Baśnie jakich jeszcze nie było. A nie było. Urodziły się bowiem w mojej głowie. A moja głowa od wczesnego dzieciństwa aż kipiała od baśni. Baśnie czytali mi rodzice, potem czytałam sama. Wszystkie jednak były dla mnie za krótkie, więc wymyślałam sobie dalszy ciąg. Może dlatego po latach, kiedy zaczęłam pisać i wydawać moje własne książki snułam jedną baśń na wielu, wielu stronach – zdarzało się ponad 300 („Królowa Niewidzialnych Jeźdźców”). Aż pewnego dnia napisało mi się takie zdanie: „Pewien kowal miał dwóch synów i jednego tchórza.”. Od razu zrobiło mi się żal tego syna – tchórza, bo czułam, że to dobry chłopiec. Zrób coś, żebym przestał się bać – prosił – żebym dokonał bohaterskiego czynu. Czy mogłam odmówić tej prośbie? Napisałam baśń zatytułowaną „POSTRASZ – STRACH” i to po raz pierwszy była baśń krótka. Potem zaczął mnie błagać o pomoc Heldor – pies Maleńkiej Królewny, którą kochał nad życie i niestety jej nie upilnował. I jeszcze potem błysnęło Złe Oko, które wznieciło niezgodę w spokojnym grodzie i pewien chłopiec musiał wybrać się na bardzo niebezpieczną wyprawę, aby bronić honoru swego ojca. Czyż mogłam mu nie pomóc?

I tak stopniowo z mojej głowy wyskakiwały różne baśnie. Każdy z was, kto potrzebuje pomocy coś w nich znajdzie dla siebie. Nawet ktoś, kto się martwi, że jego tatuś tylko pracuje i pracuje i więcej czasu poświęca pracy niż życiu rodzinnemu, musi przeczytać „GLINIANĄ GÓRĘ”. Jedynie diabeł Boruta nie wyskoczył z mojej głowy. Krążą o nim bowiem liczne opowieści. Ale ja wymyśliłam swoją, jakiej jeszcze nie było! Diabły są. Są na świecie i w każdym z nas różne złe moce. Można z nimi powalczyć i zwyciężyć.

Marta Tomaszewska