Ciążyły mi dotkliwie wszystkie moje emocjonalne uwikłania, intelektualne rozterki, duchowe rozdroża oraz konformistyczne i neurotyczne przyzwyczajenia, prowadzące zawsze do egzystencjonalnego zapętlenia. Potrzebowałem zmiany. Pogrążony w tej potrzebie, obserwowałem mijające dni i wiedziałem, że nie ma dla mnie powrotnej drogi. Miałem pewność, że nie będę już tym, kim byłem i albo stanę w miejscu, stopniowo zapadając się w duchowy mrok i intelektualny bezsens, albo ruszę do przodu ku poznaniu ostatecznej prawdy, otwierając przestrzeń umysłu na coś, co ma wiele określeń, a jednym z nich jest „wyzwolenie”.