Sekrety książęcych pamiętników - Louise Allen - ebook

Sekrety książęcych pamiętników ebook

Louise Allen

2,7

Opis

Księżna Sophia, młoda wdowa, sumiennie wypełnia postanowienia testamentu. Zgodnie z wolą zmarłego męża przez rok użycza gościny jego wieloletniej kochance i pilnie strzeże pisanych przez niego pamiętników. Pełne pikantnych faktów notatki zaszkodziłyby wielu wpływowym ludziom, w tym księciu regentowi. Gdy kilka tomów znika, Sophia zleca ich odzyskanie Nicholasowi Pascoe. Tajemniczy Walijczyk jest znanym w towarzystwie specjalistą od trudnych spraw. Sophia jest zdumiona, że przy tym cynicznym mężczyźnie po raz pierwszy staje się świadoma swojej kobiecości. Nie zamierza zdradzać, jak bardzo zawrócił jej w głowie, ale miłość jest zbyt cenna, by ją ukrywać…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 270

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,7 (6 ocen)
1
0
1
4
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
2323aga

Z braku laku…

Nuda
00

Popularność




Louise Allen

Sekrety książęcych pamiętników

Tłumaczenie:

Aleksandra Tomicka-Kaiper

Rozdział pierwszy

1 października 1816 roku, Vine Mount House, Norfolk

Jej Wysokość Sophia Louisa Andrea Delavigne, księżna St Edmunds, usiadła na wielkim rzeźbionym krześle, wzięła głęboki oddech i spojrzała w dół, aby upewnić się, że jej ręce leżą nieruchomo i nie zdradzają niczego poza spokojną pewnością. Widok liliowego jedwabiu jej sukni wywołał dreszcz przyjemności, przez który na chwilę straciła koncentrację.

Kolor. Po roku ciągłej czerni wiedziała, że minie więcej niż tydzień, zanim przestanie odczuwać radość z noszenia kolorów, nawet stonowanych. Mały Freddie chyba z trudem przyzwyczajał się do jej widoku, ale miał zaledwie rok i nigdy nie widział matki ubranej w coś innego niż suknie przypominające upierzenie wrony.

Sophia poczuła lekki ból, gdy przypomniała sobie jego twarz tamtego ranka siedem dni temu, kiedy wyciągnął rękę, by dotknąć jej spódnic i podniósł zdziwiony wzrok na jej twarz.

– Mamo?

– Tak, to mama – powiedziała. – Zobacz, jaką ładną suknię mam na twoje pierwsze urodziny.

Uśmiechnął się do niej, a jego niebieskie oczy, tak podobne do oczu ojca, rozszerzyły się, gdy ją obserwował. Potem wydał z siebie chichot, którego zdecydowanie nie odziedziczył po zmarłym księciu.

– Ehm…

Spojrzała w górę i zobaczyła Duncana Granta, który czekał tuż za drzwiami.

– Panie Grant.

– Wasza Wysokość – powiedział jej przyjaciel formalnie, Jak zawsze, gdy nie byli sami. – Przybył.

– W takim razie wprowadź go, proszę.

Wierzyła, że każdy, komu Duncan ufał i kogo polecał, poradzi sobie z tą sytuacją. Dzięki niemu problemy znikają jak poranna mgła, twierdził, kiedy poszła do niego sześć dni temu, blada i zszokowana odkryciem.

To ją uspokoiło. Duncan zawsze był jej podporą, od czasu, gdy jako ośmioletni syn pastora wyłowił pięcioletnią lady Sophię Masterton z wiejskiego stawu i zdołał przemycić do rezydencji tak, by nikt jej nie zauważył, nawet niania. Jeśli znalazł dla niej specjalistę od rozwiązywania problemów, to pewnie byłego stróża prawa z Bow Street albo wojskowego. Duncan był przecież w wojsku, choć niechętnie o tym opowiadał.

– Nicholas Pascoe, Wasza Wysokość.

Zatem Kornwalijczyk, pomyślała Sophia, a potem na chwilę zamarła, gdy Pascoe wszedł do pokoju. Nie był to przeciętnie wyglądający mężczyzna w średnim wieku z czerwoną twarzą i brzuszkiem. Nie był to też krzepki oficer z bronią przy boku. Nie, w ogóle nie kojarzył jej się z bronią.

Wysoki, ciemny, elegancki i bardzo niebezpieczny.

Stał prosto i wpatrywał się w jej oczy, dlaczego więc odniosła wrażenie, że mógłby opisać pokój i wszystko, co się w nim znajdowało, z najdrobniejszymi szczegółami?

Jednak ona była księżną St Edmunds. Przez dwadzieścia lat przygotowywano ją do pełnienia tej funkcji. To nauczyło ją skutecznie ukrywać prawdziwe uczucia. Być może była to najważniejsza lekcja ze wszystkich.

– Panie Pascoe. Dzień dobry.

– Dzień dobry, księżno. I wystarczy Pascoe.

Tylko taki człowiek śmiałby zwracać się do niej per księżno, a nie Wasza Wysokość. Jakby ten poszukiwacz przygód sugerował, że jest nie tylko dżentelmenem, ale i arystokratą. Jej obowiązkiem było znać na wylot zawartość przewodników genealogicznych. W obu najważniejszych było kilka osób o nazwisku Pascoe, ale tego konkretnego nie pamiętała.

