Koń jaki jest, każdy widzi. Imbri to jednak nie tylko koń, ale również nocna mara. Kiedy zapada zmrok, staje się niewidzialna. Potrafi błyskawicznie podróżować przez Xanth na skróty przez Świat Tykwy. I ma połowę duszy, którą dostała za dobry uczynek.

Oczywiście jako główna bohaterka kolejnego tomu serii musi odbyć wyprawę.

Zaczyna się niewinnie: klacz ma ostrzec króla Trenta przed Jeźdźcem. Tymczasem Jeździec ją dosiada, poskramia, podstępnie wypytuje o tajemnice krainy Xanth i wreszcie więzi w świetle ogniska, w obozie Przyziemian. Na szczęście na miejscu jest przystojny Dzienny Ogier, który bohatersko gasi ogień, lejąc... w sumie nieistotne jak.

Imbri dociera do zamku Roogna, a tam obserwuje tajemniczą chorobę pierwszego z licznych w tej opowieści królów Xanthu. Tyle się wydarzyło, a to zaledwie pierwszych kilka stron nieco mroczniejszego niż poprzednie, ale wciąż bardzo zabawnego, szóstego tomu serii „Xanth”.