"Pierwszy raz zabił już jako nastolatek. Był mistrzem w zacieraniu śladów i ukrywaniu zwłok – dlatego, choć przypisuje mu się ponad 200 zabójstw, przez prawie 30 lat był nieuchwytny dla policji. Zwyczajny Amerykanin o polskich korzeniach. Na co dzień był kochającym mężem i troskliwym ojcem. Wszyscy sąsiedzi i znajomi mieli go za przykładnego obywatela. Przez lata nie padł na niego choćby cień podejrzenia, a przecież jako bezwzględny seryjny morderca pozostawał na usługach mafii blisko trzy dekady. Żona Kuklinskiego aż do chwili jego aresztowania nie przypuszczała, skąd brał pieniądze na luksusowe samochody, drogie prezenty i wystawne kolacje. Czasem zabijał sam, a czasem ktoś mu pomagał. Czasem pracował jako morderca do wynajęcia, a czasem działał na własną rękę. Czasem chodziło o interesy, a czasem kierowała nim ślepa furia. Używał broni tak małej jak dwustrzałowy deringer i tak dużej jak strzelba kalibru .12, ale nie wahał się użyć nawet gołych rąk, jeśli zaszła taka potrzeba. Nikt nie wie, dlaczego trzymał jedną ze swoich ofiar zamrożoną w beczce przez dwa lata, zanim postanowił pozbyć się ciała. Dlatego, gdy tylko został głównym podejrzanym w tej sprawie, policjanci z New Jersey nadali mu ksywkę Iceman, dostawca lodu. Nie mieścił się w żadnym schemacie, nie było żadnego słowa, którym można by go opisać, poza jednym – potwór. "