Ostatnia tajemnica - Shirman Stoone - ebook

Ostatnia tajemnica ebook

Shirman Stoone

3,7

Opis

To przeplatana dialogami, oparta na Biblii opowieść o okolicznościach narodzin, narodzinach i początkach życia Jezusa z Nazaretu.

CZY JEZUS Z NAZARETU RZECZYWIŚCIE URODZIŁ SIĘ W PONIEDZIAŁEK 4 WRZEŚNIA 6 r. P.N.E.?

Jak Sugeruje sam podtytuł („Początek końca”), narodziny Jezusa z Nazaretu są początkiem nadejścia końca – końca świata. Warto wiedzieć, że nieodłącznym zwiastunem tych czasów według Biblii jest pojawienie się na świecie kolejnego wcielenia proroka Eliasza i ukazanie zakrytych dla ludzkości od wieków prawd. Czy współczesny prorok Eliasz odkryje te prawdy? Kim jest Bóg? Jakie jest Jego prawdziwe imię zrozumiałe dla ludzkości? Sięgając po tę książkę z pewnością się tego dowiesz.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 118

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,7 (3 oceny)
1
0
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




SHIRMAN STOONE
Ostatnia tajemnica
Początek końca

SHIRMAN STOONE

Urodzony 23 sierpnia 1964 r. w Polsce i mieszkający w Polsce.

Niektórzy uważają, że otrzymał „klucze z nieba”. Urodził się, aby oświecić ludzkość przed zbliżającym się końcem świata i przygotować na przybycie oczekiwanego Mesjasza. W wieku 27 lat – jak twierdzi – doznał „olśnienia umysłu”, spisując duchowy obraz biblijnego Boga. Boga chrześcijan, żydów i muzułmanów, którego zazwyczaj nazywa MIŁOŚCIĄ.

Nie dzieli się jednak powszechnie swoim „odkryciem”. Szybko się przekonuje, że jeśli nie potwierdzi racjonalnie wizji, to zostanie zlekceważony i wyśmiany.

Na przełomie 2009/10 przychodzi kolejna fala olśnienia. Ucząc się języka hebrajskiego, odkrywa „święte kody”. Teraz już wie, że wizja sprzed lat była prawdziwa i prorocza. Jest świadomy, że ciąży na nim obowiązek podzielenia się odkryciem z każdym człowiekiem – bo każdy powinien to wiedzieć.

Zostaje więc pisarzem, bo...

Projekt i wykonanie okładki:DONATA CIEŚLIK i ANDRZEJ GUMULAKWydawnictwo Czarno na białym
Grafiki: JAN SOLKA
Zdjęcie na okładce: shutterstock.com
Zdjęcie autora: archiwum prywatne
Redakcja: MAŁGORZATA WŁODARCZYK
© Copyright 2014 by Shirman Stoone © Copyright 2014 by Wydawnictwo Góra Karmel
ISBN 978-83-940493-1-7
Wydawnictwo Góra Karmel ul. Mieszka I 1/46, 82-500 Kwidzyn e-mail: [email protected]
Konwersja: eLitera s.c.

Ten, kto nie zaznał Miłości, nigdy tak naprawdęnie narodził się ani nie umarł

Król się narodził

– Józefie, chyba zaczynam rodzić. O mój Boże, pomóż mi! – zawołała, patrząc ku niebiosom, Maria.

– Mario, może pobiegnę po pomoc? Nie, nie mogę cię zostawić samej.

Widząc, jak Józef zaczyna nerwowo chodzić tam i z powrotem, Maria przemówiła do męża:

– Józefie, Rachela, kiedy nas opuszczała, obiecała mi, że za jakiś czas przyjdzie zobaczyć, co u mnie. Nie martw się.

– No właśnie, to już chyba trochę po północy. To znaczy mamy dzisiaj jutro – mówiąc to, Józef uśmiechnął się półgębkiem. – Bardzo cię boli, Mario? Jak bardzo? A jak ta kobieta, Mario, nie przyjdzie? Co zrobimy?

– Boli, Józefie, boli, ale dam radę. Muszę wytrzymać. Pewnie wiesz, że każda kobieta na taką chwilę przygotowuje się całe życie. Jeśli nikt tu nie przyjdzie, to sama będę musiała sobie poradzić.

– Ej, panienko, jak się czujesz? Jak Rachela mówi, że przyjdzie, to znaczy, że przyjdzie. Co, nie wierzyłaś?

– Chyba zaczynam rodzić, Rachelo.

– Jak musisz, no to urodzisz. Co tak się gapisz? Oj, chłopy, chłopy, ci tylko na jednym się znają. Jak zrobić, to wiedzą, a później to... No sama widzisz, malutka, co tu gadać.

Józef, słysząc te słowa, oblał się tak potężnym rumieńcem, że przypominał dojrzałego pomidora. Maria, patrząc na zachowanie męża, też nabrała zdecydowanie ognistych kolorów. Rachela, zrozumiawszy, że chyba powiedziała coś nie tak, zagadała w swoim stylu do Józefa:

– Nie stój jak kozioł. Idź lepiej, rozpal ognisko i zagotuj wodę, bo będzie potrzebna. Studnia jest tam, niedaleko za oborą. Masz tu jakieś w miarę czyste szmaty?

– Mamy coś tam. Zaraz ci podam – odburknął Józef.

Po chwili podszedł do miejsca, w którym stał osiołek, i z worka wyciągnął kilka sztuk lnianego płótna. Następnie podszedł do kobiety i jej podał. Rachela w tym czasie rozpoczęła skrupulatne przepytywanie Marii i diagnozowanie jej stanu. Jak widać, takie jest życie... Dziwne są plany i decyzje Najwyższego w stosunku do ludzi. Kto by się spodziewał lub przewidział, że coś takiego się wydarzy. I tak kobieta lekkiego zawodu, z punktu widzenia teologii upadła, stała się na zaistniałą okoliczność profesjonalną akuszerką przy narodzinach samego Zbawiciela.

– Aaaa! Aaaa! Nie mogę.

– Przyj mocno, przyj, malutka!

– Rachelo, pomóż mi! Boże, pomóż!

Wchodzący do obory Józef, widząc tę scenę, o mały włos nie zemdlał.

– Nie gap się, chłopie! Zagotowałeś wodę?

– Tak, zagotowałem – odburknął Józef.

– Namocz teraz te szmaty! Masz jakiś nóż?

– Mam.

– To umyj go w gorącej wodzie i przynieś razem ze szmatami! Tylko dobrze je namocz! Pospiesz się!

Józef nawet nie pamiętał, jak to wszystko zrobił, bo trwało to dla niego chwilę. Wykonał dokładnie polecenia Racheli i szybko wrócił. Wchodząc, usłyszał płacz dziecka.

– To już po wszystkim? – zapytał.

– Masz te szmaty i nóż?

– Tak, tak. Już je daję, Rachelo.

– Spokojnie, dziecko. Wszystko jest dobrze. Poczekaj, tylko odetnę pępowinę. Ładny chłopczyk. Masz, moja malutka, chłopczyka. Byłaś naprawdę dzielna. Urodzisz jeszcze wielu synów, Rachela ci to mówi. A jak Rachela mówi, to... A ty, co tak znowu stoisz i się gapisz? Trzeba położyć gdzieś zaraz dzieciaka. Zobacz, tam jest żłób. Wyściel go siankiem i daj coś ciepłego do okrycia dziecka!

Józef nie zastanawiał się nad rozkazującym tonem Racheli, tylko od razu ruszył do pracy. Wyścielił żłób. Wyjął z worka ciepłe płótno dla dziecka i podał Racheli. Ta, owinąwszy dziecko, ułożyła je w żłobie.

– Teraz idź sobie policzyć gwiazdy na niebie. No, co tak stoisz? Chcesz patrzeć, jak będę pomagała doprowadzić się do porządku twojej żonie?

Józef zawstydzony uwagami Racheli nic nie powiedział, tylko szybko wyszedł. Przypuszczam, że sam nie wiedział, co ma myśleć. Wolał raczej nie myśleć. Patrzył tylko w gwiazdy, jakby szukał jakiejś racjonalnej odpowiedzi na to wszystko, co się w ostatnim roku mu przydarzyło. Czy było w tym coś normalnego? Raczej nie. I ta gwiazda nad Betlejem, czy coś, co przypominało gwiazdę, a może raczej kometę, jeszcze bardziej mąciła i wytrącała jakiekolwiek jego myśli, których dostarczał mu w tym czasie rozum. Z drugiej strony warto zadać sobie pytanie: czy takie wydarzenie jak narodzenie Mesjasza powinno być zjawiskiem normalnym, racjonalnym?

– Rachelo, dziękuję. Gdyby nie ty...

– Oj, przestań, malutka, gadać. Odpoczywaj! Jesteś osłabiona.

– Jaki to dzisiaj mamy dzień, Rachelo?

– Pewnie niedługo będzie świtać. A jaki dzień mamy, pytałaś, malutka? Dzisiaj mamy jom szeni, 23. dzień miesiąca elul 3755 r. (poniedziałek 4 września 6 r. p.n.e.).

– Dziękuję, Rachelo. Dziękuję.

– Odpoczywaj, malutka. Dobrze się spisałaś. Idę zobaczyć, jak się czuje dziecko. Zaraz ci je przyniosę. Jutro pomyślimy o lepszym miejscu dla ciebie i dziecka. Rachela się tym zajmie. Jak można kobietę w takim stanie przywieźć w takie miejsce. Te chłopy to myślą tylko chyba jedną częścią ciała. Tak jakby któryś z raz urodził, to by wiedzieli, jak to jest.

– Nie, Rachelo, to nie tak. Musieliśmy przyjechać. Wiesz, jacy są Rzymianie. Gdybyśmy tego nie zrobili, nawet nie chcę myśleć, co by się mogło stać.

– Wiem, wiem. Nieraz widziałam ukrzyżowanych naszych chłopców w Jerozolimie. Straszna śmierć. Miejmy nadzieję, że twoje dziecko doczeka lepszych czasów.

Mówiąc to, Rachela podała dziecko matce, a ta przytuliła je najmocniej i najczulej, jak potrafi to zrobić prawdziwa matka. Trzymając dziecko, zamyśliła się przez chwilę. Myślała i rozważała, kim będzie jej syn. Miała mnóstwo obaw. Zresztą samo już poczęcie dziecka zdecydowanie dostarczyło jej wielu wrażeń i różnorakich myśli. Nie wspomnę nawet o samej chwili zwiastowania przez Archanioła Gabriela. Miała Maria teraz o czym myśleć. Jednak ten stan nie trwał zbyt długo. Po chwili została wyrwana z tej bliżej nieokreślonej zadumy. Na zewnątrz było słychać jakieś głosy. To Józef wykrzykiwał głośno, wdając się w dyskusję z jakimiś ludźmi. Rachela szybko podeszła do Marii, wzięła dziecko i okrywszy je w coś, co można by nazwać pieluchą, położyła z powrotem w żłobie. Po chwili nastała cisza i w drzwiach pojawiły się postacie przypominające ludzi. Jak się niebawem okazało, byli to pasterze schodzący z okolicznych betlejemskich pastwisk i pól.

– A wy co tu szukacie, pastuchy? Kobiety, co urodziła, żeście nie widzieli? Wynocha stąd! Idźcie do swoich owiec i baranów! Co tak stoicie? Coś chcecie powiedzieć? Ogłuchliście czy co? – zaprezentowała się Rachela.

Pasterze nie za bardzo wyglądali na ciekawskich. To były bardziej twarze ludzi mocno przerażonych i wystraszonych niż zainteresowanych. Nic nie mówiąc, padli na kolana i zaczęli się modlić. Trochę to trwało. Po chwili wstali. Jeden z nich w końcu przemówił:

– Kiedy czuwaliśmy przy swojej trzodzie, nagle pojawił się świetlisty obłok. Po chwili ukazał się nam anioł i do nas rzekł: – Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego narodu. Dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan. A to będzie znakiem dla was. Znajdziecie Niemowlę owinięte w pieluszki i leżące w żłobie.

– Gdy ten anioł skończył do nas mówić, zaraz potem ukazały się nam zastępy anielskie, które przyłączyły się do anioła, wielbiąc Boga słowami: – Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom jego upodobania. Kiedy wszystko już ucichło i obłok z aniołami zniknął, ten, co tam stoi najbliżej żłobu, Jakub, rzekł do nas: – Pójdźmy do Betlejem i zobaczmy, co się tam zdarzyło i o czym nam Pan oznajmi.

– No i przyszliśmy. Nie wiem co, ale coś nas tu, do tej obory, prowadziło. Teraz pójdziemy i oznajmimy wszystkim, co się stało i cośmy widzieli.

Po tych słowach jeszcze raz przyklękli. Potem wstali, pokłonili się Marii i Dziecięciu i szybko wyszli.

Pozwolicie, że o Józefie i Marii nie wspomnę, ale Rachela miała taką minę, że nawet najbardziej zaskoczony człowiek na świecie nie zafundowałby sobie takiej. Po chwili grobowej ciszy przemówiła:

– Zrobiłam, co mogłam, chyba już na mnie czas. Jutro przyjdę zobaczyć, jak się czujesz.

– Rachelo, podejdź do mnie – poprosiła Maria.

Rachela podeszła do Marii ze spuszczonym wzrokiem, jakby szukała przebaczenia za wszystkie własne grzechy popełnione wobec Boga i ludzi, których była zupełnie pewna, jak i za te, co do których miała sporo wątpliwości. Matka Mesjasza przytuliła Rachelę z całych sił, które jeszcze w sobie miała, i powiedziała:

– Rachelo, zawdzięczam ci więcej, niż myślisz. Byłaś dla mnie jak siostra, a może nawet jak matka. Niech ci Bóg błogosławi za twoje dobre serce. Dziękuję ci. Gdyby nie ty, nie wiem, co by ze mną było.

– Mario, czy dla takich jak ja jest przebaczenie?

– Rachelo, powiem ci coś. Chcę, abyś wiedziała, że wobec Miłości nie ma prawa. Miłość jest prawem samym w sobie. Twoje dobre serce stało się twoim sędzią. To ono kiedyś stanie przed Bogiem. Myślę, że przypomni naszemu Stwórcy, że twoje ręce odbierały w Betlejem przychodzącego na świat Jego Syna.

Trudno powiedzieć, jakie były dalsze losy Racheli. Po tych słowach rozpłakała się, przytuliła mocno Marię, klęknęła przed żłobem, pokłoniła się Józefowi i wyszła.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki