Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wszystkie twoje słabości - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
14 lutego 2022
Ebook
19,99 zł
Audiobook
29,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
19,99

Wszystkie twoje słabości - ebook

Tom White to upadły gwiazdor estrady włoskiego pochodzenia. Po obiecujących początkach kariery stoczył się, wyjechał do Nowego Jorku i zarabia tu na życie, grając w podrzędnym klubie Better Night. Podczas jednego z jego występów dochodzi do niespodziewanej strzelaniny, w której ginie starszy mężczyzna. Tom przypadkiem usłyszał rozmowę, z której wynika, że za masakrę jest odpowiedzialna amerykańska mafia. Muzyk staje się niewygodnym świadkiem. Tymczasem za rozwiązanie sprawy bierze się policjant James Garcia. Mężczyzna działa na własną rękę, bo nie ufa swoim skorumpowanym przełożonym.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-281-0904-5
Rozmiar pliku: 517 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Włochy, Milan, rok 1963, środek lata

Niedziela, 8.00 wieczorem

Antonio Mancini spacerował nerwowo po placu za sceną. Mijał metalowe rury, wzmacniacze oraz ludzi działających jak maszyny. Słowem – wszystko to, czego widownia nie zobaczy. Ujrzą jedynie młokosa, który już za kilka minut pewnym krokiem wejdzie na olbrzymią scenę, przez co cała okolica doświadczy hałasu nie do opisania. Ściany w domach zadrżą. Zwierzęta zaczną wariować, słysząc dźwięki bardziej przypominające kobiecy orgazm niż huczną reakcję publiczności; wrzask ludzi otępi ich słuch, ale to jeszcze nic w porównaniu z tym, czego doświadczy widownia.

Tym młokosem był on, Antonio Mancini. Młody, przystojny człowiek. Muzyk kompletny – wokalista i gitarzysta. Choć można by go nazwać po prostu dużym chłopcem. Równie dobrze jak na scenie, mógłby stać na widowni, jeżeli tylko los by się do niego nie uśmiechnął. I nie w garniturze szytym na miarę, a znoszonej koszuli po ojcu.

Obok niego szedł równie podenerwowany organizator całego zdarzenia, Basilio Caruso. Gdyby nie fajka w ustach i zmartwione spojrzenie, nikt nie poznałby w starszym mężczyźnie o okrągłej twarzy postaci kluczowej dla dzisiejszego widowiska. Bo to on zadzwonił bezpośrednio do Antonia, gdy ten zwolnił agenta. Błagał niemal trzy razy młodszego od siebie chłopaka o wykonanie kilku utworów z nowej płyty, jako zapłatę oferując więcej, niż przeciętna włoska rodzina zarobi w ciągu dekady.

Skąd pieniądze? Plotki mówią, że wyłożył je „ktoś ważny”, podobno bogacz blisko władzy, w dodatku fan Manciniego.

Nic więc dziwnego, że Basilio kopcił fajkę w zastraszającym tempie. Dymił niczym parowóz, aż utworzył cuchnącą mgłę. Gapiąc się na Manciniego, jakby tyle razy nie oglądał jego twarzy na okładkach gazet bądź w telewizji, powtarzał wolno i systematycznie:

– Uśmiechaj się, okaż widowni szacunek. Daj z siebie wszystko.

Antonio nawet nie raczył na niego spojrzeć. Zrobił to za pierwszym czy drugim razem, ale nie za sześćdziesiątym drugim. Wyobrażał sobie, że dym nie gryzie go w oczy i bawił się bukietem kwiatów, które dostał od grupki wiernych fanów. Nucił przy tym refren swojego największego hitu „Una donna bellissima come la luna” – piosenki napisanej w pięć minut.

Momentami współczuł Basiliowi. W końcu on sam nie chciałby, żeby jego kariera zależała od sławnego dwudziestodwulatka. Od tego, czy wystąpi tak, jak życzy sobie jakiś facet z rządu, czy może zejdzie ze sceny w połowie koncertu. A wiadomo, że z gwiazdami nigdy nic nie wiadomo. Popularność i pieniądze potrafią stworzyć mieszankę wybuchową.

