Człowiekowi nigdy nie jest łatwo. Śmierć, ból, choroby, cierpienie, nieustanne poszukiwania sprawiedliwości, niepewność jutra, walka o przetrwanie, ból zawiedzionych nadziei, porażki życia i głód idei, to wszystko manifestuje się jako rezultat metafizycznej skazy w naszym bytowaniu. Dzisiaj, gdy potrzebujemy więcej niż kiedykolwiek mocy i sił do przetrwania i rozwoju, rezygnacja i poddanie się losowi staje się postawą coraz częstszą. Tragizm naszej egzystencji polega na tym, że jesteśmy stworzeni jako szukający Nieskończoności i wieczności, natomiast żyjemy zawsze w konkretności, codzienności i przemijalności. Próby zagłuszenia sytuacji trudnych i ich ukrycia często pojawiają się jako potrzeba naszego życia. Najłatwiej zagłuszyć je rozpaczą, która – jak dowodził S. Kierkegaard – jest „chorobą na śmierć”, gdyż doświadczamy w niej niemocy w afirmacji samego siebie. Ale można też to uczynić zuchwalstwem i budować egotyczną egzystencję, w której chce się zapomnieć o tym, że samo życie ludzkie jest zadaniem, i ograniczyć je tylko do podejmowania jakichś drobnych zadań. Jednak zapomnienie o tym, „żeśmy łupina tylko i listowie” (Rilke) wcale nie jest ludzkie, lecz odwrotnie jest ono „arcynieludzkie”.