Kilkanaście lat temu problematyka rozwoju klasy średniej nie schodziła z pierwszych stron gazet. Stała się kwestią polityczną, z postępów w jej rozwoju był rozliczany rząd. Na poziomie inicjatyw obywatelskich wyłonił się ruch na rzecz popierania klasy średniej przy nieistniejącym już tygodniku „Cash”. Kulminacyjnym punktem tego spontanicznego przedsięwzięcia było powołanie Komisji Rejestracyjnej Polska Klasa Średnia, która w 1995 roku ogłosiła, jakie kryteria przynależności trzeba spełnić, i zaczęła wydawać certyfikaty członkostwa; kandydaci musieli mieć co najmniej średni wykształcenie, samochód i miesięczne dochody powyżej 1500 zł. Dokonywało się to w atmosferze magicznej wiary w możliwości kreowania struktury politycznej i poczucia, że dzieje się coś, czego nie można zaniedbać. Mimo że entuzjazm tych pierwszych lat minął, a na pierwszy plan wysunęły się inne problemy, klasie średniej nie grozi zagrzebania w foliałach. w maju 2001 roku Unia Wolności zainaugurowała kampanię wyborczą Sejmu pod hasłem: „Silna klasa średnia to silna Polska”. Był to prawdziwie pionierski ruch, który sprawił, że „klasa średnia” zaistniała na scenie politycznej przynajmniej w roli symbolu, z nadziejami stania się głównym podmiotem elektoratu, jak w USA czy w Anglii.