Współczuł Basiliowi, choć dobrze wiedział, że osób zależnych od niego jest dużo więcej. Jeżeli ładnie się uśmiechnie, zemdleje pierwszy rząd widowni, gdzie siedzą wyłącznie kobiety. Inne zostały w domach, lecz gotowe są pozbawić się życia, jeżeli Antonio pocałuje Najpiękniejszą. Co więcej, jeśli nowa płyta okaże się sukcesem, kilkudziesięciu technicznych oraz niezliczone hordy sprzedawców utrzymają pracę.

Zwykle nie ma powodów do obaw. Czaruje głosem, włada widownią dzięki szarpnięciom strun, a przy tym jest uroczy. Może ostatni występ nie wyszedł mu najlepiej (był tak pijany, że po dwóch utworach stoczył się ze sceny), lecz dziś będzie inaczej. Nie bez powodu przez dwie godziny siedział w garderobie, powtarzał teksty i ćwiczył mimikę. W dodatku nie wypił ani kropelki niczego, co nie byłoby wodą. Jest profesjonalistą. Dzięki niemu świat nie jest nudnym, szarym miejscem. Antonio Mancini może kupić wszystko i wszystkich.

Tak, jest profesjonalistą.

Kto by pomyślał, że jeszcze kilka lat temu lękliwie patrzył w przyszłość, pomagając ojcu Francesco, wojennemu inwalidzie, sprzedawać warzywa na targu i chodząc co niedzielę do kościoła z matką Sofią.

Urodził się w tysiąc dziewięćset czterdziestym pierwszym roku, w małej wsi na obrzeżach Mediolanu, gdy świat drżał ze strachu przed potęgą Hitlera. Wspomnienie tamtych lat do dzisiaj wywołuje u niego obrzydzenie. Znienawidził biedę i smutek, które naznaczyły jego dzieciństwo.

Pewnego szczęśliwego dnia udało mu się wymigać od obowiązku pomocy ojcu przy pielęgnowaniu warzyw w ogródku i wybrał się do dobrego kolegi, Marcella Esposito. Mieszkali blisko siebie, a ich rodzice utrzymywali przyjazne stosunki. Stella, matka Marcella, plotkowała z Sofią, jego ojciec zaś, Carlo, miał gitarę klasyczną, na której czasami pobrzękiwał. Lubował się zwłaszcza w tradycyjnych włoskich melodiach, co chwalił ojciec Antonia. Nie był wybitnym grajkiem, lecz niezwykła umiejętność wplatania w piękne teksty sprośnych, dwuznacznych słów wywoływała u chłopców nagłe napady śmiechu – tego, rzecz jasna, Francesco już nie pochwalał.

Tym razem państwo Esposito bylijeszcze w pracy, kiedy młodzi przyjaciele bawili się w ogródku. Zabawa byłaprosta: strzelali do przechodniów z drewnianych pistoletów.

Może i prosta, ale męcząca. Po godzinie biegów i skoków, gdy mimo najszczerszych starań chłopców nikt nie zginął, Antonio zaproponował:

– Wiesz, od dawna chciałem pograć na gitarze twojego taty.

Odpowiedziała mu cisza. Marcello zrobił niewyraźną minę.

– Może teraz zagramy? – ciągnął Antonio.

– Nie wiem, wolałbym pobawić się ogródku – usłyszał pełne zakłopotania mruknięcie.

Antonio dobrze wiedział, dlaczego przyjaciel nie skacze z radości. Podobnie jak w jego domu, branie rzeczy rodziców bez ich zgody kończyło się karą. Nierzadko bolesnym laniem.

– To nic nie szkodzi! – odparł z uśmiechem. – Przyniesiemy gitarę tutaj. A jak przyjdzie twój tata, to powiemy, że musieliśmy ją wynieść, bo dom napadli złodzieje!

Marcello nie protestował, choć w duchu modlił się, aby matka i ojciec wrócili później.

