Jeśli ktoś nie rozumiał pojęciowej triady „autorytet-władza-siła", to ją zrozumiał, przeżywając jedną z dwóch wojen światowych albo żyjąc w totalitarnej rzeczywi­stości. Przemocy, wojen, presji i ucisku wbrew pozorom ostatnie stulecie nam nie szczędziło i być może biło pod tym względem wszelkie rekordy. Wysublimowanej i smagającej wyobraźnię myśli humanistycznej towarzyszyły chłoszczące skórę do krwi i wyjaławiające mózg akty masowej przemocy i kondensaty nienawiści. Jeśli ktoś miał wątpliwości jak może ucieleśniać się triada „sztuka-wolność- emocje", to dowiedział się o tym, zanurzając się choćby na chwilę w jednej z mu­zycznych subkultur. Tam wszystko było wolnościową i artystyczną rewolucją. To ruchy hipisowskie, to głośne gitarowe riffy, to koncerty Beatlesów i festiwal Woodstock. Muzyka, zachłyśnięcie wolnością polityczną i cielesną stymulowane przez al­ternatywne kultury poddały się jednocześnie działaniu marihuany i LSD. Czkawka kontestacji jest do dzisiaj słyszalna w ośrodkach odwykowych. Triady te, podobnie jak kilka innych, przeminęły. Dyktatorzy padli, odeszli w niepamięć, a chcąc budować Nowy Rzym, doczekali się najczęściej pomników pogardy i infamii. Zostały po nich ofiary, potomkowie ofiar, koszmary senne i obozy-pomniki. Artyści zestarzeli się, założyli intratne firmy płytowe i wykreowali rynek handlu narkotykami, których żywotność okazała się dłuższa niż ich onegdaj długie włosy.