„Gdy po raz pierwszy dostałem tekst tej książki do przejrzenia doznałem wrażenia, że czytam nieznaną pracę Joanny Chmielewskiej. Po kilku stronach zorientowałem się, że to jednak musiał napisać ktoś inny. I czas i miejsca, w których dzieje się akcja (a dzieje się!!!), wykluczają udział słynnej autorki. Jednak jest coś, co łączy debiutantkę ze znakomitą pisarką. Tym czymś jest lekkość budowania intrygi, znakomite dialogi, niespodziewane zwroty akcji. Nie można zapomnieć o humorze, który też jest,niezaprzeczalnym, walorem tej książki. Opowieść, która zaczyna się w Warszawie, szybko przenosi się na pogranicze polsko-czeskie, po kilku stronach, nabierając tempa i trzymając czytelnika na uwięzi aż do Grande Finale. Bardzo fajny, optymistyczny kryminał. Mam nadzieję, że autorka na tym nie poprzestanie”.

„Zza drzwi do piwnicy dobiegło mnie szuranie i jęki.
– Budzisz się, dupku? Ale się zdziwisz, gdy stwierdzisz, że jesteś w pułapce – mruknęłam w kierunku drzwi. – Mam nadzieję, że się przestraszysz równie mocno, jak my przed chwilą.
– Wypuścić człowieka! – usłyszałam.
– Nie przechwalaj się, włamywaczu niemyty! – zdenerwował mnie władczy ton zza drzwi.
– Pani Alina, proszę. Nie mam już skarba. Nie chcę.
– Akurat cię wypuszczę, żebyś mi przywalił w łeb. Łokieć mi wystarczy, łachmyto importowany... Jakiego skarba? – dotarło wreszcie do mnie, co usłyszałam” – fragment powieści