Zły to ptak, co własne gniazdo kala – tak mogliby podsumować los Cypriana Kamila Norwida jemu współcześni. On właśnie, mimo iż stawiany obecnie w pierwszym rzędzie wybitnych polskich poetów, za życia nie zdobył sławy ani uznania. Odrzucony przez własne pokolenie, odkryty został dopiero po latach. Co takiego uczynił, że romantycy odnosili się do niego z tak dużą rezerwą?
Przede wszystkim miał śmiałość wyciągać wnioski z naszych dziejów. Klęska powstania listopadowego, którą pamiętał z dzieciństwa, ukształtowała jego światopogląd. Obce były mu apele wzywające do walki niepodległościowej i inne konwencje literackie epoki. W pewnym sensie został nawet ich pierwszym krytykiem.
W lirykach Norwida przewijały się tematy tak ważne jak naród, ojczyzna, patriotyzm, miejsce człowieka w historii. Poeta zawarł w nich jednak znacznie więcej. Zastanawiał się nad miejscem twórcy i rolą sztuki w świecie. Szukał nowych form wyrazu, które stanowiłyby przeciwwagę dla utworów lekkich, schematycznych, służących tylko płytkiej rozrywce. Stanowczo potępiał bylejakość i efekciarstwo. Wszystko to sprawiło, że poeta Norwid był tyleż wyjątkowy, co osamotniony w swych poglądach i swej bezkompromisowej postawie. Wiersze takie jak „Pióro”, „Pielgrzym”, „Do obywatela Johna Browna”, „Fortepian Chopina” – oraz inne zgromadzone w niniejszym tomie – potwierdzają ten status, a poetę stawiają na równi z innymi naszymi wieszczami.