O Ryśku Lewandowskim urodzonym na błotnistym Marymoncie słyszeli wszyscy w okolicy. „Furmański syn z dziada pradziada” doczekał się zacnego chrzestnego, najsłynniejszego bandziora w okolicy, przed którym drżeli nawet przestępcy z Czerniakowa. Chłopcu wyprawiono huczne chrzciny i uznano, iż urodził się pod szczęśliwą gwiazdą. Wraz z nadejściem dojrzałości i wybuchem wojny jego szczęśliwa karta się odwróciła. Stracił bliskich, wyjechał do bazy transportowej. Potem przyszła fascynacja komunizmem... „Sonata marymoncka” z początku miała być częścią większej powieści, którą Marek Hłasko chwalił się już w 1953 r. w liście do swojej ukochanej matki: „Co piszę: 1. Opowiadanie pt. «Sonata Marymoncka». To wie mama, o Syberii. Już nie dużo do końca. Napisałem już 65 stron. Właśnie w tej chwili przyszedł mi na myśl inny tytuł – «Człowiek z ostatniej granicy»”. Po zapoznaniu się z opinią znanego prozaika i krytyka literackiego Bohdana Czeszki autor zaniechał jednak pracy nad tym projektem, przekazując do druku jedynie jego najlepsze fragmenty. Wtedy właśnie wyodrębniły się debiutanckie opowiadanie Hłaski „Baza Sokołowska”, wydane w 1954 r., oraz „Sonata marymoncka”, opublikowana 13 lat później, już po śmierci autora.