Sophia pozwoliła sobie na okazanie lekkiego niezadowolenia, ale zupełnie się tym nie przejął. Księżna nie rumieniła się, gdy patrzyli na nią mężczyźni, poza tym w spojrzeniu Pascoe nie było nic impertynenckiego, a jednak nagle poczuła, jak jej policzki robią się ciepłe. Wiedziała, że jest bardzo świadomy jej kobiecości.

– Proszę usiąść, Pascoe.

– Wolę stać, proszę pani.

Niech go diabli. To oznaczało, że musiała nadal patrzeć na jego smukłą, odzianą w czerń sylwetkę prezentowaną w całej okazałości.

– Pan Grant zapewne wyjaśnił panu, że znalazłam się w sytuacji, która wymaga rozwiązania – zaczęła.

– Powiedział mi, że ma pani problem, księżno. Moim zajęciem jest usuwanie problemów.

– A jak pan to osiąga?

– Dyskretnie i trwale, zapewniam. A środki nie muszą pani martwić, księżno

– Są legalne, jak mniemam? – wtrąciła, nagle wyobrażając sobie, jak z chłodną skutecznością Pascoe pozbywa się ciał.

– Oczywiście, skoro pani nalega – powiedział z kamiennym wyrazem twarzy.

– Tak, nalegam – odrzekła, zanim zdała sobie sprawę, że się z nią droczy. Było to niepokojące, ludzie nigdy nie drażnią księżnej, nawet młodej i owdowiałej.

– Proszę wyjaśnić naturę problemu, który wymaga rozwiązania – powiedział.

Mówił spokojnym tonem, jak jej lekarz, gdy pytał o objawy łagodnego rozstroju żołądka. Przygotowała się, że będzie musiała zdradzić szczegóły swojego małżeństwa, o których wolałaby nigdy nikomu nie mówić.

– Byłam drugą żoną zmarłego księcia – powiedziała spokojnie. – Pierwsza księżna była niestety bezdzietna. – To było oczywiście powszechnie wiadome. Reszta już mniej. – Zmarły książę przez wiele lat miał kochankę. Tę samą przez cały czas. Miała oddzielny apartament we wszystkich domach księcia, również w tym.

Pascoe uniósł lekko brwi. To, że arystokrata utrzymywał kochankę, nikogo nie dziwiło, ale to, że zajmowała ten sam dom, co jego żona, było szokujące.

– I pani tolerowała tę sytuację? – zapytał.

– Odziedziczyłam. Mąż był ode mnie starszy o trzydzieści lat. – Teraz to ona uniosła brwi. – Na pewno orientuje się pan, że nasz związek nie był oparty na miłości, więc dlaczego Jego Wysokość miałby zmieniać z mojego powodu styl życia?

Została wychowana tak, by znać swoje obowiązki i dobrze je wypełniać. Miała być idealną żoną utytułowanego mężczyzny, rodzić mu dzieci, oczywiście synów, i to jak najszybciej, oraz dbać o to, by jego życie i dom wyglądały tak, jak sobie tego życzył. Nie obejmowało to próby usunięcia jego kochanki. Kobiety, którą poślubiłby, gdyby była damą, a nie tancerką.

Książę również znał swoje obowiązki, zatem przede wszystkim musiał zawrzeć małżeństwo z dobrze urodzoną damą o nienagannej reputacji. Fakt, że jego pierwsza żona okazała się bezpłodna i chorowita, był dla niego ciosem. Nie dlatego, że ją kochał, ale dlatego, że ponad wszystko pragnął dziedzica. Pół roku po jej śmierci, choć nadal powinien być w żałobie, pięćdziesięcioletni książę poślubił lady Sophię Masterton, najstarszą, dwudziestoletnią córkę markiza Radleya.

– Mój mąż, jak pan z pewnością wie, był człowiekiem o wielkich wpływach politycznych oraz powiernikiem księcia regenta. Znał wszystkich i, co ważniejsze, znał ich sekrety i słabości. – Wzięła głęboki oddech. – Przez całe dorosłe życie prowadził pamiętniki. Bardzo szczegółowe, bardzo szczere. Myślę, że najlepiej będzie, jeśli zademonstruję skalę problemu.

Wstała, a Duncan Grant, który stał dyskretnie z tyłu pokoju, otworzył drzwi.

– Jeśli pójdziesz ze mną, Pascoe, pokażę ci gabinet zmarłego księcia.

Nick podążył za wyprostowaną postacią. Liliowe spódnice kołysały się, gdy szła, choć nie wyglądało to na zamierzony efekt. Księżna wydawała się zupełnie nieświadoma własnego powabu.

Chociaż Nick zrobił rozeznanie i znał wiek księżnej, Grant nie wspomniał o jej urodzie. Być może, jeśli znało się kobietę od piątego roku życia, nie zwracało się uwagi na jej wygląd. To było jedyne wytłumaczenie. Jego kolega z wojska nigdy wcześniej nie skarżył się na wzrok czy niechęć do płci przeciwnej.

Księżna była dość wysoka, smukła, ale niepozbawiona krągłości. Miała miodowo–blond włosy i oczy o orzechowo–zielonym odcieniu, ocienione długimi, ciemnymi rzęsami. Blada cera, smukłe, eleganckie dłonie ozdobione dwoma prostymi pierścionkami. Dama w każdym calu, elegancka i powściągliwa w okazywaniu emocji.

