Opowiadania dla dorosłych i świadomych swojego bytu, lokalnych patriotów, wracających na łono swojego ojczystego terenu. Autor jest pełen takiej świadomości. Jego przemyślenia zmuszają nas do postawienia sobie retorycznych pytań o istnienie, sens wszystkiego, co nas otacza, co robimy, dlaczego. Wskazuje, boleśnie wyolbrzymiając problemy społeczne, których udajemy, że nie widzimy: upadek moralności, niechęć do życia we własnym kraju, ignorowanie piękna naszej przyrody. I nie tylko obrazy za oknem pociągu czy samochodu są tu ważne. To my, ludzie, Polacy, z naszą historią, tą dalszą i bliższą, zwłaszcza tą bliższą, kształtującą pokolenie stracone(?). Może jednak nie jest jeszcze za późno. Dla tych, co walczyli w wojnie światowej i wojnie z komunizmem — świat jest za ciasny z ich ideałami, są wypaczeni swoimi ideami, zdarzeniami, które prowadzą ku ich własnej zagładzie. Ci, co przeżyli, stają się staruszkami, egzystują na obrzeżach społeczeństwa, które świadomie stara się ich już nie zauważać aż do ich śmierci. A przecież każdy z nas stanie się takim społecznym outsiderem, staruszkiem z wszelkimi z tego faktu wynikającymi konsekwencjami bólów, niemocy i, jak to autor z jednym z ostatnich opowiadań stwierdził, kiedy grawitacja jest jakby silniejsza niż dotychczas.

Czytając te historie, widzimy samych siebie, jakby autor stał obok i pilnie nas obserwował, wytykając nasze jakże olbrzymie słabości, o których nie chcemy pamiętać, zauważać, przyznawać się do nich. Jesteśmy tu tak ludzcy, jak sam człowiek sobie nie potrafi wyobrazić. Telewizja, moc skupiska ludzkiego z owczym pędem bez gustu i własnego zdania, goniącego za kimś kształtującym opinie i gusta… Sztuczność naszego obecnego życia, blichtr kolorowych ubrań, poświęcenie wszystkiego dla zdobycia pieniędzy, brak ideałów i idei, jak byśmy poruszali się w najbardziej realistycznym programie z serii „big brother”. Autor zaś przypomina nieruchomą postać pilnie nas obserwującą i bardzo dotkliwie puentującą to, co przestaje przypominać człowieczeństwo i samego człowieka.

Tytuł „Lektura do WC i nie tylko” jest przewrotny. Lektura bowiem nie jest łatwa i nie do zbagatelizowania, do odłożenia na stos już pozostawionych tam obok sedesu kolorowych pism. Dążąc jednak za myślą autora, można domniemywać, że większość z nas czyta tylko w WC, co powinno skłonić tę większość też do przemyśleń, zwłaszcza, gdy uwięzieni niezbędnym zajęciem, mamy czas dać upust fantazji i spuścić myśl na szerokie wody swojej wyobraźni. Oby wielu z nas jej nie zabrakło, a swoisty lokalny patriotyzm na chwilę chociaż powrócił, drążąc w głowie jakąś nieskończoną myśl nawet po opuszczeniu przybytku dumania.