Obrazy skompresowane, pieśni streszczone, znaczenia rozchybotane we wszystkie strony naraz. Wiersze-zarysy, choć przypominają notatki spisywane od niechcenia na telefonie, unoszą więcej niż solidne, wykończone frazy. Julek Rosiński, jeden z pierwszych poetyckich debiutantów urodzonych w nowym tysiącleciu, proponuje nowe rozdanie. Niczego nie udowadnia, do niczego nie chce przekonać. Po prostu puszcza słowo po boisku do rzutu młotem i zagarnia – nieobjęte dotąd percepcją – przestrzenie językowej wyobraźni.