Zatrzymała się przed bogato zdobionymi drzwiami.

– Czy Grant wyjaśnił naturę problemu?

– Nie. Powiedział tylko, że coś zniknęło i pani wolałaby sama wyjaśnić tę kwestię.

Domyślił się, że ma to coś wspólnego z pamiętnikami, bo nie była kobietą, która wspominałaby o błahostkach. Otworzyła drzwi, a on wszedł za nią do pokoju, który mógłby służyć jako ilustracja gabinetu arystokraty w Repozytorium Ackermanna. Było tam masywne biurko, ciężkie aksamitne zasłony w oknach, półki z książkami, które wyglądały na podręczną biblioteczkę i kilka skórzanych foteli.

Jeden wysoki regał miał podwójne szklane drzwi i kilka zamków. Półki wypełniały tomy oprawione w czerwoną skórę ze złoconymi tłoczeniami na grzbietach.

– Pamiętniki mojego męża – powiedziała księżna. Sięgnęła po łańcuszek zawieszony na szyi i wyciągnęła klucz.

Nick stłumił myśl, że metal jest ciepły od jej skóry. Patrzył, jak otwiera drzwi, a kiedy podszedł bliżej, zobaczył, że pozłacane napisy to daty.

– Na pierwszy rzut oka jest tu co najmniej pięćdziesiąt tomów – zauważył.

– Książę zaczął prowadzić pamiętnik, gdy w wieku osiemnastu lat wstąpił na Uniwersytet Oksfordzki. Często zapełniał więcej niż jeden tom rocznie, zwłaszcza w ostatnich latach. Jednorazowo oprawiał tuzin pustych tomów i sam dodawał daty na grzbietach. – Oparła dłoń o krawędź drzwi. – Na początku nie zdawałam sobie sprawy, że coś jest nie tak. Oczywiście nadzoruję porządek, także w pokojach, które nie są obecnie używane. Dopiero gdy zorientowałam się, że ona odeszła, przyszło mi do głowy, by upewnić się, że nic nie zostało… usunięte. – Gestem wskazała na najniższą półkę. Nick zobaczył, że ostatnie cztery tomy nie miały napisu na grzbietach. – Te są niezapisane. Zostały wyjęte z tamtej szafki, żeby uzupełnić lukę.

– Kiedy mówi pani „ona”, zakładam, że chodzi o kochankę pani zmarłego męża? – Księżna skinęła głową. – Zatem odkryła pani stratę zaledwie kilka dni temu. Kiedy się wyprowadziła?

Usta, które uważał za pełne i miękkie, stwardniały i przypominały teraz cienką linię.

– Zgodnie z warunkami testamentu zmarłego księcia zachowała prawo do korzystania z apartamentu w tym domu przez rok po jego śmierci. Zostawił jej również kamienicę w Londynie. Starałam się nie spotykać z nią przez ten rok, co było dość łatwe w tak dużym domu, ponieważ jej pokoje miały własne wejście na parterze. Po roku i jednym dniu poszłam jej powiedzieć, że musi wyjechać. Nie chciałam, by przebywała tu dłużej, niż nakazywał testament.

– I odeszła?

– Tak. Wyglądało na to, że mieszkanie zostało ogołocone ze wszystkiego, co wartościowe. Miała własne stajnie i służbę, więc mogła dokonać tego bez wiedzy mojego personelu, zwłaszcza we wczesnych godzinach porannych. Mam wszelkie powody, by wierzyć, że jest bardzo sprawna, dobrze zorganizowana.

– Jak się nazywa? – zapytał. Powinien był ustalić to na samym początku, ale ta kobieta go rozpraszała.

– Nazywa siebie Estellą Doucette. Nie sądzę, że to prawdziwe nazwisko.

– Słodka gwiazda? Poetycki wybór.

Księżna wzruszyła ramionami eleganckim ruchem, który był bardziej francuski niż fałszywe imię Estelli.

– Kiedy ją poznał, była tancerką i nie miała jeszcze dwudziestu lat. Przypuszczam, że teraz ma około trzydziestu pięciu. Przyszło mi do głowy, że skoro ogołociła apartament, mądrze byłoby sprawdzić sejf w gabinecie męża, gdzie przechowywana jest biżuteria. Jednak był nienaruszony. Nie wiem, co sprawiło, że zajrzałam do pamiętników. Zgodnie z testamentem księcia powinny być zamknięte przez siedemdziesiąt pięć lat. Byłam pewna, że mam jedyny klucz. Okazało się, że nie ma ostatnich tomów, a na ich miejscu stoją te niezapisane. – Zamknęła drzwi regału. – Proponuję wrócić do salonu.

– Będę musiał obejrzeć jej apartament i zbadać ten pokój.

– Później. Duncan Grant pokaże ci wszystko, co zechcesz. Oprócz pozostałych pamiętników.

Wyszła, nie oglądając się, by sprawdzić, czy podąża za nią, a Nick przypomniał sobie, że księżne są przyzwyczajone do bezwzględnego posłuszeństwa pracowników i służby. To może być interesujące, bo po wojsku miał dość słuchania rozkazów.

Księżna zadzwoniła po herbatę.

