„Filozofię przypadku” rozpoczyna Lem od refleksji nad teorią literatury: rozsierdzony na uczonych profesorów domaga się, by stworzyć w końcu taką koncepcję dzieła, która okaże się zapowiedzią nowych kierunków w literaturoznawstwie. Ale – jak to bywa w jego esejach – wywód rozrasta się w „ogólną teorię wszystkiego” i staje się w końcu apologią przypadku jako uniwersalnego czynnika pozwalającego rozumieć mechanizmy wszelkiego typu ewolucji, decyduje o tym, jacy jesteśmy, jaki jest kosmos, jaki świat istot żywych, i wreszcie – jaka kultura, w której wzrastamy.