T jak TESTOSTERON. Hormon, który rządzi i dzieli - Carole Hooven - ebook

T jak TESTOSTERON. Hormon, który rządzi i dzieli ebook

Hooven Carole

0,0
49,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Fascynująca opowieść o najsłynniejszej substancji chemicznej w naszym organizmie.

Już od starożytności ludzkość podejrzewała, że typowo męskie zachowanie połączone jest jakoś z jądrami. Inaczej nie byłoby eunuchów na cesarskim dworze w Chinach ani „eliksirów młodości” w dziewiętnastowiecznej Europie. Współczesna nauka stawia sprawę jasno: testosteron jest potężną siłą kształtującą nasze społeczeństwo i to on odpowiada za różnice w wyglądzie i zachowaniu między płciami.

Fascynujące badania na zwierzętach, od szympansów przez jelenie po jaszczurki, pokazują, że to właśnie wysokie stężenie testosteronu pomaga samcom wyeliminować konkurencję. Mężczyźni nie są tu wyjątkiem. Autorka podkreśla jednak, że testosteron współdziała z genami i uwarunkowaniami kulturowymi, prowadząc do różnorodnych zachowań męskich i kobiecych, a lepsze zrozumienie tych mechanizmów pozwoli nam zbudować sprawiedliwsze, bezpieczniejsze społeczeństwo.

Tyle się mówi o testosteronie w kontekście płci, sportu i polityki, że potrzebujemy dobrego wyjaśnienia naukowego kontekstu i jego implikacji, a to przedstawione tutaj jest wspaniałe. – Steven Pinker, profesor psychologii na Uniwersytecie Harvarda, autor książek Jak działa umysł oraz Nowe Oświecenie.

Jedna z najbardziej fascynujących książek o ludzkich zachowaniach, jakie kiedykolwiek czytałem. To naukowy kryminał opowiedziany z przenikliwością, inteligencją i rozmachem. – Daniel Gilbert, profesor psychologii na Uniwersytecie Harvarda i autor bestsellera „New York Timesa” Na tropie szczęścia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 494

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Grif­fi­nowi

1

Początki

MAŁPIE HARCE

Gdy­by­śmy nie znaj­do­wali się pod gniaz­dami szym­pan­sów w chwili, gdy się budziły, prze­ga­pi­li­by­śmy ich siuśki – a to naj­waż­niej­sze przy bada­niu stę­że­nia testo­ste­ronu u tych zwie­rząt. Dla­tego nie­mal codzien­nie przez osiem mie­sięcy, które spę­dzi­łam z szym­pan­sami, na spa­cer przez dżun­glę wyru­sza­łam jesz­cze przed świ­tem.

Ewo­lu­cja opra­co­wała ele­gancki sys­tem moty­wu­jący nas do tego, by zaczy­nać dzień wtedy, gdy zyskamy naj­wię­cej świa­tła (i cie­pła) emi­to­wa­nego przez naszą gwiazdę. Jak wszyst­kie zwie­rzęta o dzien­nym try­bie życia, dopa­so­wu­jemy nasz cykl dobowy do obrotu Ziemi wokół wła­snej osi. Gdy foto­re­cep­tory w siat­kówce oka wyczu­wają poranne świa­tło, infor­ma­cja ta zostaje prze­ka­zana do szy­szynki, gru­czołu o nie­wiel­kiej masie i kształ­cie szyszki w głębi naszego mózgu. Szy­szynka reaguje zmniej­sze­niem wydzie­la­nia „hor­monu snu”, mela­to­niny, co z kolei popy­cha nas do kon­kret­nego zacho­wa­nia – budze­nia się1.

W każ­dym razie tak to dzia­łało, zanim my, ludzie, przy­zwy­cza­ili­śmy się do sztucz­nego świa­tła. Ponie­waż jed­nak szym­pansy trzy­mają się sta­rego planu, musia­łam zwlec się z łóżka, choć stę­że­nie mela­to­niny było u mnie jesz­cze wyso­kie. Usi­ło­wa­łam jakoś prze­zwy­cię­żyć sen­ność dawką kofe­iny dostar­czoną w kawie zro­bio­nej z desz­czówki zago­to­wa­nej na pro­pa­no­wym pal­niku.

Uzbro­jona w kalo­sze, które miały mnie chro­nić przed mrów­kami, bło­tem i czar­nymi mam­bami, latarkę oraz maczetę (do prze­dzie­ra­nia się przez zaro­śla) ruszy­łam na spo­tka­nie z moimi ugan­dyj­skimi asy­sten­tami polo­wymi. Był to dla mnie kolejny dzień w tro­pi­lak­nym lesie desz­czo­wym, który spę­dza­łam na wałę­sa­niu się za szym­pan­sami i robie­niu nota­tek o ich życiu i zacho­wa­niu w Parku Naro­do­wym Kibale w zachod­niej czę­ści Ugandy.

Po jakiejś godzi­nie wędrówki usia­dłam na ziemi pod jed­nym z drzew, na któ­rych w skon­stru­owa­nych wysoko poprzed­niego wie­czoru gniaz­dach spały szym­pansy. Pró­bo­wa­łam chło­nąć każdy szcze­gół olśnie­wa­ją­cej prze­miany, jaka zacho­dziła wła­śnie w noc­nym lesie. Mono­tonne bzy­cze­nie owa­dów zagłu­szała już nara­sta­jąca kako­fo­nia pta­sich i mał­pich nawo­ły­wań, przez zaro­śla prze­dzie­rały się pro­mie­nie słońca, kro­ple rosy poły­ski­wały niczym złote paciorki roz­wie­szone na listo­wiu. Wycze­ki­wa­łam kon­kret­nego dźwięku – cha­rak­te­ry­stycz­nego sze­le­stu w górze, pierw­szych ruchów budzą­cych się szym­pan­sów. To był dla mnie sygnał do dzia­ła­nia.

Pod wzglę­dem pierw­szych poran­nych potrzeb szym­pansy nie­wiele róż­nią się od ludzi – muszą się zała­twić. Ale pod­czas gdy my wycho­dzimy z łóżka i wle­czemy się do łazienki (albo do wychodka czy dziury w ziemi), szym­pansy po pro­stu wysta­wiają tyłki poza gniazdo. Sta­ra­łam się jak mogłam wycią­gnąć rękę tak spryt­nie, żeby scho­wać się przed spły­wa­ją­cym przez liście z wyso­ko­ści około dzie­się­ciu metrów moczem, a jed­nak zebrać próbkę. Nie zawsze mi się to uda­wało. Moim narzę­dziem był długi kij z roz­wi­dlo­nym koń­cem, do któ­rego dowią­zy­wa­łam pla­sti­kową torebkę2.

W ten spo­sób wno­si­łam swój skromny wkład w pracę Kibale Chim­pan­zee Pro­ject pole­ga­jącą na zbie­ra­niu beha­wio­ral­nych i psy­cho­lo­gicz­nych danych na temat szym­pan­sów. Ta skarb­nica infor­ma­cji pozwala naukow­com zro­zu­mieć źró­dła naj­róż­niej­szych zacho­wań. Naj­bar­dziej jed­nak inte­re­so­wały nas takie zja­wi­ska, jak seks, agre­sja i domi­na­cja, czyli zacho­wa­nia, na które wpływa przed­miot niniej­szej książki – testo­ste­ron, czy też, jak się o nim mówi w branży: T. Kiedy badamy ludzi, możemy ich popro­sić, by po pro­stu napluli do pro­bówki, ale dzi­kie szym­pansy są mniej chętne do współ­pracy, toteż zamiast tego mie­rzymy stę­że­nie T w ich moczu (i kale).

Pipetką ostroż­nie prze­no­si­łam tę odro­binę siuś­ków, jaką udało mi się zła­pać, z torebki do pro­bówki, która wra­cała do naszego obozu, żeby póź­niej powę­dro­wać do labo­ra­to­rium endo­kry­no­lo­gicz­nego na Harvar­dzie. Szym­pansy tym­cza­sem sze­le­ściły jesz­cze kilka minut w górze, po czym zła­ziły po pniach, by roz­po­cząć nowy dzień – pod naszym czuj­nym okiem (asy­sten­tów polo­wych i moim).

BRUTALNE POBICIE

Szym­pansy żyją w gro­ma­dach, które zwy­kle skła­dają się śred­nio z 50–80 osob­ni­ków. Do pew­nego stop­nia każda taka spo­łecz­ność jest jak grupa ludzi miesz­ka­ją­cych w mia­steczku o jasno okre­ślo­nych, bro­nio­nych przed intru­zami gra­ni­cach i wro­gich rela­cjach z sąsied­nimi mia­stecz­kami. Imoso, samiec alfa, był niczym bur­mistrz tego mia­steczka. Spo­łecz­ność Kany­awara była tylko jedną z wielu podob­nych znaj­du­ją­cych się w prze­past­nym lesie nie­opo­dal gra­nicy z Demo­kra­tyczną Repu­bliką Konga. Imoso był wybu­chowy i despo­tyczny – z gatunku tych przy­wód­ców, któ­rzy wywo­łują raczej strach niż sym­pa­tię. Na co dzień szym­pansy funk­cjo­nują w mniej­szych grup­kach zwa­nych „par­tiami”. Do moich zadań nale­żało śle­dze­nie jed­nej z takich par­tii. Kiedy w tej, za którą szłam, znaj­do­wał się Imoso, wie­dzia­łam, że będzie dużo stę­ka­nia, pokrzy­ki­wa­nia, zastra­sza­nia, ude­rza­nia, ciska­nia kijami i wale­nia się w pierś. Ist­niał jeden pewny spo­sób na pod­krę­ce­nie atmos­fery – płodna samica (w rui) w gru­pie. Mnó­stwo seksu i jesz­cze wię­cej agre­sji, gdy samce kon­ku­ro­wały o prawo do kopu­la­cji.

W inne dni dra­maty zda­rzały się rza­dziej, a czas upły­wał mi na obser­wo­wa­niu czu­ło­ści i zabawy. Małe tuliły się, jadły, goniły rodzeń­stwo i krew­nych albo z wyżyn ple­ców matek spo­glą­dały sobie po kró­lew­sku na oko­licę, gdy grupa prze­cho­dziła od jed­nego miej­sca popasu do dru­giego. Tak wyglą­dały dni, gdy szłam za par­tiami, w któ­rych nie było doro­słych sam­ców.

Pew­nego stycz­nio­wego dnia Imoso zda­wał się spo­koj­niej­szy niż zwy­kle. Pod­jął nie­ty­pową dla sie­bie decy­zję, że spę­dzi czas tylko z jedną samicą i dwoj­giem jej małych dzieci. Opie­ra­jąc się o wysoki figo­wiec, otwo­rzy­łam notes. Outamba sie­działa za Imo­sem na dużym zwa­lo­nym drze­wie na pola­nie. Z wielką wprawą prze­szu­ki­wała jego gęste, ciemne futro, roz­dzie­la­jąc i przy­kle­pu­jąc włosy, żeby zna­leźć zanie­czysz­cze­nia i paso­żyty, które zgrab­nie usu­wała, co smacz­niej­sze kąski paku­jąc sobie do ust. Nie­mowlę Kilimi i jej star­sza sio­stra Ten­kere barasz­ko­wały na roz­grza­nej rów­ni­ko­wym połu­dnio­wym słoń­cem tra­wie. Wokół hała­so­wały ptaki i owady.

Ogłu­sza­jący wrzask Outamby wyrwał mnie z letargu, serce zaczęło mi walić jak sza­lone. Zerwa­łam się na równe nogi. Imoso pod­sko­czył, tak że teraz stał na zwa­lo­nym drze­wie, okła­dał Outambę pię­ściami i kopał. Samica runęła na zie­mię, a mała Kilimi czmych­nęła w jej ramiona. Outamba przy­tu­liła córkę, żeby ją uchro­nić przed cio­sami, przez co odsło­niła grzbiet przed Imo­sem. Usi­ło­wa­łam dokład­nie zare­je­stro­wać, co się dzieje – co kto komu robi i jak długo (na szczę­ście był ze mną jeden z doświad­czo­nych asy­sten­tów polo­wych, John Bar­wo­geza, który uzu­peł­nił moje obser­wa­cje).

Po kilku minu­tach bru­tal­nego ataku – naj­dłuż­szego i naj­po­waż­niej­szego, jaki kie­dy­kol­wiek widzia­łam – Imoso chwy­cił wielki kij i zaczął nim okła­dać Outambę po gło­wie i grzbie­cie. Ten­kere, zale­d­wie trzy­let­nia szym­pan­sica, która miała mniej niż sześć­dzie­siąt cen­ty­me­trów wzro­stu, pod­bie­gła do Imosa i w obro­nie matki zaczęła piąst­kami ata­ko­wać olbrzyma. Lecz Imo­sowi wciąż było mało – nie wystar­czyło kopa­nie, bok­so­wa­nie i kij – zdo­był się na jesz­cze więk­szą pomy­sło­wość. Chwy­cił się gałęzi, tak że nogi zwi­sały mu swo­bod­nie. Teraz mógł kopać samicę z o wiele więk­szą siłą. Po dzie­wię­ciu szo­ku­ją­cych minu­tach wszystko minęło.

Outamba miała zakrwa­wione ciało na wraż­li­wym, łysym zadku, ale przy­naj­mniej nic się nie stało jej dzie­ciom i mogła z nimi odkuś­ty­kać.

Mimo że wie­dzia­łam, iż inni bada­cze byli świad­kami dłu­gich – cza­sami nawet pro­wa­dzą­cych do śmierci – ata­ków, dla mnie była to nowość. To, co widzia­łam, było dru­zgo­czące, lecz jed­no­cze­śnie – z nauko­wego punktu widze­nia – eks­cy­tu­jące i dez­orien­tu­jące. Tak, duże samce ruty­nowo znę­cają się nad doro­słymi sami­cami, ale dotąd widy­wa­łam tylko krót­kie wybu­chy agre­sji, które w porów­na­niu z tym zaj­ściem wyda­wały się łagodne.

Richard Wran­gham, świa­to­wej sławy pry­ma­to­log, który zało­żył nasz obóz i nim zarzą­dzał, aku­rat przy­je­chał do nas w tym tygo­dniu. Prze­bie­głam więc trzy kilo­me­try przez las, dopa­dłam do naszej sta­cji i opo­wie­dzia­łam mu, co widzia­łam. Zasa­pana i prze­jęta zarzu­ci­łam go pyta­niami, ale on tylko wycią­gnął rękę i uści­snął mi dłoń. Potem powie­dział, że jestem pierw­szym bada­czem, który był świad­kiem uży­cia takiej broni przez naczel­nego innego niż czło­wiek w natu­ral­nym oto­cze­niu. „Time” napi­sał o tym cały arty­kuł, doda­jąc do tego duże zdję­cie Richarda, mnie i już słyn­nego kija (który z łąki zabrał póź­niej asy­stent polowy). Tytuł arty­kułu brzmiał Wife Beaters of Kibale („Dam­scy bok­se­rzy z Kibale”)3. Wzdry­ga­łam się na ten antro­po­mor­ficzny nagłó­wek, a jed­nak trudno było zaprze­czyć podo­bień­stwom mię­dzy nie­po­ko­ją­cym zacho­wa­niem Imosa a prze­mocą domową wśród ludzi. Dla­czego to zro­bił? Tam­tego dnia nie potra­fi­łam zna­leźć żad­nej odpo­wie­dzi na to pyta­nie. Zna­la­złam ją jed­nak póź­niej w bada­niach na temat testo­ste­ronu i roz­mna­ża­nia.

DEMONICZNE SAMCE

Moja wyprawa do Ugandy by­naj­mniej nie prze­bie­gała w linii pro­stej. Zain­te­re­so­wa­nie ludz­kim zacho­wa­niem już w col­lege’u pchnęło mnie w stronę psy­cho­lo­gii. Podo­bały mi się wykłady o Freu­dzie i Jungu, psy­cho­pa­to­lo­gii, oso­bo­wo­ści i róż­ni­cach indy­wi­du­al­nych. Ale dopiero na ostat­nim roku zda­rzyło mi się, że pod­czas wykładu z prze­ję­cia wprost nie mogłam usie­dzieć na krze­śle. Ni­gdy nie zapo­mnę tych zajęć (psy­cho­lo­gia bio­lo­giczna), wykła­dow­czyni (Jose­phine Wil­son) ani dnia, w któ­rym dzięki niej zro­zu­mia­łam, jak neu­rony i neu­ro­prze­kaź­niki mają się do naj­roz­ma­it­szych zacho­wań. Pamię­tam, jak stoi przed nami i unosi ręce nad głową, macha­jąc pal­cami, żeby poka­zać nam, jak wygląda neu­ron i jego den­dryty – małe wypustki, które komu­ni­kują się z innymi neu­ronami. Nagle otwo­rzyło się przede mną zupeł­nie nowe rozu­mie­nie przy­czyn naszych zacho­wań i czu­łam, że to jest to. Wie­dzia­łam, że na­dal chcę prze­ży­wać tego typu olśnie­nia, ale tym­cza­sem nale­żało skoń­czyć stu­dia, a ja nie mia­łam pracy.

Jak to bywa, gdy się ma licen­cjat z psy­cho­lo­gii, wylą­do­wa­łam w pracy z software’em finan­so­wym. (Głów­nie cho­dziło mi o to, żeby „pra­co­wać z kom­pu­te­rami”. W końcu był to rok 1988). Powie­dzia­łam sobie, że przy­cupnę tam na parę lat, żeby dać sobie czas na opra­co­wa­nie wiel­kiego planu na życie. Wiele jesz­cze musia­łam się nauczyć, a ta praca była wygodna. I tak dwa lata prze­szły w dzie­sięć. Tym­cza­sem cho­dzi­łam na wykłady, które prze­ga­pi­łam pod­czas stu­diów – bio­lo­gię mole­ku­larną i gene­tykę – i odkry­łam, że wbrew temu, co mi się ubz­du­rało pod­czas wcze­śniej­szych lat edu­ka­cji, naprawdę uwiel­biam bio­lo­gię. Podró­żo­wa­łam po takich kra­jach, jak Izrael, Tan­za­nia, Kosta­ryka i Chiny, i coraz bar­dziej cie­ka­wiło mnie, skąd się bie­rze róż­no­rod­ność kul­tur i eko­lo­gii na całym świe­cie. Czy­ta­łam też książki popu­lar­no­nau­kowe, w tym Samo­lubny gen Richarda Daw­kinsa, dzięki któ­remu zro­zu­mia­łam, jak teo­ria ewo­lu­cji może pomóc mi odpo­wie­dzieć na pyta­nia o życie na Ziemi.

Te doświad­cze­nia spra­wiły, że tym bar­dziej pra­gnę­łam zna­leźć głę­bo­kie, solidne wyja­śnie­nie ludz­kiego zacho­wa­nia, i w końcu zlały się w jedno wiel­kie pyta­nie: w jaki spo­sób ewo­lu­cja ukształ­to­wała ludzką naturę?

A potem prze­czy­ta­łam książkę, która zasu­ge­ro­wała mi ścieżkę do zna­le­zie­nia odpo­wie­dzi – Demo­niczne samce. Małpy człe­ko­kształtne i źró­dła ludz­kiej prze­mocy4. Zafa­scy­no­wała mnie nie tyle prze­moc, ile podej­ście auto­rów, któ­rzy posta­wili sobie waż­kie pyta­nia o to, jak to się stało, że jeste­śmy tacy, jacy jeste­śmy. Posta­no­wi­łam, że chcę robić to, co główny autor tej książki, czyli badać szym­pansy, żeby zro­zu­mieć nas, ludzi, i nasze pocho­dze­nie ewo­lu­cyjne. Rzu­ci­łam więc pracę i zło­ży­łam poda­nie na stu­dia dok­to­ranc­kie.

Nie pole­cam wyko­ny­wa­nia powyż­szych czyn­no­ści w takiej kolej­no­ści.

Pierw­szym auto­rem książki, którą tak się zachwy­ci­łam, był Richard Wran­gham. Tak się szczę­śli­wie skła­dało, że wykła­dał na Harvar­dzie, w moim rodzin­nym mie­ście Cam­bridge w Mas­sa­chu­setts. Wysła­łam mu więc entu­zja­stycz­nego e-maila z poda­niem. Pra­co­wał wów­czas na wydziale antro­po­lo­gii bio­lo­gicz­nej. Odmowna odpo­wiedź była dla mnie ogrom­nym roz­cza­ro­wa­niem. Z per­spek­tywy czasu widzę jed­nak, że to było raczej do prze­wi­dze­nia. Trudno się dostać na taki pro­gram bez doświad­cze­nia badaw­czego „w polu”, jak to się mówi. Cza­sami jed­nak naiw­ność może być zaletą. Nie odpu­ści­łam i w końcu Richard – teraz już byli­śmy po imie­niu – zapro­po­no­wał mi wyjazd na rok do Ugandy, czyli udział w Kibale Chim­pan­zee Pro­ject. Zało­żył ten obóz badaw­czy w 1987 roku, żeby obser­wo­wać zacho­wa­nia, psy­cho­lo­gię i eko­lo­gię dzi­kich szym­pan­sów. Ja mia­łam za zada­nie zarzą­dzać obo­zem i nauczyć się prze­pro­wa­dzać samo­dzielne bada­nia. Nie mogłam w to uwie­rzyć. Oczy­wi­ście przy­ję­łam jego ofertę.

SEKS I PRZEMOC U DWÓCH GATUNKÓW NACZELNYCH

I w ten wła­śnie spo­sób tam­tego stycz­nio­wego dnia w 1999 roku zna­la­złam się w środku tro­pi­kal­nego lasu desz­czo­wego, łapiąc mocz szym­pan­sów i patrząc, jak wielki samiec bije drobną samicę, która usi­łuje ochro­nić młode. Ta inte­rak­cja była dra­ma­tycz­nym przy­kła­dem kon­tra­sto­wych wzor­ców zacho­wa­nia, na które już przed­tem zwró­ci­łam uwagę – samice są sto­sun­kowo spo­kojne i opie­kuń­cze, pod­czas gdy samce są agre­sywne i mają obse­sję na punk­cie seksu i hie­rar­chii.

Patrzy­łam, jak doro­słe samce ucie­kają się do agre­sji w roz­ma­itych sytu­acjach i celach, ale tylko część tych przy­pad­ków dawała się łatwo wyja­śnić. Prze­moc słu­żyła im do tego, żeby poka­zać, kto rzą­dzi, i zdo­by­wać coś, co okre­śli­li­by­śmy mia­nem sza­cunku. Jego brak mógł z kolei pro­wa­dzić do pod­wa­że­nia domi­nu­ją­cej pozy­cji w sta­dzie. Prze­moc sta­no­wiła spo­sób na zwięk­sze­nie szans na nale­żyty respekt w przy­szło­ści. Dwa samce o zbli­żo­nej pozy­cji mogły się pobić o oka­zję do seksu – wygraną sta­no­wiła kopu­la­cja z sek­su­al­nie atrak­cyjną samicą (samice w rui, czyli te, które mogą zostać zapłod­nione, sta­no­wią cen­trum zain­te­re­so­wa­nia sam­ców) – albo po to, by odstra­szyć innych od swo­jej samicy (tak zwane pil­no­wa­nie samicy). Ale co z ata­kiem Imosa na Outambę w cza­sie, gdy nie była ona w rui? Jak póź­niej doszu­ka­łam się w lite­ra­tu­rze przed­miotu, taka agre­sja zwy­kle zwięk­sza szanse na sek­su­alną ule­głość samicy w przy­szło­ści. Samce mają ten­den­cję do ata­ko­wa­nia tych samic, które są naj­bar­dziej atrak­cyjne pod wzglę­dem repro­duk­cyj­nym, a samice pre­fe­rują kopu­la­cję – a co za tym idzie, zacho­dzą w ciążę – z sam­cami, które były szcze­gól­nie wzglę­dem nich agre­sywne5. (W tym miej­scu powin­nam zazna­czyć, że nie ozna­cza to, iż prze­moc męż­czyzn wobec kobiet ma podobne pod­łoże ewo­lu­cyjne, a tym bar­dziej że takie zacho­wa­nie jest nie­unik­nione lub wyba­czalne. Warto tu też nad­mie­nić, że inne zwie­rzęta, w tym inne naczelne o odmien­nych sys­te­mach spo­łecz­nych, rów­nież mogą sta­no­wić źró­dło pew­nych wska­zó­wek co do ewo­lu­cyj­nych źró­deł naszego zacho­wa­nia).

Nie zna­czy to też, że każdy samiec szym­pansa jest tyra­nem albo że są one agre­sywne dwa­dzie­ścia cztery godziny na dobę. Szym­pansy mają różne oso­bo­wo­ści – nie­które są nie­śmiałe, inne miłe, jesz­cze inne bru­talne. Duże samce, w tym Imoso, potra­fią być łagodne i cier­pliwe. Bawią się z mło­dymi, deli­kat­nie się z nimi mocu­jąc i je pod­gry­za­jąc, tak że ich ciała stają się leśnymi odpo­wied­ni­kami siłowni, i to nawet wtedy, gdy wła­śnie jest pora na drzemkę. Spę­dzają mnó­stwo czasu w gru­pach z sami­cami, dziećmi i innymi sam­cami, wędru­jąc z nimi, odpo­czy­wa­jąc, jedząc i iska­jąc się bez żad­nej, albo pra­wie żad­nej, prze­mocy. I choć nie zaob­ser­wo­wa­łam dużo agre­sji u samic, wśród nich rów­nież ona wystę­puje i bywa inten­sywna.

U ludzi sytu­acja wygląda podob­nie – są zdolni do boha­ter­skich czy­nów, czu­ło­ści i szczo­dro­ści, ale rów­nież do prze­mocy i okru­cień­stwa. Każ­dego dnia spę­dza­łam dłu­gie godziny w gru­pach tubyl­czych męż­czyzn, w któ­rych byłam jedyną kobietą. Zawie­rza­łam im moje życie. W tym samym cza­sie inni męż­czyźni w tym samym regio­nie Afryki dopusz­czali się bru­tal­nych aktów prze­mocy.

Co wie­czór śle­dzi­łam w BBC World Service wia­do­mo­ści ze świata. Roz­trzą­sano wów­czas histo­rię samca alfy naszej pla­nety – pre­zy­denta Billa Clin­tona – i jego romans z młodą prak­ty­kantką w Bia­łym Domu, Monicą Lewin­sky. Jak wielu męż­czyzn przed nim i po nim Clin­ton zary­zy­ko­wał wszystko dla kilku prze­lot­nych doświad­czeń sek­su­al­nych. Poza tymi eks­cy­tu­ją­cymi wąt­kami głów­nie jed­nak nasłu­chi­wa­łam wzmia­nek o kon­gij­skich rebe­lian­tach, bo usi­ło­wa­łam osza­co­wać, czy nie zbli­żają się aby do naszego obozu badaw­czego6. Tuż za mie­dzą, w Kongu, trwała wojna domowa, a cała oko­lica aż kipiała od prze­mocy. Wie­dzia­łam o okrop­nych ata­kach, w któ­rych męż­czyźni z macze­tami napa­dali na wio­ski, nie oszczę­dzali nawet dzieci, obci­nali koń­czyny, głowy, gwał­cili kobiety. Wciąż poja­wiały się pogróżki pod adre­sem ludzi z Zachodu, w szcze­gól­no­ści gro­żono im deka­pi­ta­cją. W moim domku czu­łam się nocami śred­nio bez­piecz­nie, a wła­sna maczeta pod poduszką sta­no­wiła nie­wiel­kie pocie­sze­nie.

Pewien straszny i nagło­śniony atak w marcu 1999 roku spo­wo­do­wał w końcu ewa­ku­ację więk­szo­ści osób z Zachodu (w tym z Kor­pusu Pokoju). Rwan­dyj­scy rebe­lianci wkro­czyli do ugan­dyj­skiego parku naro­do­wego, około 400 kilo­me­trów na połu­dnie od nas, zaata­ko­wali gra­nicę z Demo­kra­tyczną Repu­bliką Konga. Zabili czte­rech pra­cow­ni­ków parku i porwali pięt­na­stu tury­stów, któ­rych zago­nili w góry. Osiem spo­śród porwa­nych osób zabito macze­tami i pał­kami. Byli wśród nich oby­wa­tele Wiel­kiej Bry­ta­nii, Nowej Zelan­dii i Sta­nów Zjed­no­czo­nych. U co naj­mniej jed­nej z kobiet stwier­dzono ślady poważ­nej prze­mocy sek­su­al­nej7.

Udało mi się zostać w obo­zie badaw­czym jesz­cze kilka mie­sięcy, w końcu jed­nak amba­sada ame­ry­kań­ska zale­ciła mi opu­ścić ten region ze względu na nasi­le­nie się pogró­żek oraz ruchy rebe­lian­tów.

Po doświad­cze­niach w Ugan­dzie została mi ambi­cja, by dowie­dzieć się wię­cej o wspól­nej bio­lo­gii ludzi i innych zwie­rząt w nadziei, że to pomoże mi wytłu­ma­czyć, dla­czego samce i samice czę­sto tak bar­dzo się od sie­bie róż­nią. Zapra­gnę­łam zro­zu­mieć męż­czyzn. Testo­ste­ron wyda­wał się tu klu­czem. Kiedy więc moje dru­gie poda­nie na Harvard zostało przy­jęte i zaczę­łam pra­co­wać nad dok­to­ra­tem w dzie­dzi­nie antro­po­lo­gii bio­lo­gicz­nej, sta­ra­łam się dowie­dzieć na ten temat, ile tylko się dało.

KILKA SŁÓW O T

Testo­ste­ron obecny jest w naszej krwi w mikro­sko­pij­nej ilo­ści. Pro­du­kują go wszy­scy bez względu na płeć, ale męż­czyźni mają go 10–20 razy wię­cej niż kobiety. Mimo tak nie­znacz­nej obec­no­ści T zdo­łał zyskać impo­nu­jącą repu­ta­cję – przy­ćmie­wa­jąc wszel­kie inne sub­stan­cje che­miczne w naszym orga­ni­zmie. W końcu to T jest głów­nym andro­ge­nem, z grec­kiego andros – męż­czy­zna, i genos – pocho­dze­nie, potom­stwo. Pod­czas gdy chro­mo­som Y deter­mi­nuje płeć męską, T jest esen­cją męsko­ści – w każ­dym razie w popu­lar­nym mnie­ma­niu. Wszy­scy zakła­dali, że Bill Clin­ton ma go mnó­stwo. W przy­padku Donalda Trumpa znamy nawet kon­kretne dane.

Tuż przed wybo­rami pre­zy­denc­kimi w 2016 roku Trump wystą­pił w pro­gra­mie Dok­tor Oz radzi, gdzie pochwa­lił się swo­imi naj­now­szymi okre­so­wymi bada­niami lekar­skimi. Oz odczy­tał roz­ma­ite liczby – masę ciała, stę­że­nie cho­le­ste­rolu i glu­kozy, ciśnie­nie tęt­ni­cze. Choć pew­nym tonem mówił, że są to „dobre liczby”, chyba tylko jedna tak naprawdę poru­szyła widow­nię – 441 nano­gra­mów na decy­litr testo­ste­ronu8. Wydaje się, że entu­zja­styczny aplauz widzów suge­ro­wał, iż postrze­gali stę­że­nie tego hor­monu u Trumpa jako naukowy dowód na to, że ma on nie tylko postawę, ale wręcz warunki bio­lo­giczne sil­nego, męskiego przy­wódcy. I choć natura tej czą­steczki nie wywo­łuje u więk­szo­ści ludzi szcze­gól­nej fascy­na­cji (jej wzór che­miczny to C19H28O2), tego samego nie można już powie­dzieć o jej osten­ta­cyj­nie męskich mocach – cza­sami eks­cy­tu­ją­cych, a kiedy indziej tok­sycz­nych.

Pisarz Andrew Sul­li­van opo­wia­dał czy­tel­ni­kom „New York Maga­zine”, że miał „praw­dziwe poczu­cie, co to zna­czy być męż­czy­zną […] przy­pływ ener­gii, siłę, jasność, ambi­cję, przed­się­bior­czość, nie­cier­pli­wość, a przede wszyst­kim napa­le­nie”, po przyj­mo­wa­nych raz na dwa tygo­dnie zastrzy­kach testo­ste­ronu9. Arty­kuł w „Psy­cho­logy Today” suge­ro­wał, że „kobiety pocią­gają feno­typy tok­sycz­nej męsko­ści, która jest sko­re­lo­wana z testo­ste­ro­nem […] i które prze­ja­wiają wzorce zacho­wań pozwa­la­jące im na wspi­na­nie się w hie­rar­chii spo­łecz­nej i bro­nie­nie pozy­cji przed innymi”10. Zda­niem lewi­co­wego „Huf­fing­ton Post” pre­zy­den­tura Trumpa jest „napę­dzana testo­ste­ro­nem”, przez co jest „wyjąt­kowo nie­bez­pieczna” i może pro­wa­dzić do wojny11. Zda­niem pra­wi­co­wego „Ame­ri­can Spec­ta­tor” pro­blemu nie sta­nowi nad­miar testo­ste­ronu, ale jego nie­do­bór u nie­któ­rych pro­mi­nent­nych kon­ser­wa­ty­stów: „Jest też ten dyle­tancki odłam kon­ser­wa­ty­stów o niskim testo­ste­ro­nie, który roz­pa­no­szył się w mediach »main­stre­amo­wych« […] two­rząc tak bez­płodne hybrydy jak Michael Ger­son, Geo­rge Will i David Bro­oks”, które pod­czas pierw­szej kam­pa­nii pre­zy­denc­kiej Trumpa „sączyły her­batkę”, gdy tym­cza­sem naj­waż­niejsi ludzie Trumpa „pro­wa­dzili wojnę”12. W innym arty­kule z „Psy­cho­logy Today” autor pisze o „klą­twie testo­ste­ronu”, gdy wyso­kie stę­że­nie T powo­duje „bio­lo­giczną potrzebę, która prę­dzej czy póź­niej będzie musiała zostać wyra­żona”13. Według tego autora, choć nie możemy wyba­czać sek­su­al­nych wybry­ków takim cele­bry­tom, jak Harvey Wein­stein, Bill Cosby i inni, musimy zro­zu­mieć, że „męż­czyźni to tylko zwie­rzęta, które, gdy są pod wpły­wem T, mają dużą trud­ność z postrze­ga­niem kobiet ina­czej niż jed­no­wy­mia­rowo, jako przed­miot lubież­nej gra­ty­fi­ka­cji”.

A więc nie dość, że potężni męż­czyźni obar­czeni są klą­twą hiper­mę­sko­ści, która pro­wa­dzi do wojny i gwałtu, wszystko to wina T, a my, kobiety, nic na to nie potra­fimy pora­dzić, bo i tak to uwiel­biamy! Wygląda na to, że zbyt wyso­kie stę­że­nie T jest tok­syczne, a zbyt niskie – kastru­jące; jedy­nie ide­alne zapew­nia wigor i suk­ces.

Czy te stwier­dze­nia są w ogóle bli­skie prawdy? Czy też jest to tylko popu­larny mit – i to być może obar­czony sek­si­stow­ską histo­rią? Żeby wyczer­pu­jąco odpo­wie­dzieć na to pyta­nie, potrzeba całej książki – i wła­śnie trzy­masz ją w dło­niach.

Testo­ste­ron bez wąt­pie­nia odpo­wiada za fizjo­lo­gię i ana­to­mię roz­rod­czą męż­czyzn. Jak zaraz zoba­czymy, to, czy odpo­wiada za coś wię­cej, sta­nowi przed­miot zażar­tych dys­ku­sji. Eks­perci zga­dzają się co do tego, że głów­nym zada­niem testo­ste­ronu jest zapew­nia­nie takiej ana­to­mii, fizjo­lo­gii oraz zacho­wa­nia, które zwięk­szają szanse na roz­mna­ża­nie – przy­naj­mniej w świe­cie zwie­rząt. Męż­czyźni nie są wyjąt­kiem od tej reguły – T pomaga im się roz­mna­żać i pożyt­ko­wać ener­gię w taki spo­sób, żeby mogli kon­ku­ro­wać o part­nerki. Jego dzia­ła­nie jest przed­mio­tem niniej­szej książki.

RÓŻNICE MIĘDZY PŁCIAMI I HORMONY PŁCIOWE

Róż­nice płciowe to po pro­stu róż­nice mię­dzy sam­cami a sami­cami – wśród ludzi, szym­pan­sów czy innych gatun­ków – przy czym odno­to­wa­nie róż­nicy nie mówi nam nic o jej przy­czy­nie. Nie­które róż­nice są nie­wiel­kie czy wręcz bez zna­cze­nia, przy­naj­mniej z punktu widze­nia celów wyzna­czo­nych w tej książce. Na przy­kład kobiety są nieco lep­sze od męż­czyzn w wyko­ny­wa­niu nie­któ­rych dzia­łań mate­ma­tycz­nych, jak doda­wa­nie liczb w kolum­nach. Imiona kobiet są zwy­kle odmienne niż imiona męż­czyzn. Inne róż­nice są zarówno duże, jak i zna­czące. Męż­czyźni mają o wiele sil­niej­szą niż kobiety ten­den­cję, by odczu­wać pociąg sek­su­alny do kobiet. Są bez­sprzecz­nie bar­dziej agre­sywni fizycz­nie, i to w każ­dym zakątku ziemi i w każ­dym wieku14. Przy­kła­dowo, są odpo­wie­dzialni za około 70 pro­cent wypad­ków samo­cho­do­wych ze skut­kiem śmier­tel­nym, 98 pro­cent maso­wych strze­la­nin w Sta­nach Zjed­no­czo­nych oraz za 95 pro­cent zabójstw i prze­mocy wszel­kiego rodzaju, w tym napa­ści na tle sek­su­al­nym. Ważne, by zazna­czyć w tym miej­scu, że – jak można zaob­ser­wo­wać na przed­sta­wio­nych tu przy­kła­dach róż­nic mię­dzy płciami – pra­wie każda cecha, która różni płcie, nie jest cechą zastrze­żoną wyłącz­nie dla sam­ców lub samic. Nie­któ­rzy męż­czyźni mają na imię „Shir­ley” – to imię było zale­d­wie kilka wie­ków temu imie­niem męskim. Kobiety także mor­dują, dopusz­czają się napa­ści sek­su­al­nych, upra­wiają seks z innymi kobie­tami, a wiele z nich o wiele wol­niej i mniej dokład­nie pod­li­cza domowy budżet.

Przyj­rzyjmy się uważ­niej oczy­wi­stej i nie­kon­tro­wer­syj­nej róż­nicy płcio­wej: wyso­ko­ści ciała. W Sta­nach Zjed­no­czo­nych średni wzrost kobiet jest niż­szy niż średni wzrost męż­czyzn – o około czter­na­ście cen­ty­me­trów. Podob­nie jak w przy­padku wielu innych róż­nic płcio­wych, mamy tu jed­nak sporo wyjąt­ków: nie­które kobiety są wyż­sze niż więk­szość męż­czyzn, a nie­któ­rzy męż­czyźni niżsi niż więk­szość kobiet. Jeśli weź­miemy setki przy­pad­ko­wych męż­czyzn i kobiet i zapi­szemy ich wzrost, będzie się to roz­kła­dało mniej wię­cej tak:

Róż­nice płciowe w wyso­ko­ści ciała: inna śred­nia, inna zmien­ność

Na osi pio­no­wej (osi y) przed­sta­wiono tu liczbę osób z grupy bada­nej, które znaj­dują się w danej kate­go­rii wzro­sto­wej (w calach) poka­za­nej na osi pozio­mej (osi x). Krzywe nad każ­dym zesta­wem słup­ków to tylko czy­telny spo­sób na przy­bli­że­nie cha­otycz­nych (zawsze) danych (poka­zano tylko nie­które słupki). Ciemne słupki przed­sta­wiają kobiety, a jasne męż­czyzn. Jeśli spoj­rzymy na naj­wyż­szy ciemny słu­pek, zoba­czymy, że tra­fiło nam się nieco mniej niż sześć­dzie­siąt kobiet o wzro­ście 65 cali (165,1 cm). Ponad dwa­dzie­ścia kobiet miało wzrost 70 cali (177,8 cm) i tak dalej. Prze­ciętny wzrost kobiet (na szczy­cie krzy­wej, czyli około 65 cali, 165,1 cm) jest wyraź­nie mniej­szy niż prze­ciętny wzrost męż­czyzn (na szczy­cie jasnej krzy­wej, czyli około 70 cali, 177,8 cm), ale widzimy też, że w dużej mie­rze te dane się nakła­dają. Dane doty­czące wzro­stu męż­czyzn mają też więk­szy roz­rzut niż wzrost kobiet. Dane doty­czące kobiet trzy­mają się bli­żej śred­niej niż dane odno­szące się do męż­czyzn. Innymi słowy, w przy­padku męż­czyzn obser­wu­jemy więk­szą zmien­ność niż w przy­padku kobiet. Ozna­cza to, że jest wię­cej męż­czyzn o skraj­nym wzro­ście, bar­dzo niskich i bar­dzo wyso­kich, a mniej takich kobiet. Wię­cej kobiet niż męż­czyzn zbliża się do śred­niej wzro­stu u swo­jej płci.

Róż­nice mogą doty­czyć jedy­nie śred­niej (taką obser­wu­jemy w testach umie­jęt­no­ści czy­ta­nia, w któ­rych kobiety uzy­skują wyż­sze rezul­taty15), jedy­nie zmien­no­ści (jak w przy­padku IQ, gdzie w wyni­kach męż­czyzn widzimy więk­sze zróż­ni­co­wa­nie) albo i śred­niej, i zmien­no­ści, jak poka­zuje przy­kład wzro­stu. Poniż­sze wykresy ilu­strują dwa pierw­sze przy­padki:

Róż­nice mię­dzy gru­pami: inna śred­nia, ta sama zmien­ność

Róż­nice płciowe są wszę­dzie. Jedne są duże, inne małe, jedne są nie­cie­kawe, a inne ude­rza­jące i wyma­ga­jące wyja­śnie­nia. Dużą róż­nicę płciową sta­nowi stę­że­nie testo­ste­ronu na róż­nych eta­pach życia. Jaką rolę – jeśli w ogóle – ta róż­nica odgrywa wzglę­dem innych? Jedną z nie­kon­tro­wer­syj­nych ról T jest jego wpływ na wyso­kość ciała męż­czyzn, czyli na to, że są oni śred­nio wyżsi od kobiet (choć, jak zoba­czymy w następ­nym roz­dziale, usu­nię­cie jąder przed okre­sem doj­rze­wa­nia sty­mu­luje u chłopca wyż­szy wzrost). Rola testo­ste­ronu w róż­ni­cach mię­dzy płciami w bar­dziej zło­żo­nych zacho­wa­niach, takich jak prze­moc, jest jed­nak bar­dziej kon­tro­wer­syjna. W książce z 2019 roku Testo­ste­rone: An Unau­tho­ri­zed Bio­gra­phy Rebecca Jor­dan-Young, spe­cja­li­zu­jąca się w spra­wach kobiet i sek­su­al­no­ści pro­fe­sorka gen­der stu­dies, oraz antro­po­lożka kul­tu­rowa Katrina Kar­ka­zis wyra­ziły scep­ty­cyzm co do idei, jakoby testo­ste­ron miał zna­czący wpływ na cokol­wiek, co ma zwią­zek z róż­ni­cami płcio­wymi w zacho­wa­niu. Według nich prze­ko­na­nie, że „T napę­dza ludzką agre­sję”, to „fakt-zombi”, hipo­teza, która zmar­twych­wstaje, mimo że zabito ją już wie­lo­krot­nie. W innej publi­ka­cji Jor­dan-Young pisze, że zde­ma­sko­wa­nie tego mitu jest klu­czowe dla „zde­na­tu­ra­li­zo­wa­nia prze­mocy i otwo­rze­nia się na roz­wią­za­nia, do któ­rych będziemy mogli dążyć lub które będzie w ogóle można sobie wyobra­zić”16.

Róż­nice mię­dzy gru­pami: ta sama śred­nia, inna zmien­ność

Jeśli to nie wina T, oczy­wi­stą alter­na­tywną hipo­tezą jest ta, która mówi, że wyż­szy poziom męskiej agre­sji jest głów­nie wyni­kiem socja­li­za­cji. Jak ujmuje to Ame­ry­kań­skie Towa­rzy­stwo Psy­cho­lo­giczne: „Socja­li­za­cja pier­wotna w zakre­sie spo­łeczno-kul­tu­ro­wych ról płcio­wych dąży do pod­trzy­ma­nia kodów patriar­chal­nych poprzez ocze­ki­wa­nie od męż­czyzn zacho­wań domi­nu­ją­cych i agre­syw­nych”17. W mniej aka­de­micki spo­sób ilu­struje to komiks z reklamy pro­gramu tre­nin­go­wego kul­tu­ry­sty Char­lesa Atlasa18. Choć reklama pocho­dzi z lat czter­dzie­stych XX wieku, poru­szone w niej tematy są na­dal aktu­alne i sta­nowi ona cie­kawy przy­kład mecha­ni­zmów socja­li­zu­ją­cych męż­czyzn do agre­sji.

ZACHOWAJ SPOKÓJ I SPÓJRZ NA DOWODY

Na stu­diach dok­to­ranc­kich pierw­sze wyboje na dro­dze do upra­gnio­nego dok­to­ratu napo­tka­łam pod­czas semi­na­rium zaty­tu­ło­wa­nego Ewo­lu­cja zacho­wań sek­su­al­nych. Jedno z coty­go­dnio­wych spo­tkań doty­czyło tematu „wymu­szo­nej kopu­la­cji” u zwie­rząt. Na liście naszych lek­tur zna­la­zła się praca badaw­cza bio­loga Randy’ego Thorn­hilla, w któ­rej przed­sta­wiał on teo­rię ewo­lu­cji gwałtu. Opie­rał ją na przy­kła­dzie sam­ców woj­siłki pospo­li­tej, które zapład­nia­jąc samice, trzy­mają ich skrzy­dła klesz­czo­wa­tymi wyrost­kami. Zacho­wa­nie to kwa­li­fi­ko­wał jako gwałt, a jego praca zaty­tu­ło­wana była „Gwałt u woj­si­łek Panorpa a ogólna hipo­teza gwałtu” (Rape in Panorpa Scor­pion­flies and a Gene­ral Rape Hypo­the­sis). Obser­wu­jąc zacho­wa­nia woj­si­łek i innych gatun­ków, Thorn­hill sta­wia nastę­pu­jącą hipo­tezę co do źró­deł gwałtu u ludzi19:

Samce ewo­lu­ują naj­sil­niej w stronę gwałtu w gatun­kach, w któ­rych zapew­niają zasoby ważne dla samicy pod­czas repro­duk­cji […]. Gwałt jest jedyną opcją repro­duk­cyjną dla samca bez zaso­bów, ponie­waż nie może on oszu­kać samicy co do swo­ich zalet jako part­ner […] Moja hipo­teza jest nastę­pu­jąca […] w toku ewo­lu­cji czło­wieka więk­sze samce miały prze­wagę ze względu na więk­sze szanse na sku­teczny gwałt w przy­padku porażki w rywa­li­za­cji pod kątem zaso­bów rodzi­ciel­skich.

Patriar­chalne kody

Chwi­leczkę… On twier­dzi, że męż­czyźni w dro­dze ewo­lu­cji stali się więksi od kobiet, żeby mogli je przy­ci­snąć i zgwał­cić, tak jak robią to woj­siłki, gdyby nie udało im się zaim­po­no­wać paniom zdol­no­ściami do utrzy­ma­nia rodziny.

Po prze­czy­ta­niu tek­stu mia­łam bar­dzo nie­przy­jemne uczu­cie w brzu­chu. Kiedy nade­szła moja kolej na wypo­wiedź w dys­ku­sji, usi­ło­wa­łam jakoś zebrać myśli. Ze łzami w oczach i z wypie­kami na twa­rzy pod­su­mo­wa­łam moje reflek­sje, żeby przed­sta­wić je gru­pie, i ryk­nę­łam:

– Ten facet to dupek!

Wciąż pamię­tam, jak się czu­łam w tam­tej chwili – mała, bez­silna i wście­kła. Wyda­wało mi się, że wszy­scy się na mnie gapią, ocze­ku­jąc jakie­goś wyja­śnie­nia. Przy moim stole sie­działa jesz­cze jedna stu­dentka, więc spoj­rza­łam na nią w poszu­ki­wa­niu potwier­dze­nia – prze­cież jasne, że faceci tego nie kumają. Nikt mnie jed­nak nie pocie­szył. Pro­fe­sor spo­koj­nym gło­sem popro­sił, żebym odnio­sła się do danych i przed­sta­wio­nych argu­men­tów, a ja myśla­łam: „Co tu się dzieje? Czy nikt nie jest tak obu­rzony jak ja?”. On jed­nak na­dal usi­ło­wał prze­nieść moją uwagę na dowody i rozu­mo­wa­nie zawarte w tek­ście. W końcu udało mi się zapa­no­wać nad emo­cjami i zdo­ła­łam jesz­cze raz spoj­rzeć na argu­men­ta­cję – już bez utrud­nia­ją­cych mi to uczuć.

Nie był to łatwy pro­ces. Moje emo­cje nie wypa­ro­wały. Na­dal nie zachwyca mnie pisa­nie bez wyczu­cia na tak deli­katny temat. Nauczy­łam się jed­nak, że mogę okre­ślać war­tość dowo­dów na potwier­dze­nie nie­po­ko­ją­cej mnie hipo­tezy, sku­pia­jąc się na meri­tum – to samo w sobie dało mi siłę. (Tak się zresztą składa, że póź­niej pod­czas stu­diów dok­to­ranc­kich spo­tka­łam Thorn­hilla i wydał mi się cał­kiem sym­pa­tycz­nym face­tem).

Moi stu­denci czę­sto znaj­dują się w takiej samej sytu­acji co ja tam­tego dnia, kiedy pod­czas zajęć natra­fiają na trudne idee i bada­nia. Nie­któ­rzy reagują emo­cjo­nal­nie i z miej­sca je odrzu­cają. Łatwo zro­zu­mieć taką reak­cję – emo­cje, zarówno pozy­tywne, jak i nega­tywne, wpły­wają na to, jak zwie­rzęta, w tym ludzie, oce­niają to, z czym się spo­ty­kają20. Jeśli w wan­nie widzę wiel­kiego, wło­cha­tego pająka, mogę reago­wać emo­cjo­nal­nie i nie będą to emo­cje pozy­tywne, nawet jeśli wiem, że ten kon­kretny gatu­nek jest zupeł­nie nie­szko­dliwy. „Bodziec pają­kowy” wywo­łuje nie­przy­jemne uczu­cie w moim ciele, więc pająk jest zły. Kiedy odczu­wamy silną emo­cjo­nalną albo fizyczną reak­cję na bodziec – bez względu na to, czy jest to sta­wo­nóg, czło­wiek, przed­miot czy hipo­teza naukowa – czę­sto w spo­sób nie­ra­cjo­nalny prze­no­simy naszą reak­cję na sam bodziec. Może to pro­wa­dzić do złych, opar­tych na emo­cjach decy­zji zamiast do wnio­sków roz­sąd­nych i wyni­ka­ją­cych z porząd­nej ana­lizy dowo­dów. Mamy skłon­ność do uni­ka­nia i nie­ak­cep­to­wa­nia nie­wy­god­nych kon­klu­zji.

Im dłu­żej ana­li­zo­wa­łam kwe­stię testo­ste­ronu u ludzi i innych zwie­rząt, tym bar­dziej umac­nia­łam się w prze­ko­na­niu, że socja­li­za­cja sta­nowi jedy­nie część histo­rii. Doszłam do wnio­sku, że T odgrywa u ludzi główną rolę w róż­ni­cach mię­dzy płciami, i nie mówię tu tylko o cechach fizycz­nych. Lecz, jak się mia­łam wkrótce prze­ko­nać, wyra­ża­nie takiego poglądu też wiąże się z pew­nymi nie­bez­pie­czeń­stwami.

SUMMERS I DAMORE

Było to w stycz­niu 2005 roku. Wła­śnie ukoń­czy­łam dok­to­rat z antro­po­lo­gii bio­lo­gicz­nej i z absol­wentki Harvardu sta­łam się wykła­dow­czy­nią na tej uczelni. Mia­łam już duże doświad­cze­nie w naucza­niu, ale dotąd zawsze jako teaching fel­low, co po har­wardzku ozna­cza asy­stenta, który co tydzień spo­tyka się z grup­kami stu­den­tów, by oma­wiać mate­riał z wykła­dów. Byłam bar­dzo prze­jęta tym, że wresz­cie mam two­rzyć wła­sny kurs, i z ani­mu­szem szy­ko­wa­łam się na pierw­szy wykład. W dużej mie­rze zamie­rza­łam bazo­wać na mate­riale z mojego dok­to­ratu, który w końcu wcale nie sku­piał się na szym­pan­sach, tylko na roli testo­ste­ronu w wyja­śnia­niu róż­nic mię­dzy płciami, w tym jak myślimy, uczymy się, postrze­gamy świat i roz­wią­zu­jemy pro­blemy. Miało to być dwu­na­sto­oso­bowe semi­na­rium zaty­tu­ło­wane Ewo­lu­cja róż­nic płcio­wych u ludzi.

Może sły­sze­li­ście o Law­ren­sie Sum­mer­sie, który w tam­tym cza­sie był rek­to­rem naszej uczelni. Być może zna­cie to nazwi­sko, ponie­waż Sum­mers był sekre­ta­rzem skarbu w gabi­ne­cie pre­zy­denta Billa Clin­tona albo dla­tego że peł­nił funk­cję głów­nego eko­no­mi­sty Banku Świa­to­wego. Choć pew­nie raczej obiło wam się o uszy, że powie­dział coś obu­rza­ją­cego o kobie­tach, jak choćby to, że są pod wzglę­dem bio­lo­gicz­nym nie­przy­sto­so­wane do mate­ma­tyki i nauk ści­słych.

Tym­cza­sem nie tak to wła­ści­wie było. Kilka tygo­dni przed tym, gdy mia­łam roz­po­cząć moje wykłady, Sum­mers miał odczyt na małej kon­fe­ren­cji sku­pio­nej na tym, jak zachę­cić wię­cej kobiet do branży STEM (ang. science, tech­no­logy, engi­ne­ering, mathe­ma­tics, czyli nauka, tech­no­lo­gia, inży­nie­ria i mate­ma­tyka). Przed­sta­wił kilka hipo­tez, które mogłyby wyja­śnić nie­wielki udział kobiet w tej branży. W jed­nej z nich powo­ły­wał się na „inną socja­li­za­cję i wzorce dys­kry­mi­na­cji”, co nie wzbu­dziło spe­cjal­nych emo­cji. W innej zasu­ge­ro­wał, że zdol­no­ści u męż­czyzn są bar­dziej zróż­ni­co­wane (podob­nie jak wyso­kość ciała męż­czyzn jest bar­dziej zróż­ni­co­wana), przez co wię­cej męż­czyzn niż kobiet znaj­duje się w gru­pie o naj­wyż­szych zdol­no­ściach (oraz w tej o naj­niż­szych).

Toteż pro­wo­kuję was przy­pusz­cze­niem, że za tym wszyst­kim kryje się ten naj­więk­szy feno­men, który polega na zde­rze­niu słusz­nych ludz­kich pra­gnień posia­da­nia rodziny oraz aktu­al­nych wyma­gań pra­co­daw­ców, żąda­ją­cych od pra­cow­ni­ków siły i inten­syw­no­ści dzia­łań, co szcze­gól­nie w przy­padku nauki i inży­nie­rii wiąże się z wewnętrz­nymi pre­dys­po­zy­cjami, a zwłasz­cza zmien­no­ścią pre­dys­po­zy­cji; względy te są wzmac­niane przez czyn­niki, które w rze­czy­wi­sto­ści są mniej istotne, takie jak socja­li­za­cja i cią­gła dys­kry­mi­na­cja. Bar­dzo chciał­bym się mylić, ponie­waż niczego tak nie pra­gnę jak tego, aby te pro­blemy dało się roz­wią­zać w pro­sty spo­sób poprzez ich zro­zu­mie­nie i ciężką pracę, by je prze­zwy­cię­żyć21.

Sum­mers liczył na to, że jego odczyt wywoła debatę. W każ­dym razie na pewno wywo­łał odru­chy wymiotne u zna­nej bio­lożki z MIT, która aku­rat była obecna na kon­fe­ren­cji. Wstała i wyszła, a póź­niej powie­działa pra­sie, że gdyby została, „albo by zemdlała, albo zwy­mio­to­wała”. Dzien­ni­ka­rze oskar­żyli Sum­mersa o sek­sizm. Dar­czyńcy wstrzy­mali prze­lewy. Na kam­pu­sach i wokół dys­try­bu­to­rów z wodą roz­go­rzały oży­wione dys­ku­sje. Po wotum nie­uf­no­ści całego wydziału, który uznał komen­ta­rze Sum­mersa za kro­plę, która prze­peł­niła czarę i tak już kon­tro­wer­syj­nej kaden­cji, Sum­mers musiał zre­zy­gno­wać ze sta­no­wi­ska22.

Nie­przy­pad­kowo więc na moim zapla­no­wa­nym na dwa­na­ście osób semi­na­rium sta­wiło się ponad stu stu­den­tów! Kon­tro­wer­sje trwały.

To wła­śnie pod­czas tego „skan­dalu” uświa­do­mi­łam sobie, że znaj­duję się po złej stro­nie mocy. Moja fascy­na­cja ewo­lu­cją, testo­ste­ro­nem i róż­ni­cami płcio­wymi zda­wała się moral­nie podej­rzana. Z góry zało­ży­łam, że by roz­wią­zać jakiś pro­blem (za mało naukow­czyń, ataki na tle sek­su­al­nym, cokol­wiek), musimy przede wszyst­kim zro­zu­mieć jego korze­nie, a do tego nie­zbędna jest atmos­fera swo­bod­nego i otwar­tego bada­nia. Innymi słowy, musimy mieć moż­li­wość docho­dze­nia do prawdy, deba­to­wa­nia i ana­li­zo­wa­nia wszel­kich roz­sąd­nych, prze­my­śla­nych hipo­tez bez wstydu i cen­zury. Tak postrze­ga­łam zada­nia nauki i uni­wer­sy­te­tów w ogóle. Wię­cej, wyra­zi­łam to w roz­mo­wie z dzien­ni­ka­rzem ze stu­denc­kiej gazety „Harvard Crim­son”, gdy popro­sił mnie o komen­tarz w spra­wie rek­tora Sum­mersa. Przy­znaję, że byłam naiwna. Nie rozu­mia­łam, że nie­któ­rzy kole­dzy z pracy nie tylko nie zga­dzają się ze mną w spra­wie bio­lo­gicz­nych pod­staw róż­nic mię­dzy płciami, ale także co do tego, jakiego rodzaju pyta­nia nadają się do dys­ku­sji i badań. Jeden z pro­fe­so­rów fizyki z Harvardu powie­dział „New York Time­sowi”, że: „to sza­leń­stwo uwa­żać te róż­nice za wro­dzone – róż­nice w stan­dar­do­wym odchy­le­niu. To socja­li­za­cja. Młode kobiety uczymy prze­cięt­no­ści. Mło­dych męż­czyzn uczymy odwagi”23. Nie on jeden wygła­szał podobne prze­ko­na­nia. Wyglą­dało na to, że takie hipo­tezy, jakie powa­żył się sta­wiać Sum­mers, nie powinny być w ogóle arty­ku­ło­wane, ponie­waż te „nie­bez­pieczne idee” mogą znie­chę­cać kobiety i utrud­niać osią­gnię­cie rów­no­ści płci.

W tym cza­sie naj­sil­niej­szy kry­ty­cyzm odczu­łam ze strony pro­fe­so­rów (męż­czyzn), któ­rzy tłu­ma­czyli mi, jak się sprawy mają i że wszel­kie nie­do­bory naukow­czyń wyni­kają jedy­nie z dys­kry­mi­na­cji i sek­si­stow­skiej socja­li­za­cji. Tylko że moje bada­nia suge­ro­wały co innego. Byłam nową wykła­dow­czy­nią o nie­pew­nej pozy­cji zawo­do­wej i odczu­wa­łam ogromny nie­po­kój na myśl o tym, jak moje opi­nie i zdol­no­ści są postrze­gane przez tych na górze dra­biny. W końcu zarzu­ci­łam bada­nia i sku­pi­łam się na naucza­niu, co uwiel­biam. Z per­spek­tywy czasu nie jestem jed­nak pewna, czy ówcze­sna atmos­fera w śro­do­wi­sku nie wpły­nęła na moją decy­zję.

W tym miej­scu prze­wi­jam film do roku 2017 i corocz­nego rytu­ału odświe­ża­nia kon­spektu wykła­dów na temat hor­mo­nów i zacho­wa­nia. Zawsze zaczy­nam wykłady pod tytu­łem Płeć bio­lo­giczna, płeć kul­tu­rowa, róż­nice od omó­wie­nia roli T w roz­woju płodu, kiedy hor­mon ten pro­wa­dzi do roz­woju płodu męskiego, jeśli cho­dzi o ciało i mózg, co odróż­nia go od roz­woju płodu żeń­skiego. Kiedy już stu­denci mają te pod­stawy, oma­wiam skan­dal Sum­mersa, by wpro­wa­dzić beha­wio­ralne róż­nice mię­dzy płciami. Co Sum­mers powie­dział? Jak przed­sta­wiła to prasa? Czy jego tezy znaj­dują potwier­dze­nie w dowo­dach? I czy w ogóle powi­nien był suge­ro­wać, że róż­nice bio­lo­giczne mogą wyja­śniać tę nie­ko­rzystną dla kobiet sytu­ację? W 2017 roku zasta­na­wia­łam się wła­śnie, czy nie zre­zy­gno­wać z tego przy­kładu, bo więk­szość moich stu­den­tów ni­gdy nie sły­szała o Sum­mersie – w 2005 roku led­wie wcho­dzili w okres doj­rze­wa­nia. Na szczę­ście wtedy na ratu­nek przy­był James Damore.

Jeśli masz jakiś ste­reo­ty­powy obraz pro­gra­mi­sty, to pew­nie Damore nie­źle do niego pasuje – to taki typ nerda. Kiedy w poło­wie 2016 roku Damore popeł­nił swoje nie­sławne memo zaty­tu­ło­wane Google’s Ide­olo­gi­cal Echo Cham­ber („Ide­olo­giczna kabina pogło­sowa Google’a”), około 80 pro­cent pro­gra­mi­stów w Google’u sta­no­wili męż­czyźni. Damore wyra­ził prze­ko­na­nie, że próby osią­gnię­cia w fir­mie pary­tetu płci są błę­dem i skut­kują swego rodzaju dys­kry­mi­na­cją odwrotną – w sto­sunku do męż­czyzn. W tek­ście na trzy tysiące słów Damore pisał mię­dzy innymi: „Mówię tylko, że dys­try­bu­cja pre­fe­ren­cji i zdol­no­ści mię­dzy męż­czyznami a kobie­tami jest odmienna po czę­ści z przy­czyn bio­lo­gicz­nych i że róż­nice te mogą wyja­śniać, dla­czego nie widzimy tylu kobiet w branży tech i na sta­no­wi­skach kie­row­ni­czych”24. Jed­no­cze­śnie impli­ko­wał, że za tymi bio­lo­gicz­nymi róż­ni­cami stoi testo­ste­ron.

Memo stało się wira­lem, a Damore awan­so­wał na nowego Sum­mersa. Jedna z pra­cow­ni­czek Google’a stwier­dziła, że poglądy Damore’a są „bru­tal­nie obraź­liwe” i że ni­gdy już nie będzie z nim współ­pra­co­wać. Nie­któ­rzy kogni­ty­wi­ści, któ­rzy komen­to­wali jego poglądy, uznali, że ist­nieją dowody na ich popar­cie25, inni odnie­śli się do nich bar­dziej kry­tycz­nie26. Lecz kon­kretne fakty na temat róż­nic mię­dzy płciami nie miały spe­cjal­nego wpływu na nace­cho­waną emo­cjo­nal­nie reak­cję. Kilka mie­sięcy póź­niej Damore został zwol­niony z Google’a za „pro­mo­wa­nie szko­dli­wych ste­reo­ty­pów na temat płci kul­tu­ro­wej”27.

Było to nie­wąt­pli­wie dość nie­for­tunne dla Damore’a, który z kolei pozwał Google’a, zarzu­ca­jąc byłej fir­mie „otwartą wro­gość wobec myśli kon­ser­wa­tyw­nej […] połą­czoną z dys­kry­mi­na­cją jed­nostki ze względu na rasę i płeć”28. Za to ja mia­łam bar­dziej współ­cze­sną kon­tro­wer­sję do pre­zen­to­wa­nia pod­czas wykła­dów. Wykłady te zresztą wyko­rzy­sty­wały już wiele nowych arty­ku­łów na temat róż­nic mię­dzy płciami i odzwier­cie­dlały postęp naukowy od cza­sów Sum­mersa. A jed­nak choć nauka poszła naprzód, nasza zdol­ność do skon­fron­to­wa­nia się z nie­wy­godną prawdą, którą ona suge­ruje, pozo­stała bez zmian.

ATAK FEMINISTYCZNY

Łatwo mi tu wznio­śle postu­lo­wać pano­wa­nie nad emo­cjami i bez­stronne roz­pa­try­wa­nie nauko­wych hipo­tez, ale pozo­staje fak­tem, że kobiety mają swoje powody, by z pewną podejrz­li­wo­ścią pod­cho­dzić do „bio­lo­gicz­nych” wyja­śnień róż­nic mię­dzy płciami. Naukowcy i filo­zo­fo­wie, w więk­szo­ści męż­czyźni, nie­raz w histo­rii roz­pra­wiali o – jakoby bio­lo­gicz­nej – niż­szo­ści kobiet29. Jed­nym z głów­nych wino­waj­ców jest tu – i mówię to z wielką przy­kro­ścią – Karol Dar­win. W swo­jej dru­giej, opu­bli­ko­wa­nej w 1871 roku książce pod tytu­łem O pocho­dze­niu czło­wieka i dobo­rze w odnie­sie­niu do płci przed­sta­wił nastę­pu­jące dowody na więk­szą „siłę umy­słową” męż­czyzn:

[…] głów­nym dowo­dem ist­nie­nia pew­nej róż­nicy w umy­sło­wych wła­dzach mię­dzy płciami jest to, że męż­czy­zna, do czego by się nie tknął, wszystko dopro­wa­dzi wyżej ani­żeli kobieta, i to bez względu na to, czy praca jego wymaga myśle­nia, czy rozumu, czy wyobraźni, czy wresz­cie pro­stego zasto­so­wa­nia zmy­słów i rąk. Gdy­by­śmy spi­sali w sze­regu imiona męż­czyzn, co się odzna­czyli na polu poezji, malar­stwa, rzeźby, muzyki (tak kom­po­zy­cji, jak i wyko­na­nia), histo­rii, umie­jęt­no­ści ści­słej i filo­zo­ficz­nej, i uło­żyli taki sam długi sze­reg imion naj­zna­ko­mit­szych kobiet, to prze­cież oba te sze­regi nie dałyby się porów­nać […] ponie­waż męż­czyźni mają nie­za­prze­czalną prze­wagę nad kobie­tami w tylu i tak roz­ma­itych rze­czach, zatem prze­cię­ciowa umy­sło­wego uzdol­nie­nia męż­czyzny stoi ponad prze­cię­ciową umy­sło­wego uzdol­nie­nia kobiety”30.

Męż­czyźni, jak słusz­nie zaob­ser­wo­wał Dar­win, zde­cy­do­wa­nie prze­wa­żają na listach wybit­nych myśli­cieli i arty­stów. Lecz w tym miej­scu Dar­win, zdaje się, nie potra­fił wyjść poza wik­to­riań­skie normy kul­tu­rowe. Z naszej bar­dziej już oświe­co­nej per­spek­tywy możemy z łatwo­ścią wysu­nąć alter­na­tywną hipo­tezę: kobiety są po pro­stu wciąż ogra­ni­czane przez bariery narzu­cane im przez spo­łe­czeń­stwo, a nie przez natu­ralną niż­szość umy­słową. Choć na czele impe­rium bry­tyj­skiego stała kobieta, w wik­to­riań­skiej Anglii raczej nie ocze­ki­wano od kobiet wykształ­ce­nia. Uni­wer­sy­tet Lon­dyń­ski po raz pierw­szy przy­jął kobiety (małą, dzie­wię­cio­oso­bową grupkę) zale­d­wie kilka lat przed publi­ka­cją O pocho­dze­niu czło­wieka. A nawet wtedy nie otrzy­mały one tytułu aka­de­mic­kiego, tylko „zaświad­cze­nie o bie­gło­ści”. Dziś kobiety prze­jęły dys­cy­plinę Dar­wina i to one piszą więk­szość (choć nie­wielką) dok­to­ra­tów w zakre­sie nauk bio­lo­gicz­nych31. Dar­win, przy całej swo­jej wiel­ko­ści, mylił się zupeł­nie w rze­czach bar­dzo waż­nych.

Być może zwró­ci­li­ście uwagę, że Law­rence Sum­mers argu­men­to­wał w bar­dzo podobny spo­sób, choć jego kon­cep­cja zasa­dzała się na tym, że u męż­czyzn obser­wuje się więk­szą róż­no­rod­ność w „siłach umy­sło­wych” niż u kobiet, a nie że jest inna śred­nia. Sum­mers stoi na pew­niej­szym grun­cie niż Dar­win, ale jako że naukowcy są tak samo jak my wszy­scy podatni na stron­ni­czość i uprze­dze­nia kul­tu­rowe, trzeba mieć się na bacz­no­ści. Ludzie odrzu­cali twier­dze­nia Sum­mersa, ponie­waż jego wnio­ski wywo­ły­wały silne nega­tywne emo­cje. Nie możemy jed­nak pomi­jać też takiej moż­li­wo­ści, że sam Sum­mers lub też naukowcy, któ­rych cyto­wał, mogli być bar­dziej skłonni do szu­ka­nia takich wyja­śnień, które potwier­dza­łyby andro­cen­tryczny sta­tus quo. Stron­ni­czość działa w obie strony.

Każ­demu z nas trudno zacho­wać bez­stron­ność myśle­nia i pracy. Na naukowe wyja­śnie­nia róż­nic mię­dzy płciami mogą sub­tel­nie lub wcale nie tak sub­tel­nie wpły­wać normy kul­tu­rowe, które wspie­rają hipo­tezy, że róż­nice mię­dzy płciami wyni­kają z natury. Przy­kła­dowo, do początku XX wieku kobiety nie miały dostępu do zawo­do­wego sportu ze względu na takie wła­śnie „naukowe” przy­czyny, które widzimy choćby w arty­kule z 1898 roku z nie­miec­kiego „Dzien­nika Wycho­wa­nia Fizycz­nego”: „Gwał­towne ruchy ciała mogą powo­do­wać prze­su­nię­cie się pozy­cji i polu­zo­wy­wa­nie macicy, jak rów­nież jej wypad­nię­cie i krwa­wie­nie, co skut­kuje nie­płod­no­ścią, a tym samym pozba­wia kobietę jej praw­dzi­wego celu w życiu, tj. rodze­nia sil­nego potom­stwa”32. To tylko ury­wek dłu­giej histo­rii wyko­rzy­sty­wa­nia i prze­ina­cza­nia nauki w mrocz­nych celach. Przy­kła­dem może tu być ruch euge­niczny w Sta­nach Zjed­no­czo­nych – w 1931 roku prawo w dwu­dzie­stu dzie­wię­ciu sta­nach dopusz­czało przy­mu­sową ste­ry­li­za­cję osób uzna­nych za gene­tycz­nie nie­zdatne. Rek­tor Harvardu Char­les Wil­liam Eliot uwa­żał prawa euge­niczne za klu­czowe narzę­dzie chro­niące kraj przed „moralną dege­ne­ra­cją”. Nim znie­siono te prawa, wyste­ry­li­zo­wano nie­mal sie­dem­dzie­siąt tysięcy osób33.

Z dru­giej strony femi­ni­styczna kry­tyka nauki o róż­ni­cach płcio­wych może rów­nież wypły­wać ze stra­chu przed wyko­rzy­sty­wa­niem bio­lo­gii do ska­zy­wa­nia kobiet na domową harówkę lub innego wzmac­nia­nia patriar­chatu. Bez względu na to, czy ten nie­po­kój jest zasadny, nie zmie­nia to praw­dzi­wo­ści nauko­wej hipo­tezy. A w przy­padku testo­ste­ronu trudno oprzeć się wra­że­niu, że dla wielu kry­ty­ków naj­waż­niej­sze są wła­śnie te nie­istotne z punktu widze­nia meri­tum kwe­stie.

Jeśli pro­ble­ma­tyczne zacho­wa­nia są warun­ko­wane przez spo­łe­czeń­stwo, możemy zało­żyć, że rów­nież spo­łe­czeń­stwo zdoła je wyeli­mi­no­wać. Ale jeśli pro­ble­ma­tyczne zacho­wa­nia są spo­wo­do­wane testo­ste­ro­nem – a zatem są „natu­ralne” – co i czy w ogóle coś możemy wtedy zro­bić? Jeśli nie wyka­stru­jemy połowy ludz­ko­ści, mamy prze­rą­bane, tak?

NIEWYGODNE IDEE

Nawet jeśli macie nadzieję, że nie­po­ko­jące wnio­ski na temat wpływu T nie są praw­dziwe, pró­buję teraz wyka­zać, że to uczu­cie nie ma żad­nego związku z tym, czy one są praw­dziwe czy nie. Ogól­nie rzecz ujmu­jąc, jeśli ta hipo­teza wydaje wam się nie­smaczna, to natych­miast powinno się wam zapa­lić świa­tełko alar­mowe – ist­nieje poważne ryzyko, że z góry odrzu­ci­cie dowody ją potwier­dza­jące. To się może wyda­wać oczy­wi­ste, ale mnie samej zro­zu­mie­nie tej prawdy i wpro­wa­dze­nie jej w życie zajęło dużo czasu.

Kon­cep­cja, według któ­rej płciowa struk­tura ludz­kich ciał, zacho­wań i insty­tu­cji ist­nieje w zawie­sze­niu, kom­plet­nie nie­za­leż­nie od bio­lo­gii (a w szcze­gól­no­ści od testo­ste­ronu), jest dziś popu­larna jak ni­gdy. Jedną z przy­wód­czyń tego ruchu jest Cor­de­lia Fine, psy­cho­lożka i autorka książki z 2017 roku Testo­ste­ron Rex. Mity płci, nauki i spo­łe­czeń­stwa. Fine uważa, że teo­ria, jakoby testo­ste­ron odgry­wał główną rolę w męskim zacho­wa­niu, zgi­nęła zmiaż­dżona cię­ża­rem dowo­dów. Wskrze­sza­nie tego dino­zaura, jak twier­dzi Fine, jest zarówno bez­owocne, jak i nie­bez­pieczne, a takie myśle­nie „tłumi nadzieję na rów­ność płci”34. A jeśli wie­rzy­cie, że „płeć bio­lo­giczna jest fun­da­men­talną, róż­ni­cu­jącą siłą w roz­woju czło­wieka”, to daje­cie się nabrać na „aż nazbyt zna­jomą histo­ryjkę”35, w któ­rej „róż­nice mię­dzy płciami zostały ukształ­to­wane przez ciśnie­nia ewo­lu­cyjne w prze­szło­ści – kobiety są ostroż­niej­sze i bar­dziej sku­pione na rodzi­ciel­stwie, pod­czas gdy męż­czyźni wal­czą o pozy­cję, żeby przy­cią­gnąć wię­cej part­ne­rek sek­su­al­nych”.

Testo­ste­ron Rex otrzy­mał pre­sti­żową Royal Society Science Book Prize, przy czym jury stwier­dziło, że „ta książka wspa­niale tłu­ma­czy, jak każde dziecko, czy to chło­piec, czy dziew­czynka, rodzi się wypo­sa­żone tak, by doro­snąć do każ­dego rodzaju życia”36. Jeśli kupu­jemy sek­si­stow­ską teo­rię o ewo­lu­cji i hor­mo­nach, czyli wer­sję o Testo­ste­ro­nie Rek­sie – wyty­czamy gra­nice tego, co możemy osią­gnąć. Usu­nię­cie tych gra­nic, jak wie­rzy Fine i inni, wymaga oba­le­nia „głę­boko zako­rze­nio­nych mitów”37 na temat bio­lo­gicz­nych róż­nic mię­dzy płciami, w szcze­gól­no­ści tych doty­czą­cych testo­ste­ronu.

Prze­ko­na­nie, że bio­lo­giczne wyja­śnie­nia róż­nic mię­dzy płciami w spo­sób nie­unik­niony pro­wa­dzą do pesy­mi­zmu co do postępu i fata­li­stycz­nej akcep­ta­cji gen­de­ro­wych norm spo­łecz­nych, jest dość powszechne. Jak ujęła to w swo­jej książce z 2019 roku The Gen­de­red Brain neu­ro­bio­lożka Gina Rip­pon: „Wiara w bio­lo­gię wiąże się ze spe­cy­ficz­nym spo­so­bem myśle­nia doty­czą­cym sta­łej i nie­zmien­nej natury ludz­kiego dzia­ła­nia, a pomija moż­li­wo­ści, jakie poja­wiają się dzięki naszemu rodzą­cemu się zro­zu­mie­niu, do jakiego stop­nia nasz ela­styczny mózg i jego zdol­no­ści przy­sto­so­waw­cze są ze sobą nie­ro­ze­rwal­nie sple­cione”38.

Odpo­wied­nio przy­go­to­wana lista ksią­żek, takich jak Testo­ste­rone: An Unau­tho­ri­zed Bio­gra­phy, Testo­ste­ron Rex oraz lek­tura arty­ku­łów z popu­lar­nych cza­so­pism i gazet mogą spra­wić, że laik w ogóle nie będzie potra­fił pojąć, o co całe to zamie­sza­nie. Jeśli nauka tak bar­dzo się myli, to skąd w ogóle wziął się mit o testo­ste­ro­nie jako o „hor­mo­nie płci męskiej”? Dzien­ni­karka Angela Saini odpo­wiada na to pyta­nie w swo­jej poczyt­nej książce Gor­sze. Jak nauka pomy­liła się co do kobiet. To wyraźny i rze­czy­wi­sty sek­sizm w histo­rii nauki zepchnął nas na mar­gi­nes. W opi­nii Saini praw­dziwe dowody możemy doj­rzeć, tylko jeśli zde­ma­sku­jemy uprze­dze­nia i sek­sizm w nauce. Na początku książki autorka pyta: „Czy hor­mony płciowe oddzia­łują tylko na nasze narządy roz­rod­cze, czy też mają głęb­szy wpływ rów­nież na nasz umysł i zacho­wa­nia?”39. A jej odpo­wiedź jest jasna: „Mię­dzy­pł­ciowe róż­nice psy­cho­lo­giczne są bar­dzo nie­wiel­kie, a te stwier­dzone mogą w znacz­nej mie­rze wyni­kać z kul­tury, nie zaś z bio­lo­gii”40.

Zga­dzam się z nią, że sek­si­stow­skie zało­że­nia mogą cza­sami wpły­wać na bada­nia. Nie zga­dzam się jed­nak z jej odpo­wie­dzią na pyta­nie. Nauka poka­zuje bowiem, że odpo­wiedź ta jest jed­no­znaczna i brzmi: „tak”. Na kilka waż­nych spo­so­bów to wła­śnie testo­ste­ron spra­wia, że płcie róż­nią się pod wzglę­dem psy­cho­lo­gicz­nym i beha­wio­ral­nym.

Z następ­nych roz­dzia­łów dowie­cie się, jak T wpływa na nasze ciało, mózg i zacho­wa­nie, by słu­żyły one repro­duk­cji. Nie jest to wcale zła wia­do­mość, wręcz prze­ciw­nie – inspi­ru­jąca. Nic, co wiemy o T czy róż­ni­cach mię­dzy płciami, nie impli­kuje, że musimy akcep­to­wać prze­moc na tle sek­su­al­nym, mole­sto­wa­nie, dys­kry­mi­na­cję czy przy­mus. Wręcz prze­ciw­nie, roz­wój spo­łeczny zależy od roz­woju nauki41. Zro­zu­mie­nie sił, które napę­dzają nasze prio­ry­tety i zacho­wa­nia, a także zależ­no­ści mię­dzy genami, hor­mo­nami i śro­do­wi­skiem, pomaga nam lepiej się przy­go­to­wać na walkę z prze­ja­wami mrocz­niej­szych stron naszej natury. Nie musimy wcale baga­te­li­zo­wać roli testo­ste­ronu w naszym życiu. Ucze­nie się, jak działa świat, i spo­glą­da­nie praw­dzie w oczy bywa kło­po­tliwe lub wręcz nie­po­ko­jące, mam jed­nak nadzieję, że przede wszyst­kim da wam satys­fak­cję, siłę i sprawi dużo rado­ści – tak jak mnie.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

R.J. Nel­son, L.J. Kriegs­feld, An Intro­duc­tion to Beha­vio­ral Endo­cri­no­logy, wyd. 5, Sinauer Asso­cia­tes, Sun­der­land 2017, s. 73–74, 554, 703. [wróć]

Na temat metod zbie­ra­nia moczu, prze­cho­wy­wa­nia go i bada­nia pod kątem hor­mo­nów zob.: Mar­tin N. Mul­ler, Richard W. Wran­gham, Domi­nance, Aggres­sion and Testo­ste­rone in Wild Chim­pan­zees: A Test of the ’Chal­lenge Hypo­the­sis’, „Ani­mal Beha­viour”, 67, nr 1 (2004), s. 113–123. [wróć]

Eugene Lin­den, The Wife Beaters of Kibale, „Time”, 19 sierp­nia 2002, nr 56; zob. rów­nież: Eugene Lin­den, The Octo­pus and the Oran­gu­tan: More True Tales of Ani­mal Intri­gue, Intel­li­gence, and Inge­nu­ity, wyd. E.P. Dut­ton, New York 2002, s. 112. [wróć]

Richard W. Wran­gham, Dale Peter­son, Demo­nic Males: Apes and the Ori­gins of Human Vio­lence, Hough­ton Mif­flin Har­co­urt, Boston 1996. [Wyd. pol. Richard W. Wran­gham, Dale Peter­son, Demo­niczne samce. Małpy człe­ko­kształtne i źró­dła ludz­kiej prze­mocy, tłum. Monika Auriga, Pań­stwowy Insty­tut Wydaw­ni­czy, War­szawa 1999]. [wróć]

Mar­tin N. Mul­ler, Sonya M. Kah­len­berg, Melissa Emery Thomp­son, Richard W. Wran­gham, Male Coer­cion and the Costs of Pro­mi­scu­ous Mating for Female Chim­pan­zees, „Pro­ce­edings of the Royal Society B: Bio­lo­gi­cal Scien­ces”, 274, nr 1612 (2007), s. 1009–1014; oraz Joseph T. Feld­blum, Emily E. Wro­blew­ski, Rebecca S. Rudi­cell, Beatrice H. Hahn, Thais Paiva, Mine Cetin­kaya-Run­del, Anne E. Pusey, Ian C. Gilby, Sexu­ally Coer­cive Male Chim­pan­zees Sire More Offspring, „Cur­rent Bio­logy”, 24, nr 23 (2014), s. 2855–2860. [wróć]

Human Rights Watch, Human Rights Watch World Report 2000 – Uganda, 1 grud­nia 1999, https://www.refworld.org/docid/3ae6a8c924.html. [wróć]

Neil Mac­Fa­rqu­har, 8 Touri­sts Slain in Uganda, Inc­lu­ding U.S. Couple, „New York Times”, 3 marca 1999. [wróć]

Danielle Kurt­zle­ben, Trump and the Testo­ste­rone Take­over of 2016, Natio­nal Public Radio, 1 paź­dzier­nika 2016, https://www.npr.org/2016/10/01/494249104/trump-and-the-testo­ste­rone-take­over-of-2016. [wróć]

Andrew Sul­li­van, #MeToo and the Taboo Topic of Nature, „New York Maga­zine”, 19 stycz­nia 2018. [wróć]

Gad Saad, Is Toxic Mascu­li­nity a Valid Con­cept?, blog „Psy­cho­logy Today”, 8 marca 2018, https://www.psy­cho­lo­gy­to­day.com/us/blog/homo-con­su­me­ri­cus/201803/is-toxic-mascu­li­nity-valid-con­cept. [wróć]

Neal Gabler, The Testo­ste­rone Fueled Pre­si­dency, „Huf­fing­ton Post”, 16 sierp­nia 2017, https://www.huf­fpost.com/entry/the-testo­ste­rone-fueled-presidency_b_59949cd3e4b056a2b0ef029c. [wróć]

Eme­rald Robin­son, The Col­lapse of the Never-Trump Con­se­rva­ti­ves, „Ame­ri­can Spec­ta­tor”, 29 czerwca 2018. [wróć]

Leon Selt­zer, Male Sexual Miscon­duct and the Testo­ste­rone Curse, blog „Psy­cho­logy Today”, 29 listo­pada 2017, https://www.psy­cho­lo­gy­to­day.com/us/blog/evo­lu­tion-the-self/201711/male-sexual-miscon­duct-and-the-testo­ste­rone-curse. [wróć]

Rachel E. Mor­gan, Bar­bara A. Oude­kerk, Cri­mi­nal Vic­ti­mi­za­tion, 2018, BCJ 253043, Bureau of Justice Sta­ti­stics, U.S. Depart­ment of Justice, wrze­sień 2019, https://www.bjs.gov/con­tent/pub/pdf/cv18.pdf; David C. Geary, Male, Female: The Evo­lu­tion of Human Sex Dif­fe­ren­ces, wyd. 3, Ame­ri­can Psy­cho­lo­gi­cal Asso­cia­tion, Waszyng­ton 2021, s. 433–437; Natio­nal High­way Traf­fic Safety Admi­ni­stra­tion, Com­pa­ri­son of Crash Fata­li­ties by Sex and Age Group, Natio­nal Cen­ter for Sta­ti­stics and Ana­ly­sis, Waszyng­ton 2008; Monica Hesse, We Need to Talk About Why Mass Sho­oters Are Almost Always Men, „Washing­ton Post”, 5 sierp­nia 2019. [wróć]

Pra­wie nie ma takich cech, co do któ­rych męż­czyźni nie wyka­zy­wa­liby więk­szej zmien­no­ści niż kobiety, poza umie­jęt­no­ścią czy­ta­nia w szkole pod­sta­wo­wej, w przy­padku któ­rej róż­nica w zmien­no­ści jest dość mała i sta­ty­stycz­nie nie­zna­cząca. Zob.: Ariane Baye, Chri­stian Mon­seur, Gen­der Dif­fe­ren­ces in Varia­bi­lity and Extreme Sco­res in an Inter­na­tio­nal Con­text, „Large-Scale Asses­sments in Edu­ca­tion”, 4, nr 1 (2016), s. 1–16. Prze­gląd róż­nic płcio­wych w zmien­no­ści IQ i innych testach kogni­tyw­nych zob.: Alan Fein­gold, Sex Dif­fe­ren­ces in Varia­bi­lity in Intel­lec­tual Abi­li­ties: A New Look at an Old Con­tro­versy, „Review of Edu­ca­tio­nal Rese­arch”, 62, nr 1 (1992), s. 61–84. [wróć]