– Usiądź, proszę, Pascoe. – Wskazała fotel po drugiej stronie niskiego stołu. Z jej tonu wynikało, że to nie była sugestia, a ponieważ chciał, by się odprężyła, posłuchał. Usiadł wygodnie, skrzyżował nogi i przyglądał się jej, podziwiając przy okazji portret Gainsborough nad jej ramieniem.

– Czy może pani opisać Estellę Doucette?

– Nigdy nie widziałem jej twarzą w twarz, tylko z daleka. Mojego wzrostu, szczupła, ciemnowłosa. Oczywiście zapewne piękna – dodała, ponownie lekko wzruszając ramionami. – Mój mąż był koneserem wszystkiego, co piękne.

– Tolerowała pani jej obecność pod swoim dachem przez cały rok po śmierci męża?

Jej wyraz twarzy pozostał niezmieniony, ale dostrzegł błysk w jej dużych, zielonych oczach. Gniew?

– Duncan Grant powiedział, że powierzyłby ci swoje życie. Skoro ja powierzyłabym mu moje, a co ważniejsze, życie mojego syna, to będę z tobą całkowicie szczera.

To, pomyślał Nick, byłoby miłą odmianą. Wielu klientów uważało, że może zdziałać cuda, nie znając wszystkich faktów – zwykle tych, które uważali za wstydliwe.

Księżna złożyła ręce na kolanach. Szmaragd osadzony w pierścionku na jej lewej dłoni mienił się w promieniach słońca. Nie była tak spokojna, na jaką chciała wyglądać.

– Zostałam wychowana na żonę wysoko postawionego mężczyzny i matkę jego dziedzica. Doskonale wiem, co należy do moich obowiązków. Po pierwsze, instrukcje zawarte w testamencie mojego męża muszą zostać wykonane dokładnie tak, jak sobie tego życzył. Dlatego pozwoliłam tej kobiecie pozostać tu przez rok po jego śmierci. Nie zamierzałam dać jej ani dnia dłużej. Po drugie, muszę dopilnować, by mój syn został wychowany do pełnienia funkcji, do której się urodził. Nie mogę pozwolić, by nazwisko rodziny zostało zbrukane skandalem. Jeśli treść pamiętników zmarłego księcia stanie się powszechnie znana lub zostanie wykorzystana w niegodziwy sposób, wówczas rodzina zostanie obrzucona błotem. – Uśmiechnęła się słabo. – Chcę, by syn wyrósł na szczęśliwego i zdrowego chłopca, który rozumie swoje obowiązki, ale nie jest nimi przytłoczony.

– Książę zmarł zaraz po narodzinach syna?

– Tej samej nocy. Świętował narodziny z przyjaciółmi i najwyraźniej stracił równowagę na szczycie głównych schodów.

Nick widział te schody – długi, prosty ciąg marmurowych stopni schodzących na marmurową podłogę. Tak, mężczyzna w średnim wieku, z głową pełną wina, miałby niewielkie szanse na przeżycie upadku.

– Tragedia.

– Tak – zgodziła się. – Jednak chcę, by mój syn w miarę możliwości cieszył się dzieciństwem.

Wątpił, czy zamierzała wyjawić, jak mało brakuje jej męża. Musiała z niecierpliwością wyczekiwać końca roku żałoby i pozbycia się kochanki męża. Nie mogła się doczekać życia bez mężczyzny, który mógłby być jej ojcem.

Czy pod tą opanowaną powierzchownością kryła się namiętna kobieta? A może namiętność wygasła przez to małżeństwo?

– Wierzy pani, że Estella Doucette zabrała dzienniki i zamierza sprzedać je wydawcy, który wypromuje je tak, by wywołać skandal? Mogę sobie wyobrazić, że przyćmiłyby one wyczyny lady Caroline Lamb. Albo wspomnienia Harriette Wilson.

– Tak. Albo zamierza wykorzystać groźbę publikacji do wyłudzenia pieniędzy od osób, o których książę pisał. Albo jedno i drugie. Kiedy zobaczyłam, że niektórych brakuje, przeczytałam pozostałe tomy z ostatnich lat i mogę sobie wyobrazić skandal, jaki wywołałaby ich publikacja. Mój mąż miał dostęp do rządu. Był dobrze zaznajomiony z każdym, kto się liczy, wiedział wiele o księciu regencie. Jestem przeciwna kradzieży, wymuszeniom i wywoływaniu skandali. – Księżna pochyliła się do przodu, a Nick odkrył, że nie jest w stanie oderwać wzroku od zielonej głębi jej spojrzenia. – Ale przede wszystkim nie chcę, by skandal zaszkodził mojemu synowi.

Odsunęła się nieco i wzięła głęboki wdech. Domyślił się, że nie poddawała się łatwo gniewowi, ale o syna walczyłaby jak lwica.

– Frederick nie będzie postrzegany jako syn człowieka, który obalił rząd, zhańbił osoby publiczne i, co gorsza, ujawnił sekrety rodziny królewskiej.

Książę regent jest całkowicie zdolny do zrobienia tego osobiście, prawie zripostował, ale ugryzł się w język. Czy księżna miała poczucie humoru? Nie widział jeszcze żadnych oznak, ale nie rozmawiali o śmiesznych sprawach.

– Jest pani gotowa je odkupić? Przelicytować wydawców albo tych, których mogłaby szantażować?

