nie wiedziałem skąd wziąłem w sobie tyle spokoju, by jej nie szarpać i nie wyrzucać ubrań przez okno.

Zawsze byłem narwany, szybko się denerwowałem, ale widok Sary w objęciach innego mężczyzny zwalił mnie z nóg. Byłem jej wierny. Dbałem o nią, kochałem ją. Ba, ja nawet chciałem się jej oświadczyć, tylko wciąż czekałem na odpowiedni moment.

— Rafał — podbiegła do mnie, owinięta prześcieradłem, a jej jasne włosy zafalowały w powietrzu.

Próbowała mnie dotknąć, ale szybko się odsunąłem. Nie zniósłbym ciepła jej dłoni. Z ledwością mogłem patrzeć jej w twarz.

— A ty! — wycelowałem palcem w Karola. — Wypierdalaj, bo mimo iż jesteśmy rodziną, to…. To cię zabiję gnoju!

— Kocham ją, nic tego nie zmieni — odezwał się, stojąc przede mną w samych slipach. — Oświadczę się jej i zobaczysz…

Wtedy nie wytrzymałem i przywaliłem idiocie w twarz. Karol poleciał do tyłu, upadł na podłogę, a ja miałem ochotę rzucić się na niego niczym zawodnik MMA.

Nim go dopadłem, Sara stanęła mi na drodze i przyjrzała się z szeroko otwartą buzią, nie wiedząc co zrobić.

— Kochasz go?! — wrzasnąłem, pokazując na leżącego idiotę. Zawsze uważałem go za kobieciarza, ale w życiu bym nie pomyślał, że on i Sara…

— Nie! Kocham ciebie — powiedziała ze łzami w oczach.

Zacząłem się śmiać.

— A to dobre! Kochasz mnie, ale bzykasz się z moim kuzynem?! Dobre. — Zacząłem chodzić po pokoju i głupkowato się uśmiechać. — Z kim jeszcze spałaś, co?! Z Andrzejem, Marcolem, a może moim ojcem?!

Nie odpowiedziała, tylko jeszcze mocniej otworzyła usta.

Z kimś jeszcze musiała się puszczać, a ja jak głupi czekałem na odpowiedni moment, by się jej oświadczyć. Chciałem być romantyczny.

Nie mogłem uwierzyć, że byłem takim idiotą i niczego nie zauważyłem.

Ostatni raz spojrzałem na dziewczynę, którą jeszcze pół godziny temu kochałem do szaleństwa, a teraz patrzyłem na nią z obrzydzeniem.

— Wracam za godzinę i ma cię tutaj nie być — wyszedłem trzaskając drzwiami.

Musiałem ochłonąć. Wiedziałem, że gdybym został w tym domu, mogłoby się to źle skończyć. Nie miałem zamiaru tracić reputacji ani stanowiska przez zakłamaną dziwkę i parszywego gnoja.

Wsiadłem w samochód i ruszyłem przed siebie. Jechałem, a w głowie odtwarzałem tamtą chwilę. Sceny ukazywały mi się niczym kadry z filmu.

Dopiero na skrzyżowaniu, uświadomiłem sobie, że jestem blisko mieszkania Andrzeja.

Zaparkowałem auto pod jego blokiem, a potem biegłem po dwa stopnie na raz by dotrzeć do jego mieszkania. Zacząłem walić do drzwi, tak mocno, aż z naprzeciwka wyszła jakaś chuda, starsza kobieta i zaczęła coś do mnie krzyczeć, ale tylko zmierzyłem ją wzrokiem, a ta wróciła do siebie.

Dupek nie otworzył. Zakląłem pod nosem i w tym momencie w mojej kieszeni rozdzwonił się telefon. Wyciągnąłem go niecierpliwie i spojrzałem na wyświetlacz. Dzwoniła moja siostra — Blanka.

— Gdzie jesteś? — spytała bez żadnego wstępu.

— W domu, a gdzie mam być? — skłamałem na zawołanie.

— Stało się coś? Masz dziwny głos.

— Nie! — krzyknąłem kierując się z powrotem do auta.

— Mama pyta, kiedy dotrzecie. Zaraz przyjedzie Gabi z dziadkami.

Coś mi świtało w głowie, ale nie do końca byłem pewien, o co chodzi. Piątkowy wieczór, rodzice…

_Ach, imieniny matki. Kurwa, zapomniałem._

— Blanka, zupełnie zapomniałem o imieninach mamy. Nawet nie mam prezentu i…

— Och, nie marudź i przyjeżdżaj. — Nie czekała na moją odpowiedź, po prostu się rozłączyła. Nie miałem wyjścia, musiałem się pojawić na przyjęciu u rodziców, choć było mi to nie na rękę.

Teraz rozumiałem dlaczego Marcol pospieszał mnie do wyjścia z kancelarii. Szkoda, że nie przypomniał o imieninach.

Parę minut później parkowałem pod domem rodziców. Na podjeździe stało już kilka aut, w tym Marcola i Andrzeja. Miałem ochotę rzucić się na nich i wyrwać im wnętrzności. Nie miałem pewności, czy którykolwiek z nich miał do czynienia z moją Sarą, ale… Kurwa, jest coś takiego jak męska intuicja.

— Cześć mamo! — Wszedłem jak do siebie i nawet nie pofatygowałem się, by zdjąć buty. Ucałowałem policzek matki i przeprosiłem za brak, chociażby, kwiatów. Obiecałem jej to wynagrodzić. Zbyła mnie szerokim uśmiechem i powiedziała, że najważniejsze jest to, że jestem.

— A gdzie Sara? — spytała po chwili, a ja… odpaliłem się jak bomba.

— Albo się teraz pakuje albo bzyka z Karolem. A co?

Matka zamarła, Blance wypadły kieliszki z rąk, pan Marcol tylko pokręcił głową, jego żona — Aniela — zakryła usta rękę, a Andrzej…

Andrzej stał i mierzył mnie wzorkiem i już wiedziałem. Po prostu wiedziałem. Rzuciłem się na niego z furią.

— Spałeś z nią! — To nie było pytanie, a raczej stwierdzenie. Złapałem go za poły marynarki, chociaż najchętniej dusiłbym go i patrzył jak wytrzeszcza na mnie gały. — Stary, jak mogłeś?! Kumplujemy się od czasu studiów! — Szarpałem go za ubranie, a Andrzej próbował mnie od siebie odepchnąć.

