Autor zabiera czytelnika na jedyną w swoim rodzaju rowerową wyprawę po premiach górskich na rogatkach Krakowa. Punkty te są usytuowane w najbardziej tajemniczych zakątkach miasta, wśród starych chat i zagajników, między zapomnianymi kapliczkami a ruinami fabryk i magazynów. Skrzypienie starej kolarzówki wyznacza rytm opowieści, łączących baśniową gawędę z przewodnikiem krajoznawczym, eseistyczną swobodę z precyzją kronikarza.

Rowerowe prozy Jakuba Kornhausera są dowodem na to, że świat znad kierownicy typu „baran”, nawet jeśli ledwo zipie pod grubą czapą smogu, okazuje się barwniejszy, niż mogłoby się nam wydawać.

 

Udała się tutaj rzecz arcytrudna: doświadczenie jazdy na rowerze zostało przełożone na język literatury. Jest w tej książce tempo wytrwałego szosowca i chłopacka radość z jazdy. Ale jest też i uważność wrażliwego poety, który jeździ, by pochłaniać pejzaż. Kornhauser zwykle gna na złamanie karku, ostro wchodzi w zakręty, choć cały czas kontroluje jazdę. Podgląda dzierzby buszujące w cierniowych krzewach przy drodze, a zaraz potem wrzuca sztywniejsze przełożenie i dociska na podjeździe. Przeczytałem tę książkę, poszedłem na rower i kręciłem w rytmie jej zdań.

Filip Springer