– Nie. – Riposta była natychmiastowa. Zaciekła. – Nie dam tej kobiecie ani grosza z pieniędzy Fredericka.

– Chce pani, żebym je ukradł?

– Chcę, żebyś odzyskał skradzioną własność. To jest różnica.

– Bobrze. Będę potrzebował adresu jej kamienicy, a potem natychmiast wyruszę do Londynu.

– Niezupełnie natychmiast, Pascoe. Muszę mieć dzień na spakowanie się i zorganizowanie domu.

– Pani też zamierza jechać? Ale…

– I zabiorę z sobą syna.

Nick nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatnio ktoś sprawił, że zaniemówił. Księżna nie tylko oczekiwała, że będzie ją eskortował do Londynu, ale zamierzała także zabrać dziecko. Miał bardzo małe doświadczenie z dziećmi. Właściwie to żadnego. Wiedział jednak, że wymagają stałej uwagi, dużej ilości bagażu i, jak na małego księcia przystało, prawdopodobnie armii służących.

Jednak nie wyglądało na to, by księżnej to przeszkadzało.

– Jak sobie życzysz, księżno.

Pracodawca zawsze dostawał to, za co płacił, więc Nick tylko skorygował w myślach swoje dzienne stawki.

Rozdział drugi

Sophia zamknęła mocno drzwi swojego salonu i podeszła do okna, ale zieleń rozległych trawników, blask jeziora i misternie przycięte żywopłoty po raz kolejny nie przyniosły jej ukojenia. Miała problem i wcale nie była pewna, czy lekarstwo nie okaże się kolejnym.

Nicholas Pascoe odnosił się do niej z szacunkiem, choć w nieodpowiedni sposób. Był inteligentny. Nie kłócił się z nią, choć Sophia podejrzewała, że jej decyzja, by podróżować z dzieckiem, mocno go zaskoczyła. Zachowywał się jak idealny dżentelmen. Dlaczego więc nie miała żadnych wątpliwości, że jest bardzo świadomy jej kobiecości? To była niepokojąca nowość. Wiedziała, że August, choć zawsze nieskalanie uprzejmy, nawet w łóżku uważał ją jedynie za naczynie do noszenia jego dziedzica, panią domu i niezbędną ozdobę. Gdyby mebel był w stanie spełnić te role, jej mąż byłby dla niego równie uprzejmy.

Jej usta zadrgały i uśmiechnęła się do tego obrazu. Potem uśmiech zniknął. Teraz musiała wziąć pod uwagę coś jeszcze. Młoda, owdowiała księżna była cenną zdobyczą, zabiegali o nią mężczyźni z wyższych sfer. I chociaż Frederick potrzebował ojca, była świadoma, że kontrola nad jego fortuną będzie dla tych mężczyzn główną pokusą. Straciłaby wszelkie prawa i wszystko byłoby w mocy jej nowego męża. Ryzyko, którego nie odważy się podjąć.

Wzruszyła ramionami. Poradzi sobie z zalotnikami, kiedy się pojawią. Teraz musiała radzić sobie z bliskością mężczyzny, który sprawiał, że była… niespokojna.

To naturalne, powiedziała sobie. Przez rok była w żałobie, a jej jedynym zajęciem było zmaganie się z dokumentami spadkowymi. Prawnicy mieli w żyłach nie krew, a atrament, to pewne.

Teraz powoli odzyskiwała spokój.

Sięgnęła do dzwonka, a gdy pojawił się lokaj, powiedziała:

– Proszę przekazać panu Grantowi, że byłabym zobowiązana, gdyby zechciał do mnie dołączyć.

Następnie wzięła kartkę i zaczęła sporządzać listę. Duncan zauważył kiedyś, że przenoszenie domu księcia było podobne do przenoszenia małej armii. Wraz z pojawieniem się dziecka musieli do niej dodać kolejny pułk.

Duncan Grant jak zawsze dokonał cudu i dwa dni później o dziewiątej wyruszyli z Vine Mount House. Służący pojechali dzień wcześniej, by personel St Edmund's House na Bedford Square mógł przygotować się na ich przybycie.

Sporej kawalkadzie towarzyszyła delikatna mżawka. Pierwszy miał jechać powóz wiozący ją, Fredericka, nianię Green i Foskett, jej osobistą pokojową. Drugim powozem podróżowały pokojówki i bagaże, które niania uznała za niezbędne dla księcia. Trzecim – ubrania księżnej i wszystkie dokumenty, które ona i Duncan uznali za potrzebne.

Duncan i Pascoe mieli jechać za nimi. Duncan jak dosiadał gniadego wałacha z wprawą byłego kawalerzysty. Pascoe jechał na karej klaczy, równie eleganckiej i sprawnej jak jeździec.

Zastanawiała się, czy czerń była dla niego charakterystyczna. A może kolor konia był tylko przypadkowy? Choć sama z przyjemnością zrzuciła żałobę, to musiała przyznać, że do niego ten kolor pasuje.

W tym momencie zdała sobie sprawę, że jej spojrzenie zatrzymało się na nim trochę za długo. W siodle wyglądał jeszcze lepiej niż Duncan. Otworzyła okno i wychyliła się nieco.

– Panie Grant, jesteśmy gotowi do odjazdu?