— Kurwa, Rafi, nie spałem z Sarą, ale…

— Jakie „ale”! — wrzasnąłem i mocno mu przywaliłem. Musiałem dać upust emocjom.

Andrzej złapał się za szczękę, ale mi nie oddał. Cipa_._

— Rafał opanuj się. — Podszedł do mnie ojciec i chciał położyć rękę na moim ramieniu, ale ją odrzuciłem.

— Nie spałem z nią, przysięgam — powiedział Andrzej trzymając się za twarz. — Ale…

— Ale co, kurwa?! — W tym momencie już nic nie mogło mnie zaskoczyć.

— Widziałem raz jak flirtowała z twoim klientem i…

— Jasne. — Zaśmiałem się.

— Dzień dobry — usłyszałem cieniutki głosik, który dobrze znałem.

Gabrysia, przyjaciółka mojej siostry. Ładna dziewczyna, ale młoda i naiwna. I zupełnie nie w moim typie. Chyba. Zresztą widziałem ją jakieś dwa lata temu. Miała wtedy krótkie, kręcone włosy, które sterczały jej we wszystkie strony, przez co wyglądała na mocno walniętą. Miała dzikie, piwne oczy, które przykuwały uwagę i była chuda jak wykałaczka.

— Gabi? — Blanka miała zmieszany głos. — A gdzie twoi dziadkowie?

— Dziadek gorzej się poczuł i babcia prosiła bym przyjechała sama. Prosiła również, by przekazać na pani ręce ciasto, które upiekła.

— Ach dziękuję — dodała matka, ale nie ruszyła się z miejsca.

— Mam nadzieję, że…

Nie słyszałem, co jeszcze mówiła dziewczyna, bo przeszedłem obok niej ze spuszczoną głową i mocno trzasnąłem drzwiami.

W drodze powrotnej kupiłem kilka butelek czystej wódki i wróciłem do pustego domu.

Zniknęły firanki w salonie. W szafach nie znalazłem żadnego ubrania Sary. Jednak wciąż unosił się zapach jej perfum, który tylko potęgował moją złość.

Usiadłem na kanapie i zacząłem pić, by zapomnieć.

W tym dniu moje serce zmieniło się w kamień. Przestałem wierzyć w miłość. A to wszystko przez SARĘ!Rozdział 1

Gabrysia siedziała w kuchni, pochylona nad szklanką herbaty. Mimo, że jej nie osłodziła, wciąż mieszała w niej łyżeczką, która co jakiś czas uderzała o brzeg szkła. To babcia — jeszcze w czasach, gdy dziewczyna chodziła do przedszkola — wpoiła jej nawyk picia gorzkiej herbaty.

— Gabrysiu, nie słodź herbatki. Do osłody są czekoladki.

To wspomnienie na nowo obudziło w niej dawne emocje. Myślała, że da radę, ale wystarczyło wspomnienie o słodzeniu herbaty, by wrócić pamięcią do babcinego uścisku, najlepszego ciasta bezowego, pysznych i gorących kotletów, które często królowały na stole w niedzielne obiady.

Te wszystkie wydarzenia były tak odległe, a zarazem tak bliskie, że serce dziewczyny siedzącej w kuchni znów zaczęło boleśnie uderzać w niezrozumiałym, nierytmicznym stukocie.

— Babciu, gdzie jesteś? Potrzebuję cię — szepnęła w przestrzeń, jakby ktoś mógł ją usłyszeć.

Łzy nieprzerwanie płynęły z jej oczu od dwóch dni. Od dwóch, paskudnych dni, które wydawały się okrutnym snem, horrorem. Miała nadzieję, że kiedy nadejdzie poranek, wraz ze słońcem, wstanie również jej babcia; że to wszystko okaże się tylko koszmarem.

_Przecież babcia nie chorowała. Nawet nie miała problemów z cukrzycą ani nadwagą —_ powtarzała w myślach.

Próbowała przeszukać własny umysł, by sprawdzić czy czegoś nie pominęła. Czy czasem nie przeoczyła jakichś symptomów. Jednak nic nie przykuło jej uwagi. Nic nie wskazywało na to, że jej ukochana babcia dostanie gwałtownego i rozległego zawału.

Tamten dzień był jednym z najbardziej deszczowych dni, jakie dziewczyna zapamiętała. W pracy również nie było za wesoło. Pomyliła kilka zamówień w restauracji, a kiedy weszła do domu, chciała się wyżalić babci, lecz…. jej babcia leżała w salonie na podłodze. To była jej ulubiona pora dnia. W telewizji leciał jej ukochany program — _Familiada_.

Gabi, gdy tylko zobaczyła leżącą na dywanie babcię, szybko ruszyła do akcji. Ostrożnie położyła staruszkę na plecach, sprawdziła tętno, oddech, szybko wybrała numer alarmowy, włączyła tryb głośnomówiący i robiła wszystko, co nakazał jej dyspozytor, jednak… nie udało się. Było za późno.

Babcia Jadzia była zawsze wesoła, gadatliwa, życzliwa i skromna. A kiedy żył dziadek Franek, to chętnie wychodziła z nim na tańce, do kina albo do teatru. Wspólnie robili nalewki, które cudownie pachniały. Po jego śmierci, pięć lat temu, babcia trochę posmutniała. Nie chodziła już na dancingi do klubu seniora, ale wciąż chętnie wychodziła z przyjaciółkami do kina czy teatru. Bardzo kochała Gabrysię, troszczyła się o nią. Była całym jej światem.

A dziś…

Dzisiaj Gabriela Jabłonowska została sama w trzypokojowym mieszkanku na trzecim piętrze bloku na warszawskim Żoliborzu.

— Gabrysiu?

Do mieszkania weszła Blanka Aleksandrowicz, potrząsając swoimi czarnymi, sięgającymi ramion włosami. Jej najlepsza i jedyna przyjaciółka, z którą znała się od gimnazjum. Całe szczęście, że Blanka darzyła ją siostrzaną miłością. Gdyby nie ona, dziewczyna zostałaby całkowicie sama. Matka zmarła przy porodzie lub zaraz po. Gabrysia sama nie wiedziała. Ojca nie znała. Nie znała nawet jego imienia. Nie wiedziała, czy kochał jej matkę, czy był przypadkową chwilą w jej życiu.

Gdyby nie dziadkowie, Gabrysia musiałaby wychowywać się w domu dziecka.

— Powinnaś coś zjeść kochana — podeszła do niej przyjaciółka, próbując ją przytulić.

— Nie chcę — wyszeptała, delikatnie się odsuwając.

