Dawne weneckie prawo surowo zakazywało „wylewać krew na ulicę”. Pewnego dnia za jego naruszenie sędzia skazał lekarza, który uratował życie leżącego na ulicy chorego, upuszczając mu krwi. Choć intuicyjnie niesłuszne, zachowanie sędziego trudno krytykować. Gdyby uwolnił lekarza od odpowiedzialności, naraziłby się na zarzut odejścia od litery prawa, a więc zarzut dowolności rozstrzygnięcia.
Z dylematem „duch czy litera” prawnicy borykają się od dawna. W ostatnim czasie górę zdaje się brać podejście nazywane formalizmem prawniczym, które – zdaniem jego zwolenników – mimo wszystkich swoich wad gwarantuje ograniczenie swobody sędziów i urzędników, więc zapewnia stabilność i przewidywalność ich rozstrzygnięć.
Marcin Matczak nie podziela tego przekonania. Wykazuje, że formalizm nie tylko prowadzi do niesłusznych rozstrzygnięć, lecz także jest niezgodny z podstawowymi założeniami pozytywizmu prawniczego i ideą rządów prawa. Przyczyną tej niezgodności jest nieadekwatność podejścia formalistycznego do charakteru języka, którym posługuje się prawodawca. Podejście formalistyczne paradoksalnie nie realizuje podstawowej funkcji procesu stosowania prawa, jaką jest wierność tekstowi prawnemu. Marcin Matczak tezę o błędzie formalizmu uzasadnia przy wykorzystaniu najnowszego dorobku filozofii języka i filozofii prawa, ilustrując swoje rozważania analizą praktyki orzeczniczej. Jednocześnie proponuje zastąpienie formalizmu holizmem interpretacyjnym, który mimo uwzględniania ducha prawa, nie niesie ze sobą ryzyka destabilizacji prawa i dowolności rozstrzygnięć sędziowskich.