– Kiedy powiesz, Wasza Wysokość.

– W takim razie jedźmy. – Wzięła Freddiego od niani i przytrzymała go jedną ręką, podczas gdy drugą ujęła jego pulchną pięść, by pomachać na pożegnanie personelowi ustawionemu na frontowych schodach. – Pomachaj na pożegnanie, Freddie.

Nigdy nie było za wcześnie, by nauczyć go okazywania szacunku tym, którzy dla niego pracowali.

Ukłonili się w odpowiedzi i powozy ruszyły. Droga z Vine Mount House do Bedford Square zajmie im dwa dni, a na noc zatrzymają się w Long Melford, w domu matki chrzestnej Sophii, lady Prestwick. Osiemdziesiąt trzy mile pierwszego dnia, siedemdziesiąt trzy następnego.

Znała tę drogę, ale nigdy nie próbowała jej odbyć z Freddiem. Był to jego pierwszy raz poza domem i mogła mieć tylko nadzieję, że ruch powozu raczej go uśpi, niż przyprawi o chorobę lokomocyjną. Tego dnia będzie sześć zmian koni, a więc tyle samo okazji do wyprowadzenia go na świeże powietrze. Na razie jednak wydawał się wystarczająco szczęśliwy na jej kolanach, oglądając widoki za oknem.

Cztery godziny później wjechali na rynek w Diss i zatrzymali się przed karczmą Dolphin Inn. Pokojówki pobiegły zabrać od niani wiercącego się młodego księcia, a niania i Sophia wymieniły spojrzenia, które wyrażały ulgę, chęć zjedzenia obiadu i silne pragnienie odpoczynku w bardzo cichym, zaciemnionym pokoju na co najmniej godzinę.

Duncan Grant jak zwykle poszedł przodem, Sophia została zaprowadzona do salonu, a niania, Freddie i pokojówki do innego prywatnego pokoju.

– Czy chciałabyś zjeść obiad sama, Wasza Wysokość? – zapytał Duncan. Zwykle podczas podróży jadał z nią, ale najwyraźniej zastanawiał się, jak potraktuje to Pascoe.

– Byłabym zadowolona z pańskiego towarzystwa, panie Grant. I pana Pascoe, oczywiście.

Pascoe, jak się szybko okazało, był przyzwyczajony do wspólnych posiłków i nie krępował się jeść z księżną. Milczał jednak.

– Czy twoja praca wymaga częstych podróży, Pascoe? – spytała Sophia, gdy podano rosół.

– W większości zleceń tak. Niektóre są ograniczone do Londynu.

Podał jej bułki.

– Dziękuję. Wojna musiała ograniczyć twoją aktywność?

– Nie uznałem tego za przeszkodę. Francuski się przydaje. Masło?

– Nie, dziękuję. A czy doświadczenia wojskowe nie pozostawiły w tobie niechęci do Kontynentu?

Duncan Grant wycofał się z wojska, gdy odłamek przeciął mu lewe udo. Chociaż było to ledwo zauważalne i nadal mógł jeździć przez cały dzień, zaakceptował, że rygory służby kawaleryjskiej go przerastają, i odszedł z armii. Jednak nie powiedział, dlaczego zrobił to Pascoe.

– Wcale. Muszę przyznać, że wolę podziwiać krajobrazy, gdy nie jestem zaangażowany w przymusowe marsze podczas zamieci. Jedzenie też jest lepsze.

A ty jesteś śliski jak to masło.

– A jakimi ludźmi są twoi klienci, Pascoe?

– Ludźmi takimi jak pani, którzy oczekują całkowitej dyskrecji na temat swojej tożsamości i problemów, księżno.

Pojawienie się służącego z półmiskiem wędlin i serów przerwało niezręczny moment. Pocieszające, że Pascoe jest taki dyskretny, chociaż mógłby sobie darować uprzejme docinki.

Pokojówka, która sprzątała nakrycia, robiła to niezwykle powoli. Sophia zdała sobie sprawę, że młoda kobieta próbuje z Pascoe, zerkając na niego spod rzęs, a następnie uśmiechając się, gdy złapała jego wzrok. Sophia obserwowała, jak kącik jego ust drgnął. Potem Pascoe lekko potrząsnął głową, uśmiechając się do dziewczyny, która zarumieniła się, zabrała tacę i wyszła.

To było taktowne, uznała Sophia. Nie zachęcał pokojówki, ale też jej nie upokorzył. Po prostu zauważył jej zainteresowanie i niemal z żalem odmówił.

Przypuszczała, że nie miał problemów z przyciągnięciem kobiecej uwagi, gdy jej pragnął. Jej spojrzenie przesunęło się po ciemnych oczach i zmysłowych ustach.

– Częstujcie się szynką.

– Zawsze jest tu wyśmienita – zauważył Duncan, wziął kilka plasterków i podał półmisek Pascoe. Wiedział, że ona skosztuje tylko odrobinę zimnego kurczaka. – Pewnego dnia, gdy będziemy tędy wracać, kupię całą szynkę. Pan Guiscard pewnie zachce złożyć stałe zamówienie.

– Ma pani francuskiego kucharza, księżno?

– Mój mąż nie przyjąłby innego. Zabrał go markizowi, który uciekł z Francji i osiadł w Londynie.