Rebecca M. Jor­dan-Young, Katrina Kar­ka­zis, Testo­ste­rone: An Unau­tho­ri­zed Bio­gra­phy, Harvard Uni­ver­sity Press, Cam­bridge 2019, s. 54; oraz Rebecca M. Jor­dan-Young, How to Kill the ’Zom­bie Fact’ That Testo­ste­rone Dri­ves Human Aggres­sion, odczyt na kon­fe­ren­cji „Women in the World: Time for a New Para­digm for Peace”, Uni­ver­sity of Mary­land, wrze­sień 2019, s. 22. [wróć]

Ame­ry­kań­skie Towa­rzy­stwo Psy­cho­lo­giczne, Harm­ful Mascu­li­nity and Vio­lence, biu­le­tyn „In the Public Inte­rest”, wrze­sień 2018, https://www.apa.org/pi/about/new­slet­ter/2018/09/harm­ful-mascu­li­nity. [wróć]

„Hey Skinny”: „Hey Skinny!… Yer Ribs Are Sho­wing!”, obraz cyfrowy, https://www.char­le­sa­tlas.com/ The Offi­cial Website of Char­les Atlas. Char­les Atlas LTD, dostęp 15 stycz­nia 2020. Reklamy Char­lesa Atlasa pod­da­wane były wielu aka­de­mic­kim ana­li­zom sku­pia­ją­cym się na spo­so­bach przed­sta­wia­nia i pro­mo­wa­nia ide­ału męsko­ści. Zob. m.in.: Jacqu­eline Reich, ’The World’s Most Per­fec­tly Deve­lo­ped Man’: Char­les Atlas, Phy­si­cal Cul­ture, and the Inscrip­tion of Ame­ri­can Mascu­li­nity, „Men and Mascu­li­ni­ties”, 12, nr 4 (2010), s. 444–461. [wróć]

Randy Thorn­hill, Rape in Panorpa Scor­pion­flies and a Gene­ral Rape Hypo­the­sis, „Ani­mal Beha­viour”, 28, nr 1 (1980), s. 52–59. Według Thorn­hilla męż­czyźni są więksi od kobiet, ponie­waż: „więk­sze samce miały prze­wagę ze względu na więk­sze szanse na sku­teczny gwałt w przy­padku porażki w rywa­li­za­cji pod kątem zaso­bów rodzi­ciel­skich” (s. 57). Pełna hipo­teza Thorn­hilla i Pal­mera: Randy Thorn­hill, Craig T. Pal­mer, A Natu­ral History of Rape: Bio­lo­gi­cal Bases of Sexual Coer­cion, MIT Press, Cam­bridge 2001. Kry­tyka tej hipo­tezy: Jerry A. Coyne, Andrew Berry, Rape as an Adap­ta­tion, „Nature”, 404, nr 6774 (2000), s. 121–122. [wróć]

Justin Stor­beck, Gerald L. Clore, Affec­tive Aro­usal as Infor­ma­tion: How Affec­tive Aro­usal Influ­en­ces Judg­ments, Lear­ning, and Memory, „Social and Per­so­na­lity Psy­cho­logy Com­pass”, 2, nr 5 (2008), s. 1824–1843. [wróć]

Law­rence Sum­mers, Full Trans­cript: Pre­si­dent Sum­mers’ Remarks at the Natio­nal Bureau of Eco­no­mic Rese­arch, Jan. 142005, „Harvard Crim­son”, 18 lutego 2005, https://www.the­crim­son.com/article/ 2005/2/18/full-trans­cript-pre­si­dent-sum­mers-remarks-at/. [wróć]

Alan Fin­der, Pre­si­dent of Harvard Resi­gns, Ending Stormy 5-Year Tenure, „New York Times”, 22 lutego 2006. [wróć]

Sara Rimer, Patrick D. Healy, Furor Lin­gers as Harvard Chief Gives Deta­ils of Talk on Women, „New York Times”, 18 lutego 2005. [wróć]

James Damore, Google’s Ide­olo­gi­cal Echo Cham­ber, lipiec 2017, https://assets.docu­mentc­loud.org/docu­ments/3914586/Googles-Ide­olo­gi­cal-Echo-Cham­ber.pdf. [wróć]

Por. Lee Jus­sim, Geof­frey Mil­ler, Debra W. Soh w: The Google Memo: Four Scien­ti­sts Respond, „Quil­lette”, 17 sierp­nia 2017, https://quil­lette.com/2017/08/07/google-memo-four-scien­ti­sts-respond/; Debra Soh, No, the Google Mani­fe­sto Isn’t Sexist or Anti-Diver­sity. It’s Science, „Globe and Mail” (Toronto), 8 sierp­nia 2017; Glenn Stan­ton, The Science Says the Google Guy Was Right About Sex Dif­fe­ren­ces, „Fede­ra­list”, 11 sierp­nia 2017, https://the­fe­de­ra­list.com/2017/08/11/science-says-google-guy-right-sex-dif­fe­ren­ces/. Bar­dziej kry­tyczne spoj­rze­nie zob.: Megan Mol­teni, Adam Rogers, The Actual Science of James Damore’s Google Memo, „Wired”, 15 sierp­nia 2017, https://www.wired.com/story/the-per­ni­cious-science-of-james-damo­res-google-memo/; Brian Feld­man, Here Are Some Scien­ti­fic Argu­ments James Damore Has Yet to Respond To, „New York Maga­zine”, 11 sierp­nia 2017. [wróć]

Gina Rip­pon, What Neu­ro­science Can Tell Us About the Google Diver­sity Memo, „The Conver­sa­tion”, 14 sierp­nia 2017, https://the­co­nver­sa­tion.com/what-neu­ro­science-can-tell-us-about-the-google-diver­sity-memo-82455. Rip­pon przed­sta­wia memo Damore’a tak, jakby twier­dził on, że kobiety są nie­do­sta­tecz­nie repre­zen­to­wane w branży tech ze względu na uwa­run­ko­wa­nia bio­lo­giczne, ale Damore ni­gdy nie twier­dził, że bio­lo­gia sta­nowi cał­ko­wite wyja­śnie­nie. Rip­pon zauważa też, że róż­nic płcio­wych doty­czą­cych zain­te­re­so­wań i uzdol­nień nie da się „jasno podzie­lić na dwie kate­go­rie”, nato­miast „ist­nieją w spek­trum”, tak jakby sprze­ci­wia­jąc się Damore’owi, mimo że ten by­naj­mniej nie twier­dził, że jest ina­czej. [wróć]

Daisuke Waka­bay­ashi, Con­ten­tious Memo Stri­kes Nerve Inside Google and Out, „New York Times”, 8 sierp­nia 2017. [wróć]

Daisuke Waka­bay­ashi, Nel­lie Bow­les, Google Memo Author Sues, Cla­iming Bias Aga­inst White Con­se­rva­tive Men, „New York Times”, 8 stycz­nia 2018. [wróć]

Angela Saini, Infe­rior: How Science Got Women Wrong and the New Rese­arch That’s Rew­ri­ting the Story, Beacon Press, Boston 2017. [Wyd. pol. Angela Saini, Gor­sze. Jak nauka pomy­liła się co do kobiet, tłum. Hanna Pustuła-Lewicka, Wydaw­nic­two Czarne, Woło­wiec 2022]. [wróć]

Char­les Dar­win, The Descent of Man, and Selec­tion in Rela­tion to Sex, 2 tomy, John Mur­ray, Lon­don 1871, t. 1, s. 564. [Wyd. pol. Karol Dar­win, O pocho­dze­niu czło­wieka i dobo­rze w odnie­sie­niu do płci, tłum. Ludwik Masłow­ski, Hachette, War­szawa 2011, s. 514–515]. [wróć]

David F. Fel­don, James Peugh, Michelle A. Maher, Josipa Roksa, Colby Tofel-Grehl, Time-to-Cre­dit Gen­der Ine­qu­ities of First-Year PhD Stu­dents in the Bio­lo­gi­cal Scien­ces, „CBE – Life Scien­ces Edu­ca­tion”, 16, nr 1 (2017), arty­kuł 4. W 2017 kobiety zdo­były 52,5 pro­cent dok­to­ra­tów w dzie­dzi­nie nauk bio­lo­gicz­nych, ale zaj­mo­wały jedy­nie 30–35 pro­cent sta­no­wisk dają­cych stałe zatrud­nie­nie w powią­za­nych dzie­dzi­nach. [wróć]

Ger­trud Pfi­ster, The Medi­cal Disco­urse on Female Phy­si­cal Cul­ture in Ger­many in the 19th and Early 20th Cen­tu­ries, „Jour­nal of Sport History”, 17, nr 2 (1990), s. 191. [wróć]

Adam S. Cohen, Harvard’s Euge­nics Era, „Harvard Maga­zine”, marzec–kwie­cień 2016, https://harvard­ma­ga­zine.com/2016/03/harvards-euge­nics-era. [wróć]

Nota wydawcy ory­gi­nału z czwar­tej strony okładki: Cor­de­lia Fine, Testo­ste­rone Rex: Myths of Sex, Science, and Society, Icon Books, Lon­don 2017. [Wyd. pol. Cor­de­lia Fine, Testo­ste­ron Rex. Mity płci, nauki i spo­łe­czeń­stwa, tłum. Bar­bara Gra­bow­ska, Dawid Kolasa, Wydaw­nic­two Naukowe Uni­wer­sy­tetu Miko­łaja Koper­nika, Toruń 2019]. [wróć]

Opis wydawcy ory­gi­nału Cor­de­lia Fine, Testo­ste­ron Rex, https://wwnor­ton.co.uk/books/9780393082081-testo­ste­rone-rex. [wróć]

Cor­de­lia Fine’s Explo­sive Study of Gen­der Poli­tics Wins 30th Anni­ver­sary Royal Society Insi­ght Inve­st­ment Science Book Prize, Royal Society, news, 19 wrze­śnia 2017, https://roy­al­so­ciety.org/news/2017/09/cor­de­lia-fine-wins-30th-anni­ver­sary-royal-society-insi­ght-inve­st­ment-science-book-prize/. [wróć]

Cor­de­lia Fine, Testo­ste­rone Rex, opis wydawcy ory­gi­nału. [wróć]

Gina Rip­pon, The Gen­de­red Brain: The New Neu­ro­science That Shat­ters the Myth of the Female Brain, Ran­dom House, New York 2019, s. 353. [wróć]

Angela Saini, Infe­rior, op. cit., s. 28. [Wyd. pol. Angela Saini, Gor­sze, op. cit., s. 52]. [wróć]

Angela Saini, Infe­rior, op. cit., s. 10. [Wyd. pol. Angela Saini, Gor­sze, op. cit., s. 23]. [wróć]

Por. cała książka o tym, że nauka i roz­są­dek pro­wa­dzą do roz­woju spo­łecz­nego: Ste­ven Pin­ker, Enli­gh­te­ment Now: The Case for Reason, Science, Huma­nism, and Pro­gress, Viking, New York 2018. [Wyd. pol. Ste­ven Pin­ker, Nowe Oświe­ce­nie. Argu­menty za rozu­mem, nauką, huma­ni­zmem i postę­pem, tłum. Tomasz Bie­roń, Wydaw­nic­two Zysk i S-ka, Poznań 2018]. [wróć]

Tytuł ory­gi­nału: T: The Story of the Hor­mone that Domi­na­tes, Divi­des, and Dri­ves Us

Copy­ri­ght © 2021 by Carole Hooven

All rights rese­rved

Copy­ri­ght © for the Polish e-book edi­tion by REBIS Publi­shing House Ltd., Poznań 2021

Infor­ma­cja o zabez­pie­cze­niach

W celu ochrony autor­skich praw mająt­ko­wych przed praw­nie nie­do­zwo­lo­nym utrwa­la­niem, zwie­lo­krot­nia­niem i roz­po­wszech­nia­niem każdy egzem­plarz książki został cyfrowo zabez­pie­czony. Usu­wa­nie lub zmiana zabez­pie­czeń sta­nowi naru­sze­nie prawa.

Redak­cja: Elż­bieta Ban­del i Agnieszka Horzow­ska

Redak­cja mery­to­ryczna: dr n. med. Ewa Krzy­ża­gór­ska

Pro­jekt i opra­co­wa­nie gra­ficzne okładki: Piotr Majew­ski

Wyda­nie I e-book (opra­co­wane na pod­sta­wie wyda­nia książ­ko­wego: T jak TESTO­STE­RON. Hor­mon, który rzą­dzi i dzieli, wyd. I, Poznań 2024)

ISBN 978-83-8338-823-6

Dom Wydaw­ni­czy REBIS Sp. z o.o.

ul. Żmi­grodzka 41/49, 60-171 Poznań

tel.: 61 867 81 40, 61 867 47 08

fax: 61 867 37 74

e-mail: [email protected]

www.rebis.com.pl

Kon­wer­sję do wer­sji elek­tro­nicz­nej wyko­nano w sys­te­mie Zecer