O Wojtku z planety Uran - Agnieszka Dydycz, Antoni Oniśko - ebook

O Wojtku z planety Uran ebook

Agnieszka Dydycz, Antoni Oniśko

0,0

Opis

O Wojtku z planety Uran to kosmiczna opowieść dla dzieci małych i dużych, od lat 4 do 100+. Jej siła i moc leży w prostocie i autentyczności, bo ta historia naprawdę się wydarzyła! Wszystko zaczęło się w wyobraźni ziemskiego chłopca o imieniu Antek, który opowiedział swoim rodzicom o nowym przyjacielu, Wojtku z planety Uran. Antek miał wtedy 5 lat, a Wojtek 150 lat, ale na planecie Uran to tyle samo, co na Ziemi. Chłopcy bardzo się polubili. Bawili się ziemskimi zabawkami, byli w zoo i jedli pyszne ziemskie jedzenie. Wojtek nauczył Antka swojego języka, który nazywa się folski i wcale nie jest nytrud ;) Antek pokazał Wojtkowi naszą planetę oraz jej zwyczaje, na przykład mycie rąk i przytulanie – najmilszy ze wszystkich ziemskich zwyczajów. Bo nie wszyscy wiedzą, że mieszkańcy Urana potrafią latać statkami kosmicznymi na inne planety i komunikować się na odległość bez żadnej sieci, ale nadal nie potrafią się przytulać! Trudno to sobie wyobrazić, prawda?

Historia kosmicznych przyjaciół jest idealnym pretekstem do spędzenia czasu razem. Dzieci uwielbiają tę opowieść, gdyż pokazuje świat widziany z ich perspektywy, a nam, dorosłym, historia ta przypomina, że dla naszych dzieci nie ma rzeczy niemożliwych i dziwnych – wszystko zależy od nas samych i siły naszej wyobraźni. Ta ciepła i szczera książka w prosty i ciepły sposób opowiada też o prawdziwych wartościach, bliskości, odpowiedzialności, trosce, akceptacji i zaufaniu. Widzeniado na planecie Uran!

REKOMENDACJE

Chciałbym spędzić na planecie Uran długie wakacje razem z Wojtkiem i moimi wnukami: Aaronem, Mają, Adasiem, Jadzią, i dorosłą już Leną. Każdy z nas czasem czuje się … kosmitą. Lepiej mieć wtedy obok siebie bliskie osoby. Andrzej Seweryn

Czy na pewno masz czas? Bo od tej książeczki trudno się oderwać. Jacek Santorski

Olę wciągnęło! Ma ponad sto książek, a niezmiennie wybiera „O Wojtku z planety Uran” i czyta wszędzie. Mama Oli (lat 8)

Tak książka powinna dołączyć do kanonu lektur szkolnych! Małgorzata, mama bliźniaczek (lat 7)

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 63

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Agnieszka Dydycz, Antoni Oniśko

O Wojtku z planety Uran

Opowieść dla dzieci od lat 4 do 100+

Warszawa 2021

Rekomendacje

Chciałbym spędzić na planecie Uran długie wakacje razem z Wojtkiem i moimi wnukami: Aaronem, Mają, Adasiem, Jadzią, i dorosłą już Leną. Każdy z nas czasem czuje się … kosmitą. Lepiej mieć wtedy obok siebie bliskie osoby. Andrzej Seweryn

Czy na pewno masz czas? Bo od tej książeczki trudno się oderwać. Jacek Santorski

Olę wciągnęło! Ma ponad sto książek, a niezmiennie wybiera „O Wojtku z planety Uran” i czyta wszędzie. Mama Oli (lat 8)

Drodzy Dorośli, Drodzy Rodzice, rozmawiajcie ze swoimi dziećmi, a przede wszystkim słuchajcie ich i ich opowieści bardzo uważnie. Nie spodziewacie się nawet ilu ciekawych rzeczy możecie się dowiedzieć i jak bardzo może Wam się to przydać w Waszym dorosłym życiu! Blog, Akademia 5.10.15

Naukowcy z Uniwersytetu Stanowego Ohio obliczyli, że 5-latkowie, którym rodzice czytali codziennie pięć książeczek, usłyszeli w swoim życiu ok. 1,5 miliona słów więcej niż dzieci, którym w ogóle nie czytano. Booklips.pl

O Wojtku z planety Uran

Była jesień.

