Dzieje grzechu to z pewnością powieść odbiegająca od poznawanych w szkole utworów Żeromskiego jak "Syzyfowe prace", "Ludzie bezdomni" czy "Przedwiośnie". W wymienionych lekturach mamy co prawda do czynienia z charakterystyką postaci, jednak utwory w głównej mierze zajmują się tematyką społeczno-polityczną tak charakterystyczną dla twórczości autora (proces rusyfikacji czy problem rewolucji). Co do tematyki "Dziejów grzechu", już sam tytuł wskazuje nam drogę - jest to historia człowieka usidlonenego przez grzech i niepotrafiącego się z niego uwolnić, co prowadzi go do ostatecznej klęski. Stawiane utworowi zarzuty o brak spójności czy banalność tematu miałyby uzasadnienie przy założeniu, że autor pisał książkę, aby napisać cokolwiek, a nie mam odwagi posądzić o to człowieka nazywanego "sumieniem polskiej literatury". Pytanie, czy przedstawiona historia naprawdę jest tak banalna i niedorzeczna? Jak to się dzieje, że kobieta-anioł zmienia się w femme fatale, by na końcu sięgnąć dna? Czy w prawdziwym życiu miłość zawsze jest spełniona? Jaka jest rola człowieka we własnym nieszczęściu, nieszczęściu innych dokoła, często tak bardzo ukochanych? W "Dziejach..." tylko kilka ostatnich stron porusza znaną nam dotychczas tematykę społeczno-polityczą. Cała powieść dotyczy ściśle analizy psychologicznej postaci, czynników determinujących jej czyny, często absurdalnych życiowych sytuacji, które nie wywodzą się z bajki, ale z twardej, brutalnej rzeczywistości. Miłość okazuje się dla bohaterki wszystkim - życiem, myślami, treścią, sensem. Jej brak powoduje pustkę, dahumanizuje, prowadzi do śmierci. Czy jest to tak abstrakcyjne?