— Wiem, kochana, ale musisz. Zaraz ci coś przygotuję — zaczęła wyciągać zakupy z siatki i układać je w lodówce.

Z tego co kupiła, wyszły całkiem smaczne i pożywne kanapki, które podsunęła Gabrysi pod nos wraz ze świeżą, ciepłą herbatą z odrobiną miodu.

Dopiero teraz przyjrzała się dziewczynie: zapuchnięte, czerwone oczy; blada, niemal trupia twarz, która po prostu przerażała. Jej niesforne do tej pory loki, teraz przypominały wielkiego kołtuna, którego ciężko będzie rozplątać. Gabrysia miała na sobie luźne spodnie dresowe oraz koszulkę, która spadała z jej szczupłych ramion. Zawsze była szczuplutką dziewczyną, z niewielkim biustem, z burzą czekoladowych loków i z piwnymi, dzikimi oczami, które łaknęły wiecznej przygody. Ale dziś? Dzisiaj wyglądała tak, jakby dawna Gabrysia zniknęła i nieprędko miała wrócić. Blanka nie potrafiła znaleźć słów, które mogłyby uśmierzyć ból przyjaciółki. Dobrze wiedziała, że Gabrysia musi uporać się z tym sama. Jak na razie mogła jedynie pilnować, by nie zagłodziła się na śmierć, chodziła w czystych ubraniach i żyła. Może nie tak wesoło jak do tej pory, ale cóż… Czas leczy rany.

— Masz już przygotowane ubrania na jutro? — zapytała Blanka.

— Mam. Muszę je wyprasować — odpowiedziała Gabrysia obojętnym głosem.

— Zajmę się tym, a ty zjedz kanapki.

Blanka szybko przytuliła przyjaciółkę i ruszyła do pokoju, by od razu zabrać się za prasowanie ubrań Gabrysi.

***

Pogrzebem i wszystkimi potrzebnymi formalnościami zajęła się Blanka, za co Gabrysia była jej dozgonnie wdzięczna. Nie umiała się uporać ze stratą, a co dopiero zajmować się czymś tak trudnym jak organizacja pogrzebu.

Na mszy Gabriela siedziała w pierwszej ławce, ubrana w czarną sukienkę z długim rękawem. Dobrze pamiętała, jak babcia pomagała jej ją wybrać jeszcze kilka miesięcy temu mówiąc, że ślicznie jej w dopasowanym fasonie. Mówiła, że ma piękną, młodą wnusię.

Do tego Gabi miała czarny płaszczyk i płaskie botki w tym samym kolorze. Wiedziała, że ten kolor przez długi czas będzie gościł w jej życiu.

Po mszy przyjmowała kondolencje, ale nawet nie uśmiechała się do podchodzących do niej ludzi, a było ich wielu. Babcię Jadzię uwielbiali sąsiedzi, dzieci, które uczyła gry na pianinie i dawni uczniowie. Przyszło również wielu nauczycieli, którzy znali ją z czasów, kiedy jeszcze uczyła w szkole polskiego i muzyki. Była wspaniałą kobietą.

Po uroczystości pogrzebowej Gabrysia długo siedziała na cmentarzu, wpatrując się w wielki stos kwiatów, pod którym spoczywała w trumnie jej najcudowniejsza na świecie babcia.

Nie wiedziała, ile czasu spędziła na drewnianej ławce. Dopiero kiedy zrobiło się chłodno i zaczęła trząść się z zimna, poczuła ciepło na swoich ramionach. To Blanka przyniosła jej koc, usiadła obok i mocno się do niej przytuliła, jakby potrzebowała tego bardziej niż jej przyjaciółka.

Gabrysia obiecała sobie, że nie będzie płakać przy ludziach, ale gdy tylko poczuła znajomy zapach perfum przyjaciółki, rozpłakała się jak mała dziewczynka. Bliskości i ciepła drugiej osoby potrzebowała teraz jak plastra na ranę.

— Chodź, pojedziesz z nami. — Blanka pomogła jej wstać z ławki i zaprowadziła Gabrysię do samochodu, gdzie czekali już państwo Aleksandrowicz.

— Do nas? — Pan Roman spojrzał pytająco na córkę.

— Nie… — szepnęła Gabrysia — Znaczy się… Dziękuję państwu i tobie Blanka za wszystko, ale chciałabym się położyć.

Cała trójka skinęła głowami. Odwieźli dziewczynę pod jej blok. Blanka odprowadziła ją do pokoju, zrobiła jej ciepłą herbatę, ucałowała w policzek i wyszła z mieszkania, zamykając za sobą drzwi na klucz.

Gdy tylko Gabrysia usłyszała zgrzyt przekręcanego klucza w zamku, poczuła się okropnie samotna. Sama w czterech ścianach swojego pokoju. I mimo, że chciała być sama, to jednocześnie czuła, że potrzebuje się w kogoś wtulić.

Ot, taka kobieca logika — pozbyć się przyjaciółki, by po chwili czuć pustkę w sercu.

Z tym tylko, że ona wcale nie chciała współczującego spojrzenia Blanki ani jej rodziców. Nie chciała także jej ciągłego dopytywania: _Jak się czujesz? Zjesz coś? Chcesz iść na spacer_? Nie chciała. Bardziej jej zależało na tym by zniknąć.

Wślizgnęła się więc do swojego łóżka i przykryła szczelnie kołdrą, zupełnie nie przejmując się, że ma na sobie czarną sukienkę. Zamrugała kilkakrotnie zaczerwienionymi od łez powiekami, a chwilę później ogarnęła ją błoga cisza i ciemność. I to było bardzo przyjemne.Rozdział 2

Rafał siedział w swoim, urządzonym w surowym stylu, adwokackim gabinecie, który zajmował od pięciu lat i przeglądał papiery rozwodowe znanej celebrytki. Miał zamiar wygrać sprawę i doprowadzić do tego, by jego klientka puściła męża w samych skarpetkach.

— Cześć braciszku. — Do jego gabinetu wpadła Blanka w służbowym stroju — białej koszuli i czarnej, ołówkowej spódnicy. Od razu usiadła wygodnie w fotelu i zarzuciła nogi w wysokich, czarnych szpilkach na jego biurko.

Była dwudziestoczterolatką o szczupłym ciele. Swoje czarne włosy upięła w klasyczny kucyk. Oboje odziedziczyli ich kolor po ojcu i na tym podobieństwo rodzeństwa się kończyło.

Blanka miała zupełnie inne podejście do życia, żywiołową duszę i tendencję do niemartwienia się niczym. Rafał czasem zazdrościł jej tego, że mentalnie wciąż była nastolatką, podczas gdy on już dawno dorósł.

— Dzień dobry. — Podniósł na nią wzrok. — Zabierz te nogi. Ja tutaj pracuję.

— Nudny jesteś — skomentowała.

— Ja twierdzę, że porządny.

— No właśnie, to to samo co nudny. — Zdjęła nogi z biurka, wstała i zaczęła przechadzać się po jego gabinecie, jakby była na wybiegu.

— A ty nie w pracy? Już cię wylali?

— Ha. Ha. Bardzo śmieszne. — Podeszła do regału z nudnymi, według niej, książkami z zagadnieniami prawa. — Odwiozłam dyrektora na lotnisko i mam dwa dni wolnego. Jako jego asystentka mam wiele przywilejów. — Obróciła się do brata i założyła ręce na piersiach.

— Dobra, gadaj czego chcesz, bo nie mam czasu. — Wciąż nie odrywał oczu od równiutko ułożonych papierów na biurku.

— Aleś ty miły, braciszku — przewróciła oczami. — Może wpadniesz w niedzielę na obiad? Mama dopytuje o ciebie. Podobno nie odbierasz od niej telefonów.

— I przysłała ciebie? Urocze — powiedział z sarkazmem.

— Nie. Sama przyszłam. Zresztą, muszę cię opieprzyć, jak przystało na młodszą siostrę.

— Tak? Niby za co tym razem? — Znów zaczął przeglądać papiery na swoim biurku, zupełnie nie zaprzątając sobie głowy siostrą.

— Pamiętasz Gabrysię Jabłonowską? — zapytała, a on jedynie wzruszył ramionami. — Moja przyjaciółka, przychodziła do nas często.

Rafał szybko zaczął główkować.

— Aaaa… Taka kędzierzawa, drobniutka, malutka — dopytał, by mieć pewność.

— Tak, dokładnie ta. Czyli jednak pamiętasz?

Jak mógłby zapomnieć. Dokładnie zapamiętał sobie tę smarkulę, która robiła maślane oczy, gdy tylko, jako student, bywał w domu. Niby „przypadkowo” chodziła za nim krok w krok. Dopytywała, czy zrobić kawy, herbaty, przynieść ciasteczko. Głupkowato się cieszyła, jakby wciąż opowiadał dowcipy i nieraz wcinała się w rozmowę, kiedy wpadali jego znajomi. Nie wspominając już o tych przykrótkich spódnicach, które często nosiła. No i te jej loczki, które były znakiem rozpoznawczym dziewczyny.

Ale wolał jej unikać, bo miał wrażenie, że dziewczyna w swojej wyobraźni widzi ich na ślubnym kobiercu, z piątką dzieci w drewnianym domku na przedmieściach. A on nie miał tego w planach.

— Wiesz, że jej babcia zmarła?

— Tak? To przykre. No i co?

Zdążył już pomyśleć, że każdego dnia umierają tysiące ludzi i jedna osoba więcej nie robiła na nim wrażenia.

— No i to, że powinieneś wpaść na pogrzeb.

— Dobra, kiedy jest? — Złapał za kalendarz i zaczął go przeglądać. — Może to jakoś wcisnę w grafik.

Słabo pamiętał panią Jadwigę, ale wiedział, że dziewczyna oprócz babci nie miała nikogo więcej.

— Nie trudź się, był tydzień temu — odpowiedziała pełna gniewu Blanka. — Nie rozumiem cię, Rafał. Przecież znałeś panią Jadwigę. Pisałam do ciebie w tygodniu, bo nie raczyłeś odebrać telefonów ani ode mnie, ani od rodziców.

— No wybacz, nie miałem czasu. Teraz, mam co innego na głowie — spochmurniał. — Dobra, daj mi jej adres to wyślę kwiaty.

— No chyba na cmentarz — obruszyła się Blanka. — Przecież to nie chodzi o kwiaty, tylko o to, że jesteś totalnym i bezdusznym dupkiem. Nie widzisz niczego poza czubkiem swojego nosa! Nie mogłeś przyjść na pogrzeb? Zadzwonić do Gabrysi i zapytać, jak się czuje?

— A jak by to wyglądało? Nie pomyślałaś? — Blanka uniosła wysoko swoją idealnie wyrysowaną brew. — Nie widziałem jej wiele lat i co, ot tak miałem zadzwonić i zapytać, jak się czuje? Nie uważasz, że byłoby to dziwne?

— No może trochę, ale…

— Mała, daj mi spokój. Pracuję.

— Właśnie widzę. — Usiadła na wygodnym fotelu z naburmuszoną miną. — A jak ci idzie w sprawie przejęcia kancelarii?

To właśnie była jego pięta achillesowa. Bardzo chciał być panem i władcą owej kancelarii, ale na przeszkodzie stał mu Andrzej Domalewski, który był znacznie gorszym prawnikiem, ale miał coś czego brakowało Rafałowi — żonę i synka w drodze. A tak się składało, że dla jego szefa rodzina była priorytetem. Mecenas Marcol nie miał dzieci, miał za to cudowną żonę. A ponieważ był już wiekowy, postanowił mianować swoim wspólnikiem jednego ze swoich pracowników. Niejednokrotnie powtarzał, że Rafał byłby kandydatem idealnym, ale…

A to wielkie „ale”, ciągnęło się niemal od roku. Rafał wciąż wciskał kit szefowi o przepiękniej narzeczonej, która dużo podróżuje. A pan Marcol twierdził, że dopóki nie zobaczy to nie uwierzy.

I tutaj pojawiał się problem, bo Rafał narzeczonej nie miał, na kolacje biznesowe przychodził zawsze sam, wciąż tłumacząc nieobecność wymyślonej narzeczonej, kolejnym służbowym wyjazdem, natomiast pan Marcol mimo tego, że chciał go na wspólnika, miał też swoje zasady. Jedna z głównych mówiła, że mężczyzna lepiej prowadzi firmę, gdy małżonka go pilnuje, dopieszcza i rozpieszcza w zaciszu domowego ogniska.

Z resztą nie tylko Marcol wciąż dopytywał o wybrankę serca mężczyzny. Matka Rafała nie mogła doczekać się aż pozna kobietę, która pokochałaby jego syna. Od owego, feralnego wydarzenia, państwo Marcol i Aleksandrowicz spotykali się niezwykle rzadko, co Rafałowi było na rękę.

— Potrzebuję narzeczonej, a najlepiej żony i to na już.

— Żarcik ci się wyostrzył. — Blanka zaśmiała się, uznając to za niezły dowcip, ale wystarczyło, by spojrzała w zimne oczy brata, by uznać jego słowa całkiem na poważnie. — Oj, braciszku. — Pociągnęła nosem. — Jest mi tak bardzo przykro… Tak przykro… — próbowała uronić łzę. — Żadna nie chce za ciebie wyjść? Jakie to straszne — nabijała się z brata.

— Dobra, skoro nie pomagasz, to idź już.

Blanka niechętnie podniosła tyłek z wygodnego fotela, chwyciła torebkę i skierowała się do wyjścia.

— Mam pozdrowić od ciebie Gabi?

— Co? — spojrzał na nią dzikim wzrokiem — Nie, a po co?

— Bo właśnie się do niej wybieram — odparła i spojrzała na niego wyczekująco.

Rafał nie raczył jej odpowiedzieć. Zamiast tego wrócił do swoich zajęć, zupełnie ignorując siostrę.

Blanka wyszła z jego gabinetu, nie omieszkując trzasnąć drzwiami. Uwielbiała spektakularne wyjścia.

Blanka poprawiła swoją koszulę, założyła ciemny kosmyk włosów za ucho i seksownie machając biodrami przeszła obok biura Arka, do którego od pewnego czasu słała przelotne spojrzenia. Drzwi jego gabinetu były otwarte, a chłopak ją oczywiście zauważył. Jakby mogło być inaczej? Jednak zamiast pobiec za nią, wziąć od niej numer, umówić się na kawę czy kolację, tylko głęboko westchnął, rozmarzył się i po chwili wrócił do swoich zajęć.

***

Do Gabrysi zajechała szybciej niż myślała. Zaparkowała swojego mini coopera w kolorze chili red i ruszyła na trzecie piętro niosąc ze sobą dwie materiałowe siatki wypełnione pysznym domowym obiadem, który zabrała z domu.

Od pogrzebu babci Jadwigi minął tydzień, Gabi się trochę pozbierała, ale wciąż nie wyglądała na całkowicie zdrową. Blanka miała zapasowy klucz, który dostała od przyjaciółki, więc nie bawiła się w żadne dzwonienie domofonem ani pukanie do drzwi, po prostu weszła jak do siebie i zawołała przyjaciółkę, która coraz częściej dnie spędzała na ciągłym patrzeniu w przestrzeń. Blanka martwiła się o jej psychikę. Miała jedynie nadzieję, że dziewczyna nie popada w depresję.

— Gabi, to ja — Blanka. Mam obiadek dla ciebie.

Przyjaciółka się nie odzywała, więc Blanka odstawiła siatki na blat w kuchni i ruszyła do jej pokoju. Dziewczyna siedziała na fotelu, mocno ściskając puchatą poduszkę. Przynajmniej nie leżała, tak jak kilka dni wcześniej.

Po tym jak ją zostawiła zaraz po pogrzebie, zajrzała do niej po dwóch dniach, by sprawdzić, jak się czuje. Przyniosła pachnący rosół z kluseczkami oraz pierogi z kapustą i grzybami, które obie uwielbiały. Jednak wtedy nie spodziewała się, że zastanie przyjaciółkę w dokładnie tych samych ubraniach co w dniu pogrzebu. Gabi leżała pod kołdrą, z rozrzuconymi włosami na poduszce i z wielkimi sińcami pod oczami. Jej oddech był bardzo płytki. Blanka przeraziła się nie na żarty. Chciała już dzwonić po pogotowie, gdy ta w końcu otworzyła oczy, tłumacząc się, że wzięła kilka tabletek by lepiej spać. Blanka przygotowała gorącą i pachnącą kąpiel dla przyjaciółki. Zaprowadziła ją wtedy do łazienki, choć Gabi wciąż uważała, że wszystko jest w porządku i twierdziła, że nie potrzebuje pomocy. Potem przebrała pościel w jej pokoju, pootwierała okna, by wpuścić trochę mroźnego, marcowego powietrza i odgrzała dla niej obiad.

Od tamtej chwili zaglądała do niej każdego dnia.

***

— Gabi, chodź do kuchni. Przywiozłam obiad. Zjemy razem?

— Tak, chętnie.

Przynajmniej zaczęła się odzywać. W ostatnim tygodniu częściej pomrukiwała i kiwała głową niż mówiła pełnymi zdaniami.

— Jutro muszę być w pracy. Zaczynam o dziesiątej –poinformowała Gabrysia przyjaciółkę.

— Nie za wcześnie? Myślałam, że będziesz jeszcze tydzień w domu i będę mogła wpadać do ciebie z tymi pysznościami. — Blanka puściła do niej oczko. Chciała ją rozśmieszyć.

— Muszę wyjść do ludzi, bo oszaleję. Zresztą nie mam więcej urlopu, a wiesz… Na kasie nie śpię.

— No tak… — Przyznała Blanka i obie lekko spochmurniały.

Przez krótką chwilę jadły w ciszy.

— Wyciągnęłam pocztę ze skrzynki. Sporo tego było. Przejrzysz?

— Daj. — Gabi wyciągnęła rękę po koperty.

— Zrobię kawę. Ciasto też mam — dodała Blanka wstawiając wodę i nasypując kawy do kawiarki. Obie uwielbiały mocną i gorzką kawę, bez fruwających fusów w szklance.

Gabi przeglądała koperty. Było wiele kartek z kondolencjami, kilka ulotek reklamowych, nawet dwa rachunki do opłacenia. _Och, życie._ Ale uwagę dziewczyny przykuła grubaśna koperta, z nazwą jakiegoś banku, o którym wcześniej nie słyszała.

_Babcia nic nie mówiła o kredycie —_ przeszło jej przez myśl, gdy tylko zobaczyła nagłówek KREDYT ODWRÓCONY HIPOTECZNY. Dane babci Jadzi zgadzały się. Plik kartek był potężny, ale niczego nie rozumiała, oprócz podanej na ostatniej stronie wysokiej kwoty, którą powinna uiścić w ciągu sześciu najbliższych miesięcy, jeśli nie chciała by mieszkanie przejął bank. Od razu zrobiło się jej gorąco. Szarpnęła za koszulkę, próbując rozszerzyć kołnierzyk, który teraz ją niemal dusił. Oczy dziewczyny zrobiły się niewyobrażalnie wielkie, a serce trzepotało jakby w klatce piersiowej miała małego kolibra.

— Gabi? Gabi, co się dzieje? — Blanka od razu do niej podbiegła, obawiając się, że przyjaciółka może zemdleć.

— Masz. Czytaj. — Gabrysia wcisnęła jej zwitek papierów do ręki.

Sama nie potrafiła tego wytłumaczyć. Co prawda widziała, że babcia od pewnego czasu mogła sobie pozwolić na większe zakupy, że chętnie wychodziła na miasto i nigdy nie narzekała na brak pieniędzy, ale tłumaczyła to sobie tym, że Gabi sama na siebie zarabiała, więc niczego nie brała od staruszki i dodatkowo opłacała rachunki za telewizję, internet oraz telefon. Przez myśl, by jej nie przeszło, że babcia podpisała „cyrograf” z bankiem, a ona za pół roku nie będzie miała gdzie mieszkać. No chyba, że zdoła spłacić osiemdziesiąt dwa tysiące, których żądał bank.

— Gabrysiu, nie martw się tym. Jeśli trzeba będzie, to zapłacimy. Mogę wziąć kredyt, zapytam tatę, na pewno…

— Jeśli…? Blanka! Jak ja tego nie zapłacę, to wyląduję pod mostem. Nikt mi nie da kredytu, bo nie mam umowy o pracę. Wiesz dobrze, że pracuję gdzie mogę, by zarobić jak najwięcej. Mam odłożone kilka tysięcy, ale nie tyle. Blanka, ja nie mogę stracić tego mieszkania. Po prostu… nie mogę.

— Spokojnie, nie panikuj — podrapała się po głowie i myślała z prędkością błyskawicy. Blanka dobrze wiedziała, że sprzedaż mieszkania nie wchodziła w grę. Gabriela była bardzo przywiązana do tego miejsca. — Przecież mój brat jest prawnikiem, on na pewno ci pomoże.

— Blanka… — Dziewczyna podciągnęła kolana pod brodę i zaczęła płakać.

Wszystko się jej posypało. Zmarła babcia, jedyna i ostatnia osoba, która była jej rodziną. Została sama, do tego musiała spłacić kredyt, którego nie wzięła, bo w przeciwnym razie wyląduje na ulicy.

— Zostanę u ciebie do jutra — powiedziała Blanka. — Zawiozę cię do pracy. A w niedzielę przyjdziesz do nas na obiad, zabierzesz te papiery i porozmawiasz z Rafałem.

— Dziękuję.

Tylko tyle potrafiła wydusić z siebie, a potem wtuliła się w ramiona przyjaciółki. W nich czuła się bezpiecznie.

W jej głowie panował totalny chaos.

Blanka wcale się nie zdziwiła, kiedy jej przyjaciółka usnęła późnym popołudniem. Dla zabicia czasu zaczęła sprzątać w jej mieszkaniu. Jednak widok uśmiechniętej twarzy przyjaciółki i jej dziadków, na ustawionej na komodzie fotografii sprzed lat, łamał jej serce. Sama również uwielbiała panią Jadzię i czuła ogromny smutek po jej stracie. Jednak jej uczucia były nieporównywalne z uczuciami Gabrysi.

Blanka nawet nie próbowała sobie wyobrażać, co dziewczyna przeżywa. Postanowiła po prostu przy niej być. Wierzyła, że pewnego dnia, obudzi się z tym samym, szczerym uśmiechem, który tak w niej uwielbiała. Pozostało tylko czekać i wierzyć, że czas uleczy rany.Rozdział 5

Piątkowy dzień nastał niezwykle szybko. Gabrysia, tuż po siedemnastej wpadła do mieszkania i zaczęła biegać między kuchnią, łazienką, a swoim pokojem szykując się na spotkanie z „narzeczonym”, jakby przygotowywała się na prawdziwą randkę.

Nawet zdążyła upiec czekoladowe muffiny według przepisu babci. Udekorowała je kremem cytrynowym, który sama wybrała w sklepie i własnoręcznie przygotowała według instrukcji na opakowaniu.

— Dobry czas, całkiem dobry. — Spojrzała na zegarek na lewym nadgarstku, który wskazywał 18:21.

Podeszła niespiesznie do szafy i zaczęła przeglądać swoje ciuchy. Miała ograniczony wybór, zważając na to, że w ostatnim czasie nosiła się w czerni.

Była na siebie zła za to, że cieszy się jak dziecko na spotkanie z Rafałem. To nie tak, że jej smutek nagle zniknął, ale… trochę go kamuflowała. Wiedziała przecież, że trzeba żyć dalej.

Założyła tę samą sukienkę, którą miała na niedzielnym obiedzie u państwa Aleksandrowiczów, popatrzyła w lustro i stanowczo pokręciła głową. Rzuciła ubranie na łóżko i założyła kolejną, granatową sukienkę z białym kołnierzykiem, stwierdzając, że wygląda w niej jak uczennica idąca na apel szkolny. Kolejne ubranie rzuciła na łóżko i zaczęła przeglądać wieszaki. Sukienka bez ramiączek — nie; długa do ziemi — nie; spodnie i błękitna koszula — nie, nie i nie!

Odrzucała kolejne propozycje tworząc na łóżku niezłą stertę, wciąż zastanawiając się, co może założyć, by nie wyglądać babcinie, jak uczennica, napalona desperatka albo flejtuch.

Znów spojrzała zegarek, który teraz wskazywał 18:49 i zaczęła się delikatnie denerwować.

Ostatecznie wybrała czarną, plisowaną spódnicę z połyskującego materiału oraz szarą koszulę z wiązaniem na kształt szerokiej kokardy. Burzę loków zrobiła wcześniej pianką, więc teraz czekoladowe fale swobodnie zwisały z jej ramion, a usta podkreśliła beżową pomadką i w tym właśnie momencie rozdzwonił się domofon. Gabrysia aż wzdrygnęła się na ten dźwięk, ostatni raz spojrzała na dziewczynę w lustrze i pobiegła, by otworzyć drzwi.

— Jesteś punktualny. — Gestem zaprosiła go do środka.

— Zdziwiona? — spytał, rozpinając beżowy płaszcz.

— Troszkę. — Lekko się uśmiechnęła i poprosiła o płaszcz, który zawiesiła na drewnianym wieszaku w korytarzu. — Herbaty, kawy? — Wypowiedziała to automatycznie, tak jak babcia zwykła to robić, gdy tylko któraś z sąsiadek wpadała przed południem.

— Kawę, czarną i mocną.

— Rozgość się w salonie, a ja zaraz podam kawę. — Wskazała mu drogę do salonu, a sama zniknęła w kuchni.

Kilka minut później weszła do salonu z tacą, niosąc parującą kawę w filiżankach i czekoladowe muffiny na ozdobnym talerzu.

Rafał rozsiadł się wygodnie na krześle przy stole, rozkładając przy okazji potrzebne dokumenty na blacie. Rozejrzał się dookoła i zrobił zniesmaczoną minę, jakby chciał jej zakomunikować, że daje kasę na _coś takiego_.

— Chyba przydałby się mały remont. — Wskazał na poszarzałe ściany w salonie.

— Pomyślę o tym. — Posłała mu zakłopotane spojrzenie.

_Znalazł się znawca remontów._

Rafał uważnie przyglądał się dziewczynie, kiedy ta stawiała przed nim filiżankę z kawą i talerzyk do ciasta lekko trzęsącymi się dłońmi. Próbowała nie zerkać w jego stronę, ale nie mogła unikać go bez końca. Siadając naprzeciwko niego była zmuszona, co jakiś czas na niego spoglądać.

Chętniej by to robiła, gdyby nie okoliczności spotkania.

— Przygotowałem kontrakt. — Podał jej plik kartek. — Jeśli któryś z punktów ci nie odpowiada, możemy go od razu poprawić.

Gabrysia chwyciła kartki i zaczęła je rzetelnie studiować. Nie chciała ominąć żadnego punktu, by w późniejszym czasie nie mieć problemów ani niedomówień z obydwu stron.

— W punkcie piątym napisałeś, że mam pojawiać się z tobą na ważnych spotkaniach. Często je miewasz?

— Nie często, ale są i do tej pory zawsze byłem sam — odpowiedział rzeczowo.

— Dobrze, ale chciałabym wiedzieć o takim spotkaniu przynajmniej tydzień wcześniej, muszę wtedy wziąć wolne albo zmienić grafik w pracy. Mam nadzieję, że to nie problem?

Przytaknął głową, upił łyk kawy i wciąż zerkając w jej stronę, zapytał:

— Gdzie ty właściwie pracujesz?

Gabrysia podniosła głowę znad pliku kartek i lekko się zaczerwieniła. Przy znajomych nie krępowała się ani nie wstydziła tego co robi na co dzień, ale patrząc na jego nieskazitelny garnitur i kremową koszulę zapiętą łącznie z ostatnim guzikiem, poczuła się dziwnie zmieszana i zakłopotana. W końcu on był prawnikiem, a ona…

— Głównie pracuję w restauracji jako kelnerka, ale również uczę dzieci gry na pianinie i gitarze. Do tego śpiewam wraz z zespołem na różnych uroczystościach.

— Gdy będą pytać czym się zajmujesz, powiesz, że jesteś muzykiem i dlatego często wyjeżdżałaś, ale teraz chciałabyś założyć własną rodzinę. Jasne? — powiedział to takim tonem, że w piwnych oczach dziewczyny zaszkliły się niewielkie łezki.

_Wstydzi się mnie —_ przemknęło jej przez głowę, szybko odgoniła łzy kilkoma mrugnięciami i tylko potaknęła głową, zgadzając się na to paskudne kłamstwo.

— Rafał, jeśli chodzi o pieniądze…

— Proszę, cała kwota — podał jej kopertę wypełnioną banknotami. — W umowie dopisałem ostatni punkt. Chciałbym żebyś podpisała intercyzę. Chyba rozumiesz?

— Tak, nie ma problemu. A pieniądze traktuję jako pożyczkę, oddam, gdy tylko…

— To przysługa za przysługę. Ja daję tobie pieniądze, a ty weźmiesz ze mną ślub bym mógł zostać wspólnikiem w firmie. Taki deal. — Znów nie pozwolił jej skończyć, wtrącając się do rozmowy.

— To dużo pieniędzy, nie mogłabym ich tak po prostu sobie wziąć. Oddam ci je, najwyżej wezmę kredyt, jeśli nie uzbieram całej kwoty.

Rafał zmierzył zakłopotaną dziewczynę, przez chwilę zastanawiając się co jej odpowiedzieć. Z jednej strony doceniał, że chce tylko pożyczkę, z drugiej wiedział, że dziewczyna będzie musiała biegać po bankach, by dostać kredyt.

— Zróbmy tak: oddasz mi tyle pieniędzy, ile zdołasz uzbierać przez rok trwania naszego małżeństwa, ale bez żadnych kredytów. Zgoda?

_Przez rok mogę być panią Aleksandrowicz. Jak uroczo._

— Zgoda — odpowiedziała po chwili zastanowienia.

— Zrobiłaś listę gości?

— Tak. — Podeszła do komody i wyciągnęła niewielką karteczkę z nazwiskami. — Proszę. — Podała ją Rafałowi, który od razu zerknął na kartkę.

— Tylko sześć osób? — spytał, na co dziewczyna potaknęła głową.

Nie miała zbyt dużej rodziny, a właściwie po śmierci babci, nie miała nikogo więcej. Jednak nie chciała w tak szczególnym dniu zostać sama. Chciała mieć przy sobie życzliwych ludzi. Jako swoich gości wybrała sąsiadkę z mężem, znajomą z restauracji z chłopakiem oraz chłopaków z zespołu.

— Świadkowie? — Rafał znów zaczął notować w swoim kalendarzu.

— Mam nadzieję, że zrozumiesz, że chciałabym poprosić Blankę. Jest moją jedyną przyjaciółką. Wiem, że to twoja siostra, ale…

— Spokojnie, domyśliłem się, że ją poprosisz.

Gabrysia dopiła resztę kawy, Rafał zrobił to samo. Siedzieli naprzeciwko siebie, Gabi próbowała uciekać wzrokiem, często poprawiając włosy z zakłopotania. Mężczyzna do subtelnych nie należał i bezczelnie świdrował ją wzrokiem. Za każdym razem, gdy dziewczyna podnosiła oczy, on wpatrywał się w jej twarz. Nawet nie wiedziała, co powiedzieć, jak zareagować. Chciała jedynie, by sobie poszedł albo zaczął prowadzić z nią normalną rozmowę. Przecież pamiętała go z dawnych lat. Kiedyś nie był taki poważny jak dzisiaj. Lubił śmiać i dowcipkować.

Nadal działał na nią jak zakazy owoc, którego nie powinna kosztować, a jednak to ona, nie kto inny zostanie panią Aleksandrowicz. Może tylko przez rok, ale jednak.

Dawniej marzyła, by Rafał chociażby spojrzał na nią przychylnie, powiedział coś miłego, a teraz miała z nim zamieszkać, podobno w pięknej posiadłości. Mogła codziennie na niego patrzeć, jeść śniadania, kolację; być bliżej niż kiedykolwiek przedtem.

— Gabrielo? Odpowiesz mi na pytanie? — Z zamyślenia wyrwał ją głos mężczyzny.

— Hmmm. Co?

— Pytałem, dlaczego nie nosisz pierścionka, który ci dałem? Nie podoba ci się?

— Podoba! I to jak. — Poprawiła włosy, które spadły jej na czoło. — Pierścionek jest śliczny. Dziękuję, że wybrałeś takie cudo dla mnie.

Rafał lekko się zmieszał, jednak nie miał zamiaru przyznawać się, że pierścionek spoczywał w jego szufladzie od wielu lat. Miał trafić na inny palec, ale… Wyszło jak wyszło.

— Jednak jest jakieś _ale_, więc słucham — drążył.

— Pierścionek jest troszkę za duży. Bałam się, że go zgubię w pracy. A poza tym, ja… — Lekko się zasmuciła. — Dopiero co opłakiwałam babcię. Nie chcę się od razu afiszować…

— Pierścionek ma pasować do ciebie, nie odwrotnie, więc przyjadę po ciebie w poniedziałek. Pojedziemy do jubilera, przy okazji wybierzemy obrączki, załatwimy wszystkie formalności i pokażę ci dom, żebyś wiedziała, gdzie będziesz mieszkała. — Ponownie wtrącił się w jej zdanie, zupełnie ignorując wzmiankę o śmierci jej babci.

— Świetnie! — Niemal klasnęła w dłonie. — Znaczy… Bardzo się cieszę, tylko… że ja w poniedziałek pracuję, we wtorek mam czas, aż do siedemnastej.

Rafał szybko przekartkował swój kalendarz. Miał umówione spotkania z klientami, pokręcił głową, twierdząc, że przełoży wszystkich na środę i w ciągu jednego dnia załatwi wszystkie potrzebne formalności związane ze ślubem. Raz, a porządnie.

— Będę o dziesiątej. — Wpisał sobie od razu wielkimi literami _GABRIELA_ na wtorkowy dzień, a potem wstał zapinając marynarkę i spojrzał dziewczynie głęboko w oczy. — Zgadzasz się na wszystkie punkty w umowie?

Pospiesznie zerknęła na dokumenty.

— Tak.

— To podpisz obydwa egzemplarze. — Wręczył Gabrysi długopis i wskazał miejsca na podpis, jego już widniał na dokumentach. — Ten jest dla mnie, ten dla ciebie. Przyjadę we wtorek. Do zobaczenia.

— Nie skosztujesz babeczki? Sama upiekłam. — Wskazała na ciastko, które spoczywało nietknięte na talerzu.

— Nie jadam słodyczy — odparł rzeczowo, a potem skierował się do wyjścia.

Dziewczyna nie bardzo wiedziała co powiedzieć, więc odprowadziła swojego gościa do drzwi, podała mu płaszcz i pożegnała go zwyczajowym _do widzenia_, po czym wróciła do salonu. Spojrzała na ślubne zdjęcie dziadków, na którym wyglądali na bardzo, ale to bardzo szczęśliwych. Chwyciła fotografię w dłonie i zapytała dziadków:

— Czy ja w ogóle wiem co robię?Rozdział 9

— Tak się cieszę, że przyjechaliście. — Pani Wanda od progu witała się z radością z narzeczonymi. — Wchodźcie, wszystko jest już gotowe.

— Dzień dobry — powiedziała Gabrysia widząc pana Romana na horyzoncie, który uśmiechnął się zapraszająco do młodych.

— Cześć, Gabryśka. — Do salonu wpadła Blanka, która od razu rzuciła się dawno niewidzianej przyjaciółce w objęcia. — Ślicznie wyglądasz. Nowa sukienka?

Gabrysia spojrzała na swoją sukienkę w biało-czarne pasy, którą kupiła kilka dni wcześniej, specjalnie z myślą o tym obiedzie. Chociaż planowała założyć czarną spódnicę widząc tę kreację na wystawie sklepowej, po prostu poczuła, że musi ją mieć. Od śmierci babci minęły już dwa miesiące i choć nadal czuła smutek po stracie ukochanej osoby, chciała powoli zacząć wracać do normalnego życia. I miała nadzieję, że w tej sukience spodoba się Rafałowi. Ten jednak nawet jej nie skomplementował, gdy pojawił się o umówionej godzinie w mieszkaniu dziewczyny.

— Tak, nowa — odpowiedziała przyjaciółce.

— Cudownie razem wyglądacie — skomentowała pani Wanda, nie mogąc oderwać od nich oczu.

Była szczęśliwa, że syn się żeni, że jej synową zostanie nie kto inny jak Gabrysia. Od zawsze lubiła tę dziewczynę i uważała, że pasuje do jej syna idealnie.

— Jednak muszę spytać… — Zaczęła kobieta. — Ten wasz ślub… To dość nagła decyzja. Musicie go brać czy bardzo chcecie?

Gabrysia akurat popijała wodę i zbyt łapczywie wzięła łyk, krztusząc się przy tym. Blanka zareagowała od razu, lekko poklepując przyjaciółkę po plecach.

— Mamo, nie wystarczy ci, że się kochają. Są w sobie zakochani jak dwa gruchające gołąbki. Powinnaś im kibicować.

— Och, Blanka jak będziesz miała własne dzieci…

— Wiem, wiem. A może napijemy się kawy? Porozmawiamy o weselu, dekoracjach i takich tam? — Blanka szybko zmieniła temat.

— Bardzo chętnie. — Wanda od razu się ożywiła.

— Zrobię dla was kawę i wezmę Rafała do ogrodu. Potrzebuję jego pomocy — dodał Roman, oddalając się do kuchni.

— Ale wiesz, że twój syn jest marnym ogrodnikiem? — powiedziała Blanka, ciągnąc przyjaciółkę do salonu.

Kobiety rozsiadły się na sofie, a kiedy została podana kawa wraz z pysznym, domowym ciastem, zajęły się sobą, wesoło rozmawiając o nadchodzącej uroczystości, wcale nie zauważając, że Rafał i pan Roman szybko wymknęli się z domu.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: