„Mój życiorys mógłby się komuś wydać jednym pasmem dobroczynnych interwencji Opatrzności. Lecz chociaż przyznaję, że – pominąwszy to i owo – moje życie było w sumie szybkie, łatwe i przyjemne, nie sądzę bym, jak na przykład pewna moja ciotka, był ulubieńcem Nieba. (...) Nigdy nie tłumaczyłem sobie w ten sposób żadnego pomyślnego faktu w moim życiu. Nie pozwalały mi na to wrodzona skromność oraz obserwacja losów bliźnich. Nie wynikało z niej bowiem, by nawet tych dużo bardziej ode mnie wartościowych spotykało szczególnie życzliwe zainteresowanie Czynników Nadprzyrodzonych. Przeciwnie – jeżeli już spotyka, to raczej nieżyczliwe. A więc nie Opatrzności, a Opaczności. (...) I cokolwiek spotkało mnie pomyślnego, zawdzięczam to – moim zdaniem – oku tej drugiej. To znaczy temu konkretnie, że na ogół przymykało się na mnie, nie zwracając na moją osobę szczególnej uwagi.”