Zostałam grzecznie poproszona o zamknięcie gęby i zapewne słusznie. Ciężar pierwszych wyjaśnień wzięła na siebie Małgosia, później wtrąciła się Julita, następnie pan Ryszard. Kiedy dopuszczono mnie do głosu, Sobiesław patrzył już zupełnie inaczej i słuchał z żywym zainteresowaniem, podszytym lekką zgrozą. Wziął do ręki zapalniczkę i obejrzał ją ze wszystkich stron. ? Więc to państwo go znaleźli... ? popatrzył na Julitę. ? Siostra opisywała panią chyba jakoś inaczej... I rzeczywiście, rozumiem, wmieszali się państwo w zbrodnię wyłącznie przez ten przedmiot... ? I w dodatku to wcale nie jest ten przedmiot, tylko inny ? przypomniałam z irytacją. ? Skąd to się w ogóle wzięło u pańskiego brata? To nie jest rzecz na każdym kroku spotykana. [fragment powieści]