Tohańska branka jest opowieścią fantasy stylizowaną na baśń. Można w niej zaobserwować typową dla baśni walkę dobra ze złem, życie w zgodzie z wierzeniami i prawem, które rządzi relacjami międzyludzkimi oraz losami bohaterów. Główna bohaterka, Odylia musi stawić czoła przeznaczeniu, chociaż wcale jej się ono nie podoba. Wszelkie próby ucieczki, złamania prawa, czy życia po swojemu, kończą się niepowodzeniem. W rezultacie Tohańska branka jest opowieścią o cierpieniu młodej dziewczyny, a sprawcami bólu są najbliższe osoby: najpierw ojciec, później brat, przyjaciele, a na końcu - mężczyzna, którego obdarzyła miłością. W powieści pojawia się też konieczność dokonywania wyborów. Bohaterowie sami tworzą swój świat, decydują o losach. Jedna decyzja może zmienić wszystko, wywrócić akcję do góry nogami, nadać wydarzeniom inny bieg. Jest to zatem opowieść o dojrzewaniu do odpowiedzialności za losy swoje i innych ludzi. Na oczach czytelnika młoda, po dziecięcemu naiwna bohaterka staje się dzielną kobietą, gotową wziąć na barki odpowiedzialność za życie najbliższych oraz narodu, którego jest przedstawicielką. Procesowi towarzyszą oczywiście łzy, bunt, chwile słabości, czy zawahania, ale to sprawia, że postać jest wiarygodna, prawdziwa, ludzka. W wypełnionym rozczarowaniami świecie bohaterki jest jednak miejsce na wartości ponadczasowe - przyjaźń i miłość. One odnoszą ostateczne zwycięstwo, przynosząc ulgę zmęczonej psychicznie Odylii. Cóż takiego jest w Tohańskiej brance, co odróżnia ją od pozostałych opowieści fantasy? Przede wszystkim prawdziwość uczuć, łez i radości. Powieść z założenia miała być opowieścią o bólu, nie ma w niej jednak nachalnego bestialstwa, krwawych egzekucji, ani lejącej się strumieniami krwi. Są łzy, krzyki rozpaczy, nawet sińce i fizycznie zadane rany, ale nie zostaje przekroczony próg okrucieństwa. Moim celem było zmuszenie czytelnika do czucia z bohaterami, wejścia w ich psychikę, przeniesienia się do wymyślonego przeze mnie świata i odnalezienia w nim siebie. A co z magią? Czary, zjawiska nadprzyrodzone, zaklęcia... to już było. Nie zmierzam powielać cudzych, choćby najlepszych wzorców. Magia jest głównie w świecie przedstawionym, obyczajowości ludzi, relacjach między bohaterami. Nie odmówiłam sobie jednak przyjemności wprowadzenia magicznego przedmiotu, ale zawdzięcza on moc bardzo przyziemnemu uczuciu - miłości. Bo miłość i przyjaźń same w sobie są zjawiskami magicznymi, których nigdy nikt nie wyjaśnił. Kilka słów o powieści, które napisał jeden z pierwszych jej czytelników: "Fantastyczny, baśniowy świat po mistrzowsku namalowany słowem, oddany z detalami, lecz daleki od ciężkości opisów, tak subtelny, jak tylko kobiece pióro potrafi to oddać. To prawdziwa, ciepła baśń oparta na uniwersalnych wartościach, na idealistycznych wyobrażeniach, daleka od wynaturzonych okrucieństw, pełna szczerych uczuć, wątpliwości i odwagi płynącej nie z pól bitewnych, a z serca, z dzielnej postawy wobec życia pchającego los głównej bohaterki w nieznanym i wydającym się jej wrogim kierunku. Odylia właśnie rozkwita, właśnie zbliża się czas najważniejszych dla niej decyzji. Poznajemy ją uśmiechniętą, pełną mądrości i wiary, by już wkrótce wraz z nią podążyć nieznanymi ścieżkami przeznaczenia, dalekimi od tego, co wydawało się oczywiste. Miłość, uczucia towarzyszące młodości, chwile zawahania Odylii, choć pokazane w baśniowych realiach, nie odbiegają daleko od tych zupełnie rzeczywistych. Jest czas na słabości, pierwsze romanse, jest życiowa konieczność radzenia sobie z przeciwnościami losu. Z pewnością historia Odylii będzie bliska niejednemu czytelnikowi, a zakończenie nie zawiedzie pokładanych w nim nadziei. Tohańska branka to wspaniały przykład tego, że fantasy może nieść w sobie proste, uniwersalne przesłania, nie tracąc przy tym swoich uroków. Autorka daje nam się nacieszyć pięknym językiem, przedstawia nam opowieść ciepłą i świeżą, a relacje międzyludzkie jej bohaterów pokazane są tak, jakbyśmy obcowali z nimi na co dzień."
Jarosław Sapierzyński

 

Fragment:

- Wejdź, Odylko - powiedział wódz. Był bardzo blady, smutny, zgaszony, jakby przygnieciony jakąś niemiłą wiadomością. Bardzo szybko mrugał oczami, co świadczyło o wzburzeniu, nawet gniewie. - Dobrze, że jesteś. Na dźwięk imienia dziewczyny, posłaniec ożywił się, skłonił nisko głowę. - Witaj, pani - rzekł głosem pełnym szacunku. - Witaj, panie - odparła, posyłając mężczyźnie blady uśmiech. - Jak ci na imię? Skąd przybywasz? Posłaniec spojrzał niepewnie w twarz Odylii. Najwyraźniej nie spodziewał się takiego zainteresowania z jej strony. - Jestem Blautus, pani - odparł. - Przybyłem z Tohany, od króla Gidara. Panna drgnęła, w jej oczach pojawił się niepokój. Posłannictwo z królestwa było w Kunicach nie lada wydarzeniem i musiało zwiastować coś złego. Pamiętała, że ojciec kiedyś jeździł do Tohany w jakiejś bardzo ważnej sprawie. Osiągnął swój cel, zwykł jednak mawiać, że zapłacił za niego bardzo wysoką cenę. Miał zapewne na myśli własne zdrowie, bo dwa lata później odszedł do Krainy Wiecznej Szczęśliwości. - Droga musiała być męcząca - rzekła dziewczyna zatroskanym głosem. - Poproszę, aby przygotowano ci komnatę i odpowiedni posiłek, panie. - Dziękuję za gościnę, pani. Niestety, nie będę mógł z niej skorzystać. Muszę natychmiast wracać do domu. - Bez ciepłego posiłku nigdzie cię nie wypuścimy. Pawel! Do jadalni wszedł posługujący chłopiec. - Słucham, pani? - Zaprowadź Blautusa do kuchni. Dopilnuj, by dostał zupę i porcję pieczonego mięsa. Zapewne będzie też chciał chwilę odpocząć przed wyjazdem. Mężczyzna nie śmiał wyrazić sprzeciwu, pokłonił się i w milczeniu podszedł do drzwi. Odwrócił się jeszcze na chwilę, aby zerknąć na zaniepokojone oblicze Odylii, po czym opuścił jadalnię. Dziewczyna spojrzała pytająco na brata.  Zgniótł w dłoni jakąś kartkę, zapewne list od króla. Pismo musiało zawierać jakieś złe nowiny, pomyślnych wiadomości nie traktuje się przecież w taki sposób. Czyżby znowu wzrosły ceny wydobycia i transportu węgla? Na terenie Tabynu nie było kopalni, plemiona musiały korzystać z surowca wydobywanego w królestwie. A może Toheńczykom nie będzie już potrzebne kunickie zboże, bo mają dość tego, które uzyskują z własnych upraw? A może postanowiono zrezygnować z importu owoców, bo psują się podczas transportu? - Co się stało? - zapytała panna zaniepokojonym głosem. - Usiądź, musimy porozmawiać - szepnął Olidar. Posłusznie zajęła miejsce przy stole, położyła rękę na dłoni wodza i ścisnęła ją mocno. Chciała, aby brat wiedział, że może liczyć na jej pomoc, radę i wsparcie. - Mów - zażądała. - Gdy byłaś jeszcze dzieckiem, nasz ojciec obiecał Gidarowi, że zostaniesz żoną jego syna - wyznał niepewnie wódz. - Dlatego nie pozwalałem, żebyś spotykała się z chłopcami, chciałem ci oszczędzić rozczarowań. I chyba słusznie zrobiłem. Blautus przyjechał, żeby mi przypomnieć o umowie. Za kilka miesięcy będziesz musiała opuścić Kunice.