Chłopcy weszli do środka. W kącie salonu stała oparta o ścianę gitara. Był to piękny, zadbany instrument. Z cudem graniczyło znalezienie grama kurzu na jego powierzchni, a pudło rezonansowe pokrywał śliczny malunek polnych kwiatów.

Przyjaciele z najwyższą ostrożnością podnieśli gitarę i powoli, krok za krokiem, wynieśli ją na zewnątrz. W obawie przed ewentualnym porysowaniem lakieru Marcello przyniósł ze swojej sypialni kołdrę, rozścielił ją na trawie. Delikatnie, jakby kładli niemowlę do snu, położyli na niej gitarę.

Przez dłuższą chwilę w milczeniu podziwiali piękno instrumentu – magicznego narzędzia, z którego uzdolnieni ludzie wydobywają rytmiczne dźwięki, szarpiąc struny i dotykając właściwych progów. Wszystko dzięki kawałkowi drewna i kilku cienkim linkom.

Jednak to właśnie ten kawałek drewna i kilka linek wystarczyły, aby Antonio czuł się wyjątkowo. Każdemu dotknięciu gitary towarzyszył przyjemny dreszcz. Szarpnąłby struny, gdyby tylko mógł. Jakaś siła podpowiadała, że one dokładnie tego chcą!

Pytanie, czy na pewno nie może…? Pan Carlo jest w pracy, czego zaś nie zobaczy, to go nie zaboli.

Po chwili namysłu słabym, chrapliwym głosem zapytał:

– Marcellitto?

– Tak? – Chłopiec przestał obserwować ulicę. Antonio zwracał się do niego w ten sposób jedyniewtedy, gdy miał jakąś prośbę.

– Możesz mi przynieść szklankę wody? Strasznie zaschło mi w gardle.

Marcello westchnął.

– Dobra. Tylko patrz, czy nikt nie idzie.

– Jasne. – Mancini zrobił poważną minę i zasalutował jak żołnierz, a jego przyjaciel zaśmiał się i pobiegł do kuchni.

Ledwo zniknął z oczu Antonia, ten podniósł gitarę z ziemi. Ostrożnie, by jej nie uszkodzić, wolną ręką przysunął do siebie niski stołek i usiadł na nim. Gitarę oparł na kolanach, jak robił to pan Carlo. Wziął głęboki oddech. Wreszcie nadeszła chwila, na którą tak długo czekał.

Nachylił się nad instrumentem i zaczął grać, podśpiewując cicho.

Chciałoby się rzec: zaczął udawać, że gra. W ostateczności sprostować: zaczął niezdarnie brzdękać. Bo czy można mówić o graniu w przypadku jedenastolatka, który pierwszy raz trzyma gitarę w rękach?

Otóż można.

Grał tak pięknie, że gdy rodzice Marcella wrócili z pracy, nie byli w stanie przejść przez furtkę do własnego ogrodu. Zaniemówili z wrażenia. Całkiem słusznie zresztą, bo gracja, z jaką ten mały chłopiec uderzał w struny, oraz niezwykła barwa jego głosu sprawiały, że człowiek przenosił się do tajemniczej krainy.

Antonio już tam był. W świecie, w którym to on dyktował warunki; gdzie wiecznie świeciło słońce, powiewał delikatny wietrzyk i nie było miejsca na ból, cierpienie czy biedę. Gdzie jest gwiazdą, a ludzie pragną go słuchać. Gdzie nikt nie każe mu ciężko pracować, lecz i tak jest bogaty.

Odpłynął do tego stopnia, iż nie zwrócił uwagi na to, że już po chwili słuchała go spora grupa ludzi, głównie zdumieni sąsiedzi. Chociaż oczy miał zamknięte, to w tym momencie każdy z nich czuł na sobie jego spojrzenie. Starsi otwierali usta ze zdziwienia, lecz nie byli w stanie wydobyć z siebie głosu. Dzieci przerwały zabawę, nie dowierzając, że ten chłopak z gitarą to Antonio Mancini. Ptaki przestały ćwierkać, psy skomleć, nawet owady zdawały się zatrzymać w powietrzu.

A on po prostu szarpał struny i z uśmiechem na twarzy powtarzał kilka słów w rytm muzyki.

Gdy skończył, owacjom nie było końca. Słuchacze ustawili się do niego w kolejce tylko po to, by wręcz z nabożną czcią złożyć mu gratulacje. Każdy chciał uścisnąć rękę młodego geniusza, powiedzieć przynajmniej jedno miłe słowo, dać się zapamiętać. Odchodzili, mówiąc w duchu: „Jezu Chryste, ten chłopak ma talent!”.

O tym, jak niezwykłe było to wydarzenie, niech poświadczy fakt, iż pan Carlo ze łzami w oczach wyszeptał:

– Młody, weź sobie tę gitarę. Zrobisz z niej lepszy użytek.

Jako ostatni podszedł wysoki mężczyzna, ubrany w garnitur tego samego koloru, co jego srebrzyste włosy. Na pierwszy rzut oka człowiek ten wydał się Antoniemu nieco straszny ze względu na srogi wyraz twarzy i obrzydliwe, wielkości orzeszków ziemnych, pryszcze na czole. Przedstawił się jako Salvatore Coppola i zapytał:

– Chłopcze, możesz zabrać mnie do twoich rodziców?

W jednej chwili czar prysł. Świat jakby zwolnił, ciemność przysłoniła światło, a z twarzy chłopca zniknął uśmiech.

Teraz mi się dostanie – pomyślał smutno.

Prawdę mówiąc, mógł się tego spodziewać. To wszystko było niezwykle piękne, ale zupełnie nierealne. Bez pozwolenia zabrał gitarę ojcu Marcella, zagrał słyszaną setki razy melodię, aw rezultacie został uznany za muzyczne objawienie.

– Oczywiście, proszę pana – odpowiedział, słysząc głos swój, a jakby obcy.

Mężczyzna wskazał gestem, żeby Antonio prowadził, więc chłopiec chwycił gitarę i zaczął iść w stronę domu. Szli nie dłużej niż trzy minuty, lecz w tym czasie zobaczył przed oczami całe swoje krótkie życie. Wszystkie wesołe i smutne chwile, rozczarowania oraz wielką radość, która dopiero co go spotkała.

Gdy dotarli na miejsce, Antonio zaprowadził mężczyznę prosto do salonu, gdzie zwykle odpoczywali jego rodzice. Liczył na to, że tym razem ich tam nie zastanie. Niestety, Francesco i Sofia siedzieli na kanapie, wspólnie czytając gazetę.

Widząc Antonia z elegancko ubranym mężczyzną, zerwali się na równe nogi.

– Jestem Salvatore Coppola – przedstawił się, nie pozwalając im mówić. – Przepraszam, że zakłócam państwa spokój, lecz chciałbym zawrzeć umowę.

Nastała cisza. W tle słychać było jedynie tykanie zegara.

Dopiero po dłuższej chwili Francesco zaśmiał się nerwowo.

– To jakiś żart?

– Nie, absolutnie – zapewnił mężczyzna. Zrobił minę jeszcze poważniejszą niż wcześniej. – Wasz syn ma olbrzymi talent muzyczny, sam widziałem. Chcę… chciałbym pomóc mu rozwinąć skrzydła.

– Talent muzyczny? – do rozmowy włączyła się Sofia. Wyglądała na kompletnie zbitą z tropu. – Antonio ma talent muzyczny?

– Och, i to jaki! – krzyknął, intensywnie gestykulując. Odchrząknął nerwowo, jakby zdał sobie sprawę, że ponoszą go emocje. – W każdym razie jestem właścicielem wytwórni muzycznej i chciałbym zaproponować współpracę. Wasz syn zaśpiewa pięć, może sześć utworów i zobaczymy, co będzie dalej. Oczywiście otrzymają państwo odpowiednie wynagrodzenie. Jeżeli się państwo zgodzą, już dziś spiszemy umowę.

Świadkowie występu chłopca sprawiali wrażenie zdumionych, ale to jeszczenic przy reakcji jego rodziców na słowa pana Coppoli. Powiedzieć, że byli zdumieni, to jak nie powiedzieć nic. Oni po prostu zamarli z oszołomienia, z ich twarzy odpłynęła krew i oboje usiedli, choć dopiero wstali.