– Oczywiście – odparł poważnie Pascoe, a ona zmrużyła oczy. Czyżby z niej kpił? Nie sposób było to stwierdzić.

Przeniosła wzrok na miskę z sałatką i ziołami. Ciemne oczy Pascoe miały niepokojącą zdolność przyciągania uwagi. Jakby prowadziły rozmowę w języku, którym nie władała, ale który rozumie aż za dobrze.

Duncan skierował rozmowę na kilka barwnych anegdot o konfliktach między członkami personelu. Rozśmieszył Pascoe do łez opisem sytuacji, w której pan Guiscard starł się z nianią Green. Powiedziała dobitnie, co uważa za odpowiednie angielskie jedzenie dla niej samej, mamki i małego księcia.

– Wysłuchał spokojnie jej tyrady na temat tego okropnego czosnku i jej ostrzeżenia, by nie truł nikogo ślimakami. Następnie zapewnił ją uprzejmie, że oczywiście będzie podawał w pokoju dziecięcym tylko pozbawione smaku jedzenie, z wszelkimi niebezpiecznymi warzywami gotowanymi do jednolitego szarego koloru, bez cienia przypraw. Była wściekła, bo nie udało jej się go sprowokować. Straciła panowanie nad sobą i wyszła. A on oczywiście nadal przesyła do pokojów księcia najsmaczniejsze dania. Pokojówki go uwielbiają, a niania Green musi udawać, że zmusza się do jedzenia, żeby nie stracić twarzy.

Sophii czasami wydawało się, że łatwiej byłoby prowadzić duży biznes niż zarządzać książęcym domem. W praktyce powinna obowiązywać sztywna hierarchia, z Duncanem, jako zarządcą, na szczycie. Potem kamerdyner, gospodyni, kucharz i niania. Każdy z nich był odpowiedzialny za swój personel. Byli też ludzie, którzy nie do końca pasowali do tej układanki, ci, którzy podobnie jak Duncan byli dżentelmenami, a nie służącymi. Jej sekretarz, kapelan, archiwista i bibliotekarz. Do tego dochodził personel, który nie mieszkał w rezydencji, na przykład ogrodnicy i stajenni. Często dochodziło do awantur, zwłaszcza gdy ktoś przekraczał swoje kompetencje. Te wojenki były toczone dyskretnie. Sophia domyślała się, że coś jest nie tak, gdy nagle wszyscy zachowywali się z wyszukaną, chłodną uprzejmością. Jedną z najbardziej przydatnych rad, jakich udzieliła jej matka, było całkowite ignorowanie takich sytuacji.

– Nie zauważasz problemu, dopóki nie zobaczysz na własne oczy aktów przemocy – mówiła. – Zostaw to wszystko swojemu zarządcy.

Tak też robiła i codziennie dziękowała Bogu za Duncana, ale teraz, gdy patrzyła, jak rozbawienie znika z twarzy Pascoe, a zastępuje je jego zwykła chłodna czujność, była wdzięczna, że jej stary przyjaciel znalazł lekarstwo na problem, ale…. Pascoe zapewne jest inteligentny, odważny, zaradny i kompetentny, dyskretny, a jednak…

Gdyby mogła wskazać palcem źródło swojego niepokoju, poczułaby się lepiej, ale ją po prostu tylko dręczył dziwny niepokój.

– Odetchnę przez kilka minut, zanim pojedziemy dalej – powiedziała, gwałtownie odsuwając krzesło.

Obaj mężczyźni podskoczyli, by jej pomóc, ale machnęła ręką.

– Znajdę Foskett. Proszę, nie przeszkadzajcie sobie.

Kiedy dotarła do drzwi salonu, gdzie jadła posiłek służba, zobaczyła, że Abigail jeszcze nie skończyła. Cofnęła się cicho, nie chcąc jej przeszkadzać. Diss było spokojnym i znajomym miasteczkiem targowym, więc z pewnością nie potrzebowała eskorty w odległości kilku kroków od karczmy. Sklep kapeluszniczy, który dostrzegła po drugiej stronie rynku, wyglądał dość kusząco.

Gdy wyszła na plac, było dziwnie pusto, choć w oddali słyszała podniesione głosy i krzyki. Być może złodziej, pomyślała roztargniona, a jej wzrok padł na intensywną malinową czerwień w oknie zakładu. Oczywiście nie jest to odpowiedni kolor dla kogoś w pół–żałobie, uznała z żalem, ale nic nie stało na przeszkodzie, by kupić kapelusz na później albo przynajmniej go obejrzeć.

Hałas nasilił się nagle, gdy dotarła na środek placu. Rozejrzała się, a potem spojrzała w dół, gdy coś uderzyło o jej stopy. Była to twarda kula, mniej więcej wielkości piłki do krykieta. Spojrzała w górę i zastanowiła się, gdzie jest dziecko, które ją rzuciło.

To nie było dziecko. Odniosła wrażenie, że większość męskiej populacji miasteczka w wieku od czternastu do sześćdziesięciu lat biegnie w jej kierunku, a konkretnie do piłki leżącej u jej stóp. Krzyczeli, popychali się, wymieniali ciosy. Odwróciła się, by uciec, ale potknęła się i upadła, boleśnie raniąc dłonie i kolana. Tłum był już prawie przy niej, jak fala przypływu lub stado rozjuszonego bydła.

Było już za późno, by uciec. Sophia zaczęła się bronić, czując, że to bezcelowe,. że zostanie stratowana na śmierć.

Freddie! Umrze tu, jej dziecko nawet nie będzie pamiętać matki…

Wtedy ktoś chwycił ją za ramiona, poderwał na nogi i oparł plecami o wysoki słup podtrzymujący szyld karczmy, który ustawiono na środku placu, by był dobrze widoczny dla nadjeżdżających podróżnych.

Czyjeś ciało przycisnęło się do niej, ramiona objęły ją z obu stron, a potem naparł na nich tłum, fala gorąca, potu, hałasu i kurzu. Jej wybawca został mocno popchnięty, a ona wyczuła, jak chwyta się słupka i zapiera stopami o ziemię. Powiedział coś ostro pod nosem.

Sophia wtuliła twarz w przód jego koszuli, czując ostry zapach cytrusów i przypraw, zapach czystej bielizny i męskiej skóry. Wdychała go, jakby szukała powietrza. Wiedziała, kto ją osłonił.

Nie miała pojęcia, jak długo tam stali, przyciśnięci do siebie i ogłuszeni, ale nagle wszystko ucichło z wyjątkiem odgłosów ich oddechów, łomotania jego serca i szumu krwi w jej głowie.

Kiedy ostatni raz ktoś ją obejmował? Nigdy, odkąd stała się dorosła, uświadomiła sobie. Mąż dotykał jej jedynie podczas seksu. Pomysł, by wziąć ją w ramiona opiekuńczo lub czule, nigdy nie przyszedł mu do głowy. Rodzice również nie okazywali uczuć. Przelotny pocałunek w policzek był jedyną oznaką czułości, na jaką się zdobywali.

Pascoe złapał ją i ochronił, a teraz mogła się tylko domyślać, że trzymał ją w ramionach, by dodać jej otuchy. Od Duncana otrzymywała jej w nadmiarze, ale on nigdy nie ośmieliłby się jej dotknąć, nie mówiąc już o objęciu. Natomiast Pascoe, jak się wydaje, nie miał z tym problemu.

Sophia z trudem panowała nad rozbawieniem, mało brakowało, by wybuchła histerycznym śmiechem. Pascoe powoli nieco się odsunął, a jego prawa ręka powędrowała na jej talię. Wciąż ją podtrzymywał. Sophia oderwała posiniaczone plecy od szorstkiego drewna i z trudem się skupiła.

– Pascoe?

O co powinna zapytać?

– Jest pani teraz bezpieczna.

Wiedziała to. Wiedziała od chwili, gdy poczuła bicie jego serca na swoim policzku. Mroczna elegancja zniknęła, ale pokryty kurzem mężczyzna przed nią, z włosami wzburzonymi i strużką krwi na jednej skroni, wydawał się stabilny jak skała. Jego dłoń wspierała ją mocno, a ciemne oczy patrzyły tak chłodno i oceniająco jak zawsze.

– Co to było?

– Rewanż na błoniach – powiedział. – Dlaczego, do diabła, byli na ulicy, a nie na łąkach? Nie mam pojęcia.

– Rewanż? – Sophia rozejrzała się. Na ziemi leżeli ludzie, niektórzy mężczyźni trzymali się za głowy i jęczeli, szczekały psy, zawodziły kobiety.

– To gra w piłkę – wyjaśnił Pascoe. – Zwykle rywalizują sąsiednie parafie lub różne regiony miasta. Rzucają piłką i zdobywają punkty za trafienie do celu, którym jest bramka. – Rozejrzał się dookoła. – A potem jest dużo pracy dla chirurga, a czasami dla przedsiębiorcy pogrzebowego.

– Czy to legalne? – zapytała, odzyskując oddech, a wraz z nim względny spokój. – Niektórzy mogli zginąć.

– Legalne, gdy gra się na polu – powiedział drwiąco. – To tutaj bardziej przypominało zamieszki i nie potrafię sobie wyobrazić, jak sędziowie w tym chaosie zdecydują, kto wygrał.

– Och, Wasza Wysokość! – Foskett biegła przez plac z Duncanem Grantem u boku.

– Nic mi nie jest – powiedziała Sophia, ignorując ból w plecach. Była pewna, że do rana będzie sina, ale na to pomoże kąpiel w gorącej wodzie. – Dzięki panu Pascoe nic mi się nie stało, jestem tylko trochę roztrzęsiona.

Więcej niż trochę. I to nie tylko z powodu tłumu. Ciepły ucisk dłoni Pascoe tuż pod jej klatką piersiową również nie pomagał w opanowaniu nerwów.

– Sir… – Foskett wpatrywał się w Pascoe. – Pańska lewa ręka.

Sophia odwróciła się, by sprawdzić, o czym mówi Foskett. Pascoe puścił ją i odsunął się na bok, ale zdążyła zobaczyć, jak krew ścieka na zakurzony bruk u jego stóp.

Rozdział trzeci

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Tytuł oryginału: A Rogue for the Dutiful Duchess

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills&ampBoons, an imprint of HarperCollins, 2023

Redaktor serii: Grażyna Ordęga

Opracowanie redakcyjne: Grażyna Ordęga

© 2023 by Melanie Hilton

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2024

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Romans Historyczny są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN: 978-83-8342-834-5

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek