Satyryczna podróż wierszem z Marianem Załuckim, jednym z najwybitniejszych i najbardziej lubianych polskich satyryków.

„Kiedy satyryk odnosi sukces? Wtedy, gdy czytelnik, widz, słuchacz oglądają świat jego oczyma“- pisze Marek Groński we wstępie do tomiku. Tak było w przypadku Mariana Załuckiego - fantastycznego poety i satyryka, który przez ponad 20 lat zręcznie recenzował i opisywał rzeczywistość przeciętnego człowieka. Mistrzowska konstrukcja, subtelna kpina, zaskakujące rymy i trafna pointa to wyróżnik wierszy Załuckiego, które do dziś pozostają aktualne.

„Słów się zeszło pięć czy sześć

i udają głębszą treść”

Zaprzyjaźniony z Załuckim Ludwik Jerzy Kern nazwał go niegdyś jednym z najdowcipniejszych ludzi w Polsce. Jego wiersze były wesołe, ale – jak pisze Kern „Nie brak w nich również ziarn goryczy. Ta gorycz dotyczy naturalnie naszego współczesnego świata, różnych przejawów życia w naszym kraju i na naszej planecie, rozmaitych ludzkich postaw. Byłaby to gorycz bardzo gorzka, gdyby nie tak celnie lapidarna i do tego okraszona przednim dowcipem“.

Czy ten świat, jego problemy sprzed 50 lat to wciąż nasza rzeczywistość? Czy my jesteśmy podobni? Nasze obawy, postawy życiowe, radości i smutki? Przekonajcie się sami.

Marian Załucki (1920-1979)

Poeta, satyryk, autor książek „Przejażdżki wierszem” (1954), „Uszczypnij muzo” (1955), „Oj-czyste kpiny” (1957,1959), „A nie mówiłem?” (1961), „Niespokojna czaszka” (1965), „Czy Pani lubi Załuckiego?” (1967), „Komu do śmiechu?” (1970), „Przepraszam, żartowałem” (1974).

Urodził się 5 maja 1920 r. w Kołomyi. Wczesną młodość spędził we Lwowie. Po wojnie zamieszkał w Krakowie, gdzie publikował swe pierwsze utwory na łamach Przekroju i Życia Literackiego.  Na estradzie zadebiutował w 1952 r. W latach 1956-67 występował w kabarecie Wagabunda, a od 1962 r. na deskach warszawskich teatrów Syrena i Buffo, a także w kabaretach u Lopka, Dudek oraz w popularnych programach rozrywkowych Podwieczorek przy mikrofonie, Zgaduj zgadula, Poznajmy się. Wielokrotnie wyjeżdżał do USA, Kanady, Wielkiej Brytanii, Francji, Izraela, Rosji na spotkania z publicznością polonijną. Zmarł 13 kwietnia 1979 r. w Warszawie. Po jego śmierci ukazał się wybór jego wierszy Kpiny i kpinki (1985) , który rozszedł się w nakładzie 100 tys. egzemplarzy.

„Ludzie rzeczywiście Załuckiego lubili. Nie tylko panie, panowie również. Lubili jego autoironię, dystans do wszystkich zjawisk, aktualność. Bo Załucki zawsze starał się — jak się to mówi — być na bieżąco. Przede wszystkim lubili jego ogromne poczucie humoru. Podobnie jak kiedyś Chaplin, Załucki w swoich wierszach był zagubionym człowieczkiem, jednym z milionów ludzi uwikłanych w codzienności życia, w małżeństwo, ojcostwo, stosunki służbowe. Ten człowieczek Załuckiego bywał często bezradny wobec zjawisk, które go otaczały. Dawała mu w kość biurokracja, mściło się na nim nowe budownictwo, w którym właśnie dostał mieszkanie, a kiedy wchodził do restauracji, żeby coś zjeść, był sekowany przez obsługę tylko za to, że nie jest obcokrajowcem, ale godnym pogardy krajowcem bezdewizowym.

Człowieczek Załuckiego musiał się jakoś bronić. Był fizycznie za słaby, żeby walić na prawo i lewo, żeby rozdawać kopniaki, żeby wszystko rozstawiać po kątach. Bronił się bardziej wyrafinowanie. Subtelnym żartem, kpiną, doskonale przygotowaną i błyskawicznie wyprowadzoną pointą. Sytuacja jest zawsze zabawna, kiedy ten duży, mocny, pewny siebie, ale nieco tępawy, wystawiony jest na docinki tego małego, chuchrowatego, ale za to błyskotliwego. Załucki znakomicie wykorzystywał ten chwyt i stosował go po mistrzowsku w swoich wierszach.”

Ludwik Jerzy Kern – „Kpiny i kpinki” (1985)