Salvatore Coppola, widząc to, położył kartkę na stole.

– Tutaj zapisałem adres mojej wytwórni. Oczekuję państwa jutro o ósmej rano.

Pożegnał się i wyszedł.

Gdy zamknął drzwi, Antonio odłożył gitarę w kąt pokoju, tak jak odkładał ją pan Carlo (nie zapytano go o jej pochodzenie) i usiadł obok rodziców. We trójkę patrzyli w ścianę, nic nie mówiąc. Cisza, choć nienaturalna, wydawała się konieczna.

Dopiero po dobrych dziesięciu minutach Francesco odezwał się do żony:

– Zgadzamy się, prawda?

Oczywiście, że się zgodzili. Rok później, jako dwunastolatek, Antonio nagrał pierwszą solową płytę, a w wieku czternastu lat wyruszył w trasę koncertową po całej Italii. Tempo, w jakim przeszedł drogę od ubogiego chłopczyka do bogatej gwiazdy, przerażało wszystkich, włącznie z nim samym.

Jedno pozostało niezmienne: nadal śpiewał tradycyjne włoskie melodie. I wciąż był w tym najlepszy.

Stąd nic dziwnego, że ktoś zdecydował się wydać fortunę, byle ściągnąć go do rodzinnego miasta. Dwudziestotysięczny tłum czeka pod sceną nie bez powodu, a biedny Basilio doradza, jak może. Choć, nawiasem mówiąc, nie może wiele, bo co on wie o byciu artystą? Jest zwyczajny, Antonio zaś zwyczajny już był – ostatni raz przed dziesięcioma laty. Jeden kłania się pokornie, drugiemu się kłaniają. Poza tym Caruso nigdy nie zarobił równowartości trzech domów w jeden wieczór. Antonio – tak.

Niestety, pieniądze całkowicie zawładnęły jego światem. Przestał myśleć o muzyce jako sztuce, a zaczął w niej widzieć maszynkę do wytwarzania banknotów. Wściekłość wzbudzał w nim fakt, iż rodzice nie chcieli porzucić dotychczasowej pracy i żyć godnie – godnie wedle jego miary. Nie rozumiał, jak można nie chcieć ogromnej willi na północy Włoch ze służbą dostępną na skinienie palcem.

Wtedy też postanowił zerwać kontakt z nimi oraz z innymi biedakami. Odtąd widywano go jedynie z ważnymi ludźmi, którzy dysponowali olbrzymimmajątkiem.

Antonio potrząsnął kwiatami od fanek, które, więdnąc, utraciły już swój zapach, i skarcił się w duchu. Dlaczego teraz o tym myślał? Dlaczego zaprzątał sobie głowę przeszłością i rodziną w tak doniosłej chwili? Już za kilka minut wyjdzie na scenę, zostanie powitany niczym bóstwo. Kobiety zaczną piszczeć, nawet włoskie damy z porządnychdomów zapomną o wszelkich zasadach kultury i dobrego wychowania. Zagra parę piosenek, po czym zabierze Najpiękniejszą na kolację. Najpiękniejsza często zmienia imię, ostatnio była Rosalią. Ale żadna mu się nie oprze.

W każdym razie pojadą do hotelu i skończą razem w łóżku. Następnego dnia dziewczyna znajdzie kopertę z listem pożegnalnym oraz pieniądze na powrót do domu. Dzień jak co dzień.

Dzień jak co dzień – powtarzał w myślach, aby dodać sobie otuchy. – Dzień jak co dzień.

W końcu, po kilku długich minutach, Basilio odstawił fajkę na stolik i zawołał:

– Bądź gotów, za chwilę wychodzisz!

Antonio rzucił kwiaty na ziemię. Upadły obok metalowej rury. Patrzył, jak pulchny mężczyzna wdrapuje się po schodkach na scenę. Usłyszał pisk, tłum ożył.

Rozległ siętrzask, jacyś ludzie podawali sobie mikrofon. Basilio zniknął z jego oczu, lecz ciężki oddech słyszany w głośnikach mówił sam za siebie. Publiczność nie przestała krzyczeć, choć na scenie nie było jeszcze gwiazdy.

– Szanowni państwo – dało się słyszeć nienaturalnie głęboki głos – powitajcie gwiazdę dzisiejszego wieczoru!

Tłum zawył. Umysłem Antonia zawładnęły dwa równie silne uczucia: lęk i podniecenie. Od dziecka, wychodząc na scenę, nogi miał jak z waty, a widzenie utrudniały mu mroczki przed oczami. Jednak nigdy nie pozwolił, aby strach zawładnął nim całkowicie. Antonio nie mdlał na scenie (bynajmniej nie z tego powodu), nie wymiotował przed publicznością (o zgrozo!), gdyż skutecznie chroniły go ekscytacja i szczera radość. Uwielbiał koncertować. Pragnął spędzić życie na scenie, fantazjował również o śmierci na deskach olbrzymiego teatru bądź innego miejsca godnego gwiazdy jego kalibru.

– Przed wami Antonio Mancini!

Teraz nie było inaczej. Po głośnej zapowiedzi ledwo wtoczył się na scenę, a już ogłuszyły go wrzaski publiczności. Oślepiony blaskiem reflektorów, zdobył się na wymuszony uśmiech.

Spojrzał przed siebie. Wszystkie miejsca były zajęte, choć nikt obecnie na nich nie siedział. W tłumie zobaczył zarówno wieśniaków, dla których kupno biletu prawdopodobnie wiązało się z wielomiesięcznym oszczędzaniem, jak i wytrawnie ubraną elitę społeczeństwa. Grał dla nich wszystkich. I wszyscy przepychali się z ochroną, chcąc go dotknąć.

Ukłonił się, pomachał z gracją. Rozpierało go szczęście, nie musiał udawać, że jest inaczej. Już miał chwycić za gitarę, na scenę już wszedł techniczny, by ją podać…

Nagle Antonio ujrzał cudowne zjawisko. W środkowym rzędzie stała najpiękniejsza kobieta na świecie. Jej długie, czarne włosy, czerwone usta, które składały się w subtelny uśmiech, i figura przywodząca na myśl gwiazdę rodem z wielkiego ekranu sprawiły, że zapomniał, gdzie jest i po co tu jest. To zresztą nie byłoteraz ważne, liczyła się jedynie ona. Patrzył tylko na nią, choć dwadzieścia tysięcy par oczu wbitych byłow niego. Kobieta zaś uśmiechała się skromnie.

Ocknął się dopiero po dłuższej chwili, gdy tłum zaczął się niecierpliwić, gdzieniegdzie rozlegały się trzaski rozbijanych o ziemię butelek z tanim winem, a Basilio, przecierając twarz chustką mokrą od potu, wyszeptał:

– Proszę, zacznij już. Oni mnie zabiją…

Błagalny ton sprowadził Antonia na ziemię. Wciąż oszołomiony doskonałością tajemniczej kobiety, rozpoczął koncert. Przyjął gitarę, przypiął ją do pasa, który przełożył przez ramię, i przysunął statyw z mikrofonem do ust. Szarpnął w struny, aby sprawdzić, czy wszystko gra, jak należy.

Zaśpiewał pierwsze słowa ulubionej piosenki plebejuszy:

– Oh, mio amato, sai quanto ti amo!

I stało się. Widownia oszalała. Bogaci i biedni, starzy i młodzi – wszyscy bez wyjątku zaczęli tańczyć. Strach opuścił jego umysł, zamiast niego pojawiły się podniecenie oraz zupełnie nowe uczucie.

To coś nie dotyczyło muzyki, pieniędzy ani żadnej z przyziemnych rzeczy. To było coś, dzięki czemu niektórzy żyją. Coś, przez co inni umierają. Coś, czego Antonio nie czuł nigdy wcześniej – nie sądził, że kiedykolwiek to odczuje.

Antonio Mancini się zakochał.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: