Właściwie każdy Polak żyjący w PRL-u próbował, zamierzał wyjechać na Zachód albo chociaż o tym marzył. Całe lata 80. XX w. trwał wielki exodus Polaków, którzy na Zachodzie postanowili szukać szansy na lepsze życie. „Druga Wielka Emigracja” – tak zatytułowany jest rozdział tej książki opisujący, po jakie sposoby sięgali, by się wyrwać za żelazną kurtynę, i jak masowe było to zjawisko. Lata 80. to apogeum ucieczek do Francji, Wielkiej Brytanii, zachodnich Niemiec, Austrii, Stanów Zjednoczonych, Kanady czy Australii, najczęstszych kierunków emigracji. Ale oczywiście i wcześniej Polacy próbowali pokonać żelazną kurtynę. Tyle że było to znacznie trudniejsze, bo zdobycie paszportu graniczyło z cudem. Niektórzy ryzykowali więc życie, porywali samoloty, kutry, jachty, pieszo albo wpław przedzierali się przez „zieloną granicę”. Czasem kończyło się to tragicznie – śmiercią śmiałków albo wieloletnim więzieniem.
W reportażach opisano kilka takich przypadków. W książce znalazły się też rozdziały poświęcone uciekinierom politycznym. To bardzo różne przypadki. Stanisław Mikołajczyk, lider Polskiego Stronnictwa Ludowego i premier rządu emigracyjnego, uciekając potajemnie z Polski w 1947 r., wkrótce po sfałszowanych przez komunistów wyborach, po prostu ratował własne życie. Prawdopodobnie obawiał się o nie także Józef Światło, stalinowiec, wysoki funkcjonariusz bezpieki, który – jak się wtedy mówiło – „wybrał wolność” niedługo po śmierci Stalina, przeczuwając, że zmiana władzy na Kremlu pociągnie za sobą też rewoltę w PZPR, a w konsekwencji i jego upadek. Natomiast dla dwóch PRL-owskich dyplomatów – Romualda Spasowskiego w Waszyngtonie i Zdzisława Rurarza w Tokio – ucieczka była rodzajem manifestacji politycznej. Nie wybierali wcale lepszego życia, bo jako wysokim urzędnikom państwowym wiodło im się na Zachodzie dobrze, lecz wyrazili w ten sposób protest przeciw wprowadzeniu przez generała Jaruzelskiego stanu wojennego. Zdecydowana większość Polaków, którzy opuścili kraj w czasach PRL-u, zrobiła to, dlatego że nie widziała dla siebie w nim żadnych perspektyw. I zdecydowana większość nigdy już na stałe do Polski nie wróciła, co nie znaczy, że nie nazywa jej do dziś swoją Ojczyzną.