Liście na drzewach mieniły się złociście, a kasztany i żołędzie turlały się wesoło po zielonym mchu. Las błyszczał w słońcu i przypominał wycinankę z kolorowego papieru.

Nagle...

Powiał wiatr, powietrze zahuczało, zabuczało i na jednej z polanek wylądował mały statek kosmiczny. Okrągły i żółto-zielony podskakiwał na mchu jak wielka plażowa piłka. Wreszcie natrafił na wystający korzeń i się zatrzymał. Kolorowa powłoka rozsunęła się na boki, a ze statku wysiadł ktoś nieduży, zielony i ubrany w kosmiczny kombinezon. Wyglądał na zdziwionego i mocno zaspanego. Ten ktoś nazywał się Wojtek i przyleciał na Ziemię aż z planety Uran, a to bardzo daleka droga.

– Gdzie ja jestem? – zapytał głośno sam siebie i rozejrzał się uważnie dookoła.

Wojtek miał sześcioro bystrych oczu, dwie pary uszu i jedną buzię, która potrafiła oddychać w każdej atmosferze. Na czubku głowy sterczało mu sześć rozczochranych antenek. Były bardzo ważne, bo ich głaskanie pomagało w rozwiązywaniu różnych problemów. W ogóle Wojtek był znakomicie przygotowany do międzyplanetarnych podróży. Miał długie zwinne palce – po dwanaście u każdej ręki i cztery mocne nogi, które twardo stąpały po każdej planecie. I jeszcze szybciej biegały.

– Zjadłbym coś pysznego i dzobar ziemskiego – westchnął Wojtek w swoim języku, który nazywał się folski.

Najpierw jednak musi ukryć swój statek w zacisznym miejscu. Tak uczył go tata. Wojtek wyciągnął ze statku specjalną zatyczkę i cierpliwie poczekał, aż z kuli zrobi się płaski placuszek. Dopiero wtedy złożył go w kosteczkę i schował w dziupli. Pamiętał też, żeby na drzewie zrobić specjalny tajny znak z zielonego glutka. W ziemskim lesie było kosmicznie dużo drzew, a on nie chciał zgubić swojego statku. Lubił podróże, ale jeszcze bardziej lubił wracać do domu, na Uran. Zatyczki do statku również nie chciał zgubić, więc włożył ją do lewej kieszeni kosmicznego kombinezonu i zasunął suwak. Tam będzie bezpieczna.

Wojtek odetchnął głęboko ziemskim powietrzem. Był gotowy na zwiedzanie planety Ziemia. I chyba bardzo głodny, bo cały czas burczało mu głośno w zielonym brzuchu.

Może to ziemska grawitacja tak działa, pomyślał naukowo i ruszył na poszukiwanie pożywienia. Zrobił cztery odważne kroki w głąb lasu, gdy nagle jedna z jego nóg na czymś stanęła. Zaciekawiony spojrzał w dół i od razu dostrzegł brązowe lśniące kuleczki. Leżały sobie spokojnie na zielonym na mchu, jakby czekały, aż ktoś je znajdzie.

– Niam! – oblizał się po folsku.

Wojtek podniósł z mchu dwie najbardziej lśniące kuleczki, powąchał, a nawet ugryzł.

– Błefuj! Ohyda – skrzywił się.

Szybko wypluł nadgryzione kuleczki. Z wrażenia przypomniał sobie nawet ich ziemską nazwę: kasztany. Niejadalne, zapisał sobie w głowie Wojtek i głodny ruszył w dalszą drogę.

Po pięciu krokach i małej ziemskiej chwilce, dostrzegł w trawie nieduże zielone wałeczki w czapeczkach.

– Jejo, jakie słodkie – zachwycił się po folsku. – Ciekawe, czy smaczne?

Wojtek szybko się uczył i za drugim razem był o wiele ostrożniejszy. Podniósł zielony wałeczek z ziemi i leciutko dotknął końcem języka.

– Błefuj! – jęknął zawiedzony.

Czy na tej planecie nie ma nic do jedzenia, pomyślał rozczarowany. Kasztany i żołędzie na pewno się do tego nie nadawały!

Wojtek zrobił się jeszcze bardziej głodny, lecz dzielnie ruszył dalej. Warto było, bo już po dwóch krokach zrobionych czterema nogami, zobaczył ziemskie grzybki. Dorodne, w pięknych kapeluszach o smakowitym złoto-brązowym kolorze, rosły sobie wesoło pod drzewkiem.

Wojtek obejrzał je dokładnie z każdej strony i zerwał dwa najładniejsze. Powąchał je, a nawet polizał.

– Złenie! – ucieszył się po folsku.

Otwierał właśnie buzię, żeby odgryźć kawałek złotego kapelusza, gdy nagle usłyszał przestraszony okrzyk.

– Stój! Nie rób tego! Te grzybki są surowe!

Wojtek zastygł z ręką z grzybkiem przy otwartej zielonej buzi.

– Kto tu jest? – zawołał, a jego brzuszek zaburczał głośno do rymu.

– Ja – odezwał się ten sam głosik, choć tym razem o wiele ciszej.

– Kto ja? – zapytał zaciekawiony Wojtek.

Spojrzał jedną parą oczu w prawo, drugą w lewo i pod krzaczkiem zobaczył małe ziemskie zwierzątko w szarym futerku, z długimi uszami.

– Ja, króliczek Perliczek – przedstawiło się zwierzątko. – Mieszkam w lesie od urodzenia i wiem, że nie-zwierzątka nie mogą jeść grzybków na surowo. Muszą je ugotować. Albo usmażyć.

– Usmażyć? A co to znaczy? – zainteresował się Wojtek i posłusznie odsunął kapelusz grzybka od swojej kosmicznie głodnej buzi.

Króliczek Perliczek wyraźnie nabrał odwagi, bo podszedł bliżej i stanął na tylnych łapkach.

– To znaczy, że potrzebne jest ognisko. I jeszcze patelnia – wyjaśnił.

– Jejo – zmartwił się Wojtek po folsku. – Ja nie mam tych rzeczy. Nawet nie wiem, jak wyglądają...

Króliczek Perliczek podrapał się łapką za uszami.

– Ja wiem! – ucieszył się. – Widziałem to kiedyś u ludzi!

Wojtek chciał zapytać króliczka o ludzi, gdy nagle przypomniała mu się mama. Dwa razy przypominała mu przed odlotem, żeby zawsze mówił dzień dobry. I dziękuję, i proszę, i do widzenia. Oczywiście, w języku planety, na której wyląduje.

Na wspomnienie mamy Wojtkowi zrobiło się ciepło i miło. Pogładził swoje antenki i uśmiechnął się przyjaźnie do króliczka.

– Dzień dobry, Perliczku – powiedział. – Nazywam się Wojtek i przyleciałem z planety Uran. Aha, i dziękuję – dodał poważnie.

– Witaj na Ziemi, Wojtku! – odpowiedział równie poważnie króliczek i zastrzygł długimi uszami.

Wojtek poczuł się oficjalnie powitany na planecie Ziemia, ale jego brzuszek chyba o tym nie wiedział i znowu zaburczał z głodu. A może to było na powitanie? W każdym razie, ciągle był pusty.

Za to głowa Wojtka była pełna pytań.

– Perliczku, czy ludzie to mieszkańcy Ziemi? – zapytał zaciekawiony.

– Jakby ci to wyjaśnić... – zamyślił się króliczek. – Tak, ludzie to mieszkańcy Ziemi, ale nie jedyni. Na naszej planecie są jeszcze rośliny, no i my, zwierzątka. A ludzie hałasują, brudzą i myślą, że zawsze mają rację. Mama nie pozwala mi się z nimi bawić.

To nie brzmiało zbyt zachęcająco, lecz Wojtek był zbyt ciekawy i głodny, żeby się przestraszyć.

– Poszukajmy tych ludzi, Perliczku – zdecydował. – Proszę... Może dadzą nam ognisko i patelnię do usmażenia moich grzybków?

Wojtek się rozmarzył, gdy tymczasem jego zielony brzuszek znowu głośno zaburczał. Nic dziwnego, jadł przecież bardzo dawno temu, na Uranie.

Ciekawe, czy ludzie też tak burczą, zastanawiał się Wojtek po folsku, uspokajając brzuszek głaskaniem.

W tym czasie, króliczek Perliczek zebrał całą swoją króliczą odwagę.

– Pomogę ci ich odnaleźć, Wojtusiu – zaproponował. – W naszym lesie jest polana, na której ludzie lubią się spotykać. Mama nie pozwala mi tam kicać, ale przecież nie zostawię cię samego!

– Kujędzie, Perliczku – podziękował Wojtek po folsku. – A gdy kiedyś przylecisz na Uran, wtedy ja się tobą zaopiekuję. Obiecuję!

Króliczek Perliczek poczuł się dumny i odważny, ale jednego był pewien: o tej przygodzie nigdy nie opowie swojej mamie. Nie chciał, żeby się o niego martwiła...

– W drogę! – zawołał i pierwszy pokicał przez zarośla.

Wojtek schował grzybki do prawej kieszeni swojego kosmicznego kombinezonu. Dokładnie zasunął suwak, a potem szybko pobiegł za króliczkiem. To właśnie w takich sytuacjach przydawały mu się cztery nogi i sześcioro oczu.

Nagle...

Króliczek stanął na tylnych łapkach i czujnie zastrzygł uszami.

– Wojtusiu, poczułem zapach ludzi i słyszę ich głosy – wyszeptał. – Teraz musimy być bardzo cicho. Nie wiemy przecież, czy nas polubią.

Wojtek kiwnął antenkami na znak, że zrozumiał i w ciszy podkradli się na brzeg polanki. Ostrożnie wyjrzeli zza gęstego krzaczka jeżyn i zobaczyli leśną polanę, a na niej - najprawdziwszych Ziemian. To chyba była rodzina. Dwa dorosłe osobniki siedziały przy drewnianych stołach, a jeden mniejszy biegał i skakał dookoła nich.

– Co robimy? – wyszeptał króliczek. – Trochę się jednak boję...

Wojtek pogładził się po antenkach.

– Wiesz co, Perliczku? Dalej pójdę już sam. W końcu to ja przyleciałem na Ziemię i ja jestem głodny – zaproponował odważnie, chociaż w środku on również trochę się bał.

Nigdy wcześniej nie rozmawiał z Ziemianami, ale mama mówiła, że do odważnych należą planety. Musi spróbować!

Króliczek Perliczek spojrzał na Wojtka z podziwem.

– Ależ ty jesteś dzielny, Wojtusiu! Ja cały trzęsę się ze strachu. No i nie znam ludzkiego języka – wyznał nieśmiało. – Poczekam tutaj na ciebie, dobrze? Ale gdyby coś ci groziło, od razu pobiegnę po pomoc!

Wojtek uśmiechnął się do króliczka i raz jeszcze dotknął swoich antenek, aby dodać sobie odwagi. Dopiero wtedy wyszedł zza krzaczka, przebiegł przez polankę i stanął przed ludźmi.

– Dzień dobry – powiedział wolno i wyraźnie w ziemskim języku. – Nazywam się Wojtek i przyleciałem z planety Uran. Ziemia bardzo mi podoba, ale jestem u was bardzo głodny. Znalazłem grzybki i króliczek Perliczek mówi, że muszę je usmażyć. Czy macie patelnię i ognisko? Proszę – dodał, przejęty tym, że po raz pierwszy w życiu rozmawia z Ziemianami.

Ziemianie chyba go zrozumieli, a ten najmniejszy przestał biegać i skakać.

– Dzień dobry – odpowiedział, podchodząc do Wojtka z uśmiechem na buzi. – A ja nazywam się Antek, mam pięć lat i mieszkam tutaj, na Ziemi, z rodzicami. Mój tata umie rozpalić ognisko i usmaży ci grzybki. Ja nie mogę się jeszcze bawić zapałkami...

– Co to są zapałki? – zainteresował się Wojtek. – Czy też są do jedzenia?

Antek roześmiał się głośno i znowu podskoczył.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.